Zaczął się nowy rok, a zatem z krainy refleksji i perspektyw długiej fali wchodzimy w bardziej przyziemne tematy.
Od jakiegoś czasu organizują się nam w Kanadzie Indianie, co sprawia, że problem, od dawna zamiatany pod dywan i zasypywany miliardami dolarów, wschodzi na firmamencie codziennych doniesień agencyjnych.
Idle No More to mieszanina różnych bajek, z jednej strony ludzie, którzy usiłują zwrócić uwagę na tragiczne położenie rezerwatowych Indian, z drugiej różnego rodzaju macherzy na Indianach i rozdawanych im pieniądzach wijący sobie ciepłe gniazdka zawodowe – chmary adwokatów, nieuczciwa starszyzna usiłująca kradzież i defraudację przykryć wrzaskiem, że za mało. Jest tam też indiańska i biała młodzież zanęcona adrenaliną "przeżywania" i atrakcją "czynu". Są też dziwaczni ekolodzy, co to "w obronie matki ziemi".
Kanada ma problem Indian – jest to oczywiste, i problem narasta z roku na rok z bardzo prozaicznej przyczyny – przyrostu naturalnego. O ile reszta naszego kanadyjskiego społeczeństwa dzieci miewa raczej od święta, to u Indian co rok to prorok, na dodatek trudno rozeznać się w powinowactwie, bo degrengolada socjalna jest straszna; ludzie mają dzieci z pięciu związków. Clintonowa twierdzi w swej książce "It takes a village to raise a child", niestety w naszym indiańskim przypadku jedna wioska to za mało, zwłaszcza że jej mieszkańcy w większości wypadków są już wszyscy zdemoralizowani.
Czym? W skrócie – jałmużną otrzymywaną od białych; każdemu coś tam skapnie, nawet gdy większość rozkradną. Gdyby przeznaczone na Indian pieniądze były wykorzystywane sumiennie i "po niemiecku", rezerwaty byłyby jak cukierek. Niestety, kradzieże tak widoczne na przykładzie rezerwatu "poszczącej" obecnie protestacyjnie pani wódz z Attawapiskat, gdzie setki milionów dolarów wydano od roku 2005 bez żadnej kontroli i podkładek, są powszechne.
Niestety, ruch Idle No More, choć wiele różnych bolączek zostało do niego przyklejonych, wygląda jak zakombinowana ad hoc zasłona dymna przed zakusami obecnego rządu, który przeforsował ustawę, aby jednak jakoś rezerwaty rozliczać.
Nie zmienia to oczywiście smutnego faktu, że na razie nikt nie ma pomysłu, co zrobić z tym najszybciej przyrastającym segmentem kanadyjskiego społeczeństwa – w jaki sposób przygarnąć Indian do "mainstreamu", zrobić z nich dobrych uczniów, pracowników, studentów, biznesmenów...
Żerująca na obecnej sytuacji wataha hien za wszelką cenę broni status quo i woła, żeby sypać jeszcze więcej pieniędzy – worek nie ma dna, więc nie ma co się łudzić, że to coś pomoże, ale więcej złodziei się wypasie.
Ciekawe jest porównanie sytuacji Indian z polityczną emancypacją amerykańskich Murzynów, która przynieść miała wyzwolenie, a przyniosła degrengoladę i problemy społeczne. Czy można było to zrobić mądrzej? Pewnie tak, tylko nie pod sztandarami lewactwa.
•••
Powiem szczerze, bardzo lubię rozmawiać z młodymi kobietami. Dlaczego? No bo to one wychowują dzieci.
Gdy matki są głupie, dzieciom jest trudniej. Oczywiście nie chodzi mi tu o matki z doktoratami, tylko o kobiety mądre życiowo – takie które nie będą dziecku – a zwłaszcza synom – dawać złych przykładów.
I bardzo ważne jest, by robiły to, gdy są młode – no bo wiadomo, na starość wszyscy jednak trochę mądrzejemy; tylko że wtedy zaczynamy już bawić wnuki...
Gdy człowiek patrzy na emerytów pomstujących na młodzież – buzię zazwyczaj zamyka im jedno pytanie – a gdzie są Pana, Pani dzieci? Podzielają Pana poglądy? – Zachowały wiarę? – Co im Pan/Pani przekazał/przekazała? Popatrzmy na siebie, popatrzmy, co zaniedbaliśmy.
Niestety, w dzisiejszym świecie na piedestał wyniesiono "użycie", intensywność doświadczeń; młode matki często pytają, co ja mam z życia?! Zamiast wspinać się w Nepalu, podmywam pupy, zamiast w sobotę wibrować na skrzydłach metamfetaminy, czytam bajkę na dobranoc.
Kultura masowa nie uczy już, co ważne, a co truchło przelotne, a jeśli uczy, to nie nachalnie i trzeba wiele wysiłku, by do tej nauki dotrzeć.
Dlatego młoda kobieto, Ty wspaniała istoto, uświadom sobie, że twoja siła nie polega na zgrabnych łydkach i kształtnym biuście wywołującym samcze pomruki. To jest miło mieć, ale to dzisiaj jest, a jutro nie ma. Natomiast twoja prawdziwa siła leży w tym, że będziesz w decydujący sposób wpływać na życie dwojga, trojga, a może pięciorga nowych ludzi na tej planecie – Twoich dzieci. Żydzi mówią, co człowiek to kosmos; a więc to ty będziesz współkreować te kosmosy. Dlatego musisz być silna i mieć dobrze w głowie.
A podróż, w jaką cię zabierze wychowywanie własnych dzieci, jest daleko bardziej atrakcyjna od najbardziej egzotycznych eskapad. Zobaczysz to na końcu.
Dzieci są najważniejsze, dlatego tak wielu siłom na nich zależy. W Witches of Eastwick – diabeł Nicholson mówi, mlaskając, women, you are wonderful; you are making babies... I to jest wielki cud.
•••
Zapewne orientują się Państwo, że prócz wielu przyjaciół pismo nasze wielu osobom, a czasem nawet i stowarzyszeniom osób staje kością w gardle. Ostatnio czuć nasilenie ataków; może to za sprawą popularności naszej strony internetowej, a może po prostu przyszła koperta ze zleceniem – nie wiem, ale mam do Państwa prośbę, propagujcie nas, gdzie tylko można i jak można!
Polecajcie naszych autorów, rozsyłajcie teksty w Internecie, szerzcie myśl i słowo. To, że Wy wiecie, jaka jest prawda, to mało, musicie być tej prawdy ambasadorami.
Zatem do dzieła – wspólnie ruszymy z posad bryłę lepioną przez różne cioty rewolucji. To się da zrobić!
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!