Lektura Gońca (591)
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (18)
Napisane przez Wojciech BłasiakZasadniczym instrumentem tego demontażu w rękach ośrodka prowadzącego była, a i nadal jest, agentura wpływu.
Agentura wpływu to poszczególne wpływowe osoby uznawane za autorytety oraz osoby ulokowane celowo w kluczowych instytucjach państwa i gospodarki oraz mediów i nauki, ale także same instytucje, media i organizacje, a nawet partie polityczne. Agenci wpływu działają tu pod przykryciem jako politycy, dziennikarze, publicyści, artyści, naukowcy czy menedżerowie gospodarczy. Ich celem jest oddziaływanie na funkcjonowania państwa i gospodarki poprzez wpływ na podejmowanie decyzji. I tym celem jest również oddziaływanie na opinię publiczną społeczeństwa czy poszczególne jego grupy i środowiska społeczne dla formowanie ich opinii, a szerzej oddziaływania psychospołecznego zgodnie z interesem ośrodka prowadzącego.
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (32)
Napisane przez Antoni Ferdynand OssendowskiUngern chciał jeszcze coś dodać, lecz wpadł w nagłą zadumę. Nie chciałem mu przerywać, zaciekawiony tym nieoczekiwanym wybuchem szczerości.
Po paru minutach baron ciągnął dalej:
– Wszystko już obmyśliłem i przyrzekam odstawić całą grupę pana do punktu, skąd wam łatwo będzie dotrzeć do celu, lecz niech mi pan przyrzeknie również, że będę mógł uważać go za swego gościa w ciągu tych dziewięciu dni. Niech dni te będą moim wypoczynkiem i zapomnieniem wszystkiego...
Cóż mogłem na to odpowiedzieć? W głosie barona wyczuwałem, obok namiętnej prośby, odcień głęboko ukrytej męki wewnętrznej i jakiejś tajemnicy. Zresztą byłem przecież w jego rękach i bez jego pomocy nie mogłem ruszyć dalej, ani też wywieźć swoich towarzyszów podróży...
Przyjąłem więc zaproszenie "krwawego barona".
Ungern mocno, z wdzięcznością uścisnął mą dłoń i kazał podać herbatę.
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (31)
Napisane przez Antoni Ferdynand OssendowskiDługo szukaliśmy brodu, lecz bezskutecznie; wreszcie znudzony bezowocnem poszukiwaniem, zmusiłem swego olbrzyma – wielbłąda do wejścia do wody, chcąc spróbować przebyć rzekę wpław. Na szczęście, trafiłem na mieliznę i wkrótce byliśmy już na przeciwległym brzegu, gdzie rozbiliśmy namiot i spędziliśmy noc. O świcie ruszyliśmy dalej.
O 25 kilometrów za Tołą zaczyna się pole bitwy, trzeciej wielkiej bitwy o niepodległość Mongolji. Tu właśnie armja rosyjsko-mongolska, pod dowództwem Niemca, barona Ungern von Sternberga, rozbiła piętnaście tysięcy wojska chińskiego, wziąwszy do niewoli 4000 ludzi i
wytępiwszy resztę. Olbrzymia przestrzeń stępa była zawalona trupami, chociaż od czasu bitwy minęło już około dwóch miesięcy. Gdzie niegdzie widniały całe góry trupów. Wszędzie widać było połamane wozy, potrzaskane karabiny, rzeczy, porozrzucane w panicznej ucieczce.
Mongołowie zwinęli tutaj swoje koczowiska, miejscowość przeto była bezludna; natomiast we wszystkich wąwozach, pośród kamieni czaiły się wilki, ci towarzysze żołnierza; z niemi zaś staczały zacięte walki ogromne zgraje psów zdziczałych. Wielbłądy nasze z przerażeniem kręciły głowami, trwożnie parskały i tuliły się jeden do drugiego.
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (17)
Napisane przez Wojciech BłasiakTak więc pod szyldem masowego ruchu pracowniczego "Solidarności" o niepodległościowym charakterze, wdrażano skrajnie antynarodowy i skrajnie antypracowniczy plan terapii szokowej. Tego w historii demokratycznego ruchu związkowego w Europie nigdy jeszcze nie było. Duże zaufanie, jakie większość polskiego społeczeństwa miała do "Solidarności", jako gwaranta interesów polskiego świata pracy i polskich aspiracji narodowych, zostało użyte do ekonomicznego i politycznego zdławienia tego świata i tych aspiracji. Można przypuszczać, że gdyby to komuniści chcieli wdrożyć plan Sorosa-Sachsa, jako na przykład plan Wilczka, masowy opór społeczny by im to uniemożliwił.
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (16)
Napisane przez Wojciech BłasiakUwalnianie cen rozpoczął już wcześniej w sposób szokowy komunistyczny rząd Rakowskiego. Z dniem 1 sierpnia uwolniono bowiem ceny żywności. Był to główny powód gwałtownego wzrostu wysokiej inflacji, który w 1989 roku wyniósł 251 proc., a w odniesieniu do cen towarów i usług konsumpcyjnych aż 351 proc. Natomiast styczniowe uwolnienie prawie wszystkich cen spowodowało natychmiastowy wybuch hiperinflacji.
Ceny produktów i usług wzrosły w 1990 roku o 586 proc. (w roku 1991 o 70 proc., a w roku 1992 o 43 proc.), a ceny produktów i usług konsumpcyjnych aż o 686 proc. (w roku 1991 o 170 proc., a w 1992 o 143 proc.).
Wywołana jednorazowym zniesieniem kontroli cen szokowa hiperinflacja miała charakter zasadniczo korekcyjny i była specyficznym rodzajem inflacji kosztowej. W naukach ekonomicznych rozróżnia się bowiem dwa podstawowe rodzaje inflacji: inflację popytową i inflację kosztową. Inflacja popytowa to wzrost cen wywołany nadwyżką ilości pieniądza na rynku, a więc popytu rynkowego, w stosunku do wartości produktów i usług oferowanych na tym rynku, czyli podaży rynkowej. Inflacja kosztowa zaś wynika ze wzrostu kosztów wytwarzania produktów i usług. Ceny rosną, by zrównoważyć rosnące koszty, a nie by zrównoważyć popyt z podażą.
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (30)
Napisane przez Antoni Ferdynand Ossendowski– Przed przyjściem pana kazałem zarąbać pułkownika Filipowa... Dowodził mi, że jest przedstawicielem białej organizacji oficerskiej... Zrewidowano go i znaleziono za podszewką kurtki sowiecki tajny alfabet... Gdy Wesełowskij wzniósł szablę, Filipow... Do djabła!... Tak się wżarła w ludzi przeklęta dyscyplina komunistyczna... Filipow w obliczu śmierci krzyknął: "Za co zabijacie mnie, towarzyszu kapitanie?!". Nikomu nie wolno ufać! Nikomu...
Umilkł. Milczałem, nie ruszając się z miejsca.
– Przepraszam pana z całego serca – zaczął znowu baron. – Obraziłem pana ciężko... Pojmuję... pojmuję... Lecz jam nie tylko człowiek, jam – wódz... Na mojej głowie tyle istnień... tyle trosk... i smutku...
W głosie jego posłyszałem szczerość i rozpacz.
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (15)
Napisane przez Wojciech BłasiakTymiński zostawił w Iquitos swoją telewizję kablową, restaurację i farmę. Dobrze je zorganizował na tyle, że funkcjonują z zyskiem do dzisiaj. Sam wrócił do Toronto i zajął się ponownie komputerami przemysłowymi w Transduction. Transduction podczas jego nieobecności było zarządzane przez wynajętego specjalnego i dobrze opłacanego administratora. Firma była dobrze zarządzana. Ale jak twierdzi Tymiński, nie było nowych produktów, gdyż nie miał kto bez niego tego wymyślać. A bez nowych produktów, przynajmniej co pięć lat, Transduction musiałaby zacząć się zwijać. Samo sprawne zarządzanie nie wystarczy. Dla firmy trzeba wymyślać stale jej przyszłość. Jeśli się jej nie wymyśli, to tej przyszłości nie będzie.
Do Kanady przywiózł też Tymiński peruwiańskie zasady życia codziennego. Peruwiańczycy nauczyli go, że facet, który w rewanżu mówi tylko "dziękuję", to śmieć. Że nie daje się dobrych rad, jeśli ktoś o to nie prosi. Że dżentelmen zawsze daje fryzjerowi napiwek. Że nigdy nie mówi się "nie", tylko "innym razem". I że jak ktoś czegoś nie chce, to trzeba to uszanować.
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (29)
Napisane przez Antoni Ferdynand OssendowskiStary wróżbiarz
Opuściwszy klasztor, jechaliśmy drogą urtońską. Konie były słabe i zniszczone ciągłą jazdą z rozkazu pułk. Kazagrandiego oraz miejscowego "choszunnego" księcia, Dajczyn-Wana. Prócz tego do Wan-Kure podążał Pandita Gegeni z 30 jeźdźcami eskorty, śpiesząc na spotkanie z baronem Ungernem.
Zmuszeni byliśmy zanocować na ostatnim urtonie, poprzedzającym klasztor, gdzie dozorcą był stary, otyły Mongoł; oprócz niego w jurcie zastaliśmy jego syna, młodego olbrzyma o pięknej, śmiałej twarzy.
Gdym z zachwytem spoglądał na tak wspaniały okaz ludzki, stary, uśmiechając się z dumą, rzekł:
– Ten młodzik zrobi swoje w życiu! Już teraz z rozkazu księcia gołemi rękami schwytał w górach stare zdziczałe jaki i przywlókł je do książęcej jurty.
Książę dał mu za to tytuł "merina" (urzędnik, naczelnik powiatu). Młodzian nawet nie spojrzał na nas; siedział zadumany i palił fajkę.
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (14)
Napisane przez Wojciech BłasiakW trakcie wszystkich seminariów i spotkań odbywanych w latach 80. na Śląsku z udziałem prof. Balcerka, głównym i nieustannym tematem był oczywiście problem programu gospodarczego dla Polski. Z początkiem zaś szokowej transformacji był to już problem jedyny.
Na seminarium zorganizowanym przez regionalną "Solidarność '80" w Katowicach we wrześniu 1991 roku, prof. Balcerek streścił swoje niezmienne od lat stanowisko tak: – "Istota destrukcji polskiego organizmu narodowego i państwowego wyraża się w likwidacji polskiej gospodarki narodowej i w szczególności przemysłu. Jedyną szansą jest przejęcie przedsiębiorstwa na własność przez załogi. Ażeby jednak przedsiębiorstwa nie stały się własnością grupową, podporządkowaną nomenklaturze czy narodowym korporacjom wielonarodowym (NKW), przede wszystkim niemieckim, muszą być przekształcone we własność społeczną, zwłaszcza w kluczowych działach. Idzie o to, by samorządy pracownicze przedsiębiorstw stworzyły, na bazie kooperacji rozbudowanej w skali kraju, pionowo i poziomo, system samorządów pracowniczych".
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (28)
Napisane przez Antoni Ferdynand OssendowskiZjechaliśmy w bok od naszej drogi i w godzinę potem ujrzeliśmy duży tabun koni.
Dozorca i ułaczeni za pomocą "urgi" bardzo zręcznie i szybko złapali kilka koni i z triumfem prowadzili je do bryczki. Nagle ze wszystkich stron zjawili się konni pastuchowie i, widząc, co się święci, mknęli ku nam, co koń wyskoczy. Lecz, gdy dozorca odczytał im moją "dzarę", pastuchowie z pokorą okulbaczyli złapane zwierzęta i zastąpili poprzednich "ułaczenów", którzy spokojnie odjechali do domów, prowadząc swoje wierzchowce. Przy jeździe "urgą", podróżuje się nie zwykłym szlakiem urtońskim, lecz od tabunu do tabunu, gdzie się chwyta coraz to nowe konie, i gdzie ułaczenów zastępują właściciele tabunu lub ich robotnicy. Wszyscy Mongołowie starają się przytem jak najprędzej odbyć tę powinność, mkną, jak szaleńcy, dążąc do najbliższego tabunu innego właściciela. Podróżnik, posiadający prawo na "urgę", może osobiście złapać potrzebną ilość koni i, o ile nie zjawi się ich właściciel lub pastuch, odjechać, zostawiając konie w następnym tabunie. Mongołowie nie lubią poszukiwać swoich koni w cudzych tabunach, więc natychmiast zjawiają się i wchodzą w rolę ułaczenów.