Gdziekolwiek przyjadą, gdziekolwiek się osiedlą na stałe, tam pierwszą myślą jest znalezienie pracy zarobkowej. Godzą się na podstawowe często prymitywne warunki mieszkaniowe, byleby zacząć zarabiać. Tam, gdzie miejscowi tubylcy unikają zatrudnienia nieatrakcyjnego finansowo czy zawodowo, tam znajdzie się często desperat rodem z Polski, który będzie pracował z poświęceniem, zaradnością i pomysłowością. Oczywiście gdy pracodawca wynagrodzi go godziwie, powie o nim z uznaniem, ten będzie pracował nawet w święta w godzinach ponadliczbowych, a miejsce pracy zacznie traktować jako część egzystencji.
Przywiązujemy się często nieracjonalnie do miejsca zamieszkania i trudno nam się go zmienia, przywiązujemy się również do miejsca pracy. Mądry, doświadczony w zarządzaniu ludźmi pracodawca potrafi te nasze tradycje wykorzystać, docenić ponieważ ma świadomość, że dysponując takimi pracownikami, biznes jego będzie należycie prosperował.
Lecąc samolotem z Warszawy do Wrocławia, usiadłem koło starszego okazałego jegomościa, który okazał się emerytowanym pilotem Air Force z 30-letnim stażem. Przedstawiliśmy się sobie. Gość mieszkał i prowadził firmę budowlaną w Tel Awiwie. Po przeciwległej stronie na 2 siedzeniach ulokowało się dwóch Żydów ortodoksyjnych z wiadomymi pejsikami i w czarnych kapeluszach. Mój rozmówca, jak mi się zwierzył, miał 72 lata i leciał z dwoma inwestorami do Szczecina, po drodze zatrzymując się we Wrocławiu w celu negocjacji pozwalających zapoczątkować realizację inwestycji budowlanych.Ten były żołnierz zaszczycił mnie budującą opowieścią o Polakach...
"Panie Andrzeju. Na moich budowach w Izraelu zatrudniam około 30 proc. ludzi z Polski. Kiedyś miałem Palestyńczyków i innych miejscowych Arabów, panie, ci ludzie nie mają etosu pracy tak jak wy, Polacy. Szwendali mi się po budowie, obijając się, pogubieni w procedurach, a gdy coś się waliło, nie potrafili walczyć z problemem. Panie! Ja Polaka mogę samego zostawić na budowie i pojechać jak teraz do Szczecina, a budowa będzie szła. Znają się na rysunkach, projektach, umieją liczyć, mierzyć, a gdy staną przed jakimś problemem, potrafią świetnie improwizować i zaistniały problem zneutralizować. Do tego są to ludzie myślący w przeciwieństwie do Arabów. Odpowiedzialni, a gdy ich pochwalę, docenię, to robota im, panie Andrzeju, ino w rękach furczy. Gdy zabraknie desek czy cementu, a mnie nie ma, to sami z własnych pieniędzy materiał kupią i nie przerywają budowy. Szkoda, że tak niechętnie wyjeżdżają do pracy w Izraelu. Myślę, że to przez ich ciągłe obrażanie, konfrontowanie z holokaustem, czują się pokrzywdzeni, rozgoryczeni. Jesteście niezwykłym narodem, tylko w biznesie jesteście słabi. Zerknij pan przez okno, tam pod nami leży prawdziwe bogactwo, tylko nie potraficie go podnieść i z niego korzystać".
Za oknem widać było kolory pól, wioski, miasteczka, rzeki i stawy lśniące w blasku słońca.
Joseph był na emeryturze... pomyślałem. I to dobrej emeryturze. Będąc człowiekiem akcji, nie potrafił tyłka posadzić przed telewizorem czy bujać się w fotelu w ogródku. Nadal pracował aktywnie, dając zatrudnienie wielu ludziom. A ja... czułem się dumny z tej garstki rodaków pracującej dla niego na budowach w Tel Awiwie. Słuchałem ostatniego expose lidera partii PiS, pana Jarosława Kaczyńskiego. Przedstawił w nim proces reform i reaktywizacji całego kraju i gospodarki. I powiedział znamienne słowa: "Należy odbudować w kraju etos pracy, gdyż etos ten Polakom został odebrany przez brak szacunku do społeczeństwa, przez wykradanie i dewaluowanie ich własnej historii, wiary w Polskę, wiary w lepszą perspektywę bytu".
Były premier mówił o wskrzeszeniu nie tylko etosu pracy w Polsce, ale i reaktywowaniu ideologii egzystencji w poczuciu przynależności do narodu, do jego wartości historycznych, do uczuć patriotycznych dających nam w sumie tożsamość polską rozwijającą się od 1000 lat! U siebie jesteśmy obibokami, leniami, a na saksach konkurencją dla Chińczyków czy Portugalczyków. Dlaczego?
Bo w kraju odebrano nam sens życia, ochotę do realizacji jakichkolwiek planów, które tuskokracja potrafi zniwelować w pył, gdy zaczynamy życie w sukcesie. Polak w Polsce jest leniwy, a na Zachodzie pracowity z prostego powodu. Bo to mu się opłaca! Kiedy pojedzie do Niemiec, Anglii czy USA, prędko się aklimatyzuje, doznając swoistej metamorfozy z lenia na człowieka akcji. Bo w systemach tych premiuje się pracowitość, aktywność i pomysłowość i uczciwie się ją nagradza. Bylejakość w pracy, powolność, tumiwisizm jest konsekwencją rządów Tuska, który systematycznie odbierał Polakom rynek pracy, wyprzedając i likwidując zakłady produkcyjne, fabryki, nakładając drakońskie podatki, przez co zmienił godziwą egzystencję na codzienną walkę o przetrwanie. A walka ta, o codzienną kromkę chleba, gonitwa za groszem potrafi zdewaluować uczucia wyższe, jak poczucie patriotyzmu, przynależność narodową, motywację i zdolność do analitycznego rozumowania. Nie potrafimy wyłonić żadnej sensownej elity politycznej i w kolejnych wyborach deliberujemy, czy oddać głos na złodzieja, ale przynajmniej fachowca, czy na idiotę i tępego chama, ale spoza układu.
Gdy lądujemy na antypodach, wtedy realizuje się w nas heros pracy, cwaniak dający sobie radę w sytuacjach ekstremalnych. Jarosław podał zdrową i mądrą receptę na restaurację kraju i społeczeństwa w swoim przemówieniu, a realizację wyznaczył na lat dziesięć. Polska tak została rozregulowana przez rządy postkomunistów, że potrzeba aż lat 10 na wyprowadzenie Polski na "0".
Polacy są twardzielami zdolnymi przeżyć, budować i pracować w ekstremalnych warunkach. Mało które społeczeństwo posiada tak silne doświadczenie przetrwania. Mało które społeczeństwo ma tak wysoki poziom ducha i wrażliwości. Przez lata narzucony socjalizm naganem czekisty czy pałą rodzimego ubeka, stopił mężnego Polaka w niewolnika o pańszczyźnianej mentalności, zarażonego czerwoną doktryną jak zarazą, ukrytą teraz w podziemiu, ale ciągle żywą, aktywną, sprawiającą, że jest jeszcze grupa skażona czerwonym wirusem stawiająca pomniki Gierkowi, Jaruzelskiemu czy bolszewikom z 1920 roku, nazywająca stocznię "Solidarności" stocznią im. mordercy Włodzimierza Lenina czy biorąca udział w głosowaniu i oddająca głosy na byłych funkcjonariuszy reżimu.
Budzi się wielu i powstają grupy oddolnie, w większości młodzieżowe, również stoją za nimi grupy profesorów, naukowców, dziennikarzy i literatów wyrzuconych z obiegu za swoje patriotyczne poglądy, za opozycyjną przeszłość, za racjonalizm i zdrowy rozsądek. Z każdym postępującym dniem będąc w stagnacji, nie kreując żadnych działań, przegrywamy przyszłość naszego narodu i tych ziem, które nazywane są jeszcze Polską.
Andrzej Załęski
Toronto, 5.09.2012
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!