Przed senacką komisją USA zeznawał pan Cukierberg, przepytywany niczym na maturze o wraże użycie swego informacyjnego megamolocha. Z jego zeznań wynika przede wszystkim to, że jesteśmy nadzy i bezbronni w zetknięciu z łowcami danych. Senatorowie chcieli zaś obietnicy blokowania niewygodnych fejkniusów i „mowy nienawiści” (choć sam p. Cukierberg przyznał, że mowa ta to ani pies, ani wydra, więc wymyka się definicjom).
Problem nie leży zaś po stronie tych, którzy w naszym XXI-wiecznym maglu opowiadają ćmoje-boje, lecz w tym, że grzeszymy naiwnością i ignorancją. Ludziom oduczonym krytycznego myślenia można żenić byle jaki informacyjny kit, a oni i tak wszystko łykną.
Tych pelikanich odruchów nie wyuczył ani Facebook, ani Twitter, to zrobiły mainstreamowe koncerny informacyjne tłoczące emocjonalnie opakowaną infopapkę. Jeśli do tego dorzucimy żenująco niski stan ogólnego wykształcenia, to byle spryciarz nie musi się za bardzo gimnastykować, by nas walić w rogi. Zresztą to, jak niskiego poziomu propagandę serwują oficjalne media, pokazuje na przykład sprawa wmawiania Asadowi gazowniczych zapędów. Oni naprawdę nie muszą się wysilać z fejkniusami...
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!