Teksty
Publicystyka. Felietony i artykuły.
Żeby się chociaż powiodło na boisku...
Napisane przez Leszek WyrzykowskiPrzed Mistrzostwami Europy w piłce kopanej
Nie ukrywam, że jak większość mężczyzn (przynajmniej w Polsce) miałem niezłego fioła na punkcie piłki nożnej. Sam nieco kopałem, ale przede wszystkim nie odchodziłem od telewizora, kiedy grali NASI! Nie wiem, czy to emigracja, czy inne przyczyny, ale w pewnym momencie pojawił się pewien dystans do tego rodzaju sportu i tak już pozostało.
Rozumiem doskonale tysiące, czy nawet miliony, kibiców, którzy dostają już przedmeczowej gorączki – bowiem mistrzostwa już się zaczynają. To największe święto piłki nożnej w naszym kraju! To niesamowita promocja Polski! To...to... i wszystko inne znika gdzieś w cieniu; żadna sprawa nie jest już ważna: nasi będą kopać piłkę i zapomnijmy, że są inne ważne tematy. Mamy się na ten czas zjednoczyć, pokazać światu nasze piękne oblicze, naszą solidarność narodową itd.
Propaganda była w Polsce zawsze silną bronią i ekipa Donalda Tuska stara się mistrzostwa wykorzystać, aby podnieść procent poparcia dla rządu, otumanić tzw. masy biciem w piłkarski bębenek; mamy się bawić, mamy igrzyska – a chleb? Ktoś może zapytać i natychmiast zostanie skarcony, że psuje święto.
Kiedy ogłaszano, że Polska z Ukrainą dostały glejt na zorganizowanie mistrzostwa - spece od propagandy mało nie popękali od dęcia w tuby; co to miano zbudować, ile autostrad i dróg szybkiego ruchu. W infrastrukturę miały pójść miliardy złotych i to nie tylko w tych miastach, gdzie rozgrywane będą mecze. To cała Polska miała zyskać.
Prawda jest taka, że Polska wyłożyła ogromne pieniądze (ile z tego rozmyło się tu i tam nikt nie wie), ale konfitury zbiera i tak UEFA, jako organizator mistrzostw. Ukraina i Polska dają kasę, budują stadiony itp., ale właściwym SZEFEM jest federacja piłkarska i to ona zgarnia dochody. Ciekawy jestem, czy ktokolwiek po zakończeniu mistrzostw pokusi się o podliczenie wydatków i ogółu strat, jakie są nieuniknione?
Nie jest to czarnowidztwo, ani próba podkopywania autorytetu organizatorów, jakiś czas temu publicysta "Najwyższego Czasu", Marek Łangalis, pokusił się o podliczenie przysłowiowych słupków i okazało się, że miliardy idą w czarną dziurę. Natychniast został postawiony na baczność przez tych, którzy inaczej widzą całe przedsięwzięcie: przecież stadiony pozostaną, autostrady (których nie ma) będą służyć przez pokolenia, a sława Polski poniesie się ku odległym galaktykom...
Kilkanaście dni temu na Stadionie Narodowym w Warszawie oberwały się dwa sufity... Media informowały z udawanym zachwytem, że wykonawca dokona remontu na własny koszt! Za takie wykonanie robót powinien dostać zakaz w ogóle zajmowania się budowlanką, a nie pochwałę, iż pokryje koszty remontu. Paranoja, ale nie jedyna. Oto przed kilkoma dniami przyznano wysokie premie urzędnikom odpowiedzialnym za autostradę A2, której oczywiście nie ukończono, ale najciekawsze jest uzasadnienie premii: za niezwykłe zaangażowanie...
Największym natomiast zaangażowaniem wykazał się minister Nowak polecając druk mapek z objazdami, aby kibice w ogóle dotarli na stadiony, czy w ogóle do miast, w których rozgrywane będą mecze. I czyż nie jest to wyczyn rzeczywiście na skalę rekordu świata? Największa w historii Polski impreza sportowa i ludziom podrzuca się mapki, jak pokonać polskie drogi, objazdy, wykopy.
Ale premier Tusk jest bardzo zadowolony z przygotowań, pewnie tak, jak "Bul" Komorowski, po katastrofie smoleńskiej, powie, że Polska zdała egzamin...
Miało być "piknie", a wychodzi jak zwykle i jak zwykle nikt nie jest odpowiedzialny, ludzie odpowiedzialni za lot prezydenckiego samolotu otrzymali awanse, ci, którzy kompromitują nas w dniu mistrzostw - otrzymują wysokie premie finansowe. Czy o to chodzi, że im jest gorzej, tym lepiej?! W mniejszych, co nie oznacza że nie wartych czytania, gazetach znajdziemy informacje o narastającej w ludziach złości, że coraz częściej mają dość Tuskolandu i część po prostu wyjeżdża, ale przecież nie mogą wyjechać wszyscy i nie jest wykluczone, że coś się może wydarzyć. To znaczy, że ludzie mogą wyjść na ulice, aby pokazać swoje niezadowolenie. Być może władza boi się tego, skoro nawet taki "ałtorytet" jak Wałęsa mówi wprost, że związkowców przed Sejmem należało spałować i byłby spokój. Rozwiązanie siłowe przecież nie raz i nie dwa przećwiczono w Polsce, a jeżeli mamy świadomość kim są rządzący – na pierwszej linii, jak i w cieniu – każdy wariant jest możliwy. Nie wierzę, aby kiedykolwiek Polak ponownie strzelał do Polaka, ale jeżeli moskiewski car tupnie nogą, to jak się będą zachowywać mężykowie stanu nad Wisłą? Chyba nie można na nich liczyć, ostatecznie wrak prezydenckiego samolotu wciąż jest po tamtej stronie granicy, a oni napinają wątłe klateczki i oglądają się za siebie: bojąc się własnego cienia.
Marcin Król, niegdyś członek najwyższych władz partyjnych, powiedział w wywiadzie wyraźnie: jego zdaniem to nie była katastrofa, a zwyczajny zamach, który pokazuje do czego Putin jest zdolny, niech więc Polaczkowie zbytnio nie podskakują, bo i w Warszawie może być bum! Nie byłem tam, nie wiem, ale ostatecznie kto uśmiercił Litwinienkę? Kto podkładał bomby pod bloki mieszkalne oskarżając Bogu ducha winnych Czeczeńców?
Mistrzostwa w piłce kopanej, a niejako na marginesie ile spraw do przemyślenia, tyle tylko, że w czasie imprezy nie ma czasu na poważną dyskusję: ważne, aby nie zabrakło piwka i dobrej zabawy. Ale czy będzie to dobra zabawa?
Na Ukrainie kilka bomb już się rozerwało, akurat nie tam, gdzie się będzie kopać piłkę, ale był to wystarczający sygnał. Posadzono na 7 lat "piękną Julię" i Zachód zatkało, dosłownie, jak tak można byłą premier traktować? I nie mówią o tym, że na jej koncie pojawiło się 60 mln dolarów, że działała na szkodę Ukrainy i dlatego została skazana. Nie, politycy uważają, że są bezkarni i to jest dla nich szokiem, no bo jeżeli ta ukraińska zaraza rozleje się po świecie?
Prezydent Ukrainy organizował spotkanie prezydentów na Krymie: spotkaliby się, dobrze wypili i zakąsili, a może nawet i jakieś futerka na drogę powrotną. Ale nie, Janukowycz jest be ponieważ uwięził piękną Julię!
Nie doszło do spotkania, nakrzyczano na prezydenta Ukrainy i zagrożono nawet bojkotem kopanie piłki po tamtej stronie Bugu. I kto się cieszy? Władca Rosji, bo Zachód sam wpycha Ukrainę w łapy rosyjskiego niedźwiedzia. I to, że doszło do bójki w ukraińskim parlamencie pokazuje nam, jak silne są wpływy rosyjskie i jak silny jest ciąg do Rosji.
Podobnie rzecz ma się z Białorusią, robimy wszystko, aby Łukaszenka miał jedynego opiekuna w Putinie. A Putin się cieszy i odbudowuje dawne imperium, nie poleciał na spotkanie G-8 w USA ponieważ wyżej postawił rozmowy z przywódcami byłych republik.
Ale miało być o piłce kopanej i np. powołaniu do reprezentacji kilku zawodników mających polskie korzenie, a to babcia była Polką, a to rodzice wyjechali, czy też obywatelstwo zostało nadane. Kiedyś był tylko "Czarnecki", czy Olisabebe, a dziś jest to kilku zawodników. Nie jestem zwolennikiem takiej metody, ale robią tak wszyscy, reperezentacja Francji w okresie największych sukcesów nie miała ani jednego "czystego" Francuza! Nawet Niemcy powołują pod broń, to znaczy do reprezentacji, chociażby Polaków i jakoś im to wychodzi na dobre. Zobaczymy jak się sprawdzą tacy zawodnicy w naszej reprezentacji. Nie ma powodu do radości, ale skoro takie są tendencja na świecie i trener uważa, że są najlepsi?
Dlatego słowa Jana Tomaszewskiego, że brzydzi się koszulki z orłem, wstydzi, że kiedyś grał w reprezentacji należy traktować z ogromnym dystansem, powiedziałbym nawet z ogromnym współczuciem. Tak, współczuciem i bardzo dobrze robi PiS (Tomaszewski jest bowiem posłem z ramienia tej partii) starając się go powstrzymać. Jeden idiota Niesiołowski wystarczy, a idiotyzmy wypowiadane przez Tomaszewskiego zasługują na potępienie i to nawet biorąc pod uwagę wolność słowa. Poza tym to samo można powiedzieć innym językiem, wyrazić swoją dezaprobatę, ale nie odcinać się od reprezentacji i drażnić własnych wyborców. Gdybym to ja na niego głosował – publicznie zażądałbym, aby złożył mandat poselski i zebrałbym głosy tych, którzy mają dość tak kretyńskiego gadania.
Ale najśmieszniejsza jest historia z hymnem na mistrzostwa. Konkurs wygrały panie z zespołu ludowego, tekst jest taki jaki jest, jakieś koko spoko Euro: czy jestem oburzony? Ależ skąd, jest demokracja i lud się wypowiedział w tej materii, i lud pokazał, co rzeczwiście lubi... Jest prosto, skocznie, a refren każdy jest w stanie zapamiętać i mocząc wąsy w piwie powtórzyć za "Jarzębiną" spoko, spoko – już tam Lewandowski nastrzela goli, a nasze orły itd.itp.
Cóż, jak zwykle apetyty są coraz większe i nikt nie chce pamiętać, że nasi przeciwnicy w grupie są znacznie wyżej notowani w świecie. I nikt nie chce pamiętać kolejnych kompromitacji na ostatnich mistrzostwach świata i Europy, ale kibic ma to do siebie, że zawsze wierzy w swoją drużynę.
Piszę kibic bowiem w polskich mediach już się straszy... kibolami, że to niby mają prowadzić straszliwe burdy, że trzeba aresztować tych, którzy są przywódcami kiboli. Ale czy to dużo? Ostatecznie flegmatyczni Anglicy na czas igrzysk olimpijskich w londynie wprowadzają na Tamizę lotniskowiec, a w okolicy rozmieszczają nawet rakiety! A pamiętamy z lekcji historii, że w starożytnej Grecji na czas igrzysk ustawały wojny, że było to święto pokoju.
Ogarnia nas coraz większa paranoja, coraz większy strach i jest to zjawisko nakręcające się chyba samo, względnie przez ludzi z tych służb specjalnych, którzy mają niepowtarzalną okazję wydrzeć z kieszeni podatnika miliony dolarów.
Ochrona zimowych igrzysk w Vancouver miała kosztować miliard dolarów. Może dlatego nie był to przypadek, że w Polsce pojawił się izraelski specjalista od tajnych operacji i w wywiadzie stwierdził, iż terroryści mają już Polskę na celowniku, a zbliżające się mistrzostwa, to doskonała okazja do przeprowadzenia ataku i to tym bardziej, że polskie służby zupełnie lekceważą zagrożenie. Aby potwierdzić swą wiarygodność zawsze można posłużyć się jakimś durakiem i dać mu w garść jakąś paczuszkę, którą pięć minut później, w świetle kamer telewizyjnych, odddział specjalny odbiera niedoszłemu zamachowcowi...
Niestety, na sporcie coraz częściej kładzie się cieniem wielka polityka. Pozostaje mieć nadzieję, że mistrzostwa w kopanej przebiegną spokojnie, że nie dojdzie do żadnej prowokacji i nasze orły nucąc koko spoko wyjdą przynajmniej z grupy, co już samo w sobie będzie ogromnym sukcesem.
A ewentualne protesty np. związkowców? Pamiętajmy, że mistrzostwa mistrzostwami, ale ważne sprawy też trzeba realizować. Jeżeli rząd nie bierze pod uwagę milionów głosów domagających się referendum w sprawie emerytur, czyli wydłużenia czasu pracy do 67 lat dla wszystkich, to znaczy, że demokracja nie funkcjonuje, a na dyktat trzeba wręcz odpowiedzieć pokazaniem siły...
I jeszcze jedno: takie mistrzostwa to jednak nie jest święto rajcujące wszystkich, nie wszyscy bowiem są zakochani w piłce nożnej i biorą na miesiąc urlop z pracy, czy "wolne" w domu bowiem mecz za meczem, a pan i władca nie będzie sobie zawracał d..., to znaczy głowy śmieciami w koszu, czy innymi przyziemnymi obowiązkami. Kochanie, nasi grają! I trzeba to jakoś zrozumieć, i jakoś przeżyć, i grosza na przysłowiową "zgrzewkę" nie żałować...
O narastającej gorączce może świadczyć i to, - że jak się ostatnio dowiedziałem - z samego Windsor wybiera się do Polski grupa około 40 osób, aby doświadczyć na własnej skórze jak taka impreza przebiega. Jak to się tutaj mówi? Jedyna w życiu okazja. I przyznam, że jestem dla nich pełen uznania, nie można bowiem być lekko ciepłym, albo się kocha, albo nienawidzi, prawda?
Leszek Wyrzykowski
Windsor
Myślę, że wyjdzie prawdzie na dobre. Gdzieś już słyszałam takie powiedzenia wcześniej w świecie. Takie przejęzyczenia. Odnośnie niemieckich obozów zagłady, które Niemcy tworzyli na terenach polskich, jako okupanci i najeźdźcy. To nie były polskie obozy zagłady. Powinny się te przejęzyczenia, te pomyłki skończyć . Trzeba o to walczyć. Bo są ze szkodą dla ludzi kiedyś zabijanych, unicestwianych. Masowo, całymi rodzinami, narodami. Teraz, po tej pomyłce, świat powinien usłyszeć dokładniej, czyje to były obozy i na jakiej ziemi.
To mi przypomina lekcje, które prowadziłam, jako nauczycielka. Zauważyłam, że gdy się pomylę i potem sprostuję, to uczniowie świetnie pamiętają tę partię materiału. No bo nie codziennie pani się przecież myli. Więc nawet powtarzali to w rodzinie. Mamie, tacie. Poszerzali więc zasięg wiedzy, przekazywanej przeze mnie. Cały dzień o tym mówiono, jak to pani się pomyliła. Więc potem, czasami, specjalnie się myliłam i przyznawałam do tego, albo specjalnie udawałam, że nie wiem, jak powinno być. Wtedy nawet najgorszy uczeń czuł, że wystarczy trochę pomyśleć, żeby być lepszym od pani. A to już było coś. To była satysfakcja.
Ci lepsi uczniowie wiedzieli o co chodzi, że ja ich tylko podpuszczam, żeby lekcja była ciekawsza, żeby poczuli się mądrzejsi, żeby zobaczyli, że warto myśleć . I żeby lepiej zapamiętali. A to było najważniejsze. Pamiętali wtedy nawet ci, którzy nie mieli dobrej pamięci, ani koncentracji na lekcji.
I teraz też tak się stanie. Bo jeśli wytłumaczymy światu pomyłkę tak wielkiego człowieka, to świat to lepiej zapamięta i zrozumie. Więc świat musi zapamiętać, a przede wszystkim USA, że niemieckie obozy śmierci były w Polsce, bo Niemcy były naszym najeźdźcą. My możemy dodawać faszystowskie Niemcy i hitlerowskie Niemcy, albo naziści lub hitlerowcy, ale byli to po prostu Niemcy.
Ucieczka od słowa "Niemcy", powoduje takie pomyłki. I Niemcy się nie wypierają i Niemcy o tym wiedzą, że bardzo nas, Polaków i innych skrzywdzili.
Piszę o obecnych Niemcach, jako o poszczególnych zwykłych ludziach. Wiem, jak oni myślą, gdyż pracuję w Niemczech jako opiekunka ludzi starszych. Do rozmów o wojnie prędzej czy później dochodzi między mną, a staruszkami niemieckimi. Oni mają poczucie winy. Ale czują potrzebę mówienia o tym. Tyle złego narobili na tym świecie. Okropne rzeczy wyprawiali z Żydami, z ludźmi niepełnosprawnymi, ze swoimi antypolitycznymi.
Więc prezydencie Obamo, mam nadzieję, że pana błąd, bardzo istotny dla Polaków błąd, zostanie poprawiony i że cały świat się dowie, że w czasie drugiej wojny światowej Niemcy mordowali Polaków, Żydów i inne narody. Nawet swoich, w niemieckich obozach zagłady, które były i na terenach polskich. Były to obozy masowego mordu tych ludzi . Niemcy zagazowywali tych ludzi, prowadząc ich niby do łaźni. Potem palono ich ciała. Tak, na terenie obozu były piece i wysoki komin.
Świat się o tym dowiedział już w czasie wojny, w roku 1942. To zasługa pana Karskiego. I niech zasługą pana Karskiego będzie to, że świat się o tym dowie jeszcze i teraz, po wielu latach. Dobitniej, bo poprzez błąd.
Prawda jest najważniejsza. Dla tych, którzy wtedy zginęli, którzy zostali zgładzeni. A najbardziej mi szkoda dzieci i ich matek. Jak można było... Niemcy, byliście potworami! Dwa lata temu, gdy opiekowałam się 72-letnią starszą panią niedaleko Monachium - ona sama mi zaproponowała, że zawiezie mnie do Dachau. Ten obóz zagłady był na terenie Niemiec. Siedziała dwie godziny cierpliwie w samochodzie, podczas gdy ja chodziłam po kamieniach, bo kamieniami wyłożono obszar tego niemieckiego obozu zagłady. Widziałam piece do spalania ludzi . Ludzi! I rzeczkę, która łukiem płynęła i na pewno jej drugi brzeg był marzeniem więzionych w tym obozie. Z drugiej strony był wysoki mur i druty kolczaste. Jakie mieli marzenia, jakie myśli. Oni się bali, wciąż się bali. Na pewno nie rozumieli, dlaczego zabijają ich inni ludzie. Dlaczego zabijane są ich dzieci, całe rodziny. Dlaczego bezlitośnie nie pozwalają żyć na tej ziemi, jakby mordercy czuli się bogami. Oni też na pewno mieli nadzieję, nadzieję na przeżycie.
Niektórzy się doczekali...okaleczeni śmiercią swoich.Tylko, dlaczego świat nie zareagował szybciej na taką krzywdę. Może dlatego, że prawda była za potworna.
Wróciłam po chrzęszczących kamieniach do mojej niemieckiej starszej pani. Długo czekała na mnie. To była jej pokuta. Ona czuła się winna. Za swoich, co byli okrutni. Ta niemiecka staruszka. Czuła się w obowiązku pokazać prawdę... niemiecka starsza pani, swojej polskiej opiekunce.
***
Szklanka gorącej herbaty nabrała dla mnie wartości, gdy kiedyś byłam na spływie kajakowym. Było to na Mazurach, wtenczas całkowicie deszczowych. Zgubiliśmy się tam, bez jedzenia, mieliśmy mokre śpiwory. Kilka dni płynęliśmy prawie bez przerwy. Od rana do wieczora. Goniliśmy nasz spływ, który, jak się potem okazało, był za nami. A nie przed nami.
A jaka to była rzeka? Czarna Hańcza. Pozwalane pnie. Przedziurawił nam się kajak. Klapkiem zatykałam otwór, ale i tak siedziało się w wodzie. Wyjść na brzeg nie było gdzie. Gęstwina.
Ciemno już było, kiedy zauważyliśmy przerzedzenie, dobiliśmy kajakiem do brzegu. Przeciągnęliśmy po trawie nasz dobytek. Mieliśmy pulpety w sosie pomidorowym, ale nie było otwieracza. Za pomocą noża udało nam się dostać do puszki. Jedzenie wydziubywalismy widelcem. Ciężko szło. Chyba się nie najedliśmy. Skakałam naokoło rozpalonego ogniska, żeby przygasić ogień, który chciał iść dalej.
Oj, niebezpieczne to było.
Potem znów kilka dni płynięcia. Brak jedzenia. Dobrze, że kajak załataliśmy na jakimś postoju. Deszcz padał i padał, całymi dniami. Wszystko mieliśmy mokre. I na sobie i w plecakach.
Ciemnawo już było, gdy zauważyliśmy leśniczówkę. Było to dla nas wybawienie. Od rana nie widzieliśmy po drodze żadnego domu. Jednak nie mogli nas przyjąć. Mieli gości z Warszawy. Odchodząc, zobaczyłam szklankę z herbatą. Stała na stole. Patrzyłam na nią, jak zahipnotyzowana. Miałam na sobie mokre rzeczy, spałam w nocy na ziemi w mokrym śpiworze. Albo na mokrym sianie w stodole, gdzie w dodatku kapało na nos. Więc ta szklanka gorącej herbaty nie pozwoliła mi wyjść i nie zawracać ludziom głowy. Całkowicie mnie załamała. Zostałam na schodach i sie rozpłakałam.
A potem, to już pamiętam, jak przez mgłę. Pani z córką zapakowały mnie do ciepłej łazienki. Zdjęły mokre ciuchy, ubrały w wielką niebieska sukienkę. Potem przychodzili wczasowicze mnie oglądać. Dochodziłam do siebie w kuchni, przy piecu. Nalali mi kielich wina. Nie wiedzieli, że nie jedliśmy od dwóch dni. Przenocowali nas, ci dobrzy ludzie. Nawet pan mnie na rękach przeniósł do stodoły, bo deszcz padał.
Rano – pyszna jajecznica na skwarkach. Taka ciepła. I dobra. Pamiętam ją do dzisiaj. Oni nas wtedy uratowali. Pomogli . Ale ta szklanka z herbatą, która stała tak elegancko… Taki luksus!
Wanda Ratajewska - Polska
"Sprawiedliwość"
W Warszawie 31 maja odbyło się wielkie spotkanie rodaków pokrzywdzonych przez różne organa władzy, które zorganizował Ruch Społeczny Niepokonani.
W ich deklaracji jest napisane: zmierzamy dbać o to, aby był przestrzegany i umacniany szacunek do konstytucyjnych praw obywatela, zwalczając wszelkiego rodzaju wynaturzenia zakorzenione w strukturach władzy, które przypominają niekiedy postać zdemoralizowanego "państwa w państwie". "Niepokonani", czytamy dalej, to ludzie pokrzywdzeni przez organy państwa, które w sposób bezpodstawny doprowadziły do upadku ich firm. Niektórych z nich bez zebrania materiału dowodowego oskarżono o przestępstwa, a innych w sposób bezkrytyczny osądzały. Najgorsze, że "praworządna" prokuratura przy zgodzie sądów przetrzymuje tymczasowo moc ludzi. Rekordzista siedzi "tymczasowo" 9 lat.
Posypały się skargi do sądu UE i zanosi się na grube odszkodowania. Co zadziwiające, połowę skarg do Strasburga to skargi z Polski, a Polska to tylko 8% ludności UE.
Nikt z występujących nie proponował jednak, by prezydent Komorowski nakazał zwolnić wszystkich przetrzymywanych ponad dwa lata. Okazuje się, że w Polsce jest moc, ba cała fala skandalicznych działań władz, prokuratorów, sędziów itd. Aresztuje się w świetle jupiterów ludzi i potem osadza w więzieniu, by w bardzo wielu przypadkach nie móc im dowieść niczego złego.
Tak było z twórcą firmy Optimus i co gorsza okazało się, że ktoś usłużny chciał pomóc mu wydostać się z kłopotów za drobną sumkę. Pan Kluska wydostał się sam, a co najgorsze nikt kto brał udział w jego aresztowaniu i przetrzymywaniu nie został ukarany. Sędziowie i prokuratorzy są bezkarni. Nie ma na nich bata. Prokuratorzy fałszują dokumenty i a sędziowie fałszują protokoły rozpraw. Ktoś na sali mówił, że jest złe prawo, tak ale ktoś inny powiedział, że złe prawo to może 5% zła, a 95% zła to sami sędziowie i prokuratorzy. Jest wiele w tym złego, bo Polska odziedziczyła "służbę sprawiedliwości" z komuny, ale przecież 20 lat to dość czasu, by pozbyć się złych nawyków.
Niestety, nie przeprowadzono lustracji sędziów, a jak powiedziano na spotkaniu, ręka rękę myje. Ktoś mówił, że naprawić Rzeczpospolitą mogą wolne media, ale ile tych mediów było na sali kongresowej... W piątek sprawdziłem, ani w "Gazecie Polskiej" ani w "Naszym Dzienniku" nie było o spotkaniu słowa - było tylko w "Rzeczpospolitej".
Tu wiele dobrego trzeba powiedzieć o TV POLSAT pana Solarza i najciekawsze ma być wydana książka opisujące różne perypetie obywateli, zbiór artykułów z tygodnika NIE. Mówiąc szczerze, najlepszy artykuł o mnie też ukazał się na łamach tego pisma, ale szukając go miałem wrażenie, że maczam ręce w gównie. Przepraszam, ale takie miałem wrażenie.
Ilu Polaków zostało pozbawionych firm, uczciwie zarobionych pieniędzy, ilu popełniło samobójstwo, ile rozpadło się rodzin tego nikt nie zliczy. Gorzej, że wielu widzi konkretne przypadki, ale nikt nie powiedział, ile w sumie ucierpiał na tych draństwach cały Naród. Ponadto przetrzymywanie kilkanaście tysięcy ludzi do "sprawy" kosztuje, trzeba ich mimo wszystko karmić, czy ktoś oszacował te koszty?
Ponadto jak zbankrutowała w wyniku "działań" organów RP jakaś firma to stracili pracę ludzie itd. Chyba sędziowie i prokuratorzy by nie szafowali tak "hojnie" aresztem tymczasowym, gdyby sami posiedzieli z tydzień, dwa i może warto im takie wczasy "zafundować". Rozmawiałem po tym spotkaniu ze znajomym i twierdził, że trzeba przywrócić funkcję "sędziego śledczego" czym by się odebrało prokuratorom część ich władzy i nie mieliby okazji wsadzania kogoś "tymczasowo".
Na imprezie pani z Zakopanego dała mi plik materiałów o tamtejszej sprawiedliwości. Okazało się że w 1973 roku "przejęto" na potrzeby służby zdrowia willę Diane i co gorzej nawet nie dano przewidywanych w tym czasie rekompensat. Po 1990 roku właścicielka poszła do Sądu Administracyjnego i mimo, że sprawa była w toku starosta tatrzański willę sprzedał.
Był tam też panel, doskonale wystąpił były wicepremier, mecenas Giertych, który wskazywał, że nie ma bata nad sędziami i prokuratorami, a jako adwokat to wie, co mówi.
Ba choć go nie lubię osobiście to śmiem twierdzić, że zna temat i byłby dobrym ministrem sprawiedliwości Wśród zebranych rozdawano tekst - ulotkę referendum Obywatelskiej 3-maja- 4 czerwca gdzie były żądania zadania 10 pytań. Było tam pytanie, czy jesteś za tym, by połowa sejmu była wybierana w jednomandatowych okręgach.
Nie. Najpierw trzeba sejm odchudzić do 300 posłów i 40 z nich, a nie połowa powinna być wybierana w jednomandatowych okręgach. Inaczej jest tak, jak we Francji, gdzie Front Narodowy zdobywa 20% głosów, a nie ma jednego posła. Podobnie było raz w Kanadzie, bodaj w 1992 r. gdzie Partia Konserwatywna zdobyła tyleż głosów i miała 2 posłów.
Przy okazji wyszły kuriozalne rzeczy. Okazuje się, że Orderem Polonia Restituta został odznaczony człowiek skazany wyrokiem prawomocnym, pozbawiony praw obywatelskich i honorowych, a w Katowicach nadal sprawuje swą funkcję prokurator skazany prawomocnym wyrokiem na 4 lata więzienia. Ile podobnych kwiatków jest jeszcze, nikt nie wie.
Na czele organizacji Pokrzywdzonych stoi 12 osób, ale najgorsze, że na sali było raptem 6 posłów opozycji z panem Palikotem oraz dwóch byłych posłów Pan Roman Giertych i czołowy lewak pan Piotr Ikonowicz, były szef PPS. Było zarezerwowane miejsce dla marszałków sejmu i senatu, ministra sprawiedliwości i finansów, Rzecznika Praw Obywatelskich itd. Oni olali imprezę i na nich też nie ma bata.
Jeszcze jeden dowód "sprawiedliwości" w PRL-bis. Sąd rozpatrzył w przyspieszonym tempie bez udziału adwokata sprawę oskarżonego kibica Legii Piotra Staruchowicza i wsadził go na miesiąc.
Potem prokurator nie był łaskaw wskazać, gdzie on jest i adwokat szukał go po różnych aresztach koło Warszawy.
Parada "nierówności"
Pod osłoną kilkuset policjantów przeszła w sobotę w Warszawie od placu Konstytucji do Starego Miasta manifestacja lesbijek i pederastów. Co ciekawe, mało kto przyglądał się tym krzykliwym przebierańcom, których pochód miał z 250 metrów długości wliczając w to kilka ciężarówek z trybunami, w tym jedną SLD i jedną Palikota. W sumie nie było tam 2000 ludzi,czyli w porównaniu do manifestacji narodowych czy w obronie TV TRWAM to peanuts.
Niestety wielkie koszty zabezpieczenia tych ludzi poniosła policja, kto je pokryje, oczywiście obywatele nie organizatorzy tego happeningu.
Było lepiej
Ostatnio piszą, że będą ułatwienia w ruchu granicznym między enklawą kaliningradzką a sąsiedzkimi miastami w Polsce. Niektórym to się nie podoba, ale im więcej ruchu tym bardziej rozwijają się sąsiednie rejony. Niestety od 1990 r. jest nie lepiej a coraz gorzej. Kiedyś na Stadionie Dziesięciolecia można było spotkać ludzi aż z Syberii. Oczywiście każdy zostawiał tu sporo zielonych. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba do roku 2000 jeździło się na Białoruś i do Rosji na niewiele znaczące vouchery sprzedawane po 10 zl. Poza tym były pieczątki AB, które potrafił sobie każdy załatwić przedstawiając pismo jakiejkolwiek firmy z pieczątką, że dana osoba jedzie służbowo do Rosji czy Białorusi.
Teraz wizy drogie, a ile czasu trzeba spędzić w kolejkach.
Marsz w Warszawie
Kardynał Nycz zorganizował wielki happening w stolicy. Moc ludzi przeszło Marszem dla Życia i Rodziny od Placu Teatralnego do budowanego Sanktuarium Opatrzności Bożej w Wilanowie, gdzie po mszy był festiwal dla starszych i młodzieży. Moje dzieci zupełnie dobrze się tam bawiły.
Przed Euro
Gdzie można są malunki, reklamujące Euro. W przejściu pod radem Marszałkowskiej i Jerozolimskich są malunki, które z różnych miejsc wyglądają inaczej, sponsor Coca Cola. Jest wielki malunek na budynku na rogu Jana Pawła II i Jerozolimskich, są malunki w metro i w wielu miejscach Warszawy.
Poza tym są naklejki na autobusach itd. Ponoć podobnie jest w innych miastach gdzie zawita Euro.
Ile te naklejki kosztowały i ile ich zdjęcie będzie kosztowało.
Dalej jest pewne zdenerwowanie bo kibice z Rosji mogą się pojawić w koszulkach z sierpem i młotem i ten i ów zapowiada walki między nimi a rodakami. Czy jednak spełni się przepowiednia Matki Bożej, że będzie w Polsce rewolucja?
Votum separatum.
W poniedziałkowym "Naszym Dzienniku" jest długi wywiad Andrzeja Gwiazdy poświęcony rocznicy obalenia rządu Jana Olszewskiego. Zapewne był to dobry rząd, może najlepszy, ale Andrzej, do którego zwolenników należę też nie jest bez winy.
W czasie trwania Zjazdu "Solidarności" w Olimpii w 1990 r. pojechaliśmy z Jankiem Rulewskim namówić go by nań przyszedł, a Janek Rulewski gotowy był mu oddać swój głos i wiele na tym zjeździe by poszło inaczej bo wielu ludzi było jego zwolennikami. Niestety Andrzej na zjazd nie poszedł.
Dalej po wyborach prezydenckich Lech Wałęsa zadzwonił do niego i jak mi sam Andrzej opowiadał proponował mu drugie miejsce w kraju czyli premierostwo. Znów okazje przepuścił a mówienie, że by Lech go wykorzystał i że Lechowi nie wolno było wierzyć to wymówki. Gdyby wpadł w konkretny konflikt z Lechem to mógł sprawę wygrać w mediach.
Niestety Andrzej się wycofał z gry i teraz boleję że jest na manowcach, a jak Lech mówił to najinteligentniejszy człowiek jakiego znał.
Aleksander graf Pruszyński
Mińsk
Polakom powoli opadają klapki z oczu. Coraz więcej osób dostrzega, "pi-ar" obecnej grupy rządzącej i widzi fasadowość rzekomo "wolnej, demokratycznej i niepodległej".
Mogły te klapki opaść wcześniej, mogły już 20 lat temu, kiedy to agentura postanowiła obalić nieśmiało podnoszący głowę rząd Jana Olszewskiego, aby przypilnować do końca interesów.
Niestety od dawna uwarunkowano Polaków do wiary w autorytety; takie swoiste "kulty małych jednostek". W czasach PRL-u autorytety kreowało politbiuro - oficjalnie i podszeptem.
Na wielkich bojowników sprawy polskiej wysuwano różnych agentów, umoczonych po pachy pachołków, prowadzonych na pasku esbeckich speców. Była więc "opozycja" na pokaz dla zagranicy i ta na rynek wewnętrzny. Ci pierwsi mimo "licznych utrudnień" jednak ostatecznie dostawali paszport do Paryża, ci drudzy pisali w więzieniach książki, które następnie były "przemycane" do wydawców na Zachodzie i czytane w Wolnej Europie (kto choć raz był w więzieniu wie, że pisanie czegokolwiek bez zgody jest niemożliwe). I myśmy owym autorytetom wierzyli. Może dlatego, że chcieliśmy.
Tymczasem, jeśli ktoś nie miał koncesji na opozycyjność no to była kicha - bywał zazwyczaj zmiatany - dobrze, jeśli tylko z życia publicznego; gorzej, jeśli pod ziemię.
Staszewski, Wajda, Konwicki, ludzie, którym odpowiednie instytucje dorabiały aureolę nad czółkiem, mimo peerelu jakoś funkcjonowali, i bynajmniej nie musieli w Bieszczadach szuflować węgla drzewnego. A tam lądowali ci, wyrzuceni z wilczym biletem, których żaden zakład nie chciał mieć na etacie robotnika niewykwalifkowanego.
Tak więc cała kultura produkowana w PRL-u; cała kultura finansowana przez państwo musiała mieć co najmniej przyzwalające mrugnięcie okiem od panów komunistów. Władza raz mrugała częściej raz rzadziej, raz odkręcała, raz przykręcała kurki, ale gdyby się uparła, to dany "autorytet" mogła totalnie utrącić pozbawiając środków do życia.
Tak robiła w przypadku ludzi prawdziwie niezależnych, tych, którzy w obronie wolności wewnętrznej decydowali się pokazać władzy środkowy palec. Był to heroizm. Polegający również na całkowitym wykasowaniu ze sfery publicznej - nikt o takich protestach nie wiedział, nikt nie krzyczał.
I tak do lat 80. komuniści wychowali sobie "autorytety" i "opozycję"- które zawieźli autobusami do Magdalenki, by potem usiąść przy okrągłym stole.
Ten układ, został lekko zachwiany przez rząd Olszewskiego. Dlatego w mig obalono gabinet.
Komunistyczna sitwa uwłaszczona na peerelu chciała, by wykreowane autorytety uratowały wianek dziewictwa i zachowały wpływy.
To właśnie one, wykreowane przez lokalne ośrodki propagandowe i tym razem ochoczo wspierane z zachodniej zagranicy miały Polaków przeczołgać "jedyną możliwą" drogą planu Balcerowicza i prywatyzacyjnego szabru. Ludzi, którzy usiłowali się temu przeciwstawiać, ba nawet takich, którzy usiłowali stać z boku odsądzano od czci i wiary zazwyczaj oskarżając o agenturę.
Złodzieje krzyczeli łapać złodzieja - agenci zarzucali agenturalność prawym Polakom, i była to skuteczna broń. Zamiast otworzyć archiwa - jak chciał rząd Olszewskiego - rozpoczęto pojedynki na teczki.
Dramatyczne posiedzenia sejmowe z 1992 roku obnażyły te machinacje, ludzie mogli przejrzeć oszustwo, mogli wyjść na ulicę, elity niepodległościowe mogły starać się przejąć resorty siłowe.
Niestety, wszyscy mieli skutecznie zawrócone w głowie. Ociemniałe i zdeformowane mentalnie latami komunizmu polskie społeczeństwo nie potrafiło rozeznać sytuacji, a ci którzą ją rozpoznawali bali się. Efekt jest taki, że ów magdalenkowy układ rządzi do dzisiaj, przeniósł się przez dwie dekady, zreprodukował i rozkwitł. Dzisiaj jest to coraz cieśniejszy gorset.
Mimo tąpnięć, w rodzaju katastrofy smoleńskiej, naród znów nie zdołał wybudzić się na tyle, by stać się suwerenem i sięgnąć po władzę. Znowu ktoś się przestraszył, ktoś dał sobie zepsuć szyk. Władza przetestowała walką opór społeczny i stwierdziła, że może sobie na wiele pozwolić.
Dlatego polskie kobiety będą tyrać7 lat dłużej do emerytury; dlatego polskie rodziny będą tracić domy i mieszkania duszone podatkiem katastralnym, te same mieszkania, jakie otrzymały w ramach jedynej powszechnie przeprowadzonej prywatyzacji. Będą szły z torbami, gdy byle urzędas oszacuje im lokal na jakąś bajońską kwotę. Ci, których nie będzie stać na podatek, będą mieli stosowną kwotę dopisaną na hipotece - tak, by za moment utracić nieruchomość za długi.
To wszystko na oczach społeczeństwa, okadzanego jeszcze kilkanaście lat temu wolnością i demokracją - społeczeństwa, któremu złodzieje wmówili wielkość, przy okazji wymieniając zamki w drzwiach.
20 lat temu w czasie "Nocnej Zmiany" jeszcze się trochę nas bali, trzymali tetetki po sejfach, dzisiaj wiedzą, że mogą iść na bezczelnego, że nie zastąpią na drzewach liści. Za późno. Koniec.
Andrzej Kumor
Mississauga
Oooo, więc jednak znalazł się kij na naszych panów gangsterów? Wydawało się, że zależy im tylko na forsie, żeby codziennie mogli wytarzać się w złocie, no i oczywiście – na władzy – żeby móc codziennie wyobracać nie tylko panienki, ale również – naszych Umiłowanych Przywódców - a tu okazuje się, że zależy im również na prestiżu! Od razu widać, że to zakompleksieni półintgeligenci – bo czyż w przeciwnym razie martwiliby się, co pomyślą sobie o nich angielscy, czy ruscy kibice?
Tymczasem widać, że się martwią – bo czyż w przeciwnym razie nie nakazaliby Narodowemu Centrum Sportu rozliczyć się z podwykonawcami Stadionu Narodowego? Ale względy prestiżowe to jedno – a pragnienie uniknięcia kompromitacji to drugie – i pewnie nawet ważniejsze. Już tam podwykonawcy dokładnie wiedzą, kto ile przy budowie Stadionu Narodowego ukradł i gdzie schował szmal – więc gdyby Narodowe Centrum Sportu, nadzorowane przez panią Muchę – w swoim czasie faworytę posła Palikota z Lublina – nie uregulowało z nimi rachunków, to ani chybi wypłynęłyby na świat Boży śmierdzące dmuchy, z którymi nie poradziłby sobie ani zdolny do wszystkiergo pan prokurator generalny, ani nawet – pobożny minister Jarosław Gowin. Dobrze, że podwykonawcy Stadionu Narodowego dostaną szmalec, a co z podwykonawcami autostrad, nad którymi niedawno unosił się duch premiera Tuska w towarzystwie ducha ministra Nowaka? Rząd jeszcze nie wie – znaczy – panowie gangsterzy jeszcze nie zakomunikowali ministru Nowaku, jak ma być i jakie uzasadnienie ma przekazać niezależnym mediom.
Nikt nie jest bowiem bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara – i pewnie dlatego CBŚ wypytuje przesłuchiwanych przez siebie nieszczęśników, czy przypadkiem nie znają mojego nazwiska. Po co Centralnemu Biuru Śledczemu moje nazwisko – przecież jakby chcieli zorientować się, jak się je pisze, to mogliby spytać mnie samego – tymczasem nie – wypytują o to osoby postronne.
Inna rzecz, że to skadinąd zrozumiałe; skoro podczas publicznych spotkań mówię, iż jako społeczeństwo stoimy wobec rozpaczliwej alternatywy: albo pozabijać członków bezpieczniackich watah, albo ich przekonać do likwidacji kapitalizmu kompradorskiego, jaki generał Kiszczak ustanowił w porozumieniu w autorytetami moralnymi, jakich według spisów zaprosił był do Magalenki – i zastąpieniu go kapitalizmem zwyczajnym - to kto wie - może jakiś ważny kompradorczyk nakazał swoim tajniakom różne takie sprawdzenia – bo wiadomo, że w demokratycznym państwie prawnym wszystko zaczyna się i kończy na bezpiece. To znaczy nie kończy, uchowaj Boże, to byłoby absolutnie niezgodne ze standardami demokratycznymi. Wszystko musi skończyć się w niezawisłym sądzie, który – jeśli dostanie rozkaz, żeby delikwenta skazać (si paret Numerius Negidius Aulo Agerio centum dare, te iudex centum condemna, si non paret, absolvito), a jak dostanie rozkaz, żeby go uniewinnić, to go uniewinni, żeby tam nie wiem co.
Właśnie okazało się, że poseł Niesiołowski wytoczył proces o obrazę wydawnictwu Spes wydającemu "Nasz Dziennik" za felieton "Z głębi Gór Skalistych" napisany przeze mnie jeszcze w roku 2008. Czy to młyny sprawiedliwości mielą tak powoli, czy też posłu Stefanu Niesiołowskiemu dopiero teraz ktoś zasugerował zsynchronizowanie dochodzenia obrazy majestatu z przepytywankami CBŚ – tego, ma się rozumieć, nie wiem, ale jak tam było, tak tam było, wszystko – jak powiadają gitowcy –" gra i koliduje". A tak się akurat składa, że znowu jestem w głębi Gór Skalistych i mogę zaświadczyć, iż majestat posła Niesiołowskiego zupełnie nie robi wrażenia na tutejszych niedźwiedziach grizli, ani nawet – co również mnie samego zaskoczyło – na jeleniach wapiti. Mniejsza o grizlich – ale na jeleniach postać posła Niesiołowskiego powinna jednak robić wrażenie.
Jednak na tym świecie pełnym złości niczego dzisiaj nie można już być pewnym i chyba dlatego pan poseł Stefan Niesiołowski sprawia wrażenie człowieka o zszarpanych nerwach. Skądinąd słusznie – bo jak już premier Tusk dostanie od Naszej Złotej Pani Anieli trafikę w Unii Europejskiej – na co wskazuje nagroda imienia Wartegau - a najbliżsi współpracownicy z Trójmiasta schronią sie za immunitety – kto wie, czy nieubłagany palec nie wskaże na posła Niesiołowskiego, jako głównego winowajcę błędów i wypaczeń?
Biednemu zawsze wiatr w oczy – co przewidział już Janusz Szpotański w dedykowanym Stefanowi Niesiołowskiemu wierszu "Pan Karol i Kostuś", w którym ujawnia między innymi takie oto rewelacje: "Pan Karol ma żonę uroczą i mądrą, plus seraj rozkosznych kochanic, a Kostuś z pysktą żonaty jest flądrą i romans ma z tkaczką z Pabianic". Jeśli nawet, to niech mu będzie na zdrowie; nie zazdroszczę mu tych uścisków, a zresztą – dość tej prywaty. Odtąd będzie tylko de publicis.
Otóż molestowanego przez ministra Sikorskiego i prezydenta Komorowskiego amerykańskiego prezydenta Obamę własną wezbraną piersią zasłoniła Deborah Schlussel, nieubłaganym palcem wskazując na Polaków, jako aktywnych wspólników "nazistów". Od razu widać, że żydowski program szlamowania naszego nieszczęśliwego kraju wchodzi w fazę decydującą – bo przecież wiadomo, że na wojnę w Iranem forsa się przyda.
Nie miejmy jednak pretensji do amerykańskich Żydówek – bo pani Schlussel przecież tylko powtarza to, co w liście do uczestników uroczystości w Jedwabnem napisał prezydent Bronisław Komorowski – że "naród Polski" musi przyzwyczaić się do myśli, iż był również sprawcą. Oczywiście sprawcą zbrodni II wojny światowej. Akurat w piątek i sobotę będę o tym rozmawiał z przedstawicielami Polonii z Vancouver i Victorii – i chociaż nie będziemy w stanie podjąć żadnych decyzji, to przecież wydaje się, iż w tej sytuacji można by rozważyć kwestię postawienia pana prezydenta Komorowskiego przed Trybunałem Stanu za sprzeniewierzenie się konstytucyjnej rocie przysiegi prezydenckiej – że mianowicie będzie niezłomnie strzegł "godności narodu".
Oczywiście to tylko rewolucyjna teoria – bo rewolucyjna praktyka pójdzie zapewne całkiem innym torem – na co wskazuje załagodzenie podwykonawców Stadionu Narodowego i zainteresowanie CBŚ moim nazwiskiem oraz proces, jaki z inicjatywy posła Niesiołowskiego będzie toczył się przed niezawisłym sądem.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…