Jednym z problemów polskiej debaty politycznej jest brak programu reform; dlatego z prawdziwą przyjemnością przedstawiamy Państwu propozycję programową człowieka czynu i praktyki, Jana Kowalskiego, stałym Czytelnikom znanego z publicystyki kilka lat temu zamieszczanej na naszych łamach.
Nie bójmy się myśleć o Polsce radykalnie i do końca. Przyszłość, nawet ta najbliższa, może bowiem nieść wielkie zmiany dla Europy i świata. Zapraszamy więc do wspólnego myślenia z troską o Polsce. (red.)
Próba dotarcia do rzeczywistych interesów i uwikłań jest z góry skazana na niepowodzenie, ponieważ musiałaby trwać dłużej niż każde życie ludzkie. Z drugiej strony, przyjęcie w wyniku odmiennych wizji Polski gotowego założenia, typu my dobrzy, bo My, i oni źli, bo Oni, również niczego nie załatwia. I prowadzi jedynie do śmiesznych konkluzji, że nasza kurwa i nasz alfons i złodziej są dobrzy, bo są nasi. A oni, a oni to są po prostu kurwy, alfonsy i złodzieje. Sensu w tym nie ma żadnego. I wiem jedno, w ten sposób na pewno nie znajdziemy wyjścia z sytuacji podbitego terytorium, w jakiej znajdujemy się obecnie. To są próby odgrzewania starych klęsk, konfederacji targowickiej i konfederacji barskiej. I prowadzą jedynie do kolejnych narodowych tragedii, do jakich niewątpliwie należy utrata własnego państwa. Na taki widok i na takie podziały nasi wrogowie zewnętrzni i wewnętrzni jedynie zacierają ręce.
Ponieważ nie lubię tracić czasu na rzeczy, które nie mają sensu, wolę poleżeć na plaży albo na tapczanie, nie mam zamiaru zajmować się tu dowodzeniem racji którejkolwiek z głównych stron konfliktu w Polsce. Oczywiście sympatyzuję z jedną z nich, ale wynika to z normalnego jeszcze wychowania – kiedyś nie kopało się leżącego, co dziś w Nowym Świecie wcale nie jest już takie oczywiste. I współczuję też drugiej, teoretycznie zwycięskiej, którą jako nową Partię Władzy opisałem już w roku 2004, a która coraz bardziej prymitywnym pijarem próbuje ukryć coś, co widzi najmniejsze dziecko, że król jest nagi. I na nic się zdadzą tabuny usłużnych dworzan podziwiających nowe, jeszcze piękniejsze szaty.
Nie utożsamiam się z żadną z tych sił, ponieważ żadna z nich nie interesuje się moim losem, losem zwykłego Polaka. A co więcej, nie proponuje niczego, co miałoby mnie do nich przekonać. Mam się tylko nie wtrącać, a tymczasem kompletnej erozji uległy struktury i infrastruktura państwa, tak że państwa poza systemem poboru podatków w zasadzie nie ma. I to Partia Władzy próbuje uzasadnić przyjmowaniem standardów europejskich. A Uczciwi Patrioci próbują mnie przekonać, że oni te wdrożenia europejskie wprowadziliby dużo uczciwiej. To tak jakby za komuny wybierać pomiędzy uczciwym komunistą a takim, z którym można było co nieco załatwić. Otóż nie! Dla narodu i dla państwa polskiego jest to z gruntu fałszywa alternatywa. W dalszej części tekstu przedstawię inny pomysł na państwo, pomysł, który już 500 lat temu przyjęty przez obywatelski naród polski, czyli ówczesną szlachtę, zaowocował nie tylko największą wolnością indywidualną człowieka, ale i uczynił z Rzeczpospolitej najzamożniejsze państwo świata.
III. 2. Biały kot, czarny kot, czyli Rozum kończy się na granicy
Pisząc dwadzieścia lat temu "Dziury w mózgu", miałem jednak nadzieję, że z upływem czasu ubytki, jakie wyrządził komunizm w naszych narodowych umysłach, będą malały. W końcu otworzył się dla nas świat. Zniknęła cenzura myśli i słów. Niestety, upadek komunizmu został przeprowadzony (!) w sposób kontrolowany przy wykorzystaniu warstwy kulturalnej, pod władzą komuny i za jej przyzwoleniem udającej niezależność. Ludzie ci, naukowcy, literaci i wszelkiej maści artyści, zawdzięczali swój byt i pozycję pieniądzom państwowym, czyli komunistycznym. Teraz zostali wykorzystani przez pozostających w dalszym ciągu dysponentami funduszy komunistów do uwiarygodnienia przemian. Nie było to specjalnie trudne, ponieważ każda z tych osób, żeby zaistnieć w komunie, musiała przejść specjalny trening mózgu. Z wykastrowanym umysłem trudno jest samodzielnie myśleć, nawet jeśli oficjalnie zmieni się system. Na szczęście jest "Gazeta Wyborcza", telewizja Polsat i TVN, ekspozytury nowego systemu. Wystarczy obejrzeć, wysłuchać, przeczytać z samego rana i już wiadomo, co myśleć przez pozostałą część dnia. Kogo popierać, a kogo potępiać. Na wszelki wypadek lepiej w ogóle nie próbować myśleć. Jeśli najważniejsze autorytety zadecydują, że białe jest czarne i na odwrót, to tak jest, aż do czasu gdy tego nie unieważnią. Polska została ogłoszona zieloną wyspą, to nią jest. Zostanie ogłoszona czarną dziurą, to tak samo nią będzie. Niestety, obroną przed taką postawą, jaką często spotyka się u krytyków systemu powszechnej szczęśliwości, nie jest myślenie, ale prosta negacja. Sprowadzająca się do słynnych już słów: nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych oglądałem film Emira Kusturicy pod tytułem "Czarny kot, biały kot". Fajny film, naprawdę. Spokojny byłem do finałowej sceny, kiedy to dwa koty, zgodnie z tytułem biały i czarny, zaczęły się najzwyczajniej w świecie marcować. To zboczona świnia, pomyślałem w pierwszym odruchu o reżyserze, żeby kot z kotem? Jednak po wyjściu z kina przestało mi się to zgadzać. Film nie był z gatunku poprawnych. Zacząłem sprawdzać. Polski tytuł był tłumaczeniem z języka angielskiego, który brzmiał: Black Cat White Cat. Nie zadowoliło mnie to, w końcu Emir Kusturica w dużej części jest Słowianinem jak i ja. Dotarłem do oryginalnego, serbskiego tytułu i odetchnąłem, brzmiał: Crna mačka, beli mačor. Przecież najmniejsze dziecko potrafi zrozumieć serbski tytuł i poprawnie go odczytać jako czarna kotka (kocica), ale na pewno nie kot, biały kocur lub kot jak kto woli. Nigdzie nie spotkałem się z poprawnym polskim tłumaczeniem. Na tym właśnie polega upadek samodzielnego myślenia.
Ta wydawałoby się zabawna scenka dobitnie obrazuje, co stało się z nami w ciągu ostatnich dwudziestu lat. I w jakiej kondycji umysłowej znajduje się nasza elita intelektualno-kulturalna. Za komuny było prościej. Nic nie zmieniało się przez lata. Łatwiej było w tym wszystkim się poruszać. Teraz świat stał się dynamiczny, ze starych dowcipów o pedałach już się nie można śmiać, bo można źle skończyć. Trzeba być czujnym i na wszelki wypadek w ogóle nie myśleć. Przetłumaczyli Anglicy, jak umieli, niech oni się tłumaczą, my jesteśmy kryci. Tak z filmu, jak i tytułu można się pośmiać. To, o czym zaraz napiszę, wcale nie będzie do śmiechu.
Przykładem o wiele poważniejszym jest przypadek komentowania wartości naszej waluty w odniesieniu do siły polskiej gospodarki. Otóż wszyscy eksperci gospodarczy zajmujący się, jakkolwiek by było, zawodowo problemem, nie mają najmniejszego problemu z poprawnym zrozumieniem tematu, jeżeli tylko występuje poza granicami naszego państwa. Współczują Japonii, której jen ciągle się umacnia, powodując podrożenie japońskich produktów, a tym samym spadek konkurencyjności japońskiej gospodarki w świecie. Potrafią nawet odnaleźć winnego w postaci Chin grających ogromnymi rezerwami dolarów na to umocnienie, czyli wykończenie konkurenta. Potrafią bezbłędnie odczytać zagrożenie, jakie dla gospodarki Szwajcarii niesie spekulacyjne umocnienie franka, bo kto teraz kupi o 30 proc. droższą czekoladę milka. I w pełni akceptują działania obronne centralnego banku Szwajcarii. Akceptują również obronne działania Japonii. Po takim przygotowaniu przekroczmy granicę naszego państwa. I co się okazuje? Natychmiast działa syndrom białego i czarnego kota. Według wszelkich argumentacji tychże ekspertów, umocnienie polskiego złotego świadczy o sile polskiej gospodarki, zaufaniu do nas rynków światowych. O tym, że dzieje się dobrze, a nie źle. Cały świat obniżył bankowe stopy procentowe to w relacji tychże ekspertów bardzo dobre, bo pobudza gospodarkę. Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy, to bardzo dobrze, bo klienci banków nie stracą i nie stracą do nas zaufania światowe rynki finansowe.
Skąd taka schizofrenia? Chciałoby się zapytać. Odpowiedź na to pytanie jest jednak na tyle prosta, że nie wymaga specjalistycznych badań psychiatrycznych. Eksperci ekonomiczni mogą sobie pozwolić na szczerość zgodną z ich poziomem wiedzy w przypadku zjawisk występujących poza granicami Polski. Po mentalnym przekroczeniu granicy naszego pięknego kraju w ich umysłach zapala się natychmiast czerwona lampka. Tu wszystkie zjawiska muszą wytłumaczyć zgodnie z interesem swoich pracodawców, a zatem wprost przeciwnie do interesu okradanych przez światowe korporacje pieniądza obywateli polskich. Wystarczy prześledzić, w jakich instytucjach zatrudnieni są ci eksperci, kto im płaci za wygłaszanie oczywistych bredni. Aby potem dojść do smutnej konstatacji – nie ma polskich niezależnych ekspertów gospodarczych. Nic dziwnego skoro nie ma już prawie polskich instytucji finansowych, a najwyższe ekonomiczne autorytety dawno zostały kupione przez zagraniczne ośrodki. Każdy chce żyć, autorytety również, prawda?
Sprzedanie zagranicznym ośrodkom prawie całej bankowości i całej sfery finansowej, jakie zafundowały nam kolejne rządy III RP, pozbawiło gospodarkę polską naturalnego wsparcia potrzebnego do jej rozwoju. Podjęto próbę budowy nowego państwa nie w oparciu o rozwój narodowej przedsiębiorczości, ale poprzez ściągnięcie kapitału z zewnątrz. Dzięki temu system władzy po upadku komunizmu nie tylko nie został zredukowany, ale umocniony liczebnie i finansowo. Nie dałoby się jednak tak łatwo zagranicznego kapitału przyciągnąć, nie oferując mu dużo większych korzyści niż miał gdzie indziej. Dlatego gdy Europejski Bank Centralny ustalał główną stopę na poziomie 3,5 proc. i natychmiast taką samą stopę ustalał Bank Czech, żeby uniknąć niebezpieczeństwa napływu kapitału spekulacyjnego, Polska oferowała oprocentowanie dwukrotnie wyższe. Chwilowo III RP osiągnęła pełny sukces – udało się stworzyć organizację państwa zupełnie niezależną od własnych obywateli. To dlatego władze państwowe nie martwią się losem Polaków. Przedsiębiorcy niech plajtują, bezrobotni mogą przecież wyjechać, dzieci – po co komu dzieci. Ale cena tego sukcesu jest ogromna. Wewnątrz jeszcze chyba tylko urzędnicy i beneficjenci systemu, jakieś 8 proc. ogółu Polaków, identyfikują się z państwem. To jednak pół biedy, w końcu sam również nie identyfikuję się z tą wydmuszką państwa. Jednak ten sukces, sfinansowany w dużej mierze dzięki napływowi zagranicznego kapitału spekulacyjnego, uczynił z III RP zakładnika w rękach spekulantów. W zależności od tego co im się w danej chwili opłaca, mogą spowodować drastyczne umocnienie bądź osłabienie złotego. Mogą powodować nagłe wzrosty i spadki. Poprzez zwykły szantaż mogą nie dopuścić do obniżenia stóp procentowych, co stało się faktem we wrześniu 2012 roku. Niestety, ten sukces Polskę (rozumianą jako ojczyzna wszystkich Polaków) prowadzi prostą drogą do ruiny. Ten sukces doprowadził do ruiny moją małą firmę produkcyjną. A wszystko dzięki współpracy zachodniego spekulanta i polskiego eksperta finansowego, obecnie największego przeciwnika rządu Donalda Tuska.
ciąg dalszy za tydzień
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!