– To szkoła podstawowa?
– Podstawowa, od Junior Kindergarden.
– To jest to najmłodsze pokolenie Polonii, jak się dzieci zmieniają?
– Pracuję w szkole od 20 lat, mogę powiedzieć, że dzieci na pewno się zmieniają, dlatego też troszeczkę musimy zmienić profil naszego nauczania, dlatego że dostajemy w tej chwili częściej dzieci, które są z rodzin dwujęzycznych. Na przykład mama jest Polką, a tata nie. Więc musimy program dostosowywać do tego, żeby każdego zadowolić. Dzięki temu, że mamy pomoc ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, który ściąga nam raz do roku na przeszkolenie profesorów...
– Ze Związku Nauczycielstwa Polskiego w Polsce?
– Nie, tutaj, z naszego. Organizuje nam kursy, jak pracować z dziećmi dwujęzycznymi. Jesteśmy więc gotowi, żeby pracować z tymi dziećmi. Na pewno dzieci są troszeczkę słabsze, jeśli chodzi o język...
– Mówi Pani o dzieciach z rodzin dwujęzycznych?
– Dwujęzycznych i tych, których rodzice tutaj się urodzili. Trzeba włożyć troszeczkę więcej pracy. I więcej pracy musimy włożyć w przygotowanie się, ale są efekty, i dzieci bardzo chętnie przychodzą, a rodzice bardzo chętnie dzieci przyprowadzają.
– O to miałem właśnie zapytać, czy nie gaśnie chęć, żeby dziecko uczyć języka kraju pochodzenia, skoro jest to pochodzenie w którymś już pokoleniu?
– Muszę powiedzieć, że zauważyłam, że bardzo chętnie – mówię o rodzicach. To jest sobota, to jest dzień wolny dla nich. Zdajemy sobie sprawę, że ich rówieśnicy w tym czasie śpią, czy też grają w różne gry, a one muszą być w tej szkole. Więc na początku wchodząc do klasy, widzimy te niezadowolone buzie, ale kiedy wychodzą, każde jest zadowolone, każde jest uśmiechnięte, i dzieci chętnie przychodzą, stąd mamy dosyć dobrą frekwencję.
– Dzieci w szkole poznają później koleżanki, kolegów?
– Szkoła polska to nie tylko jest nauka. Dla mnie polska szkoła – i zawsze to rodzicom tłumaczę – to są kontakty towarzyskie, które dzieci nawiązują. I jeżeli tworzymy klasy, staramy się zawsze tak robić, żeby koleżanka była z koleżanką, kolega z kolegą. I dlatego dzieci chętnie przychodzą i wracają do szkoły. Sąsiedzi wożą dzieci... Tym sposobem wydaje mi się, że wszystko bardzo dobrze działa.
– Pracuje Pani w szkole już 20 lat, ale zanim zapytam, dlaczego Pani trafiła do tej pracy, proszę powiedzieć, jak na przestrzeni tych lat zmieniły się dzieci? Bo przecież zmienia się świat dookoła, w ogóle młodzież się zmienia. Wszyscy mają teraz smartfony, wszyscy mają Internet, każdą informację można znaleźć na Google, czy to informacje o Polsce, czy z Polski. Czy to wpływa na sposób uczenia, na programy?
– Na pewno te dzieci wymagają od nas innego rodzaju pracy; dzieci chciałyby, żeby materiały były dostępne dla nich cały czas i musimy angażować je do pracy, organizować więcej pracy grupowej, ale indywidualnie podchodzić do dziecka. Wydział oświaty na tyle nam pomaga, że wynajmuje nam sale i te sale są dosyć dobrze wyposażone. Każdy nauczyciel, który jest przeszkolony z tablic multimedialnych, może z nich korzystać w szkole. Dzieci to bardzo lubią.
– A czy są polskie materiały, które można wykorzystać, czy polskie Ministerstwo Oświaty przychodzi z pomocą dzieciom, które uczą się poza granicami?
– Chodzi panu o to, czy nam coś przysyłają, czy udostępniają jakieś materiały programowe. Wie Pan, to jest sprawa indywidualna; każdy nauczyciel wie, z jakimi dziećmi ma do czynienia, i może sobie znaleźć coś na komputerze. Jak panu też powiedziałam, gdy przyjeżdżają nauczyciele z uniwersytetów i przeprowadzają szkolenia, to też nam dają bardzo dużo źródeł. W IPN są szkolenia i możemy z IPN korzystać. Raz do roku mamy szkolenia o historii najnowszej i o tym, jak uczyć dzieci dwujęzyczne. Były tutaj nauczycielki z Uniwersytetu Śląskiego i przeprowadzały nam takie zajęcia. Myślę, że jeżeli ktoś chce naprawdę dobrze pracować z dziećmi, to musi sam się doszkalać. Nie ma innej rady. Poza tym każda nauczycielka, która jest zatrudniona w polskiej szkole, ma bardzo dobre wykształcenie z Polski.
Każda z nas ma ukończone studia pedagogiczne. I to jest brane pod uwagę, kiedy byłyśmy i kiedy jesteśmy w tej chwili zatrudniane. Ale oprócz tego każda z nas, można powiedzieć 75 proc. pracuje też w szkole kanadyjskiej. Jesteśmy cały czas na bieżąco z tym, co się dzieje w edukacji, w jaki sposób z tymi dziećmi pracować, w jaki sposób do nich podchodzić.
– A czego jeszcze by Pani oczekiwała od strony polskiej, czy ten kontakt jest, Pani zdaniem, wystarczający?
– Organizuję różne konkursy dla dzieci, więc jeżeli zgłoszę się o pomoc do konsulatu, to zawsze tę pomoc dostaję. Chodzi więc o to, żeby iść i zapytać, poprosić. Jeżeli chodzi o Fundusz Milenium – podobnie dostajemy zawsze pieniądze na działalność, ale trzeba poprosić. Więc jeżeli się chce, to się zawsze dostanie pieniądze.
– Tutaj, w Ontario, mamy pieniądze publiczne na polskie szkoły…
– Tak, jesteśmy w takiej szczęśliwej sytuacji. Nasze Ontario jest w takiej szczęśliwej sytuacji, dlatego że wydział oświaty wszystko finansuje. Jak powiedziałam, możemy korzystać z sal lekcyjnych, możemy korzystać z ławek, ze sprzętu, który tam jest, możemy korzystać z tablic multimedialnych, co jest bardzo dużym udogodnieniem. Cztery razy do roku możemy korzystać z sali gimnastycznej, dzięki czemu możemy organizować Dzień Niepodległości, święta Bożego Narodzenia, akademie, możemy też organizować International Day, także nieraz możemy tej sali używać na konkurs recytatorski.
– Czy rodzica cokolwiek ta nauka kosztuje, oprócz dowożenia dziecka do szkoły?
– Jeżeli chodzi o opłaty, to jest 25 dol. roczna opłata rejestracyjna, którą rodzice płacą, i to pokrywa książki, które dzieci dostają w szkole, ćwiczenia i zeszyty, które dzieci również dostają, a także kopie, które możemy robić w szkole. Nasza szkoła imienia Mikołaja Kopernika płaci jeszcze ekstra 100 dol., dlatego że nauka trwa 3,5 godz., a nie 2 godz., jak w innych szkołach. Te 100 dol. to jest na tzw. Art and Culture i to jest ekstra godzina nauki języka polskiego.
– Czego dzieci się uczą w szkole? Jakie są przedmioty?
– Nie mamy przedmiotów, można powiedzieć, że to jest taka integracja.
– Klasy są łączone?
– Nasza szkoła jest w takiej bardzo dobrej sytuacji, że mamy bardzo mało klas łączonych. Można by powiedzieć, że w tamtym roku na 22 klasy tylko 2 klasy były łączone. W tym roku nie mogę jeszcze powiedzieć, zobaczymy, jak będzie.
Przede wszystkim uczymy dzieci języka polskiego, ale na podstawie tego języka dzieci poznają baśnie, legendy, poznają historię, geografię Polski; wszystko, co jest związane z Polską. Tradycje, obrzędy, kultura, a przy tym wyrabianie postaw społecznych w stosunku do siebie nawzajem.
– Szkoła współpracuje z harcerstwem?
– Myślę, że w naszej szkole ok 30 proc. dzieci należy do harcerstwa, więc staramy się razem pracować, bo przecież tego samego uczymy; tradycji polskiej i poszanowania języka polskiego. Na przykład, jeżeli jest Święto Niepodległości, prosimy, żeby wszyscy harcerze założyli mundurki i w ten sposób uczestniczyli w akademii z okazji odzyskania Niepodległości. Na święta Bożego Narodzenia prosimy również harcerzy, aby przynieśli mundury i pokazali to, że należą do harcerstwa.
– Co ta polska szkoła daje, dlaczego poświęcać swój czas i czas dziecka, całą sobotę, mieć zarwany weekend? Niektórzy mówią, rozmawiam z dzieckiem po polsku, moje dziecko i tak nie będzie się uczyło w Polsce, więc wolę wyjechać z dzieckiem na ryby, mieć z nim kontakt. Dlaczego powinniśmy jednak wozić dzieci do polskiej szkoły w sobotę?
– Mogłabym na ten temat bardzo długo mówić. Choć rodzice uczą dzieci języka polskiego, to my jako szkoła pogłębiamy tę znajomość. To znaczy wprowadzamy coś nowego w życie dziecka. Może rodzice akurat tego nie potrafią dziecku przekazać. Jeżeli chodzi o geografię, nie zawsze rodzic ma czas, żeby usiąść z dzieckiem i pracować z mapą. W minionym roku organizowałam ze Związku Nauczycielstwa Polskiego konkurs geograficzny i zachęcałam moich uczniów do udziału. Oczywiście, nie za bardzo chcieli, bo to wymaga bardzo dużo pracy, ale w pewnym momencie jeden pan do mnie podszedł, ojciec dziecka, i mówi, proszę pani, przyjechałem do Kanady, mając 4 lata, i bardzo chętnie będę się uczył z moim synem tej geografii. Tylko proszę mi pokazać, co ja z nim mam omówić. Proszę mi wierzyć, ten chłopiec osiągnął bardzo dobry wynik w konkursie geograficznym. W ten sposób wszczepiamy coś nowego.
Jeżeli chodzi o historię, to samo – wprowadzamy nowe tematy, o których rodzice nie zawsze mają czas usiąść z dzieckiem, porozmawiać i wytłumaczyć. Na przykład, odzyskanie niepodległości czy też wybuch II wojny światowej. To są tematy, które interesują najbardziej chłopców. Nie zawsze rodzice mają na to czas.
Przecież Polska to kraj wybitnych pisarzy, poetów. Rodzice nie rozmawiają na ten temat z dziećmi, bo nie mają na to czasu, my natomiast to robimy. Zawsze więc jest coś nowego i podsuwamy nawet to rodzicom, aby mogli to kontynuować. Powtarzam cały czas, że dzieci na razie nie doceniają i może rodzice nawet nie doceniają na początku tego, że dzieci uczą się języka polskiego, ale kiedy idą na studia, wtedy dopiero spadają im klapki z oczu, wtedy rozumieją, jak ważna była nauka języka polskiego. Zawsze tłumaczę to moim uczniom, nie wiecie, co będziecie kiedyś robili, Polska się rozwija, Polska kwitnie gospodarczo, więc może dostaniecie tam pracę. Zawsze w ten sposób staram się ich zachęcić.
Mówię rodzicom, macie dwie rzeczy, które możecie dać swoim dzieciom, korzenie oraz skrzydła, aby mogły wykorzystać to w swoim życiu.
– A jaka była Pani droga, dlaczego postanowiła Pani uczyć w polskiej szkole?
– Skończyłam studia pedagogiczne w Polsce i pracowałem 6 lat w szkole podstawowej. Kiedy tutaj przyjechałam, brakowało mi pracy z dziećmi. Miałam na tyle szczęścia, że dosyć szybko dostałam się do polskiej szkoły. Moje dziecko miało wtedy cztery lata i razem jeździłyśmy sobie do szkoły. Moja córka miała wyrobiony nawyk chodzenia w sobotę do polskiej szkoły i kiedy były wakacje, mówiła: nie mogę uwierzyć, że soboty są wolne. Ona nawet na początku chodziła do mojej klasy. Zaczęłam to robić w 1997 roku i bardzo mi się to spodobało. Potem też zaczęłam przygotowywać dzieci do Pierwszej Komunii, pracuję też w szkole kanadyjskiej z dziećmi. To jest moje życie.
– Czy dzieci polskie są inne niż „kanadyjskie”?
– W szkole kanadyjskiej pracuję z dziećmi junior i senior kindergarden, więc trudno mi powiedzieć, ale wszystko zależy od rodziców, od wychowania. Nie sądzę, by była jakaś różnica. Wiadomo, nasze dzieci polskie są „nasze”, zawsze człowiekowi trochę mocniej serce bije, ale tak samo dobrze je oceniam. Bardzo lubię pracować z dziećmi.
– Dziękuję bardzo.
Rozmawiał Andrzej Kumor