A+ A A-

Wywiady

Capturezxfbv        Andrzej Kumor: Co Pana sprowadza do Kanady?

        Zdzisław Sokal, doradca prezydenta ds. ekonomicznych, były członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, odpowiedzialny za stabilność finansową, rachunkowość, informatykę, bezpieczeństwo, obecnie prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego: Jestem przejazdem w Toronto, wracam z Quebecu, z konferencji. Jestem członkiem IADI, tj. International Association of Deposit Insurers. To jest organizacja bankowych funduszy, które gwarantują wypłaty środków klientom banków.

        – To  szeroki temat, jak te fundusze są teraz zabezpieczane? Dawniej było złoto, teraz chyba jedne wierzytelności zabezpieczają inne. Polska ma wierzytelności innych krajów, inne kraje mają wierzytelności Polski...

        – No tak, ale Polska też ma złoto.

        – Ale w Wielkiej Brytanii...        

        – Polska ma złoto, część w Polsce, a część w Wielkiej Brytanii.

        – Czy sądzi Pan, że dobrze byłoby sprowadzić to złoto do Polski? Niemcy sprowadziły swoje ze Stanów Zjednoczonych.

        – To jest nowa tendencja, sprowadza się złoto. Dotychczas była taka polityka, że złoto było w kilku miejscach,  było w Banku Anglii, w Fort Knox, jeszcze ewentualnie Australia. Natomiast w tej chwili, to co w Europie zwłaszcza zaczyna się dziać, to jest rzeczywiście powrót złota.

        Mecenas Marek Malicki jest znanym w naszym środowisku działaczem polonijnym, byłym prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej i Polonii Świata. Obecnie wraz z synem prowadzi kancelarię prawną Malicki i Sanchez, którą wcześniej, znaną jako Malicki i Malicki, prowadził z własnym ojcem.

        Ostatnio Kancelaria Malicki and Sanchez już po raz kolejny została wyróżniona przez czytelników „Mississauga News” nagrodą Readers’ Choice za rok 2017.

        Z mecenasem Malickim rozmawiamy w siedzibie jego kancelarii, w charakterystycznym budynku przy Lakeshore w Mississaudze, wprost u wylotu Cawthra.

        GONIEC: Panie Mecenasie, przede wszystkim proszę przyjąć gratulacje w związku z kolejną nagrodą przyznaną przez „Mississauga News”. Proszę powiedzieć, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć sukces? Firma Malicki and Sanchez, wcześniej Malicki and Malicki, założona jeszcze przez Pana ojca, to pewnego rodzaju ośrodek polonijny. Bardzo wiele osób, Polaków, korzystało z jej usług. 

        Również i Pana działalność w organizacjach polonijnych na to wpływała. Proszę powiedzieć, jak to się robi, aby uzyskać takie zaufanie ludzi?

        Mecenas Marek Malicki: Nie jest na to łatwo odpowiedzieć, mi się wydaje, że jest to też kwestia czasu. Ojciec założył firmę w roku 59. Chyba był pierwszym adwokatem polskim w Mississaudze, wtedy to się jeszcze nazywało Cooksville, Mississauga zaistniała dopiero w latach siedemdziesiątych. Mój ojciec bardzo udzielał się  społecznie i służył nie tylko społeczeństwu polskiemu w Mississaudze, ale byli też to imigranci z Ukrainy, z Włoch. 

        Ojciec kończył prawo w Polsce i miał skończone prawo tutaj, ale także miał pewne pojęcie o udzielaniu pomocy ludziom, którzy nie byli w stanie pomóc sobie sami. Więc nie za wszystko się liczyło, nie za wszystko się płaciło. Zbudował sobie dużą klientelę. 

        Goniec: Marianie, witam w Kanadzie. Co prawda tym razem nie na nasze zaproszenie, ale jak widzę, polubiłeś ten kraj, skoro jesteś tu ponownie. 

        Marian Kowalski: Dużo Polaków tutaj jest.

        - Dużo Polaków jest wszędzie na świecie. Zapamiętałem sobie hasło, że to jest naród ponad granicami, jeszcze z któregoś Marszu Niepodległości. To oczywiście i źle, i dobrze. Jest w tym też i siła, tak jak w każdym narodzie, który ma ludzi na całym świecie. 

        Od czasu, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, dużo się zmieniło, wtedy był Ruch Narodowy, potem byłeś w Narodowcach RP, teraz jesteś z „Idź pod prąd” Pawła Chojeckiego, który ma telewizję internetową – poprawiaj mnie, jeśli coś się nie zgadza...

        -  Z „Idź pod prąd”, ale bez telewizji, tylko z gazetą papierową, to jestem już 15 lat.

        - Zgadza się, ale teraz to jest duża inicjatywa; jest telewizja internetowa i Ty w niej codziennie komentujesz ... Paweł Chojecki jest protestantem, jest ewangelikiem, z tego co dobrze rozumiem... 

        Kuba, Stany Zjednoczone, Meksyk to kierunki, gdzie setki tysięcy ludzi jeździ co roku na wakacje, nie zdając sobie zupełnie sprawy z zagrożenia zarażeniem groźnymi chorobami tropikalnymi przenoszonymi przez komary. Wracają potem do Kanady, gdzie lekarze są nieprzygotowani do ich rozpoznania i leczenia. Poniżej historia Pana Jana, który został zarażony gorączką denga. Denga występuje w Azji, Ameryce Środkowej, Południowej, Afryce i Australii. To ostra, wirusowa choroba zakaźna, znana także jako „breakbone fever”, odmiana gorączki krwotocznej, obok żółtej febry i eboli – grupy chorób, których wspólną cechą jest występowanie skazy krwotocznej. Chorobę wywołuje wirus dengi z grupy Flaviviridae. Wirus dostaje się do organizmu tylko w wyniku ukąszenia przez komary Aedes aegypti (komar egipski), rzadziej inne komary rodzaju Aedes. Choroba nie przenosi się z człowieka na człowieka. Denga z zespołem wstrząsowym, bez leczenia zwykle prowadzi do śmierci w ciągu 4 – 6 godzin od wystąpienia objawów wstrząsowych.

        Andrzej Kumor: Jak to się zaczęło? Poczułeś, że jesteś chory?

        Pan Jan: Zacznę od tego, że mam w Panamie nieruchomość. Wybudowałem domek i jeżdżę tam dwa razy w roku. Ostatnio trzy razy miałem gorączkę.

        – Jak wysoka była ta gorączka?

        – To jest tak, że nagle spada temperatura i są potężne dreszcze, człowiek robi się sztywny, jakby miał artretyzm.

Polonijna załoga jachtu Drivers Wanted pod wodzą skippera Tadeusza Bartlewskiego zdobyła 6 miejsce na 63 startujących w Mistrzostwach Świata J-24 - 24 stopowych znormalizowanych jachtów kilowych, które w tym roku, w ubiegłym tygodniu, były rozgrywane u brzegów Mississaugi.

View the embedded image gallery online at:
http://www.goniec24.com/wywiady-gonca?start=70#sigProId19c68a3aab

fot. Andrzej Pokora facebook

Ze zdobywcami 6. miejsca w mistrzostwach świata J-24 rozmawia Andrzej Kumor

Kanadyjska Polonia żeglarstwem stoi

        Polonijna załoga jachtu „Drivers Wanted” pod wodzą skipera Tadeusza Bartlewskiego zdobyła 6 miejsce na 63 startujących w mistrzostwach świata J24 – 24-stopowych znormalizowanych jachtów kilowych, które w tym roku, w ubiegłym tygodniu, były rozgrywane u brzegów Mississaugi.

        Andrzej Kumor: Panie i Panowie, po pierwsze gratuluję i proszę się przedstawić. Czy to jest pełna załoga?

        Tadeusz Bartlewski: Jedna osoba jest nieobecna, to jest Irek Zubko, który był taktykiem na łodzi. Pozostali to Brygida i Maciek Sadowscy oraz Robert Burek.

        – Zacznijmy od mistrzostw. Które to są Państwa mistrzostwa? W tym samym składzie? Pamiętam, że Pan wyjeżdżał lata temu na Atlantyk na mistrzostwa J24.

        Tadeusz Bartlewski: To może było w Annapolis. Skład przeważnie jest ten sam, jedna osoba może się zmienia. Tu jest praktycznie nasz stały skład od 7 – 9 lat.

        A ponieważ to zależy od wagi załogi, tak że czasami pływamy we czterech, czasami pływamy w pięciu.

 

        W minioną sobotę w polskim konsulacie w Toronto odbyło się spotkanie z nowym ambasadorem RP w Kanadzie Andrzejem Kurnickim. Najpierw miała miejsce konferencja prasowa, rozpoczęta wystąpieniem p. Ambasadora.

        Proszę Państwa, cieszę się ogromnie, że wreszcie jako ambasador dotarłem tutaj, że jest w ogóle przedstawiciel państwa, to jest bardzo ważne. To trwało ponad rok. Oczywiście są pewne procedury w MSZ-ecie, sprawdzanie. 

        Ja byłem trochę na uczelni związany i z biznesem, i z sektorem finansowym, w związku z tym pewne procedury w przypadku mojej osoby były nieco dłuższe, zważywszy na to, że pewne sprawy związane z rynkami finansowymi wymagają, aby osoba, która miała dostęp do informacji poufnych lub takich sensitive rynkowo po prostu przez jakiś czas nie pełniła żadnych funkcji. 

        Dopiero wtedy może być procedowana jako kandydat w MSZ-ecie.

        W związku  z rozpoczęciem roku szkolnego w polonijnych szkołach, rozmawiamy z Teresą Bielecką, nauczycielką z Polskiej Szkoły Sobotniej im. Mikołaja Kopernika w Mississaudze, przewodniczącą Związku Nauczycielstwa Polskiego Oddział w Mississaudze.

        Andrzej Kumor: Pani Tereso, mamy nowy rok szkolny, co nowego, czy jest więcej dzieci? 

        Teresa Bielecka: Nasze zapisy rozpoczęły się już w kwietniu, więc w tym momencie musimy mieć gotową liczbę dzieci na 18 klas, a w tej chwili mamy nowe zapisy, które rozpoczęły się w sobotę, 9 września. Zapisało się dodatkowo 20 osób i we wrześniu kontynuujemy zapisy.

        – To jest największa polska szkoła w Mississaudze, w regionie Peel, jak to wygląda?

        – Według mnie, to jest największa szkoła polska w całej Kanadzie.                 

        – Ile dzieci?

        – Myślę, że będziemy mieć 520 dzieci.

Goniec: Mary, cieszysz się dzisiaj wolnością, czy spodziewasz się, że 12 września wrócisz do więzienia?

Mary Wagner: Nie spodziewam się, to znaczy, powiedziałabym, nie zdziwiłabym się, gdyby sędzia wysłał mnie tam z powrotem. Sądzę, że może to być tak, albo tak, biorąc pod uwagę czas, który już odsiedziałam, a także poprzednie wyroki, które miałam, więc może być różnie. Prokurator występuje o wiele więcej czasu, wysoki wyrok.

– No właśnie, dlaczego, twoim zdaniem, prokurator żąda maksymalnego wymiaru kary?
– Początkowo prokuratorem nie był Craig Power, była nim kobieta Tanya Monterro i ona też była prokuratorem w moim procesie w ubiegłym roku. Również wtedy domagała się najwyższego wymiaru kary, więc tym razem zażądała na samym początku najwyższego wymiaru kary, 18 miesięcy więzienia, oraz aby mi odmówiono zwykłego w takich wypadkach przeliczenia kary odbytej w areszcie na karę w zakładzie karnym. Prokurator po prostu utrzymał to żądanie 18 miesięcy.

– Nie sądzisz, że sprawa obrony życia nienarodzonych tutaj, w Kanadzie, jest beznadziejna? Niedawne oświadczenia premiera federalnego Justina Trudeau, a także atmosfera w sądach, która zazwyczaj nie sprzyja ludziom o nastawieniu pro-life, jakie są twoje nadzieje na zmianę?
– Wierzę w zmartwychwstanie, prawdziwie wierzę, że chrześcijanie potrafią się ponownie zmobilizować, podobnie jak miało to miejsce na samym początku chrześcijaństwa. Więc jeśli patrzy się tylko z ludzkiego punktu widzenia, staje się to niemożliwe, ale Ewangelia to jest codzienny przekaz dla nas, więc myślę, że to może się zmienić. Gdybym uważała, że nie ma nadziei, to tego bym nie robiła. Nadzieja jest zawsze, kiedy jedna matka zmienia swoją decyzję i rodzi swoje dziecko. Jak można to pomierzyć?! To jedno życie.

– Nie widziałem wśród publiczności na twoich procesach wielu księży katolickich. Czy to cię rozczarowuje, brak zdecydowanego stanowiska Kościoła katolickiego, poziom wsparcia, jakie otrzymujesz, czy nie?
– Kościół katolicki stoi za mną swym nauczaniem, mam silne wsparcie od wielu księży, dwóch emerytowanych biskupów również udzieliło mi bardzo dużego poparcia w ciągu minionych kilku lat. Nie wiem. Nie możemy siebie porównywać, na przykład do Polski, ale nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowana. Podczas ostatniej rozprawy był ksiądz katolicki, nowa twarz, więc nawet jeśli nie przychodzą tłumnie, nie można powiedzieć, że nie ma wsparcia.

– Nie sądzisz, że Kościół katolicki powinien być bardziej widoczny w debacie publicznej przeciwko aborcji?
– Tak, wszyscy powinniśmy być bardziej zaangażowani, bo wszyscy jesteśmy Kościołem, osoby świeckie również, ja przecież jestem osobą świecką. Tak, powinniśmy być bardziej oddani Chrystusowi, jako chrześcijanie, zwłaszcza jeżeli popatrzymy na to, co dzisiaj dzieje się na świecie wokół nas, w innych krajach, gdzie są chrześcijanie, którzy gotowi są ryzykować życie, idąc na Mszę Świętą. To jest rzeczywistość powszechna w Nigerii, rzeczywistość wielu chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Myślę, że tutaj, w Kanadzie, jesteśmy zbyt wygodni.

– Niedawno premier Kanady uznał aborcję za prawo kobiety, za element „praw człowieka”, i to o charakterze globalnym. Z drugiej strony, dlaczego ruchy dbające o dobro kobiet nie wspierają nawet odpowiedniego poradnictwa? Przecież to powinno być prawo kobiety, aby być w pełni poinformowaną, czym jest aborcja, jakie zagrożenia dla niej niesie, nawet patrząc z punktu widzenia osób popierających zabijanie nienarodzonych?
– W twoim pytaniu są dwa zagadnienia. Po pierwsze, oczywiście, aborcja nie jest żadnym prawem, nie ma czegoś takiego w prawie kanadyjskim i nie sądzę, by było to w ten sposób ujęte w prawie jakiegokolwiek innego kraju. Ludzie mogą tak mówić, mogą w ten sposób na to patrzeć, ale to nie znaczy, że to jest prawda, że to jest prawo. Premier tak powiedział, ale to nigdzie nie jest zapisane w prawie. Aborcja została po prostu zdekryminalizowana, a więc jest dopuszczalna. Ona nigdy nie może być prawem, nigdy nie można mówić o prawie do zabicia bezbronnej osoby, zwłaszcza nienarodzonego dziecka. Jako chrześcijanie, możemy się nad tym zastanowić, co by było, gdyby wszystko zostało zdekryminalizowane, czy również byśmy na to pozwalali, jako chrześcijanie, tak jak dzisiaj, kiedy dopuszczamy zabijanie nienarodzonych dzieci, ponieważ nie jest to karalne, jak dopuszczamy do zakładania biznesów aborcyjnych, za co wszyscy jesteśmy w pewnym sensie odpowiedzialni; za ten proces zabijania dzieci – to odpowiedź na pierwszą część pytania.
Jeśli chodzi o poradnictwo, jeśli rzeczywiście ktoś jest szczerze przekonany, że kobieta powinna mieć możliwość decyzji, to dlaczego nie powinna otrzymywać wszystkich informacji na ten temat?! Tym bardziej że aborcja może kobiety fizycznie zranić, a oczywiście również emocjonalnie i psychicznie, co trudniej zmierzyć. Wiemy, że wiele kobiet stało się bezpłodnymi z powodu aborcji i nie zdawało sobie z tego sprawy, że to było gdzieś tam drobnym druczkiem napisane w dokumentach, które podpisywały, bo nikt im tego nie wytłumaczył. Aborcja, której poddają się nastolatki, młode kobiety, bez zgody rodziców, przecież nawet jeśli osoba poniżej 16. roku życia chce sobie zrobić tatuaż, to rodzic musi wyrazić zgodę. Oczywiście to jest wielka hipokryzja, jeśli popiera się prawo kobiety do wyboru, a jednocześnie odmawia się jej pełnej informacji.

– Może to nie jest właściwy czas, aby zadać to pytanie, ale jakie są twoje plany, jak chcesz kontynuować swoją misję? Czy chcesz ją zmienić, tak by była bardziej akceptowalna dla prawa?
– Jeśli zostanę zwolniona, jeśli wyjdę, chciałabym oddać się przez jakiś czas modlitwie, złożyć to wszystko na ręce Pana Boga i zapytać go, bo tak naprawdę to modlitwa jest najważniejsza w moim życiu i to nigdy się nie zmieni.

– Czego oczekujesz po tych listach referencyjnych, masz nadzieję, że pozostaną one jako dokument świadczący, że tak wiele ludzi, podobnie jak ty, uznaje aborcję za zabijanie? Jaki jest cel?
– Cel jest taki, że sędzia zwrócił się do mnie z propozycją przedłożenia listów poparcia i uznałam, że jest to dobra okazja dla nas wszystkich, aby okazać swoją miłość dla nienarodzonych dzieci i sprzeciw wobec niesprawiedliwości, która je dotyka, więc o to mi głównie chodzi. Ci, którzy mnie dobrze znają, może pewnie mogą coś powiedzieć na temat mojej osoby czy charakteru, ale to jest drugorzędne. Otrzymuję bardzo dużo listów i maili. Mam więc nadzieję, że będzie świadectwo dla sędziego, dla prokuratora, że będą zdawali sobie sprawę ze wsparcia, w przeciwieństwie do tego, co często podają media, które usiłują przedstawić nas jako nieliczną garstkę ludzi zabiegających o sprawiedliwość dla nienarodzonych; mam więc nadzieję, że poruszy to sędziego osobiście.

– Dziękuję bardzo za rozmowę.

czwartek, 31 sierpień 2017 21:55

Sukces miłości

Napisane przez

Niepozorna kobieta w brązowym habicie i sandałach, siostra Immolacja z Fraternity of the Poor of Jesus, zakonu opartego na franciszkańskiej regule i posługującego wśród tych „najbiedniejszych z biednych”. Poznałem ją na procesach Mary Wagner, broniącej życia nienarodzonych dzieci. Potem dowiedziałem się, że siostra Immolacja pracuje wśród bezdomnych...


– Proszę siostry, a zatem jaka jest siostry historia? Jak to się stało, że siostra spotkała Boga i odnalazła swoje powołanie?
– Moja historia... hm, to zależy, jak bardzo szczegółowo miałabym opowiadać, ale dla mnie moja historia rozpoczęła się, kiedy jako cztero-pięcioletnie dziecko czułam prawdziwą obecność Jezusa, to że jest prawdziwie przy mnie.
W tamtych czasach Msza św. była odprawiana po łacinie, oczywiście nie rozumiałam tego języka, ale rozumiałam tajemniczość, piękno i cudowność Boga. Uwielbiałam uczestniczyć we Mszy Świętej, słuchać pięknych śpiewów, stać wobec tajemnicy Boga.
Dlatego z wielką radością oczekiwałam na moją Pierwszą Komunię, bo wierzyłam, że w ten sposób mogę być najbliżej Jezusa, przyjmując go do mojego ciała.
Miałam 8 lat, kiedy przygotowywałam się do Pierwszej Komunii. To był dla mnie dzień olbrzymiej radości. Pamiętam, że w tym dniu moja mama czesała mi włosy, nie podobało mi się, jak to zrobiła, nie było to tak, jak bym chciała, ale powiedziałam jej, nie podoba mi się, ale to nie ma znaczenia, bo dzisiaj spotkam Jezusa.
Kiedy dzisiaj patrzę na moją Pierwszą Komunię, wydaje mi się, jakby to był dzień moich zaślubin; to było jakby moje wesele, piękny czas, piękny czas z naszym Panem.
Potem, kiedy miałam 10 lat, zostałam zgwałcona. Od tego zaczęła się całkiem inna droga w moim życiu, duchowym życiu. Taka rzecz prawie zabija w człowieku duszę. Od tamtego czasu cierpię na depresję, to wykorzystywanie seksualne trwało długi czas.


– To było w Stanach Zjednoczonych?
– Tak w Stanach, ale to, co jest ważne, to że nigdy nie winiłam Pana Boga za te złe rzeczy, które mi się działy, a usiłowałam pozostać przy zdrowych zmysłach, żeby nie popaść w szaleństwo, bo czułam, że jestem blisko.
Przestałam myśleć o Bogu. Chodziłam jeszcze na Mszę św., ale cały czas towarzyszyły mi myśli o samobójstwie, żeby ze sobą skończyć, depresja była przytłaczająca. Raz mniejsza, raz większa. Nie miałam żadnej motywacji, gdy poszłam do szkoły... Było to dla mnie bardzo trudne chodzić do szkoły, bardzo trudne. Bardzo trudne, żeby robić cokolwiek znaczącego. Więc prawie że nie ukończyłam szkoły średniej, nie byłam się w stanie skoncentrować, musiałam zdać egzamin z jednego przedmiotu, z chemii, a nie miałam zaliczonego laboratorium. Porozmawiałam z nauczycielem, ponieważ wiedziałem, że bez tego nie ukończę szkoły średniej. Nie mówiłam żadnych szczegółów, ale powiedziałam mu, że mam kłopoty życiowe. Był na tyle miły, że pozwolił mi nadrobić to laboratorium i zdałam chemię ledwie, ledwie. Ukończyłam szkołę średnią i dostałem stypendium na uniwersytet, żeby grać w orkiestrze. Bo przez cały czas grałam na skrzypcach – to był dla mnie sposób ucieczki. Nie wiedziałam, czego chcę, nie miałam ochoty studiować muzyki; nie miałam żadnego kierunku w życiu, po prostu szłam tam, gdzie prowadziły mnie emocje.
W tamtym czasie wciąż jeszcze chodziłam na Mszę Świętą, ale stopniowo przestałam, przestałam całkowicie ze względu na grupę znajomych, którzy byli chrześcijanami, ale ewangelikami, i dużo dyskutowali o Kościele, krytykowali Kościół. To nie miało dla mnie znaczenia, nie przestałam przez to wierzyć w to, co Kościół naucza, ale mi to nie przeszkadzało że byli krytyczni wobec Kościoła, słuchałam, bo to byli moi przyjaciele.
A potem miałam innych przyjaciół... i zaczęła się ta część mojego życia, która była bardzo, bardzo daleko od Pana Boga, po prostu życia w grzechu. Zaczęłam dużo pić; zawsze piłam, już w szkole średniej, ale to się zwiększyło.
Mój świat, jako osoby, sprowadzał się do mojego wyglądu, bycia atrakcyjną, myślałam, że do tego sprowadzała się moja wartość.
Robiłam wiele rzeczy, które w oczach Pana Boga były bardzo złe. Wtedy o tym w ogóle nie myślałam. Szłam więc tak przez życie.
Kiedy opowiadam o moim życiu, jakie ono było, do momentu kiedy Go ponownie odnalazłam, zawsze mam przed oczami plastikowe torby, takie jakie ludzie wyrzucają na ulicę po zakupach i wiatr je rozwiewa, roznosi po asfalcie, brudne i podarte, po których przejeżdżają samochody. Takie było moje życie, to byłam ja, taka plastikowa torba niesiona przez wiatr. Szłam tam, gdziekolwiek powiało, nie miałam żadnej własnej motywacji ani kierunku, nie wiedziałam, co chciałabym robić.
Chodziłam na studia, a potem zrezygnowałam; stypendium, które miałam z powodu muzyki, obejmowało trzy lata, a kiedy się skończyło, odeszłam z uniwersytetu, nie uzyskawszy żadnego stopnia.
Może to wszystko pomogło mi zrozumieć, kim jestem jako Indianka; mój ojciec jest Amerykaninem pochodzenia meksykańskiego, moja matka jest Indianką. Wróciłam więc do rezerwatu, żeby mieszkać przez kilka lat razem z moją babcią. To był piękny czas, znowu wróciłam do kościoła, brałam udział w grupach młodzieżowych prowadzonych przez wspaniałego franciszkanina, ojca Matta. Więc to na jakiś czas mi pomogło, ale wciąż piłam.
Po jakimś czasie znowu pojechałam do Albuquerque w Nowym Meksyku, gdzie się urodziłam, gdzie mieszkałam wcześniej, znowu zaczęłam chodzić na studia, zapisałem się na różne kursy, ale znów nie miałam żadnej motywacji. Mój brak motywacji był tak duży, że zapisywałam się na kurs i ani razu nie szłam, co znaczy, że dostaje się „0” jako zaliczenie i ocenę „F”.
Tak więc raz chodziłam do szkoły, potem znowu nie chodziłam, byłam w różnych związkach, potem z nich wychodziłam, dłuższych, krótszych. Jeden trwał pięć lat, a kiedy mnie zmęczył, po prostu odeszłam bez słowa. Drugi związek był bardzo długi, ale był bardzo, bardzo zły. Żaden związek nie może być dobry, jeżeli jest bez Boga, a w tle była zawsze moja depresja; nigdy nie ustąpiła. Przez rok byłam leczona, dostawałam lekarstwa, pomagało mi to doraźnie. Ale nie zlikwidowało bólu. Więc tak wyglądało moje życie przez wiele, wiele lat. Jakoś starczyło mi energii, aby zostać paralegal. Ukończyłam kurs, dostałam świadectwo, a następnie złożyłam podanie o pracę w biurze legal aid. Reprezentowałam różnych klientów ubiegających się o świadczenia rentowe, różnych biednych ludzi z upośledzeniami, dzieci i osoby dorosłe, z zaburzeniami dwubiegunowymi, schizofrenią, uszkodzeniem wątroby z powodu brania narkotyków czy picia alkoholu, dzieci z płodowym syndromem alkoholowym, ludzi z wieloma różnymi problemami, również z silną depresją. Mogłam ich lepiej zrozumieć, ponieważ w czasie gdy byłam na studiach, chciałam studiować psychologię. Potem pomyślałam o medycynie, więc wzięłam biologię, która jest konieczna, aby ubiegać się o przyjęcie do szkoły medycznej. Dostałam nawet stypendium, aby iść na pre-med, program dla studentów native American. To było w Nowym Jorku, a kiedy miałam tam jechać... po prostu nie pojechałam. Tak skończyła się moja szkoła medyczna, moje myślenie o szkole medycznej. Ale to wszystko pomogło mi w reprezentowaniu moich klientów. Pracowałam w tym zawodzie przez pięć lat. Musiałem wtedy występować przed sędzią sądu administracyjnego, aby przedstawiać sprawy moich klientów. Musiałam się przygotować, tak jak w sądzie, do procesu. Trzeba było zadawać pytania ekspertom powoływanym przez stronę rządową, którzy zeznawali, Twój klient jednak jest zdolny do pracy i wyjaśniali dlaczego. Trzeba było obalać ich argumenty, musiałam rozumieć kartoteki medyczne. To wszystko robiłam przez pięć lat. Pewnego razu sędzia, z którym byliśmy zaprzyjaźnieni, zadzwonił do mnie i powiedział: jesteś lepsza niż wielu adwokatów, którzy reprezentowali przede mną swoich klientów, powinnaś pomyśleć o studiowaniu prawa. I zaczęłam o tym myśleć. Ukończyłam moje studia bakałarskie, brakowało mi tylko 14 zaliczeń i wszystkie kursy zdałam na bardzo dobry. Dostałam rekomendację od moich profesorów i dyrektora legal aid, którzy zaświadczali o moich sukcesach w reprezentowaniu klientów, złożyłam podanie na prawo do UNM, ponieważ mieli tam program federalnego prawa w odniesieniu do Indian, jako pierwszy uniwersytet w kraju specjalizował się w prawie między rządem federalnym a plemionami indiańskimi. To chciałam studiować, zdałam więc egzamin wstępny. Chcieli ze mną oczywiście rozmawiać, ponieważ widzieli wszystkie te oceny niedostateczne w moim indeksie, więc to wszystko im wyjaśniłam. Byłam swoim pierwszym klientem, broniąc sama siebie. Zrozumieli to i przyjęli mnie na wydział prawa. Tak więc zajmowałam się prawem między federacją a Indianami. Stałam się też bardzo radykalna, prawie do tego stopni, że zaczęłam nienawidzić Europejczyków, z tego powodu jak traktowali rdzennych mieszkańców Ameryki. W tamtych czasach nie żyłam w Bogu, nie patrzyłam na to oczami Jezusa Chrystusa. Tak więc byłam radykalna, można może nawet powiedzieć, że stałam się feministką, ale co interesujące, to że nawet wówczas nigdy bym nie powiedziała, iż aborcja jest czymś dopuszczalnym. Nigdy!

– Dlaczego?
– Ponieważ wiedziałam, że to jest złe; to było coś we mnie, co mi to mówiło, że nie ma żadnego akceptowalnego powodu dla aborcji. Jest to dla mnie teraz bardzo ciekawe, jak tak patrzę na moje przeszłe życie. Ponieważ było tyle innych nauk Kościoła, które odrzucałam, byłam wtedy kimś, kogo nazywamy „kawiarnianym katolikiem”, kto sobie wybiera z nauczania Chrystusa to, co mu odpowiada. Byłam kimś takim. Pomimo mojego katolickiego wychowania; chodziłem do katolickiej szkoły od I do VIII klasy.
Ukończyłam więc prawo, zdobywając kilka prestiżowych nagród za moje osiągnięcia akademickie. Uzyskałam również prestiżowy grant od bardzo znanej firmy prawniczej w Nowym Jorku, która ma biura na całym świecie, o który ubiegali się absolwenci uniwersytetów Ivy League z Harvardu, Stanforda, a ja po prawie na UNM... Pojechałem na rozmowę do Los Angeles. Przedstawiłam projekt pracy w obronie praw dzieci z alkoholowym zespołem płodowym, reprezentowania ich na różnych forach oświatowych przy składaniu podań o renty, projekt pracy z przedstawicielami resortu sprawiedliwości, by poszerzyć wiedzę policjantów, jakie są różnice w reakcjach ludzi dotkniętych tym syndromem w stosunku do innych. I wybrano mój projekt! Dostałam ten grant.
Dlaczego o tym wszystkim opowiadam? Nie dlatego, że chcę się chwalić, nie ze względu na siebie, ale dlatego, że patrząc z dzisiejszej perspektywy, w każdym momencie mojego życia widzę Bożą rękę. Wiele razy sprowadzałam na siebie niebezpieczne sytuacje, będąc bezmyślna, kiedy mogłam kogoś zabić, na przykład prowadząc po pijanemu. Bóg był zawsze przy mnie, nie pozwolił mi umrzeć. A powiedziałabym, że gdybym wtedy, w którymś momencie mojego ówczesnego życia zginęła, poszłabym do piekła. Oczywiście, wiem, że Bóg jest miłosierny i bierze pod uwagę okoliczności, ale subiektywnie mówiąc, z mojego punktu widzenia to właśnie przychodzi mi na myśl. Fakt, że byłam w stanie ukończyć prawo, że zdobyłam te wszystkie nagrody, ten grant, że później pracowałam dla rządu federalnego w dziedzinie praw dotyczących Indian w czasie negocjowania kontraktów z plemionami przy realizacji programów federalnych – mówię o tym, ponieważ była w tym ręka Boża; widzę to jako Boże błogosławieństwo. Zarabiałam coraz więcej pieniędzy. Nigdy nie było to moim celem, nigdy nie starałam się o jakąś pracę dla pieniędzy. Wciąż jednak depresja mnie nie opuszczała, ostatecznie mój związek się rozpadł; może był zły, ale czułam się rozbita. Przyzwyczajamy się do naszych okoliczności, do rutyny, więc gdy się to zakończyło, nastał dla mnie bardzo trudny, mroczny okres, bardzo mroczny. Ale jeszcze zanim to się stało, zaczęłam ponownie chodzić na Mszę Świętą, znowu poczułam przywiązanie do Boga, czułam, jak byłam blisko Jezusa, gdy byłam dzieckiem, a więc skończył się mój związek, jestem w tym mroku, w desperacji...
I często to jest właśnie czas, kiedy możemy ponownie usłyszeć Boga, to co do nas mówi, bo cały czas był z nami, czekając. Więc, pamiętam, pewnego dnia zaczęłam ponownie chodzić na msze, poszłam do spowiedzi, stałam przed krzyżem, spojrzałam na Chrystusa, zapytałam, Panie, gdzie ja mam iść, oświeć mnie! I od tego momentu zaczęła się ponownie moja droga z Chrystusem. Nie było to łatwe, w ogóle nie było to łatwe, wciąż miałam depresję, ale rozpoczął się okres uzdrowienia, odnalazłam żarliwą miłość do Niego, znów się zakochałam w Bogu. Na zaproszenie mojej siostry Marii i jej męża włączyłam się w grupę modlitewną, katolicką grupę charyzmatyczną. Kiedy mnie zaprosiła i powiedziała, jaka to grupa, o co chodzi, brzmiało to dosyć dziwnie. Poszłam tam i to odmieniło moje życie, nauczyłam się, jak być otwarta na Ducha Świętego, jak pozwolić mu we mnie działać, więc od tego momentu oddałam się całkowicie Bogu, zostałam lektorem, katechetką, pełnię posługę. Archidiecezja ogłaszała możliwości posługi w więzieniach, więc złożyłam podanie, poszłam na interview i czekałam na dokumenty, żeby móc to robić, ale nagle tak się stało, że odnalazłam się przed kliniką aborcyjną, modląc się. Stało się to tak, że federalne ministerstwo do spraw Indian, gdzie pracowałam, było niedaleko kaplicy świętej Tekakwitha, codziennie chodziłam tam na mszę. Pamiętam postać bardzo chudego człowieka z bardzo długą siwą brodą, miał mały czerwony samochód, a na nim wielki obraz Matki Boskiej z Guadalupe. Modliliśmy się wspólnie podczas Mszy Świętej, on nie wiedział, kim ja jestem, ja nie wiedziałam, kim on jest. Ale jakoś poznaliśmy się i dowiedziałam się, że modli się przed kliniką aborcyjną. Zaczęłam więc robić to razem z nim i jest on moim ojcem duchowym w głoszeniu ewangelii życia. Będąc z nim na chodniku, wiele się od niego nauczyłam, wiele się nauczyłam, chodząc razem z nim, by pomagać ludziom. Nazywa się Philipp Legis, piękny człowiek, ma dzisiaj 82 lata i z tego co wiem, nadal jest tam, robi to na chodnikach, był wielokrotnie aresztowany, poturbowany przez policję, trafiał do więzienia. Pracował dla Operation Rescue. On jest moim serdecznym przyjacielem i ojcem. Więc najpierw zaczęłam się modlić, a potem zaczęłam rozmawiać. Jednym z członków naszej grupy modlitewnej była Claudia, kobieta z Brazylii, ożeniona z Amerykaninem, i ona wracała do Brazylii; zaprosiła nas, żebyśmy ją tam odwiedzili. Nigdy mnie to nie interesowało, nigdy przez myśl mi nie przeszło, aby jechać do Brazylii. Po roku ponownie przyjechała do USA na operację. I kiedy się o tym dowiedziałam, poprosiłam moją siostrę Marię, żeby się dowiedziała, czy chce, abyśmy się za nią modliły. Wtedy Bóg stworzył więź duchową między mną a Klaudią i kiedy zaprosiła mnie ponownie, nalegając, przyjedź, przyjedź do Brazylii, wreszcie się zgodziłam i pojechałam. I tam spotkałam siostry Fraternity of the Poor of Jesus Christ. Przyciągnęła mnie ich prostota, ich radość, ich miłość Boga, więc zaczęłam iść w tym kierunku. W zakonie była tylko jedna Amerykanka, siostra Magdalena, zaczęłam z nią korespondować i ona powiedziała, że założyciel o. Gilson chce otworzyć misję w USA i może mogłabym pracować wspólnie z siostrą Magdaleną, aby to się stało.
Poznałyśmy się bliżej z siostrą Magdaleną, poznała moją historię, część mojej historii, więc kiedy o. Gilson w 2010 roku przyjechał do USA, poprosiła mnie, żebym się z nim spotkała. Pojechałam więc do Kalifornii, spotkałam się z nim i opowiedziałam mu o sobie. On tego wysłuchał i powiedział, masz powołanie, chodź do nas. To było sześć lat po tym, jak wróciłam do Kościoła. W październiku 2010 roku pojechałam do São Paulo i zaczęłam iść z Chrystusem.

– Co tam siostra robiła, gdzie pracowała?
– Na początku w São Paulo, mamy też misję Campo Morro w Paranie, gdzie jest kaplica nieustającej adoracji. Tam rozpoczęłam swą pracę misyjną, tam modliłyśmy się 24 godziny na dobę, pracowałyśmy też z młodzieżą w ramach Gethsemane, weekendowych spotkań dla młodzieży, gdzie ewangelizuje się poprzez teatr i muzykę, przez świadectwa. Wcześniej byłam w mieście Cascavel, tam posługiwałam na ulicy wśród biednych, rozdając jedzenie. Nie zostałam tam, bo zachorowałam, więc wróciłam do Campo Morro, a potem wróciłam do Stanów Zjednoczonych i rozpoczęłam pracę misyjną w Kansas.

– Chodzi siostra cały czas w habicie, nie tak wiele zakonnic nadal posługuje w habitach, czy to pomaga?
– Habit świadczy o naszym oddaniu, poświęceniu się Bogu. Niezliczone razy nie tylko katolicy dziękowali mi za to, że chodzę w habicie, że noszę habit. Habit do nas przyciąga, ludzie chcą wiedzieć, co on oznacza, a każda część habitu ma swoje religijne znaczenie. Powiedziałabym więc, że pomaga to przyciągać do nas ludzi i w większości wypadków ludzie bardzo to szanują, to jest siła charyzmatu. Habit to siła Chrystusa w nas, życia konsekrowanego.

– Kiedy przyjechała siostra do Kanady?
– W marcu 2016 roku.

– A jak poznała siostra Mary Wagner?
– W lipcu w kościele świętej Marii zobaczyłam ulotkę z ogłoszeniem. Z powodu zainteresowania obroną życia wraz z siostrą Caritas poszłyśmy na spotkanie. To był pierwszy raz, kiedy słuchałam Mary.

– A teraz jest siostra prawie na każdym procesie i ją wspiera.
– Tak, modlitwą.

– Czym się siostry zajmują?

– Mamy tutaj posługę na ulicach wśród ubogich. Roznosimy jedzenie, przed ratuszem w Kitchener ustawiamy nasze stoły i czekamy, albo idziemy spotkać ludzi. Teraz już nas znają, są naszymi przyjaciółmi, znamy ich imiona, oni wiedzą, kim jesteśmy, jeśli nie ma nas w jakimś dniu, jeśli nie ma nas przez tydzień, pytają, gdzie byliście, gdzie byłaś w ubiegłym tygodniu.

– Czy jest tutaj potrzeba rozdawania jedzenia, jest tyle programów. Kanada jest bogatym krajem, zupełnie odmiennym od Brazylii, na czym polega tutejsza bieda?
– Są ubodzy materialnie, ale są też biedni, bo brakuje im miłości. Ubóstwo materialne to jedno, pragnienie bycia uszanowanym, pragnienie bycia wysłuchanym to drugie. Najważniejsze rzeczy, jakie robimy, to poznanie ich imion, poznawanie ich losów i historii, które chcą z nami dzielić, wsłuchiwanie się w to, co mają do powiedzenia. Ile razy ludzie po prostu podchodzą i zaczynają opowiadać, zaczynają się otwierać, mówić o problemach, jakie mają, zdrowotnych, różnych zmartwieniach, problemach z narkotykami. Nie starają się niczego ukryć, to właśnie, co jest takie zdumiewające, to okazywane zaufanie kiedy z nami rozmawiają. Spotkałam niedawno Indiankę z Manitoby. Ma płodowy syndrom alkoholowy, jesteśmy ze sobą bardzo blisko, używa takiego języka, jakiego używa, nie oceniam jej za to, po prostu słucham. Wiem, że kocha Jezusa Chrystusa, tak to czuję, co tydzień z nią rozmawiam, modlę się za nią każdego dnia, myślę o niej. Pamiętam ich twarze, są bardzo blisko mego serca.
To jest jedna posługa, którą sprawujemy, chodzimy też do więzień; m.in. do więzienia w Milton i Grand Valley w Kitchener. Mam bardzo wiele znaczących spotkań z przebywającymi tam kobietami. Można łatwo wyczuć pragnienie bezpieczeństwa, miłości, wybaczenia. Ileż razy prosiły o modlitwę, mówiły, siostro pomódl się za mnie, ponieważ boję się, że jak wyjdę, wrócę do tego samego, proszę, pomódl się za mnie. Bo one wszystkie chcą innego życia, ale czują, że nie mają środków, żeby to zrobić, więc to co im dajemy, to nasza miłość, nadzieja, Słowo Boże, kazania, to może być w formie Ewangelii, nauki, medytacji, pieśni, czasami to może być coś, co mówi o Bożej miłości; jest wiele sposobów okazywania Bożej miłości, ale myślę, że najbardziej istotny jest fakt, że tam z nimi jesteśmy, nasza obecność. Myślę, że przed nami nie było tam sióstr zakonnych w Vanier, ani nawet w Grand Valley. Pamiętam, jak kapelan w Grand Valley powiedział nam, że modlił się, by Bóg zesłał siostry. I tak się stało.

– Dlaczego siostra wybrała właśnie takie imię, dlaczego Immolacja?
– Nie wybrałam swojego imienia, Pan Bóg je wybrał. Gdy byłam w nowicjacie, powiedziano nam, żebyśmy się modliły o imię i nasz założyciel również się modlił. Znał nas wszystkie, wszystkie swoje duchowe dzieci, naszą duchowość, znał moją własną duchowość. Byliśmy pewnego dnia na Mszy Świętej i zaczął mówić o osobie, która poświęca się, oddaje się, nie pamiętam dokładnie, co powiedział, ale stwierdził, że od tej pory „będziesz znana jako Immolacja”. To jest ciekawe, ponieważ kiedy sama się modliłam, kiedy wiedziałem już, że poświecę się życiu religijnemu, to zawsze objawiało mi się coś związanego z imolacją, z oddaniem się, tak więc nieznane są ścieżki i drogi działania Pana Boga, tajemnicze są działania Boże.

– Jak siostra sądzi, dlaczego nie ma zbyt wielu powołań do życia zakonnego w dzisiejszym społeczeństwie?
– Jest dużo powołań, zależy od tego gdzie, na przykład w Brazylii jest wiele powołań, w Paragwaju bardzo dużo. Myślę, że w krajach dobrobytu trudniej jest ludziom podjąć decyzję, aby porzucić to, co w ich mniemaniu uchodzi za sukces. Nasze oczy, nasze widzenie często spoczywa na świecie materialnym, na rzeczach materialnych, zatraciliśmy przekonanie, że nie jesteśmy tylko cielesnymi istotami, że jesteśmy również duchowymi istotami, że mamy duszę, która jest wieczna, i że winniśmy o naszą wieczność zabiegać. Straciliśmy to z pola widzenia, więc nie patrzymy już na sprawy nadnaturalne, dostrzegamy tylko to, co jest tutaj, tuż przed nami; mamy też tendencję do przedkładania ponad wszystko natychmiastowej gratyfikacji, o czym świat mówi, że jest sukcesem – pieniądze, władza. Miałam pieniądze i mogłam kupić, co chciałam, mogłam pojechać, gdziekolwiek chciałam, i mówię to tylko po to, że wiem, iż to nie zaspokaja ludzkiego serca. Podoba mi się święty Augustyn, kiedy mówi, szukałem Cię, Boże, ale nie wiedziałem, że stoisz zaraz obok, zagubiłem się w twoim stworzeniu, a nie w Tobie. Bo jeśli ostatecznie odnajdujesz Go i poznajesz Jego miłość, odnajdujesz to, za czym twoje serce tak długo tęskniło.

– Jak wiele osób, z którymi miała siostra do czynienia, którym pomagała, uzyskało ten sukces? Jak efektywna jest siostry praca na ulicach? Jaka jest skuteczność takiej posługi?
– Myślę, że skuteczność posługi polega na spotkaniu z drugim człowiekiem, to samo w sobie, kiedy to rozumieją, kiedy doświadczają miłości Bożej przez nas i otrzymujemy od Nich również miłość – to jest sukces! Nie wiemy, jaka zmiana w nich nastąpi, nie wiemy, czy się zmienią, ale to, co możemy zrobić, to przynieść im Jezusa, aby spotkali go, możemy adorować Jezusa w osobie ludzkiej, dawać im do zrozumienia, że są tego warci. Sam fakt, że ich zauważamy, że do nich wychodzimy, że zauważamy ich, to już jest wielkie błogosławieństwo. Niektórzy ludzie w mieście mówią nam, po co tu jesteście; tutaj nie ma ubogich ludzi, a my odpowiadamy otwórz oczy, bo biedni są dookoła nas. To jest sukces, kiedy ludzie czują miłość Bożą, to jest sukces, kiedy czują, że są warci, ponieważ znasz i pamiętasz ich imię. Nie wyobrażasz sobie, jak wiele razy ludzie ze zdziwieniem mówią, to ty pamiętasz, jak się nazywam?! Tak, pamiętam twoje imię, modlę się za ciebie każdego dnia. Sukces jest wtedy, gdy czują w sercu radość miłości Bożej, nawet jeśli to jest tylko moment. I obietnice, jakie sobie składają. Ta Indianka, o której ci wspominałam, powiedziała, siostro, następnym razem się poprawię, a miała otwartą puszkę z piwem, i dodała, jestem taka głodna. Pytam dlaczego? Bo nie jadłam cztery dni. Dlaczego? Bo, siostro, brałam crack. Dałam jej trochę jedzenia i zanim odeszła, przytuliłam, a ona przytuliła się do mnie tak mocno. Powiedziałam jej: kocham cię, a ona: też cię kocham... To jest sukces.


– Siostro Immolacjo, dziękuję bardzo.



Goniec: Jak się zmieniło twoje życie przez to, że jesteś od ośmiu lat na Północy? Co ci to dało, co ci to odjęło?


Aleksander Borucki: Przede wszystkim przewartościowałem to, dlaczego jestem na Północy, bo pojechałem tak jak większość – pisałem o tym swego czasu – nauczycieli, lekarzy, pielęgniarek, policjantów, pilotów, którzy zaczynali swoją karierę na Północy.
Taka była moja początkowa motywacja – pojechać na Północ, zdobyć doświadczenie zawodowe, wrócić na Południe i pracować już na Południu, gdzieś tutaj, w Mississaudze czy Toronto, między ludźmi. Ale przez te osiem lat zmieniło się to w ten sposób, że doszedłem do wniosku, że jednak tam jest moje miejsce, po czym doszedłem do wniosku, że może jednak nie, i teraz jestem na rozdrożu.
Próbuję się zastanowić, co dalej.
Pojechałem na Północ z bardzo prozaicznych względów, żeby zdobyć doświadczenie zawodowe jako nauczyciel, a skończyło się na poszukiwaniu jakiegoś sensu w życiu. No i dalej szukam.

– Który to jest twój rezerwat?
– Czwarty rezerwat. Co się zmieniło? No, muszę przyznać, że doczekałem w końcu spełnienia się pewnego rodzaju obietnic przez rząd kanadyjski w stosunku do Indian. Pamiętam, jak zaczynałem pracę na Północy w 2009 roku po raz pierwszy, mój znajomy – dzieliliśmy dom, więc współlokator – powiedział: no, teraz Stephen Harper jest premierem. Wtedy wszyscy byli jeszcze nabuzowani jego przeprosinami. Stephen Harper chciał się przedstawić jako premier, który ma na względzie edukację, między innymi edukację Indian. To zajęło osiem lat i dopiero teraz widzę jakieś skutki tej działalności, bo dopiero w tym roku ktoś doszedł do wniosku, że nauczyciele w indiańskich szkołach, przynajmniej w tej szkole, w której teraz ja pracuję, powinni zarabiać tyle, co nauczyciele gdzie indziej, bo do tej pory zarabiałem 30 do 40 proc. mniej.
A teraz zachłysnąłem się tym, że zarabiam tyle, ile powinienem.

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.