Nienasycenie – takie witkacowskie odczucie pozostało mi w ustach po odwiedzeniu Dnia Polskiego w ROM. I proszę mnie dobrze zrozumieć – czapkuję przed organizatorami, z pewnością włożyli wiele pracy, z pewnością była to największa impreza polska w mieście w ostatnich czasach, zrealizowana w całkiem innej formule niż organizowane przez Wojtka Śniegowskiego i Roberta Szelążka Dni Polskie na Ontario Place. Były więc piękne koncerty muzyki poważnej, były wystawy planszowe, były non stop śpiewające zespoły folklorystyczne. Przyszli ważni goście – posłowie – z ubranym po góralsku posłem Lizoniem; był zaprzyjaźniony minister imigracji Jason Kenney, przyszło też sporo osób z Polską niezwiązanych.
Skąd więc moje nienasycenie?
Zacznijmy od tego, czym jest dla mnie Polska, bo to chyba przede wszystkim wina mojej perspektywy. Otóż Polska to dziedzictwo imperium, wspaniały kraj, o specyficznej kulturze politycznej, olbrzymim dobrobycie i olbrzymim wkładzie cywilizacyjnym w Europę i świat.
Polska to osiągnięcia i zwycięstwa wojskowe – obrona chrześcijaństwa przed imperium otomańskim, cywilizowanie Kresów, śmiałe, nowoczesne idee społeczne i polityczne wykraczające poza epokę. Polska to o nieprzebrane bogactwa kraju dumnego tworzonego przez ludzi wolnych i niezależnych, a jednocześnie tolerancyjnych, szanujących swobody obywatelskie.
Ten obraz Polski został zakłamany przez propagandę oświeceniową encyklopedystów opłacanych przez Fryderyka Wielkiego i Katarzynę w celu usprawiedliwienia gwałtu, jakim był rozbiór Polski.
Jedźmy dalej – w XIX wieku – Polacy, zdeklasowani szlachcice, wykształceni, zesłani i ci szukający przygody – odkrywali, opisywali i klasyfikowali rosyjski wschód; budowali w Ameryce Południowej nowoczesne konstrukcje stalowe i koleje, wynaleźli lampę naftową, kładli podwaliny pod naukę o promieniowaniu, nowoczesną chemię, matematykę (lwowsko-warszawska szkoła matematyczna – rachunek macierzy, prof. Banacha, potem superprace nad Enigmą).
A także – uratowanie Europy przed pożogą bolszewicką! Wspaniałe osiągnięcia polskiego przemysłu zbrojeniowego w okresie międzywojnia – karabin przeciwpancerny Ur, niezłe czołgi, samoloty Karaś eksportowane do Rumunii, myśliwiec Łoś, osiągnięcia przemysłu motoryzacyjnego, Organizacja linii lotniczych LOT... Wszystko to w niesamowicie trudnych warunkach blokad, bojkotów, zmuszających do mobilizacji cały nowo odtworzony naród.
Jest też Polska wspierająca wysiłek mniejszości – jak choćby ruch Betar – zarodek odrodzenia powojennego państwa żydowskiego w Palestynie. Kluczowa rola, marionetkowej przyznać trzeba, ale zawsze, dyplomacji polskiej w osobie hrabiego Pruszyńskiego (ojca naszego korespondenta białoruskiego) w głosowaniu w ONZ nad podziałem Palestyny brytyjskiej i utworzeniem Izraela.
I wreszcie – Polska pierwsza przeciwstawiająca się samotnie hitlerowskim Niemcom – zdradzona przez sojuszników, położona na łopatki ciosem w plecy od wschodu, zdradzona przez mniejszości etniczne.
Piszę to wszystko, bo czas przestać pokazywać Polskę jedynie przez pryzmat ludowego folkloru i chłopskiej kuchni.
Przecież Polska kuchnia słynęła w całej Europie! Zwłaszcza z dziczyzny – nigdzie nie było takiego jedzenia, nigdzie nie było takich polowań jak w naszej starożytnej Republice.
Mamy się czym chwalić i nikt za nas tego nie zrobi, bo przecież nie będą nas chwalić ci, którzy w tamtych czasach stali przed dworem, miętoląc czapkę w ręku.
Odzwierciedleniem szacunku i pozycji do tamtej Polski paradoksalnie mogły być słowa generała izraelskiego lotnictwa Ashe, który kilka lat temu łamiąc polskie przepisy lotnicze, skomentował kolegom, że "słuchaliśmy Polaków przez 800 lat, a teraz już nie musimy". No ale przez 800 lat to my wydawaliśmy rozkazy, od czasu do czasu zachodząc aż do Kremla, i to jest prawda warta przypomnienia dla naszych dzieci.
To nasza husaria była najlepszą bronią tamtych czasów, czymś na kształt ówczesnego czołgu Abrams.
Polska była wielka i może wciąż być wielka, jeśli wielcy będą Polacy.
Jeśli tylko zdecydowanie odmówimy bycia na miarę, którą przewidzieli dla nas obcy; jeśli tylko nie będziemy się ograniczać.
Leży przede mną książka o życiu mieszkającego w Oakville, dzisiaj 90-letniego Piotra Mielżyńskiego, – kanadyjskiego pioniera, twórcy przemysłu produkcji win wysokiej jakości na półwyspie Niagara, człowieka, którego ojcem chrzestnym jest ojciec chrzestny męża królowej Belgii księcia Bernarda – nomen omen założyciela grupy Bilderberg, książka fascynująca, opisująca szczątek dziejów tamtej wielkiej Polski, a nie Polski pierogów i bigosu. Niestety, nawet tej postaci zabrakło w ekspozycji ROM.
Moja Polska jest wielka i takimi widzę Polaków, dlatego boleję, gdy dają się poklepywać po plecach i boleję, gdy ich własne lenistwo i ignorancja każą im odrzucać dziedzictwo, którego bogactwa pozostają nieświadomi.
Wychodziłem z ROM z mieszanymi uczuciami. Trochę się w muzeum pogubiłem – brakowało strzałek kierujących do poszczególnych stanowisk Dnia Polskiego.
...A poza tym, mojej Rzeczpospolitej było w tym dniu w ROM bardzo mało...
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!