Teksty
Publicystyka. Felietony i artykuły.
Wielu naiwnie nadstawia się pod „odpowiedź”, co może nas uratować z tej politycznej diapauzy, w której tkwimy, no, gdzieś tak od 1648 r. Pomyślałem sobie, że może dla zaspokojenia ich potrzeb przedstawię taki „gotowiec” dla naiwnych gapciów, od razu nadmieniając, tłumaczenia nigdy dość wobec masy czytających „inaczej”, że niniejszy przekaz jest jawną kpiną. Tym niemniej myślę, że emocjonalnie i duchowo odpowie na zapotrzebowanie wielu będących „w potrzebie świetnych rozwiązań”. Utuli ich. Wypełni lukę istniejącą w nich. Jeszcze bardziej co prawda zagłębiając ich w dysfunkcji, ale przynajmniej zaspokoi chwilowo potrzebę bliskości ze swoimi urojeniami.
Ach, na początek – oprócz poniższego całego tekstu – mam coś dla tych tęskniących, wypatrujących i pragnących „dobrych podpowiedzi”. Kilka zgrabnych bon motów, dopalaczy emocjonalnych z przeszłości: „Rzymianie trafnie mawiali, że ciosy, które gnuśnym odbierają odwagę, stanowią bodziec dla dzielnych, a desperacja bywa często źródłem nowej nadziei” – jak pisał ukochany Wespazjan Kochowski o czasach, kiedy Polacy – podobnie jak dziś – znikąd nie mogli oczekiwać pomocy. Ten żołnierz-poeta, symbol ówczesnych świadomych propaństwowych elit, w chwili, kiedy Moskwa, Szwecja, Brandenburgia i Siedmiogród razem z Kozakami i zdrajcami dokonali faktycznego rozbioru Polski w latach 1655–1657, mówił głosem prawdziwie wolnego Polaka: „(...) w mroku, w którym się cały kraj pogrążył, znalazło się wielu takich, co nawet w największych trudnościach nie zwątpili o RZECZYPOSPOLITEJ; oni to byli źródłem dobrej nadziei i natchnieniem dla reszty. (…) Wszyscy, nawet i tacy, co nie dbali o sprawy publiczne, jasno zrozumieli, że starodawny ustrój królestwa jest naruszony, że podcięte zostały jego podstawy, to znaczy religia i wolność. (…) Niespodziewanie opanowani przez wrogów, gdy mała była nadzieja na rychłe posiłki od przyjaciół, musieliśmy polegać, po Bogu, na sobie samych”.
PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA
Zacznijmy więc tekst dla naiwnych durni. Starać się będę jak mógł, aby wejść w tę stylistykę chromego myślenia… Otóż, mogę zakładać, iż według ich wyobrażeń, tak naprawdę żadnym realnym rozwiązaniem dla powodzenia, dla zbudowania Nowej Polski (koniecznie wielką literą!) – która będzie miała potencjał wystarczający do prowadzenia samodzielnej gry o wpływy na polu międzynarodowym – nie będzie zbudowanie Nowej Wspólnoty opartej tylko na tych, którzy zdarli już kajdany i wydobyli się z upiornego grobu. Oparcie się tylko na tych, którym udało się wrócić z Hadesu, tylko dlatego, że stali Świadomi (cóż to po prawdzie oznacza? Wielość odcieni i poziomów przecież jest tu istotna…). Nie. To się nie uda. Po pierwsze: jest nas za mało. Owszem, w przeszłości często właśnie mniejszość była motorem zmian, ale myślę, że jednak to za krucha siła, aby dać sobie radę z wrogami zewnętrznymi, jak i z Czcicielami Ciemności, tymi chodzącymi tuż obok nas zombie. Po drugie: prawda jest taka, że jedyną szansą dla nas jest uratowanie nie tylko nas samych, ale również – ich. Niewolnych (prawda, jakież to ckliwe myślenie?). A przynajmniej pewnej ich części. Za pomocą głębokiej „terapii” musimy pomóc im uwolnić się z uzależnionego myślenia (zupełna bzdura).
Aby lepiej zrozumieć ich tok rozumowania, sposoby argumentacji, przyjrzyjmy się bliżej, jak skonstruowany jest charakterystyczny dla Zniewolonych typ myślenia uzależnionego. Wiem, łatwo powiedzieć: „pomóc im za pomocą »terapii«. Niektórzy z czytelników uśmiechną się z politowaniem: „Mundralek wymyślił se koncept i z zadowoleniem przekonuje, że to da się zrobić”. Jestem świadomy, że – jak w każdej trudnej terapii – część ze Zniewolonych nie będzie chciała się jej poddać. To normalne. W końcu jest to długi i bolesny proces. I dla nas, i dla nich (proszę mi wierzyć, z trudem dotarłem z pisaniem do tego miejsca, już mi niedobrze, ale brnę dalej…).
Istotną częścią pokrętnego myślenia Niewolnych jest – jak pisał Abraham Twerski – zaprzeczanie, które „w uzależnionym, zniekształconym myśleniu jest w znacznej mierze spowodowane oporem wobec zmian. Jak długo ktoś zaprzecza rzeczywistości, tak długo może trwać przy swoich nawykowych zachowaniach”. Pamiętajmy zatem, że w czasie rozmów z nami o rzeczywistości, o Polsce, o polityce, o Smoleńsku, o szczepionkach, płaskiej ziemi, chemitrailsach, iluminati, ciapatych, przebiegunowaniu globu, Polin, desancie żydowskim, kondominium, Wielkiej Lechii, szkodliwym wpływie wszechobecnego promieniowania (poproszę o uwagi, o czym jeszcze zapomniałem, o jakiej rzeczy z zasobu postrzegania świata przez „masowego szura” coś mi umknęło?) osoba z uzależnionym myśleniem będzie bronić się na wszystkie sposoby przed uznaniem rzeczywistości za taką, jaka jest w istocie (czyli jaką?), bo to oznaczałoby potrzebę rozpoczęcia procesu fundamentalnych, trudnych dla tej osoby zmian. Zmian w sobie oraz zmian w postrzeganiu świata zewnętrznego (czym on jest naprawdę? Ale naprawdę?). A lęk przed takimi zmianami może być tak duży, że uzależnieni od matrixa wolą oszukiwać przede wszystkim samych siebie. To nie brak siły woli, ale raczej choroba woli i niezdolność do jej używania. Twerski zauważa, że „to zaburzenie w myśleniu nie wpływa na inne obszary rozumowania. Zatem osoba, która charakteryzuje się uzależnionym myśleniem, może być inteligentna, mieć intuicję, zdolność przekonywania i wyciągania trafnych wniosków natury filozoficznej i naukowej. Specyfika uzależnionego sposobu myślenia polega na niezdolności do przekonywania samego siebie”. I nie jest odkrywczym fakt, że u znacznej części Zniewolonych taka postawa wynika z ich niskiej samooceny, tj. negatywnych uczuć, jakie człowiek żywi wobec siebie samego, a które często nie mają uzasadnienia w faktach. Jeśli my sami – Wolni Polacy (buchachachacha, to dobre, naprawdę dobre…) – chcemy pomóc sobie, to czas przyjąć, że to na nas spoczywa trudny obowiązek pomocy Niewolnym w zerwaniu ich kajdanów uzależnionego myślenia i wyciągnięciu ich z Hadesu. Wskazanie im, że – poza tymi, którzy robią to świadomie, dla zysku, cynicznie, z oportunizmu, z powodu głęboko zinternalizowanej postawy lokajskiej – reakcją większości spośród nich – Niewolnych – na własną niską samoocenę, jest niezauważalne dla nich zaakceptowanie świata „podstawionego” im przez real playerów. Świata skonstruowanego na nieprawdzie, na manipulacji, na fikcji, którego istotną częścią jest kłamstwo. Pustka. „Po prostu jeżeli człowiek czuje się niepewnie i uważa, że nie nadaje się do niczego, staje się bardziej skłonny do ucieczki od rzeczywistości” – pisze Twerski (Twerski to nowojorski Żyd, terapeuta uzależnień, wydaje mi się właściwym partnerem w tejże bajce, ideologiczną i psychologiczną podkładką pod niniejszy tekst pełen ckliwych pop-bredni). Zatem Zniewoleni uciekają do przygotowanej im przez macherów z zaplecza Krainy Oz, do Matrixa. I ludzie z uzależnionym myśleniem biorą tę „podstawioną rzeczywistość” za prawdę objawioną. Za swoją prawdę. Według takich osób, np. III RP jest w pełni wolnym krajem, zieloną wyspą, miejscem o obowiązujących standardach demokratycznych, któremu „bliżej jest do Paryża niż do Moskwy”, lub wierzą, że np. Warszawa jest celowo napromieniowana wszechobecnymi falami radiowymi albo że bombardują nas z nieba aluminiowym pyłem względnie pra-Polska była mocarstwową Wielką Lechią, i że nieprawdą jest, że Gabriel Maciejewski (ksywa „Gabi-Cycek”) swoim blogiem konkuruje z producentami leków na sen.
Idąc dalej (teraz się zaczyna niezła jazda), warto próbować uświadamiać im, że ich zniekształcone postrzeganie i zaburzone rozumowanie są podyktowane – poza niską samooceną – często także lękiem, niepewnością, wstydem. Osoby z uzależnionym myśleniem boją się, że jeśli wyrażą jakąkolwiek wątpliwość co do „słusznej linii partii” lub linii „własnego guru”, bo przecież większość z zagospodarujących działki znaczeniowe w Polin ma swoją trzodę wyznawców, niektórzy z nich lubią ich nawet upokarzać, ale to im (wyznawcom) nie przeszkadza, ponieważ ich guru są np. bardzo mądrymi pisarzami i wydawcami, więc lubią, kiedy guru co dzień zapewnia ich o swej wyższości), to mogą zostać wzięci za wykluczonych, gorszych, uboższych, niedouczonych, niedostatecznie „światłych”, zacofanych, za nienowoczesnych, za mało światowych, za mało – o, mój Boże! – europejskich lub za bardzo europejskich, patriotycznych albo narodowych, za nienadążających za „mętnym nurtem” info-entertainmentu lub, wręcz przeciwnie, za bardzo w nim tkwiących... Lękają się po prostu że nie spełnią wyznaczonych przez matrix (patriotyczny, alternatywny, masoński, narodowy, nowoczesny, postnowoczesny, katolicko-reformowany, judejski, można wymieniać bez liku, w końcu to tekścik pomocny dla duraków ze wszystkich stron…) oczekiwań, że jeśli nie będą myśleć tak, jak nakazuje „nie-Moralna Większość” lub „Moralna Większość”, to inne upiory, zombie będą się z nich śmiać, wykluczą ich z obszaru szacunku. Nie będą przynależeć do „normalnego świata”. „Dopóki nie zdołamy im wykazać – zauważa Twerski – jak błędny jest ich sposób postrzegania, nie możemy się spodziewać zmiany reakcji i zachowań. Skoro obraz własnej osoby jest dla człowieka uzależnionego tak ważny, największy problem stanowi jego zniekształcone postrzeganie samego siebie.” Warto im zatem za każdym razem uzmysławiać, że niezauważalnie dla nich samych, wskutek zniekształconego obrazu samych siebie – którego podstawą jest lęk i niepewność – przechodzą bezwolnie na drugą stronę lustra: ku nieadekwatnemu postrzeganiu rzeczywistości. Do Krainy Czarów. Do Krainy Kłamstwa.
„When the truth is found to be lies, And all the joy within you dies.”
To przerażająco wielki sukces ostatnich stu lat rządów Zd-Rady Nieustającej (państwo „wewnętrzne” na usługach państw „zewnętrznych”) oraz zależnej od molocha zewnętrznego (tzw. „Nie-Życie”) machiny info-entertainmentu: miliony ludzi z uzależnionym, zdewastowanym myśleniem, o obniżonej samoocenie, podatnych na manipulacje. To jest ten dramatyczny aspekt realnej słabości potencjału Polski, braku szans w rywalizacji na rynku idei, uwstecznienia, wasalizacji, podobieństwa do antyrozwojowego postkolonialnego bantustanu. Całe tabuny albo bezwolnych i zniechęconych, albo mnóstwo takich, którzy – po latach życia w Nierzeczywistości – nawet nie wiedzą, nie chcą wiedzieć, że to, co myślą i mówią, to tylko wysypujące się z ich ust ścinki zmanipulowanych treści, pomieszanych pojęć, frazesów, pakuły odwróconych prawd, trociny przeinaczeń, włókna fałszu… Całe pułki zombie dostających spazmów wściekłości, zaczynających kąsać, obrażać i miotać się w przekonaniu, że ktoś chce im zwalić nieboskłon na głowę, że ktoś chce wywrócić ich świat do góry nogami, kiedy spokojnie i rzeczowo, opierając się na faktach, bez agresji, tłumaczy się im, że „prawdy”, które biorą za swoje i w które wierzą, są tylko odpadem postprodukcyjnym Molocha Zniewolenia. W rozmowach z nimi (moja ulubiona część się zaczyna, boki zrywałem, pisząc to) pamiętajmy zatem, że prawie wszystkie mechanizmy obronne osoby uzależnionej od matrixa są często nieuświadomione przez nią, a główna funkcja tych mechanizmów sprowadza się do obrony tej osoby przed trudną do zniesienia świadomością. Bolesną dla nich samych świadomością status quo, stanu faktycznego. I dopóki osoba uzależniona, dzięki naszemu wsparciu, pomocy, dzięki własnowolnemu procesowi metanoi, nie uświadomi sobie tych mechanizmów, możemy niewiele zrobić, by je powstrzymać.
Jeden z tych mechanizmów, tj. zaprzeczanie u kogoś, kto myśli w sposób uzależniony – jak nadmieniłem wyżej – nie jest ani świadome, ani zamierzone, a osoba ta może szczerze wierzyć, że mówi prawdę. Obok zaprzeczania osoby te nieświadomie używają jeszcze dwóch dodatkowych mechanizmów obronnych: racjonalizacji i projekcji. Wszystkie trzy razem polegają na zniekształcaniu prawdy, ale osoba z uzależnionym myśleniem nie zdaje sobie z tego sprawy! Zrozummy zatem, że konfrontowanie ich zaprzeczania, racjonalizacji i projekcji z faktami świadczącymi o tym, że jest odwrotnie, mija się z celem!
Racjonalizacja i projekcja pełnią co najmniej dwie funkcje: wzmacniają zaprzeczanie i utrzymują status quo. Powtórzę zatem jeszcze raz: bezskuteczne i pozbawione sensu jest mówienie Zniewolonym („ja jestem ten wolny, ja jestem ten wolny, ja jestem ten wolny”, powtarzam sobie notorycznie i wierzę w to, cóż to oznacza? Nie do końca mogę wyjaśnić, ale ja jestem z tych „wolnych” – powtarzaj tę mantrę) we wszelkich dyskusjach i sporach dotyczących naszej rzeczywistości, żeby przestali zaprzeczać, skończyli z racjonalizowaniem czy zaniechali projekcji, skoro nie uświadamiają sobie, że to czynią. Najpierw trzeba im pomóc zyskać świadomość tego, co robią (to my, ci „wiedzący” już, „wolni”, mamy to robić naturalnie, „uwalniając” ich, wprowadzamy do kolejnej niewoli zwanej „wolnością”. Klasyka… niejeden zakrzyknie w tym miejscu, ale co z tą Polską, jak ją ratować?! Toć to paranoja. Dywersja, ja chcę jasnych rozwiązań. Zatem: Głosuj na Ruch Narodowy i na PiS! Na Kukiza i Korwina. Pawła Śpiewaka i Lejba Fogelmana. Na PO, na wszystko głosuj, lub wszystko neguj, gardź demokracją, Radiem Maryja, episkopatem, Kościołem katolickim, bądź za królem lub rabinem, wierz w wielkie miasta i płaską ziemię lub grom pederastów, lub bądź pedałem, słuchaj na necie Bartosiaka, Potockiego, Maciejewskiego, Gadowskiego, Michalkiewicza, Brauna, bądź zwarty i gotowy, świadomy, że hej! Lataj po netach, ufaj, że wiesz już więcej, dużo, wszystko, ba! Więcej niż wszystko! Szukaj wszędzie Żyda, śledź dywersję i podpuchę, postrzegaj wszędzie Londyn i służby, i złe aluminium, odmawiaj różaniec lub wierz w Gaję, zacznij wydawać książki, bądź grzeczny lub pluj jadem, wkrocz, wkrocz w ten zabawny kociokwik myśli, idei i pełną piersią zakrzyknij: „Teraz już wiem i rozumiem!”).
Jak zauważa Twerski: ich, tzn. „Zniewolonych”, „racjonalizacja oznacza podawanie »dobrych«, a więc możliwych do przyjęcia przyczyn. To nie oznacza, że wszystkie przywoływane powody są dobre. Niektóre są wręcz głupie, ale mogą być podane tak, że brzmią sensownie. (…) Racjonalizacje odwracają uwagę od prawdziwych przyczyn. Odciągają od prawdy nie tylko uwagę innych ludzi, ale też samej osoby z uzależnionym myśleniem. Zazwyczaj racjonalizacje brzmią sensownie, są więc bardzo zwodnicze i każdy może się na nie nabrać”. Gdyby zapytać taką osobę, dlaczego broni i wspiera obecną rządzącą szajkę, zazwyczaj poda mnóstwo świetnie brzmiących, racjonalnych wg niej powodów: „Popieram Tuska, Kaczyńskiego, bo jego rząd jest ceniony w Europie lub właśnie dlatego, że Europa nim gardzi, niepotrzebne skreślić. Ta partia zapewnia mi spokój i nie czuję się zagrożony ekstremistycznymi zapędami katolsko-prawicowej mniejszości. To rząd, któremu się sporo udało, to rząd licznych sukcesów. Pełen fajnych ludzi. To w końcu rząd, dzięki któremu nie śmieją się z nas w świecie. To rząd na skalę naszych możliwości. Nasz rząd. Rząd normalności”. Z badań psychologicznych ogólnie wiadomo, że istnieje dość niezawodna praktyczna zasada, że kiedy ludzie podają więcej niż jeden powód swoich poczynań, to zapewne racjonalizują. Zwykle każde działanie ma tylko jedną prawdziwą przyczynę. Racjonalizacja oczywiście wzmacnia zaprzeczanie. Racjonalizując powody swego działania/myślenia, w konfrontacji z faktami, osoby z uzależnionym od matrixa myśleniem zaprzeczają de facto, że nie myślą w wolny sposób, bo to by zmusiło je do przyznania przede wszystkim przed samym sobą – a to przecież boli jak cholera i przed tym się po prawdzie bronią – że przez tyle lat dawali się manipulować, a to już krok do przyznania, że są słabi albo nierozumni. Racjonalizowanie pozwala także utrzymać status quo: dzięki niemu nie trzeba przeprowadzać koniecznych zmian: „Mamy się świetnie, Polska to oaza spokoju. Kraj radosnych ludzi, kraj »Tańca z Gwiazdami«, kolorowych stadionów, wesołych pochodów z prezydentem na czele. Owszem, mogłoby być więcej dróg i sprawniejszych sądów, ale cóż, takie jest życie. Inaczej się w tym kraju nie da. Takie są warunki”.
Kolejny mechanizm obronny osób z uzależnionym myśleniem to projekcja. Oznacza ona przerzucanie winy na innych za to, za co w rzeczywistości jesteśmy odpowiedzialni my sami. Projekcja także wzmacnia zaprzeczanie: „To nieprawda, że nie widzę, co się dzieje w naszym kraju. Ja po prostu uważam, że to wy osłabiacie Polskę swoimi nieodpowiedzialnymi teoriami i zachowaniem. Może i szybciej doszlibyśmy do prawdy o Smoleńsku (choć przecież Putin i Tusk już wszystko dawno wyjaśnili, a prezydent mówił, że nasz kraj zdał egzamin z tej próby!!!!!), gdyby nie to skandaliczne mieszanie w mętnej wodzie tego oszołoma Macierewicza! Jak można! Negować ustalenia niezależnej komisji w wolnym kraju? To jakieś szaleństwo i awanturnictwo!”. Projekcja pomaga również osobom z zależnym myśleniem zachować status quo: „Dlaczego mielibyśmy w Polsce coś zmieniać? Może i nie jest idealnie, ale przecież dobrze o nas piszą w Europie i w Izraelu. Może rząd mógłby lepiej funkcjonować, ale to nie jest możliwe przez obstrukcję opozycji, Kaczyńskiego, Schetyny, Kukiza (niepotrzebne skreślić) i jego skandaliczne działania osłabiające nasz kraj. Ci ponuracy od patriotyzmu i machania szabelkami chcą nam zepsuć dobre samopoczucie. Wariaci. Nieodpowiedzialni ekstremiści. Dlaczego oni to robią? Nie widzą, że kraj rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej? Przecież w ten sposób niszczą nasz pozytywny obraz w świecie, w świecie ludzi światłych i europejskich lub patriotów”. To oczywiste, że obwinianie kogo innego całkowicie zwalnia osobę z uzależnionym myśleniem od odpowiedzialności za to, że sama nie wprowadza zmian w swoim postrzeganiu i zachowaniu. „Tak długo, jak będziesz mi to robił, nie możesz oczekiwać, że się zmienię” – mówią. Projekcja służy przede wszystkim trwaniu w uzależnionym myśleniu. Wszystkie przedstawione przeze mnie trzy mechanizmy obronne używane nieświadomie – służą jednemu celowi: obronie własnej świadomości przed prawdą, stanem faktycznym.
Opisałem pokrótce sposób pokrętnego myślenia Zniewolonych m.in. po to, abyśmy nie tracili zbędnej energii tam, gdzie się to nie opłaca, i używali jej skutecznie i z rozsądkiem tam, gdzie realnie możemy komuś „otworzyć oczy” (niedobrze mi… ale piszę dalej...). Przede wszystkim, żeby Zniewoleni otworzyli oczy na samych siebie. Na swoje wnętrze. Musimy zatem – w miarę swoich możliwości i cierpliwości – pomóc przynajmniej części Niewolnym w osiągnięciu przemiany umysłu. Pomóc im w nauczeniu się adekwatnego postrzegania siebie samych i rzeczywistości (kiepska moralistyka, ale chyba wystarczająco dobra na większość „Wolnych”).
Takie otwarcie na siebie i na rzeczywistość, byłoby dla nich poważnym krokiem ku przystosowaniu się do otoczenia, zrozumieniu i polubieniu samych siebie. Byłby to pierwszy poważny krok ku ich wolności, my zaś stalibyśmy się silniejsi ich siłą i samoświadomością. Dlatego warto to robić. Będzie to napotykało naturalnie zaciekły opór, nienawiść, niechęć ze strony – w odruchu manipulanckiej samoobrony – Zniewolonych, jak i przede wszystkim ze strony chroniących swoje „brudne zasoby” masters of puppets. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo… (Czy „Gazeta Polska” zechciałaby opublikować ten tekst pod nazwiskiem Targalskiego Jerzego lub Tekieli Roberta lub kogoś tam innego?)
W chwilach trudnych, niech wsparciem będą dla nas słowa modlitwy: „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić; odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i – mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”. Niech wsparciem będzie również pamięć o naszych dziadach (to słaba część, ale jakoś nie mogłem tu być bardziej kreatywny), którzy w przeszłości nie z takiej opresji się wydobywali. Warto też w dyskusjach z nimi pamiętać o kilku prawdach: że Człowiek Wolny musi mieć adekwatną wiedzę o rzeczywistości. Człowiek Wolny musi posiadać system zasad i wartości, który stanowi podstawę dokonywania wyborów, oraz – przede wszystkim – że Wolny Człowiek ma ukształtowany, niezniekształcony, niezmanipulowany obraz samego siebie. Zatem, starajmy się na tyle, na ile stać każdego z nas, pomóc swoim Współbraciom wyrwać się spod władzy chocholej muzyki:
„Zbierajcie się, póki czas,
byśwa byli radzi z was,
a nie stali jak te ćmy
albo kpy;
Co kto ma, do ręki brać,
na podwórze wyjść i stać;
Tam już ludzie som,
co się sami rwiom”.
HERCULES INVICTUS!
Niektórzy z Wolnych mogą zapytać, dlaczego w ogóle warto wyrwać spod władzy real playerów tylu, ilu się da spośród Zależnych? Czyż nie lepiej zostawić ich samym sobie? Otóż – jak pisałem – musimy pomóc im, aby uratować siebie. Tylko wspólne wyjście z grobu ocali kraj. Wymaga tego od nas interes narodowy, logika potencjału, wpływów, możliwości etc., ale przede wszystkim, co o wiele ważniejsze, wymaga tego od nas chrześcijańskie miłosierdzie. Po prostu warto hołdować zasadzie: Nobody is left behind. (Uwaga, teraz niezła jazda się zaczyna, pełen bal wampirów…lecę teraz niemal jak wielkanocne wydanie „OdRzeczy” lub inne „Arcana”.) Jak powiedział Benedykt XVI – „życie chrześcijańskie jest proegzystencją: życiem dla innych, pokornym zaangażowaniem wobec naszych bliźnich: dla dobra wspólnego”. Ojciec Święty w orędziu na Wielki Post z 2012 r. mówił, że dwoma aspektami spośród trzech życia chrześcijańskiego (poza osobistą świętością) są: troska o Bliźniego oraz wzajemność. „Nie należy milczeć w obliczu zła. Mam tu na myśli postawę tych chrześcijan, którzy przez szacunek dla człowieka lub po prostu z wygodnictwa dostosowują się do powszechnie panujących mentalności, zamiast ostrzegać swych braci przed tymi sposobami myślenia i postępowania, które są sprzeczne z prawdą i nie prowadzą do dobra. Upomnienie chrześcijańskie nie jest jednak nigdy formułowane w duchu potępienia czy oskarżenia, wypływa zawsze z miłości i miłosierdzia i rodzi się z prawdziwej troski o dobro brata. (…) W naszym świecie, przesyconym indywidualizmem, trzeba na nowo odkryć, jak ważne jest upomnienie braterskie, aby razem podążać do świętości. (…) Apostoł Paweł zachęca, by dążyć do tego, co »służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu« (Rz 14,19), starając się o to, »co dla bliźniego dogodne – dla jego dobra, dla zbudowania« (tamże 15,2), nie szukając własnej korzyści, »Lecz dobra wielu, aby byli zbawieni« (1Kor 10,33). To wzajemne upominanie i zachęcanie w duchu pokory i miłości winno być częścią życia wspólnoty chrześcijańskiej. (…) nasze życie i życie innych są współzależne, zarówno w dobru, jak i w złu; tak grzech, jak i uczynki miłości mają również wymiar społeczny.”
Oczywiście, do tego potrzeba anielskiej cierpliwości. To naraża mnie na upokorzenia, cyniczny rechot, pogardę, przemoc, opluwanie i wyzwiska ze strony zombie (potrzeba poświęcenia jako czynnik konstytuujący poczucie lepszości). Zaś ze strony części Świadomych usłyszę, że nie warto tego robić, bo to na nic, że trzeba przetrwać ten podły czas w kokonie, a w ostateczności, w sytuacji wykarczowania resztek godności i niezależności w tym Priwislinskim Kraju – emigrować. Jak w czasach Zaborów. Ratować, co się da. Nie przyjmuję tej optyki. Jeśli chcę współtworzyć Wolną Ojczyznę opartą na Wspólnocie Partycypacyjnej (no, no, no, jestem pod wrażeniem, przeszedłem sam siebie…), to pamiętam o tym, że nie mogę się poddawać, bo „pomyślność dźwiga ludzi w górę, natomiast niepowodzenia są kamieniem probierczym cnoty”. Powtórzę raz jeszcze: według mnie bez wspólnego wyrwania się z Hadesu, spod władzy rządzącej nami szajki (masoni, żydo-pisowcy, Niemcy z PO, pederaści, judeokatolicy, NWO, wybierzcie, co wam się podoba) nie damy rady zbudować silnej, w pełni niepodległej Nowej Polski (lubię te wielkie litery). Nie jestem naiwny, wiem, że podobnie jak w przeszłości, pewna część – z wygody, oportunizmu, strachu, nienawiści do nas i do Polski – nie będzie chciała wyzwolić się i będzie chciała funkcjonować, jako upiory, zombie. Trudno. To przecież ich wybór. Ale wierzę, że – jak naucza mnie św. Paweł – po prostu warto, abyśmy służyli „(…) niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa, ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich”. Zaś Ober-upiorom III RPRL, chcącym pozostać we współtworzonej przez siebie Ułudzie, w Hadesie, w mentalnej Niewoli, tym czującym do nas pogardę różnym Czesławom Kiszczakom, Jarosławom Kaczyńskim, Aleksandrom i Eugeniuszom Smolarom, Antonim Macierewiczom, Lejbom Fogelmanom, Dodom, Gowinom i Glińskim, Michalom Schudrichom, Tomaszom Lisom i Marcinom Rolom, Wojciechom Jaruzelskim, Jonnym Danielsom, Andrzejom Wajdom, Alikom i Gieniom Smolarom, Stanisławom Cioskom, Jakubom Wojewódzkim, Kaziom Wóycikim, Jerzym Urbanom i Adamom Michnikom i Witoldom Gadowskim, Markom Dukaczewskim, Jarosławom Sellinom, Kaziom Szczukom, tym wszystkim Stuhrom, Aleksandrom Kwaśniewskim, Monikom Stokrotkom, Gromosławom Czempińskim, braciom Karnowskim, Andrzejom Dudom, Tomaszom Sakiewiczom, Donaldom Tuskom, Leszkom Piotrowskim, Millerom i Balcerowiczom, Agnieszkom Hollandom, Tomaszom Grossom, Stefanom Michnikom, Lesławom Maleszkom oraz Księżom Bonieckim, biskupom Pieronkom, Tomaszom Turowskim, kardynałom Nyczom i Dziwiszom, i wielu, wielu innym, nie oglądając się na nich, rzeknijmy na „do widzenia”:
„Pon ino widzisz pchły,
pchły, świecidła, rosę, ćmy,
a nie chcesz znać, co som my:
że w nas dnieje, dusa świci,
że zarucko kur zapieje,
że na nas czekają w mieście,
że nas tu jest ze dwiedzieście,
z kosom, cepem, żelaziwem
i że to, to nie som sny.”
Zatem (uff, jesteś tu jeszcze czytelniku? Jak wiele razy womitowałeś już podczas lektury?): Mój Współbracie, zwracam się do Ciebie pełen dobrej woli. Wiem, że moje ocalenie zależy od Twojego ocalenia. Wiem, że powodzenie nasze zależy od tego, czy uda nam się razem powrócić z otchłani ku Nowemu Wyzwoleniu. Nie ma we mnie pychy, ni obłudy, wsadzam sobie w kieszeń poczucie wyższości, bo ja widzę, a ty jesteś bezwolny, bierny lub jesteś pełen uzależnionego myślenia. Ta świadomość nic mi nie daje. I nas nie uratuje. Bez Ciebie – mimo wszystko – nie dam rady… Słyszysz? Część Uwolnionych woła na mnie z góry, żebym dał sobie spokój, żebym nie był beznadziejnie naiwnym, żebym Cię zostawił w tym grobie, w tej czeluści. Że to na nic. Że z upiorem się nie gada, że się go przecież nie przekona, ale go zostawia w Hadesie, że nie ma dla niego powrotu. Ale ja nie mogę tego zrobić. Nie tylko dlatego, że zabrania mi tego moja wiara. Nie. Ja po prostu zrozumiałem, że czekaliśmy daremnie na naszego Herkulesa, który przyjdzie i uwolni nas z Podziemi, i wywiedzie nas ku powierzchni. Czekaliśmy daremnie, bo tak naprawdę siła i ocalenie tkwią w nas samych. To my sami jesteśmy wyczekiwanym Herkulesem. My wszyscy. Nie z osobna. My wszyscy. Tylko my – świadomi i ci nieświadomi »« stanowimy paradoksalnie jedno. Zrozum, nie mam innego Współbrata. Mam tylko Ciebie (no, bez przesady, z Palestyny nadlatują nowi bracia). Nie mam po prostu nikogo innego. (Zatem, pamiętaj, dajmy szansę PiS-owi, nich rządzą jeszcze jedną kadencję, nie mogli zrobić więcej, choć bardzo się starali, a i tak już, wszyscy to wiedzą, zrobili dużo; tak, są błędy i wypaczenia, ale niech te minusy nie przysłonią nam plusów…)
Wiem, że chcą, abyśmy sobą gardzili, nie rozmawiali ze sobą, chcą nas obu trzymać w zniewoleniu, jak dwa psy szczekające na siebie, bo dzięki temu mają nad nami władzę i mogą nas rozgrywać. I nawet gdybym wyszedł tam na powierzchnię, to sumienie i pamięć nie pozwoliłyby mi żyć i funkcjonować, bo ciągle miałbym przed oczyma Twoją postać oddalającą się, niknącą w ciemnościach, znikającą. Ciągle, do końca moich dni pamiętałbym, że jakaś część Polski została tam w mroku, sama i nikomu niepotrzebna… W końcu – mimo wszystko – bez Ciebie ta Polska byłaby także niepełna (hasło PiS w 2019?)… Więc chodź, podaj mi dłoń, wyjdźmy razem ku powierzchni, wyrwijmy się wreszcie z bronowickiej chaty na krakowski gościniec (jak wołał Czepiec: „Tam w Krakowie już wszystko gotowe!” – jakbym słyszał Szczerskiego Krzysztofa lub Nowaka Andrzeja w fartuszkach), w kierunku porannych zórz. Nie bójmy się i pełną piersią razem zakrzyknijmy: Hercules invictus! tak głośno, „aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody, serca zmdlałe ocucą, pleśń z oczu zgarną narody” (śpiewa Maciek Maleńczuk). Zróbmy na początek pierwszy wspólny krok. Możemy razem pójść ku prawdzie (z Macierewiczem Antonim i Gadowskim Witoldem), bo – jak mówi Benedykt XVI: „rzeczywiście prawda jest tęsknotą człowieka, a jej poszukiwanie zawsze zakłada doświadczenie prawdziwej wolności. Jednakże wielu ludzi woli skróty i stara się unikać tego zadania, niektórzy, jak Poncjusz Piłat, ironizując co do możliwości poznania prawdy, głoszą niezdolność człowieka do jej osiągnięcia lub przecząc, że istnieje jedna prawda dla wszystkich. Taka postawa, podobnie jak w przypadku sceptycyzmu i relatywizmu, dokonuje przemiany serca, czyniąc ludzi zimnymi, chwiejnymi, dalekimi od reszty i zamkniętymi w sobie. Osoby, które obmywają sobie ręce jak rzymski namiestnik i pozwalają płynąć rzece dziejów, sami się nie angażując. (…) Bóg stworzył człowieka z wrodzonym powołaniem do prawdy i z tego względu obarczył go rozumem. Tym, co wspiera wiarę chrześcijańską, z pewnością nie jest irracjonalność, lecz głód prawdy. Każda istota ludzka musi poszukiwać prawdy i wybierać ją, kiedy ją znajdzie, nawet jeśli będzie musiała ponosić ofiary. (…) Tylko odrzucając nienawiść oraz ślepotę i zatwardziałość naszych serc, będziemy wolni i zakiełkuje w nas nowe życie”.
Więc, proszę, chwyć mocno moją dłoń. „Od tej pory żyć zaczniemy – coś wielkiego!” Razem wyjdziemy ku światłu. Uwierz mi, wolność jest tuż…
Pan Nikt
Krasnopol, 9 września 2018
W Budsławiu
Mówiąc szczerze, nie bardzo lubię jeździć do Budsławia, gdzie jest sanktuarium Matki Boskiej, bo gdy byłem tam w 1992 roku, to ówczesny biskup mińsko-mohylewski kazał zerwać polską flagę, która prócz flag papieskiej, maryjnej i białoruskiej powiewała na murach otaczających kolegiatę. Wtedy praktycznie wszystkie msze były po polsku, wierni śpiewali polskie pieśni, a tylko jedna msza była białoruska.
Następny raz, jak byłem tam z sześć lat potem, było wszystko odwrotnie i tak jest stale. Problem jest jeszcze w tym, że praktycznie nie ma tam żadnego zaplecza noclegowo-żywnościowego, więc jak się nie znajdzie gościnnej chałupy kilometr czy dwa od sanktuarium, to trzeba nocować w samochodzie. Niestety, nie ma praktycznie różnych pielgrzymek, a jest tylko jedna główna 2 lipca.
Postanowiłem jednak w intencji swej i Białorusi odbyć pielgrzymkę do trzech sanktuariów Matki Bożej i po Ostrej Bramie i Jasnej Górze ta była ostatnia.
Teoretycznie co sobota jeżdżą tam ludzie z Mińska autobusem, ale jadą dość rano, więc wybrałem się tam koleją. Najpierw dojechałem do Mołodeczna, dziś miasta prawie 100-tysięcznego, by stamtąd wziąć drugi pociąg do Budsławia.
Pierwszą część podróży odbyłem głównie z ludźmi jadącymi na swoje dacze, a dalszą, prowadzącą praktycznie przez lasy, uprzyjemniła mi rozmowa z nauczycielką rosyjskiego i białoruskiego w tamtejszej szkole średniej, która uskarżała się na zawalenie pedagogów wypełnianiem różnych potrzebnych chyba tylko biurokratom formularzy.
Na drogę wzięła podręcznik prawa jazdy, bo ma przejść taki kurs, który kosztuje 300 dolarów, czyli 100 więcej niż ona zarabia. Pomaga jej przeżyć podobna emerytura matki oraz alimenty od byłego męża, który na córkę daje jeszcze 100 dolarów miesięcznie.
Dorabia dodatkowo latem, zbierając jagody, i co roku wyciąga z tego po 300 dolarów. Po zdobyciu prawa jazdy ma zamiar kupić jakiś stary zachodni samochód za 1999 dolców, bo musi stale gdzieś jeździć, by zawozić tu i tam sześcioletnią córkę.
W Budsławiu miałem szczęście, bo do sanktuarium jakieś 5 kilometrów podwiózł mnie pod same drzwi miejscowy rodak, który przyjechał po kuzyna.
W sanktuarium zastałem pielgrzymkę z Wilna odmawiającą różaniec po polsku, która przyjechała autobusem i potem po pomodleniu się mieli mnie odwieźć do Mołodeczna.
W autobusie przysiadłem się do niemłodej rodaczki, która w Polsce skończyła teologię, ale teraz jest w Wilnie fryzjerką. Jej dorosłe dzieci podzieliły dolę większości młodych z Litwy i są teraz w Anglii. Córka jest też fryzjerką, zięć inżynier wyjątkowo pracuje w zawodzie, a syn, który skończył kursy kucharza na Litwie, jest kucharzem w restauracji… japońskiej.
W połowie drogi zauważyłem, że przecinamy drogę do Mińska, wysiadłem i dalej pojechałem autostopem.
Łaskawca
Marszałek Senatu nagle po trzech latach u żłobu otrzeźwiał i chce, by „zamorscy Polacy” mieli swego reprezentanta w Senacie. Gdzie znajdzie takiego, co zna z autopsji dolę Polaków za Bugiem i dobrobyt tych w USA czy Kanadzie, bo ja na tę synekurę nie kandyduję?
Trzeba, by byli reprezentanci z USA, Kanady, Anglii, Francji, Niemiec, Skandynawii, Litwy, Białorusi, Ukrainy i Rosji. Trzeba, by byli w Sejmie, bo tam zaczynają się wszelkie ustawy. Amen.
Co nas interesuje
W TV i w Internecie można wiele wyczytać, ale kto zastanawia się, jakie informacje należy nam podawać? Co nas dotyczy katastrofa autobusu w Nigerii czy nakarmienie się jakimś człowiekiem przez rekina w Melbourne?
Biały Chińczyk
Pewien Polak prowadzi bardzo ciekawą stronę – Biały Chińczyk. Po latach przeprowadził się z Chin wiosną na Maltę, bo teraz tam taka biurokracja, że nie ma co próbować robić interesy, choć w Szanghaju dwie Polki otworzyły restauracje – „Pierogi Ladies” – i dobrze działają.
Dwa miesiące temu pojechał do Birmy, która teraz zwie się Mjanma lub coś takiego, i to opisuje. Twierdzi, że kraj jest mniej zepsuty niż Wietnam, Laos czy Tajlandia, ceny niższe, a frajda nie gorsza. Rozpisuje się na wszelkie możliwe tematy, w tym dziewczyny.
Mnie tylko uraża jego niechęć do religii, a szczególnie do katolickiej. Mam nadzieje, że mu przejdzie, a przed śmiercią pogodzi się z Panem i nie trafi gdzie mocno gorąco. Amen.
Inwestycja
Nie piszę nic nowego, że na tamten świat nie zabierzemy nic z sobą prócz dobrych uczynków. A te zawsze warto robić, w tym odmawiać modlitwę za dusze w czyśćcu, bo potem one mogą się modlić na nas.
Niedawno trafiłem na modlitwę do św. Gertrudy, która uwalnia tysiąc dusz.
Oczywiście ja niestety przekazu od niej osobiście nie dostałem, ale myślę, że jeśli modlitwa nawet uwolni pięć dusz, to warto ją odmawiać, oto ona.
„Ojcze Przenajświętszy ofiarowuję Ci najświętszą Krew Syna Twego Jednorodzonego, Pana naszego Jezusa Chrystusa, w połączeniu ze wszystkimi Mszami Świętymi dziś na całym świecie odprawionymi, za dusze w Czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w Kościele powszechnym, za grzeszników w mej rodzinie, a także w moim domu. Amen.”
Oczywiście tę modlitwę trzeba odmawiać w należytym skupieniu. Polecam w Internecie poczytać, co się da, o św. Gertrudzie, gdzie też jest ta modlitwa.
Biedny Wagner
Ten wielki niemiecki kompozytor zmarł w 1883 r. Podobno miał poglądy prawicowe i nacjonalistyczne, ale co gorsza, jego muzykę lubił Hitler. W wyniku tego praktycznie zakazane jest granie jego utworów w... Izraelu.
Przeciwnicy imigrantów
Lewackie media biją na alarm, że coraz więcej ludzi na dość imigrantów, zwłaszcza islamistów, i antyimigracyjne partie rosną w siłę.
Nikt z nich jednak nie pisze prawdy. Islamiści są sami sobie winni, bardzo słabo integrują się z lokalnymi społecznościami i popełniają dużo więcej przestępstw niż tubylcy.
Przełom
Nikt nie pisze, że ponad sto lat temu nagle kobiety zaczęły chodzić w krótkich kieckach. Było to związane z tym, że zwłaszcza na Zachodzie poszły do fabryk, bo mężczyźni poszli na front.
Co jest w Polsce karane?
Wedle ustawy o IPN-ie, nie wolno negować holokaustu, a śp. dr Ratajczak za przytaczanie różnych danych o liczbie zamordowanych w Oświęcimiu stracił posadę, a potem dziwnie zmarł. Tymczasem wolno szkalować Polskę i Polaków, podając fałszywe dane, jak przebiegał holokaust i jak Żydzi w nim uczestniczyli.
Bohaterowie
Sporo już czasu szukam wydawnictwa, które by wydało mą książkę „Ile Żydzi Polakom zawdzięczają”, i okazuje się, że jedno wydawnictwo chciało ją wydać, ale hurtownicy nie byli „zainteresowani”, a książki na temat poldko-żydowskich stosunków mogą być głównie sprzedawane przez autorów z ręki do ręki, czyli na nie istnieje tylko „drugi obieg”.
Abdykacja?
Grupa tradycjonalistów katolickich skierowała do Donalda Trumpa list, w którym proszą o zbadanie okoliczności abdykacji Benedykta XVI, bowiem są znaczące poszlaki, że to służby specjalne Obamy doprowadziły do abdykacji tego papieża.
Autorzy listu powoływali się na maile z serwera Johna Podesty, szefa kampanii wyborczej Hillary Clinton, która była wówczas sekretarzem stanu. Podesta i inni jej współpracownicy dyskutowali na temat sprowokowania „katolickiej wiosny”. Chodziło o radykalne zmiany w Kościele, które sprawiłyby, że Kościół w sprawach społecznych przyjąłby narrację lewicową.
Aleksander Pruszyński
Wiemy, to znaczy mniej więcej wiemy, co się szykuje, bo już nie tylko Ukraińców, ale i imigrantów z kultur arabskiej afrykańskiej czy azjatyckiej, widać na ulicach największych polskich miast coraz powszechniej.
Niestety, moc tabu medialnego słabnie niezwykle wolno, zwłaszcza gdy zarówno media sprzyjające rządowi, jak i te nastawione do rządu krytycznie, skrzętnie i konsekwentnie omijają temat. Albo zmówiły się, albo rzeczywiście animozje widoczne między nimi na co dzień, to tylko taki teatr dla gawiedzi.
Dlatego, powtórzę, wiemy, co się wydarza, ale nie wiemy, jakie konsekwencje kryją się za tym, co się wydarza. W każdym razie nie do końca wiemy. Nie wiemy tym bardziej, gdy „Dobra zamiana”, czy jak tam brzmi to teraz, ukrywa (tu dopowiedzmy: ukrywa nikczemnie) działania idące w poprzek zapewnieniom, oświadczeniom, deklaracjom i obietnicom, adresowanym do własnego elektoratu. Ponieważ to nic innego jak pycha, nie od rzeczy będzie przypomnieć, że w takim razie za najbliższym zakrętem czai się już upadek. Ewentualnie nawet ciężarówka z gruzem, czy tam ze „złogami III RP” gotowa po nadziejach PiS – i nie tylko PiS przecież – na kolejną kadencję parlamentarną, przejechać się niczym walec drogowy po chrabąszczu.
Ukrywa, powtarzam kolejny raz, nawet nie tłumacząc na polski dokumentu, który podpisała w naszym imieniu. Mówię tu o „Deklaracji z Marrakeszu”, nie tylko zobowiązującej Polskę do wspierania imigracji z Afryki do Europy, ale i uznania, że siłą napędową wzrostu gospodarczego i podstawą globalnego dobrobytu jest właśnie imigracja. Tu oddajmy głos Robertowi Winnickiemu, który w interpelacji sprzed dwóch tygodni wytyka premierowi Morawieckiemu: „Deklaracja zobowiązuje Polskę do realizacji określonych w niej celów i założeń. O jej podpisaniu nie powiadomiły żadne ogólnopolskie media, tym samym nie informując opinii publicznej, że taki dokument przez polski rząd został podpisany”.
Wszystko to prawda. Wygląda na to, że niewielu wie cokolwiek, a większość nic nie wie, zaś ci którzy coś wiedzą bądź wiedzieć powinni – milczą. W każdym razie polskiej wersji językowej tego dokumentu znaleźć nie potrafiłem, zaś Kancelaria Prezydenta oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych moje pytanie zignorowały.
Wszelako ten czy ów „mądrzejszy inaczej”, a niedawno wciągnięty w krąg totumfackich, wyrwie się przed szereg, by w odpowiedzi na pytanie, czy Polska musi przyjmować imigrantów, chlapnąć publicznie, jak chlapnął podsekretarz stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju, Paweł Chorąży: „Polska i musi, i nawet jeśli nie chce, to powinna chcieć”. Wszystko na ten temat. Żadnych złudzeń, panie Polki i panowie Polacy. Co więcej – jedyne, co uczynił na takie dictum przełożony Chorążego, to kazał podwładnemu zeznać, że nie powiedział tego, co wszyscy usłyszeli (Chorąży: „Moje słowa w dyskusji o polityce migracyjnej nie są stanowiskiem rządu, bo do decyzji w tej sprawie jeszcze daleka droga” – co z kolei pan Internet skomentował słowami: „Gadaj zdrów!”). Nawet minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński tupnął nogą ku Chorążemu, rodaków uspokajając: „Przy całym szacunku dla Pana wiceministra Chorążego proszę traktować jego głos jako akademickie dywagacje, a nie jako stanowisko rządu”.
Aha, aha. Czyli Chorąży to taki grubszy, lecz tępy młotek z uczelnianej katedry, a nie minister rządu Mateusza Morawieckiego? A to dopiero! No ale tak czy siak, mleko wykipiało, a Polacy zaczęli pomału ogarniać, że wybierając PiS, a nie PO, prawdopodobnie zamienili siekierkę na kijek. Czy tam, że z deszczu trafili pod rynnę.
A oto inne z publicznych acz pryncypialnie zdementowanych wypowiedzi pana Chorążego: „Nie będziemy sztucznie podnosić wypłat, żeby ludzie wracali z emigracji”; „lepiej przyjmować tańszych pracowników i utrzymywać niskie koszty produkcji, przez to będziemy konkurencyjni”; „Polacy wróciliby z emigracji, gdyby chcieli”.
Mało? Komu mało, temu statystyka: przed czterema laty pozwolenia na pobyt stały i czasowy w Polsce uzyskało prawie 2 tys. osób z krajów arabskich. Rok temu prawie trzy razy więcej. Bartłomiej Bublewicz: „Panie ministrze, a o umowie rządowej z Uzbekistanem pan nie słyszał (3000 imigrantów)?”. I tak dalej, i tak dalej. Wojciech Szewko, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, były wykładowca Akademii Obrony Narodowej, autor wielu prac poświęconych stosunkom międzynarodowym na Bliskim Wschodzie oraz islamskiemu dżihadowi, o problemie imigrantów przybywających do Polski mówi szerzej i w bawełnę niczego nie owija. Jakby „Dobrą zmianę” w podbrzusze tłukł bez zmiłowania. Proszę posłuchać tego: „Wygrać wybory w Polsce dzięki sprzeciwowi wobec przyjmowania imigrantów i trzy lata później zapowiedzieć program przyjmowania imigrantów. House of Cards to przy tym komiks dla czterolatków”.
Tak jest. Preferowanie Ukraińców, a tym bardziej nacji obcych kulturowo, w roli gastarbeiterów, zamiast Polaków – wydmuchanych i wciąż wydmuchiwanych w świat – to dobrze dla gospodarki dziś. W perspektywie wieloletniej to tragedia. To powtarzanie błędów Zachodu. Kilkuset tysięcy ludzi obcych kulturowo nie da się bezboleśnie zintegrować z kulturą kraju przybycia, bo ludzie ci będą woleli odtworzyć relacje znane sobie z krajów pochodzenia. Powyższa oczywistość to w żadnym razie nie jest kuweta nie do ogarnięcia. Ja to wiem i rządzący to wiedzą. Więc?
***
Więc można oszukiwać wielu ludzi bardzo długo, a niektórych z nich nawet przez cały czas, ale nie sposób oszukiwać bez przerwy tylu, żeby co cztery lata wygrywać wybory.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Przed najkosztowniejszą kolacją
Napisane przez Stanisław Michalkiewicz„Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, Warszawa jedna twojej mocy się urąga” – pisał Adam Mickiewicz, mając na myśli cesarza Mikołaja I. Historia, a jakże – powtarza się, ale przeważnie jako farsa, więc o ile w Powstaniu Listopadowym mieliśmy do czynienia z dramatem, to znaczy – z walką przynajmniej teoretycznie dającą nadzieję zwycięstwa, to obecnie – już tylko z „urąganiem”, to znaczy – z bezsilnym wymyślaniem zimnemu rosyjskiemu czekiście Putinowi. On chyba nie zwraca w ogóle uwagi na te pokrzykiwania, bo w odpowiedzi na pogróżki amerykańskich generałów i prezydenta Trumpa, że jak tylko w Syrii zostanie użyta broń chemiczna, to oni z syryjskiego tyrana zrobią marmoladę, rozpoczął ogromne manewry na Dalekim Wschodzie z udziałem 300 tys. żołnierzy rosyjskich i symbolicznym, bo tylko trzytysięcznym chińskim kontyngentem – niemniej jednak obecnym. Ten Wschód jest tak Daleki, że przez Cieśninę Beringa przybliża się do Alaski i kontrowersyjnej Arktyki. Czy w ten sposób zimny rosyjski czekista pokazuje, że jak wy tak, to my tak, to znaczy – że jak wy spróbujecie dokazywać na Bliskim, czy Środkowym Wschodzie, czyli – w Iranie, to my otworzymy wam drugi front na północy. Wprawdzie amerykańska doktryna obronna przewiduje zdolność do prowadzenia dwóch i pół wojny, ale to łatwo powiedzieć, bo gdyby przyszło co do czego, to wszystko mogłoby się rozstrzygnąć w całkiem innych kategoriach.
Więc chociaż tegoroczny wrzesień pod względem pogody jest podobny do tego w roku 1939, to w naszym zakątku Europy chyba żadna salwa póki co nie padnie, a w każdym razie mało kto taką możliwość dopuszcza. Nie znaczy to jednak, by panował całkowity spokój, przeciwnie – w naszym nieszczęśliwym kraju narasta anarchia. Oto pan prezydent Duda wystosował do niektórych sędziów Sądu Najwyższego, że ich w stan spoczynku nie przenosi, ale inni, których te decyzje nie dotyczyły, „orzekają” jak gdyby nigdy nic i wysyłają do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu „pytania prejudycjalne” – co słychać i tak dalej – „zawieszając” pod tym pretekstem uchwalone przez Sejm ustawy. Rząd nie ma odwagi pozamykać tych wszystkich przebierańców do turmy, jak to w Turcji uczynił tamtejszy prezydent Erdogan, zaś prezydent Obama obiecał mu nawet w związku z tym amerykańską pomoc w pociągnięciu do odpowiedzialności „sprawców puczu”. Jeszcze raz sprawdziła się trafność spostrzeżenia, jakie Adam Mickiewicz włożył w usta Klucznika Gerwazego: „Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” – bo tureckiego prezydenta nie tylko poparły Stany Zjednoczone, ale NATO i ONZ, a nawet – nasz nieszczęśliwy kraj. Niestety przy okazji sprawdziła się trafność jeszcze innego porzekadła, że co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Nasi Umiłowani Przywódcy nie potrafią poradzić sobie nawet z kilkoma przebierańcami, być może nawet zadaniowanymi przez niemiecką BND, więc w rezultacie narasta anarchia, bo na 2 października zapowiedziały „wielki protest” również „służby mundurowe”. Cóż tu jednak wymagać od pana premiera Morawieckiego, który rolę męża opatrznościowego odgrywa w telewizji, a i to tylko rządowej, bo telewizje nierządne odnoszą się do niego bez żadnej rewerencji? Toteż w dysonans poznawczy wprawieni zostali nawet wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego, gdy wyszło na jaw, że 2 maja rząd podpisał tzw. Deklarację z Marrakeszu, obejmującą zgodę na przyjmowanie bisurmańskich i innych imigrantów. Przez kilka miesięcy utrzymywane to było w tajemnicy, bo jużci – co tu powiedzieć, skoro opór wobec wyznaczonych przez Naszą Złotą Panią imigranckich kontyngentów był najcenniejszym liściem do wieńca sławy rządu pani Beaty Szydło? 10 września interpelację w tej sprawie skierował do premiera poseł Robert Winnicki, ale odpowiedzi na nią jeszcze nie ma, bo – powiedzmy sobie szczerze – cóż pan premier może na to odpowiedzieć, poza oczywiście odpowiedzią wymijającą – tym bardziej że Węgry nie tylko tej deklaracji nie podpisały, ale określiły ją jako „skrajnie proimigrancką”? Wyobrażam sobie, jak Biuro Polityczne PiS zachodzi w głowę, w jaki sposób zaprezentować tę deklarację jako jeszcze jeden sukces Polski, ale widać, jak dotąd nic nie wymyśliło. Tymczasem sprawa wydaje się jasna; Nasza Złota Pani nie zapomniała odmowy przyjęcia ustalonych przez nią samowolnie kontyngentów i jak nie kijem, to pałką. Konferencja w Marrakeszu odbyła się bowiem z inicjatywy Komisji Europejskiej, kierowanej przez dwóch niemieckich owczarków: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa. Ponieważ premier Morawiecki, podobnie jak minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, których wyniosła na te stanowiska „głęboka rekonstrukcja rządu”, otrzymali od Naczelnika Państwa rozkaz „ocieplenia stosunków z Unią”, to nic dziwnego, że Polska deklarację tę podpisała, bo „ocieplić stosunki z Unią” można tylko w jeden sposób – bezwarunkowym posłuszeństwem wobec Naszej Złotej Pani. Toteż się słuchają, a tylko wobec opinii publicznej uprawiają cichodajstwo – oczywiście dopóki na użytek wyznawców Jarosława Kaczyńskiego nie obmyślą, jak by tu przekuć to w „sukces”.
Tymczasem pan prezydent Duda obrał inna metodę. Ponieważ pani Żorżeta Mosbacher podczas składania listów uwierzytelniających w charakterze ambasadoressy USA w naszym nieszczęśliwym kraju zapewniła go, że prezydent Donald Trump już nie może się doczekać, żeby porozmawiać z nim o sprawach nader światowych, pan prezydent Duda nabrał animuszu i podczas wizyty w Leżajsku nie tylko podkreślił prastary, polski charakter tego miasta, ale też wezwał Unię Europejską, by się od Polski „odczepiła”, bo w przeciwnym razie nie będzie można przeprowadzić zbawiennych reform. Ten „prastary” charakter Leżajska został pewnie podkreślony dlatego, że jeszcze w grudniu 2006 roku Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto, wystosował do ówczesnego prezydenta Juszczenki apel, by rok 2007 uczynił rokiem obchodów rocznicy operacji „Wisła” – zwłaszcza na „ukraińskim terytorium etnicznym”, to znaczy – w województwie podkarpackim, części województwa małopolskiego – do Nowego Sącza i części województwa lubelskiego. Leżajsk leży w województwie podkarpackim, więc jeśli pan prezydent uznał, że trzeba podkreślić jego „prastary” charakter, to pewnie musiały pojawić się jakieś wzruszające wątpliwości. Być może uda się jakoś je przezwyciężyć, zwłaszcza podczas kolacji, jaką pan prezydent Duda ma nadzieję spożyć w Białym Domu. Byłaby to najdroższa kolacja w dziejach Polski, bo nawet znany z szerokiego gestu książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” nie wydawał przyjęć za ponad 300 miliardów dolarów – a właśnie tyle Polska będzie musiała przekazać Żydom tytułem „roszczeń”, których realizacji Stany Zjednoczone zobowiązały się dopilnować w podpisanej przez prezydenta Trumpa ustawie nr 447 JUST – a niezależnie od tego – będzie musiał kupić dla naszej niezwyciężonej armii wyrzutnie rakiet „Homar” – co znakomicie komponuje się z tym najkosztowniejszym w dziejach Polski wydarzeniem gastronomicznym.
Stanisław Michalkiewicz
Rozmowy z Mary Wagner: Bardzo smutną sytuacją jest brak regularnej posługi duszpasterskiej w areszcie dla kobiet w Milton…
Napisał Andrzej KumorMary Wagner, która jest bardziej znana w Polsce niż w Kanadzie, od kilku lat broni dzieci nienarodzonych w kraju, w którym nie ma żadnych regulacji prawnych dotyczących tak zwanej aborcji i teoretycznie rzecz biorąc, nie ponosząc konsekwencji karnych, można zabić dziecko nienarodzone do momentu, kiedy żywe się nie urodzi, czyli nawet w dziewiątym miesiącu ciąży.
Mary Wagner wchodzi do klinik aborcyjnych, rozdaje ulotki informacyjne i za to była już wielokrotnie zamykana, ostatnio w okresie wakacyjnym, 12 lipca br., i właśnie teraz, w minioną niedzielę, zwolniono ją z więzienia.
Tym razem odbywanie kary było nieco trudniejsze, po raz pierwszy Mary Wagner była więziona po wyroku, a nie tylko siedziała w areszcie przed sprawą.
Odbywała karę w jednej celi wraz z kobietami, które miały liczne problemy psychiczne wynikające z uzależnienia narkotykowego czy syndromu alkoholowego, co stanowiło dodatkowe wyzwanie.
Korzystając z obecności Mary Wagner na wolności, rozmawialiśmy z nią między innymi o warunkach w więzieniu dla kobiet w Milton w Ontario, gdzie po zmianach przepisów prawnych zauważalna jest tam obecność transwestytów; mężczyzn podających się za kobiety. Stanowi to dodatkowy element obciążający psychicznie dla wielu znajdujących się tam kobiet.
Inną bardzo smutną sytuacją jest brak regularnej posługi duszpasterskiej.
Kościół katolicki nie ma w zakładzie penitencjarnym Milton stanowiska kapelana; nie ma więc Mszy Świętej ani udzielania sakramentów. Tymczasem jest to przecież sytuacja, w której więźniarki są otwarte na Boga i paradoksalnie łatwiej jest je tam ewangelizować. Według Mary, większość kobiet, które spotykała, to były katoliczki. Niektóre z nich są w ciąży, wiele ma dzieci. Mimo starań, sytuacji tej nie udało się naprawić. Ponoć miałby to być ksiądz z miejscowej parafii, bo areszt podpada terytorialnie pod miejscową parafię...
Skoro jednak nawet w bazach wojskowych są kapelani, to dlaczego nie ustanowić stanowiska kapelana w areszcie dla kobiet w Milton? Przecież te kobiety nie mogą sobie ot tak pójść do kościoła...
Inny temat, jaki przewijał się przez nasze rozmowy, to fakt coraz większej populacji kobiet uzależnionych w więzieniach; narkomanów, dzieci narkomanów; ludzi z rozmaitymi problemami psychicznymi wynikającymi z brania narkotyków. Bardzo rozpowszechniona jest schizofrenia wynikająca z wieloletniego korzystania z narkotyków. Ludzie ci mają w areszcie bardzo ograniczoną pomoc, a w końcu niektórzy z nich przebywają tam kilka lat.
Zwalczanie ludzi broniących życia przez współczesne systemy polityczne wynika nie tylko ze swoistego pojmowania wolności kobiet, ale również ma swoje miejsce w planie ograniczenia populacji realizowanym przez ośrodki globalizacyjne, które widzą w tym narzędzie ochrony środowiska naturalnego i zasobów planety. Stąd taki nacisk na dostęp do aborcji i eutanazji w Trzecim Świecie.
Kanada znajduje się w awangardzie tego projektu, lansując go również w krajach biednych, uzależniając od tego swą pomoc.
Przeciwstawia się tym projektom aktywnie jedynie garstka ludzi; większość z nas pozostaje bierna, dlatego chwała Mary Wagner za świadectwo własnego życia, dzięki czemu więcej ludzi częściej dostrzega ten problem, nieobecny przecież w głównych środkach przekazu.
Przy okazji rozmawialiśmy również z Mary o Polsce; o tym jak łatwo jest utracić wiarę, jak łatwo przenicować społeczeństwo katolickie. To, czego nie udało się dokonać komunistom, ponieważ w dawnych czasach Kościół postrzegany był jako instytucja antytotalitarnego oporu, dziś może udać się liberałom, którzy cywilizację śmierci – jak mówił Jan Paweł II – przedstawiają jako wyzwolenie człowieka.
Tutaj, w Kanadzie, mamy tego namacalny dowód w postaci historii Quebecu, prowincji jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku bardzo religijnej, dziś zaś posiadającej największą liczbę rozwodów i aborcji. Widać więc, że nic nie jest dane raz na zawsze i przy naszej biernej postawie garstka nawiedzonych może dokonać rewolucji społecznej, odwracając porządek naturalny.
Rozmawiał Andrzej Kumor
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…