Wpadka
W zeszły czwartek dostałem nagle e-mail od przyjaciela Wiktora Węgrzyna, który stworzył Rajdy Katyńskie, które już 12 razy wyruszyły uczcić pomordowanych przez Stalina rodaków na Wschodzie. Wiktor pisał, że go okradziono w Madrycie, że jest bez pieniędzy – ratuj.
Oczywiście ruszyłem i wysłałem mu 400 dolców i zaoferowałem kartą kredytową zapłacić za hotel, ale ten mi odpisał, że hotel takiej zapłaty nie przyjmie. Później okazało się, że to nie był Wiktor, a jakiś łobuz, który się pod niego podszył.
Dalej okazało się, że takie numery stale się powtarzają i trzeba bardzo uważać, a najlepiej od domniemanego przyjaciela żądać podania jakiejś informacji, która zidentyfikuje go.
Wybory
Próbuję obalić mych dwóch przeciwników zarejestrowanych w Wołkowysku. Jednemu zbierali urzędnicy starostwa podpisy w godzinach urzędowania i chodzili po zakładach pracy, gdzie pod groźbą zwolnienia pracownicy nie tylko musieli podpisać wnioski o jego rejestrację, ale jeszcze obiecać, że będą na niego głosować.
Drugi kandydat nie mieszkający w Wołkowysku pojawił się też nagle i nie wiadomo na podstawie czego został zarejestrowany.
Na Białorusi jest jeszcze inne wyjście, bo jest zawsze rubryka "żaden z kandydatów mi nie odpowiada" i jeśli ją zakreśli dużo głosujących, to też komisja wyborcza powinna ogłosić nowe wybory. Teraz jest problem, jak nakłonić sporo rodaków, by tak zagłosowali.
Kto winien
W środę była w Mińsku sesja Najwyższego Sądu Białorusi. Okazało się, że już 11 kandydatów odwołało się od wyroku niezarejestrowania ich przez Obwodowe Komisje Wyborcze. Z tego jednemu Sąd Najwyższy przyznał rację, a dziesięciu padło. Tego dnia była rozpatrywana skarga byłego kandydata na prezydenta pana Milinkiewicza. Okazało się, że po dwóch kontrolach dwa razy Obwodowa Komisja znalazła 30 proc. jego podpisów nie odpowiadających przepisom prawa wyborczego.
Niektóre pretensje były śmieszne, ale istotne, bo kodeks nakazywał, by np. daty składania podpisu wypełniał ten, co podpisywał wniosek o rejestrację, dalej było kilka, gdzie były złe numery paszportów itd. W sumie uznano, że 30 proc. podpisów było wadliwych, a jeśli tylko 15 proc. podpisów jest złe, to kandydata odrzucają.
U mnie było z podobnych przyczyn tylko 20 proc. "złych" podpisów i na tej podstawie odrzucono mą kandydaturę.
Trzeba powiedzieć sobie prawdę. Opozycja nie przygotowywała się do wyborów, a trzeba było zacząć już w maju. Po pierwsze, każda zarejestrowana partia mogła bez kłopotu wystawić ile chciała kandydatów bez zbierania podpisów, więc trzeba było wstąpić do jednej z bodaj czterech partii i sprawa byłaby załatwiona. Np. Partia Obywatelska w naszym okręgu wystawiła pana Kruka, który pochodzi z Ostrowca i nikt go w Wołkowysku nie zna.
Dalej trzeba było dokładnie przestudiować kodeks wyborczy i nie robić potem prostych błędów, jakie ja też robiłem, bo choć wszystkie rubryki wypełniali u mnie wnioskujący, to dla ułatwienia wypisywaliśmy daty sami.
Gdybyśmy zrobili, jak piszę, to walka byłaby dopiero na etapie wyborów i na tę walkę też trzeba było się przygotować.
A. graf Pruszyński
Warszawa/Mińsk
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!