Były w markecie i głośno się zachowywały, więc zagadałam do nich. Od miesiąca tonę w niemieckim i wreszcie polska mowa. Jaka cudowna! Ale dobrze, niech Polki nie wstydzą się, że są Polkami. Do tej pory widziałam i słyszałam tylko głośno gadające w sklepach Rosjanki.
Były to trzy Polki, dwie sympatyczne, trzecia coś krzywo na mnie patrzyła. Ostatecznie dostałam od nich telefon ich kierownika. Miałam tam pojechać wczoraj, ale była przecena w upadającej sieci sklepów, w Schleckerze. Aż 90-procentowa, co okazało się na miejscu. Miałam z 15 euro, a taka przecena powoduje, że ludzie kupują co popadnie, a może się przyda. Byłam podekscytowana, pełno kosmetyków, które są drogie w Polsce, tu tak kosztowały mało. Ale musiałam zrealizować zamówienie mojej córki, do której zadzwoniłam. Sobie łatwiej kupić niż swojemu dziecku. Więc musiałam na wyrost kupić, bo nie byłam pewna, czy kupuję to, co będzie jej się podobać. Nie wiem dlaczego, nie mam kolczyków, za które zapłaciłam, bo mam paragon. Były takie piękne, wiszące koła brązowe-białe, a drugie były metalowe, turkusowe. Pewnie wypadły mi z koszyka.
Nie mogę ich zapomnieć. Może zostawiłam je na taśmie obok kasjerki. Były tylko pojedyncze sztuki, ale i tak jutro pojadę zobaczyć.
A dzisiaj po południu, w tajemnicy wielkiej przed dziadkami, pojechałam do zakładu, w którym pracują Polki. Na rowerze, ulicę znalazłam wcześniej na mapie. Na szczęście nie było daleko. Dojechałam, budynek znalazłam, mając numer. Miałam mało czasu, tylko godzinę w sumie na wszystko. Na miejscu wszyscy ludzie mi potrzebni byli, nie musiałam czekać. Pan kierownik – Niemiec, oprowadził mnie po stanowiskach pracy. Znajome dziewczyny piszczały z radości, że przyjechałam.
Mówię – dziewczyny, bo ja już kobieta, niemłoda, nie wiadomo, jakim cudem. Wszystko przez ten czas który biegnie jak szalony. A był okres w moim życiu, że się wlókł.
Polki przepakowywały towar, dzisiaj akurat były to odkurzacze. Wielka hala, na podwyższeniu jej, jakby na podeście duże stoły drewniane. Polacy siedzieli przy nich po 8 osób. Przypomniało mi się laboratorium przemysłu spożywczego, w którym pracowałam. Wybierało się z próbek zboża wszystko, co było niepełnowartościowym zbożem. Żmudna robota to była. Ta tutaj na pewno lepsza. Zarobek na początek 5,60 euro za godzinę. Polki mówiły w sklepie, że zarabiają po 60 euro na dzień, pracując po 11 godzin dziennie. To dużo, to długo. Sobota i niedziela wolne, tylko że firma ma trudności i nie ma mieszkań. Trzeba sobie samemu wynająć.
Pracując jako opiekunka ludzi starszych w Niemczech, zarabiam około 30 euro na dzień. Nie mogę sobie wypić piwa np. w sobotę, nie mam żadnych koleżanek, bo służba nie drużba. Pani niemiecka wyraźnie ostatnio daje znać, jaka przepaść nas dzieli.
50 km stad jest druga firma, gdzie się rozpakowuje przesyłki pocztowe, które z jakichś powodów nie doszły. Potrzebują sześciu osób, które umieją czytać po niemiecku i znają podstawy tego języka. Chciałabym tam właśnie pracować, ale kierownik chce mnie zatrudnić, pomimo mojego podeszłego wieku, właśnie tutaj. Wiem, co ma na myśli. Chce, żebym mu poduczyła przy okazji grupę Polaków niemieckiego. I tak dobrze, że mnie, staruchę, chce zatrudnić . A co będzie, gdy się dowie, ile mam lat? Przecież nie pytał. Wtedy wszystko może upaść, jak ze szkołą w Bremie. Wszystko wspaniale, tylko nie te lata.
Zostawiłam adres e-mailowy, otrzymałam też adres od Niemca mówiącego trochę po polsku, do którego mam wysłać moje CV i CV mojego męża. Bo pomyślałam, że warto by było wynająć mieszkanie i już się przeprowadzić tam.
Polki pracują od października i wcale nie wracają do Polski. Wcześniej robiły przy truskawkach i ogólnie, w rolnictwie.
Może bym mogła mieszkać u dziadków, opiekować się nimi trochę i nie płacić za mieszkanie. Na rowerze do tego zakładu pracy jest z 15 minut. Ale czy da się wytrzymać panią?
Boże, do czego to doszło. Gdzie te zakłady polskie, w których ludzie pracowali i mieli pracę? Ale nie ma co wiązać się z przeszłością. Jeśli poupadały, to widocznie stały się niepotrzebne. Boże, do czego to doszło, że Polacy pracują po 11 godzin na dobę. I są szczęśliwi, że mają płacone za swoją pracę. Bo w Polsce zdarza się, że nie zapłacą. Boże, do czego to doszło. Lata 80. wydawały się być stracone, potem wydawało nam się, że idziemy naprzód, że nasz kraj rozkwita. Tymczasem cofamy się, myśmy się cofnęli.
Polacy pracują za granicą tylko na chleb i na dach nad głową. Ja tak pracuję i inni też. My nie mamy czasu na choroby ani na depresje.
W niemieckiej prasie napisali, że ojciec pozabijał swoje dzieci w wieku przedszkolnym. Wytłumaczono to problemami finansowymi rodziny. Też mi powód. Polski ojciec by wyjechał i by przysyłał rodzinie pieniądze na chleb. Rodzina by mieszkała w mieszkaniu, a nie w domu. Ale by wszyscy żyli.
Po południu dzwonił znów Turek niemiecki. Ten, co w kwietniu podwiózł mnie z babcią niemiecką. Mówił, że kupił córce samochód, a także kupuje w Turcji kawałek ziemi za 17 tys. euro. Po co? Bo ta ziemia sąsiaduje z jego ojcowizną i on nie chce tam mieć nikogo obcego.
Mam ładne niebieskie oczy i blond włosy, to mu się podoba. Pytam się, skąd wie, jakie mam oczy, jeśli wioząc nas, musiał patrzeć na drogę. Coś tam odpowiedział, nie zrozumiałam. Pytał się, czy może do mnie dzwonić jak będę w Polsce, czy mój mąż na to pozwoli. Może dzwonić, mąż nie będzie zły, na pewno mu już o nim opowiedziałam.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!