Zbiór historyjek i przemyśleń autora
W rogu koło tablicy stała ogromna mapa, taka niby zwykła szkolna przedstawiająca Europę. Niby zwykła, ale z tą, którą zapewne stoi tam dzisiaj, nie miała za wiele wspólnego. Ogromny Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich wydawał się zajmować większą część świata. Obok dużo mniejsza Polska, Czechosłowacja, NRD i inne kraje jedynego słusznego bloku politycznego. Pozostała część to "nieszczęśliwe" kraje, które w tym "szczęśliwym" bloku nie były. Był też kawałek oceanu, za którym istniał inny świat. Świat w kolorach dobrobytu i przepychu podawanego nam w filmach, kreskówkach czy chociażby obrazkach przemycany pod opakowaniem gum do żucia.
Siedzieliśmy z Grubym w ostatniej ławce pod oknem. Gruby był najzabawniejszym dzieciakiem, z jakim miałem do czynienia w tamtych czasach. To nasze wspólne siedzenie owocowało dziesiątkami zapisków sfrustrowanych nauczycieli w rubryce "zachowanie".
– Wymień się żołnierzykami – szepnąłem do Grubego.
– A jakie masz?
Wyciągnąłem zawiniątko z plecaka, a w nim pełno plastikowych wojowników. Gruby obejrzał, rzucając delikatnie okiem pod ławkę
– Za ten woreczek mogę ci dać z pięć Amerykańców – stwierdził.
– Że co? Pięć żołnierzyków za dwadzieścia parę?!? – oburzyłem się.
– Ale ja mam amerykańskich, a Ty polskich. Mój jeden amerykański załatwi twoich dziesięciu Polaków! – wymądrzał się Gruby.
Były tam też żołnierzyki armii francuskiej i włoskiej, ale te nie liczyły się wcale. Każde dziecko wiedziało, że tamte armie od razu się poddają. Bardzo liczyły się żołnierzyki amerykańskie, angielskie i z jakiegoś dziwnego powodu armia belgijska. Kupowało się je w kiosku ruchu, pakowane w foliowe woreczki, a każda armia miała inny kolor. Nie pamiętam już dokładnie, która jaki, ale pamiętam, że występowały odcienie zieleni, szarości, czy też bordo. Norwegowie i Szwedzi byli gdzieś pośrodku. Polacy? Z tym bywało różnie, zależało od dzieciaka, ja moich polskich żołnierzy lubiłem bardzo, Gruby najwyraźniej nie.
– Talaga! Znowu nie uważasz! – krzyknęła nagle nauczycielka historii.
– Uważam, pszem Pani.
– Taaak? To kto wygrał (jakąś tam) bitwę? – zapytała z zadowoleniem, że zaraz odegra się dwóją za moją nieuwagę.
– Armia Związku Radzieckiego – najsilniejsza i największa armia pokoju na świecie! Pszem Pani! – grzecznie, ale zarazem dosadnie wyrecytowałem.
– Siadaj! Masz szczęście! A teraz zacznij uważać! – syknęła i wróciła do swojego wykładu o tym, jak to w 39. najechały nas złe Niemce, po czym wypiął się na nas Zachód, a w 45. wujek Stalin i dzielna Armia Czerwona przepędziły niedobrego Adolfa aż do Berlina i biedak musiał się powiesić. Za to w Europie (wschodniej oczywiście) nastał czas pokoju, odbudowy i wspólnego dobrobytu.
Amerykańskie klocki Lego, resorówki, lalki Barbie, amerykańskie filmy, gumy do żucia, czekoladki, snickersy, adidasy, dżinsy, piosenki i ogólnie wszystko z Ameryki, lub z Zachodu – to było to co dobre, tego pragnął każdy. Bo w Ameryce każdy ma dom, jak Blake z Dynastii, samochód jak policjanci z Miami, i cyce jak Sabrina! Nasze, polskie to było nic, to się nie liczyło... Ach żeby tak tylko wyjechać na Zachód i od razu mieć to wszystko, chodzić w kowbojkach cały dzień po ulicy z rękami w nowych dżinsach i żuć wielką balonówę. Wielu się udało, wielu wyjechało. I co się stało, gdy słowiańska stopa dotknęła ziemi dalekiego Zachodu? Może i ta Ameryka nie okazała się takim rajem, jakim ją przedstawiano na filmach, ale co zostało na pewno u większości uciekinierów, to ogromne kompleksy z powodu bycia Polakiem.
Bo wiadomo, że wszystko co nasze było niczym przy tym amerykańskim.
Niedawno spotkałem kolegę. Po przywitaniu zażartowałem, że się mu trochę przytyło. Nie protestował, od razu puściła mu się gadka:
– Chłopie, byłem w Polsce przez dwa miesiące. Poleciałem na dwa tygodnie i po prostu przedłużyłem bilet. Stary, jakie tam jest żarcie! Jak to wszystko smakuje! Ja w życiu takiego żarcia nie jadłem!!! Pojechaliśmy w góry z kumplami. Jak tam ludzie żyją! Sam chleb z masłem smakuje sto razy lepiej niż najlepszy stek, jaki tu jadłem. A jakie dziewczyny! Przecież w Polsce co druga to modelka!!!
– Co ty taki zdziwiony? – przerwałem mu tą ekstazę. – Nie byłeś nigdy w Polsce?
– No byłem, kiedyś z mamą, jak miałem z 13 lat, ale niedużo pamiętam. Potem jakoś nigdy mnie tam nie ciągnęło, ale teraz to ja już kombinuję, czy na święta nie polecieć. Poznałem taką Monikę w Rabce – wyciągnął z kieszeni fotę.
Patrzę, zupełnie przyjemna dziewczyna, ale też nie jakieś tam wielkie bóstwo, ot, po prostu typowa polska dwudziestoparoletnia łania.
– Fajna – powiedziałem i zwróciłem fotkę.
– Fajna? Faaaaaajna?!? – oburzył się. – Przecież ona jest prześliczna! Gdybyśmy taką dziewczynę mieli w hajskul albo na uniwerku, toby była największą gwiazdą! Polska jednak jest taka piękna! A jakie koncerty! Jakie kluby! Stary, Toronto to wiocha jest!
Nie protestowałem. Nic nowego nie powiedział, nic nowego, czego ja bym nie wiedział, ale on wyglądał, jakby ukazał mu się najpiękniejszy anioł, jakby... odnalazł swój prawdziwy dom, do którego wrócił po 80 latach wygnania.
* * *
Kilka dni temu różne stacje telewizyjne pokazywały wielkie wydarzenie: pochód żołnierzy amerykańskich, którzy kochają inaczej. Taka nowa moda ostatnio zapanowała, że nie tylko wolno się przyznać do zboczeń w służbach mundurowych, ale i należy się z tym dumnie obnosić po ulicach, i to w mundurze z medalami. To, że chłopcy w mundurach prowadzili się za ręce, to że kobiety o twarzach koni, które nocą i z lekkiego dystansu każdy wziąłby za facetów – szły sobie w dumnym pochodzie, to jedno. Co jednak uderzyło mnie najbardziej, to postura wielu z nich, być może już w stanie rezerwy jeśli chodzi o służbę, ale na pewno w kwiecie wieku dwudziesto- i trzydziestoparoletni, w mundurach, oblani tłuszczem. Nie wszyscy oczywiście, ale widząc wiele takich młodych postaci w mundurach, do tego prowadzących się dumnie za ręce i udzielających wywiadów bardzo kobiecym jak na facetów głosem, oświeciło mnie jedną myślą:
– Kiedyś może i Ameryka miała potężną armię, miała kasę, najnowszy sprzęt, ba! miała Rambo i Komando. Wyzwalała Europę i podpalała Wietnam. Ale dziś, Gruby, to Twoje amerykańskie żołnierzyki przy zderzeniu z polskimi chłopakami nie mają szans! A jeśli będziesz miał okazję przeczytać ten artykuł, to wiedz – w życiu się z Tobą nie wymieniam. Polacy są najlepsi! A dziesięciu chłopaków z naszych jednostek specjalnych by rozniosło Stallone'a, Arnolda i cały ten gejowski pochód w drzazgi. A ja zapłaciłbym nawet największy abonament telewizyjny, aby TAKĄ paradę z TAKIM zakończeniem obejrzeć!
Cdn....
Marcin Talaga
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!