21 marca to World Down Syndrome Day.
Jest więc szansa na to, by życie ludzi z zespołem Downa, czyli trisomią 21, czy też mongolizmem, znalazło się na moment w polu uwagi. Jest to grupa ludzi, wobec których dzisiaj najczęściej stosuje się eugenikę, zabijając w łonie matki. Z dostępnych danych wynika, że w roku 2002 usunięto 93 proc. płodów, u których podejrzewano zespół Downa.
Dlaczego? Brutalnie mówiąc, w zinfantylizowanym świecie lalki Barbie i Kena, nikt nie chce mieć „popsutych” dzieci. Chcemy mieć potomstwo ładne, słodkie i na gwarancji.
Tak przez minione dekady wbiła nam w mózgi nasza konsumpcyjna cywilizacja, która „naukowo” tłumaczy, że jesteśmy w stanie zrobić prawie wszystko; jesteśmy w stanie „poprawić” stworzenie i uszyć lepszego Frankensteina. Czasami to „poprawianie” oznacza zabijanie, no, ale zawsze są jakieś koszty.
W imię „lepszego” świata mordowali bolszewicy, w imię „lepszego” świata hitlerowcy wysyłali Żydów do gazu i w imię „lepszego” świata zabija się w łonie matek ludzi niepełnosprawnych. Jedni robią to brutalnie, na chama, zasypują trupy wapnem w dołach, inni „technicznie” w gumowych rękawicach, jeszcze inni wkładają ssawkę do macicy.
Za tym wszystkim stoi jednak taka sama idea filozoficzna – uzurpowanie sobie prawa decydowania o życiu i śmierci i uznanie wartości cywilizacji chrześcijańskiej za zbędny balast; wiara, że jesteśmy w stanie przemodelować i przeprogramować człowieka, aby mógł realizować swój „pełny potencjał”.
***
Żenujące, infantylne, nielicujące z krajem takim jak Kanada są rządy obecnych niedokształconych ideologów spod znaku różowej gwiazdy w rodzaju premier Ontario Kathleen Wynne czy premiera federalnego Justina Trudeau. Do symbolicznej rangi urasta niezwykle radosny moment, kiedy po zwycięstwie jednego i drugiej Trudeau przyjechał do Toronto i tam się wyściskiwał z p. Wynne. Cieszyli się jak starzy znajomi po agit-kursach, którzy wreszcie dopięli swego. Językowe zabiegi władz federalnych, postępująca nowomowa kanadyjskiej debaty publicznej wciskana nam w głowy przez neobolszewików podających się za Partię Liberalną woła o pomstę do nieba.
Podobnie skandaliczne jest dzielenie wyborców na lepszych i gorszych przez premier rzekomo liberalnego „inkluzywnego” rządu Kathleen Wynne, która z pogardą wyraziła się o „starych, białych ludziach”, których młodzi muszą odepchnąć swymi głosami przy urnach. To jest polityka rewolucji „ze spalonego uniwersytetu”. Warto przytoczyć przy okazji, że absolwentami zrewoltowanych paryskich uniwersytetów byli jedni z największych zbrodniarzy ludzkości, Pol Pot czy Jeng Sary.
Radykalizm intelektualny łatwo się przekłada na przemoc fizyczną; od wykluczenia białych-starych (to taka nasza wersja „sorosowego” hasła kiedyś lansowanego w przedwyborczej Polsce: „zabierz babci dowód”) do wyrównywania dziejowych krzywd przy pomocy uzbrojonego tłumu rabującego białych farmerów jest tylko jeden krok. Całkiem serio jestem w stanie wyobrazić sobie, że gdyby tak pani Kathleen Wynne porządziła jeszcze trochę dłużej, to może mielibyśmy w kolejnym budżecie zapis o obowiązkowym przekazywaniu majątków po białych-starych na wyrównywanie stanu posiadania młodych-czarnych. Kto wie?
Żyjemy więc w czasach doktrynerów, którzy usiłują przenicować system polityczny przy pomocy jego wewnętrznych mechanizmów. Mam o to żal do Partii Liberalnej. W końcu, była to dojrzała partia dorosłych ludzi, a nie organizacja zrewoltowanej młodzieży w krótkich majtkach. Nawiasem mówiąc, w dawnych czasach nawet lewicowa młódź miała porządne wykształcenie, dziś zna tylko kilka chwytliwych haseł z małego słownika politycznie poprawnej agitacji, a jej polityczne gęganie coraz bardziej upodabnia się do bełkotu sekretarzy. Tak, proszę państwa, wraca nowe, i ono już nawet nie śpiewa.
***
Pisałem kiedyś, że polsko-izraelskie starcie historyczne, z którego Warszawa coraz bardziej „wycofuje się na z góry upatrzone pozycje”, pokazało, że młodzi Polacy nie dają sobie w kaszę dmuchać. Nie jesteśmy już tak niekumaci jak pokolenie czy dwa temu. Jak donosi ze stolicy kolega Marcin Janowski: Nasi cały czas spuszczają bęcki antypolonistom na izraelskich forach. To jest akcja samorzutna, bez rozkazu. Izraelczycy są zaszokowani i piszą, że polskie państwo oddelegowało oficerów do wojny informacyjnej. Niestety, to tylko partyzantka. Wspaniałych mamy ludzi, żeby tylko władze były kiedyś takie....
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!