Euro 2012 nie obędzie się bez kompromitacji. Bez jakiejś gigantycznej, powiedzmy zapobiegawczo: awarii. Powiedzmy kolokwialnie: obsuwy. Powiedzmy oględnie: bez losowego zdarzenia. Nie przy tej ekipie psujów.
Przekonanie powyższe trąci czarnowidztwem i być może z tego powodu nie jest jakoś specjalnie rozpowszechnione w narodzie otumanionym oparami propagandowego kleju tonami lejącego się z nadwiślańskich telewizorów, acz z drugiej strony nie jest też całkowicie incydentalne. Coraz więcej osób deklaruje bowiem, że opuści Warszawę, Poznań, Wrocław czy Gdańsk w dniach rozgrywek, licząc na schronienie w... powiedzmy żartobliwie, okolicznych lasach.
NAJGORSZY W EUROPIE
Trudno się tym ludziom dziwić. Gdyby buńczuczne zapewnienia, jakoby "oddelegowane na odcinek Euro 2012" służby wszelakie, to jest policjanci, strażacy, strażnicy graniczni czy funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, były należycie przygotowane do zabezpieczania turnieju, gdyby te zapewnienia, powtarzam, szanowny pan minister od spraw wewnętrznych wsadził sobie w buty, wówczas wyglądałby na wyższego – i z tychże zapewnień byłaby to jedyna korzyść. Twierdzę tak z pełną odpowiedzialnością, i z całym szacunkiem dla Jacka Cichockiego.
Swoją drogą, gdyby pan minister usiłował powiedzieć to samo na temat "dobrego przygotowania do Euro 2012 systemu ochrony zdrowia", słowa niechybnie rozerwałyby mu krtań. Tak, tak, w tej ekipie oszustów to się dotąd nie zdarzyło, ale są chyba łgarstwa zabijające kłamcę na miejscu? Wszak "zwykły" wypadek komunikacyjny, o ile poszkodowanych zostaje kilkadziesiąt osób, zdolny jest sparaliżować ze szczętem "system ochrony zdrowia" każdego polskiego miasta. Ów system (jeden z najgorszych w Europie, tak przynajmniej utrzymują instytucje niezależne od polskiego rządu) charakteryzuje się zwłaszcza brakiem dostępu do nowoczesnych leków, wysoką umieralnością na raka oraz długim czasem oczekiwania na diagnostykę czy szpitalny zabieg. Wiem, co mówię. Mówię też, że w tych okolicznościach impreza masowa na taką skalę niejednego może po prostu zabić.
MALOWANIE TRAWY
Sprawa jest bardzo poważna. Zwłaszcza gdy pamiętać o źle strzeżonych lotniskach (po ostatniej kontroli NIK okazało się, iż skala wykrytych nieprawidłowości może mieć wpływ na pogorszenie stanu bezpieczeństwa ruchu lotniczego w polskiej przestrzeni powietrznej). Ale lotniska to nie wszystkie zagrożenia. Dodajmy do tego setki kilometrów dziurawych autostrad, wymagających remontów jeszcze przed oddaniem ich do użytku. Dodajmy malowanie trawy na boiskach i rozbabrane dworce kolejowe. Dodajmy pociągi, kolebiące się sennie po przestarzałych torach i mijające semafory nakazujące maszynistom jednocześnie "jedź" i "stój". Wreszcie dodajmy jednorazowe prawdopodobnie stadiony, prawdopodobnie kosztowniejszymi niż wieloletnia eksploracja przestrzeni pozaziemskiej.
Kiedy już dodamy jedno do drugiego, przyjrzyjmy się także kosztom. A precyzyjniej, choćby obcinaniu wydatków na realizację podstawowych potrzeb społecznych (jak ktoś policzył, za 750 milionów złotych, które wydano na budowę poznańskiego stadionu, można byłoby ufundować Poznaniakom sześć tysięcy miejsc w żłobkach – i opłacać te miejsca przez dziesięć kolejnych lat). Kwestię przedszkoli, szkół, nawet sporej liczby posterunków policji, ten rząd już rozwiązał, można powiedzieć ostatecznie, likwidując znaczącą lokalnie część wymienionych placówek. Najwyraźniej niewiele oszczędności to przyniosło, bo samorządy zmuszono do gwałtownego podniesienia podatków i opłat, na przykład tych za przejazdy środkami komunikacji publicznej.
I tak dalej, i tak dalej.
PO TEJ STRONIE KAPELUSZA
Podsumowując, mamy do czynienia z resztkami państwa, w którym kasta urzędnicza panoszy się, jak panoszyła zawsze, a ono samo na każdym poziomie chamieje nam tak, jak chamiało. Posuwając się coraz dalej w procesie zawłaszczania swoim obywatelom ostatnich obszarów tak zwanej "wolności". Natomiast całość systemu ochraniają mainstreamowe media, dopinając go poprzez prezentowanie starannie wybranych bądź też należycie spreparowanych fragmentów rzeczywistości. I tym sposobem to upiorne bajzelowisko nadal jako tako funkcjonuje.
Maciej Rybiński: "Propaganda to jest trudna, godna podziwu sztuka. Coś jak wyciąganie królika z kapelusza, pod warunkiem wszakże, że się tam tego królika uprzednio nie włożyło. Słowem, propaganda to nie jest wyciąganie z cylindra realnego, żywego królika, który może chrupać marchewkę i rozmnażać się jak królik, a na końcu można go obedrzeć ze skóry na czapkę, upiec w maderze i zjeść, tylko samej idei królika, pozoru królika, fantomu sterczących uszu i pompona z tyłu".
Nic dodać, nic ująć. Zaś po tej stronie kapelusza, władze, powtórzmy: pod osłoną zblatowanych mediów, wrzucają publiczne pieniądze w studnię bez dna. Dosłownie topią pieniądze w błocie. Wydając krocie na imprezę, która najpewniej okaże się katastrofą.
I tylko pompon rosnący nad głową premiera Tuska niczym swoista aureola _ rebours, przestaje śmieszyć, zamieniając powoli w g... No, ale nie przesadzajmy z dosłownością.
***
Powiadają, że entuzjazm społeczny przed Euro 2012 jest podobno u nas tak duży, że aż grozi wybuchem. Przeto rząd Donalda Tuska przygotowuje plan awaryjny: różowe okulary i różową watę cukrową dla wszystkich. Za darmo. Okulary "made in Moskwa" przywiozą ze sobą rosyjscy kibice wraz z czerwonymi flagami, obryzganymi sierpem i młotem. Cukier zapewnią Niemcy. Nasze cukrownie sprzedaliśmy im już przed paroma laty.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!