Wykonują zadania zlecane przez ośrodek prowadzący – od podejmowania i wpływania na decyzje, po uzasadnianie, motywowanie i opiniowanie. Szczególnie ważną rolę odgrywała tu i odgrywa medialna agentura wpływu, umożliwiająca skuteczną dezinformację opinii publicznej na przestrzeni kilkunastu lat i realizująca ukryte funkcje cenzorskie.
Ta komunistyczna i postkomunistyczna agentura wpływu oparta była na agentach i tajnych współpracownikach, tak cywilnych, jak i wojskowych służb specjalnych komunistycznej Polski. Pod koniec lat 80. sama tylko agentura policyjna służb cywilnych liczyła około 90 tys. agentów.
Agentura służb wojskowych ulokowana w kluczowych instytucjach krajowych liczyła w 1990 roku 2,5 tys. osób.I część tej agentury policyjnej, tak cywilnej, jak i wojskowej, została przekształcona w krajową agenturę wpływu.
Bezpośrednie podporządkowanie komunistycznych służb specjalnych Związkowi Sowieckiemu zostało zasadniczo zmienione przez przejęcie części tych służb, poczynając od 1989 roku, przez służby specjalne Stanów Zjednoczonych.Można przypuszczać, że w rozparcelowywaniu komunistycznych służb specjalnych PRL-u wzięły udział również inne służby specjalne, a nade wszystko wywiad i kontrwywiad niemiecki oraz izraelski.
Przejęcie części tych służb przez obce państwa, a przede wszystkim USA i RFN oraz Izrael, oznacza więc przejęcie ich agentur wpływów. Ponieważ agentury te uczestniczyły w tworzeniu elit politycznych w Polsce, poza Rosją również Stany Zjednoczone, Niemcy i Izrael uzyskały możliwość bezpośredniego wpływu na przebieg szokowej transformacji. Stworzono więc sytuację umożliwiającą bezpośredni już wpływ na proces szokowej transformacji polskiego komunizmu nie tylko przez rządy Związku Sowieckiego i Federacji Rosyjskiej, ale również przez rządy USA i RFN. Mieliśmy więc do czynienia, i mamy nadal, nie tylko z długim ramieniem Moskwy lecz również na pewno z długim ramieniem Waszyngtonu i prawdopodobnie z długim ramieniem Bonn i Berlina. Wskazuje na to fakt, iż od 1989 roku polskie elity polityczne i polskie partie polityczne są w sposób znaczący albo proruskie, albo propruskie, albo projankeskie. Zostały bowiem naszpikowane rodzimą i obcą agenturą wpływu.
Dlatego wojna o lustrację była w Polsce po 1989 roku, i nadal jest, tak zacięta politycznie. Była to bowiem i jest wojna o kluczowy instrument politycznego oddziaływania. I pomimo częściowej lustracji i ujawnieniu części byłej komunistycznej agentury cywilnej ulokowanej choćby w postsolidarnościowych partiach politycznych, rdzeń tej agentury został ukryty w archiwum akt zastrzeżonych Instytutu Pamięci Narodowej. Jest tam około 2 tys. teczek tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych, z kluczowego okresu przygotowań do transformacji, czyli lat 1986 – 1989. Nie ma do nich dostępu nawet szef IPN.
Kolejnym elementem tej struktury dezinformacji i demotywacji są pudła rezonansowe. Pudła rezonansowe to zarówno poszczególne osoby, typu dziennikarze, publicyści, tzw. celebryci czy politycy, jak i media oraz instytucje rozpowszechniania informacji. Ich rola polega na powtarzającym rezonowaniu informacyjnym wytworzonych obrazów i interpretacji, bez wiedzy o ich źródłowym pochodzeniu i intencjach. Motywy tego nagłaśniania to zarówno chęć różnorodnych, a niezwykle obfitych profitów, jak i zwykła poprawność polityczna czy próżność. Skala motywów rozpościera się więc od codziennych przyziemnych korzyści, aż po motywację użytecznych idiotów, mówiąc językiem Lenina.
Ośrodkiem prowadzącym było niejawne centrum sterujące, ulokowane wewnątrz wojskowych służb specjalnych. Jego tajność była warunkiem elementarnym skuteczności dezinformacji i demotywacji społeczeństwa. Zastosowano tu zasadę chińskiego wodza Sun Tzu, iż „Przede wszystkim powinno się unikać przybrania kształtu, który mógłby być precyzyjnie opisany. Jeśli się wam to powiedzie, uodpornicie się na spojrzenia najprzenikliwszych szpiegów i nawet najlepsze umysły nie będą w stanie przygotować zwróconych przeciwko wam planów."
To dlatego dla dezawuowania i niszczenia informacyjnego faktów ujawniania ukrywanych przed społeczeństwem działań i dezawuowania tych, którzy je ujawniali, używano stale i używa się nadal formuły spiskowej wersji historii. Mówiąc obrazowo, pierwszym zadaniem diabła na Ziemi jest stałe przekonywanie, że diabły nie istnieją, a każdy kto mówi o diabłach, jest wyznawcą diabelskiej teorii historii. I pierwszym zadaniem prowadzących ukrywane przed społeczeństwem działania, jest stałe przekonywanie, że ukrywanie przed społeczeństwem działań, w tym ukryte, celowe i zorganizowane wywieranie na nie wpływu, nie istnieje, a każdy kto twierdzi inaczej, jest wyznawcą spiskowej teorii historii, czy też spiskowej teorii dziejów. To dlatego jeden z głównych uczestników wdrożenia ukrywanego przed polską opinią publiczną planu Sorosa–Sachsa, Michnik, ogłosił w grudniu 1989 roku, że spiskowa wersja historii, mówiąca o zmowie elit w Magdalence i przy Okrągłym Stole, jest po prostu „aberracją umysłową”.
Dowód na zasadność tezy o istnieniu ukrytej grupy prowadzącej transformację co najmniej przez kilkanaście lat, w formie społecznej czarnej dziury i jej formule ukrytego panowania społecznego, przeprowadziłem w swojej analizie procesu restrukturyzacji polskiego górnictwa węgla kamiennego w latach 1989 – 2003.Jest w nim dowodzona teza, iż tzw. restrukturyzacja górnictwa węgla kamiennego w Polsce po roku 1989, była celową likwidacją potencjału wydobywczego rentownego ekonomicznie polskiego górnictwa. Rzeczywistym bowiem, a ukrywanym jej celem, było wyeliminowanie Polski jako wielkiego eksportera węgla kamiennego z rynków światowych w interesie głównych konkurentów polskiego węgla czyli przede wszystkim USA, Australii, Kanady i RPA. Tezę tę, już w 1990 roku jako jedyny głosił doc. dr G. Kraus.
Był to program restrukturyzacji opracowany przez Bank Światowy, a de facto departament handlu rządu USA, a realizowany w latach 1989 – 2003 przez kolejne polskie rządy, zarówno postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne.164 Chodziło o przejęcie tradycyjnych polskich rynków zbytu, w tym nade wszystko w Europie, gdzie polski węgiel był konkurencyjny ze względu na rentę transportową. Gra szła o 1 do 1,5 mld USD rocznie uzyskiwanych przez Polskę z eksportu węgla. Polska, w zamierzeniach Banku Światowego, miała zostać na trwale wyeliminowana jako wielki eksporter ze światowych, a szczególnie europejskich rynków węgla kamiennego i przekształcić się w importera węgla netto. W rezultacie tej niszczącej restrukturyzacji Polska z wielkiego eksportera światowego węgla kamiennego na poziomie ponad 30 mln ton w 1990 roku, stała się ostatecznie od 2008 roku jego importerem netto na poziomie ponad 10 mln ton. Bezpośrednie i pośrednie straty ekonomiczne, w długookresowym horyzoncie czasu, szacuję na rząd kilkuset miliardów złotych.
Punktem wyjścia niszczenia ekonomicznego i fizycznego polskiego górnictwa węgla kamiennego był również plan Balcerowicza, w którym założono, że urzędowe ceny węgla będą kotwicą inflacji. Tak jak i w przypadku stałego kursu dolara, rzeczywisty cel był inny i ukryty. Narzucone ceny urzędowe poniżej kosztów wydobycia uczyniły wydobycie węgla kamiennego nierentownym finansowo już na starcie, mimo obiektywnej wysokiej rentowności ekonomicznej. I w następnych latach stale w sposób celowy utrzymywano ceny zbytu węgla dla energetyki poniżej kosztów jego wydobycia.
To celowo tworzone zadłużenie kopalń, było następnie argumentem na rzecz ich fizycznej likwidacji. Kopalnie niszczono fizycznie zasypując szyby wydobywcze czy zamulając przygotowane do wydobycia pokłady węgla. Kopalń nie zatapiano tak jak w Wielkiej Brytanii, czy w II Rzeczypospolitej. Kopalnię zatopioną można bowiem szybko przywrócić do życia. Kopalnie z zasypanymi szybami wydobywczymi i zamulonymi i zasypywanymi pokładami wydobywczymi – już nie. Szczególnie wielkiej dewastacji dokonał rząd Jerzego Buzka i Leszka Balcerowicza w latach 1998 – 2001. W ramach programu autorstwa Andrzeja Karbownika i Janusza Steinhoffa zlikwidowano 24 kopalnie, ograniczając wydobycie o 32 mln ton i zwalniając z pracy blisko 100 tys. górników. Opinia publiczna była poddana stałej dezinformacji o nierentowności wydobycia węgla w Polsce, konieczności zamykania kopalń i zwalniania górników. Nieformalna cenzura była tak szczelna, że przez kilkanaście lat z rzędu nie istniała jakakolwiek możliwość dotarcia do opinii publicznej z prawdą o tym, jaki był rzeczywisty cel tej niszczycielskiej restrukturyzacji.
Proces niszczenia górnictwa był realizowany przez wszystkie rządy postsolidarnościowe i postkomunistyczne, aż do 2004 roku. Wtedy to eksplozja światowych cen węgla rzędu stu kilkudziesięciu procent w okresie półrocznym, czyniła absurdalnymi wszelką argumentację o nierentowności wydobycia węgla w Polsce. Proces ten był realizowany mimo protestów społecznych w kopalniach, organizowanych głównie przez Wolny Związek Zawodowy „Sierpień 80'”.
Skuteczna zaś kontrola polityczna i medialna programu restrukturyzacji przez kilkanaście lat, mimo zmieniających się również personalnie rządów postsolidarnościowych i postkomunistycznych, pozwala sformułować tezę o istnieniu jednego i tego samego ośrodka sterującego restrukturyzacją. Ośrodka wykorzystującego na skalę państwa ukrytą sieć wewnętrznej agentury wpływu, działającej pod przykryciem w systemie gospodarczym, politycznym i medialnym. I to za jej pośrednictwem można było sprawować tak skuteczną długofalową kontrolę nie tylko restrukturyzacji górnictwa, lecz i całości przekształceń gospodarczych, w tym szczególnie własnościowych, w warunkach formalnej demokracji politycznej i wolności słowa.
Ośrodkami wspomagającymi stały się, w specyficznie polskich warunkach, trzy środowiska polityczne, w tym dwa postsolidarnościowe. Pierwszym było środowisko skupione wokół kierownictwa nowego NSZZ „Solidarność”, utworzone przez grupę Wałęsy ostatecznie w 1989 roku, a spersonifikowane jego osobą. Drugim było szeroko rozumiane środowisko polityczne skupione wokół redakcji „Gazety Wyborczej”, a spersonifikowane osobą jej redaktora naczelnego Michnika.
Te dwa ośrodki wspomagające miały swe własne autonomiczne cele, interesy i motywy, aczkolwiek nie da się określić na ile były pod obcym wpływem czy kontrolą zewnętrzną. Oba postsolidarnościowe środowiska były beneficjentami politycznymi i ekonomicznymi szokowej transformacji. Zostały wyniesione na scenę polityczną i gospodarczą układem Okrągłego Stołu i porozumieniami w Magdalence, lokując się w establishmencie politycznym i gospodarczym Polski w trakcie szokowej transformacji komunizmu w Polsce. Funkcjonowały one w dyskretnej symbiozie z centralnym ośrodkiem prowadzącym, który je ochraniał i wspierał propagandowo poprzez swoją agenturę wpływu.
Z kolei ośrodki wspomagające chroniły ośrodek prowadzący, osłaniając informacyjnie, politycznie, w tym i parlamentarnie, jego działania. Tym należy tłumaczyć blokowanie procesu lustracji komunistycznej agentury i ochronę legislacyjną działalności postkomunistycznych służb specjalnych wojska. To dlatego Michnik publicznie nazywał Kiszczaka „człowiekiem honoru”, a do przeciwników politycznych Jaruzelskiego wykrzykiwał: - „Odpieprzcie się od generała!”.
Trzecim ośrodkiem wspierającym szokową transformację była partia komunistyczna PZPR oraz jej następcy, w postaci postkomunistycznej socjaldemokracji, a także polityczni satelici z ZSL oraz jej następcy z PSL, w roli głównej. Jego retoryka polityczna, dystansująca się okresami od neoliberalnego programu szokowej transformacji, nie przeszkadzała mu w pełnej i konsekwentnej jego realizacji w sytuacji, gdy dochodził do władzy politycznej w 1993 i 2001 roku.
Postkomunistyczny ośrodek wspierający był, jak wskazują okoliczności sprawowania przez niego rządów, bezpośrednio podporządkowany ośrodkowi prowadzącemu.
Opisując techniki i sposoby demontażu społeczeństwa w działalności agentury wpływu, Wołkow ujął je w trzy reguły: Dźwigni, Trójkąta i Drutu. I takie też reguły zastosowano w szokowej transformacji.
Reguła Dźwigni polega na tworzeniu jak największych odległości społecznych pomiędzy ośrodkiem prowadzącym, agentem wpływu i pudłem rezonansowym, co wzmacnia skuteczność dzięki pośredniości i oddaleniu. „Nigdy – pisał W. Wołkow – nie powinno się działać na własną rękę, zawsze przez pośrednika lub raczej przez cały łańcuch pośredników”. I tak na sygnał centrali szokowej transformacji czyli ośrodka ją prowadzącego, agentura wpływu rozpoczynała lub kontynuowała akcje promowania czy negowania takich czy innych poglądów lub osób. Pozornie niczym ze sobą nie związani, a dalece od siebie oddaleni politycznie, środowiskowo, instytucjonalnie, a nawet geograficznie, posłowie, i to z różnych ugrupowań politycznych, dziennikarze i publicyści, i to z różnych mediów, naukowe i moralne autorytety, i to z różnych dziedzin, zaczynali głosić te same poglądy i te same oceny. Te oceny i te poglądy natychmiast podchwytywały pudła rezonansowe w postaci poszczególnych mediów i instytucji oraz dziennikarzy i publicystów czy polityków i naukowców. W oczach niezorientowanej o ukrytym ich działaniu polskiej opinii publicznej, powstawało przekonanie, że jest to powszechna opinia, z którą wszyscy się zgadzają. Nie dopuszczano przy tym do pojawienia się w mediach odmiennych opinii czy ocen. Postsolidarnościowe ośrodki wspomagające szokową transformację, czyli środowiska polityczne nowej „Solidarności” i „Gazety Wyborczej”, uwiarygodniały i wzmacniały szyldem „Solidarności” i opozycyjnej działalności z lat 80. te akcje. Akcje pod przykryciem ośrodka wiodącego i jego agentury wpływu.
Wytwarzano w ten sposób przekonanie o oczywistości danego poglądu czy oceny. Że walka z inflacją musi być priorytetem. Że prywatyzacja wszystkiego co państwowe, jest nieodzowną koniecznością. I że oczywiście nie ma alternatywy dla programu Balcerowicza. A zwykły obywatel oczywistości już nie podważy i jej nie zaneguje. Tak jak ongiś nie podważało się i nie negowało oczywistości, że to Słońce krąży wokół Ziemi, bo przecież każdy widział to codziennie gołym okiem. A więc każdy, kto oczywistość szokowej transformacji podważał i ją negował, musiał być oszołomem, czyli człowiekiem z gruntu niezdolnym do racjonalnego myślenia. Mówiąc językiem Michnika, musiał cierpieć na „aberrację umysłową”.
Reguła Trójkąta polega na walce z przeciwnikiem wyłącznie za pośrednictwem trzeciej strony i wyłącznie na trzecim neutralnym obszarze. „(…) żadnych działań bezpośrednich, zawsze pośrednictwo – pisał Wołkow - Nigdy nie walczyć z przeciwnikiem na jego terenie, dobierać się do niego gdzie indziej, w innym kraju, innym kontekście społecznym, w innej dziedzinie intelektualnej niż ta, w obrębie której doszło do konfliktu. Doktryna ta zakłada trzech uczestników gry: nas, przeciwnika i, że tak powiem, materiał kontrastujący, oświetlający, odzwierciedlający nasz manewr”.
Chodziło o to, aby nie odkryć zarówno ukrytego charakteru swych działań, jak i jego celów. Przy czym „my”, to ośrodek prowadzący i ośrodki wspomagające, a „przeciwnik” to polskie społeczeństwo. A cała szokowa transformacja miała ukrywane przez społeczeństwem cele. Tak jak walka z hiperinflacją była tylko zasłoną maskującą dla ukrycia rzeczywistego celu duszenia krajowej produkcji przemysłowej i rolniczej, tak prywatyzacja, jako naukowo uzasadniony wymóg ekonomiczny, służył ukryciu prawdziwego celu, jakim była wyprzedaż kluczowego majątku przemysłowego w ręce zagranicznych koncernów i firm oraz rodzimych beneficjentów.
Ukrywanie i maskowanie rzeczywistych celów było regułą procesów szokowej transformacji w polskiej gospodarce. I tak w sektorze bankowym rzeczywistym celem przekształceń od początku transformacji, było przejęcie polskiego systemu bankowego w drodze jego prywatyzacji przez zagraniczny kapitał finansowy krajów Zachodu. Cel ten nigdy nie był ujawniony. Dowód na jego istnienie odnalazłem w przygotowanym dla Ministerstwa Finansów przez firmy NM Rothschild and Sons Limited oraz Acces Limited, opracowaniu „Strategia prywatyzacji banków. Raport końcowy” z maja 1995 roku. „Rozumiemy – piszą jego autorzy – że najważniejszym celem Ministerstwa jest wypracowanie wiarygodnej strategii prywatyzacji banków, która pozwoliłaby na ich prywatyzację przed końcem 1996 roku. W ten sposób Ministerstwo wywiązałoby się z międzynarodowych zobowiązań wynikających z umowy z krajami – ofiarodawcami 600 mln dolarów na Polski Fundusz Prywatyzacji Banków („PFPB”) (około 430 milionów dolarów z tej kwoty stanowi darowizna, a pozostałe 170 mln dolarów to preferencyjna pożyczka Rządu Japońskiego) ...”.
Fakt istnienia takiego Funduszu, który był międzynarodową łapówką, a także podjętych zobowiązań, był ukrywany przed polskim parlamentem. W latach 1993 – 1997 jako poseł na Sejm, a przy tym członek Komisji Budżetowej i Finansów Publicznych i okresowo wiceprzewodniczący Komisji Przekształceń Własnościowych, nie miałem o tym pojęcia. Również więc w wypadku prywatyzacji sektora bankowego mieliśmy do czynienia z taką samą ponadpartyjną logiką działania, gdyż choć strategię opracowano dla rządu postkomunistycznego, to prywatyzację przeprowadził już rząd postsolidarnościowy Jerzego Buzka, wyprzedając w ręce zagranicznego kapitału bankowego ostatecznie blisko 75% aktywów finansowych krajowej bankowości.