Donald Trump wygłosił na forum Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych ciekawe przemówienie. Ponoć niektórzy wychodzili, inni się śmiali, (choć prezydent USA później tłumaczył, że nie śmiali się „z niego”, tylko śmiali się „z nim”, towarzysko.
Z przedstawionego obrazu sytuacji można wywnioskować, że mamy do czynienia z nowym pozycjonowaniem się; rysowaniem linii frontu. Trump wskazał na takie państwa, jak Indie, Izrael i Polskę jako „przyjaciół” Stanów Zjednoczonych i skrytykował tych, którzy są „niemili”, mimo, że Stany Zjednoczone „ich bronią”. Nie wiadomo dokładnie przed czym, no bo „Imperium zła” już nie ma, w każdym razie są to państwa, którym USA będą wystawiać rachunki...
Najwyraźniej mowa o tych, którzy w nowym świecie zaczęli grać wielobiegunowo między Chinami, a Stanami Zjednoczonymi dostrzegając, że USA przestają być jedynym gwarantem światowego bezpieczeństwa, mimo że nadal czerpią „stare” korzyści np z rezerwowego statusu własnej waluty.
Nowe ustawianie się Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników odbywa się oczywiście w relacji do Chin. Trump ogłosił kolejne sankcje przeciwko Chinom, oskarżył Pekin o wtrącenie się w wewnętrzne sprawy USA, FBI aresztowało chińskiego szpiega w Chicago, a dwa amerykańskie bombowce przeleciały nad Morzem Południowochińskim po tym, jak Chińczycy ze swej strony odmówili prawa odwiedzenia Hongkongu przez okręt marynarki USA. Słowem, dzieje się...
Amerykanie stosują sprawdzoną politykę okrążania. Jest więc nowa oferta kontraktowa dla Korei Południowej, nowa polityka wobec Korei Północnej, zacieśnianie współpracy z Japonią.
No i pozostaje Rosja...
Rosja, która mimo wielu wyzwań, nie zamierza sprzedać się tanio? Czy „pójdzie” z USA na Chiny? Niewykluczone! Czy „pójdzie” z Chinami na Amerykę? Również niewykluczone. A może jedno i drugie. Rosja przerabiała już te tematy w historii i wie jak grają poważni ludzie.
Mamy ciekawy czas, a tymczasem uwaga Ameryki skupiona jest na seksualnych ekscesach młodzieży szkolnej sprzed 36 lat - te bowiem wygrzebała pewna pani sędziemu Brettowi Kavanaughowi, kandydatowi prezydenta Trumpa na sędziego Sądu Najwyższego.
Szczerze mówiąc, jest to obrzydliwe. Instrumentalne wykorzystywanie tego rodzaju oskarżeń powoduje, że tracą one wiarygodność i dewaluują się.
Pani, która się skarży twierdzi po 36 latach, że obecny kandydat na sędziego po pijanemu usiłował z niej zedrzeć ubranie podczas imprezy, kiedy obydwoje byli w szkole średniej i to dyskwalifikuje jego kandydaturę. Fakt że człowiek ten od kilkudziesięciu lat jest wysokim rangą sędzią i był wielokrotnie prześwietlany przez FBI, nie ma tutaj znaczenia, bo panią wspomnienie naszło dopiero dziś... O co się więc „rozchodzi”? A „rozchodzi się” o to, że sędzia Kavanaugh jest pro-life i jego nominacja może doprowadzić do zmian dopuszczalności i zasad przeprowadzania tzw. przerywania ciąży. - Stąd cała kampania obrzucania go błotem. Trump słusznie zauważył podczas środowej konferencji prasowej, że jak tak dalej pójdzie to żaden normalny człowiek nie będzie chciał kandydować na wysoki urząd, bo będzie się to wiązało z totalnym opluwaniem. Globalni bolszewicy nowego Kulturkampfu nie przebierają w środkach i tutaj walka idzie na noże, nawet jeżeli narusza wszelkie poczucie przyzwoitości i zdrowego rozsądku. I żeby było jasne to pani/panie skarżące to nie są jakieś zahukane dziewczynki, lecz kute na 4 nogi absolwentki i wykładowczynie najlepszych uniwersytetów w USA.
Wracając zaś do Trumpa, to prezydent wyraził w przemówieniu dezaprobatę dla globalizmu i zapowiedział nową erę „patriotyzmu”. Jedni mówią, że to rozmontowywanie systemu, który Ameryka do tej pory sama budowała; wydaje się jednak, że chodzi po prostu o sprzedaż tego samego cukierka w nowym opakowaniu; idzie po prostu o interes elity, w tym wypadku żydowsko-amerykańskiej, zawiadującej naszą połówką planety...
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!