farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 03 sierpień 2018 19:05

Koncert w ogrodzie

Napisane przez

NiemczykJanuszWiosna, lato, wczesna jesień, dopóki w ogrodzie są kwiaty, pianista i nauczyciel gry na fortepianie Janusz Bosak organizuje w swoim domu i jednocześnie w ogrodzie przy domu koncerty kameralne.

Janusz Bosak stworzył piękny, pełen kwiatów ogród, a ponadto przystosował swój dom w taki sposób że nadaje się on idealnie do kameralnych koncertów. Ponadto dom jest położony w spokojnej części Mississaugi. Na początku lipca Janusz Bosak zaprosił na koncert do swojego domu znakomitych rosyjsko-języcznych pianistów – Viktorię Kogan i Valentina Bogołubova.

Oboje muzycy to doświadczeni pianiści, wielokrotnie nagradzani. Można powiedzieć że zjeździli cały świat. Grają utwory wielu kompozytorów.

Dr Viktoria Korchinskaya-Kogan jest wnuczką bardzo znanego skrzypka Leonida Kogana i skrzypaczki Elizavety Gilels, siostry słynnego pianisty Emila Gilels. Viktoria po doktoracie pracowała jako profesor w Moskwie, a potem w Seulu w Korei Południowej. Od roku 2017 mieszka w Toronto. Jest jurorem CMC (Canadian Music Competition). Mama Viktorii Kogan, Nina Kogan jest profesorem muzyki w Moskwie.

Koncerty dla małej grupy osób mają swoją specyfikę. Słuchacze są bliżej wykonawcy i wykonawca jest bliżej słuchacza. Każdy koncert dla artysty to jest praca która stara się wykonać na więcej niż na 100%. Stara się stworzyć coś niepowtarzalnego. Czyli i tu tworzy się specjalna więź między słuchaczem, a artystą, bo przy mniejszej grupie ludzi wytwarza się pewien sentyment. On, ona, gra dla mnie. I na odwrót on, ona, mnie słucha.

Viktoria Kogan zagrała Etiudy Symfoniczne Roberta Schumanna oraz wariacje Liszta na temacie opery Tristan i Isolda Ryszarda Wagnera. Gra Viktorii Kogan była bezbłędna i miała unikalny bardzo dynamiczny styl.

Valentin Bogołubow gra na fortepianie, uczy muzyki i również jest z wykształcenia dyrygentem. Był miedzy innymi dyrygentem opery Teatru Wielkiego w Moskwie. Większość swego życia spędził w Rydze stolicy Łotwy. Jest mistrzem muzyki. Przemiły i bardzo delikatny człowiek.

Zagrał Nokturn Es dur op. 9 nr. 2 Fryderyka Chopina oraz Andante Spianato i Wielki Polonez Es dur Fryderyka Chopina. Gra Valentina Bogołubowa jest bardza ciekawa. Gra bardzo delikatnie, niemalże muska klawisze palcami. Wydaje się, że fortepian wydaje sam dźwięki. Tony wydawane przez fortepian są bardzo delikatne. Tak jakby grającego nie było. Ale on jest. Za fortepianem siedzi Valentin Bogołubov.

Myślę że Valentin przy swoim własnym stylu grania mógłby być bardziej znany, ale właśnie jego styl jest bardzo, bardzo indywidualny, swoisty i świetnie nadający się do koncertów dla małej grupy osób, koncertów kameralnych.

O czym myślę kiedy słucham wykształconych w dawnym Związku Radzieckim artystów? Są bardzo dobrzy technicznie. Może nawet gdyby potraktować ich jako grupę to należałoby traktować ich jako jakość dla siebie. Tak się jakoś dzieje, że w krajach, gdzie nie ma wolności, a gdzie jednocześnie jest wielowiekowa podbudowa kulturowa, to sama natura znajduje sobie jakieś ujście żeby pokazać że miłość, uczucie istnieje. W ten sposób w kulturze rosyjskiej uczuciowość znalazła sobie miejsce na uzewnętrznienie się w muzyce klasycznej. Na tym koncercie Valentin Bogołubov zagrał utwory Chopina. To był ciekawy wybór, a jednocześnie i wybór podyktowany tematem koncertu, którego myślą było uhonorowanie setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

Dla nas, Polaków, Chopin jest kompozytorem wybitnie patriotycznym. To pośrednio dzięki Chopinowi zanikający bo zruszcząjący się i zniemczający się naród polski odzyskał wiarę w siebie. I nasi polscy pianiści, grają Chopina twardo, twardo wybijając dźwięki, trochę tak po wojskowemu.

Valentin Bogołubov zagrał Chopina inaczej. To było zaskakujące usłyszeć Chopina tak właśnie zagranego. Być może Rosjanie po doświadczeniach rewolucji, po doświadczeniu budowy komunizmu, po czystkach i mordach zorganizowanych przez Stalina, tak właśnie postrzegają teraz historię, że nie trzeba robić pewnych rzeczy żeby zmienić świat, nie trzeba robić powstań, rewolucji, wojen. Zmiany w historii mogą dziać się cicho, bez przytupu i wybijania mocno dźwięków. I to był pod tym względem ciekawy koncert, ciekawe doświadczenie, wydarzenie muzyczne, zorganizowane przez Janusz Bosaka, za co trzeba mu podziękować.

A już 12 sierpnia następne wydarzenie muzyczne w domu Janusza Bosaka pt: “Spanish Guitar Magic”. I znowu możliwość zobaczenia jak ludzie, muzycy z innych krajów, kultur, postrzegają świat.

Żeby zobaczyć jaki będzie następny koncert zaglądajmy na stronę: http://januszbosak.artspolonia.com

piątek, 03 sierpień 2018 18:31

Co tam panie w polityce?

Napisane przez

ostojanPiS puścił nad Wisłą wielkiego pytona, ażeby ostatecznie zdusił demokrację. (zasłyszane)

Niuanse języka polskiego (zmora tłumaczy) sprawiają wrażenie, że tytuł felietonu skierowany jest wyłącznie do panów. Ale jedno małe dodane słówko pokaże, że pytanie jest gender neutral (!) i jak najbardziej politpoprawne. Co tam „miłe” panie w polityce? Kobiety generalnie mniej zajmuje polityka, bo mają w życiu codziennym dużo ważniejszych spraw. Ale są od tej, jak od każdej reguły, wyjątki. To nasze niezbyt liczne, ale często zbyt (?) głośne feministki.

Zacząłem te złote myśli jak najbardziej zgodnie z duchem czasu i „wartościami europejskimi”. Jak np. kordialnością i poufałością zaprezentowaną ostatnio przez szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera. Plącząc się i potykając o własne nogi, podtrzymywany przez prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę, usiłował zająć miejsce zarezerwowane dla prezydenta Trumpa. Ot, żartowniś z europejskich wartości.

„Miłe” panie, polskie feministki, wyjątkowo żyją jednak polityką. Trudno nie zauważyć, że tak jak kapitał wbrew urojeniom Balcerowicza ma narodowość, tak polityka w wykonaniu np. pani Joanny Scheuring-Wielgus ma damskie odchylenia. Rzuciła ona hasło organizacji parlamentu... ulicznego, bo ten zasiadający w budynku Sejmu jej nie odpowiada. O oryginalności (genderze?) jej poglądów świadczy też skandowanie na jednej z licznych demonstracji hasła „Dość dyktatury kobiet!”. Jako brzydsza połowa rodzaju ludzkiego, wiemy, że logika nie jest najmocniejszą stroną płci pięknej. Bardziej liczą się subiektywne odczucia, emocje i aktualne humory.

Ale jednak z dyktaturą coś jest na rzeczy. Pani Magdalena Środa, łopoczący sztandar feminizmu, w czasie kongresu kobiet wykazała się skłonnościami dyktatorskimi. Nakazała ochroniarkom stanie na baczność i zabroniła robienia przerw np. na udanie się do toalety. To jak za „złotych” czasów Biedronki, kiedy biedne sprzedawczynie musiały zakładać pampersy, bo nie wolno im było ani na momencik odejść od kasy. Czy na KK była femidyktatura?

Kolegówna obu pań, też oczywiście feministka, była ministra Joanna Mucha, za swoich rządów z zapałem przerabiała nazwy zawodów, gdzie trzeba dodając im żeńskie końcówki. W naturze jednak w końcówki lepiej wyposażeni są mężczyźni. Tę stricte feministyczną postawę Joanny dyskredytuje chyba jednak trochę fakt, że dyrektorem Centralnego Ośrodka Sportu mianowała swojego fryzjera. A barber to jednak chłop, chociaż fryzjer. Były też plotki, że „służbowo” będąc na meczach, pytała obstawy, którzy to są nasi i do ilu grają? Ot, właściwy człowiek na właściwym miejscu w rządach odeszłej (w sam czas) koalicji.

W dalszym ciągnieniu tego wdzięcznego tematu nasuwa się myśl, że jakoś płeć piękna, mimo przewagi ilościowej w społeczeństwie, nigdy nie założyła liczącej się partii kobiet. Może Nowoczesna-Niewczesna coś sobie roi w tym temacie? Tyle o panieńskich polityczkach. Zakończę jeszcze podsłuchaną na kongresie kobiet rozmową: „Zauważyłaś, jak Kaśka ostatnio zbrzydła? – Zauważyłam, aż miło popatrzeć!”.

***

Z niechęcią schodzę z pięknych pań feministek (M. Środy to nie dotyczy), bo różne ciekawe rzeczy dzieją się nad Wisłą. Szkoda, żeby umknęły uwagi naszej Polonii, tym bardziej że „Goniec” rozszerzył spektrum (czy to właściwe słowo?) swoich czytelników o sknerusów, którzy/które sięgają tylko po prasę darmową. Słuszne poglądy dotrą do wielu z pożytkiem dla prawdy. Nie ma dnia, żeby nie wyłaziły jakieś stare afery gospodarcze, dołączając do tych już rozliczanych.

Totalniacy idą w zaparte, twierdząc, że to wszystko akcje stricte polityczne. Coś na tym jest, bo poprzedni decydenci jeden w drugiego twierdzą, że o tym czy tamtym przecież nic nie wiedzieli, nikt ich nie informował (!), a w ogóle to niewiele pamiętają. Taka zbiorowa amnezja. Pan wicepremier Jacek Rostowski jako minister finansów nie był informowany, że Amber Gold to piramida finansowa, chociaż ćwierkały już o tym wszystkie wróble. ABW też akurat „zajmowało się czymś innym”. Ale verba volant, scripta manent – na dokumentach są podpisy, co świadczy, że wiedzieli więcej, niż chcą sobie dzisiaj przypomnieć. Dżentelmen z Londynu zachowywał się przed komisją Małgorzaty Wassermann buńczucznie, oskarżycielsko (!), żeby nie powiedzieć – po chamsku. No bo niby dlaczego minister finansów ma się interesować działalnością instytucji finansowych w państwie, które istnieje tylko teoretycznie, o czym mówili ministrowie poprzedniej władzy, a Polska to była nienormalność. Prawda.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Maya Rostowska, która angielskim włada, popełniła donos do BBC (od dawna znanych lewusów), twierdząc, że w Polsce panuje prawicowa, faszystowska dyktatura. Taka opinia znalazła pełne poparcie i odpowiednie komentarze, co z kolei wykorzystała Czerska opozycja – patrzcie, jak nas Zachód ocenia! Dowód – czarno na białym. Wiadomo, że PiS to Sodoma, Gomora i siedem grzechów głównych. No bo skoro tatusia oskarża się o indolencję (żeby tylko)! Totalniacy mają nieskończoną ilość pomysłów, jak odsunąć prawicę od władzy, ale one jakoś wciąż nie przynoszą efektów. A przecież jest prosta droga, żeby wrócić do tego, co było – trzeba wygrać następne wybory! Różne „Gallupy” jednak pokazują, że 80 procent ankietowanych wyborców PO (opozycji) nie popiera. Nie twierdzę, że są przeciwko, tylko że korzystnych dla opozycji kartek wyborczych do urn nie wrzucą. Trudno przejąć władzę z 20-procentowym tylko poparciem. Niemożliwe.

Ale są pewne nadzieje. Na głębokiej prowincji często wieją inne wiatry niż na Nowogrodzkiej czy Wiejskiej. Samorządy są nieraz w rękach lokalnych kacyków powiązanych różnymi zależnościami z lokalnymi ważnymi figurami, od których z kolei wyborcy są zależni np. materialnie. A byt określa świadomość. Baronowie lokalni dobrze wiedzą, że jak stracą władzę, to stracą liczne profity, a co gorsza, różne sprawy dziś skutecznie zamiatane pod dywan (bo kto mi podskoczy?) mogą wyjść na światło dzienne. Kłopoty, może nawet kryminał. Walka o uczciwe, swobodnie wybrane samorządy może być trudna. Ręka rękę myje – kumpel kumpla kryje i oby tak pozostało ku chwale sitwy!

***

Łańcuchy gór nas dzielą i oceany (słowa piosenki), a w polityce polskie i amerykańskiej występują uderzające podobieństwa. Wyborcy tu i tam nieoczekiwanie oświadczyli tuskoludkom i obamo-clintonom, że już im dziękują. W USA to wiadomo, zadecydował wszechmocny Putin, który wybiera amerykańskich prezydentów. Ale w Polsce trudno by się ze szkłem powiększającym dopatrzyć sympatii i wspólnoty interesów Jarosława Kaczyńskiego i zimnego czekisty Putina.

Dwie kadencje rządów Platformy pod dyktando UE i PSL, gdzie wicepremier Pawlak okazał się człowiekiem Moskwy w Warszawie (Gazprom), pozbawiły lud pracujący miast i wsi złudzeń co do efektywności i uczciwości rządów koalicji. Słomką, która złamała grzbiet wielbłąda, było rozpowszechnienie nagrań u „Sowy i Przyjaciół”. Nad Potomakiem i Wisłą sprawy przybrały podobny, jakżeż przykry i nieoczekiwany obrót! Nadzieja była, że PiS albo obietnic wyborczych (500+ – skąd wziąć na to pieniądze?) nie spełni, albo zrujnuje budżet, nie spełniły się. Władza prawicy z prorokowanych najwyżej trzech miesięcy, trwa trzy lata i doskonale daje sobie radę z realizacją obietnic wyborczych, a i budżet jakoś bogatszy. Tak to PiS „rujnuje” Polskę. Klęska.

Nad Potomakiem już, już nad nieodpowiedzialnym, rasistowskim, szowinistycznym Trumpem wisiało widmo impeachmentu. Wisiało i zwiędło. Jest też charakterystyczne podobieństwo w nastawieniu do nowych władz większości kół naukowych, uniwersytetów, „opiniotwórczych” grubych, liberalnych kotów, „autorytetów moralnych”. No i oczywiście świata artystycznego. W Hollywood rządzą Żydzi i lewacy. Tam są duże pieniądze dające niezależność od władz politycznych. Nasi aktorzy, reżyserzy, działacze kultury pieniądze mają skromne. Jeśli chcą istnieć, muszą wyciągać ręce po państwowe wsparcie. I dostają je.
Kuriozum jest subsydiowanie bogatego żydostwa, w którego instytucjach pleni się jawny, bezczelny antypolonizm. Narodowcy protestują, ale szara eminencja Prezes jest żydofilem, czego nie ukrywa. Ile w tym politycznego wyrachowania, nie wiem. Ale i śp. Lech Kaczyński jako ówczesny minister nie pozwolił nie ekshumację w Jedwabnem. Jarosław będzie musiał w końcu ustąpić.

***

Nasz człowiek z OstFrontu skarży mi się, że „Goniec” nie chce już płacić mu za (ciekawe skądinąd) reportaże i że za darmo pisał nie będzie. Ale jak dotąd pisze – i dobrze. Może coś wytargował?

Ostojan
Toronto, 22 lipca 2018
Święto Manifestu lipcowego!

PS Do Kanady we wrześniu przyjeżdża uświetnić i podnieść na wyższy poziom nasze życie kulturalne Janusz Gajos. Dobry aktor, czemu trudno zaprzeczyć, niestety polityczny stronnik totalniaków. W gronie: Stuhrów (dziadek i ojciec aktorów to PRL-owski komunistyczny prokurator), niezrównoważonego Olbrychskiego (z szablą na fotografie w Zachęcie), Jandy (za małe dla jej teatrów rządowe dotacje), czy też last but not least, Agnieszki Holland (żeby było tak jak było). Można pogratulować takiego towarzystwa. Gajosa – Janka Kosa, scharakteryzowano w jednym z filmów Kieślowskiego jako tego „smutnego na twarzy”. To może nie tylko smutek za odeszłą PO, ale okazywanie wyższości i dystansu do reszty obywateli. Wszak pecunia non olet. Niech widzowie oklaskują i płacą. Ja na „Garderobianego” się nie wybieram. Sorry! Bizancjum elit nie lubię.

piątek, 03 sierpień 2018 18:27

Łykacze

Napisane przez

ligezaNajpierw przeczytałem, że dobry znajomy Węglarczyka Bartosza, zbiera pieniądze na film dokumentalny poświęcony “Dobrej zmianie”, i że warto reżysera wesprzeć, bo film “pójdzie w świat”.

Mało tego. Dowiedziałem się odeń, to jest od Węglarczyka, że warto portfele wybebeszać, czy tam z konta parę złotych dla pana reżysera wybencalować, bo – to wciąż zdanie wzmiankowanego Węglarczyka – film jest “stuprocentowo obiektywny”, co czyni przedsięwzięcie “fajnym projektem”. Aż dziw bierze, czy mówiąc inaczej: nawet ze świecą nie znajdziesz, gościa, który tak dobrze jak Węglarczyk udawałby idiotę, odwołując się zarazem do terminów pierzastych w rodzaju “obiektywizmu”. Ewidentnie nie na darmo pan Bartosz dziennikarzył w organie Michnika Adama lat ponad dwadzieścia. Stara, dobra szkoła medialnej manipulacji.
Węglarczyka–michnikoidę wspominam, albowiem w chwilę potem od Krzysztofa Bosaka dowiedziałem się, że Twitter zatrudnił “naukowców”, mających “określić reguły zdrowej dyskusji” na tejże platformie. Mało tego. Owi “naukowcy” zobowiązani zostaną do odłożenia na bok własnych poglądów na to czy owo, dzięki czemu uda się im “stworzyć naukowe narzędzia eliminowania nietolerancji, mowy nienawiści, rasizmu i ksenofobii”. Nie ma gadania: “obiektywizm” zachwalany przez Węglarczyka oraz “naukowe narzędzia eliminowania nietolerancji, mowy nienawiści, rasizmu i ksenofobii”, władców Twittera, uzupełniają się idealnie. Więc.

Więc do kompletu mamy jeszcze tak zwaną “działalność polityczną” versus “działalność niepolityczną”. Oto pułkownik Arnaud Beltrame, to jest człowiek, który pod koniec marca w miejscowości Trebes oddał życie za zakładniczkę przetrzymywaną przez terrorystów, ma ulice swojego imienia w kilkudziesięciu miastach, jak Francja długa, szeroka i skonfundowana jego bohaterskim czynem. Ale nie mogło być tak, by w laickiej republice nie pojawił się w końcu poważny zgrzyt. Wpierw pseudo-dziennikarska, lewicowa hołota, usiłowała wmówić opinii publicznej, że rodzina śp. pułkownika nie chce, aby był on upamiętniany w gminach zarządzanych przez samorządowców z Frontu Narodowego (co okazało się nieprawdą), a następnie brat poległego skomentował kłamstwa lewaków następującymi słowami: “Jego czyn nie był polityczny, a hołd, który mu się zwraca, też nie powinien być takim”.

Sądząc po wymowie cytatu, społeczeństwa Europy Zachodniej nie mają już, najprawdopodobniej, najmniejszych szans na dotarcie do rozumności i właściwe ogarnięcie rzeczywistości. Jest na to za późno, bo polityczna poprawność zabiła im wszystkim intelekt. Na śmierć. To doprawdy zatrważające, tak oślepnąć na oczywistości. Co w tym konkretnym wypadku oznacza: nie dostrzegać i nie rozumieć, że jakakolwiek i czyjakolwiek działalność w przestrzeni publicznej, zmieniająca bądź mogąca zmienić relacje wewnątrz wspólnoty oraz stosunek członków wspólnoty do bliźnich czy ich postrzeganie świata, jest działalnością polityczną z samej definicji.

I ten sam wątek z naszego rodzimego podwórka. Aktor Łukaszewicz Olgierd: “Piłsudski był za silną Polską, znał języki. Kaczyński nie tylko nie zna języków, ale jego polityka prowadzi do osamotnienia i osłabienia Polski”. Dołożył chłop do pieca, że siwy dym. Te chłopy tak mają. Jarosław Kaczyński paraduje z gołą głową: “Patrzcie, chodzi bez czapki!”. Jarosław Kaczyński czapkę założył: “Czemu nie w berecie?”. Jarosław Kaczyński w berecie: “Gdzie antenka?”. Nie dogodzisz.

Brakuje zarzutu, że gdy Kaczyński spaceruje po sztormowych falach Bałtyku, to wiadomo, że pływać nie potrafi.

Albo weźmy to: “Kolejnym krokiem PiS będzie unieważnianie i zmienianie wszystkiego, co nie po myśli prezesa. Jedynym kryterium będzie widzimisię Kaczyńskiego. To już nie jest zwyczajny kaczyzm. To zwyczajne bezprawie”. To z kolei Hartman Jan, osobiście przy robocie, czyli lewicowy standard w pełnej krasie: wymyślić zadrę, dajmy na to “widzimisię Kaczyńskiego”, a następnie heroicznie lżyć wymyślone. Jakby to ująć: są ludzie mądrzy, nie posiadający matury, i są doktorzy praw, czy tam profesorowie, którym do przyzwoitości dalej niż dokądkolwiek i którzy nigdy nie nauczyli się myśleć właściwie. I nie zamierzają.

Olgierd Łukaszewicz raz jeszcze.

– Nie wykracza pan poza rolę aktora? – pyta wywiadowca.

– Pan chce mnie wpisać w rolę homo politicusa którym nie jestem i nie chcę być – odpowiada Łukaszewicz. Przebrała się miara w państwie. Dzisiaj jesteśmy jeszcze narodem wolnym, ale coraz mniej demokratycznym. Liczę na to, że Polacy się ockną i nie zostaniemy samotną wyspą. Chciałbym ruchem społecznym wymusić na rządzących prounijną postawę, żeby czuli się odpowiedzialni nie tylko za swoich wyborców, ale również za przyszłe pokolenia Polaków.

– Nie upolitycznia pan ZASP?

– Wzniecanie odpowiedzialności za UE pośród obywateli nie jest polityką. Polityka to jest dążenie do władzy.

Rzeczywiście. Kropli polityki nie ma w deklaracjach Łukaszewicza. No skąd. Daj mu Boże zdrowie, skoro nieszczęśnikowi poskąpiłeś mądrości. Bo przecież w tych deklaracjach nie ma kropli rozumienia, czym polityka jest naprawdę. Dlatego casus Łukaszewicza podsumowałbym krótko: takie mamy elity, jakie nam wytresowano do łykania karmy medialnej. Zostawmy ich więc samym sobie. Niech łykają, co tam sobie chcą, do woli. Byle z daleka od nas i naszych dzieci.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 03 sierpień 2018 18:13

W Grodnie (31/2018)

Napisane przez

pruszynskiW Grodnie

Doszła do mnie wieść, że niekochana przez mnie imć Angelika Borys, obecna prezesa nieuznawanego przez Łukaszenkę Związku Polaków organizuje fetę by uczcić 30-lecie powstania Związku Polaków Białorusi w Grodnie więc wybrałem się tam.

Wziąłem mikroautobus za równowartość 26 złotych. Okazuje się, że władze teraz przebudowują dotychczasową drogę w autostradę nie gorszą niż w Kanadzie, a na poboczach zauważyłem ludzi koszących trawę nie kosami, a nowoczesnymi spalinowymi kosiarkami.

Zatrzymałem się, jak poprzednio, w niedawno odremontowanym mikro hotelu na dworcu, gdzie nocleg w dwu łóżkowym pokoju kosztował równowartość 72 złotych, podczas gdy w przyzwoitym hotelu w centrum na placu Sowieckim, dawniej Batorego, 4 razy drożej.

W centrum, gdzie w czasach sowieckich zniszczono w dwa wspaniałe kościoły, na miejscu jednego pobudowano dość atrakcyjny teatr, a drugi wysadzono w powietrze i tylko są ślady jego podmurówki.

Ponadto odmalowano i odremontowano wiele kamienic z końca XIX wieku, a w większości z nich widać nowoczesne plastykowe okna. Jest zamek Batorego na skarpie nad Niemnem, na którym teraz nie pływają statki, jak było za polskich czasów i pokazują się turyści z Polski jadący dalej do Nowogródka, Nieświeża i Mińska. Tym zwracałem uwagę na fakt, że w stolicy jest Białorusi jest aż 10 cmentarzy ofiar KGB z lat 1921- 1941, z czego tylko dwa są jako tako oznaczone.
Oczywiście byłoby turystów kilkakrotnie więcej gdyby można było bez wizy lub innych utrudnień jechać tranzytem przez Grodno do Druskiennik i Wilna. To dałoby 4 miliony dolarów rocznie, ale na mój wniosek dwa lata temu Minister Sportu i Turystyki nawet nie odpowiedział.

Grodno żyje nie tylko z kilku dużych fabryk jak fabryka wałów korbowych czy huta szkła produkująca szkła okienne, butelki i cegły szklane, ale z bliskości z Polską.

Dawniej przez miasto, gdzie jest niedawno odnowiony, a postawiony w sowieckich czasach dworzec jeździło 6 par pociągów do Wilna i dalej do Petersburga, a teraz jedzie tylko jeden pociąg do Warszawy i jeden przez Mińsk do Moskwy.

Ludzie masowo przywożą co tylko jest tańsze w Polsce, ale praktycznie nic poza paliwem i papierosami nie wożą z Białorusi, a jak tu byłem pierwszy czy drugi raz w 1990 roku to wożono bardzo wiele rzeczy i to wyrobów przemysłowych, jak np wiertarki, które z polskiego rynku wyparły niemieckie.

Odwiedziłem rynek, moc szmatek z Chiny a na części z owocami i jarzynami wielki wybór. Kiedy byłem tu za sowieckich czasów niecałe 50 lat temu można było tylko kupić kapustę, marchew i kartofle.

Zjawiłem się na półgodziny przed kościołem bernardynów, gdzie miała być Msza św.. Byłem ubrany w biały lniany garnitur, czym wyróżniałem się na tle licznych „notabli” przybyłych z opóźnieniem z Marszałkiem.

Było tam już z dwieście osób i naturalnie Angelika, a korespondent Gazety Wyborczej, Staszek Poczobut prawie na siłę zmusił mnie do przywitania się z nią.
Msza były koncelebrowana przez arcybiskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza i biskupa z Białegostoku w asyście 11 księży.

Potem pojechaliśmy na cmentarz katolicki gdzie są symboliczne groby obrońców miasta z 1939 r., którzy po poddaniu się sowietom zostali wystrzelani.

Dalej ruszyliśmy do ośrodka bankietowego Karelicze pod Grodnem, gdzie była letnia rezydencja ministra gospodarki ostatniego króla Polski Tyzenhałsa.

Tam były liczne mowy, wymieniano liczne dusery czyli uprzejmości, a nie wspomniano o brakach np, nieobecności na tej imprezie bp Lechowicza, delagata Episkopatu do Polonii.

Oczywiście, nie wspomniano, że problemy z uznaniem pani Borys za zgodnie ze statutem wybraną przewodniczącą związku wiązały się z tchórzostwem MSZ. Gdy media Łukaszenki zaczęły ujadać na zastępcę ambasadora RP, to szybko go z Mińska odwołano i wykopano z MSZ. W dwa miesiące potem to samo spotkało radcę Bućkę, czyli dano znać, że MSZ jest przed Kołchoźnikiem na kolanach i on może robić co chce.

Co warto podkreślenia była tam też mile witana imć Romaszewska, szefowa TV Bielsatu, którą liczne środowiska kresowa oskarżają o lewactwo i antypolonizm, a jej stacja nie chciała podać informacji o zamówionej przeze mnie Mszy św. za tych, co 100 lat temu tworzyli Białoruską rade i 25 marca wydali deklaracje o niezależności kraju.

Po mowach i wręczaniu dyplomów licznym działaczom związku rozpoczęła się część artystyczna, a ulewa nie przeszkodziła młodym z Lidy pląsać Poloneza.

Potem był bankiet, na poziomie Grodna może OK, ale dla tych, co bywają na przyjęciach w Polsce bardzo mierny.

Najprzyjemniejszy był koniec, gdy dość liczna grupa zebranych zaczęła śpiewać patriotyczne piosenki.

Chciałem tam powiedzieć cokolwiek Marszałkowi Karczewskiemu, ale widziałem, że wywołałoby to skandal, więc poniższy tekst dałem mu jeszcze w katedrze. Oto on:

Panie Marszałku dostojni zebrani.

Mam 84 lata i 46 lat stażu w działalności wśród Polaków zarówno w Kanadzie, w USA i za Bugiem. Jestem też jedynym korespondentem prasy kanadyjskiej na Białorusi i autorem 5 książek po polsku. Ku utrapieniu władz białoruskich i polskich, dzięki emeryturze kanadyjskiej. Były dwa zamachy na me życie.
Od ponad trzech lat zabiegam o zwołanie zjazdu światowych Polaków. Ten postulat 4 razy przedstawiałem osobiście Prezydentowi Dudzie z zerowym skutkiem.

Czego się władze PiS boją? Przecież zasadą polskiego prawa było, nic o nas bez nas.

Pierwszym naszym postulatem powinna być nie tylko nowa ordynacja wyborcza do Sejmu w składzie tylko 350 posłów, z systemem mieszanym czyli, że poza jednomandatowymi okręgami wyborczymi powinno być co najmniej 50 mandatów rozdzielanych proporcjonalnie do ilości głosów, jakie poszczególne partie w wyborach dostały, ale jeszcze 12 mandatów dla Polaków z zagranicy.

Po jednym mandacie dla Polaków z Anglii. Belgii i Francji, Kanady, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Danii i Szwecji oraz po dwa dla Polaków z USA i Niemiec.

Przypomnę Panu Marszałkowi, że we Francji. Grecji i Portugalii zamorscy rodacy mają przedstawiciele w parlamentach.

By moje dzieci z Białorusi poznały dobrze polski przez kilka lat po zakończeniu tu szkoły 1 czerwca na woziłem je do Polski. Tam posyłałem na 4 tygodnie do normalnej szkoły polskiej. Po jednym takim pobycie dzieci mówiły już po polsku, a starszy syn po kilku pobytach mógł pójść na polską uczelnię.

Uważam, że można byłoby taki system wprowadzić na szeroką skalę dla dzieci zza Buga.

Dobrze jest, że młodzież zza Buga jedzie do Polski na studia, ale praktycznie wszyscy po studiach tam zostają.

Czy nie trzeba wprowadzić stypendiów dla polskich dzieci zza Buga, by studiowały na miejscu, a jedynie organizować im polskie kursy letnie?

Oficjalna Polska popiera dzisiejsze władze Ukrainy, między innymi dała im 4 mld zł pożyczki, a co robiły dla Polaków te władze ?

Nawet nie chcą rozmawiać o zwrocie Kościołowi katolickiemu budynku kościoła św. Mikołaja w Kijowie, a wedle słów arb Mokrzyckiego zmiana władzy po 2014 r. nie wpłynęła na polepszenie ich stosunku do Polaków.

Dla Polaków w Niemczech jest ważne, by przywrócono im status mniejszości narodowej, jaki mieli do 1939 r. i by mieli swych przedstawicieli w parlamencie Niemiec.

Polscy podatnicy łożą moc pieniędzy na potrzeby białoruskiej i ukraińskiej mniejszości w Polsce ale czemu władze Polski nie wymagają do władz Białorusi i Ukrainy, by podobnie na polską mniejszość w swych krajach?

Dla rodaków na Zachodzie szkalowanie Polski jest sprawą bardzo bolesną, bo oni ją odczuwają na własnej skórze odczuwają. Niestety obrona Polski przed atakami ze strony Żydów nie znajduje odporu ze strony władz, a MSZ robi mniej niż mało w tym zakresie.

Sam wydałem po angielsku książkę śp Szymona Datnera, byłego dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego pt. „Polish Heroes” mówiącą, jak narażając się na śmierć, Polacy ratowali Żydów. Bezskuteczne zwracałem się 4 razy, tak dosłownie 4 razy, by MSZ tę książkę promował w USA.

Osobno tę książkę dałem 3 razy konsulowi polskiemu w New Yorku i dwa razy konsulowi w Chicago też bez skutku.

Bezskutecznie już trzy lata temu apelowałem do IPN-, by wydał, nie wydawaną od 35 lat książkę o Żegocie czyli o Radzie Pomocy Żydom, więc ją wreszcie sam wydałem, ale Kancelaria Prezydenta Polski i Ministerstwo Kultury odmówiło mi 8 000 zł na tłumaczenie i na wydanie tej książki, gdy dało 100 000 000 zł na remont żydowskiego cmentarza w Warszawie.

Obie te książki przesłałem z 5 miesięcy temu Panu Marszałkowie, ale słowa podzięki dotąd nie dostałem.

Może mi Pan Marszałek wyjaśni czemu ja mogę, jako osoba prywatna wozić więcej polskiej prasy na Białoruś, niż w sumie wszyscy dyplomaci RP? Za PRL-u mówiono, że władze ówczesnej Polski były na kolanach przed Ruskimi, a dziś moc Polaków mówi, że władze Polski nie są na kolanach przed wszystkimi, w tym Żydami, ale przed wszystkimi obcymi pełzają.

Aleksander graf Pruszyński
Grodno 29 lipca 2018

piątek, 03 sierpień 2018 18:20

Polska maszeruje

Napisane przez

michalkiewiczZ kolei obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm wprost pławi się w patriotycznej atmosferze, niczym w siarczanych kąpielach, lecząc w ten sposób swoje polityczne dolegliwości…

„Rosną młode kadry związku kombatantów” - tak za komuny żartowali sobie żartownisie, kiedy w miarę oddalania się momentu zakończenia wojny wzrastała liczebność Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.

Z podobną sytuacją spotykamy się tego lata w Warszawie i nie tylko tu. Wprawdzie od Powstania Warszawskiego minęły już 74 lata i ostatni powstańcy powoli przenoszą się do wieczności, ale zainteresowanie tamtym wydarzeniem nie tylko nie słabnie, ale jakby nawet rosło.

Składa się na to kilka przyczyn; obok rosnącego zainteresowania historią jakie widać w części młodego pokolenia, jest również pragnienie wykorzystania Powstania w toczącej się w Polsce politycznej wojnie. Wzrost zainteresowania historią w środowiskach młodzieżowych też ma co najmniej dwie przyczyny.

Pierwszą jest naturalna ciekawość przeszłości – jak było naprawdę, ale jest i druga. W związku z koordynacją żydowskiej polityki historycznej z polityką historyczną niemiecką, a także w perspektywie zrealizowania przez Polskę żydowskich „roszczeń” majątkowych preparowana jest poprawna historia Polski, w którą młode pokolenia maja uwierzyć. W te przygotowania zaangażowanych jest kilka instytucji, z Muzeum Żydów Polskich i Żydowskim Instytutem Historycznym na czele.

Gdyby zainteresowanie historią zanikło, to za kolejnych 70 lat okazałoby się, że II wojnę światową wygrał Tewje Bielski z pułkownikiem Stauffenbergiem. Podjęli oni nieubłaganą walkę z polskimi nazistami, którzy w obawie przez surowym sądem zagniewanego ludu, zabarykadowali się w Warszawie, gdzie nawet wzniecili powstanie, by wymordować resztę pozostałych przy życiu Żydów – ale ponieśli sromotną klęskę, w następstwie której rozproszyli się bez śladu i dopiero w roku 2017 okazało się, że potajemnie wrócili do Warszawy i to w liczbie co najmniej 60 tysięcy.

Na razie koryfeusze polskiej historii jeszcze trochę się krępują, zwłaszcza, że coraz więcej młodych ludzi, w miarę poznawania prawdy o przeszłości własnego narodu odwraca się od preparowanej historii Polski z pogardą.

Powstanie Warszawskie znakomicie nadaje się do politycznego wykorzystania, toteż coraz to nowi kandydaci na Umiłowanych Przywódców w dymach płonącej Warszawy próbuje – jak powiedziały to Józef Ozga-Michalski - „uwędzić swoje półgęski ideowe”.

Skoro tak, to sygnał do powstania dał w Kostrzynie nad Odrą sam „Jurek Owsiak”, a w Warszawie biłgorajski chłop opętany przez Żydów, czyli pan Henryk Wujec już o 16.00, a więc całą godzinę przed słynna „godziną W”, poprowadził „Marsz Milczenia” od ulicy Kilińskiego ku ulicy Waliców.

W ten sposób do Powstania Warszawskiego podłączył się obóz zdrady i zaprzaństwa, na co dzień walczący o praworządność między innymi za pomocą listów do niemieckiego owczarka Franciszka Timmermansa z prośbą o interwencję.

Uczestnicy tego marszu przez cały czas intensywnie milczeli, niczym papież Franciszek w Oświęcimiu, spełniając w ten sposób prośbę pani Naomi di Segni, przewodniczącej Związku Włoskich Żydów.

Ma to oczywiście swoje dobre strony, bo pomyślmy tylko, co mogliby powiedzieć o Powstaniu Warszawskim członkowie obozu zdrady i zaprzaństwa?

Z kolei obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm wprost pławi się w patriotycznej atmosferze, niczym w siarczanych kąpielach, lecząc w ten sposób swoje polityczne dolegliwości. Któż bowiem, widząc pana prezydenta, jak na Placu Piłsudskiego z zapałem śpiewa powstańcze piosenki, ośmieliłby się zapytać go o przyczynę „intensywnego milczenia” w czasie gdy część działaczy Polonii Amerykańskiej prowadziła desperacji lobbing przeciwko ustawie nr 447 JUST, która może doprowadzić do żydowskiej okupacji Polski? To nie byłoby taktowne, nie mówiąc już o tym, że takiego śmiałka pewnie zatrzymałaby ochrona.

Więc z jednej strony mamy Marsz Milczenia z udziałem obozu zdrady i zaprzaństwa, a z drugiej – lecznicze kąpiele w patriotycznej atmosferze, w jakiej pławi się obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm.

I tylko ONR-owcom Marsz Powstania Warszawskiego się nie udał, bo na rondzie de Gaulle`a zatrzymała go policja, podobno działająca na rozkaz pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, która na koszulce jednego z uczestników tego marszu dopatrzyć się miała marksistowskich emblematów w postaci sierpa i młota.

Okazuje się, że pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, która przez całe lata nie zauważała adwokacko-urzędniczej mafii grabiącej warszawskie nieruchomości, tutaj natychmiast wypatrzyła w tłumie osobnika z marksistowskimi emblematami.

Oczywiście nie wiemy, czy ten osobnik rzeczywiście tam był, a jeśli nawet – to czy przypadkiem nie został tam posłany przez panią prezydent, albo jeszcze lepiej – przez starych kiejkutów, którzy przecież musieli i nad panią Hanną i wspomnianą mafią trzymać parasol ochronny? Podobnie było przecież w przypadku pana Dominika Tarasa, który na Krakowskie Przedmieście „skrzyknął” kilkuset, a może nawet tysiąc alfonchów ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karczychach, którzy modlącym się tam kobietom proponowali, by im „pokazały cycki”.

„Gazeta Wyborcza” pisała w entuzjastycznym tonie o podmuchu „świeżego powietrza”, który rozwiał panujący tam zaduch. Żeby taki patriotyczny zaduch na Krakowskim Przedmieściu wyczuć z ulicy Czerskiej na Dolnym Mokotowie, trzeba mieć specjalnego nosa – no ale z tym w gronie redakcyjnego Judenratu nie ma kłopotu. Tak czy owak – Marsz Powstania Warszawskiego w wykonaniu ONR-owców zastał zablokowany. Okazuje się, że polityczna wojna swoją drogą, ale gdy w grę wchodzi zablokowanie możliwości pojawienia się politycznej alternatywy, to pani Hanna Gronkiewicz-Waltz staje po tej samej stronie, co dysponent policji i viribus unitis robią „no pasaran”.

Toteż bez specjalnego zaskoczenia odnotowujemy inicjatywę Wielce Czcigodnego Arkadiusza Mularczyka, by Trybunał Konstytucyjny w Warszawie pozbawił Republikę Federalną Niemiec immunitetu państwa suwerennego.

Kiedy już ją tego immunitetu pozbawi, to każdy Polak będzie mógł wystąpić do niezawisłego sądu, który przyzna mu stosowny udział w rekompensatach. Nie muszę dodawać, że wszystkie te sprawy może prowadzić pan Arkadiusz Mularczyk, który w cywilu jest adwokatem i zdążył zyskać reputację eksperta.

Dodatkowym impulsem do tej inicjatywy może być okoliczność, że pan Jan Zbigniew hrabia Potocki, uważający się za prezydenta Polski, właśnie wygrał od Niemiec 850 miliardów dolarów tytułem reparacji wojennych, co prawda przez Europejskim Sądem Polubownym Sądem Arbitrażowym w Ciechanowie, który funkcjonuje przy Regionalnym Klubie Biznesu w Opinogórze – niemniej jednak wygrał. W tej sytuacji obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm nie mógł pozostać bierny – co ilustruje czastuszka treści następującej: Już Kaczyński srogo łypnął spod swych okularów. Zaraz Niemcy nam wypłacą miliardy dolarów! Hej, hej Dunia ma, Dunia diewuszka maja!

Stanisław Michalkiewicz

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.