Przed laty głośno było o premierze z Krakowa, czyli o Janie Marii Rokicie, swego czasu wpływowym polityku, który – jak powszechnie uważano – miał tekę premiera niemal w zasięgu ręki. Od tego czasu upłynęło już sporo lat, na scenie politycznej chyba większe znaczenie ma jego żona, a niedoszły premier zajmuje się już innymi sprawami. "Premier z Krakowa", to było hasło umieszczone na jego plakatach wyborczych; później było dużo śmiechu, powiadano np., że zamiast premiera w kapeluszu mamy premiera z kapelusza... aluzja do Kazimierza Marcinkiewicza, który został szefem rządu tworzonego przez PiS.
Hipokryzja duetu Donek i Bronek po raz kolejny uderzyła w tarabany, wprowadzając do Sejmu projekt ustawy o zakazie szerzenia nienawiści, gdyż szyderstwa i kpiny z tak szanownej władzy osiągnęły poziom kabaretu, a to ludzi gminu zawsze okropnie denerwowało i denerwuje. Również ustawa obejmie szeroko wszystkich sarkających, polemizujących z niechciejstwem i nieróbstwem, z brakiem kompetencji, wykształcenia, kultury osobistej i etyki polskich notabli.
Konsekwencją będzie rzesza "Staruchów" czy Fryczów siorbiących cienki żurek w tiurmie za to, że demokrację w Polsce brali na serio. Jak można, drodzy państwo, pozwalać na takie inwektywy i insynuacje dyskredytujące jaśnie panujących. Polska demokracja jest przeznaczona dla Brukseli, żeby wyżebrywać kasę. W Polsce demokracja istnieje tylko w propagandzie mediów należących do "dworu". Polacy doświadczają chamo-komunistycznego potworka.
Pojechałam na rowerze w moim poobiednim czasie wolnym do marketów. Byłam w trzech. Zostały jeszcze dwie walizki, fajne dość, ale srebrne. Lepiej, gdy walizka nie jest za ładna, bo może kogoś przyciągnąć, kogoś zainteresowanego jej zawartością. Z powrotem spłoszyłam trzy sarny, które nie bały się wielu jadących samochodów. Byłam od nich daleko, a jednak uciekły przede mną.
Pani starsza chce sama spacerować. Patrzę na nią z góry, ze wszystkich okien po kolei.
Sąsiad znów dzisiaj był, naprawiał znów coś. Dzięki jego pomocy wszystko w tym domu jest stare, nic nie jest wymieniane. Myślałam, że wymieni zamek, ale on coś tam wiercił. Teraz klucza mamy nie wyjmować z zamka, takie jest jego zalecenie.
Mój rower ma opony bez bieżnika, upomnę się o nowe opony w swoim czasie. Najlepszy byłby inny rower, bo takie rowery były w Polsce w latach 60. Ja nie wybrzydzam, nie zależy mi na wyglądzie roweru, ale przydałyby się przerzutki. Ciężko się na nim jeździ.
Huczne ostatki. 13 lutego zaczyna się czas pokuty grzeszników. Wszystko zaczęło się od pokuty przed chrztem.
Dwa tygodnie temu było o pierwszych mnichach. Dziś – o pustelniku, który wobec zbliżającego się chrztu musiał porzucić zakazaną wówczas profesję żołnierza, ale zamiast chrztu w wodzie przyjął chrzest krwi. Wyjaśnijmy, że do IV wieku żadne zabójstwo, nawet na rozkaz, w obronie własnego kraju czy rodziny, nie było dozwalane ochrzczonym.
Czy ja jestem człowiek, obywatel, czy bydlę?
Napisane przez Emanuel CzyżoSyn nasz wyjechał z żoną na kilka dni do Nowego Brunszwiku, aby odwiedzić rodziców żony. A ponieważ mają kota, więc na nas spadł obowiązek, aby przynajmniej raz na dzień odwiedzić go i nakarmić. Wybraliśmy się tam późnym wieczorem i jak zwykle zaparkowaliśmy samochód na ulicy przed ich domem. Opłaciłem parking, włożyłem pokwitowanie do samochodu i poszliśmy odwiedzić kota.
Zajęło to nam nie więcej niż 15 – 20 min. Wracamy, otwieramy samochód, zapalamy światła i… widzimy, że za wycieraczką znajduje się żółty kawałek papieru.
Jednym z problemów polskiej debaty politycznej jest brak programu reform; dlatego z prawdziwą przyjemnością przedstawiamy Państwu propozycję programową człowieka czynu i praktyki, Jana Kowalskiego, stałym Czytelnikom znanego z publicystyki kilka lat temu zamieszczanej na naszych łamach.
Nie bójmy się myśleć o Polsce radykalnie i do końca. Przyszłość, nawet ta najbliższa, może bowiem nieść wielkie zmiany dla Europy i świata. Zapraszamy więc do wspólnego myślenia z troską o Polsce. (red.)
III. 3. Prawdziwy wysyp fałszywych proroków.
To, że nie jesteśmy zieloną wyspą jest tajemnicą już tylko dla najsłabiej poinformowanych. Przede wszystkim zdają sobie z tego sprawę kreatorzy przekształcenia Polski Ludowej w III RP. Wytrwale czuwający nad tym, aby życie polityczne, społeczne i kulturalne kraju przebiegało pod ich kontrolą. I dbający o to, aby w warunkach kryzysu, przy zakładanym wybuchu niezadowolenia społecznego, skierować to niezadowolenie we właściwe kanały. Nie ma się czemu dziwić. Wszystkie zmiany ekip w Polsce komunistycznej odbywały się według tego samego scenariusza, ze sprowokowaniem dramatycznych sytuacji włącznie. Ostatnia zmiana w roku 89-tym przeprowadzona została pod dowództwem Czesława Kiszczaka. Szef tajnych służb wojskowych i cywilnych nazwany został głównym architektem porozumień Okrągłego Stołu przez dopuszczoną do władzy opozycję. I nie widzę powodu, żeby w to zapewnienie nie wierzyć. Dwadzieścia pięć lat później dzieci Kiszczaka w dalszym ciągu czuwają nad naszym bezpieczeństwem.
Niektórzy mawiają, że "pamięć jest ważna". Nie wolno im wierzyć. Pamięć nie jest ważna. Pamięć jest najważniejsza. Bez pamięci człowiek nie istnieje. To pamięć tworzy nasze "ja", skutecznie chroniąc naszą tożsamość.
Tak jest. Wszak ani tożsamość nie jest wodą, ani człowiek gąbką, którą można wycisnąć i w innej cieczy zanurzyć. Musimy zatem pamiętać, dokąd dotarła Polska, spychana w otchłań przez szajkę łgarzy, złodziei i bandytów. Nie kryjmy również, że w tym miejscu znalazła się w wyniku naszych wieloletnich zaniedbań i zaniechań. Obserwujmy uważnie pozostałości Rzeczypospolitej – swoiste śmietnikowisko, na którym ludzie tuskoidalni, buńczucznie zwący siebie politykami, produkują tabuny zdegenerowanych moralnie urzędasów, wespół w zespół zawłaszczając współobywatelom ostatnie obszary wolności.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Jakoś tak nie za wiele piszą w gazetach o historycznej wizycie, prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada w Egipcie. Coś się psuje w bliskowschodnich układankach, co może oznaczać bliski termin szerszego konfliktu.
Egipt jest ważny, bo to najludniejsze państwo arabskie, także ideologiczna "stolica Arabii". Wygląda na to, że egipska armia nie chce, albo nie może, być już policjantem amerykańsko-izraelskich interesów (pomimo ochoty na coroczną rentę z Waszyngtonu w wysokości 1,5 mld dol.), co może oznaczać, że układ z Camp David będzie można odłożyć ad acta.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Kilka lat temu w Krakowie na spędzie narodowców poznałem pana Bogdana Kulasa, wiceprezesa norweskich Polaków z Oslo. Potem zaoferowałem mu przyjechanie z prelekcją o Białorusi i tamtejszych Polakach. Oczywiście chętnie mnie gotów był przyjąć, ale musiałem sam pokryć koszt przylotu.
Ponieważ bilety na linię lotniczą Ryanair są dziwnie tanie, zapłaciłem 101 zł, więc postanowiłem zainwestować w wyprawę do tego kraju i pokryć wydatki ze sprzedaży mej książki o Białorusi i tamtejszych rodakach oraz kilku książek mego Wuja Jana Meysztowicza, który podobnie jak mój Ojciec i Stryj walczył w Narwiku i opisał swe przygody w dawno wyczerpanej książce pt. "Saga Brygady Podhalańskiej".
Pan Bogdan przywitał mnie na lotnisku i wraz z uroczą żoną gościł cztery dni, co dało mi okazję nie tylko poznania tamtejszych rodaków i przejechania się po tym mieście i jego okolicach. Miałem szczęście, pogoda była idealna, lekki mróz i sporo śniegu. Pagórkowate, skaliste okolice Oslo wyglądały przednio, zwłaszcza wieczorem, gdy w rozsianych po tych pagórkach domach świeciły światła w oknach.
Polaków trochę przybyło tu po 1945 r., ale wielka fala ma miejsce dopiero od kilku lat, a samolot Ryanair są zapełnione praktycznie tylko Polakami. A połączenia są nie tylko z Warszawy i od grudnia nieczynnego lotniska w Modlinie, ale jeszcze Krakowa i Poznania.
Lecieli z mną różni ludzie, sporo budowlańców, kilku inżynierów pracujących dla norweskich firm w Białymstoku. Kilka pań jadących odwiedzić mężów oraz wiele osób, które tak czy inaczej się tu zadomowiły.
Gros mieszkających tu rodaków pracuje na różnych budowach, ale mało jest polskich firm budowlanych. Jest sporo polskich inżynierów w różnych tutejszych firmach, a panie jak w USA czy Kanadzie sprzątają domy i sobie to chwalą. Łatwo jest zarejestrować jednoosobową firmę i pracować legalnie, odprowadzając należyte podatki.
Pierwszy mój występ był sobotniej szkole w Oslo, gdzie dokształca się około stu polskich dzieci, i poproszono mnie, bym zrobił im wykład o walkach Polaków w czasie II wojny światowej. Ponieważ już właśnie na ten temat miałem wykłady na Białorusi, poszło mi sprawnie, ale najważniejsze, że zauważyłem, że jest świetna okazja dla organizowania równocześnie odczytów dla rodziców, którzy przyjechali tu z swymi pociechami. Spędzają czas na pogaduszkach, bo przy tutejszych odległościach nie opłaca im się wracać do domu czy jechać na zakupy. Mógłby tu przyjeżdżać ktoś ciekawy mający na sumieniu jakąś książkę, a sprzedając ją, mógłby z nawiązką pokryć koszty przyjazdu. Zresztą zapewne taka sama jest sytuacja w większych skupiskach polskich w Szwecji czy Danii, gdzie są też polskie szkoły. Czy to wykorzysta Wspólnota Polska, której prezes nie potrafi odpisać na najprostsze listy i nigdy w swej kadencji nie mógł znaleźć czasu na mnie?
Ciekawy jest fakt, że w Norwegii bardzo wiele domów jednorodzinnych jest pomalowanych na czerwono. Ponoć kiedyś, gdy w Skandynawii była bieda, najtańszą farbę robiono z rudy żelaza i... oleju.
Inną ciekawą rzeczą jest stworzenie przez córkę króla Anne Luis szkoły nawiązywania kontaktów z aniołami. Oczywiście udałem się tam dzięki panu Bogdanowi, ale szkoła była zamknięta. Podczas pobytu okazało się, że mój gospodarz jest zawziętym endekiem i Marszałka Piłsudskiego traktuje jak zbója, bo ponoć wielki profesor Koneczny zaszeregował Go do tego grona na równi ze Stalinem i Hitlerem. To oczywiście nie przypadło mi do gustu i mieliśmy utarczki. Boleję, że nadal wielu endeków nie ma nic mądrzejszego do roboty, jak zwalczać kult Marszałka, a trzeba powiedzieć szczerze, że piłsudczycy na pewno teraz nie prowadzą nagonki na Romana Dmowskiego jak oni na Marszałka.
Pan Bogdan też jest zwolennikiem pana Romana Giertycha, którego uważam za głupka i błazna, bo odżegnuje się od endecji i nawet dość silnej, odtworzonej przez się organizacji Młodzież Wszechpolska. Może się mylę, ale paradowanie z imć Komorowskim 11 listopada nikomu nie zaimponowało. Ba, nie przybyło mu zwolenników ani na prawicy, ani na lewicy i wielu określiło go po tym jako polityczną dziwkę.
Norwegia dzięki pokładom ropy i gazu u swych brzegów jest bardzo bogata i tylko częściowo należy do Unii Europejskiej, korzystając z tego, gdy jest to jej wygodne. Równocześnie są wielkie podatki, choć jest też stale nadwyżka budżetowa, czyli co najmniej część podatków można by zlikwidować.
Równocześnie obowiązuje tu "poprawność polityczna", jest więc grzechem, gdy w książce dla dzieci powiedziane jest, że tata wraca z pracy, a mama gotuje obiad.
Na jednej rzeczy wyraźnie się zawiodłem. Tutejsze sklepy z używaną odzieżą są strasznie drogie i poza dwoma krawatami i jednym beretem niczego taniego i ładnego nie mogłem znaleźć.
Wśród ciekawych ludzi znalazłem profesora politechniki, który jest wybitnym specem od metali. Kilkanaście lat temu, gdy u wybrzeży Norwegii była katastrofa wieży wiertniczej, w końcu poproszono jego, a on stwierdził, że noga wieży pękła w wyniku eksplozji. Była potem dyskusja, kto mógł w tym maczać ręce, ale władze Norwegii, by skończyć poszukiwania, postanowiły przerwać dyskusje i pozostała część wieży zatopić.
Ten pan, który nie kwapi się, by podawać jego nazwisko w prasie, twierdzi: Jeżeli dwa miecze uderzają w siebie, to nie może być tak, że oba nagle pękają. Pęka tylko jeden, więc jeśli "pękła brzoza", to nie mogło jednocześnie pęknąć skrzydło, i odwrotnie, bo inaczej zachowuje się metal, gdy normalne siły powodują jego pęknięcie, a inaczej, jak pęknięcie nastąpiło w wyniku eksplozji. Dlatego trzeba zbadać miejsce na skrzydle, gdzie nastąpiło pęknięcie, i miejsce na kadłubie samolotu, od którego odleciało skrzydło.
W sobotę miałem występ w biurze pana Bogdana, na które przybyło 16 osób, a w niedzielę po Mszy św. w kościele w Oslo. Teraz w tym kraju pracuje w różnych parafiach aż 30 polskich księży, a najciekawsze, że na samej północy kraju jest polski klasztor sióstr karmelitanek, które w dość luterańskiej Norwegii zupełnie dobrze się zaaklimatyzowały.
Aleksander graf Pruszyński
W naszym nieszczęśliwym kraju kwitnie życie po życiu, objawiające się, jak wiadomo, w tzw. potępieńczych swarach. Potępieniec, a więc człowiek poza życiem, w kondycji swojej niczego zmienić już nie może, ale jeszcze może złorzeczyć, demoralizować innych i dopuszczać się jednego z najbardziej zagadkowych grzechów głównych. Jak zauważył św. Jan Maria Vianey, każdy grzech główny dostarcza człowiekowi przynajmniej chwili przyjemności. Np. pycha; zanim balon nie zostanie przez kogoś przekłuty, człowiek wyobraża sobie na swój temat bógwico, co niewątpliwie musi dostarczać mu przyjemności. Podobnie chciwość; któż nie chciałby wytarzać się w złocie, nawet jeśli szkoda mu wydać z tego choćby sztukę, żeby sobie z przyjaciółmi wypić i zakąsić. Nieczystość byłaby samą przyjemnością, gdyby – jak zauważył Karol Irzykowski – nie towarzyszyły temu dwie zmory w postaci obawy zarażenia i obawy zapłodnienia. Dzisiaj trzeba dodać do tego zmorę trzecią, albo i czwartą. Trzecia – to możliwość, że natrafi się na osobę podobną do legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: "Anna Grodzka" – co może być przeżyciem gorszym od śmierci – no a czwartą – że człowiek, oskarżony o "molestowanie", już do końca życia nie uwolni się od natrętnej ingerencji jakichś "obrońców praw kobiet". Obżarstwo i opilstwo – dopóki nie wystąpią objawy niestrawności albo dopóki nie zbuntuje się wątroba, przyjemności jest całkiem sporo. Gniew – ach; człowiekowi rozgniewanemu wydaje się, że jest nie tylko lepszy od innych, ale również – że rozstawia ich po kątach, aż czuje – jak śpiewał Wiesław Michnikowski – że "mu mija" i zaczyna się wstydzić tamtego wybuchu. Lenistwo – to byłaby przyjemność, gdyby ktoś za to płacił, ale niestety nie ma głupich. I tylko jeden grzech – powiada święty kapłan Chrystusa – nie dostarcza człowiekowi ani chwili przyjemności, przeciwnie – od samego początku przysparza mu niewymownej udręki. Zazdrość – bo o niej mowa – jest dowodem zarówno na tajemniczość natury ludzkiej, jak i jedynym grzechem głównym możliwym do praktykowania w fazie życia po życiu.
Nasi Umiłowani Przywódcy, którzy samodzielne uprawianie prawdziwej polityki mają od bezpieczniaków surowo zakazane, zajmują się już tylko sobą, co wyraża się zarówno w potępieńczych swarach, jak i przekomarzaniach, mających stworzyć pokazową namiastkę życia politycznego.
Jak przypuszczałem, pomysł biłgorajskiego filozofa, by nasz nieszczęśliwy kraj wystawić na pośmiewisko świata poprzez wysunięcie na stanowisko wicemarszałka Sejmu osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: "Anna Grodzka", zreflektował Umiłowanych Przywódców. Postęp – owszem – ale w granicach przyzwoitości. Podobnie myślał Jarosław Haszek, zakładając Partię Umiarkowanego Postępu (W Granicach Prawa). Wykombinowali sobie tedy, że owszem – kandydaturę osoby legitymującej się – i tak dalej – można będzie głosować dopiero wtedy, jeśli w Prezydium Sejmu będzie wakat na skutek odwołania albo rezygnacji wicemarszalicy Wandy Nowickiej. Tedy wbrew jej macierzystemu klubowi, który cofnął jej rekomendację, pozostałe kluby stają murem za Nowicką, żeby tylko nie dopuścić do najgorszego.
Biłgorajski filozof, któremu w ten sposób psują zabawę, zapowiedział wyrzucenie Nowickiej z klubu. No cóż; mała szkoda, krótki żal, tym bardziej że – po pierwsze – w klubie biłgorajskiego filozofa aż roi się od typów spod ciemnej gwiazdy (w sprawie z powództwa Jana Kobylańskiego przeciwko Radosławowi Sikorskiemu niezawisłe sądy orzekły, że określenie: "typ spod ciemnej gwiazdy" nie przekracza granic dozwolonej prawem krytyki, tedy korzystajmy!), a po drugie – funkcja wicemarszalicy to co najmniej 5 tysięcy złotych miesięcznie dodatkowo. Ileż takich miesięcy czeka nas jeszcze do końca parlamentarnej kadencji w roku 2015? Nic dziwnego, że na pani Nowickiej pogróżki biłgorajskiego filozofa nie robią specjalnego wrażenia.
Oczywiście na przekór Umiłowanym Przywódcom i znienawidzonej konserwie, postępowi mikrocefale rozpływają się w uwielbieniu dla osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi – i tak dalej – a jeśli potępieńcze swary potrwają jeszcze trochę, to kto wie – może obwołają ją Miss Polonią – od czego świat już prawie na pewno nas pokocha. Przysłowie powiada, że "każda potwora znajdzie swego amatora" – co w naszym nieszczęśliwym kraju niestety się sprawdziło, i to w skali masowej.
Tymczasem, kiedy w Sejmie i w niezależnych mediach toczą się potępieńcze swary, nasi okupanci za pośrednictwem rządu podsunęli Sejmowi projekt ustawy o uczestnictwie zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Gołym okiem widać, że chodzi o tzw. bratnią pomoc w tłumieniu rozruchów i trzymaniu naszego mniej wartościowego narodu tubylczego za mordę. W perspektywie zaostrzenia "walki z faszyzmem" i realizacją scenariusza rozbiorowego, potrzeba stworzenia pozorów legalności dla takich targowickich praktyk wydaje się paląca, toteż nic dziwnego, że rząd skierował projekt tej ustawy do Sejmu akurat teraz, kiedy objawy kryzysu coraz dotkliwiej dają o sobie znać. Ciekawe, czy ten kolejny, milowy krok w kierunku osłabienia suwerenności Polski, napotka jakiś sprzeciw ze strony Umiłowanych Przywódców – choćby taki, jaki objawił się w przypadku pomysłu udelektowania nas instytucjonalizacją "związków partnerskich".
Obok pobożnego ministra Gowina, który nie tylko zarzucił wszystkim projektom niekonstytucyjność, ale w dodatku zmobilizował ponad 40 posłów Platformy Obywatelskiej do głosowania za ich odrzuceniem, najostrzej swój sprzeciw wyrazili posłanka PiS Krystyna Pawłowicz i czarnoskóry poseł PO, John Godson, który w dodatku w programie znanego z żarliwego obiektywizmu red. Tomasza Lisa otwartym tekstem stwierdził, że homoseksualizm jest grzechem.
Mikrocefale mają w związku z tym potężny dysonans poznawczy, bo myśleli, że poseł Godson, jako Murzyn, będzie śpiewał z właściwego klucza, a tymczasem on swoje wie i najwyraźniej nic sobie z tego całego gówniarstwa nie robi. Do tego doszło, że poseł Godson musi pouczać przedstawicieli katolickiego narodu polskiego, co jest grzechem, a co nie jest.
Ale sprawdza się na nas to, przed czym Pan Jezus ostrzegał Żydów, którym się wydawało, że jako potomkowie Abrahama, zjedli wszystkie rozumy: "a nie próbujcie sobie mówić: Abrahama mamy za ojca – bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi". I rzeczywiście; miałem kiedyś w grupie studenta Murzyna – i tylko on jeden wiedział, na czym polegał polski przedwojenny program prometejski, a żaden ze studentów Polaków – nie, bo w ogóle o nim nie słyszeli. Czyż w tej sytuacji możemy się dziwić, że tubylcza razwiedka też chce skorzystać z pomocy gestapo, NKWD i Mosadu, żeby wziąć nas za mordę?
Rozwiązania siłowe – swoją drogą, a rozwiązania polityczne – swoją. W środowisku naszych okupantów najwyraźniej trwa burzliwa fermentacja na temat przebudowy sceny politycznej. Wszystko – jak powiadają gitowcy – "gra i koliduje", to znaczy – ma być lewica z Aleksandrem Kwaśniewskim, prawica z pobożnym ministrem Gowinem i centrum z Januszem Piechocińskim z PSL.
Aliści Międzynarodowy Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu odtajnił materiały dotyczące tajnych więzień CIA w Polsce, co może nie tylko doprowadzić do poważnych komplikacji w rekonstruowaniu lewicy, zwłaszcza z Leszkiem Millerem i Aleksandrem Kwaśniewskim na czele – ale również – a może nawet przede wszystkim – może być sygnałem eliminowania obecności amerykańskiej agentury w naszym nieszczęśliwym kraju, w następstwie czego pozostanie tu już tylko agentura niemiecka, rosyjska i izraelska – wszystko zgodnie ze scenariuszem rozbiorowym, w ramach którego Niemcy doprowadzają do zgodności art. 116 swojej konstytucji mówiącego o granicy z 1937 roku ze stanem faktycznym, Rosjanie – do utworzenia między zjednoczonymi Niemcami a "swoją" częścią Europy "strefy buforowej", a więc obszaru rozbrojonego i pozbawionego przemysłu ciężkiego, którym administrowała będzie szlachta jerozolimska. Dopiero na tym tle możemy w pełni zrozumieć charakter i wagę rządowego projektu ustawy o udziale zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej.
Stanisław Michalkiewicz
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…