Od czasu Marszu Niepodległości polskie życie polityczne rozkołysało się i zatrzeszczało. Wzrost popularności prądów narodowych nie tylko uruchomił dzwonki alarmowe w obozach kompradorów, ale – może nawet głośniej – też w namiotach "świętej prawicy".
Nagle okazało się, że wykuta w kamieniu pozycja PiS-owej opozycji nie jest taka niewzruszona, jak by to miało wynikać z bieżącego rozdania kart. Wzbiera młoda fala poważnie odwołująca się do tradycyjnych endeckich korzeni.
Zaczęły się więc dąsy i podchody; oddzielne pochody i polityczne deklaracje.
Oskarżono młodych endeków o sprzyjanie Rosji – no bo to tradycyjny kierunek sympatii tego środowiska od czasów Dmowskiego, wyśmiano rzekomy antyamerykanizm – bo środowisko "Gazety Polskiej" złego słowa na Waszyngton, ergo Izrael nie da powiedzieć i mrugnięto okiem, że może to jest robione na zlecenie czekistów.
W Polsce, jak coś nie jest po naszej myśli, to pewnikiem jest to agenturalna robota obcych wywiadów...
To, że akurat środowisko "Gazety Polskiej" czy PiS-u również można by w taki sposób opisać, insynuując związki z Mosadem, CIA czy co tam jeszcze węszy, świadczy tylko o tym, że oskarżenie o agenturę nijak się ma do argumentów merytorycznych i jest odpowiednikiem czegoś na kształt "ale ci z gęby śmierdzi", czy też "masz wszy jak ruskie czołgi" w debacie "osobistej".
Są to rzeczy, których sprawdzić nie sposób, więc póki co kłóćmy się na argumenty, patrzmy na ręce i efekty działań, ważąc słowa, by przynajmniej odrobinę wzbogacić naszą ubożuchną myśl polityczną i włożyć do szafy pełen zestaw garniturów, z których mogliby wybierać przyszli politycy.
Zamiast się dąsać, namawiajmy się do myślenia i zbierania jak największego zakresu informacji o sytuacji Polski. Bądźmy też świadomi, że we współczesnym świecie jest wiele interesów ponadnarodowych wywierających wpływ na życie polityczne państwa takiego jak Polska –finansowych, korporacyjnych, organizacyjnych.
Wobec licznych projektów nie można o bezpieczeństwie państwa czy kierunkach jego polityki dyskutować kategoriami zakorzenionymi w polityce XX, a nawet XIX wieku.
Fundamentem myślenia powinno być tutaj założenie, że silne państwo polskie leży w interesie Polaków i takie państwo z silną armią, policją i systemem finansowym należy szybko zbudować.
Nie jest to założenie dla wszystkich oczywiste – wielu Polaków uznaje projekty ponadnarodowe, jak europejski, za ważniejsze, dlatego przyjęcie lub odrzucenie takiego założenia może niczym papierek lakmusowy wyznaczać granicę, komu po drodze z nami, Polakami, a kto przeciwko nam.
Jeśli ktoś uważa, a jeszcze gorzej gdy działa przeciwko sile Polski, to wedle normalnego rozeznania jest to zdrajca. Kto kosztem interesu Polski, czyli polskich rodzin, polskich robotników, polskich miejsc pracy, realizuje interes inny, niezależnie od tego na jak bardzo szczytnych założeniach oparty, musi być traktowany jako przeciwnik.
Dyskutujmy więc o projektach politycznych naprawy państwa, identyfikujmy wrogów naszego działania, zamiast wytykać sobie paxową przeszłość środowisk endeckich – o czym współczesna młodzież ma blade pojęcie.
Musimy też zdawać sobie sprawę, że większość środowisk politycznych w Polsce była dokumentnie rozpracowana przez różne policje. Niczego to nie przekreśla, ale trzeba to wiedzieć i pamiętać, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś zrobi nagłą woltę albo zaczyna niespodziewanie lansować jakiś interes korporacyjny.
Polska myśl polityczna musi przede wszystkim zdefiniować interes polski; musimy rozeznać się i popatrzeć, gdzie nam po drodze, a gdzie nie.
Dlatego jednostronne deklaracje, oświadczenia w rodzaju, że powinniśmy byli przypodobać się Izraelowi, głosując przeciwko palestyńskiej rezolucji w ONZ, są dziecinne.
W polityce nie ma miejsca na sentymenty, liczą się interesy. Gdyby Izrael nam za takie poparcie coś wcześniej dał – jak choćby rezygnację z państwowego wsparcia roszczeń organizacji żydowskich wobec państwa polskiego, to byłoby o czym rozmawiać. Tymczasem polska polityka w stosunkach międzynarodowych bardzo często robiona jest na zasadzie "przymilania się" i oczekiwania na wzajemność. Jak takie "oczekiwanie" wygląda, bardzo dobrze pokazują polskie losy w II wojnie światowej.
Nie ma czegoś takiego, jak stałe sojusze, co nam wielokrotnie uświadomili możni tego świata; dzisiaj możemy być z Rosją, jutro z Izraelem, pojutrze ze Stanami Zjednoczonymi. Ale do tego musimy mieć normalne państwo, a nie pacynkę, którą każdy szarpie za sznurki.
My nie mamy kochać ani Żydów, ani Niemców, ani Rosjan; my mamy z nimi robić interesy.
I pora, aby polskie elity zaczęły w ten sposób myśleć; pora też oddać sprawiedliwość endekom, że to oni pierwsi tego rodzaju przeświadczenie i nastawienie wnieśli do polskiej debaty. A więc, niech idzie młodość...
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!