W 1986 roku obejrzałem w telewizji znakomity film dokumentalny Andrzeja Czarneckiego "Szczurołap". Szczurołap to autentyczna postać zawodowo zajmująca się likwidacją dużych skupisk szczurów. Film pokazuje taką akcję likwidacji zaszczurzonych pomieszczeń byłego zakładu mięsnego, gdzie szczurów są setki. Szczurołap wkracza do akcji, sypiąc szczurom ziarno i przysmaki. Aż do momentu, gdy te inteligentne, płochliwe i ostrożne z natury zwierzęta zaczynają mu jeść z ręki. Tak zdobywa ich bezgraniczne, jak się potem okazuje, zaufanie. I wtedy rozpoczyna akcję ich likwidacji. Rozsypuje im zatrute ziarno. Szczury w swym zaufaniu jedzą zatrute ziarno, nawet widząc leżące wokoło martwe po ich spożyciu osobniki. Nigdy by tego nie zrobiły, gdyby nie bezgraniczne zaufanie do rozsypującego ziarno szczurołapa. Zostaje tylko kilka osobników, które nie dają się nabrać na zaufanie do szczurołapa i nie żrą zatrutego ziarna. A te zabija już własnoręcznie.
I stosując daleką, choć istotną analogię, tym właśnie zdobytym wcześniej zaufaniem, jeśli nie bezgranicznym, to zasadniczym, tłumaczę zachowanie większości ludzi polskiego świata pracy wobec terapii szokowej. Wdrażała ją przecież ich "Solidarność" i jej legendarny wtedy przywódca, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, Lech Wałęsa. Tyle że i ta "Solidarność", i ten Wałęsa wystąpili już jako przedstawiciele śmiertelnie wrogich temu światu sił międzynarodowych.
Terapię szokową wdrażało wszakże całe ówczesne komunistyczne państwo. Jego administracja, tak centralna, jak i regionalna i lokalna, była bowiem i personalnie, i politycznie komunistyczna. Nic się tutaj nie zmieniło przez fakt, że na czele rządu, kilku ministerstw i urzędów centralnych stanęli postsolidarnościowi niekomuniści. Tę sytuację polityczną dobrze symbolizuje kluczowa dla procesu polskiej transformacji osoba szefa komunistycznej policji politycznej i służb specjalnych, a zarazem członka ścisłego kierownictwa partii komunistycznej, ministra spraw wewnętrznych z lat 1981–1990 i pierwszego wicepremiera w pierwszym niekomunistycznym rządzie lat 1989–1990, Czesława Kiszczaka.
I to komunistyczne państwo ze swymi komunistycznymi służbami specjalnymi w roli głównej, narzuciło terapię szokową zgodnie z regułami i zasadami prania mózgu i terapii wstrząsowej opracowanych przez CIA. Ale również zgodnie z regułami i zasadami wypracowanymi przez sowiecki wywiad wojskowy GRU (Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego ZSRS). Przede wszystkim narzucono społeczeństwu informacyjny kaptur na głowę, w postaci całkowitego odcięcia go od informacji o zagrożeniach i konsekwencjach płynących z realizacji szokowej terapii ekonomicznej. Prasa, radio i telewizja mówiły jednym głosem – nie ma alternatywy. Szczelna cenzura w sprawie planu Balcerowicza obejmowała bez wyjątku wszystkie media masowe, zarówno postkomunistyczne, jak i postsolidarnościowe na czele z "Gazetą Wyborczą" i "Tygodnikiem Solidarność". Nie dopuszczano do jakiejkolwiek merytorycznej debaty publicznej. W mediach występowały wyłącznie osoby przedstawiane jako wybitne autorytety naukowe i moralne, które zachwalały plan Balcerowicza i przekonywały o jego bezalternatywności. Nikt, kto miał odmienne zdanie, nie był dopuszczany do mediów. Ta szczelna cenzura dotyczyła również mediów zagranicznych, w postaci polskiej rozgłośni BBC, "Radia Wolna Europa" i "Głosu Ameryki". Równocześnie utrzymywano stale dezorientację co do rzeczywistej sytuacji w samej "Solidarności". Nazwiska Gwiazdy, Jurczyka i Walentynowicz zniknęły na lata z debaty publicznej.
Trwała też nieustanna agresywna propaganda medialna, dezawuująca takie wartości społeczne, jak solidarność, sprawiedliwość społeczna i współpraca, takie wartości narodowe, jak patriotyzm, naród i suwerenność oraz takie wartości ekonomiczne, jak polityka gospodarcza państwa, interwencjonizm gospodarczy i polityka przemysłowa. Bardzo agresywnie uderzano w poczucie polskiej godności narodowej i dumy narodowej. Tworzono stale skojarzenia polskości, Polaka i Polski z niskim wartościowaniem i poczuciem niższości w stosunku do narodów europejskich. Słowo "patriotyzm" zniknęło na wiele lat z mediów publicznych.
Wskaźnikiem szczelnej kontroli nad systemem medialnym było to, że mimo zmian personalnych w kierownictwie radia i telewizji, które obsadzono już nowymi ludźmi środowiska politycznego Okrągłego Stołu, nadal obowiązywała tam całkowita cenzura na piosenki Jana Pietrzaka, na czele z jego sztandarową patriotyczną pieśnią "Żeby Polska była Polską", oraz Jacka Kaczmarskiego, z jego solidarnościowym hymnem wolności "Mury", a piosenek barda podziemnej "Solidarności" Jana Krzysztofa Kellusa nie puszczono tam nigdy. Do dzisiaj włącznie.
Była to w istocie ukryta propagandowa wojna psychologiczna przeciwko polskiemu społeczeństwu, w której celem była równoczesna dezorientacja, ale i demotywacja w aktywności społecznej w ogóle, a politycznej w szczególności. Dlatego głównym celem ataku psychologicznego stała się solidarność społeczna w ogóle, a solidarność pracownicza i narodowa w szczególności. Była to precyzyjnie przemyślana i jednolicie organizowana w skali kraju nieustannie trwająca kampania agresji medialnej. Ta propagandowa kampania dezorientowania i demotywowania polskiego społeczeństwa i rozbijania jego tożsamości trwała nieustannie od 1989 roku, acz w 1990 roku była szczególnie nasilona. Prowadzona była według jednego scenariusza we wszystkich mediach masowych.
Na wiosnę 1990 roku podjąłem wraz z docentem Krausem, a potem jeszcze z inżynierem górnictwa Rudolfem Kottasem, próbę zmobilizowania w skali województwa katowickiego środowisk pracowniczych w państwowych przedsiębiorstwach, a przede wszystkim kopalniach węgla kamiennego. Zorganizowaliśmy Regionalne Porozumienie Samorządów Pracowniczych dla przeciwstawienia się polityce gospodarczej Balcerowicza, przede wszystkim w odniesieniu do górnictwa węgla kamiennego. Kraus sformułował bowiem i stale głosił tezę, iż w interesie zamorskich eksporterów węgla, a przede wszystkim USA, podejmowane są i będą próby likwidacji polskiego eksportu węgla, poprzez ograniczanie jego wydobycia.
W Regionalnym Porozumieniu publicznie zaatakowaliśmy politykę rządu Mazowieckiego, ostrzegając przed konsekwencjami realizacji zaleceń Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. W ramach bowiem planu Balcerowicza rozpoczął się proces zadłużania kopalń, gdyż ustalane przez rząd ceny węgla nie pokrywały kosztów wydobycia. Stanęliśmy wszakże przed murem pełnego przyzwolenia na realizowaną politykę rządu wobec górnictwa, podobnie jak i całej gospodarki. Istniało wręcz nieograniczone zaufanie do naszego rządu Mazowieckiego. Wszelkie ostrzeżenia o groźbie finansowego bankructwa kopalń i ekonomiczno-technicznego wyniszczenia górnictwa były ignorowane. Żadna merytoryczna argumentacja nie docierała do środowisk ani rad pracowniczych, ani komisji zakładowych "Solidarności". W 1990 roku odbyłem wraz z Krausem wielogodzinne spotkania z komisjami zakładowymi "Solidarności" i radami pracowniczymi w 16 kopalniach. Na tych spotkaniach ostrzegaliśmy, że ich dalsza bierna postawa uruchomi kulę śnieżną zadłużenia górnictwa, z wszystkimi tego katastrofalnymi skutkami. Istniało wręcz zjawisko paraliżu społecznego. Nie podejmowano dyskusji z naszymi tezami, ale też nie wywoływały one żadnego efektu. Mówiło się ludziom, że będą ich zwalniać z pracy i zamykać im kopalnie, jeśli nadal nic nie zrobią. A oni tego wysłuchiwali ze zrozumieniem i nadal nic nie robili. Jakby byli pozbawieni woli nie tylko walki, ale i przeżycia.
W 1992 roku, jako ekspert śląskiej KPN, występowałem w programie na żywo w regionalnej TVP. I na żywo wygłosiłem tezę, że górnictwo jest ekonomicznie rentowne, a jego zadłużenie wynika z celowego sterowania przez rząd cenami zbytu węgla, po to aby ostatecznie zlikwidować eksport węgla głównie w interesie USA, a na polecenie Banku Światowego. Jakież było moje zdumienie, gdy oglądający ten program na żywo Kraus poinformował mnie, że w momencie, w którym zacząłem wygłaszać swoje tezy, wystąpiły zakłócenia w emisji obrazu i dźwięku, który ustąpił w momencie, w którym skończyłem swoją wypowiedź. Przez ponad 20 następnych lat, w regionalnej telewizji katowickiej i publicznym "Radiu Katowice" nie odbyła się ani jedna merytoryczna debata na temat górnictwa węgla kamiennego i jego restrukturyzacji.
Opór społeczny przeciwko wyniszczającej górnictwo jego restrukturyzacji, animowany wyłącznie przez regionalną "Solidarność '80", a później Wolny Związek Zawodowy "Sierpień '80", zaczął narastać od 1992 roku. W wyniku administracyjnego blokowania eksportu węgla przez kolejne rządy, doszło do sytuacji nadprodukcji i ograniczania wydobycia oraz groźby zwolnień górników. Rozpoczęły się protesty w postaci pikiet, wieców i okupacji siedziby Państwowej Agencji Węgla Kamiennego w Katowicach, z żądaniem zniesienia limitowania eksportu. W lipcu rozpoczęła się też fala organizowanych przez "Solidarność '80" strajków w kopalniach. Objęły one kilkanaście kopalń, mając na ogół krótki, acz ostry przebieg. Doszło do nieudanej próby wywiezienia na taczkach szefa sekcji górniczej "Solidarności". Kulminacją był 24-godzinny strajk 21 lipca w kopalni "Zofiówka" w Jastrzębiu Zdroju, gdzie strajkujący żądali m.in. wyrzucenia za bramę obu istniejących tam związków zawodowych, czyli "Solidarności" i OPZZ. Brałem udział w tym strajku jako ekspert śląskiej KPN; na nocnej zmianie jako doradca komisji strajkowej, a na porannej – jako prowadzący masówkę dla nowej zmiany. Jego podłożem były informacje o planowanym przez stronę rządową ograniczeniu pracy kopalń do czterech dni w tygodniu, jako konsekwencji blokowania eksportu. Było to dla mnie, jako pracownika naukowego, szokujące przeżycie, gdy stanąłem z mikrofonem w ręku przed dwoma tysiącami ludzi na głównym placu kopalni. Pamiętam swoją rozpaczliwą sytuację, gdy zrozumiałem już po kilku zdaniach mojej chłodnej analizy ekonomicznej, że tłum górników przestał mnie słuchać. Musiałem w ciągu kilku zaledwie minut, w dramatycznym napięciu, wręcz traumatycznie opanować gorący język emocjonalnych przemówień, bo tylko tak udało się wywołać strajk na porannej zmianie.
Kto więc był scenarzystą? Ścisła koordynacja w czasie i przestrzeni oraz jednolita treść merytoryczna tego prania mózgu na masową skalę według scenariuszy CIA, a z wykorzystaniem metod GRU w demontażu społeczeństw, wykluczają autorstwo centralnych struktur rządu Mazowieckiego. Jedynym scenarzystą mogły być komunistyczne i postkomunistyczne służby specjalne. I musiał przy tym istnieć tylko jeden centralny ośrodek koordynujący i kontrolujący przebieg szokowej transformacji komunistycznej Polski. I to co najmniej od przygotowania Okrągłego Stołu i porozumień z grupą Wałęsy w Magdalence poczynając, a na procesie wdrażania szokowej terapii gospodarczej Balcerowicza kończąc. I ten centralny ośrodek nie mógł być ulokowany w strukturach cywilnych służb specjalnych, ze względu na zagrożenie zmianami i zmiany tam dokonywane, od rozwiązania Służby Bezpieczeństwa i utworzenia Urzędu Ochrony Państwa w 1990 roku poczynając.
A to wskazuje, że głównymi scenarzystami byli ludzie Kiszczaka i on sam. Ten centralny i tajny ośrodek był z wszelką pewnością ulokowany wewnątrz struktur komunistycznego i postkomunistycznego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Jego struktury, od Wojskowej Służby Wewnętrznej i Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, przez Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego, po Wojskowe Służby Informacyjne, pozostały nienaruszone przez blisko 20 lat do czasu rozwiązania WSI w 2006 roku. Pośrednim na to dowodem jest tzw. raport Macierewicza. Jak stwierdził opisujący jego zawartość Macierewicz: "Tysiąc najważniejszych przedsiębiorstw w Polsce jest kierowanych przez ludzi związanych z agenturą II Zarządu Sztabu Generalnego LWP (Ludowego Wojska Polskiego – aut.), WSW, WSI. (…) Komisja weryfikacyjna podczas swojej działalności ustaliła kilkadziesiąt nazwisk polityków, ponad 200 dziennikarzy i 11 tys. nazwisk przedsiębiorców współpracujących ze służbami komunistycznymi i WSI". A do tego trzeba przecież jeszcze dodać nieznaną liczbowo i jakościowo agenturę służb cywilnych.
Zdaniem Jadwigi Staniszkis, bezpośredni udział wojskowych służb specjalnych, a szerzej "biurokratyczno-wojskowego establishmentu", w transformacji gospodarczej polskiego komunizmu rozpoczął się już po 1987 roku. Jej zdaniem, była to wręcz specyfika "polskiej drogi od komunizmu". Tę tezę udokumentował materiałami źródłowymi Sławomir Cenckiewicz w swej książce "Długie ramię Moskwy". Również Andrzej Zybertowicz od wielu już lat przedstawiał w swoich pracach tezę o kluczowej roli komunistycznych służb specjalnych w transformacji komunizmu w Polsce. To samo czynił w swej publicystyce Jerzy Targalski (piszący również pod pseudonimem Jerzy Darski) oraz Stanisław Michalkiewicz.
W jaki jednak sposób jeden centralny ośrodek kierowania szokową transformacją mógł tak skutecznie, i to w sposób skoordynowany w czasie i przestrzeni, na nią wpływać? Otóż komunistyczne i postkomunistyczne wojskowe służby specjalne w Polsce posłużyły się metodami i technikami wypracowanymi przez sowiecki wywiad wojskowy GRU, w jego wojnach psychologicznych ze społeczeństwami i państwami Zachodu.
Te metody i techniki opisał były wysoki oficer sowieckiego wywiadu GRU, występujący pod pseudonimem Władimir Wołkow, w książce "Montaż". Użyto ich w Polsce na masową skalę w okresie szokowej transformacji. I używa się ich po dziś dzień. Potwierdza to pośrednio dyrektywa szefa komunistycznej policji i służb specjalnych Kiszczaka, wydana jeszcze w lutym 1989 roku na posiedzeniu kierownictwa MSW.
"Służba Bezpieczeństwa może i powinna – mówił wtedy Kiszczak – kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityką."
W psychospołecznym demontażu polskiego społeczeństwa wystąpiły cztery grupy aktorów, a oprócz tajnego ośrodka prowadzącego była to i jest nadal agentura wpływu, pudła rezonansowe oraz ośrodki wspomagające. cdn