No proszę, jak ładnie można uporządkować polską scenę polityczną – wystarczy prawicowym ruchom czy partiom zlikwidować konta na fejsbuku, żeby była komunikacyjna klapa na całej linii. A co to by dopiero było, gdyby prąd wyłączyli... Ludzie chodziliby po omacku na własnych ulicach – bo przecież friendów mają tylko na fejsie.
świat się zmienia na lepsze, bo zmieniają się na lepsze metody kontroli. Dawniej, aby według wskazań Edwarda Berneysa, uzyskać w efekcie skonstruowane przyzwolenie (engineering of consent), trzeba się było narobić – nawydzwaniać, listów kupy nawysyłać, ludzi pokupować, gazety przejąć... dzisiaj wystarczy algorytm na fejsbuku, który jedne posty udostępnia, a innych nie; delikatne manipulacje przepływem informacji przy jednoczesnym lansowaniu obrazu bezstronności i wolności słowa.
Tajne algorytmy sterujące wyszukiwarką Google i decydujące o tym, które pozycje mamy na górze, a których tam nie ma; wszystko to są cegiełki budujące nowy wspaniały świat – elementy matriksu komunikacyjnego pozwalającego skanalizować zbiorową świadomość w ściśle określone ramy.
Zagranie polskiej dyrekcji cyrku w budowie, czyli tamtejszego oddziału Facebooka było chamskie i brutalne, ale pokazało, jak łatwo można przeczołgać rozwichrzonych młodzieńców pod drutem, zmusić ich, by potulnie pielgrzymowali do dyrekcji „na negocjacje”. Antyfejsbukowej demonstracji nie byli nawet w stanie zrobić – no bo przecież konta im pokasowali...
Nawet jak im lajki pousuwają, to bieda, bo od lajków zależy, co komu wychodzi na jego „ściance”. Po prostu czysty matriks.
No i tak to jest, jak się uzna, że można na fejsie uprawiać prawdziwą politykę. No można, ale na tyle, na ile nam pozwolą. „Działacze”, którzy uważają, że za pomocą twitterowego skrzykiwania się są w stanie podskoczyć dużym misiom, to dzieci.
Fejsbukowa „akcyjność” to świetny sposób prowadzenia działalności, bo wszyscy jesteśmy na talerzu i o każdym wiedzą, co chcą. Przecież sami na siebie donosimy. Mówimy, co kto lubi, a nawet jakie ma słabości. Komputerowy świat to kontrola tania i skuteczna. Tymczasem fejsik jednym usuwa lajki, nagradza większym strumieniem dostępu, innych usuwa w cień, leje linijką po łapach – zabawa na całego.
Wszyscy są zadowoleni – również nasi z Bożej Łaski działacze, którzy na fejsie niskokosztowo brylują, perorują, produkując sterowany matriks informacyjny.
A duże misie zacierają tylko łapy. Nawet poważnego ulicznego protestu nikt nie jest w stanie zmontować – jak przyjdzie co do czego, pozawiesza się konta, odbierze lajki i zgasi światło – koniec zabawy, sprzątanie piaskownicy.
Facebook, Google czy Twitter to praktycznie rzecz biorąc monopole, dlatego powinny być w ramach ochrony konkurencji rygorystycznie kontrolowane. Nie łudźmy się, że to nastąpi. Są zbyt wygodnymi narzędziami kontrolowania społecznego, aby ktoś się przyczepił.
Tym bardziej że można je – jak dzisiaj w Polsce – rzucić na pierwszą linię Kulturkampfu. Przecież to prywatne firmy, więc mają prawo kierować się wewnętrznymi zasadami; bo jak się nie podoba, to fora ze dwora, można przecież nauczyć się po chińsku i zamiast guglować, korzystać z Baidu. Co, nie można?
A więc cenzurę nazwiemy wolnością słowa – przecież „Każdy może, prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczanie do krytyki panie to nikomu... Mmmm... Tak, nie... Nie podoba się. Więc dlatego z punktu mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było. Tylko aplauz i zaakceptowanie”.
Historia kołem się toczy, wszystko już było, tylko ludzie nie pamiętają. Póki jeszcze pamiętamy, to przypomnę tylko, że jeśli ktoś chce budować poważną organizację, to musi mieć pieniądze, a potem jeszcze raz pieniądze, a potem program, i siłę.
Tego nie da się zrobić na fejsbuku, to można zrobić jedynie w realu, i jeżeli nie chce nam się w nim działać, no to bawmy się czym innym.
W dzisiejszych czasach nawet wariant uliczny to są jakieś śmichawki. Dawno na ulicach nikt do nikogo nie strzelał, nikt do tej pory żadnego ciężkiego sprzętu nie użył. A więc nic nie jest na poważnie. Poważnych ludzi jest zresztą coraz mniej.
Zostaje tylko teatr, wielki teatr.
Słowem, samoorganizacja społeczna to mit. Duże misie doskonale o tym wiedzą, i są pewne siebie. W razie czego mają czym przykontrować. Nie mówię, żeby od razu strzelać rakietami z dronów, ale jest cała gama skutecznych środków.
Poza systemem jest więc tylko pustka, nicość, czarna materia. Matriks został domknięty, choć na razie jeszcze możemy mieć świadomość, że istnieje. Niedługo wirtualne zabawki przyniosą sto razy więcej emocji od fejsbukowych ekscytacji. Wtedy nie będziemy nawet mogli krytycznie powzdychać – tylko pełny aplauz i zaakceptowanie...
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Czasu nie zawrócę, ale w pamięci mej jest takie właśnie życie, gdzie pełno jest wszystkiego po trochu
Napisane przez Mariusz RokickiCzęsto marzę sobie, że o poranku otwieram oczy, przeciągam się jak kotek i siadam na łóżku. Po chwili orientuję się, że jak to?! Czuję ręce i mogę poruszać palcami?! Nie wierzę, pod stopami czuję grunt! Próbuję wstać, robie krok i ja chodzę! Naprawdę chodzę...!
Nie potrafię opanować emocji, głowa pełna myśli, przelewają się… nie mam cewnika i żadnej blizny. Jestem w stu procentach zdrowy! I myślę, że za chwilę ktoś wejdzie do mojego pokoju na toaletę. Co robić, przecież jak mnie zobaczy, to padnie na zawał, a jak ja wyjdę pierwszy się pokazać, no to wszyscy padną i z kim będę się cieszył? W końcu wpadam na genialny pomysł, wyskakuję przez balkon i ruszam w plener!
Regionalism and nationalism in Canada (2)
Napisane przez Mark WegierskiThe author will look at the role of Toronto in Canadian history.
It should be remembered that Toronto has undergone a massive “identity shift” over the last five decades of Canadian history. In the 1950s and before, the city was considered as so conservative and British-oriented that it was nicknamed “Tory Toronto”. Indeed, it was snidely said of those times, that on Sunday, you could fire a cannon down Toronto’s main street and not hit anyone (because everybody was at church)!
In the 1960s and later a vast roaring tide of change engulfed and massively transformed the city.
Certainly, the city almost from the beginning had the reputation of being a very wealthy centre of commercial power, as one of its other nicknames “Hogtown” points to. However, it was also sometimes called “Toronto the Good.” Some years ago, it was also characterized as a “New York City run by the Swiss.”
Ironically, much earlier in Canada’s history, during the 1920s and 1930s, there was the opposition between “Tory Toronto” and the Prairie provinces, where there was the electoral insurgency of the Progressive Party. In 1942, the Conservative Party was renamed “Progressive Conservative” – in the hopes of attracting many supporters of the former Progressives. However, it was also a highly convenient name in a society that was becoming increasingly liberal-tending.
In the post-1960s period, “Tory Toronto” was annihilated, and the former strongholds of the Western-based Progressive Party (which had in fact existed well within the pre-1960s “traditionalist-centrist consensus”) mostly became bastions of “small-c conservatism”.
Indeed, it could be argued that since the 1980s, the tide of change has increasingly overwhelmed the city of Toronto and its surrounding suburbs and environs.
What is now called the City of Toronto (which is coterminous with what was formerly called Metropolitan Toronto) clearly does not represent the totality of the urban conurbation which has been termed the G.T.A. (Greater Toronto Area) – whose informal boundaries are ever expanding with urban sprawl.
Ontario, the most populous province in Canada, is also clearly the wealthiest. Ontario now holds around a third of the seats in the federal Parliament -- with its vast megapolitan node and power-centre for all of Canada, Greater Toronto, with all its endless suburbs and environs. It may be noted that in one of the 1987 Statistics Canada reports, Metropolitan Toronto had an unemployment rate of 3.9% -- while most economists consider a rate of 4% as full employment. During the 1980s, Ontario consistently had unemployment rates at least 2 percentage points below the national average.
It may be noted that considerable parts of Ontario itself tend to hate Toronto, and that the Toronto “arts cliques” also loathe what is called “small-town and rural Ontario.” The so-called rural Ontario is seen as the main base of the Conservatives both federally and provincially – the core areas where both Stephen Harper and Mike Harris have drawn their support.
Indeed, at the height of the conflict between Mike Harris’ Tories – who were frequently characterized as “hard right” – and the larger urban centres of Ontario – especially Metropolitan Toronto – there were some tendencies afoot that wanted Metropolitan Toronto to secede from the province of Ontario. It was thought that the interests and needs of Ontario and Metropolitan Toronto were so divergent that only the creation of an “eleventh province” in Metropolitan Toronto could assuage them. Of course, it is not surprising that some of the most powerful infrastructures of the socialist New Democratic Party (and, to some extent, of the Liberal Party) exist in the municipal bureaucracies of large-urban centres – most especially in the new City of Toronto (formerly Metropolitan Toronto).
What is of some interest is that in the elections that brought Mike Harris to power in 1995 and 1999 – the so-called suburbs of Toronto – an area characterized as the “905” zone -- tended to vote for Mike Harris. (Because of increasing telephone line congestion, the former 416 area code was split in two – a new 416 area embracing only Metropolitan Toronto, and the entirely new 905 area for all the suburbs, smaller cities, and rural areas beyond Metropolitan Toronto.) This certainly signified a considerable breakthrough by Mike Harris to voters who were frequently visible minorities – as some of the areas in the “905” zone are easily as multicultural as in the “416” zone. (“Visible minority” is a term officially used in Canada at various levels of government.)
Ironically, what weakened Harris the most in the “416” zone was probably powerful cadres of highly motivated and effective WASP opponents in the media, intellectual, and cultural elites – who energized the vote of the various “recognized minorities” against him.
In the 2010 municipal election, other “neighbourhood cleavages” appeared within the new City of Toronto -- reflecting the former divisions within the old Metropolitan Toronto. What was the former, smaller “City of Toronto” within Metropolitan Toronto – mostly the downtown areas – voted against the right-leaning Rob Ford – whereas the outlying areas – notably, Etobicoke, North York, and Scarborough, voted for him. Rob Ford won the municipal election. The Toronto “arts cliques” now directed some of their resentment at the outlying neighbourhoods of the old Metropolitan Toronto.
However, in the 2014 provincial election, virtually the entire GTA elected Liberals – thus giving Premier Wynne a majority of seats in the provincial parliament. In that election, it is somewhat disconcerting to see the territorial imbalance between the Liberal and Tory-held ridings in Ontario – the Liberals elected virtually no one outside the GTA and Ottawa.
The frequently more “progressive” nature of large-urban centres is also seen in the nickname of Edmonton – “Redmonton”. In Alberta, it is usually deployed as a term of criticism.
Pierwszy dom było koło Lubeki, małżeństwa staruszków. Ona jeszcze żwawa, on miał z tyłu, na nerkach, ranę powojenną. Ten dom kojarzy mi się z jabłkami. Otaczały go jabłonie, jabłka z nich spadały i nikt ich nie zbierał, nie zagospodarowywał. Było ich za dużo. Nie były też grabione, leżały pod drzewami.
Drugi dom, pani z demencją, wielkie domisko, do którego zaglądały jeżyny z pędami po trzy metry. Ten dom to wielkie drewniane piękne okna. Były brudne, co widać było z ulicy. Stawałam na drabinie i je myłam. Nie musiałam tego robić, robiłam to, aby mieć satysfakcję, aby zabić czas wolno sunący i aby zabić tęsknotę za dziećmi zostawionymi w Polsce, za rodziną czekającą i potrzebującą pieniędzy, a żadnego 500 plus jeszcze nie było. Był rok 2009. O takich oknach marzyłam, tymczasem nie stać nas na to było. Dopiero pod koniec 2015 i na początku tego roku wszystkie wymieniliśmy w całym mieszkaniu naszym.
Ucieczka z konsulatu PRL w Toronto - przesłuchania świadków
Napisane przez opracowanie własneKontynuujemy publikację materiałów złożonych w Instytucie Pamięci Narodowej, a dotyczących Kanady, dzisiaj kolejna część materiałów związanych z dezercją wicekonsula i jego żony (na zdjęciu) z Konsulatu Generalnego PRL w Toronto w 1981 roku, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Są to materiały zgromadzone przez służby PRL podczas prowadzonego śledztwa i postępowania sądowego. Pisownia orginalna.
Toronto 15.10.81
Konsul Generalny PRL w Toronto
tow. T. Janicki
Notatka służbowa
Informuję, że w dniu wczorajszym przeprowadziłem rozmowę handlową z mr. B. Prażmowskim. W trakcie rozmowy Prażmowski, z własnej inicjatywy, podniósł „temat Ostaszewiczów” i wspomniał, że „były wśród tutejszej Polonii osoby, które wiedziały o zamierzonej ucieczce Ostaszewiczów już na miesiąc wcześniej i że Ostaszewiczowie znajdują się jakoby w Manitoba”.
W. Skrzypkowski
Podobno za tydzień dowiemy się, kogo obywatele USA uczynili swoim prezydentem. Takim, co to go z lubością nazywają „najpotężniejszym człowiekiem we wszechświecie”. Czy tam w świecie.
Owszem, dowiemy się, wszelako niekoniecznie, albowiem, podobno, obmyśla coś intensywnie ichniejszy, teraźniejszy, najpotężniejszy, aktualny prezydent, Obama Barack. Ci i owi powtarzają w każdym razie, że światła w Białym Domu nie gasną od bardzo dawna.
No dobrze, powie ktoś, i co z tego? Ano, dajmy na to, obmyśli coś pan Barack, a wybory, kto go tam wie, weźmie się i hop – przełoży się na tak zwane lepsze jutro. No kto najpotężniejszemu zabroni? Drugi z najpotężniejszych, niejaki Putin Władymir, zdaje się coś jako pierwszy już wymyślił, przez co Aleppo podzielić ma wkrótce los Groznego.
Nie wiem, czy mam się czym chwalić, ale przeczytawszy w 1978 r. książkę Donalda napisałem do niego list sugerujący, by stanął do walki o prezydenturę USA.
Pisałem już, że go wyżej cenię niż „prawdomówne dziewczę”, i co ciekawe, okazuje się, że jego babka walczyła o Lwów i nawet była tam dwa razy ranna. Z kimś założyłem się, że wygra, a już dwa razy podobne zakłady wygrałem, czy i tym.
Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny we Lwowie w tym roku przebiegły w podniosłej atmosferze. Osobliwie ten pierwszy. Zawsze i bez wyjątków obchodzony na cmentarzu Łyczakowskim. Ludzi – multum, zniczy – jeszcze więcej, uroczysta Msza Święta na cmentarzu Obrońców Lwowa i oprawa mszy jak należy. Gdzie nie spojrzysz – wszędzie jakieś znajome twarze, ludzie których w ciągu roku się nie widziało. Ale i dużo nieznajomych osób. Tu mężczyzna z Torunia przyjechał rowerem z ogromną biało-czerwoną flagą, tam – ludzie z różnych fundacji, osoby prywatne z Katowic, Bytomia i innych śląskich miast. Nawet ludzi, których się znało wyłącznie z Facebooka, w tym dniu można poznać w realnym świecie.
„Listopad, niebezpieczna dla Polaków pora” – pisał Stanisław Wyspiański – ale miał na myśli dopiero koniec listopada, a nie jego początek.
Początek listopada, to przecież Wszystkich Świętych, kiedy to cała Polska rusza z posad, by odwiedzić groby przodków. Jedyne niebezpieczeństwo, na jakie się wtedy Polacy narażają, czyha na drogach, toteż wytworzyła się w związku z tym nowa, świecka tradycja, której początki sięgają jeszcze pierwszej komuny, kiedy to pod przewodnictwem Partii, Milicja Obywatelska ogłaszała akcję pod kryptonimem „Znicz” – obecnie kontynuowaną przez policję w warunkach demokratycznych.
Wrogowie naszej władzy, czyli satyra na amerykańskie wybory
Napisane przez Jan CzekajewskiW dzisiejszych czasach wrogiem numer jeden dla stabilności naszego kraju są ludzie w podeszłym wieku, którzy zamiast starczej sklerozy, mają dobrą pamięć. Tacy ludzie są dla panującej elity bardzo niebezpieczni, gdyż pamiętają, co politycy powiedzieli kilka lat temu albo jak przeszli metamorfozę z pacyfistów lub komunistów na żądnych krwi i władzy militarystów, lub oligarchów, jak to miało miejsce w Rosji.
Jak na razie nie stanowią oni wielkiego zagrożenia dla centrum władzy, ktokolwiek tym centrum jest. Wrogami dla panującej władzy są, z jednej strony, starzy wywrotowcy, którzy przed śmiercią wymieniają wywrotowe opinie w Internecie, a z drugiej strony, naukowcy, którzy pracują nad tym, jak by takim starym wywrotowcom przedłużyć życie. Na szczęście, jak na razie naukowcy nie rokują szybkiego sukcesu w niebezpiecznym dla władzy przedłużeniu życia i pamięci ludzi starych, a dostęp do notatek zrobionych przed śmiercią w Internecie może być ustawowo ograniczony, jak wskazują posunięcia władzy w stosunku do tych, co dmuchali w gwizdek, takich jak Snowden i Assange. Dla tych, co już zapomnieli, kto to oni, pozwalam sobie przypomnieć, że jeden z nich biwakuje w Moskwie, a drugi ukrywa się od czterech lat w Ambasadzie Ekwadoru w Londynie.
Od dłuższego czasu trapi mnie pytanie, kto tu w Ameryce rządzi i jak ja mam się ustawić, aby płynąć z wiatrem, a nie pod wiatr, jak to miało miejsce w ciągu uprzednich 50 lat. Jak sobie przypominam, kiedy miałem lat czternaście, mój ojciec wziął mnie na poważną rozmowę i mi dał wskazówkę, że moje dotychczasowe zachowanie przysporzy mi wiele kłopotów w dorosłym życiu. Synu mój, powiedział, „słuchaj przełożonych i się z nich nie naśmiewaj”. A miał do tego powody, jako że w Częstochowie, gdzie mieszkałem, wyrzucano mnie ze wszystkich możliwych szkół. Niestety, mój krnąbrny charakter uniemożliwił mi postępowanie zgodnie z mądrością mego ojca i skazał mnie na wiecznego tułacza zmieniającego kraje i kontynenty, aż na starość osiadłem w Ameryce, jak wiadomo kraju pepsi i coca-colą płynących.
Tu właśnie wybiło mi lat wiele i zrozumiałem, że już najwyższy czas na zmianę swego zachowania i stosunku do władzy, szczególnie teraz, z okazji wyborów prezydenckich.
Po wskazówki jak poprawnie winienem się zachowywać, włączyłem telewizor i wybrałem kanał Fox News, szanowany wśród braci konserwatystów, jako kanał konserwatywną prawdą wiodący. Ku własnemu zdumieniu ujrzałem na nim kilkanaście fotografii młodych kobiet, które były obiektem zniewagi seksualnej określanej jako „niewłaściwe dotykanie“ przez Donalda Trumpa. Panie te miały teraz skomplikowane życie i nocne mary z powodu tego „niewłaściwego” dotykania. Fox News zaprezentował nawet znanego prawnika, profesora, który „pro bono”, czyli po polsku „za frajer”, będzie reprezentował te panie, jeśli Donald Trump poda je do sądu, chyba z powodu prawdy przejaskrawienia.
Zmieniłem więc kanał telewizyjny na rządową publiczną telewizję, PBS, i tam także usłyszałem o skandalicznych dotykaniach Donalda Trumpa. Podobnie było z innymi kanałami TV o skłonnościach zwanych tu liberalnymi, takich jak CBS, NBC, CNN.
Na kanał Disneya dla dzieci i Playboya z postępową pornografią już nie patrzyłem, jako że spodziewałem się tego samego. To samo w prasie tak zwanej opiniotwórczej, a jest jej zaledwie trzy, czy cztery gazety z wiodącym „New York Timesem”, „Washington Post”, „The Wall Street Journal” i „The Financial Times”. Nie pozostało mi więc nic innego niż sięgnąć do moich wspomnień i rozważyć, czy ja sam jestem bez winy i czy moje dotyki w stosunku do płci odmiennej w ciągu kilku uprzednich dekad były „właściwe”, czy skandalicznie „niewłaściwe”.
O ocenę mego zachowania poprosiłem moją małżonkę, która stwierdziła, że może zaświadczyć, że poziom mych „dotyków niewłaściwych” był bliski zeru, a „dotyków właściwych” rażąco niewystarczający. Żona mi zagroziła, że jeśli nie poprawię częstotliwości „właściwego dotykania”, to będzie rozważać możliwość rozwodu. Kiedy już się uspokoiłem, że przynajmniej żona moja nie poda mnie do sądu i nie puści mnie gołego w skarpetkach, nagle inny problem zaczął zakłócać mój sen, a mianowicie podejrzenie, że jakaś niewidzialna ręka skasowała różnice między Partią Demokratyczną i Republikańską i obydwie partie się „zlały” w jedną Zjednoczoną Partię Republikańsko-Demokratyczną zwaną od dzisiaj jako ZPDR. Proszę nie mylić z inną podobną partią zwaną ZSRS. Zjawisko to jest podobne do zlania się Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej w partię PZPR, w tak zwanej Polsce Ludowej. Jak tu mam głosować na Zjednoczoną Partię (ZPDR), która oficjalnie nie istnieje, ale jej niewidzialna ręka dyktuje, co mają mówić spikerzy w TV i co pisać dziennikarze w „wiodących” gazetach?
Może ta partia objawi się na dzień przed wyborami albo pozostanie w cieniu. Może wybory to tylko gra cieni, a ktoś inny rozdaje karty. Stalin kiedyś miał powiedzieć, że nie jest ważne, kto jak głosuje, najważniejsze jest, kto liczy głosy. Kiedyś głosowałem na Obamę, licząc, że on coś zmieni w gospodarce opartej na długach i zaprzestanie idiotycznych wojen z zamiarem wprowadzenia demokracji na Bliskim Wschodzie. Niestety, w miesiąc po wyborach Obama otoczył się tymi samymi ludźmi, którzy byli odpowiedzialni za kryzys z roku 2008, z którego do dzisiaj nie możemy się podnieść, i wysłał kolejnych 30 tysięcy naszych żołnierzy z Iraku do Afganistanu, aby wprowadzić tam demokrację, której się nie udało jego poprzednikowi G.W. Bushowi. Jak jednak wiadomo, po 15 latach wojny w Afganistanie ciągle tam z talibami w sandałach przegrywamy.
Powracając do mej starczej pamięci. Mimo że staram się pewne fakty zapomnieć, powracają one do mnie jak zły szeląg, szczególnie nocą. Otóż trapią mnie zjawy, w których pojawia się Hillary Clinton w czasie przemówienia do Kongresu przez prezydenta G.W. Busha, który oznajmił, że wydał wojnę Saddamowi Husajnowi, który w Iraku zagraża nam „bronią masowej zagłady”. Otóż w czasie tego przemówienia nasza droga Pani Hillary razem z senatorem Liebermanem z Connecticut, zaczęli bić niemilknące oklaski, popierające wiekopomną decyzję prezydenta G.W. Busha. Jak się później okazało, Saddam tej broni nie posiadał i to, że nie posiadał, było powszechnie wiadome. Tak jak już dzisiaj widomo, że wojna w Iraku była początkiem wielu innych przegranych wojen na Bliskim Wschodzie, których wynikiem jest dzisiejsza wojna z islamskimi terrorystami. A jaki z tego wniosek?
Ano taki, że Donaldowi Trumpowi można zarzucić, że poklepywał tyłki młodych kobiet, natomiast odnoszę wrażenie, że Hillary Clinton chce być Żelazną Damą, coś jak Bismarck w spódnicy, która się nie zawaha ich wysłać w mundurach na morderczą wojnę w jakimś kraju, którego większość nie potrafi znaleźć na mapie. Jeśli Hillary zostanie prezydentem, młodzi Amerykanie, jeśli żywi, po powrocie z wojennej służby nie będą pytani, czy wolą klepanie po tyłku, czy życie na wózku inwalidzkim.
Wedle mnie, to jest podstawowe kryterium w wyborze prezydenta dla tak wielkiego kraju dysponującego arsenałem 4500 głowic atomowych. Wszystko inne, łącznie z gospodarką, jest drugorzędne.
Do wyborów pozostają mi jeszcze dwa tygodnie. W międzyczasie będę pracować nad sobą, aby wypaść jako człowiek „progresywny”, globalistyczny, popierający wszystko, co jest politycznie poprawne, oczywiście na dzień dzisiejszy, antypopulistyczny i gotowy do samokrytyki, jeśli się okaże, że mam jakieś atawistyczne uprzedzenia co do rodzin męsko-męskich czy żeńsko-żeńskich. Jak nam przyjdzie stawić czoło rosyjskiej agresji, to nie zawaham się potępić Putina i zagrozić mu bombą atomową, jedną z 4500, jakie mamy w zapasie.
Jeśli jednak nasza Zjednoczona Partia (ZPDR) przegra i Donald Trump zostanie prezydentem, będę musiał wszystko odkręcić i stać się takim, jakim jestem, czyli człowiekiem, który chce mieć prawo do własnego wyboru bez mydlenia mych oczu przez „wiodące”, partyjne media. Nie będzie to łatwa transformacja, ale jak wiele podobnych, możliwa.
Jan Czekajewski
Columbus, OH, USA
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…