Teksty
Publicystyka. Felietony i artykuły.
U siebie
Bardzo długo byłem poza Białorusią, w tym dwa razy w USA, a ostatecznie skłoniła mnie do powrotu konieczność zapłacenia memu proboszczowi w Rohoźnicy za wiele mszy, które zamawiałem za zmarłych krewnych i przyjaciół.
Jak zwykle pojechałem do Białegostoku koleją, potem autobusem na skraj miasta, do wylotu drogi na Białoruś. Miałem szczęście, po 10 minutach zabrała mnie rodzina z Wołkowyska, ale na granicy mieli odebrać VAT, czyli podatek od zakupu, który przy wyjeździe z kraju zwracają, ale kolejka do jego odbioru były spora, więc przesiadłem się do samochodu białoruskiego Holendra, który z żoną i dziećmi jechał do Mińska na wakacje do rodziny. Był to dość typowy człowiek, informatyk pracujący w Hadze od 10 lat. Na granicy nie widziałem jednego samochodu z Polski, były jeszcze trzy samochody Rosji i same samochody z Białorusi, bo ceny większości towarów w Polsce są niższe, więc kto może, tam jedzie, nawet co tydzień, jak ta rodzina z Wołkowyska. Na przykład jeden rodak kupił w
Polsce kabinę do prysznica, w Mińsku kosztowałaby 500 dolarów, a w Polsce 160.
Białorusini z Holandii zostawili mnie potem na szosie za Wołkowyskiem i miałem szczęście, po 20 minutach zatrzymał się samochód z samej Rohoźnicy i dowiózł mnie pod dom znajomej rodziny. Dom ceglany postawiony przez kołchoz z 30 lat temu, teraz wyposażony wewnątrz w nowe, przywiezione z Polski drzwi i nowe meble. Nowa maszyna do prania i nowa kabina z prysznicem. Dwoje nastolatków na zmianę siedzi przed komputerem, oczywiście podłączonym do Internetu, z którego ja też mogłem skorzystać. Oboje rodzice pracują i mają dwa samochody, mąż w odległych o 30 km Mostach, a żona w kołchozie w nowoczesnej oborze, gdzie krowy dają po 6000 litrów mleka rocznie, co na tutejsze warunki jest wielkim osiągnięciem, choć w wielkiej oborze mego kuzyna pod Opolem dają o 2000 więcej. Ostatni kołchoz pobudował nowe domy dla swych członków, ale nie w środku wsi, gdzie wyburzono stare domy po zmarłych, ale na skraju wsi na dawnych żyznych polach.
Na wieczornej mszy było raptem siedem osób, bo była za kogoś niedawno zmarłego. Oprócz proboszcza, rodem z Gdańska, był pijar, brat zakonny, który na wakacje przyjechał do matki. Zresztą nasza parafia jest wyjątkowa, z niej oprócz wspomnianego pijara wyszło dwóch księży, jeden w Grodnie, a drugi koło Kaliningradu ma swą parafię. Wieś, jak prawie wszystkie na Białorusi, wymiera, w przedszkolu jest raptem 11 dzieci i 9 pracowników. Latem przyjeżdżają dzieci do dziadków zwykle nie starsze niż 17 lat, bo starsze wolą być w wielkim mieście, tak zresztą jak moje, które trudno namówić do spędzenia lata na rodzinnej wsi. Odwiedziłem znajomego miejscowego zakrystianina, który niestety jest obłożnie chory. Była tam też jego córka z Mińska i wnuczka, która w kościele śpiewała po białorusku.
Przy okazji dowiedziałem się ciekawej rzeczy. Jego znajoma z mężem przeniosła się z jakichś powodów do Rosji i tam dostali dom. Wokół niego posadzili kwiaty i różne warzywa, co spotkało się ze zdziwieniem rosyjskich sąsiadek, przed których domami nic takiego nie rosło. Rosjanki więc powiedziały swym mężom, czego wy nam nie pomagacie mieć takich ogrodów. Mężczyźni zmówili się i poszli do swych nowo przybyłych sąsiadów i zakazali im uprawiać ogród. Wiele lat temu słyszałem trochę podobną historię. Przyjezdna Rosjanka po zabiciu świniaka wykopała dół, by wrzucić tam wnętrzności, to zadziwiło białoruskie sąsiadki, które zapytały, co ona chce robić. Rosjanka dopiero od nich się dowiedziała, jak te wnętrzności na Białorusi się wykorzystuje.
Konsekrowany szabesgoj
Chyba były prymas Polski, abp Henryk Muszyński, szuka medialnego blichtru i poklasku tych, którzy dziś świętują przywrócenie Wojciecha Lemańskiego do posługi kapłańskiej. Mam tu oczywiście na myśli tych, którzy wiarę katolicką mają głęboko w nosie, jeśli nie powiedzieć bardziej obrazowo w tylnej części ciała. J. Międlar: „Wojciech Lemański bez suspensy. Komu służy transfer bpa Grzegorza Rysia? Aktywny działacz polityczny, kłamca jedwabieński i aborcjonista Wojciech Lemański wraca do posługi kapłańskiej...”.
Ba, niejeden z nich twierdzi, że jadanie z katolami jest jak jedzenie z psem (por. Talmud, Tosapoth, Jebamoth 94b).
Muszyński, w latach 1984–1989 były TW SB, czyli zdradzał Kościół katolicki, a nawet mimo to przez resztę hierarchii nie tyko nie był za to karany, a nawet wysunięty na to prestiżowe stanowisko. W wywiadzie którego udzielił pismu „Przewodnik Katolicki”, w niewybrednych słowach wypowiedział się o Polsce i aktualnej władzy, równocześnie stając na straży interesu żydowskich polakożerców, zapomina albo nie chce wiedzieć, że nie Polacy teraz atakują Żydów, a odwrotnie, przy każdej okazji atakują nas. Antysemityzm występuje okazjonalnie, a antypolonizm nagminnie w mediach. Sytuację Polaków można przyrównać do sytuacji niedźwiedzia otoczonego watahą ujadających psów. Może przy okazji ktoś Jego Ekscelencję zapyta, dlaczego można karać za negowanie holokaustu, a nie wolno karać za oskarżanie Polaków o nagminne pomaganie Niemcom w holokauście.
Przy okazji przypomnę słowa śp. dr. Stanisława Dąbrowskiego z Buffalo, który gdy słyszał narzekania na to, co mieli Żydzi w Polsce, pytał: czy Żydzi są mądrzy, na ogół dostawał odpowiedź, że tak, są mądrzy, wtedy Staszek pytał, to dlaczego było 3.000.000 Żydów w Polsce, gdzie im było źle, a tylko 200.000 w Anglii, gdzie im było dobrze?
Dobre zagranie, ale może być lepsze
Prezydent Putin obiecał kibicom, co byli na mundialu, bezwizowy następny wjazd w tym roku do Rosji. Bym mu podpowiedział, by dał go też członkom rodzin tych, co na mundialu byli, to dopiero będzie z tej obietnicy sukces.
Cztery dni pracy
Firma w Nowej Zelandii wprowadziła na próbę czterodniowy dzień pracy i okazało się, że wydajność jej pracowników była co najmniej taka jak w czasie pięciu dni.
Czy nie wprowadzić tego na przykład w innych firmach?
Przyłapano
Ostatnio demokraci krytykują zawzięcie Trumpa za spotkanie w Helsinkach, mówiąc, że chce, by Rosja była silniejsza, ale okazało się, że właśnie to mówiła przednia kłamczucha Hillary kilka lat temu.
Uśmiech
Najdoskonalej upiększa twarz.
Aleksander Pruszyński
Lato jeszcze w całej pełni, ale w Sejmie i Senacie, które w sierpniu zostaną rozpuszczone – jak to przed laty mówiono w Watykanie – ad aquas (do wód), czyli na wakacje – rozpoczęły się dożynki. Właściwie nie tyle dożynki, co dorzynki, bo według obozu zdrady i zaprzaństwa, któremu wtórują folksdojcze i pożyteczni idioci – w naszym nieszczęśliwym kraju dorzynana jest właśnie praworządność. Sejm mianowicie uchwalił, a Senat zatwierdził kolejną nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Dotychczas wybór I Prezesa SN wymagał uczestnictwa przynajmniej 110 spośród wszystkich 120 sędziów SN. W rezultacie nowelizacji prezydent wskaże I Prezesa SN spośród 5 kandydatów, wybranych przez Zgromadzenie Ogólne tego Sądu, ale już przy quorum 80 sędziów, a nie 110. Chodzi o zablokowanie możliwości obstrukcji, to znaczy – blokowania wyboru kandydatów na pierwszego prezesa i przedłużenie w ten sposób prezesury pani Małgorzaty Gersdorf aż do kwietnia 2020 roku. W ogłoszonym przez prezydenta w czerwcu br. konkursie na sędziów SN pozostały do obsadzenia jeszcze 44 miejsca, do których mogą pretendować wszyscy przedstawiciele zawodów prawniczych, a więc nie tylko sędziowie, ale również adwokaci, prokuratorzy, notariusze i radcowie prawni, legitymujący się ukończeniem 40 lat życia i przynajmniej 10-letnim stażem zawodowym. W ten sposób można będzie uzyskać niezbędne quorum, ale jest jeszcze jeden szkopuł, przez obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm w tym pospiechu przeoczony. Rzecz w tym, że Zgromadzenie Ogólne sędziów SN, które ma wybrać pięciu kandydatów na I Prezesa SN, musi być zwołane przez I Prezesa. Pani Gersdorf na pewno takiego Zgromadzenia nie zwoła, a poza tym – sama nie wie, czy jest jeszcze I Prezesem SN, czy już I Prezesem „na uchodźstwie” – jak zaprezentowała się w Karlsruhe – podobnie jak nie uczyni tego dawny funkcjonariusz wojskowej razwiedki, dla niepoznaki przebrany w „głupi, średniowieczny łach”, czyli sędziowską togę, pan sędzia Iwulski, który panią Małgorzatę „zastępuje”, podczas gdy ona – to jest na urlopie, to z niego powraca, jakby gonitwę myśli miała ona sama, albo ktoś starszy i mądrzejszy, który by ją każdego ranka nakręcał. W tej sytuacji nie jest wykluczone, że trzeba będzie przeprowadzić jeszcze jedną nowelizację, a to oznacza, że dorzynki przeciągną się do późnej jesieni, a nawet – do zimy. Czy zatem mamy do czynienia z przeoczeniem, czy też wirtuoz intrygi, za jakiego uważam pana prezesa Kaczyńskiego, dopuścił do tego przeoczenia specjalnie, żeby obozowi zdrady i zaprzaństwa, czyli starym kiejkutom, folksdojczom i pożytecznym idiotom, za którymi ukrywa się ręka Naszej Złotej Pani, dostarczyć paliwa również do igrzysk jesiennych – o tym się przekonamy w niedalekiej przyszłości. Jak bowiem wiadomo, na pierwszą dekadę września planowane jest zwołanie Kongresu Opozycji Ulicznej, na którym ulicznice i ulicznicy z całej Polski będą się kongresować. Już takie widowisko mogłoby dostarczyć publiczności stu pociech, a tu jeszcze moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, rzuciła myśl („rzucam myśl, a wy go łapcie”), żeby ten Kongres przepoczwarzył się w alternatywny parlament, w którym by debatowano, głosowano, uchwalano – ale jeszcze nie bardzo wiadomo, kto by to wszystko potem egzekwował. Mogłaby to ewentualnie wymusić nasza niezwyciężona armia, która wprawdzie nie bardzo się nadaje nawet do poważniejszej „operacji pokojowej”, ale głupich cywilów zawsze jeszcze może sterroryzować, jak 13 to zrobiła grudnia 1981 roku.
Myślę jednak, że impuls do takich działań musiałby wyjść od kogoś mądrzejszego niż moja faworyta – i tu rysują się pewne możliwości. Komisja Europejska prowadzi bowiem przeciwko Polsce dochodzenie, które może zakończyć się jakimś kolejnym prawniczym kretynizmem, ale gdyby tak Nasz Najważniejszy Sojusznik dokonał kolejnego „resetu” w stosunkach z Rosją, to kto wie, czy Nasza Złota Pani nie zdecydowałaby się na uruchomienie procedury z traktatu lizbońskiego, czyli „klauzuli solidarności”. Pretekstem mogłaby być wywołana na terenie naszego nieszczęśliwego kraju „wołynka” w wykonaniu zadaniowanych przez BND banderowców, którą siły zbrojne bratnich krajów by następnie spacyfikowały zgodnie z ustawą nr 1066. W Niemczech wszystko musi być akuratnie.
Tedy Europejski Trybunał Sprawiedliwości właśnie udzielił odpowiedzi na pytanie niezawisłego irlandzkiego sądu, czy może wydać Polsce jakiegoś przestępcę, skoro nie ma pewności, czy będzie miał on tam sprawiedliwy proces przed niezawisłym sądem? Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu w całej rozciągłości te obawy względem polskiego wymiaru sprawiedliwości podzielił, co można rozumieć zarówno jako objaw solidarności międzynarodówki przebierańców, albo jako padgatowkę do czegoś poważniejszego. W ten oto sposób sędziowie się doigrali – zarówno ci stojący po stronie obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak i stojący po stronie obozu zdrady i zaprzaństwa. ETS podsumował bowiem, że i jedni, i drudzy to kupa gówna – co niestety może być prawdą. Za komuny niezawisłych sędziów formalnie powoływała Rada Państwa – ale w rozprawie doktorskiej Kamila Niewińskiego: „PZPR a sądownictwo w latach 1980–1985” czytamy, że: „Faktycznie o składzie sędziowskim SN na każdą kolejną kadencję decydował Sekretariat KC PZPR w oparciu o listę kandydatów przedstawianych przez Wydział Administracyjny KC PZPR, opracowywaną w porozumieniu m.in. z Ministerstwem Sprawiedliwości, Pierwszym Prezesem SN upływającej kadencji, a także KW PZPR, które opiniowało kandydatów z sądów wojewódzkich” (str. 240). Czytelnikom „Gońca” wyjaśniam, że Wydziałowi Administracyjnemu KC PZPR podlegała bezpieka cywilna i wojskowa. Takie były podówczas kulisy sławnej „niezawisłości” – no a jak jest teraz? Reżym PiS próbuje przejść na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami, co w normalnym państwie rzeczywiście byłoby skandalem – ale Polska 2018 roku żadnym normalnym państwem przecież nie jest i sławna „niezawisłość sędziowska” również i dzisiaj ma swoje bezpieczniackie – bo oczywiście już nie PZPR-owskie – kulisy. Wystarczy durniowi pozwolić mówić i zaraz się zdradzi. Tak właśnie stało się z niezawisłymi sędziami. Płomienni obrońcy „wolnych sądów” zarzucają swoim, sprzyjającym aktualnemu rządowi kolegom, że „przeszli na stronę PiS”.
Jeśli to prawda, to wszelką „niezawisłość” możemy spokojnie włożyć między bajki – bo przecież płomienni obrońcy praworządności z panią Małgorzatą Gersdorf na czele uprawiają ostentacyjną amikoszonerię z obozem zdrady i zaprzaństwa, który zza kulis nakręcają stare kiejkuty, z kolei nakręcane przez niemiecką BND. Więc chociaż jestem pewien, że ETS w Luksemburgu miał odmienne intencje, to przecież nolens volens powiedział verba veritatis. Już tam sędziowie, z których wielu wywodzi się zresztą z ubeckich albo partyjniackich dynastii, nie wychodzą z komuny czyści. Unosi się nad nimi smród, jeśli nawet nie od nich samych, to od kolegów, z którymi uprawiają sodomską komedię niezawisłości.
Ale na tym nie koniec letniej fazy dorzynek, bo właśnie Senat dorżnął prezydencki projekt urządzenia referendum konstytucyjnego 11 listopada tego roku. Pan prezydent ogłosił swój zamiar 3 maja ubiegłego roku – według wszelkiego prawdopodobieństwa nawet nie konsultując go z Biurem Politycznym PiS. Przez ponad rok nic się nie działo, aż wreszcie w ostatniej chwili ogłoszony został kuriozalny zestaw pytań – na przykład – czy wpisać do konstytucji, że Polska jest państwem suwerennym, a jednocześnie – że ma należeć do Unii Europejskiej i do NATO. Widać było w tym rękę starych kiejkutów, być może nawet tych samych, co za pierwszej komuny wpisali do konstytucji sojusz z ZSRR i którzy nie mogą wytrzymać bez podpisania Volkslisty – jak nie jednej, to drugiej. Nie ma zatem czego żałować, chociaż oczywiście Senat utrącił tę inicjatywę po pierwsze dlatego, że była to samowolka, po drugie – żeby przypomnieć Andrzejowi Dudzie, skąd wyrastają mu nogi, a po trzecie – że po co zmieniać konstytucję, na podstawie której niepodobna udzielić odpowiedzi na proste pytania, na przykład: kto dowodzi wojskiem, albo – kto jest Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego lub Trybunału Konstytucyjnego?
Stanisław Michalkiewicz
Reakcja na zamach terrorystyczny w greckiej dzielnicy Toronto to kolejny dowód na to, że żyjemy w świecie politycznie poprawnych szamanów, zaklinających rzeczywistość. Podobnie, jak w Szwecji czy Norwegii, również i u nas, reakcja na zamachy terrorystyczne zaczyna przypominać bajki dla dorosłych dzieci. Po raz kolejny okazuje się, że sprawca - zdeklarowany islamista - cierpiał na zaburzenia psychiczne. Tak było też w Edmonton w 2017 roku, tak było niedawno w Toronto, kiedy zamordowanie wypożyczonym samochodem kilku osób tłumaczono… seksualną abstynencją i frustracją sprawcy.
Torontońska policja ma ręce tak bardzo związane polityczną poprawnością, że nazwisko napastnika z Danforth było tajemnicą przez 20 godzin. Kiedy je ujawniono, towarzyszyło temu oświadczenie rodziny o "chorobie psychicznej". Zamiast konkretnych decyzji, mamy tę samą politycznie poprawną mantrę, że "jesteśmy razem", nie damy się zastraszyć, i będziemy dalej dzielnie pić piwo w ogródkach restauracji. Policja zaś wciąż nie może legitymować osób, które wydają się podejrzane, bo mogłoby to być "profilowanie rasowe", a Murzyni zatrzymani z bronią w ręku nadal będą dostawać lekkiego klapsa od sądów, bo są ofiarami "endemicznego rasizmu" i mieli do szkoły pod górkę.
Jedynym proponowanym rozwiązaniem kryzysu, z jakim mamy obecnie w Toronto do czynienia ma być zwiększenie liczby kamer na ulicach (jak mściwy islamista zobaczy że go filmują natychmiast zacznie się uśmiechać do obiektywu i zaniecha zamachu) oraz utrudnienie nam wszystkim, ciężko pracującym podatnikom, dostępu do broni palnej. (Nikt nawet nie nie zapyta, dlaczego taki Izrael w obliczu zagrożenia terrorystycznego, zamiast odbierać uzbrojenie, pozwala obywatelom nosić M16 po ulicach. My zaś zastanawiamy się czy czasem nie wycofać z kuchni długich noży i malujemy kredkami po asfalcie, że miłość zwycięża...).
Czy wybudzimy się ze śpiączki i zaczniemy wykopywać polit-poprawnych idiotów z życia publicznego? Mało prawdopodobne. Aby tak się stało, jedni musieliby mieć więcej rozumu, a inni odwagi cywilnej. Zidiocenie doszło do takich rozmiarów, że obecnie nawet przemówienia polityków tego kraju przypominają mowę pierwszych sekretarzy. Sytuacja jest trudna, ponieważ większość młodego pokolenia Kanadyjczyków jest celowo "wychowywana na barany" - ludzi poruszających się w labiryncie nowych stereotypów, niezdolnych do krytycznego myślenia, zagubionych, sfrustrowanych, od dziecka na prochach mających korygować ich zachowanie - przygotowanych do strzyżenia kredytem, wieczne dzieci dojrzewające (nie zawsze) dopiero nad grobem.
W to wszystko zmobilizowani, zmotywowani islamiści wchodzą, jak w masło. Problemem nie jest więc przeprowadzenie dużego zamachu, lecz raczej to, jak go politycznie zdyskontować i czemu miałby służyć.
Jeśli do tego dodamy możliwość "operacji trzeciej flagi" w celu emocjonalnej mobilizacji społecznej na wypadek np wojny perskiej obrazek zaczyna nabierać kolorów...
Fundacja im. W. Reymonta zwraca się z prośbą do całej Polonii o pomoc w budowie pomnika Polskich Emigrantów przypływających do Kanady przez „Pier 21” w Halifaksie.
Wielu emigrantów, którzy przeszli przez ten port morski, jeszcze żyje i na pewno sentyment do tego miejsca sprawi, że będą chcieli mieć swoją „cegiełkę” w tym historycznie ważnym projekcie. Zachęcam także i dzieci, których rodzice w ten sposób wjechali do Kraju Klonowego Liścia, aby swoją donacją podziękowali Kanadzie za to, że nas tutaj przyjęła. Proszę zapoznać się z treścią odezwy przygotowanej przez inicjatorów tego projektu i organizacje polonijne z Halifaxu zbierające fundusze na ten szlachetny cel. Upamiętnijmy wspólnie miejsce, w którym stopy tysięcy polskich emigrantów dotknęły Ziemi Kanadyjskiej.
Wpłacając donację na konto: The W.Reymont Foundation z dopiskiem „Pier 21”, otrzymają Państwo pokwitowanie do Income Tax, a organizatorzy projektu niezbędne fundusze do realizacji budowy pomnika. Czeki proszę przesyłać na adres Fundacji: 14 Hester Street, Hamilton, ON L9A 2N2.
Z wyrazami patriotyzmu
Kazimierz Chrapka
Prezes Fundacji im. W. Reymonta
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., tel. 905-574-9212
Quidquid agis, prudenter agas et respice finem – mawiali starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji. Ta akurat się wykłada, że cokolwiek czynisz, czyń rozsądnie i patrz końca. Nawiązuje do niej porzekadło francuskie, że rira bien, qui rira le dernier, co z kolei się wykłada, że ten się dobrze śmieje, kto śmieje się ostatni. Jakże tu nie przywoływać tych pełnych mądrości sentencji, kiedy nie tylko minął szczyt NATO, ale również – jeszcze ważniejszy szczyt w postaci spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i prezydenta Federacji Rosyjskiej Włodzimierza Putina w Helsinkach?
Te Helsinki mają już swoją świecką tradycję, bo właśnie tam w roku 1975 odbyła się Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, na której przyjęty został tzw. Akt Końcowy. Z jednej strony, zatwierdzał on wszystkie sowieckie zdobycze terytorialne na Starym Kontynencie, ale jednocześnie składał na czole Imperium Sowieckiego pocałunek Almanzora („pocałowaniem wszczepiłem w duszę jad, co was będzie pożerać”) w postaci tzw. trzeciego koszyka, zawierającego zobowiązania do przestrzegania pewnych standardów w postępowaniu rządów z własnymi obywatelami. W rezultacie porządek jałtański został dotknięty przyspieszoną erozją, która doprowadziła nie tylko do ewakuacji imperium sowieckiego ze Środkowej Europy, ale i do rozpadu samego Związku Sowieckiego.
Toteż nic dziwnego, że przed helsińskim szczytem świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na to, co go czeka. Można było to i owo wydedukować z występów prezydenta Trumpa na szczycie NATO, kiedy ofuknął on Niemcy, że za mało płacą Stanom Zjednoczonym za ochronę i w ogóle – że są „zakładnikiem Rosji”, bo zamiast płacić Ameryce za ochronę, pakują miliardy w złowrogi rosyjski gaz, kiedy przecież mają przyjazny gaz amerykański. Bo przy rosyjskim gazie nie ma dywersyfikacji, podczas gdy przy amerykańskim – ooo, dywersyfikacja jest taka, że aż miło popatrzeć! Niemcom, jako „zakładnikom Rosji”, prezydent Trump przedstawił do naśladowania przykład Polski, która niczyim zakładnikiem nie jest, bo i za ochronę płaci, ile się należy, i gaz będzie kupowała w USA, no i że prezydent Trump tylko co podpisał ustawę nr 447 JUST, na podstawie której USA zobowiązały się dopilnować, by żydowskie roszczenia zostały przez Polskę zrealizowane do ostatniego centa, co w rezultacie zakończy się żydowską okupacją naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju.
Tymczasem po zakończeniu ponad dwugodzinnej rozmowy w cztery oczy z zimnym rosyjskim czekistą Putinem, prezydent Trump na konferencji prasowej w Helsinkach oznajmił, że o ile jeszcze przed czterema godzinami stosunki USA z Rosją były „bardzo złe”, to teraz, po czterech godzinach, już takie nie są. Najwyraźniej w ciągu tych czterech godzin musiało stać się coś bardzo ważnego. A co takiego ważnego mogło wydarzyć się w ciągu tych czterech godzin, spośród których ponad dwie prezydent Trump poświęcił na rozmowę w cztery oczy z prezydentem Putinem? Nie ma innej możliwości, jak ta, że prezydent Putin powiedział prezydentowi Trumpowi coś, co go bardzo ucieszyło, a nawet wprawiło w stan bliski euforii, który – jak wiadomo – jest następstwem oddziaływania na organizm ludzki gersdorfin. Co to mogło być? Nie sądzę, by prezydent Putin zaoferował prezydentowi Trumpowi przyłączenie Rosji do Stanów Zjednoczonych, ale w takim razie co mu obiecał?
Na tę zagadkę pewne światło rzuca nie tylko okoliczność, że prezydent Trump znajduje się w USA pod śledztwem, które ma wyjaśnić sprawę interwencji Rosji w amerykańskie wybory prezydenckie, a konkretnie – czy sukces wyborczy Donalda Trumpa nie był przypadkiem spowodowany rosyjskimi intrygami. To bardzo ciekawa hipoteza, bo gdyby tak rzeczywiście było, to by znaczyło, że Rosja podstawia amerykańskim twardzielom prezydentów, jakich tylko jej się spodoba, czyli – że USA, oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, idą na pasku Rosji. To podważałoby wiarygodność USA, zwłaszcza w Europie Środkowej, no i wiarygodność Donalda Trumpa. Gdyby w tej sytuacji zimny ruski czekista zapewnił prezydenta Trumpa, że Rosja nie tylko pozaciera wszelkie ślady swojej ingerencji, ale nawet zatrze ślady po zatarciu, to czyż prezydent Trump nie przyjąłby takiej deklaracji z ulgą i radością? Na taką możliwość wskazywałoby oświadczenie prezydenta Putina podczas wspomnianej konferencji prasowej, że on w żadne takie „bzdury” nie wierzy, ale na wszelki wypadek Rosja postara się tę sprawę wyjaśnić. Zwróćmy uwagę, że ta deklaracja zawiera w sobie ostrzeżenie, że jeśli nawet Rosja pozaciera wszelkie ślady, to nie za darmo. „Z obfitości serca usta mówią” – powiada Stary Testament, więc nie można wykluczyć, iż gersdorfiny tak mocno na prezydenta Trumpa podziałały, iż oświadczył on, że bardziej ufa prezydentowi Putinowi niż własnemu FBI. W Ameryce wywołało to ogromny rezonans; pojawiło się nawet słowo „zdrada”, więc prezydent Trump, kiedy działanie gersdorfin nieco osłabło, wyjaśnił, że został źle zrozumiany, że tak naprawdę powiedział co innego – i tak dalej.
W takiej sytuacji nie możemy wykluczyć powtórki z historii w postaci kolejnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, podobnego do tego z 17 września 2009 roku. Jak pamiętamy, w następstwie tego „resetu” szczyt NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku proklamował strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, co w konsekwencji doprowadziło m.in. do podpisania w sierpniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Gdyby zatem pojawił się kolejny „reset”, to pewnie uczestniczylibyśmy w podniosłej uroczystości „odnowienia” wspomnianej deklaracji, która nosi w sobie wszelkie znamiona „zawierzenia”.
Najwyraźniej na to właśnie stawiają Niemcy i w dążeniu do odwojowania swoich wpływów politycznych w naszym bantustanie, planują na jesień eskalację anarchii w Polsce na skalę dotąd niespotykaną. Teraz są wakacje, sezon urlopowy, więc chociaż praworządność doznaje coraz to nowych ciosów, manifestacja przed Sejmem była nieliczna. Płomienni szermierze praworządności ładują bowiem akumulatory na jesienną ofensywę, kiedy to już „w pierwszym tygodniu września” ulicznicy i ulicznice w ramach Opozycji Ulicznej odbędą swój kongres. Moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, zaproponowała, by kongres Opozycji Ulicznej przybrał formę „parlamentu obywatelskiego”, to znaczy – „debatował, obradował, głosował i uchwalał”. Słowem – żeby ulicznicy i ulicznice utworzyli w naszym bantustanie alternatywny ośrodek władzy. Ten eksperyment z udziałem PO, Nowoczesnej i PSL nie udał się w grudniu 2016 roku, ale widocznie w BND uznano, że po helsińskim szczycie sytuacja międzynarodowa będzie bardziej sprzyjająca i w ten sposób uda się doprowadzić do przesilenia politycznego w Generalnym Gubernatorstwie – bo chyba tylko z GG Niemcy pozwolą Żydom realizowanie swoich „roszczeń”? Ciekawe, jakie rozkazy dostały w związku z tym stare kiejkuty, bo wtedy, 16 grudnia, wśród manifestujących pod Sejmem folksdojczów, pojawił się w cywilnym przebraniu sam Najstarszy Kiejkut III Rzeczpospolitej, czyli pochodzący z porządnej, resortowej rodziny pan generał Marek Dukaczewski. Kto wie, czy w kongresie Opozycji Ulicznej obok starych kiejkutów nie wezmą udziału również przedstawiciele naszej niezwyciężonej armii, dzięki czemu można by podjąć próbę egzekucji uchwał „parlamentu obywatelskiego”. Czy nie to właśnie miał na myśli pan Bronisław Komorowski, stręcząc Polsce „konfederację”? Warto tedy przypomnieć, że to właśnie trzy konfederacje: radomska, barska i targowicka, to były – jak powiada Stanisław Cat-Mackiewicz – trzy upiorzyce, które wyssały z Polski życie państwowe. No a teraz pojawia się widmo czwartej.
Stanisław Michalkiewicz
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…