farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 05 październik 2018 15:10

Minęło cieplutkie lato 2018

Napisane przez

RatajewskaWitam wszystkich Czytelników Gońca. Dawno nie pisałam i sporo się wydarzyło. W tym czasie na pewno wiele polskich opiekunek wyjechało do Niemiec.

Moja znajoma zmienia się co 6 tygodni, druga znajoma zmienia się co 2 miesiące, z inną opiekunką. To są ich zmienniczki. Każdego roku z góry mają ustanowione, kiedy która pracuje podczas świąt. Święta są najważniejsze, bo to duże wyrzeczenie zostać w Niemczech szczególnie na Święta Bożego Narodzenia.

jeśli czytasz nasze teksty regularnie, wesprzyj nas

Gdzie praca w miarę dobra, to opiekunki polskie jej pilnują i zmieniają się tak, że rodziny niemieckie tego nie odczuwają. Święta obdzielają miedzy siebie sprawiedliwie i pilnują danego miejsca.

Rodziny w Polsce muszą się wtedy pogodzić z brakiem matki rodziny i smutek jest wtedy po obu stronach. Wiem, jak to jest, bo dwa razy przetrwałam na posterunku w Niemczech, Święta Wielkiej Nocy. Opiekowałam się starszym panem niemieckim, ja - w nocy, a opiekunka niemiecka - w dzień. Ona wzięła kilka dni urlopu, więc ja zajmowałam się nim wtedy w noc i w dzień. Nie mogłam wyjść, a kościół był prawie naprzeciwko. Pana starszego nie można było zostawić, wiec nie miałam ani rodziny, ani świąt, ani kościoła, tylko na drzewku suchym wisiały kolorowe plastykowe jajeczka, powieszone przez niemiecką opiekunkę dziadka, przed jej wyjazdem.

Moja rodzina w Polsce nie miała mnie. Nie było mnie, a matka być powinna – tam gdzie dzieci i gdzie jej rodzina. Minęło więc 9 lat mojej pracy w Niemczech, pracy specyficznej, bo było się wciąż na swoim posterunku, bo to praca na 24-godziny dziennie. Niemcy ją ogłaszają, jako 24 Stunde Pflege.
Czasami myślę, że gdyby wcześniej było chociaż to 500 plus, to nie musiałabym zostawiać moich malutkich dzieci i pędzić do pracy w szkole. Potem też nie musiałabym jeździć do Niemiec, może by wystarczyło. Nie nacieszyłam się moim dziećmi, bo od ich 18- stek, w czasie wakacji wyjeżdżali do pracy, a teraz mają mało urlopu. Cieszę się, że inne matki mają lepiej, że mają już lepiej.

To był taki wstęp. Mąż by powiedział, że znowu biadolę, ale to mnie szczególnie chętnie Niemcy zatrudniali, jako matkę 5-rga dzieci. O, ta to będzie na pewno opiekuńcza i pracowita.

Dzieci wyszły z domu, dostałam emeryturę.

***

Piękne lato było w Polsce, a ja do Niemiec nie wyjeżdżałam. Opiekowałam się moją mamą, a potem prawie codziennie jeździliśmy nad jezioro i się kąpaliśmy. Jezioro jest leśne, a woda w nim kryształowa.

W sierpniu przyjechały dzieci, był to taki mały zjazd rodzinny. Przygotowywaliśmy się do tego ich przyjazdu solidnie. Włączyliśmy od świąt nie używaną zamrażarkę i codziennie robiliśmy to, co dzieci lubią i to zamrażaliśmy, porcjami. Przedtem zapytałam każde z naszych dorosłych już dzieci - co by chciały, aby było do jedzenia, w domu rodzinnym. Nie chciałam zrobić błędu, bo kiedyś przyjechał syn z Anglii i pyta ostatniego dnia jego pobytu, dlaczego nie było zupy pomidorowej i naleśników.

Tym razem nasmażyliśmy dużo kotletów schabowych, kotletów mielonych, ale nie z mięsa kupnego mielonego, bo tam nie wiadomo, co tam jest. Dalej kotlety mielone rybne i oczywiście dużo pierogów z mięsem. Dom stopniowo zapełnił się gośćmi. Każde nasze dziecko przyjechało z innego kierunku. Najważniejsze. że wszyscy szczęśliwie dotarli. Dotarł też nowy piesek, który obudził się o 5 tej rano i nie dawał spać. Przypomniałam sobie o kiju, który widziałam przed drzwiami sąsiadki. Oni mają drugiego psa - wilczura. To chyba jego własność. Wyjrzałam więc tak wcześnie raniutko, leżały dwa kije - jeden krótszy, drugi większy. Zostawiłam ten większy, wzięłam krótszy i... już wszyscy mogli spać. Piesek się wgryzał w twardy kij, a po 8 - mej odniosłam go z powrotem, jak gdyby nigdy nic.
Na drugi dzień sytuacja się powtórzyła i znów kij odniosłam, zanim sąsiedzi wyszli ze swojego mieszkania. Potem spotkałam sąsiadkę na schodach, chciałam jej się przyznać, ale wiedziała doskonale - śmiała się. Śmieszna sytuacja, ale zbawienna dla nas.

Dzieci nasze nie lubią, aby o nich za dużo pisać, wiec napiszę tylko, że zrobiliśmy sobie wspaniałą wycieczkę w bardzo dziki las. Dotarliśmy tam do jeziorka - znaleźliśmy dostęp do wody. Rzuciliśmy się do pływania. Woda z wierzchu była ciepła, upał był okropny. Syn zgubił po drodze okulary. Narobiliśmy dużo zdjęć.

Las ten nazywa się Czarci Żleb, teraz ma nazwę Diabelski Skok.

Potem to my odwiedziliśmy dwójkę naszych dzieci – jedno na północy Polski, drugie na południu. Zobaczyliśmy, jak mieszkają, a na obiad w restauracji, na północy zjedliśmy rybę, na południu duże pierogi z rozmaitym nadzieniem.

Dawno nie byłam w restauracji…

We wrześniu dzieci nasze złożyły się na wycieczkę naszą – moją i męża. Udało mi się capnąć Last Minute w Bułgarii. Hotel na południu w mieście Primorsko. Dali nas do hotelu obok, jeszcze wyżej gwiazdkowego/. Mąż się denerwował - myślał, że pokój promocyjny, to będzie może i nawet w piwnicy, bo tak mało zapłaciliśmy... Okazało się, że pokój był olbrzymi, piękny. Przespaliśmy się 3 godziny i pomaszerowaliśmy na plażę – schodziło się w dół, po wielu wyszczerbionych schodkach. Woda w morzu ciepła, czym nas miło zaskoczyła. Szaleliśmy w tym morzu sami. Nikogo nie było, oprócz ratownika. Z powrotem do hotelu, na śniadanie. Było tyle pysznego jedzenia, a wszystkiego chcieliśmy spróbować. Już wcześniej czytałam opinie o tym hotelu – chwalono morze i jedzenie.

Basen nas nie interesował – tam leżeli przede wszystkim młodzi ludzie, od rana do wieczora drinkujący.

Poznaliśmy najpierw jedno małżeństwo ze Śląska i gdy tamci wyjechali, poznaliśmy następne małżeństwo - wspaniali i ciekawi ludzie. Oni nie mieszkali w hotelu - wynajmowali mieszkanie w klimatyzacją, aż na 5 tygodni. Za kilka dni wracają do Polski. Niedawno przeprowadzili się z Warszawy na wieś pod Warszawą. Ich znajomi pokupowali domy, mieszkania w Egipcie, w Tunezji. Teraz mają kłopoty, zwłaszcza z Tunezją, w związku ze zmianą tam sytuacji politycznej.

Ludzie ci potrzebują wyfrunąć do Egiptu w listopadzie i potrzebują kogoś do pilnowania ich domu, w tym czasie, na okres jednego miesiąca.

Zobaczymy, jak to będzie.

Pławiąc się w tym luksusie, w 4 gwiazdkowym hotelu w Bułgarii, gdzie nie trzeba było nic robić…. ani zmywać po sobie, ani sprzątać, ani zabiegać o żywność...

Przypomniałam sobie dwa dawniejsze wyjazdy do Bułgarii. Z mamą i rodzeństwem, gdy miałam lat 14 - ście. Wtedy mama mnie miała zabukowanego żadnego hotelu, tylko na dworcu zgadała się z jakaś panią - bułgarską nauczycielką, która wynajęła nam pokój z 4 – ma łóżkami. Było to daleko do morza i pamiętam upał, w jakim szliśmy na plażę.

Następny wyjazd, z namiotami, także z rodzeństwem - rok 1976. Koło namiotu żadnego cienia. Staraliśmy się, jak najwięcej zaoszczędzić, aby jak najdłużej być. Pieniędzy starczyło nam na 3 tygodnie.

Następny wyjazd, o którym bym zupełnie zapomniała, to z mężem i dwójką naszych synów, którzy mieli 2 i 3 lata. Jechało się pociągiem, kuszetkami, a mieszkaliśmy w domku drewnianym, na kempingu. Było to wrzesień 1980 i Bułgarzy nas odseparowali - Polacy byli osobno, a jadąc pociągiem widziało się wielki napis – Na wieki z CCCR. To mi utkwiło w pamięci.

I teraz, naraz w takich luksusach. Przecież kiedyś, gdy patrzyło się na hotel w Złotych Piaskach, to ludzie, którzy wchodzili do takiego hotelu, to byli co najmniej Anglicy.

Coś się jednak zmieniło w Polsce. Bardziej się zmieniło, niż w Bułgarii. Widać to po chodnikach, po domach. Hotel nasz był piękny, ale dalej od hotelu było już różnie i nie bardzo estetycznie. Wyglądało tak, jakbyśmy się cofnęli w Polsce o jakieś 15 lat.

W dzień, w którym nie było słońca, a we wrześniu zaraz się zakradł chłód, kupiłam sobie dwa kostiumy kąpielowe i jeden plażowy ręcznik. Kostiumy w cenie do 30 lewa, a ręcznik za 12 lewa. Trochę taniej niż w Polsce, a wybór kostiumów był ogromny. Jedna lewa, to około 2 PLN. Teraz mi się przypomina, ze dawniej 1 lewa, to było 20 złotych polskich. Szukam i nie mogę znaleźć potwierdzenia.

Właśnie zadzwoniła Krystyna, siostra mojego narzeczonego sprzed wielu lat. Odezwała się do mnie po jego śmierci i od tej pory rozmawiamy ze sobą. Nie widziałam jej od roku 1978, a on umarł w roku 2008. Może się komuś to wydawać dziwne, ale Krystyna jest dla mnie, jak rodzina. Może się kiedyś spotkamy, może uda się spotkać. Na razie nie jest to możliwe, ona opiekuje się niepełnosprawnym synem.

Ostatnio był duże emocje związane z siatkówką. Meczu Polska - USA nie widziałam, tylko początek. Poszłam spać z myślą, że nie będzie dobrze. Rano się dowiedziałam, ze Polska jednak wygrała, więc następny mecz, ten Brazylią, obejrzałam w 100 %.

Syn nasz przypomniał sobie, jak grał przeciwko drużynie Kubiaka, gdy był jeszcze w ogólniaku. Jak tamci zaserwowali, jak walnęli, to trudno było odebrać taką piłkę. Mi się podobał Bartosz Kurek, a właściwie cała drużyna i malutkie oczka trenera.

Do Niemiec na razie nie jadę, ale z kilkoma Niemcami mam cały czas kontakt internetowy. Na przykład, z córką pana starszego, którym opiekowałam się w roku 2014. Urodziło się im trzecie dziecko, przysłała zdjęcia.

napisała : wandarat
Polska, dn. 2.10.2018

piątek, 05 październik 2018 15:03

ZATROSKAŃCY

Napisane przez

ligezaNie ma to, tamto: światłym pod przewodem premiera Morawieckiego Mateusza, nasz rząd tak rozpędził się w spełnianiu obietnic, że dziś spełnia również te obietnice, których obiecywał nie spełniać.

Ho-ho, tak-tak. Wieczni malkontenci utyskują nawet, że w grudniu 2017 roku partia Prawo i Sprawiedliwość po prostu oddała władzę. Aż chciałoby się zakrzyknąć: takie cuda tylko w Polsce pod rządami Dobrej Zamiany, ciągle jeszcze nie wiedzieć czemu zwanej Zjednoczoną Prawicą. Ale dziś nie chcę pisać o “taśmach z Morawieckim”. Wszyscy o tym piszą, a słowa premiera nigdzie nie ucieknie, nawet jeśli taśmy, nieprawdaż, spłoną. Czy kiedy zaleją je fekalia. Czy tam jeśli stenogramy zaginą. Więc.

Otóż więc, w minioną środę Sejm zajmował się obywatelskim projektem nowelizacji ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. W projekcie przewidziano – uwaga, uwaga – likwidację obowiązku szczepień ochronnych. Abstrahując od rozstrzygnięcia, któremu, swoją drogą, warto byłoby poświęcić odrębny tekst, portal zwany Złonetem opublikował łkania redaktora Patryka Motyki, zatytułowane “Nie bijcie w szczepionkę”. Zaczął autor od łgarstwa, zwąc ludzi zatroskanych o zdrowie swoich dzieci i zakochanych w idei osobistych wolności “antyszczepionkowcami”, a zaraz potem dodał, jakoby “w gronie naukowym” nazywano takich “proepidemikami”. Z kolei mieliśmy do czynienia z równie rytualnymi rzężeniami – czy to o “nienaukowości badań świadczących o szkodliwości szczepień”, czy to na temat szczepionek w kontekście “wielokrotne obalanych teorii o powodowaniu przez nie autyzmu”, i tak dalej, i tak dalej.
Następnie nasz milusiński wziął do rąk rurę z gatunku tych najgrubszych: “Jak to właściwie jest z tymi NOP?” – zapytał i zaraz odpowiedział, tym razem akurat nie kłamiąc: “Zgodnie ze statystykami, niepożądane reakcje poszczepienne, które wymagają podjęcia interwencji medycznej (najczęściej łagodne reakcje immunologiczne) występują z częstotliwością 1 na 10 tys. zaszczepień”. Ani słowa o tym, że NOP zgłaszają lekarze, zezwalający na szczepienie danego dziecka, którzy jacy są, tacy są, ale do samobójców nie należą i w sytuacji konfliktu interesów (zgłosić NOP, narażając się na uciążliwe kontrole czy bagatelizować bądź milczeć?) wybiorą swój interes, a nie interes dziecka. Judymom pomarło się zaraz po dinozaurach. A nawet jeśli nieco później, i tak żaden Judym nie żyje od dawien dawna. Motyka nie zauważył też słonia w sklepie z klockami Lego, czy tam z porcelaną, w postaci konsekwencji odautorskich relacji: skoro nie zgłasza się NOP, czy dane statystyczne dotyczące NOP mogą być wiarygodne?

Postąpmy krok dalej. “Nie ma znaczenia, czy mówimy o szczepionkach skojarzonych czy pojedynczych, rtęciowych (w istocie zawierają znacznie mniej rtęci niż puszka tuńczyka - red.), czy konserwowanych w inny sposób” – rzecze redaktor Patryk, i tu rewelacyjne wydaje się porównanie. Boć chociaż nie można zaprzeczyć, że w szczepionce jest znacznie mniej rtęci niż w puszce tuńczyka, to kto pakuje sobie puszkę tuńczyka do krwi, przegryzając szczepionką? Raczej mało kto, jak podejrzewam. Nikt – z tego co wiem. Po co zatem te paralele? Po to, że wizualizacja przemawia, nawet jeśli merytorycznie jest fałszywa w sposób oczywisty.

Albo weźmy zdanie Motyki, mówiące, że: “wolność jednostki w perspektywie długofalowej oznaczać może dramat całego społeczeństwa”. Niby czemu ”może oznaczać”? Oznacza, do tego w każdej perspektywie. Kto płaci za brak odpowiedzialności głupawej chłopaterii, skaczącej głową naprzód do płytkiej wody i w konsekwencji sparaliżowanych do końca życia? Całe społeczeństwo płaci. Kto płaci za leczenie ofiar wypadków drogowych spowodowanych przez pijanych kierowców? Także całe społeczeństwo. A za nierozsądne zadłużanie państwa przez rządzących, w perspektywie długofalowej na pewno oznaczające dramat całego społeczeństwa? I tu też płaci całe społeczeństwo. I tak dalej, i tak dalej.

“Na swojej drodze spotkałem wiele autorytetów z dziedziny biochemii, immunologii i pokrewnych im dziedzin” – rzecze dalej Motyka Patryk. “Profesorów akademickich, naukowców cytowanych w wielu przełomowych pracach. Idę o zakład, że na pytanie o największe odkrycie ludzkości w dziedzinie epidemiologii, immunologii, a może i nawet całej medycyny, najczęściej słyszaną odpowiedzią będzie: szczepionka. Opinii negatywnych na jej temat w tym środowisku nie usłyszymy w ogóle”. Jasne, że odwołania do autorytetu zabraknąć nie mogło. Tania sztuczka, tym bardziej, że żaden autorytet z wymienionych dziedzin, w odpowiedzi na pytanie o “największe odkrycie ludzkości w dziedzinie epidemiologii, immunologii, a może i nawet całej medycyny”, nie powie “szczepionka”, wskazując raczej tę konkretną – dajmy na to przeciwko wściekliźnie. Podawaną by uchronić przed chorobą, a nie przed statystycznie wyliczalnym “prawdopodobieństwem zachorowania”.

Konkluzja autorskiego komentarza “redaktora Onet Wiadomości”, brzmi: “Za jakiś czas mamy przestać przestawiać zegarki. Niewykluczone, że ustawa o zniesieniu obowiązku szczepień każe nam w przyszłości cofnąć zegary o ponad 220 lat”.

Oto współczesne dziennikarstwo komentujące, dające się zripostować jednym słowem: koszmar. Od tego rodzaju zatroskańców strzeż nas, Panie. Nic tylko uciekać, głośno krzycząc, bliźnich przed wykwitami Złonetu uprzedzając. Co też z przyjemnością uczyniłem.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 05 październik 2018 14:58

Bantustanem wstrząsają paroksyzmy

Napisane przez

michalkiewiczJuż zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że przekaz, tak ze strony telewizji rządowej, jak i ze strony telewizji nierządnych – bo telewizje antyrządowe podejrzewam, że zostały założone jak nie przez starych kiejkutów to ich tajnych współpracowników za pieniądze ukradzione z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – że ten przekaz ogranicza się do tego, co powiedział pan Partyk Jaki, który kandyduje na prezydenta Warszawy z ramienia obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, albo – co powiedział pan Rafał Trzaskowski, który ubiega się o to stanowisko z ramienia obozu zdrady i zaprzaństwa, ewentualnie – jak na słowa jednego zareagował drugi. Nie potrzeba dodawać, że telewizja rządowa stara się pokazać, że pan Rafał Trzaskowski, to kretyn i w ogóle - podejrzana figura, podczas gdy pan Partyk Jaki jest jasnym idolem, podczas gdy telewizje nierządne odwrotnie – że pan Trzaskowski jest gites – tenteges, podczas gdy Pan Jaki to oszołom i łowca posad. Można było pomyśleć, że już tak będzie aż do wyborów, ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej, więc obóz zdrady i zaprzaństwa wyskoczył z nową rewelacją.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą

Oto portal „Onet”, związany ze starymi kiejkuty za pośrednictwem koncernu Axel Springer Polska, który wydaje też „Newsweek”, na fasadzie którego Niemcy umieścili znanego z żarliwego obiektywizmu pana red. Tomasza Lisa – tenże „Onet” opublikował tzw. taśmy prawdy, to znaczy – fragment rozmowy pana Mateusza Morawieckiego, podsłuchanej przez kelnerów spiskujących przeciwko III Rzeczypospolitej w nieistniejącej już restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Oznacza to, że ktoś reporterom „Onetu” wetknął nos w materiały uznane za „tajne” Ale co jeden człowiek chce zakryć za zasłoną tajemnicy, to drugi odkryje: „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęcie złamie, powyskrobuje”. No dobrze, ale któż taki uchylił rąbka tajemnicy? Podejrzenia kierują się w pierwszej kolejności w stronę niezawisłych sędziów, którzy w obawie utraty alimentów i bezkarności, chętnie utopiliby rząd w łyżce wody. Ale ci sędziowie, to w większości tchórze; nie przypominam sobie ani jednego przypadku, by za komuny jakiś sędzia ustąpił ze stanowiska w proteście przeciwko naruszaniu sławnej niezawisłości, ani za Stalina, ani za Gomułki, ani za Gierka, ani nawet za Jaruzelskiego, ani za Cimoszewicza, ani za Millera, ani za Tuska - chociaż bezpieka dyrygowała całym tym niezawisłym sądownictwem, jak tylko chciała. Więc chociaż sędziowie formalnie by mogli, to bardziej prawdopodobne jest, że przeciek spowodowały stare kiejkuty, które gdzie jak gdzie, ale do niezawisłych sądów wpadkowały tylu agentów, ilu tylko mogło się zmieścić. No dobrze, ale skąd taki pomysł mógł wylegnąć się w głowach starych kiejkutów? To proste – musiały kiejkuty dostać takie zadanie od BND – i to by wyjaśniało tajemnicę, dlaczego te rewelacje opublikował „Onet” związany z niemieckim koncernem Axel Springer. Po drugie, warto zatrzymać się nad tym, kiedy ta rozmowa miała miejsce. Otóż odbyła się ona w okresie, gdy Mateusz Morawiecki, jeśli nawet formalnie nie należał do obozu zdrady i zaprzaństwa, to z nim sympatyzował, zarówno jako doradca Donalda Tuska, jak też jako bankster. Ciekawe, że w nagranym fragmencie rozmowy Mateusz Morawiecki, oczywiście pomagając sobie „kurwami” i „pierdolnięciem” („to takie słowa są”? - dziwili się ostentacyjnie gitowcy, kiedy podczas spotkania autorskiego w poprawczaku pisarz próbował im się podlizywać, operując tzw. „grypserą” - a co opisał Marek Nowakowski) wygłosił całkiem rozsądną opinię, że uprawianie przez rząd rozrzutności finansowej musi skończyć się niedobrze, zwłaszcza gdy pogorszy się koniunktura. Szkoda, że zapomniał o tym, najpierw jako wicepremier, a obecnie – jako premier rządu, chociaż jako człowiek przewidujący, wyfutrował 20 milionami złotych bank Morgana, za co pewnie ma tam zapewnioną synekurę na wypadek, gdyby coś „pier...nęło” z „dobrą zmianą”. O ile zatem moment, w którym rozmowa z Mateuszem Morawieckim została nagrana potwierdza moją ulubioną teorię spiskową, według której spisek kelnerów, którzy podsłuchiwali wyłącznie przedstawicieli obozu zdrady i zaprzaństwa, spowodowany był przechodzeniem Polski spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską. O ile pod kuratelą niemiecką Platforma Obywatelska była naturalnym liderem politycznej sceny naszego bantustanu, to w przypadku kurateli amerykańskiej była tam potrzebna, jak psu piąta noga, więc kelnerzy... - tak dalej. No a skąd kelnerom przyszedł do głowy taki pomysł? Nagrali oni 900 godzin rozmów podsłuchanych w różnych restauracjach, ale podobno 700 godzin nagrali w rezydencji premiera Tuska, co wzbudza graniczące z pewnością podejrzenia, że musieli pomagać im jacyś pierwszorzędni fachowcy, dla których zainstalowanie podsłuchów w rezydencji premiera rządu naszego bantustanu, nawet ”bez jego wiedzy i zgody”, nie przedstawiało najmniejszych trudności. Oczywiście niezawisły sąd, który sprawę kelnerów rozpatrywał, miał najwyraźniej surowo zakazane zajmowanie się tym wątkiem, w związku z czym za głównego szatana uznał pana Marka Falentę i nawet go skazał, ale odesłać do więzienia już się nie odważył. Pokazuje to, że pana Falentę musi chronić czyjaś Mocna Ręka. Czy przypadkiem nie ta sama, która przy pomocy „afery podsłuchowej” dokonała podmianki na pozycji lidera politycznej sceny naszego bantustanu? No a teraz „Onet” rozdziobuje okruszki podrzucone mu przez zatajoną rękę niemiecką, bo w tak zwanym międzyczasie pan Mateusz Morawiecki z sympatyka obozu zdrady i zaprzaństwa przepoczwarzył się w jasnego idola obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, toteż fakt, że wtedy został podsłuchany i nagrany, a teraz te rewelacje zostały opublikowane i to akurat przez „Onet”, znakomicie się wyjaśnia, ale oczywiście na gruncie mojej ulubionej teorii spiskowej. Zwracam przy okazji uwagę, że z 900 godzin rozmów podsłuchanych w restauracjach i 700 godzin podsłuchanych w rezydencji premiera Tuska, co to korzystał z „ochrony kontrwywiadowczej” tubylczych „służb (he, he!), do wiadomości publicznej trafiły zaledwie okruszki, a to oznacza, że zarówno mocodawcy ze Stronnictwa Amerykańsko- Żydowskiego, ale i ze Stronnictwa Pruskiego, które w jakiś sekretny sposób weszło lub właśnie wchodzi w posiadanie kopii nagrań, uraczą nas jeszcze niejedno rewelacją, ale jeszcze nie teraz, tylko w przyszłym roku, kiedy będą tutaj wybory do Sejmu i Senatu.

Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj przeżywa prawdziwą erupcję pryncypialności obyczajowej, której detonatorem okazał się film pana Smarzowskiego „Kler”, w którym reżyser pryncypialnie schłostał sprośne błędy Niebu obrzydłe, w jakich pogrążyło się tubylcze duchowieństwo. Pomysł nie jest specjalnie oryginalny; jeszcze z dzieciństwa pamiętam agitatorów przekonujących ludzi, że skoro ksiądz sypia z gospodynią, to Boga nie ma, a skoro pan Smarzowski prawie 70 lat później wraca do tego tematu, to znaczy, ze każda myśl rzucona w przestrzeń prędzej, czy później znajdzie swego amatora. Ale mniejsza już o pana Smarzowskiego, chociaż może od trzęsących Hollywoodem Żydów dostać za to „Oskara” - bo niezależnie od jego intencji film wpisuje się w kolejną kampanię przeciwko Kościołowi katolickiemu. Nie mówię już o prześladowaniach w czasie rewolucji antyfrancuskiej, ale warto przypomnieć o walce z Kościołem we Francji na przełomie wieku XIX i XX, za sprawą niejakiego Combesa, nawiasem mówiąc – byłego księdza z Oblatów Najświętszej Marii Panny w Nimes. Ten Combes, szubrawiec, podobnie zresztą, jak i współcześni renegaci, wpadł na pomysł rejestracji przedmiotów liturgicznych, co ówczesna opinia katolicka nie bez powodu uznała za wstęp do konfiskaty. Doszło do burzliwych demonstracji, przeciwko którym rządy wysłał wojsko, Sympatyzowało ono raczej z demonstrantami, zwłaszcza po ujawnieniu afery generała Ludwika Andre, ministra wojny. Ten mason wysokiej rangi miał na biurku dwa pudła; jedno z napisem Korynt, a drugie z napisem Kartagina. W „Koryncie” były fiszki oficerów promowanych do awansu, a w „Kartaginie” - tych którzy przy awansach mieli być pomijani. Przyczyną był stosunek do religii katolickiej; fiszki z „Kartaginy” zawierały takie oto zarzuty, że „uczestniczył nabożnie w pierwszej Komunii Świętej swego syna”. Kolejny wybuch wojny z kościołem, a przede wszystkim – z Cerkwią Prawosławną, chociaż z Kościołem katolickim też, miał miejsce w Rosji pod rządami bolszewików.

Rozstrzeliwaniu Cerkwi i duchowieństwa katolickiego towarzyszyła kampania prowadzona przez pisma „Bezbożnik” i „Bezbożnik przy obrabiarce” wydawane przez Związek Wojujących Bezbożników dowodzony przez Minieja Izraelewicza Gubelmana. Inspirował on szydercze demonstracje antyreligijne. Ciekawe, po co Żydzi najpierw w ten sposób dokazują, a potem się dziwują, że kiedy minie okres dobrego fartu, to palą nimi w piecach. Co tu ukrywać; to lekceważenie innych narodów nie tylko świadczy o niedostatku empatii u Żydów, ale często – o niedostatku rozumu. Wspominam o tym dlatego, że rodzaj patronatu nad obecną kampanią antykościelną w Polsce objęła żydowska gazeta dla Polaków. Współwłaścicielem spółki „Agora”, która tę żydowską gazetę wydaje, jest stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, korumpujący głupich gojów pod pretekstem propagowania „społeczeństwa otwartego”, czyli takiego, w którym zostały zniszczone wszystkie organiczne więzi społeczne i hierarchia, a ono samo zostało sprowadzone do roli „nawozu historii”, na którym mają rozkwitać setki cudnych żydowskich kwiatuszków. Niedawno grandziarz wyłożył na te cele aż 18 miliardów dolarów, więc w takich sytuacji lepiej rozumiemy, skąd również w Polsce taka eksplozja moralnej pryncypialności, zwłaszcza wśród celebrytów, co to rżną się z kim popadnie.

Stanisław Michalkiewicz

ostojanChyba wszyscy lubimy słuchać padających pod naszym adresem komplementów. Choć zwykle bierzemy lekką poprawkę oceniając ich pełną szczerość. Mężczyźni komplementowani co do swej mądrości, postawy i wyglądu zewnętrznego zwykle chętnie w to wierzą, będąc często (łysi brzuchacze!) mało krytyczni w stosunku do siebie. Zresztą i tak komplementują się zwykle kobiety. One zaś podobno, nawet te najpiękniejsze prawie nigdy nie są w pełni zadowolone ze swojej urody. Nawet te biorące udział w konkursach piękności. Miss Polski kiedyś powiedziała, że nie ma takiej piękności nad pięknościami, bo wszystko to rzecz gustu. To tyle o bliźnich.

A jak jest, jak się rzecz macała z tymi komplementowaniem w dziedzinie, o której zwykle piszę – to znaczy w polityce? Tutaj mamy w Warszawie zaskakujące połączenie. Obecna ambasador USA w Polsce, była podobno kiedyś w latach młodości kosmetyczkę. Dobra w obu dziedzinach? Czy warta będzie komplementów – przekonamy się. Na razie chwali Polskę. Komplementuje nas.

Historyczne przykłady, jakie mi się aktualnie w tym ustępie nasuwają, nie są niestety zbyt optymistyczne. Aktualnie bowiem Austriacy nie chcą postawienia gotowego już pomnika króla Jana III Sobieskiego w Wiedniu. A przecież tak komplementowali w 1683 r. naszą husarię i Polskę! Wdzięczność to wszak uczucie, które się szybko starzeje. Już w następnym wieku Osterreichowcy ochoczo wzięli udział w rozbiorach Polski. A dziś w ramach popularnego korygowania historii gloryfikują raczej własną w bitwie wiedeńskiej dzielność, umniejszając zasługi naszych wojsk. Ale prawda jest taka, że bez husarii , pohańce skroili by Wiedeńczykom jak nic dupę – to znaczy splądrowali i spalili miasto, a nie zamordowanych mieszkańców pognali w jasyr, kobiety do haremów, a dzieci wychowaliby na przyszłych janczarów. Może dziś jest w tym trochę polit-poprawności, bo a nuż jakiś współczesny Ahmed lub Ismail, nowi obywatele, przechodząc koło takiego pomnika skrzywiłby się urażony. Lepiej postawcie go sobie w Krakowie, radzę Austriacy. Łaskawcy! Dziękujemy.

Ale miało być o komplementach. W 1940 r. nasłuchali się ich polscy lotnicy w Anglii. Cenili sobie najbardziej na pewno czynne rzeczowe komplementowanie, jakiego doznawali ze strony młodych Angielek. Były też komplementy od starego cynika i krętacza (prosimy nie powtarzać!) Churchilla. “Nigdy tak wielu nie zawdzięczało itd.”. Szczerze? Przypuszczam, że wątpię. Bo w 1945 r. w londyńskiej paradzie zwycięstwa maszerowali żołnierze ponad 10 narodowości, które (podobno) dzielnie też walczyły z Niemcami. Zabrakło jednak miejsca (!) dla tychże lotników, żołnierzy Andersa i Maczka, czy Sosabowskiego – bo nie można było drażnić Stalina. Co za Angielska delikatność! Ostatnio komplementował Polskę i Polaków prezydent Trump. Miejmy nadzieję, że szczerze, a nie tylko dyplomatycznie. Przecież zasługujemy.

Na koniec zostawiłem komplementy last but not least od znanego polityka trzymającego onegdaj w łapach ponad pół Europy. To nie może być najmniejszych wątpliwości, iż wtedy mówił to, o czym był głęboko przekonany. Na pewno nam też nie kadził. Któż to taki? Nie kto inny, niż Führer III Rzeszy – Adolf Hitler! Co powiedział, cytuję dosłownie: “Polacy są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród, ponieważ żyją ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych , wyrobił sobie rozsądek życiowy nigdzie niespotykany”. Absolutnie szczerze, choć złowieszczo o czym świadczy ciąg dalszy tego komplementowania. Też cytuję: “Bez litości zabijać należy wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy! Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, Lebensraum, której potrzebujemy. Tereny polskie wyludni się i zasiedli Niemcami”. Lepszych trzeba usunąć. To proste. Co do naszej inteligencji miał rację. To, co udało mu się zrobić z Niemcami, nie udałoby się na pewno z Polakami.

Taki krzykliwy pajac ze śmiesznym wąsikiem cwany, i w ząbek czesany, nigdy by żadnej politycznej kariery u nas nie zrobił. Nie mówiąc o dyktaturze. Utrącono by go szybko. A głupie (głupsze wszak według jego słów Szwaby) broniły go do końca. To samo można odnieść do Lenina i Stalina my nię frajery nie z nami takie numery! Zarówno Niemcy, jak i Rosjanie dali się wysyłać na śmierć, tortury i mordować, jak przysłowiowe owce, które za wiodącym ich baranem skaczą w przepaść. Górujecie nad Polakami nasi pożal się Boże sąsiedzi tylko liczebnością i chęcią do działania wspólnie przeciw nam . Nec Hercules contra plures! Amate et multiplicate rodacy! Mało nas do pieczenia chleba! Wbrew Hollandon Jandom i rudym rozwrzeszczanym babom (było nie było - bęc babę w ryło) drucianym wieszakom, zdrajcom narodu, targowiczanom, aborcjonistom. Cierpliwości z nimi trzeba, niech się dzieje wola nieba. Więcej nas musi być i już!

Żarcik a propos. Ponad 90-letni parafianin prosi proboszcza, aby udzielił mu lekcji łaciny. - Wkrótce pójdę do nieba i chcę móc porozmawiać ze świętym Piotrem. - Ale co jeśli pójdzie pan do piekła? To nie problem. Niemiecki znam, a rosyjskiego też się w szkole uczyłem. Pamiętem!.

Ostojan Toronto, 20 września 2018.

PS Komplement dla Gońca - schudł i staniał ale trzyma fason. Ciągle jest ciekawy, choć konkurencja innych polskich gazet jest duża i nie odpuszcza. Pamiętajcie o tym reklamodawcy z polskiego biznesu - kogo popieracie.

środa, 03 październik 2018 13:43

Na szybko: Dzieje się…

Napisał

Na naszych oczach "dzieje się historia świata"; oczywiście dopóki nie sięga ona naszego klepiska i nie wchodzi nam buciorami do chaty, to są to jedynie takie opowieści z działu rozrywki informacyjnej. Warto jednak o niektórych rzeczach wiedzieć, żeby się przynajmniej później nie dziwić, gdy coś przekłuje nasz matrix.
Traktaty między mocarstwami zdają się mieć coraz mniejszą moc obowiązywania w Europie i nie tylko. Ich naruszanie zaczęło się od oderwania Kosowa od Serbii, bombardowania Bagdadu, następnie aneksji Krymu przez Rosję. Mówi się dzisiaj o pogwałceniu kolejnych; stała baza w USA Polsce naruszałaby jeden z nich. Rosja prowadzi ponoć także prace nad pociskami manewrującymi średniego zasięgu, podczas gdy traktat z USA pozwala na takie jedynie w przypadku morza. Bailey Hutchison, która jest ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy NATO, ostrzegła w związku z tym, że w razie kontynuowania tych prac Stany Zjednoczone zastrzegają sobie prawo dokonania uderzenia prewencyjnego.

Wskazała że rakiety manewrujące wyposażone w broń nuklearną dawałyby zbyt mało czasu reakcji państwom NATO. Moskwa zaprzecza, że łamie porozumienia…

jeżeli możesz, wesprzyj nas datkiem

Tymczasem  sekretarz spraw wewnętrznych Stanów Zjednoczonych Ryan Zinke nie wyklucza...  blokady morskiej Rosji przez marynarkę USA, w razie gdyby powstała groźba "monopolizacji handlu surowcami energetycznymi na Bliskim Wschodzie przez Rosję" cytuję: “The United States has that ability, with our Navy, to make sure the sea lanes are open, and, if necessary, to blockade … to make sure that their energy does not go to market, I believe the reason they are in the Middle East is they want to broker energy just like they do in eastern Europe, the southern belly of Europe,“The economic option on Iran and Russia is, more or less, leveraging and replacing fuels,” We can do that because … the United States is the largest producer of oil and gas.

Dlaczego to jest ważne? Dlatego że jeżeli Stany Zjednoczone dokonają prewencyjnego uderzenia na wyrzutnie rakiet na terenie Rosji to albo będzie to groziło anihilacją planety w ramach III wojny światowej, albo odwetowym uderzeniem Rosji… Proszę sobie dopowiedzieć, na jakie instalacje i gdzie...

Ostatnio zmieniany środa, 03 październik 2018 15:14

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.