Pojechałam na rowerze w moim poobiednim czasie wolnym do marketów. Byłam w trzech. Zostały jeszcze dwie walizki, fajne dość, ale srebrne. Lepiej, gdy walizka nie jest za ładna, bo może kogoś przyciągnąć, kogoś zainteresowanego jej zawartością. Z powrotem spłoszyłam trzy sarny, które nie bały się wielu jadących samochodów. Byłam od nich daleko, a jednak uciekły przede mną.
Pani starsza chce sama spacerować. Patrzę na nią z góry, ze wszystkich okien po kolei.
Sąsiad znów dzisiaj był, naprawiał znów coś. Dzięki jego pomocy wszystko w tym domu jest stare, nic nie jest wymieniane. Myślałam, że wymieni zamek, ale on coś tam wiercił. Teraz klucza mamy nie wyjmować z zamka, takie jest jego zalecenie.
Mój rower ma opony bez bieżnika, upomnę się o nowe opony w swoim czasie. Najlepszy byłby inny rower, bo takie rowery były w Polsce w latach 60. Ja nie wybrzydzam, nie zależy mi na wyglądzie roweru, ale przydałyby się przerzutki. Ciężko się na nim jeździ.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!