– To są objawy, które ludzie czasem pomijają, a przypominają grypę.
– Tak, bolą wszystkie stawy, jest silny ból głowy, taki, że człowiek traci orientację. Pierwszego wyleciałem, byłem w Panamie wieczorem.
– To tam się pierwszy raz stało czy już tutaj to miałeś?
– Mnie się wydaje, że to w Kanadzie się zaczęło. Tę samą gorączkę miałem trzy razy tutaj. Do czego zmierzam, pierwszy dzień, mam tam samochód – długo stał, więc trzeba go było podładować. Drugiego dnia pojechałem ze znajomą nad ocean. Posiedzieliśmy tam, zjedliśmy obiad w restauracji. Byliśmy do godziny 5 wieczorem. Wróciliśmy. Następny dzień niedziela. W niedzielę około godziny 11 w nocy oglądałem film i nagle silny wstrząs, gorączka, spadek temperatury. Przykryłem się, żeby się ogrzać. Po dwóch godzinach to przeszło. Biorę tabletki na cukrzycę, myślałem, że coś z poziomem cukru jest nie tak, ale patrzę, jest OK.
Tutaj było głośno o komarach przenoszących wirus Zika.
– Tak, w Ameryce Południowej.
– I byłem już na to uczulony. Następnego dnia musiałem zarejestrować samochód, w innej prowincji. Gdy jechaliśmy z powrotem, mówię znajomej, że gorączka jest OK, ale słuchaj, tu jest coś większego, gorączkę już miałem, ale takiej jak ta jeszcze nie. Chodź, jedziemy na pogotowie.
– Tam w Panamie, w jakim mieście?
– W Anton, od Panama City dwie godziny jazdy w stronę Kostaryki. Tam jest płaski teren, z drugiej strony jest Pacyfik, góry. Tam budują hotele, domy. Anton to jest taka większa miejscowość, wszystko tam jest. I już jesteśmy w Anton, mówię, zajedź na pogotowie. Trochę ludzi było, czekaliśmy dwie i pół godziny. W Toronto czeka się osiem.
– Chyba że zawał.
– I jaka sytuacja! Zaskoczyła mnie opieka lekarska w Panamie. Gdy już weszliśmy do gabinetu, była pani lekarz, mówię jej, że to chyba od komarów. Ona na to, że o tej porze już ich nie ma, już śpią, ale mówi, że jak chcesz, to zbadamy. My wszystko robimy, co chcesz.
– Ile kosztowała taka wizyta?
– Dwa dolary amerykańskie. Miałem ubezpieczenie, ale musiałbym trochę dalej jechać. Jechanie to czas, tutaj miałem na miejscu, od mojego domu kilometr. Pogadała z nami, tłumaczem była kobieta, która się opiekuje moim domem. Wszystko trwało około 20 minut. Wrzuciła wszystko do komputera, komputer jej wszystko pokazał, co ma robić. Dała mi skierowanie na badanie krwi, które było w tym samym miejscu. Wynik miałem już po 10 minutach! Przyszliśmy z tym wynikiem do niej, a ona mówi: John, you are lucky, this is denga and it is danger. Powiedziała, że to jest bardzo niebezpieczne i w moim przypadku to klasyczny przebieg, że bywają bardziej zarażeni. Potem mówi tak: Mamy tu 15 łóżek (piękne łóżeczka), i jedno łóżko jest tylko przeznaczone na choroby przenoszone przez komary. Zapisała mi litr płynu, podano mi to dożylnie, co trwało godzinę. Doktor mówi, przyjdź za trzy dni, ale już nie czekaj, zarejestruj się od razu na badanie krwi. Kolejne badanie krwi kosztowało dwa i pół dolara. Śmieszna suma, prawda?
Przyszliśmy z tym wynikiem, a ona mówi: ty dobrze wyglądasz, inni to są czerwoni, oczy wychodzą, a ty jesteś OK, jesteś bardzo odporny. Mówi też, że poziom tego wirusa tylko lekko się obniżył, ale że drugi raz nie może mi podać tego leku. Ja na to, żeby dała, na moje ryzyko. Ja mam bardzo silny organizm. Mówi – dobrze, na twoje ryzyko. Dała mi to dożylne lekarstwo i jeszcze zapisała tabletki co sześć godzin jedna oraz proszek do rozpuszczania w litrze wody, miałem to pić co godzina przez cały dzień. I dużo płynów pić. To piłem przez cały dzień, non stop woda, woda, woda.
Powiedziała mi, żebym przyszedł za cztery dni, ona będzie tu od rana. Tak zrobiłem, byłem o 9 rano, jeszcze raz zrobiła zabieg, ale już nie mieli specjalnej igły, to wysłała mnie do nowego laboratorium. Tam usiadłem, pobrali krew, i po minucie już był wynik. To wszystko mnie zaskoczyło.
– Że może być tak szybko i sprawnie.
– Tak. A tu jest tak opornie wszystko. Trudno nam to zrozumieć. Panama niedawno powstała, to kraj Trzeciego Świata, tam nic nie było. Dopiero jak Amerykanie weszli, zaczęli coś robić.
I lekarka mówi po obejrzeniu badań: nie ma już nic.
– Czyli zostałeś wyleczony.
– Ten wirus nie jest już aktywny, ale krew jest jeszcze nie w porządku, więc przez tydzień – dwa tygodnie będziesz jeszcze odczuwał dolegliwości. Kazali mi się nigdzie nie ruszać. Zapłaciłem dziewczynie, dostarczała mi żywność i gotowała. Po tych wszystkich perturbacjach jeszcze brałem przez jakiś czas lekarstwa.
Przyjechałem do Kanady i myślę, że trzeba pójść i się sprawdzić.
– Objawów już nie było żadnych?
– Nie. Trochę gorączkę czasami miałem. Chciałem zobaczyć, co nasi lekarze na to powiedzą, a tu kompletne dno.
– Nic nie wiedzą?
– Nic, nic o tym nie wiedzą. Poszedłem do walk-in clinic, ale mi powiedzieli, że to musi sprawdzić lekarz od chorób tropikalnych. Zarejestrowali mnie na następny dzień, poszedłem do tego lekarza i pokazałem mu dokumentację z Panamy i międzynarodowy kod, określający rodzaj choroby. Wszyscy lekarze powinni to znać, bo komary są tak niebezpieczne dzisiaj, że mogą nawet AIDS przenosić.
– Rozmawiałeś z tym lekarzem specjalistą i on nic nie wiedział i nie poradził?
– Tak, nic. On mówi, że ta dokumentacja to jest „garbage”, śmieci, a ja tego kodu nie znam. Zapisał mi środek przeciwbólowy i to wszystko.
– On w ogóle o nic się nie pytał, chociaż mówiłeś mu, że wróciłeś z krajów tropikalnych, że Panama, że mieszkasz tam itd.? Przecież ilu ludzi jeździ do Panamy, do Meksyku. Pół miasta jeździ w tamtym kierunku.
– On się tym w ogóle nie zainteresował. Zaczęliśmy się ostro kłócić. Powiedziałem mu, że przyszedłem tutaj, żeby sprawdził ten kod i zobaczył, na co jestem chory. On na to, że nie wie, co to jest za kod. Wiedział tylko, co to jest malaria. Rozeszliśmy się w złym nastroju.
Ale taka historia dotyczy nie tylko mnie. Mam znajomą Polkę, która była na Kubie. Przyjechała z Kuby w marcu i przez trzy miesiące była bardzo chora. Miała wysypkę na twarzy, ból głowy, brak orientacji. Była u polskiej lekarki, która powiedziała jej, że to nic nie jest, chociaż ta mówiła jej, że była na Kubie i tam ją strasznie pogryzły komary i że dostała tam na to zastrzyk. Pokazała jej dokument. Polska lekarka nie zareagowała, dała jej tylko krem, mówiąc, że to jest uczulenie. Była u trzech lekarzy potem, każdy mówił, że to uczulenie, chociaż ta mówiła, że była pogryziona na Kubie przez komary. Także ten lekarz, u którego ja byłem później, nie dał jej skierowania na badanie krwi.
– Tutaj też mamy wirusa Zachodniego Nilu, jest kilka chorób, które komary roznoszą, jest kilka chorób roznoszonych przez kleszcze. I gdy się przychodzi do walk-in clinic, to lekarz mówi, że to grypa albo najprostsze inne choroby, i daje Tylenol albo antybiotyk.
– A nikt nie sprawdza, co to naprawdę jest. Jeśli się tego nie leczy, to ludzie umierają. Ja pracuję w Brampton, robimy butelki do alkoholu, milion dziennie. I 50 – 60 procent towaru idzie do Stanów, Kalifornia, na południe. I nasze trucki tam jeżdżą, a na trucku może przyjechać z powrotem nie wiem ile tych komarów. I mogły one być w mojej firmie, bo objawy miałem jeszcze przed wyjazdem do Panamy.
– Były już takie informacje, że komary, które zikę przenoszą, znaleziono w pułapkach w Windsor, przy okazji badań nad wirusem Zachodniego Nilu.
– Jeśli poszukasz w Internecie, to najwięcej ich jest na Kubie, potem Stany Zjednoczone i Meksyk.
– Kuba, Stany Zjednoczone, Meksyk to są te kierunki, gdzie setki tysięcy ludzi jeździ co roku na wakacje, nie zdając sobie zupełnie sprawy z zagrożeń.
– Oni nie chcą o tym informować, boby nikt tam nie jechał. Nie byłoby pieniędzy.
– Ale tu nie chodzi o to, żeby straszyć, tylko żeby leczyć, żeby po dwóch – trzech latach nie było powikłań.
– W Panamie całe leczenie kosztowało mnie 70 dol. kanadyjskich. Tu bym na pewno zapłacił więcej. A jeszcze tam to zrobili tak szybko, tutaj natomiast kazali na wynik badania krwi czekać od trzech dni do trzech miesięcy. A w Panamie miałem to w ciągu 10 minut. Gdzie my jesteśmy, w Trzecim Świecie? Gdy przyjechaliśmy tutaj 30 lat temu, to była piękna Kanada. W tej chwili, gdziekolwiek się obrócić, wszystko siada. Nie ma gospodarza.
Co mi jeszcze lekarz specjalista (od travel) powiedział – że zarażenie nastąpić mogło dużo, dużo wcześniej, a wirus w organizmie „zasypia” i po jakimś czasie „budzi się”. Jak się budzi, to pojawia się atak, tak jak przy malarii, febrach itd. To trwa kilka dni i potem on znowu zasypia.
– Dziękuję, że opowiedziałeś swoją historię, bo to jest ważne dla ludzi, żeby wiedzieli, że można zlekceważyć objawy, sądząc, że przejdą same, a są to groźne choroby, wymagające leczenia.