Jestem jeszcze w Polsce. Jak to dobrze być w Polsce. Człowiek czuje, że jest na swoim miejscu. Jeszcze tydzień tutaj i potem czeka mnie bardzo długa jazda na południe Niemiec. Zostałam polecona przez koordynatorkę – Niemkę i zdecydowałam się na tę ofertę. Dwoje staruszków ponad 90-letnich. On do opieki, ten płacący za mnie, i żona podobno całkiem zdrowa. Nie wierzę w całkiem zdrowe osoby w tym wieku, najczęściej po kryjomu biorą leki, żeby nie płacić firmie więcej pieniędzy za opiekunkę.
Ja lubię mieć małżeństwo do opieki, bo wtedy nie jest tak nudno i mogę słuchać ich rozmów. Czasami są to tak dobre starsze małżeństwa, że aż się dziwię, że takie w ogóle istnieją.
Więc będę jechać z domu do domu i przyjedzie po mnie mały busik. Nie wiem dokładnie, o której godzinie. Kierowca wysyła smsa, gdy jest już niedaleko. Rodzina niemiecka za niego płaci. Jest droższy od dużego autobusu, który jeździ od dworca do dworca, a nie od domu do domu. Duży autobus jedzie krócej, bo nie jedzie zygzakiem. Szkoda, że mi nie pasował i będę na pewno jechać z 18 godzin. Już tak kiedyś jechałam i obiecałam sobie, że nigdy więcej. Teraz znów...
Dzień wcześniej wyjeżdża moja jedyna córeczka na zarobek do Niemiec. Ma 19 lat. W tamtym roku była w Holandii, pracowała przy taśmie z cebulkami tulipanów, 10 godzin dziennie. Z nadgodzinami 12 godzin. Zarabiała z 700 euro na miesiąc. Praca ta nic jej nie dała, poza tym że firma chciała ją znów w tym roku zatrudnić. Nie nauczyła się lepiej angielskiego.
Jednak, mogło być gorzej. Mogła mieszkać w domku kempingowym, a tam było zimno w nocy. Mogła nie mieć pracy, czekać na tę pracę i jeść tylko na dzień torebkę ryżu, jak dziewczyny, które przyjechały później, w drugiej turze. Pojechała tam z chłopakiem, którego kochała, ale chłopak wciąż nie miał humoru. Już z nim nie jest. Teraz ma tylko kolegów. Widzę ich buty w przedpokoju. Największe buty ma chłopak w niej zakochany, jest najwyższy w szkole.
Trzy dni temu weszłam po południu na Internet, na niemieckie strony, gdzieś tam dodałam CV córki i jej koleżanki i chwyciło. Jedna firma się odezwała. Potem przez dwa dni przypominałam jej język niemiecki. Ale nie tak, jak to w szkole z tą gramatyką, tylko najpotrzebniejsze zwroty. Ona ostatnio miała tylko j. angielski, bo zdawała maturę z niego.
Nie, ona teraz mówi, że jej informatyka nie interesuje. Że chciałaby iść na fotografikę albo na grafikę komputerową. Więc szuka dalej innych miejsc do studiowania.
Koleżanka miała łatwiej, bo ona lepiej znała j. niemiecki i z niego zdawała maturę. No i zadzwoniła do nich pani z Niemiec, prawdziwa Niemka, i od razu się na nie zdecydowała, bo określiła je jako bardzo inteligentne. Córka była bardzo zaaferowana po tym telefonie, mówiła, że rozmawiała z nią to po niemiecku, to po angielsku. Więc dziewczyny jadą, za kilka dni, na piękną wyspę i będą pracować jako kelnerki i będą miały niemiecką umowę i pełny pakiet ubezpieczenia. Na cztery miesiące musiały podpisać umowę. Dużo to, ale zobaczymy, ile wytrzymają. Chciałyby mieć trochę wakacji. Szykujemy ubiory, trzeba było kupić buty, pożyczyć taką portmonetkę na pasek. Wziąć dwie pary czarnych spodni. Ale będą przy morzu, oddzielone od niego lasem. Dzisiaj wszystko jeszcze przeglądałam w Internecie, czytałam opinie ludzi o hotelu… żeby nie wylądowały gdzieś… jak to bywa i się słyszy o dziewczynach polskich.
Żartujemy, że jak córka wróci z tej pracy, to będzie nam gotować, serwować i sprzątać. Tam się wszystkiego nauczy.
Zdaję sobie sprawę tego, że praca tam, w tej niemieckiej restauracji, to nie będzie sielanka. Za takie pieniądze Niemka by nie pracowała. Ale my tu, w Polsce, nie jesteśmy przyzwyczajeni do zarabiania większych pieniędzy.
Jak za miesiąc będą wyniki egzaminu maturalnego córki, mąż będzie wszystko za nią załatwiał, wysyłał zgłoszenia na uczelnie.
Nie może czekać, bo za miesiąc nie miałaby już tej pracy. Na rynek pracy niemiecki rusza wtedy gromada studentów, a część z nich studiuje germanistykę.
Córka będzie starać się o miejsce na informatyce na trzech politechnikach – Gdańsk, Poznań albo Szczecin. Do Szczecina najłatwiej się dostać, ale to miasto mało prężne. W Gdańsku jest nasz syn, pracuje już w dobrej firmie, właśnie skończył informatykę. Córka miałaby tam opiekę brata. Poznań się rozwinął, ale to drogie miasto, bo mało ma akademików. Wszystko zależy od wyniku jej egzaminu maturalnego z matematyki. Córka twierdzi, że jej dobrze poszło. Teraz jednak mówi, że nie chce studiować informatyki, że to nudne. Ale po czym innym może nie być potem pracy.
A ja jadę dzień później i już mój syn żałuje, że ja wyjeżdżam, że byłam tylko 26 dni w domu.
Ale jadę na miesiąc, zarabiam 1100 euro. Dwie osoby. Wrócę i przyjedzie nasz syn z Anglii na trzy tygodnie. Najpierw z kolegami skoczą nad morze. Tam mają kolegę ze studiów, który ma wypożyczalnię przyczep kempingowych i zawsze do niego jeżdżą co roku. Nie trzeba jechać po niego na lotnisko w Poznaniu, bo kolega po niego pojedzie. Kolega rozstał się z dziewczyną, wrócił z Irlandii do Polski i teraz z powrotem wrócił do dawnych przyjaciół.
Żyjemy teraz jak w ukropie. Trzeba szukać i rezerwować miejsca dla córki w busiku na tę niemiecką wyspę. Trzeba odżałować te 200 złotych. Taniej by było koleją lub może autobusem normalnym do Szczecina, a potem może następnym autobusem.
I odnalazł się syn nasz, który zniknął z domu kilka dni temu. Przygotował się do wyjazdu, bo wziął kurtkę, a przecież był upał. Dzisiaj była wreszcie wiadomość od niego i mogłam uspokoić moją mamę.
Najmłodszy syn –17 lat, dostał od syna , który jest w Anglii, Diablo 3. Na całą klasę tylko on ma to i walczy teraz po kilka godzin dziennie z... no właśnie, z czym? Mówił mi, ale zapomniałam. Z jakimiś stworami, potworami, w Internecie.
W sądzie już trzeci rok ciągnie się sprawa spadkowa o ustalenie majątku naszego ś.p. ojca w bankach. Teraz poszła do wyższej instancji, po zażaleniu dwóch adwokatów. Sędzia będzie zmieniony. Banki nie chcą podać historii rachunków mojego ojca ani pieniędzy zainwestowanych. Mój tata za bardzo im ufał. Straciłam nadzieję, że uda nam się odzyskać jego pieniądze. Był strasznym dusigroszem, przez całe życie. Sprawa była zgłaszana do Komisji Nadzoru Finansowego. Była tam dwa lata, ale nic to nie dało. Banki się tylko "okopały", zorientowały się, jakie dokumenty mamy.
Dawne polskie powiedzenie Pewne jak w banku powinno być zastąpione – Ludzie starsi, uciekajcie z banków! One cierpliwie czekają na waszą demencję.
Bank, w którym tata miał główne swoje oszczędności, ma podobno przestarzały system informatyczny. Kasjerka wyszła na jesieni z więzienia. Siedziała cztery lata. Do prasy ta wiadomość się nie przedostała. Pracownicy banku jeżdżą co sobota na drogie zakupy do dużego miasta. Wszyscy razem, zawsze w tym samym składzie. Na koniec przepuszczają pieniądze na wyścigach konnych. Podobno mało zarabiają. A dobrze się mają.
W telewizji "Szansa na sukces". Prowadzi Wojciech Mann. Lubię to. Ale to są powtórki. Dobre i powtórki. Mann to wspaniały człowiek. I nucę sobie tralala tralalalalalala, traalalala wypijmy za... Wypijmy za błędy tralala lala. Lubię gwizdać, to mam po tacie. Mąż nie lubi, jak ja gwiżdżę. Ile mogę, tyle gwiżdżę. Za to w Niemczech przy staruszkach mogę sobie pośpiewać i pogwizdać. Czasem razem z nimi. Prawie zawsze kończymy "Oczy czarneeee, gęba brudna, idź do domuuuuu, boś maaaruuudnaaaa". Oni i tak nie rozumieją słów, a ja rosyjskich słów nie znam. Cziornyje głaza, oder cziornyje oczi?
Każdego dziadka i każdą babcię niemiecką da się rozśpiewać kolędą "Ciii-i-cha noc, święę-ę-ta noc".
Tę kolędę mamy od sąsiadów właśnie. Przybyła do nas z Niemiec.
I jeszcze dodam tylko, że z pięciorga naszych dzieci, dwoje pierwszych synów nie musiało pracować w czasie studiów. Trzeci syn zaczął pracę od drugiego roku studiów, córka –już mając lat 18, jeszcze w ogólniaku. Jak tak dalej pójdzie i rząd Polski (kogo, czego?) nie będzie pomagał biednym dzieciom polskim, to już przedszkolaki będą pytać o pracę.
Wanda Ratajewska
Polska
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!