farolwebad1

A+ A A-
poniedziałek, 21 listopad 2016 21:30

Zaplątanie jaźni

Napisane przez

ligeza        Tak właśnie ciągnie się to co najmniej od czasów Sokratesa: jedni rodzą się wielkimi, inni w pocie czoła do wielkości przychodzą, a jeszcze innych wielkość sama z siebie szuka i znajduje. Niestety, niektórych dopada bez ostrzeżenia.

        Może z tego powodu Maziarski Wojciech nie zauważa, jak niemiłosiernie krzywdzi go jego własny umysł? Modlić się o zdrowy rozsądek dla tego pana to chyba za dużo wymagać od Najwyższego. Próbować wszelako można: komuś, kto kompromituje się w tak odrażający sposób, na pewno nie zaszkodzi modlitwa i odrobina współczucia.

poniedziałek, 21 listopad 2016 21:26

Wreszcie

Napisane przez

pruszynskiWreszcie

        18 listopada odbędzie się wielka i doniosła uroczystość. Będzie Intronizacja Pana Jezusa na Króla Polski, której nie dokonano w 1939 r. Dzięki niej Polska ma wyjść obronną ręką z kataklizmu, jaki niedługo ma nastąpić na świecie. Ze smutkiem dodam, że śp. Artur Górski co Intronizację w Sejmie forsował, od kilku miesięcy nie żyje.

poniedziałek, 21 listopad 2016 21:23

Powraca sprawiedliwość społeczna

Napisane przez

michalkiewicz        „Wielkie święto dziś u Gucia”, to znaczy nie u żadnego „Gucia”, tylko w rządzie, który obchodzi rocznicę – tym razem nie kolejną rocznicę smoleńską, tylko własną pierwszą rocznicę istnienia. Z tej okazji rząd zrobił obywatelom prezent w postaci ustawy przywracającej poprzedni wiek emerytalny, to znaczy 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. Ściśle – nie tyle rząd, co pan prezydent Andrzej Duda – bo projekt był prezydencką inicjatywą ustawodawczą, no ale w Sejmie uchwaliła go większość rządowa.

        W ten sposób program rozdawnictwa, a ściślej – jego koszty – zostały powiększone o dodatkowe 40 miliardów – bo tyle ma kosztować przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego. „Nie mam głowy, jak ty to uzbierasz” – śpiewała jeszcze za pierwszej komuny Izabela Trojanowska, to tylko tak się mówi, bo wiadomo, że te 40 miliardów, podobnie jak 60 miliardów już zaplanowanego na przyszły rok deficytu, zostanie pokryte z „uszczelniania” poboru podatków, ale to są grosze, więc resztę się pożyczy na koszt dzieci, które dzisiaj dostają po 500 złotych, albo nawet takich, które jeszcze się nie urodziły, ale się urodzą – o ile oczywiście nie zostaną wyabortowane przez „wściekłe” strażniczki „wagin” i „macic”.

        Pani premier Beata Szydło ogłosiła w związku z tym, że rząd przywrócił w naszym nieszczęśliwym kraju „sprawiedliwość społeczną”, nad czym z jakichś zagadkowych przyczyn najbardziej lamentuje żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją naszego Farysa, czyli pana red. Adama Michnika. Przyczyny muszą być zagadkowe, bo żydowska gazeta zasadniczo i nieprzejednanie stoi na nieubłaganym gruncie społecznej sprawiedliwości – ale najwyraźniej tylko wtedy, gdy tę sprawiedliwość wprowadza formacja polityczna zatwierdzona przynajmniej przez redakcyjny Judenrat, a najlepiej – przez jakiś wyższy sanhedryn.

        Tymczasem reżym Jarosława Kaczyńskiego najwyraźniej zatwierdzony nie został, podobnie jak wcześniej reżym premiera Wiktora Orbana na Węgrzech, Teresy May w Wielkiej Brytanii, no a ostatnio – reżym Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Co gorsza – tylko patrzeć, jak zaraza może rozlać się również na słodką Francję, gdzie zdradziecki zamach na niemieckie dzieło odbu... – to znaczy pardon, oczywiście nie na żadne „niemieckie dzieło odbudowy”, bo penalizacja „zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy” praktykowana była w Generalnym Gubernatorstwie w czasie okupacji niemie... to znaczy pardon – jakiej tam znowu „niemieckiej”; nie żadnej „niemieckiej”, tylko oczywiście nazistowskiej. Ci nazistowcy to nawet posługiwali się specjalnym, nazistowskim językiem, którym dzisiaj nikt już nie mówi, podobnie jak po łacinie.

        Mniejsza zresztą z tym, bo ważniejsze, że oto w słodkiej Francji zdradziecki zamach na... no czy naprawdę musimy tak wszystko uściślać? – więc zdradziecki zamach szykuje Maryna Le Pen.

        W tej sytuacji niemieckie dzieło odbudowy zaczyna być zagrożone, chyba że Nasza Złota Pani przedsięweźmie jakieś ekstraordynaryjności.

        Najwyraźniej na to liczy również żydowska gazeta w Warszawie, która  reżymowi Jarosława Kaczyńskiego nie szczędzi gorzkich słów krytyki. Oto – powiada natchniony autor – „na całym świecie” podwyższają wiek emerytalny, a Kaczyński obniża. Trudno spierać się z takimi  przytłaczającymi argumentami; podobnie na całym świecie ludzie kradną, więc teraz lepiej rozumiemy, dlaczego Platforma Obywatelska, podobnie jak jej wcześniejsze wcielenie w postaci Kongresu Liberalno-Demokratycznego twierdziło, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Jasne – ale dlaczego tylko „pierwszy”? Dwa miliony to przecież lepiej, niż jeden, a trzy – lepiej niż dwa, toteż finansowy grandziarz, który ostatnio zasilił swoimi srebrnikami spółkę „Agora”, nie poprzestał na pierwszym, ani nawet na setnym, tylko zarabia niczym tornado – od jednego oceanu do drugiego i podobno nawet sypnął złotem na zorganizowanie „majdanu” w Nowym Jorku.

        To, mówiąc nawiasem, rzuca pewne światło na zaangażowanie żydowskiej gazety w spraw” sprawiedliwości  społecznej, podobnie jak fragment słynnej perswazji Towarzysza Szmaciaka do robotnika Deptały: „gdy kradniesz gwóźdź lub drutu szpulę, uszczuplasz przez to całą pulę. A pula nie jest do kradzieży! Pula się cała nam należy!”. Skoro reżym Jarosława Kaczyńskiego, realizując program rozdawnictwa, wyszlamuje państwową kasę, to z czegóż w tej sytuacji pożywią się Żydzi, jeśli nawet nowy reżym, w zamian za poparcie operacji zrobienia reżymowi pokazowego „no pasaran”, zrealizuje słynne żydowskie „roszczenia”? Nic zatem dziwnego, że żydowska gazeta dla Polaków w Warszawie nie może spokojnie patrzeć na urzeczywistnianie sprawiedliwości społecznej przez znienawidzony reżym, podobnie jak żydowskie gazety w Ameryce pienią się na myśl, że oto tamtejszy lud może nie słuchać starszych i mądrzejszych. Nie po to przecież grandziarz inwestuje w spółkę „Agora” w Warszawie czy w majdan w Nowym Jorku, żeby utopić srebrniki w błocie, tylko żeby na tym interesie zarobić, a jak on potrzebuje zarobić, to ktoś inny musi stracić, nieprawdaż? I o to właśnie chodzi, żeby zarabiały i traciły odpowiednie osoby, a nie tak, na chybił-trafił. „Na tym się świata ład opiera, że jeden sieje, drugi zbiera” – tłumaczył zasady sprawiedliwości społecznej Towarzysz Szmaciak robotnikowi Deptale.

        Drugą przyczyną irytacji nie tylko żydowskiej gazety dla Polaków, ale i całej demokratycznej opozycji, jest okoliczność, że realizacja programu rozdawnictwa może reżymowi Jarosława Kaczyńskiego zapewnić sukces również w następnych wyborach – o ile losy naszego nieszczęśliwego kraju nie rozstrzygną się wcześniej w całkiem innych kategoriach, albo o ile wcześniej nie nastąpi godzina prawdy w postaci załamania finansów publicznych. A wszystko dlatego, że Jarosław Kaczyński pierwszy wyciągnął wnioski z nostalgii, jaką znaczna część Polaków odczuwa za Edwardem Gierkiem, który pozwolił również prostemu człowiekowi pożywić się okruszkami ze stołu pańskiego. Tymczasem Zasrancen z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego chcieli wszystko zeżreć sami, w czym okazali się gorsi nawet od psa ogrodnika, co to sam nie zje i nikomu nie da.

        Toteż Wojskowe Służby Informacyjne, co to uwijają się wokół odpowiedniego przetasowania politycznej sceny na wypadek, gdyby jednak Nasza Złota Pani postanowiła zrobić z Polską porządek metodami demokratycznymi, właśnie wykreowały nową partię. Ponieważ jednak wszystkie panienki płci obojga zostały odkomenderowane do Nowoczesnej pana Ryszarda Petru, to do tej nowej partii, pod nazwą Unia Demokratycznych Europejsów, czy może Unia Europejskich Demokratów, trzeba było odkomenderować tak zwanych byłych ludzi, do których doszlusowali obydwaj „Bolkowie” – zarówno ten dawny w osobie naszego Kukuńka, jak i „Bolek” naszych czasów w osobie pana Mateusza Kijowskiego. Najwyraźniej u konfidentów też krótka ławka i nie wiadomo, czy ich wystarczy na obsadzenie wszystkich stanowisk.

Stanisław Michalkiewicz

poniedziałek, 21 listopad 2016 21:18

O amerykańskich wyborach prezydenckich

Napisane przez

czekajewski        Jak większość Amerykanów w moim stanie, Ohio,  głosowałam za ZMIANĄ.  Ponieważ jedyny wybór był miedzy Trumpem a Hillary Clinton, głosowałem za Trumpem. Mój wybór nie był podyktowany specjalną sympatią dla Donalda Trumpa, którego program reform wygląda na daleki od możliwości jego wypełnienia, niemniej jednak Trump był jedyny spoza układu, czyli „sitwy”, jaki reprezentowała Hillary Clinton.

        Nigdy nie głosowałem wedle klucza partyjnego, jako że doszedłem do wniosku, że właściwie mimo opinii, jakie się utarły wśród „partyjnych” obywateli, nie ma dużej różnicy między dwoma partiami, szczególnie jeśli chodzi o politykę zagraniczną, a szczególnie wojny, jakie od 15 lat przegrywamy np. w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie. Pojawienie się Trumpa na arenie politycznej obnażyło przykrą prawdę, że w USA nie ma  dwu konkurujących ze sobą partii. Jest jedna zjednoczona partia, nazwijmy ją „Partią Oligarchów”, która  od wielu lat kontroluje politykę i praktykę wojny prewencyjnej  Stanów Zjednoczonych.

sobota, 19 listopad 2016 21:28

Pretorianie stali z bronią u nogi...

Napisał

kumorszaryNie wiem dlaczego tak mi się trafiło, że nie leciałem do Polski LOT-em. LOT sprzedawał bilety do Lwowa, Kijowa, Wilna i na całą okolicę po siedemset z groszami, a do Warszawy o 500 dol. drożej. Tyle to u mnie kosztuje patriotyzm, że zażartuję, w związku z czym poleciałem KLM-em. Najwyraźniej polski przewoźnik usiłuje rozwinąć warszawski hub i zapełniać samoloty głównie tymi, którzy będą się tam przesiadać… Ja więc przesiadłem się w Amsterdamie, gdzie dowiózł mnie stary poczciwy lekko już podśmierdujący jumbo-jet 747. Ponieważ - złożyło się, że zapomniałem w kabinie syropu klonowego, miałem okazję porozmawiać z pilotem.

I to właśnie od niego wiem, że jumbo za 3 lata odleci do ciepłych krajów na emeryturę, a także że spaliliśmy z Toronto 78 ton paliwa, a taki - proszę pana - dreamliner spaliłby tylko czterdzieści kilka. No ale - wyjaśnił po gospodarsku - jumbo jest już dawno spłacony, a dreamliner będzie na spłaty. Poza tym usłyszałem, że na takim lotnisku jak Amsterdam generalnie 747 sam się ląduje, co jest pewnym pocieszeniem dla funów prozy Arthura Haileya i filmu "Airplane!".

11 listopada w Warszawie było zimno i padał śnieg, co najwyraźniej nie przeszkodziło zaprawionym w środkach pirotechnicznych uczestnikom Marszu Niepodległości. Mnie trochę tak i tym razem przeszedłem tylko końcowy odcinek trasy. Jak zwykle, dobrze jest być wśród Polaków, i to uczucie towarzyszyło mi przez resztę wieczoru spędzonego vis a vis lokalu po Ciechanie na Foksal. Miła kelnerka z konkurencji naprzeciwko wyjaśniła konfidencjonalnie, że mieli za dużą powierzchnię i wykończył ich czynsz.

W tegorocznym marszu widać było rekonstruktorów, motocyklistów i obrońców życia. Marsz stracił jednak swój poprzedni dreszczyk, kiedy to człowiek rozglądał po bokach i zastanawiał, kiedy uderzą złe moce. Dzisiaj policja jest po stronie maszerujących, choć nadal czai się po kątach - na ulicy Dobrej zauważyłem cały konwój suk, plus pickupa z LRADem (Long-Range Acoustic Device), tak więc pretorianie stali z bronią u nogi, ale nikt burd nie wszczynał. Wszystkie proroctwa, o tym, jak to poleje się krew spaliły na panewce.

Jednym z genialnych rozwiązań było też zasłanianie marszu czarną folią rozdzielającą. W ten sposób osłonięto maszerujących od widoku "grup protestujących". A jak wiadomo, czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Jest to rozwiązanie "otorbiające", które warto zastosować również w innych sytuacjach.

Marsz Niepodległości zaczyna przypominać bezpartyjny pochód współpracujących z rządem i nawet co poniektórzy uważają, że na czele powinien iść sam prezydent kraju. Czemu nie?! Podobno do wielkiej Polski wszystkim nam jest po drodze - prócz oczywiście - że pożyczę z Michalkiewicza - polskojęzycznej wspólnocie rozbójniczej - no, ale tę można w tym dniu przesłonić czarną folią i będzie mucha nie siada. Z pewnością, pochód do wielkości będzie długi, ale jak mówi chińskie przysłowie nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku - a więc…

W drodze do niby rodzinnego Krakowa wpadłem za potrzebą do ubikacji na Dworcu Centralnym, po to tylko by nadziać się na bramkę automatyczną żądającą uiszczenia opłaty 2.50 PLN. Pani ukraińska sprzątająca (że sprafrazuję naszego innego "gońcowego" klasyka, czyli p. Wandarat) na moją szarpaninę zareagowała ciekawym spojrzeniem. Wydobyłem z kieszeni 50 groszy i mówię nie mam więcej. Ona że rozmieni, ja że trudno, wytrzymam… Ona - po otaksowaniu mnie - chodź, otworzę ci!

Pendolino to pociąg, za który minister Nowak dostał drogi zegarek, więc staram się nie narzekać, wszak punktualność to na kolei podstawa! W ekspresie relacji Hel-Rzeszów ludzie byli jacyś skwaśniali, mimo wielkich nadziei wzbudzonych nowoczesnymi kształtami wagonu, nie było w nim wi-fi, podawana kawa była mikroskopijna, a brak korytarza i przedziałów uniemożliwiał rozprostowanie kości. (o zapaleniu nie wspominając) Jakoś tak z nostalgią pomyślałem, że poprzednio pociągi były bardziej ludzkie, a pasażerowie zamiast dymać paluchami po smartfonach, kulturalnie ze sobą konwersowali komentując polityczne wypadki. Dzisiaj tej wysokiej kultury na kolei już nie ma. Co zrobić, takie czasy.

W Krakowie, wszystko po staremu. Postanowiłem szybko z dworca przejść się przez Rynek na plac Wszystkich świętych. Godzina był późna, u wylotu Grodzkiej jakaś pani turystka europejska chciała ode mnie papierosa, zaś druga pani miejscowa zagadnęła bez zbędnych ceregieli: "Potrzebna kobieta?". Ponieważ spieszyłem się na tramwaj odmówiłem sobie przyjemności, jakże filozoficznie zapowiadającej się rozmowy. W ogóle jakoś tak dużo ludzi nagabujących się kręci - zwykle chcą wyrwać złotego na wiadomy cel, ale są też te bardziej finezyjne oferty.

Tak czy owak, Kraków to miasto światowe, któremu Mississauga do pięt nie dorośnie i to nawet wtedy gdy po Hurontario puści tramwaj. Tramwaje krakowskie są niczym zaczarowana dorożka, a jeżdżą jak pociągi za Mussolliniego - czyli jak w szwajcarskim zegarku wspomnianego ministra, który to specjalista dzisiaj cywilizuje ukraińskie zwyczaje korupcyjne.. Chodzi o to, by w przypadku łapówek obowiązywała zasada 30 proc., nie zaś obecnego 100 proc., które zdecydowanie utrudnia posuwanie się życia naprzód.

Tym to optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam z listopadowej Polski, która jednak jest od Kanady wyraźnie mniej słoneczna.

Andrzej Kumor


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ostatnio zmieniany czwartek, 24 listopad 2016 16:01
piątek, 11 listopad 2016 15:10

Majdanu w Waszyngtonie nie będzie

Napisał

kumorszary        No to mamy polaryzację!!! Nasza zaczadzona w oparach politpoprawnego bolszewizmu lewiczka  po zwycięstwie Donalda Trumpa nie może dojść do siebie. Czeka nas więc jeszcze ostra jazda.

        My, tutaj w Kanadzie, mamy się zresztą czego obawiać. Ponoć w wyborczą noc, kiedy to przewaga kandydata Partii Konserwatywnej stawała się jasna, serwer kanadyjskiego Ministerstwa Imigracji nie wytrzymał pod naporem tysięcy wejść zrozpaczonych Amerykanów, poszukujących azylu w naszym tęczowym eldorado, i się wyłączył. Sprawa jest poważna, bo przecież gdyby nie amerykańskie ruchawki, Kanada w ogóle by nie powstała.

        I tak, w latach 1775–83 podczas amerykańskiej rewolty, tysiące „bieżeńców” – lojalistów wiernych angielskiemu królowi, uciekło na północ, gdzie przeważyło polityczną szalę i odwojowało ziemie z rąk Francuzów. Dzisiaj może być tak samo, gdyby zmaterializowały się groźby przeniesienia do Kanady lewicowych szumowin, jakie w środę wyległy na ulicę. Przecież ci ludzie zabetonowaliby nam kraj na pokolenia!

        Nadzieją napawa jedynie to, że dzisiejsza młodzież jest wygodna i nieskora do ponoszenia trudów przeprowadzki.

        Majdanu w USA nie będzie, bo amerykańscy oligarchowie się szachują… Nie czas na rewolucje.

        System potrzebuje nowych twarzy i świeżej krwi. Zaś komentatorom, którzy wierzą i wieszczą „ludową” Amerykę, wracającą do swych źródeł, warto podsunąć pod nos konterfekty Newta Gingricha czy Rudiego Gulianiego – neokonów z krwi i kości, którzy wejdą do nowo tworzonego gabinetu.

        Kandydat Trump mógł sobie obiecywać, co chciał, prezydent Trump będzie rządził przy pomocy administracji, tej samej, która jest dzisiaj, bo nie da się jej wystrzelić na Księżyc.

        Antytrumpowe protesty służyć będą rozładowaniu frustracji i uzasadnieniu rozmiękczenia radykalnej platformy nowego prezydenta... Zinfantylizowana politpoprawna amerykańska młódź musi móc się wykrzyczeć.  Zaraz później upali się świeżo zalegalizowanej trawki i wszystko wróci do normy.

        Czy Trump jest antysystemowy? Gdzie tam! On jedynie odwołał się do sfrustrowanego elektoratu opuszczonych. Niestety, dzisiaj ludzie systemu do najmądrzejszych nie należą. Nie ma z czego wybierać. Coraz gorszy sort globalistów zajmuje się sprawami imperium. Tak czy owak, sprawy wymagają uporządkowania, bo się sypie na głowy. Administracja Obamy – nieudolna i skorumpowana – usiłowała zakończyć kilka projektów po Bushu, ale tak nieprofesjonalnie, że doprowadziła do nowych kłopotów.

        Gdyby Trump był antysystemowy, nie wygrałby. Przepraszam koledzy, ale taka jest mądrość etapu. Czasy idą trudne i potrzebni są u steru faceci z jajami, zdolni mobilizować ludzi do poświęceń. Rewolucji nie robi się za pomocą kartki wyborczej.

        Czy Ameryka może być znów wspaniała? No pewnie, tylko trzeba byłoby wymienić amerykańskie elity i kopnąć w tyłek zasiedziałe amerykańskie społeczeństwo. Ameryka przez kilka ładnych lat była bezrobotna. Facet bezrobotny traci szacunek do samego siebie. No tak jest. Ponowne wprowadzenie tego społeczeństwa na okołoksiężycową orbitę wymagałoby zerwania wszystkiego, co znają wokół siebie „miętcy” Amerykanie. Oni nie bardzo rozumieją mechanizmy tego, jak to się stało, ale chcą, żeby było jak dawniej; chcą, żeby dobrze płatne miejsca pracy wróciły na kontynent, żeby znów mogli poczuć się pępkiem świata, tymczasem świat się zmienił.

        Owszem, wolność gospodarcza i swobody, jakie doprowadziły w USA do eksplozji innowacyjności, wynalazków, nowej organizacji produkcji, idą ręka w rękę z wolnością polityczną, ale nie jest wykluczone, że Chińczycy znajdą swój sposób na rozwój niewymagający puszczenia wszystkiego na żywioł. Tak czy owak, Ameryka musi wymyślić siebie na nowo, jeśli tego nie zrobi – upadnie. Trump jest politykiem, który do tego wyzwania najbardziej się nadaje.

        Żarty się skończyły i powoli dociera to do świadomości elit kontynentu. Miejmy nadzieję, że tutaj, w Kanadzie, również.

        A, i jeszcze jedno. Polskie głosy w USA. Bez nich nie byłoby Pensylwanii i Michigan dla Trumpa. Nowy prezydent był jedynym kandydatem, który wyciągnął do nas, Polaków, rękę. Jeśli Polska dorosła na tyle, by być partnerem USA w regionie, moglibyśmy sporo ugrać. Gdyby Polacy w USA byli w stanie wyłonić prawdziwą reprezentację polityczną (a kandydatów jest sporo)...

        Tylko czy to już nasz czas?

        Do zobaczenia na Marszu Niepodległości!

Andrzej Kumor


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ostatnio zmieniany wtorek, 22 listopad 2016 03:40
piątek, 11 listopad 2016 15:02

Regionalism and nationalism in Canada (3)

Napisane przez

Mark Wegierski 01Toronto, while being the capital of the province of Ontario, is NOT the political capital of Canada.

Around the time of Confederation, Ottawa was deliberately chosen to be -- in a pattern seen in the case of such instances as Washington D.C., Canberra, and Brasilia -- the political capital of Canada. Ottawa lies on the border between Ontario and Quebec, in the heart of Central Canada. Much of the so-called “political nationality” of Canadian identity (such as it remains today) focusses on the magnificent buildings and interiors on Parliament Hill, which could be seen as very “sacred” political spaces. However, most of Ottawa could be characterized by its fairly architecturally drab administrative buildings that extend out in all directions beyond Parliament Hill. The political capital could be typified more as a town of civil-service “mandarins” and bureaucrats – the so-called “permanent government” – rather than elected Members of Parliament.

piątek, 11 listopad 2016 14:54

Niemiecki pokoik dla polskiej opiekunki ludzi starszych

Napisane przez

Ratajewska        Opiekunce należy się bezpłatne zamieszkanie wraz z wyżywieniem. Mieszka ona przy starszej osobie niemieckiej i się nią opiekuje, przez 24 godziny na dobę. Nie ma mowy o żadnym alkoholu, o wyjściu czy zwolnieniu lekarskim. Jak ktoś poważnie chory, to się go zawraca. Przy grypie, gorączce, spełnia się swoje obowiązki nadal.

        Opiekunka powinna mieć jeden dzień wolny w tygodniu i powinna mieć dwie godziny czasu wolnego na dzień, w ustalonych godzinach. W umowach tego nie ma. Jedne opiekunki to mają, inne nie. Myślę, że 70 proc. opiekunek tego nie ma, zwłaszcza gdy rodzina daleko, a osoba starsza w domu rodzinnym. Młodzi Niemcy zaczęli także wyjeżdżać za pracą, w obrębie swojego kraju. Najlepiej się zarabia koło Monachium, ale tam też droższe jest utrzymanie.

ligezaJest rodzaj rozpaczy,
Którego żadne słowo nie wypowie –
Pieśń – która w sercu
krwawą bruzdę znaczy,
Nie na papierze...

        Czy wolno w sposób uprawniony utrzymywać, że państwo popełnia grzech? Otóż wolno. Co więcej: w tym kontekście traktat ryski jawi się jako grzech śmiertelny Rzeczypospolitej, odradzającej się po zaborach.

        Jedenasty listopada, a więc wolność, po dwunastu dziesięcioleciach niewoli. Z odrobinę innej perspektywy: po pogrzebaniu czterech pokoleń, poddawanych presji zaborców. Oraz po odejściu z historii pokolenia żyjącego w zakłamanej niby-wolności, kiedy to sześć milionów obywateli Rzeczypospolitej znikło bez śladu pod bombami i w mdłych dymach krematoriów, a ocalałych z zawieruchy zdziesiątkował sierp z gwiaździstą rękojeścią i uśmiechem towarzysza Stalina na ostrzu. Ci, którzy doczekali roku 1989, musieli się jeszcze zmierzyć z siniakami powstałymi od kantów okrągłego stołu. Tak było, czyli raczej ciężko, i pominę w tym miejscu opis eksplozji marksizmu kulturowego, po którym do dziś nie możemy wydobyć się spod cuchnących anomią farfocli, spadających na Polskę gradobiciem nonsensów od paru dziesięcioleci.

czwartek, 10 listopad 2016 15:50

Pisane spod biurka

Napisane przez

ligeza        Nie ma już Unii Europejskiej i nie ma NATO, tylko strach powiedzieć o tym Europie. W takim razie co jest? Jest bieg w kierunku przełomu.

        W każdym razie napinanie mięśni rzuca się w oczy. Taka Turcja na przykład, ponownie lewituje w stronę tradycji Imperium Osmańskiego – z tą różnicą tym razem, że potrafiła chwilowo dogadać się z Rosją.

        Sytuacja na Starym Kontynencie destabilizuje się z miesiąca na miesiąc. Gdy zdestabilizuje się w wystarczającym stopniu, zacznie decydować siła, jak zawsze w historii. I wtedy każdy zechce załatwiać swoje interesy właśnie siłą. Kiedy jednak powtarzam, że konfrontacja militarna na niewyobrażalną skalę znowu czai się tuż za rogiem, mój rodzony brat śmieje się ze mnie, dopytując o szczegóły: kto, kiedy, jak, czym i do kogo będzie strzelał. I wtedy ja mam ubaw. Ale zacznijmy, wiadomo: od Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.