Reakcja na zamach terrorystyczny w greckiej dzielnicy Toronto to kolejny dowód na to, że żyjemy w świecie politycznie poprawnych szamanów, zaklinających rzeczywistość. Podobnie, jak w Szwecji czy Norwegii, również i u nas, reakcja na zamachy terrorystyczne zaczyna przypominać bajki dla dorosłych dzieci. Po raz kolejny okazuje się, że sprawca - zdeklarowany islamista - cierpiał na zaburzenia psychiczne. Tak było też w Edmonton w 2017 roku, tak było niedawno w Toronto, kiedy zamordowanie wypożyczonym samochodem kilku osób tłumaczono… seksualną abstynencją i frustracją sprawcy.
Torontońska policja ma ręce tak bardzo związane polityczną poprawnością, że nazwisko napastnika z Danforth było tajemnicą przez 20 godzin. Kiedy je ujawniono, towarzyszyło temu oświadczenie rodziny o "chorobie psychicznej". Zamiast konkretnych decyzji, mamy tę samą politycznie poprawną mantrę, że "jesteśmy razem", nie damy się zastraszyć, i będziemy dalej dzielnie pić piwo w ogródkach restauracji. Policja zaś wciąż nie może legitymować osób, które wydają się podejrzane, bo mogłoby to być "profilowanie rasowe", a Murzyni zatrzymani z bronią w ręku nadal będą dostawać lekkiego klapsa od sądów, bo są ofiarami "endemicznego rasizmu" i mieli do szkoły pod górkę.
Jedynym proponowanym rozwiązaniem kryzysu, z jakim mamy obecnie w Toronto do czynienia ma być zwiększenie liczby kamer na ulicach (jak mściwy islamista zobaczy że go filmują natychmiast zacznie się uśmiechać do obiektywu i zaniecha zamachu) oraz utrudnienie nam wszystkim, ciężko pracującym podatnikom, dostępu do broni palnej. (Nikt nawet nie nie zapyta, dlaczego taki Izrael w obliczu zagrożenia terrorystycznego, zamiast odbierać uzbrojenie, pozwala obywatelom nosić M16 po ulicach. My zaś zastanawiamy się czy czasem nie wycofać z kuchni długich noży i malujemy kredkami po asfalcie, że miłość zwycięża...).
Czy wybudzimy się ze śpiączki i zaczniemy wykopywać polit-poprawnych idiotów z życia publicznego? Mało prawdopodobne. Aby tak się stało, jedni musieliby mieć więcej rozumu, a inni odwagi cywilnej. Zidiocenie doszło do takich rozmiarów, że obecnie nawet przemówienia polityków tego kraju przypominają mowę pierwszych sekretarzy. Sytuacja jest trudna, ponieważ większość młodego pokolenia Kanadyjczyków jest celowo "wychowywana na barany" - ludzi poruszających się w labiryncie nowych stereotypów, niezdolnych do krytycznego myślenia, zagubionych, sfrustrowanych, od dziecka na prochach mających korygować ich zachowanie - przygotowanych do strzyżenia kredytem, wieczne dzieci dojrzewające (nie zawsze) dopiero nad grobem.
W to wszystko zmobilizowani, zmotywowani islamiści wchodzą, jak w masło. Problemem nie jest więc przeprowadzenie dużego zamachu, lecz raczej to, jak go politycznie zdyskontować i czemu miałby służyć.
Jeśli do tego dodamy możliwość "operacji trzeciej flagi" w celu emocjonalnej mobilizacji społecznej na wypadek np wojny perskiej obrazek zaczyna nabierać kolorów...
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!