Wraz z wrześniem co roku nadchodzą tragiczne rocznice napaści na Polskę, których w 1939 roku dokonały państwa funkcjonujące wówczas jako III Rzesza Niemiecka i Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.
Wojna miała z założenia charakter totalny, zmierzała do trwałej likwidacji państwa polskiego oraz bezwzględnej eksterminacji całych nacji, dla których Rzeczpospolita przez wieki stanowiła chroniący ich wolność i szanujący tożsamość wspólny wielonarodowy dom.
Pakt Ribbentrop-Mołotow przewidujący kolejny czwarty rozbiór Polski zawarły kraje, które łączył tym razem nie system oświeconych monarchii, lecz wprowadzony drogą demokratycznego wyboru narodu niemieckiego, zaś ludowej rewolucji po stronie rosyjskiej socjalistyczny ustrój totalitarny.
Podczas obchodów 1 i 17 września obowiązkowo pojawia się teraz motyw "przebaczenia" i "pojednania narodów", które w magiczny sposób mają zabliźnić rany pamięci oraz uchronić nas od kolejnych wojen, rzezi, zsyłek, łagrów, eksterminacji oraz eksperymentów medycznych na podludziach. Nie bardzo przy tym wiadomo, na czym ten akt, czy też proces miałby polegać w sytuacji, kiedy problemem jest nadal ustalenie "wspólnej" prawdy historycznej, a nawet dotarcie do zbrodniczych archiwów, nie mówiąc już o przyznaniu się do agresji, mordów i w rezultacie osądzeniu spokojnie dożywających sprawców.
Politykę historyczną docenili, jak widać, wszyscy i przy nieubłaganym procesie wymierania pokoleń świadków historii istnieje silna pokusa, by dać swoim nacjom "nową tożsamość", a z nią moralne prawo przynajmniej do przewodzenia narodom niegdyś krzywdzonym. Dbałość o zachowanie ciągłości nawet państwa-potwora przewyższa zatem zainteresowanie kwestiami moralnymi czy dobrosąsiedzką relacją ze stroną pokrzywdzoną. Bardziej jednak interesującą i znaczącą w istocie kwestią jest aktualny układ sił, gra interesów oraz prognozy rozwoju sytuacji tak na kontynencie europejskim, jak też w układzie globalnym.
Polacy pozostają dzisiaj w unijnej wspólnocie z bardzo silnymi gospodarczo Niemcami, zaś najważniejszym i jedynym realnym sojusznikiem militarnym Rzeczypospolitej są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. W naszym żywotnym interesie jest zatem wzmacnianie unijnego zaangażowania zachodnich sąsiadów, ze wskazaniem na zmianę charakteru socjalistycznej, a więc nierozwojowej dziś ekonomicznie Unii na prężną kapitalistyczną i szanującą suwerenność narodowych państw – Europę Wolnych Ojczyzn.
Współczesna Rosja pogrążona w bardzo głębokim kryzysie ekonomicznym oraz społecznym aktualnie nie terroryzuje politycznie, ani też militarnie Polaków, a po raz drugi od prawie 300 lat (po okresie II RP, który też zawdzięczaliśmy wojnie i rewolucji) jej wewnętrzne problemy umożliwiły odrodzenie wolnej i demokratycznej Rzeczypospolitej.
Należy jednak niezbędnie zauważyć, że stosunki pomiędzy przedstawicielami poszczególnych narodów układają się w sposób przyzwoity i naturalny gdy idzie o przestrzeń, która nie jest wykorzystywana do realizacji politycznych zamierzeń oraz klajstrowania społecznej katastrofy prowokowaniem międzynarodowych waśni.
Pomimo różnych zastrzeżeń znacznie lepiej ze swoją totalitarną przeszłością radzą sobie zatem bogate Niemcy, które realizują swe interesy, dominując w kontynentalnej unii, niż aktualnie bardzo biedna, bo posiadająca PKB na poziomie maleńkiej Holandii postsowiecka Rosja.
Wyzwaniem dla władz jest też fakt, że kraj ten przoduje m.in. w statystykach dotyczących aborcji oraz alkoholizmu. Rosjanie wymierają, żyjąc przeciętne ok. 57 lat, a coraz większe obszary zasiedlają dziś ludzie posługujący się językiem chińskim.
Istotnym problemem Moskwy jest także niemożność doszukania się w swojej historii jakichś pozytywnych odniesień i z konieczności nawiązywanie m.in. do stalinowskiego mitu "wielkiej wojny ojczyźnianej" z przydaniem jej roli wyzwolicielskiej w stosunku do podbijanych de facto narodów.
Przynależymy z Rosjanami do dwóch przeciwstawnych cywilizacji i różnimy się diametralnie pod względem narodowych charakterów, co niestety skutkuje odmiennymi preferencjami osobistymi oraz oczekiwaniami w stosunku do własnego państwa. W relacjach Rzeczypospolitej z Rosją nie było w zasadzie nigdy momentów dobrych, a starania strony polskiej unormowania stosunków po roku 1989 nie przynoszą, jak dotąd, zadowalających efektów. Na domiar złego współczesna Rosja nadal zdaje się nie znać pojęcia równoprawnych stosunków partnerskich, a nasze prawie trzy wieki trwające i drogo okupione starania, byśmy wreszcie "przestali być z Rosjanami jednym", nie nastrajają w takim kontekście zbyt pozytywnie do nawiązywania bliższych kontaktów przed polityczną zmianą.
Warto wrócić do tematu będzie dopiero wtedy, kiedy już dojdą ze sobą i swoim państwem do demokratycznego ładu oraz osiągną standardy obowiązujące w cywilizowanym świecie, szukając z sąsiadami dobrych stosunków i rozwiązując pokojowo ewentualne spory.
Jeżeli podnosimy kwestie historyczne, to musimy zauważyć, że nie najlepiej sprawy mają się także z odpowiednią świadomością Ukraińców, których przodkowie hańbili się szczególnym barbarzyństwem, uczestnicząc w eksterminacji Żydów, mordując ludność cywilną powstańczej Warszawy, a później dokonując etnicznych rzezi na zgodnie dotąd żyjących z nimi sąsiadach z polskich Kresów. Ubóstwo odniesień młodego państwa powoduje wstydliwe poszukiwanie mitów założycielskich w działaniach ewidentnych zbrodniarzy z okresu ostatniej wojny.
Niezmiennie w interesie Polski pozostaje jednak istnienie możliwie niezależnego i związanego z naszym zachodnim światem, a przy tym aspirującego skutecznie do tworzonych tam struktur państwa ukraińskiego, bo tym właśnie sposobem uzyskujemy w naszym regionie najbardziej korzystny dla siebie układ sił.
Główne problemy w "pojednaniu" nie leżą zatem obecnie po stronie obywateli, ale państwowej kontynuacji doktryn przy cynicznym konstruowaniu bieżących gier politycznych w oparciu o przywiązanie do imperialnej tradycji, historycznego kłamstwa i bezrefleksyjnego nacjonalizmu, który po stronie polskiej w zasadzie nie występuje, zaś u naszych sąsiadów ma się dobrze.
Jako Polacy mamy niezwykły wprost komfort historyczny i nikt nie powinien próbować go nas pozbawić. Trzeba opowiedzieć jasno, że to nie Polacy byli agresorami, nie oni tworzyli obozy śmierci, a na terenach zajętych przez polskie wojska ludność cywilna mogła czuć się całkowicie bezpieczna. Żołnierz polski w przeciwieństwie do armii krajów sąsiednich zawsze stanowić mógł wzór cnót rycerskich. Niemcy prowadzili na całym okupowanym terytorium eksterminację mającą na celu wymordowanie całych nacji bez względu na płeć, wiek czy posiadany dotąd status społeczny.
Polacy stanowili tu chlubny wyjątek, gdy idzie o brak zgody na tworzenie kolaborujących z najeźdźcą władz. Znajdujący się w najgorszej sytuacji obywatele polscy narodowości żydowskiej korzystali ze zorganizowanej i spontanicznej pomocy swoich współobywateli, mimo że nasz kraj był jedynym, w którym za takie czyny groziła kara śmierci, o czym stale należy przypominać ludziom czerpiącym profity z dalszego skłócania tych dwóch najciężej doświadczonych nacji. Naszym szczęściem był fakt, że tym razem okupacja wszystkich ziem II Rzeczypospolitej nie trwała, jak za poprzednim razem, prawie półtora wieku, lecz w ciągu kilkudziesięciu miesięcy wojna przybrała charakter światowy. W innym przypadku widoki na przetrwanie narodów Rzeczypospolitej byłyby marne, nie wspominając już o państwowym bycie przy jakichkolwiek granicach.
Zastanowić się zatem wypada nad sensem podnoszenia kwestii "przebaczenia" czy "pojednania" przy formułowaniu i kierowaniu takich apeli w stosunku do ogromnych zbiorowości, tworzonych dzisiaj niemal w całości przez osoby, które nie pamiętają już II wojny światowej , a w miejsce osobistego dramatu swoich przodków wpisują jedynie historyczny przekaz, stereotyp myślenia o danej nacji, wymowę polityki obecnych władz, czy wreszcie aktualne możliwości bezpiecznych kontaktów oraz współpracy w kwestiach gospodarczych.
O ile czynów nagannych, a nawet zbrodniczych można dokonać, działając pod kierownictwem, wspólnie i w porozumieniu, a bywa że nawet przy rozmaitej presji, to przebaczenie i pojednanie mają zawsze charakter indywidualny oraz dobrowolny. W chwili obecnej wystarczy, jeżeli polski depozyt cywilizacji łacińskiej pozostanie możliwie nienaruszony, a nasze interesy będziemy realizować wytrwale, będąc silnym, a więc wartym zachodu partnerem i sojusznikiem. Polska ma nadal szanse na przewodzenie w regionie i gospodarczy wzrost.
Motyw rozmaitych "przebaczeń" oraz "pojednań" tak między narodami, jak też tworzonymi przez nie z natury egoistycznymi państwami zostawmy już może lepiej do wykorzystania uduchowionym poetom, niż trzeźwym praktykom i wizjonerom politycznym. Nie dajmy się wykorzystać w charakterze pożytecznych idiotów, polskich rozrabiaczy z tragicznie krótką pamięcią oraz zerową zdolnością politycznego kalkulowania na liczbach powszechnie znanych.
Nie warto mimo trudności odchodzić od popierania najbardziej nam sprzyjającego układu sił, jaki zaistniał po blisko trzech wiekach narodowego zniewolenia i biedy, by tym samym przyzwolić na dalsze wewnętrzne podziały, które mogłyby zdestabilizować sytuację w stosunkowo nieźle na dziś trzymającym się kraju.
Dla dobra spraw załóżmy po chrześcijańsku, że już wszystko, co tylko mogliśmy "przebaczyliśmy", ale "jednać" będziemy się tylko ze światem, do którego cywilizacyjnie przynależymy, i to z największym możliwym do osiągnięcia zyskiem.
Jan Szczepankiewicz
Kraków, 28 sierpnia 2012 r.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!