Mało kto przewidywał 1 września 1939, jak wielką katastrofą będzie dla Polski rozpoczynająca się wojna; katastrofą przekraczającą wszystkie polskie klęski znane z historii; zagrażającą ciągłości narodowego bytu.
To nie przesada.
Klęska Polski w II wojnie światowej uruchomiła mechanizmy, które rozłożyły na łopatki Polaków jako niezależny podmiot polityczny. Wojna ścięła Polsce głowę, a ta która została przyszyta, czy gdzieniegdzie odrosła, nie wypełnia nawet połowy dawnej przestrzeni.
Agresja Niemiec hitlerowskich i wtórujący jej chwilę potem zdradziecki atak Związku Sowieckiego nie tylko rozorały polskie terytorium na połowę, ale poprzez niemiecką politykę eksterminacji elit polskich i czystki sowieckie zadały Polsce cios po gardę.
Polacy już się z tego nie podnieśli. Ucięty pień wypuścił co prawda boczne gałęzie, ale przestał iść w górę.
Stało się tak dlatego, że od samego początku, tak w przypadku zachodniego zaborcy, jak i wschodniego, nie chodziło jedynie o podporządkowanie terytorialne czy też eksploatację gospodarczą, a o wyeliminowanie Polski jako niezależnego ośrodka politycznego. Tak elity niemieckie, jak i rosyjskie uznawały niepodległe państwo polskie za wyprysk na zdrowym ciele Europy – wyprysk będący wynikiem niekorzystnego zbiegu okoliczności pod koniec I wojny światowej; ot, taki wrzód historyczny, który odrósł po dawno rozebranym królestwie, wypadek przy pracy wielkich mocarstw.
Ów wrzód okazał się jednak wielkim sukcesem geopolitycznym i gospodarczym – powstrzymał europejskie plany bolszewików, bruździł niemieckim firmom, rozsiadł się wygodnie na śląskich kopalniach i przeszkadzał w scaleniu niemieckiego Pomorza, prowadził sensowną politykę wobec Rumunii i Węgier, przyjaźnił się z Włochami.
Wszystko to za sprawą ambitnej niezależnej polityki prowadzonej przez polskie elity, bez kompleksów i ze swadą. Byli to w końcu ludzie pewni swego, bez przetrąconego kręgosłupa. Nastąpiło nieprawdopodobne mentalne odbudowanie Polski – ukształtowanie nowoczesnego narodu, dumnego ze swej historii i świeżo odniesionego zwycięstwa nad bolszewikami.
To nie było popychadło. To był ośrodek polityczny. Celem wojny było zlikwidowanie tego ośrodka stojącego na drodze realizacji polityki starych mocarstw.
Dlatego to nie była zwykła wojna, lecz wojna, która miała zabić nasz naród. Dlatego Hitler, walcząc na śmierć i życie, nie żałował środków do wyburzania dynamitem domów popowstańczej Warszawy, a Stalin mu w tym nie przeszkadzał. Robili to po to, by z "polskim problemem" nie musieli się borykać kolejni kanclerze i sekretarze.
Elit niemieckich nikt planowo nie niszczył, nie deportował – przetrwały, podobnie elity czeskie, francuskie czy holenderskie.
Polskie były przeznaczone "na odstrzał", Polska miała się cofnąć w rozwoju cywilizacyjnym.
Ta polityka w dużej mierze była skuteczna. Przerwano ciągłość materialną pokoleń polskich, skala utraconego majątku jest trudna do opisania.
Wymordowano lub wywieziono setki tysięcy najbardziej światłych i przedsiębiorczych Polaków, rozproszono ich rodziny. Niemcy wspólnie z bolszewikami zrealizowali plan zagłady Polski. Polska jako kraj poniosła w II wojnie światowej największe straty, wyszła z tej hekatomby całkowicie odmieniona i przenicowana.
Dlatego tak trudno jest jej dzisiaj się odrodzić, dlatego w tak wielkich bólach rodzi się budowa historycznych mostów do tamtej tożsamości polskiej, tak trudno jest nam wydobyć się z podległości i nowoczesnego niewolnictwa.
Niemcy mordowali Polskę tylko kilka lat, po nich przyszli bolszewicy, którzy zabrali się do tego równie metodycznie, zaczynając od wyrugowania całych warstw społecznych i grup zawodowych
Resztki, które przetrwały wojenną gehennę, pożerał i deprawował czerwony moloch nowego "internacjonalizmu". Narzucając Polsce ustrój, Sowieci wymienili elity. Te podmienione, w kolejnych pokoleniach trwają do dzisiaj w Warszawie.
To wszystko efekt straszliwych wydarzeń zapoczątkowanych przez niemieckie hordy 1 września.
Niemcy nie do końca przegrali wojnę, ich wygrana to właśnie oczyszczone polskie przedpole; to dzięki Hitlerowi wyludniającemu i równającemu z parterem Warszawę, Angela Merkel nie ma "polskiego problemu". To dzięki zgilotynowaniu polskich elit Berlin ma dzisiaj na wschodzie same salonowe pieski i łaszące się do nogi biało-czerwone przymilne kotki.
Klęska Polski jest jeszcze większa niż zazwyczaj zdajemy sobie sprawę, bo nasi wrogowie rozsadzili nas od środka. Pozbawiając jednej elity, zafundowali nam przyszywaną, która się nas boi i nami pogardza – elitę kolonialną i kompradorską. Ona przez dwa pokolenia reprezentowała interesy sowieckie, a dzisiaj z takim samym brakiem obrzydzenia reprezentuje inne obce.
To dlatego jest nam ciężko, bo ta elita pilnuje naszego zniewolenia i nim się karmi. Dlatego nie jest możliwe odrodzenie Polski bez odrzucenia tej kasty – bez restauracji nowych elit – duchowego spadkobiercy wolnej Polski.
I o to dzisiaj wciąż toczy się wojna.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!