Autobusem do Polski
Przyjechałam, dojechałam szczęśliwie.
Przed granicą policja niemiecka zatrzymała nasz długi autobus, dokładnie sprawdzano dokumenty i zdjęcia porównywano z daną osobą. Środek nocy. Chcieli przejrzeć bagaż jakiegoś pana, wyskoczył z autobusu w krótkim rękawku, żeby im wskazać, który jest jego. Szukali chyba narkotyków. Ostatecznie zrobiło się nam godzinne opóźnienie. Ale to nic, najważniejsze, żeby dojechać na miejsce.
Na początku miałam fajną babkę do gadania. Opowiadała o swojej koleżance, która jest obecnie jej zmienniczką. Opiekują się starszym niemieckim małżeństwem i zmieniają się co 8 tygodni. Jest to w mieście, więc jak jest czas wolny, to jest gdzie pochodzić. Są tam ulice, sklepy. Pani narobiła zakupów, dwie kurtki kupiła mocno przecenione, sobie i córce. Ja musiałam jechać na rowerze 4 km poprzez pola i lasy, żeby pobyć trochę wśród ludzi.
Na starym rowerze
A co było wczoraj?
Wczoraj obudziłam się w złym humorze. Dzień wcześniej oglądałam program o Nataszy Kampusz. Jeszcze dwie osoby występowały. Jeden dziennikarz przetrzymywany w więzieniu gdzieś daleko. I pan, który jako 11-letni chłopiec został porwany i przetrzymywany w płaskiej skrzyni gdzieś pod ziemią, przez dwa lata. On jednak wesoły, pokazywano go, jak odzyskał wolność, jak go znaleziono na terenie jakiegoś parku i jak się cieszył.
Natasza występowała także, ubrana bardzo, bardzo kryjąco. Za dużo już o niej powiedziano. Ona podobno izoluje się. No dobrze, ale kim jest ona.
Niemcom coraz lepiej?
Jestem nadal w Niemczech, pracuję jako opiekunka osoby starszej i utrzymuję nadal moją rodzinę, która mieszka w Polsce. Mąż też jest już bez pracy, jednak za chlebem wyjeżdżać muszę ja, bo Niemcy mają większe zaufanie do kobiet.
Dzisiaj uczyłam panią starszą kilku polskich słów. I okazało się, że ona zna słowo – dobry. Przypomniało jej się to słowo! Jej dziadek jeździł do Galicji pracować co roku na siedem miesięcy. Pracował w gospodarstwie rolnym u bardzo dobrych polskich ludzi. Ci ludzie pożyczali nawet mu pieniądze na święta, na choinkę. Galicja to przecież ziemie polskie pod zaborem austriackim. Pomijam wschodnią Galicję, która ciągnęła się po Ukrainę.
Trochę mi się lżej zrobiło, że nie tylko my, Polacy, jesteśmy takimi biedniejszymi obywatelami Europy. Że kiedyś było na odwrót. Niemcy u Polaków pracowali i chwalili sobie tę pracę. Aż trudno to pojąć, bo byliśmy pod zaborami.
Ale jak daleko musiał ten dziadek pracować, jaki to kawał drogi od Bremy. A tutaj przecież też pola uprawne. Ale tu był głód i pracy nie było… pani opowiada.
Nawet car ściągnął 15 rodzin niemieckich, ale tylko grafów, czyli tych szlachetniej urodzonych. Takiego grafa poznałam przecież w sierpniu, woził nas na ryby z dziadkiem. Jak zaczęła się druga wojna światowa, to rówieśnicy grafa poszli do wojska, a graf do więzienia. To wiem od niego.
Potem już wyemigrował do Niemiec z całą rodziną i z wszystkimi ciotkami. Teraz już Niemcy nie chcą tak przyjmować Rosjan z korzeniami niemieckimi, obwarowali ich przyjęcie znajomością języka niemieckiego.
Poczytałam w Internecie o Galicji. Natrafiłam z na życiorys Jana Matejki. Był dziewiątym dzieckiem z dwunastu. Ojciec był Czechem, który też na Galicję przywędrował za pracą. Teraz już Matejko nie miałby szans na urodzenie się. Kto to ma teraz tyle dzieci.
Może dlatego pani Niemka jest taka dobra dla mnie, jak i cała zresztą rodzina jej.
Rano pojechałam samochodem oddać moje buty, bo są trochę za duże. Chciałam je zamienić na numer mniejsze. Raz się w nich przeszłam na spacer z panią, więc starannie je przygotowałam, natarłam podeszwy oliwką. Do miasta mam 5 kilometrów, nie jest mi łatwo się wybrać, bo opiekuję się starsza osobą.
Na miejscu, w małym sklepiku z lepszymi i droższymi butami niż naprzeciwko, było kilka pań, które oglądały rzeczy. Nie było jednak mniejszego rozmiaru, przymierzyłam jeszcze jakieś i ostatecznie zabrałam się z powrotem z moimi butami. Z tymi, które wcześniej kupiłam. Staram się być już z nich zadowolona, bo lepszych mieć nie mogę. W życiu takich drogich butów nie miałam. 79 euro, to astronomiczna suma. Buty zawsze kupowałam w szmateksie, za góra 20 złotych.
Ale to nie ja zapłaciłam, to rodzina starszej pani, bo prosili mnie o przedłużenie mojego pobytu tutaj, a ja nie wzięłam ze sobą zimowych butów. Pozwolili mi kupić sobie za 150 euro, ja kupiłam za 79 i resztę pieniędzy oddałam pani starszej.
Córce kupiłam ostatnio prawie trzykrotnie przecenione, chciałam żeby miała wreszcie takie porządne, nie na pięć minut, jak te kupowane w naszym misiaczku za około 100 złotych. 100 złotych to dla nas bardzo dużo. W Niemczech buty są o wiele droższe, ale jakie piękne mają podeszwy. Ślizgawica niestraszna w nich.
Kupiłam już na drogę dwa soczki.
Porozmawiałam z córką na Skype i zdecydowałyśmy, że lepiej nie ryzykować, bo te jej buty mogą być za małe i co wtedy z nimi robić? Trudno sprzedać, bo jak ktoś chce kupić droższe buty ze skóry, to jedzie do sklepu. Nie będzie kupował w Internecie. Poza tym pieniądze potrzebne są na utrzymanie.
Pojechałam więc drugi raz, oddać te buty. Nie musiałam się denerwować, buty nie były noszone i miałam paragon. Jadę, mijam pole, potem las, potem znów pole i potem jest skręt w lewo, bo zjeżdżam z obwodnicy. Czekam więc, bo widzę szybko jadący srebrny duży samochód, jakiś mercedes chyba. Z lewej strony mam furgonetkę, która czeka na swoją kolej, ona wyjeżdża z drogi, w którą ja będę wjeżdżać. Patrzę więc tylko na przybliżający się srebrny samochód, a tu z prawej strony, myk, jakiś mniejszy wskoczył na jezdnię i pruje prosto. Ten srebrny zrobił jakieś esy floresy, ja i ten z lewej staliśmy, ale potem ruszyłam akurat za umykającym samochodem, tym który by spowodował wypadek. Uciekał szybko, ale potem były światła. Zapamiętałam numery. Potem je zapisałam. I to chyba koniec. Przecież nie będę skarżyć na policję, chociaż przydałoby się.
Buty oddałam, kupiłam trochę bananów i wróciłam do domu. Wracając, myślałam, żebym tylko dojechała bezpiecznie, to mój ostatni raz tutaj. Jutro już nie będę jeździć, a pojutrze wyjeżdżam do Polski.
Muszę na siebie bardzo uważać, przecież jestem jedyną żywicielką rodziny. Mój mąż stracił pracę. Trzeba było zostać na Śląsku, nie przeprowadzać się. Pracował w nowej wytwórni pasz i był zastępcą kierownika. Miałby dobrze, bo zakład wykupili Duńczycy, pracowałby do dziś. Tylko ja tam nie mogłam mieszkać. Miałam świadomość całej tablicy Mendelejewa w powietrzu, w ziemi, w owocach, które się kupowało. Najgorsze to cynk i ołów. Wysokie kominy z tymi pierwiastkami widać było z naszego balkonu.
Przysługiwało nam mieszkanie wreszcie ze spółdzielni, zostawiliśmy więc zakładowe i przeprowadzka. Rok 1990. W tym czasie na ziemiach zachodnich już zaczynało się bezrobocie. Ale, że byliśmy wykształceni i coś ponadto jeszcze umieliśmy, więc prace znaleźliśmy.
Urodziło się czwarte dziecko i piąte, mama moja pomagała. Dwa lata temu męża stanowisko zlikwidowano, z całego zakładu zostało kilku ludzi. Takich, co to ze sobą trzymali. Mój mądry i kochany mąż nie mógł już jeździć do pracy. Bardzo mu tego brakowało, chociaż zarabiał 1500 złotych, a z tego 200 szło na benzynę. Mąż miał kilka projektów racjonalizatorskich, byłam z nim w grupie na studiach. Podziwiałam go, jak sobie wyobrażał, widząc rysuneczki, te wszystkie maszyny do przemysłu spożywczego. Ja takich zdolności nie posiadałam i mąż mi dużo wtedy pomógł.
Teraz się czuję trochę winna, że przeze mnie, przez tę przeprowadzkę, nie ma on pracy. A mężczyzna musi mieć pracę. Inaczej czuje się niepełnowartościowy. Teraz już kuchnia nie moja. Jak przyjeżdżam, to mąż tam wszystko robi i mnie wygania.
To dobrze, że nie było wypadku, że jakimś cudem samochody się poomijały.
Jutro jadę do cyrku, razem z rodziną starszej pani. To rekompensata za dni wolne, których nie miałam tutaj. Jestem tu prawie dwa miesiące.
Wolałabym może pieniądze, bo przecież taki cyrk kosztuje i dojechać muszę autobusem i odwiozą mnie potem. Pojutrze czeka mnie najważniejsza atrakcja – powrót do domu, a tu na sam koniec jeszcze dodatkowa podróż. Tak rodzinie pasowało.
No, ale powinnam być wdzięczna. I jestem. Tylko myślę o tym, żeby nie było ślizgawicy albo wysokich pokładów śniegu. Jak do dzisiaj, to mamy jeszcze jesień, taką jesienną pogodę, ale zapowiadają wreszcie opady śniegu lub deszcz ze śniegiem. Straszne to. Akurat na moje podróże.
Więc pożegnam Niemcy na półtora miesiąca i może tu jeszcze przyjadę, jak pani starsza będzie się dobrze czuła. Ma 94 lata. Może napiszę dokładniej – jeśli będzie jeszcze żyła. Myślę, że tak, bo jest ona całkiem zdrowa.
Chciałabym tu jeszcze przyjechać.
Mało ze sobą rozmawiamy. Przy posiłkach tu się nie gada, ja czytuję wtedy na boczku gazety. Niemieckie gazety, wyławiam wiadomości, które rozumiem. I myślę, czy jest w nich propaganda sukcesu, czy to tak naprawdę ten naród tak dobrze się ma i będzie miał jeszcze lepiej. Co biorę do rąk gazetę, to tam jakieś podwyżki. Różne instytucje dostają więcej pieniędzy z Berlina, niż się spodziewały. Opieka też dostaje już więcej, uwzględnia się osoby lżej chore, ale wymagające opieki. Każdy Niemiec powyżej 14 roku życia na gwiazdkę otrzymuje od państwa prawie 300 euro, kilka procent więcej niż w zeszłym roku. Renty, emerytury będą wzrastać, o 6 procent w skali roku. I do tego jeszcze gazety oznajmiają, że każdemu pracownikowi przysługuje dodatkowy urlop – chyba 6 dni za rok. I przysługuje od roku 2011.
To jest coś niesamowitego. Zupełnie jakby Niemcom pieniądze z nieba spadały. Jakby spodziewali się mniej, jednak dostali więcej. Może to Polska za słabo walczyła o unijne pieniądze?
Wakacje w Polsce (1)
Od kilku dni jestem już w Polsce. Jest już lipiec. Przyjechałam na miesiąc. Na sierpień znów jadę do Niemiec, gdzie zarabiam, opiekując się ludźmi starszymi. W naszym miasteczku na zachodzie Polski olbrzymie bezrobocie.
Napisałam na jakimś blogu, że "Polska jest piękna, jako ziemia i jako naród" i jakiś bloger się do mnie przyczepił z komentarzami, że jestem na pewno z Tuskolandu, bo tak wychwalam Polskę. Co się dzieje w tej Polsce? Jestem szczęśliwa po przyjeździe do Polski i zawsze za nią tęsknię, gdy jestem daleko, w Niemczech.
Dzisiaj kupiłam dużo wiśni i dla każdego domownika starczy na pewno. Wiśnie już tańsze od czereśni, ale poznikały kolejki po owoce na targowisku, pewnie ludzie nie mają pieniędzy.
Pani starsza niemiecka zadzwoniła wczoraj do mnie z Hamburga. Będzie jechać na wczasy regeneracyjne do Kołobrzegu, chciałaby, żebym do niej przyjechała. Mąż jest już od maja w domu opieki w Hamburgu. Byłam u nich dwa razy. Ostatni raz w lutym tego roku. Odmówiłam, bo niedawno przyjechałam, nie na długo i za kilka dni przyjadą synowie moi kochani. Już nie mogę się ich doczekać.
W mieście spotkałam koleżankę. Jej siostra, która uczyła na moim miejscu pracy w szkole, już ma teraz coraz mniej pracy. Już uczy teraz tylko w jednej szkole. Młodzieży coraz mniej, klas coraz mniej. Mojej koleżance też nie udało się gdzieś zatrudnić. Pracowała kilka lat u dawnej koleżanki, w jej sklepie. Teraz już sytuacja inna, koleżanka musi sama wcześnie wstawać i swój towar sprzedawać.
Coraz trudniej jest zarobić w Polsce, coraz trudniej o pracę. O jakąkolwiek pracę. Mieszkamy w małym mieście, gdzie miała rozwinąć się turystyka. PGR-y zostały w swoim czasie zlikwidowane, okoliczni ludzie nie mają pieniędzy na autobus, żeby dojechać do miasta np. do lekarza. Z każdej rodziny chociaż jedno dziecko pracuje i mieszka od kilku lat w Anglii, Irlandii czy Holandii.
Kupiłam też prawie kilogram płotek, czyli rybek małych, złowionych na pewno w naszych jeziorach. Rybki były trzy razy tańsze od ryb morskich, były oczyszczone i bez łusek. Kupiłam, bo lubię je jeść, a także, żeby uszanować pracę tego kogoś, kto tak starannie te rybki oprawił.
Mąż robi teraz a la gołąbki, czyli wszystko tam jest, jak w prawdziwych gołąbkach, ale nie są zawinięte w liście kapusty. Idę smażyć rybki.
Wczoraj zadzwonił do mnie niemiecki Turek, który nas, czyli mnie i panią starszą niemiecką, zawiózł do domu. Było to w kwietniu, gdy byłam w Niemczech. Stałyśmy wtedy, z zakupami, czekając na autobus, ale były ferie i autobus nie przyjechał. Dałam mu mój telefon, gdyby taka sytuacja znów się powtórzyła.
Dawno już o nim zapomniałam, a on podobno dzwonił miesiąc temu, ale ja wtedy wyjechałam i mąż albo syn odebrał.
Zaprosił mnie wczoraj z rodziną na wrzesień lub październik. Ma dom nad jeziorem w Turcji i dużo owoców w ogrodzie. Morze blisko. Teraz jest tam razem z żoną swoją, z córką i z córki koleżanką – Polką. Zaproponował, że odebrałby nas z lotniska.
Dlaczego ja i dlaczego do mnie dzwoni? Bo ze mną można porozmawiać i tego mu brakuje. To miłe, ale jak możemy pojechać do całkiem obcego człowieka?
Chociaż była kiedyś taka sytuacja. Było to w 2006 roku chyba. Człowiek poznany przez Internet zaprosił nas do Sztokholmu. Nie zdecydowaliśmy się na mieszkanie u niego, chociaż zapraszał. Wynajęliśmy sobie jakieś w miarę tanie lokum. Byliśmy tam pięć dni, ale ten pan codziennie rano już u nas był i był wspaniałym przewodnikiem. Bez niego byśmy zginęli w tym wielkim mieście i pięciu poziomach czy piętrach kolejki podziemnej. Po wycieczce panowie – mąż z nim – pili sobie razem piwo.
Mąż mnie wygania z kuchni, najpierw chce swoje gołąbki robić, a dopiero moje ryby będę mogła smażyć. Śmieszny on jest, przecież można obok siebie wszystko robić. Kuchenka ma cztery palniki.
Śmieszny, bo przypominają mi się ś.p. teściowie, którzy zawsze rano się kłócili w kuchni o miejsce na kuchennym stole do robienia kanapek do pracy. To pewnie teść potrzebował przestrzeni życiowej. Był jedynakiem.
Jak kupił dzieciom kolejkę na Mikołaja, to sam się nią bawił, a oni mogli tylko patrzeć. Potem kolejkę zamykał na klucz. Kiedyś mężowi z bratem udało się raz pobawić tą kolejką, jak dorobili kluczyk do szafki. Następnie teść kolejkę sprzedał koledze z pracy.
Teść mi zawsze opowiadał kawały, jak do nich przyjeżdżałam. Wesoło wtedy było.
Moje miasto jest piękne i miłe. Szkoda, że nie ma w nim dla nas pracy. Trzeba było pilnować swoich miejsc pracy i się nie przeprowadzać tam, gdzie powietrze lepsze. Przeprowadzać się trzeba było do Warszawy najlepiej, bo oni tam mają więcej możliwości do zarobku, i to do większego zarobku. Przeprowadzka zawsze kosztowała pieniądze. Myślałam, że zawsze będę miała pracę chemika tutaj, a tu nauczyciele porobili sobie studia roczne podyplomowe. Uczą więc chemii, doświadczenia żadnego nie potrafią zrobić.
Miejsca pracy w szkole są już planowane na kilka lat wcześniej, na zapas. Ktoś z rodziny ważnej osoby idzie na studia i ma zarezerwowane po cichu, że w tym roku wróci, już po studiach. Przyjmuje się więc osoby na dwa lata, potem znów inną na dwa lata, żeby przeczekać ten okres. Teraz tylko znajomości się liczą.
Syn najmłodszy wrócił z plaży nad jeziorem. My też powinniśmy pojechać. Syn jeździ z kolegami. My też powinniśmy jechać. Drugi syn się izoluje i traktuje nas jak obcych. Ma jakieś zaburzenia psychiczne i boreliozę. Niedawno mu sprzątaliśmy i znów ma bałagan w pokoju.
Babcia powinna wreszcie do nas przyjechać. Chcę ją wreszcie zobaczyć. Tymczasem, od czasu rozprawy o majątek mojego ojca, którego to majątku nie widać, siostra nie chce mamy do mnie puszczać.
Byliśmy nad jeziorem. Mąż się kąpał, ja nie. Plaża nad jeziorem przechodziła w różne ręce kolejno. W latach 80. zbudowany został ładny, jak na tamte czasy, budynek – to Ośrodek Doskonalenia Kadr – partyjny, warszawski. Potem plażę ogrodzono i miała być płatna i nie dla każdego. Poleciały wtedy dwie piękne brzozy. Teraz jest to własność Caritasu, przyjeżdżają biedne dzieci na wakacje i kąpią się grupami w wodzie. Oj, sporo jest wtedy hałasu. Siostry zakonne moczą sobie nogi, siedząc na pomoście.
Na terenie tego ośrodka jest boisko do piłki siatkowej. Moi synowie, jak przyjeżdżają, zawsze są tam z kolegami wpuszczani, ale za to muszą w czymś pomóc, np. rozstawiali ostatnio wielki namiot.
Trzeba przyznać, że Caritas dba o ośrodek, Tak piękny nigdy nie był. Widać robotę ogrodników.
Potem markety, butle wody, bo tak się u nas zmieniło, że nawet wodę kupujemy. Dla mnie ta z dwutlenkiem węgla.
Ja kupiłam sobie loda i jem zawsze przed dojściem do kasy. Papierek oczywiście leży na zakupach, pan ochroniarz troszkę niespokojny. Patrzy, czy na pewno będzie zapłacone za tego loda. Ten dzisiaj nie był dobry, bo w środku miał kawałki czekolady. I po co to?
Pojutrze rodzina mojego męża będzie jechała nad morze. Zajadą do nas. Cieszę się, że ich zobaczę.
I problem z pracą córki. Ona ma 19 lat, pojechała miesiąc temu na wyspę Rugię do Niemiec. Pracuje w restauracji jako kelnerka. Wszyscy pracownicy otrzymali już wypłatę, tylko one nie. Patrzyłam, w umowie brak wzmianki o tym, kiedy pensja miesięczna będzie wypłacana.
Porozumiewamy się tylko za pomocą smsów. Córka wcześniej nie chciała, żebym zadzwoniła do firmy polskiej, która pośredniczyła w ich zatrudnieniu. Ale jutro będę musiała się dokładnie wypytać. W umowie niemieckiej jest napisane, że mieszkanie będzie do dyspozycji. W umowie polskiej jest wzmianka, że za mieszkanie będą płacić. Niedużą sumę, ale płacić.
Poza tym miały wziąć ze sobą czarne buty, jako dodatek do ubrania roboczego kelnerki, firma polska o tym nie wspomniała. I pieniądze, które dałam jej, żeby tam miała, musiała wydać na te buty. Jeszcze ktoś wysłał dzisiaj córce smsa , że ta firma oszukuje, że nie płaci. Ona ma umowę z restauracją niemiecką.
Mama odwiedzi nas w niedzielę. Dawno jej nie widziałam.
Od rana się martwię naszą sytuacją. Może ludzie okoliczni w Polsce mają jeszcze gorzej, bo wpakowali się w długi. I w bankach, i są zadłużeni w spółdzielni mieszkaniowej, bo nie płacą za czynsz. Nie mają czym płacić.
Ale my, my nic nie mamy, tylko to mieszkanie. Samochód już stary, z roku 1995. Dobrze, że mamy dobrego mechanika. Ale fotel ktoś dał w tym samochodzie sportowy. Trzeszczy w czasie jazdy, na pewno jest poluzowany. Już dawno powinniśmy kupić normalny fotel kierowcy. Pytaliśmy tu i tam, i nie było tego rodzaju na szrotach.
Pracy tu nie mamy i coraz mniej nas z Polską łączy. Polskę kochamy, za Polską tęsknię, ale środowiska pracy już tutaj nie mam. Bo nie mam tu pracy. Z dawnymi koleżankami czasem się porozmawia.
Ale losy ich też są różne. Jedna, co dorobiła się majątku, pracując w ubezpieczeniach, wybudowała sobie domek i rzadko się ją spotyka, bo mieszka na peryferiach. Inna znów, wesoła dziewczyna w szkole, załamała się po śmierci męża i podobno z domu nie wychodzi. Myślałam, że jako pielęgniarka wyjechała gdzieś do pracy za granicę. Powinnam mieć tu pracę, był czas, że szkoły do mnie do domu dzwoniły z propozycjami pracy. Dzieci wtedy były małe. Potem przyszedł rok 2000, gdy zgłosiłam za namową adwokata nieuczciwą pracownicę, za niewypłaconą pensję. Potem byłam inwigilowana, bo nie chciałam się zgodzić na umorzenie sprawy. Za ważną osobę poruszyłam, za ważny zakład. Politycznie ważny. Szkoda, bardzo lubiłam uczyć w szkole.
Mąż stracił pracę rok temu, zakład przeniesiono do dużego miasta. Pracują w nim teraz rodziny po trzy pokolenia tych rodzin, bo babcia, matka i wnuczka. Pracują politycy, którzy chwilowo czekają na swój politycznie aktywny czas. Z dawnych pracowników ostała się tam tylko garstka ludzi, którzy ze sobą pili. To bardzo niesprawiedliwe, bo pili przez wiele lat w pracy i nic nie robili. To był dobry zakład. Szkoda mi męża, on tak tęskni za pracą. W domu już robi teraz wszystko. Sprząta, gotuje, po zakupy, z psem. Jak jestem w Niemczech, to wiem, że mogę na nim polegać, że wszystko w domu będzie dobrze. Dobrze nie będzie, bo tęsknimy za sobą.
Z pracy w Niemczech nic nie mam. Pracuję na umowę zlecenie. Jak przyjeżdżam do Polski, to rejestruje się na ten miesiąc w Urzędzie Pracy jako osoba bezrobotna. Teraz jednak przyjechałam i wyznaczono mi wizytę dopiero za tydzień, bo mają dużo osób do rejestracji. W ten sposób wiszę. Nie jestem ani pracująca, ani niepracująca. A państwo może wykazać się zmniejszonym bezrobociem. Jak się pójdzie do urzędu, to ludzi tam mało. Kolejek żadnych.
A jakie ładne teraz te urzędy, jakie dofinansowane. Na pewno znajdują tam pracę rodziny ważnych osób.
No to nic nie mamy, pracy tu nie mamy i boję się, że moje dzieci nie będą miały na chleb. Od października zostanie z nami jeden najmłodszy syn. Córka pójdzie na studia.
Miała nadzieję na jakieś dofinansowanie państwa do jej kierunku inżynieryjnego, ale wygląda na to, że państwo chce ratować uczelnie, które już powinny zbankrutować. Gdyby poszła na taką uczelnie, to miałaby potem trudności z dostaniem pracy. Pracodawcy cenią niektóre uczelnie, innych nie.
Wybrana przez nią uczelnia nie postarała się chyba o takie dofinansowania dla swoich studentów, bo studentów ma pod dostatkiem. Nie musi ich ściągać.
Byłam sama na spacerze z psem, siedziałam na ławce i czytałam umowę mojej córki.
Umowa dotyczy jej pracy w Niemczech, na wyspie Rugia, jako kelnerki. Umowa nie jest przetłumaczona na j. polski, jest po niemiecku.
Dopiero teraz, gdy reszta pracowników restauracji dostała pieniądze, a one nie, to zaczynamy się martwić i o wszystkim myśleć.
Była to umowa, w której pośredniczyła firma polska, ale ona wyszukała tylko pracowników firmie niemieckiej i miała nie brać pieniędzy, bo to w ramach jakiegoś programu.
Tymczasem firma polska przysłała im umowę między dziewczynami, a ta firma, tłumacząc, że to tylko po to, żeby się zorientowały, jak będzie wyglądać umowa niemiecka, którą podpiszą już w Niemczech, z niemieckim pracodawcą. Tam było napisane, że każda z nich będzie płacić 80 euro miesięcznie za pokój. Potem pani przysłała umowę niemiecką, przykładową. I tam było, że pokój jest do ich dyspozycji i nic o zapłacie nie ma mowy.
Dodatkowo Niemka, która też pośredniczyła, w ramach swojej firmy, ona ma teraz nieczynny e-mail. To już się nie podoba. No i dziewczyny dostały tam sms, nie wiadomo od kogo, że firma, w której pracują, oszukuje i nie wypłaca pieniędzy.
Więc jesteśmy zaniepokojeni. Dziewczyny chcą tam dalej pracować, jeszcze do końca sierpnia. Nie chcą, żebym działała za ostro.
Wanda Rat
Polska
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…