farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...


Mississauga
Szkoły w Mississaudze coraz lepiej wypadają w rankingach. Trend jest widoczny od 5 lat. Warto zwrócić uwagę na szkoły, które były w tym roku bliskie wejścia do pierwszej 5 czy 10 najlepszych na danym poziomie kształcenia.
Na przykład szkoła podstawowa Credit Valley Public School (w Central Erin Mills) w znalazła się na 11. miejscu (z 72). W ciągu ostatnich 5 lat polepszyła swoje notowania o 20,6 proc. Znajduje się w popularnej okolicy, oferuje program po francusku, a od przyszłego roku szkolnego będzie w niej też przedszkole prowadzone w pełnym wymiarze godzin.
Co do szkół średnich (middle), Erin Centre Middle School (okolica Churchill Meadows) zajęła 6. miejsce (na 19). Na przestrzeni ostatnich lat poprawiła swój wynik o 23,8 proc., widać więc, że konsekwentnie dąży do znalezienia się w pierwszej piątce. Churchill Meadows to jedna z najmłodszych dzielnic Mississaugi.
Drugie miejsce wśród szkół średnich typu secondary zajęła natomiast położona w bogatej dzielnicy Lorne Park Secondary School, która nie przestaje konkurować z John Fraser Secondary School. Jest jedną z niewielu, które oferują rozszerzony program języka francuskiego i jedną z pięciu w Mississaudze realizujących Regional Enhanced Programs (Gifted).

sobota, 08 luty 2014 13:49

Dojrzały wiek hondy civic

Napisane przez

W związku z materiałami, jakie opublikowaliśmy o syrence meluzynie, dostałem pytania, co sądzę o syrence z Kutna skombinowanej przez tamtejsze zakłady współpracujące z wojskiem. Powiem tyle, że nic nie sądzę, ponieważ syrenka z Kutna jest tylko zgrabnie wykonaną "nakładką" z włókien szklanych na ramę. Po to zaś, by uruchomić markę, a nie tylko strugać auta na podstawione platformy, potrzebna jest CAŁOŚĆ, czyli uruchomienie produkcji na poważnej taśmie z poważnych części i wsparcie tego poważnym marketingiem. Podczas gdy panowie z Kutna chcą robić niskoseryjne auto dla kolekcjonerów, p. Kamiński planuje opracować samochód, którego produkcja mogłaby wskrzesić markę i wypromować ją na rynkach poza Polską.

Curyk M 9264Automatyczny podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół, w zasadzie bezapelacyjnie, chyba że spisały umowę wykluczającą podział majątku. Majątek partnerów kończących związki nieformalne nie podlega automatycznemu podziałowi, chyba że spisana została umowa dająca partnerom prawa do podziału majątku. 

Należy sobie zdać sprawę z tego, że polski termin "podział majątku" jest mylący, gdyż w Ontario podziałowi ulega nie majątek, ale jego wartość ("property equalization"). Aby dokonać kalkulacji związanych z podziałem wartości majątku małżonków, wartość majątku żony jest porównywana do wartości majątku męża. Bogatszy z małżonków musi wypłacić biedniejszemu sumę równą połowie wartości różnicy między ich stanem majątkowym. Polub "Gońca"  na fejsbuku

sobota, 08 luty 2014 13:38

Wakacje na Esnagami

Co prawda jest pełnia zimy, ale też dobry czas, aby zastanowić się i wybrać miejsce na letnie wędkarskie wakacje. Jak zwykle pozostaje pytanie, czy powrócić w stare sprawdzone miejsca, czy raczej może spróbować czegoś nowego. Poszukiwania takiego miejsca w przewodnikach i w Internecie mogą ostatecznie zupełnie zamieszać w głowie.

Jeśli szukamy nowego miejsca, jednym z ośrodków wędkarskich na wakacje w Ontario, który warto polecić, jest Esnagami Lake Lodge. Ośrodek ten położony jest nad jeziorem Esnagami w północnym Ontario. Aby tam dotrzeć, należy najpierw dojechać do małej miejscowości Nakina. Potem czeka nas krótki przelot wodopłatem do Esnagami Lake Lodge. Już sama podróż robi wrażenie, ale to dopiero początek.

puzniak1Takie pytanie zadaje prawnik klientom przy każdym zamknięciu transakcji kupna nieruchomości, gdy nabywa ją więcej niż jedna osoba. Czym się te dwa rodzaje tytułu własności różnią i jakie to ma znaczenie?

Zanim omówimy różnice pomiędzy nimi, należy zauważyć, iż decyzja o wyborze rodzaju tytułu własności ma duże znaczenie z punktu widzenia (1) planowania majątkowego w rodzinie, (2) możliwości dysponowania nieruchomością w przyszłości, oraz (3) rozliczeń podatkowych.

Joint tenancy i tenancy in common to dwie główne formy posiadania i rejestracji tytułu własności nieruchomości w Kanadzie. Terminy te są również stosowane do określenia form posiadania innych własności niż nieruchomości, lecz artykuł obecny te inne zastosowania pomija. Polub "Gońca"  na fejsbuku

sobota, 08 luty 2014 13:31

Recenzje, wydarzenia kulturalne, opinie [6/2014]

Napisane przez

bodakowskiW walce z żydowskim zagrożeniem – Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald

Nakładem Instytutu Pamięci Narodowej ukazała się praca Przemysława Gasztold-Seńa "Koncesjonowany nacjonalizm. Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald 1980–1990". Zapewne wbrew intencjom autora, czytelnik tej pracy mający wyrobioną negatywną opinię o ZP Grunwald, po lekturze tej pracy zyska pewien rodzaj sympatii dla Zjednoczenia.

Oczy księżnej, które swoim blaskiem zwiodły przed ośmiu laty z drogi celibatu już mocno podstarzałego nojona-lamę, przestały się gnoić, znikła czerwoność, znikł stan zapalny i nieprzyjemny, ostry ból. "Inyń" nie posiadała się z radości i nie wypuszczała z rąk zwierciadła, w zachwycie się sobie przyglądając.

Nojon podarował mi pięć dość dobrych koni, dziesięć baranów i duży worek mąki, z której natychmiast napiekliśmy sucharów.

Mój towarzysz-agronom dał mu za to nowy 500-rublowy banknot rosyjski; ode mnie zaś książę dostał niewielki kawałek rodzimego złota, znalezionego w łożysku małej rzeczki, i kieszonkowy rewolwer z dziesięciu nabojami.

Cała rodzina i urzędnicy księcia odprowadzali nas do "kure" (klasztoru), położonego o piętnaście kilometrów od koczowiska władcy Soldżaku. Prowadził nas Sojot, wysłany przez nojona z rozkazem konwojowania nas aż do Kosogołu.

Nie zatrzymaliśmy się w "kure", lecz około "duguna" – chińskiej osady handlowej. Chińscy kupcy, patrząc na nas z podełba, zaczęli nastręczać różne towary, szczególnie kusząc nas okrągłemi, glinianemi "łanchonami" (karafkami) z "majgoło", słodką, chińską wódką anyżową. Nie mieliśmy ani srebra w kawałach, ani chińskich kałgańskich dolarów papierowych, więc ze smutkiem spoglądaliśmy na apetyczne "łanchony". Nojon jednak rozkazał dać nam pięć butelek i zapisać je na swój rachunek osobisty.

Później, podczas wieczorów zimowych, nieraz wspominaliśmy bardzo wdzięcznie starego nojona, racząc się słodką wódką z gorącą herbatą, i trzeba przyznać, że nikt z oddziału nie był obojętny dla sympatycznych "łanchonów", które starannie owijano w szmaty i w suchą trawę, żeby się nie stłukły w naszych worach skórzanych. Niech nie oburzają się moraliści i przeciwnicy alkoholu! Nadużycia alkoholu nie było. Pomyśleć tylko: pięć "łanchonów" i osiemnaście zdrowych, bezdennych gardzieli! Oprócz tego – mróz od 15-20 stopni i czternaście godzin dziennie na siodle!

Lecz dość usprawiedliwień, gdyż widzę, że moraliści już się uspokoili i nie oburzają się wcale.

 

Tajemnice, cuda i potyczka

Tegoż dnia wieczorem jechaliśmy brzegami dużego "świętego" jeziora Teri-Nur. Jezioro zamarzło tylko przy brzegach, i mogliśmy obserwować je w całej okazałości. Jest to wielka powierzchnia żółtej, mętnej wody. W kilku miejscach niedaleko brzegów rosły niewysokie trzciny, już brunatne, połamane przez mroźne wiatry. Pośrodku jeziora wynurzała się z wody wysepka, znikająca corocznie. Na niej rosło kilka już padających drzew, a śród nich można było dostrzec jakieś stare ruiny baszt i murów z gliny, zwykłej budowy chińskiej.

Przewodnik opowiedział nam, że przed 75-100 laty Teri-Nuru nie było; na równinie zaś leżała silna forteca chińska. Jakiś święty lama za uczynioną mu przez komendanta chińskiego krzywdę wyklął fortecę i załogę, przepowiedziawszy jej prędką i straszną zgubę. Zaraz nazajutrz ze wszystkich studni lunęły potoki wody, zburzyły mury i budynki. Załoga chińska zginęła bez śladu, i tylko czasem fale wzburzonego jeziora wyrzucają na brzegi stare czaszki i kości ludzkie. Jezioro powiększa się co rok, podchodząc coraz to bliżej do okalających je gór.

Po godzinie ominęliśmy od wschodu Teri-Nur, i jezioro znikło za lasem. Droga nie była ciężka, lecz przewodnik uprzedzał, że czekają nas miejscowości bardzo trudne do przebycia. Doszliśmy do nich po dwóch dniach. Przed nami był gęsty las, rozpościerający się na górze, pokrytej grubą warstwą śniegu. Za tą górą w promieniach zachodzącego słońca piętrzyły się majestatyczne szczyty, pokryte wiecznemi śniegami, z których w różnych miejscach wznosiły się nagie, bezbarwne skały.

Były to wschodnie najwyższe odnogi Tannu-Ołu. Zatrzymaliśmy się na nocleg pod lasem i o świcie zaczęliśmy przedzierać się przez gęsty bór. Do południa prowadził nas Sojot przez las, robiąc ogromne, kręte zygzaki, gdyż wszędzie drogę tamowały niezliczone, głębokie wąwozy, przysypane śniegiem, wysokie ściany z leżących drzew lub też zwały kamieni i skał, które stoczyły się z gór.

Namordowawszy się w ciągu kilku godzin, nieoczekiwanie powróciliśmy na miejsce naszego noclegu. Nie było wątpliwości, że przewodnik zbłądził i zupełnie stracił drogę. Na jego twarzy malowało się paniczne przerażenie.

– Złe duchy starego lasu nie przepuszczają nas! – szeptał drżącemi wargami. – Zły to znak! Lepiej powracać na Hargę do nojona.

Krzyknąłem na niego gniewnie, i Sojot znowu poprowadził nas, chociaż stracił wszelką nadzieję odszukania ścieżki przez Tannu-Ołu, nie robiąc nawet żadnych w tym kierunku wysiłków. Na szczęście jeden z moich ludzi, myśliwy urianchajski, zauważył nacięcia na drzewach. Były to znaki, wskazujące ścieżkę ukrytą pod głębokim śniegiem. Brnąc śniegiem, przeszliśmy ten las "złych duchów", przecięliśmy inny mniejszy, składający się z czarnych, gołych, spalonych modrzewi, i zatrzymaliśmy się o zachodzie słońca w niewielkim gaiku tuż u podnóża Tannu-Ołu.

Wkrótce zapadł zmrok, jednocześnie zaś zerwał się wicher i niósł z sobą chmury śniegu, zasłaniające białą płachtą cały widnokrąg.

W okamgnieniu nasz obóz był zasypany głębokim śniegiem; konie stały, jak białe widma, nie odgrzebywały trawy z pod śniegu i nie chciały odchodzić od ogniska. Wiatr szarpał im grzywy i ogony. W szczelinach i wąwozach górskich wicher huczał, gwizdał i jęczał. Chwilami zdawało się, że setki głosów smutnych śpiewają jakąś pieśń złowrogą, pełną grozy. Zdaleka dochodziły nas odgłosy ponurego wycia zgrai wilków.

Już większa część oddziału pokładła się koło ogniska, gdy zbliżył się do mnie przewodnik i rzekł:

– Nojonie! Pójdźmy do "obo"... Chcę ci coś pokazać.

Poszliśmy. Na samym początku stromej ścieżki leżała kupa dużych kamieni ze złożonym na nich bezładnym stosem suchych gałęzi. "Obo" jest lamaickim znakiem świętym, który mnisi lamowie układają w niebezpiecznych miejscach. "Obo" – to ołtarz na cześć złych demonów, władców tych miejsc niebezpiecznych. Przejeżdżający Mongołowie i Sojoci składają tu swe skromne ofiary błagalne lub dziękczynne, wieszając na gałęziach "obo" szmaty, kosmyki włosów, wyrwanych z końskiej grzywy lub "chatyki", tj. długie pasma niebieskiej jedwabnej materji, które dają w prezencie osobom duchownym lub starszyźnie. Czasem stawiają miseczki z prosem, z bobem lub solą.

– Spójrz! – szepnął Sojot. – Chatyków niema... Wiatr zerwał i uniósł jedwabne szmaty i przewrócił miseczki z ofiarami.

– Demony są gniewne... Nie puszczą nas, nie ułatwią nam drogi przez Tannu-Ołu.

Sojot nagle schwycił mię za rękę i błagającym głosem prosił:

– Powróćmy, nojonie, powróćmy! Demony nie chcą użyczyć nam drogi przez swoje góry. Nikt tu nigdy w zimie nie przechodzi. Już dwadzieścia lat gniewają się demony, i każdy śmiałek – myśliwy lub pastuch, usiłujący przejść tę drogę, ginął. Demony posyłały na niego śnieżną zamieć i mrozy.

Widzisz? Wszystko to już się zaczęło... Dużo ludzkich kości leży na tych strasznych szczytach, nikt nie powrócił do swojej jurty. Wracajmy wszyscy do naszego księcia, u którego doczekamy się ciepłych dni wiosny i wtedy...

Nie słuchałem dalej tchórza i poszedłem zpowrotem do ogniska, ledwie widocznego przez śnieg mknący z szaloną szybkością. W obawie możliwej ucieczki przewodnika kazałem wystawić wartę na noc i bacznie na niego uważać.

W nocy obudził mię wartownik-oficer i rzekł:

– Może być, że ja się mylę, lecz zdaje mi się, słyszałem huk strzału karabinowego...

Cóż mogłem na to powiedzieć? Może gdzieś tacy, jak my, podróżni dawali sygnał zbłądzonym towarzyszom, lub może oficer się pomylił, przyjąwszy za wystrzał łoskot padających brył śniegu i lodu.

Zasnąłem i odrazu przyśnił mi się bardzo wyraźnie dziwny krajobraz.

Zobaczyłem nieskończenie długą płaszczyznę śnieżną, przez którą brnął czarny wąż jeźdźców.

Poznałem nasze konie ciężarowe, poznałem Kałmuka na zabawnym, czarnym koniu w wielkie plamy białe i z garbatym pyskiem. Widziałem, jak zaczęliśmy spuszczać się z gór na dolinę, oblani jaskrawem światłem słońca. Później nastała noc, i zoczyłem niewielki gaik z płonącem ogniskiem na jego skraju, a przy ognisku moich ludzi i konie. Wyraźnie słyszałem szum niezamarzniętego potoku i na śniegu, leżącym na jego brzegach, ujrzałem krwawordzawe plamy.

Naraz ogień buchnął wysokim płomieniem. Drgnąłem i obudziłem się.

Poczynał się świt. Obudziłem swój oddział i kazałem śpieszyć się z herbatą i z kulbaczeniem koni.

Zamieć wzmagała się coraz bardziej. Śnieg bił w oczy ze straszną siłą, pokrywając wszelkie ślady ścieżki. Mróz stawał się tęższy.

Nareszcie wsiedliśmy na koń. Na czele oddziału jechał Sojot, szukający napróżno oznak drogi.

Przewodnik coraz częściej zatrzymywał się, bezradnie i z przerażeniem oglądając się wokoło.

Wpadaliśmy do głębokich wyrw, ukrytych pod śniegiem śród skał, wspinaliśmy się na wysokie stosy kamieni. Wreszcie Sojot zawrócił konia i zbliżył się do mnie.

– Nie chcę tu zginąć i dalej nie pojadę! – zawołał gwałtownym zrozpaczonym głosem.

Pierwszym moim odruchem była chęć cięcia tego tchórza nahajem. Przecież byliśmy tak blisko Mongolji, tej "ziemi obiecanej" dla nas, przez którą mogliśmy już spokojnie zdążać do celu, i raptem jakiś Sojot sprzeciwia się mojej woli. Wydał mi się on największym wrogiem. Lecz się pohamowałem i nie uderzyłem przewodnika. W głowie mi błysnęła myśl zupełnie dzika, fantastyczna.

– Słuchaj! – zwróciłem się do Sojota, mówiąc spokojnym, lecz bardzo stanowczym głosem – jeżeli zawrócisz konia i będziesz usiłował stąd odjechać lub uciec, dostaniesz kulą w kark i zginiesz nie na szczytach Tannu-Ołu, gdzie zginęli odważni, ale tu, na jego schyłkach, jak pies tchórzliwy.

Uważaj teraz, co ci będzie mówił ta-lama, któremu Wielki Burchan (Bóg) dał moc patrzenia w przyszłość. Wszystko będzie dobrze, i nic nam nie grozi! Gdy staniemy na szczytach Tannu-Ołu, wicher się uspokoi, i nie zobaczymy więcej zamieci śnieżnej. Gdy będziemy brnęli przez śniegi po płaszczyźnie, która jest tam na wierzchołkach, będzie nam słońce świeciło. Zatrzymamy się po tamtej stronie grzbietu w małym lesie modrzewiowym, pod którym płynie niezamarzający potok z czerwonemi plamami rdzawej wody na brzegu pokrytym śniegiem. Tam się będzie paliło nasze ognisko, i tam spędzimy noc!

Spostrzegłem, że Sojot zaczął dygotać ze strachu.

– Nojon już przebył tę drogę? – szeptał – Już zna płaszczyznę Darchat-Uła, która leży na tych szczytach?

– Nie! – odparłem. – Nigdy nie byłem w waszych górach, lecz tej nocy bogowie wasi nawiedzili mię i pokazali mi drogę. Wiem, że nic nam nie przeszkodzi przejść szczęśliwie przez Tannu-Ołu.

– Już prowadzę, już was prowadzę! – zawołał Sojot i, uderzywszy konia, szybko wyjechał na czoło oddziału, prowadząc nas ostrym grzbietem skalnym, wijącym się aż do szczytów, gdzie leżała śnieżna płaszczyzna.

Gdyśmy się znaleźli na wąskim gzymsie skalnym, wiszącym nad głęboką doliną, przewodnik gwałtownie wstrzymał konia i zaczął uważnie oglądać śnieg i kamienie. Po chwili podniósł się na strzemionach i zawołał:

– Dziś w nocy tą ścieżką przeszło dużo podkutych koni. Tu po śniegu ciągnął się rzemień nahaja.

To nie Sojot jechał.

Nie mieliśmy czasu na przypuszczenia i domysły, gdyż w tej chwili rozległa się salwa karabinowa, po której jeden z moich oficerów krzyknął, chwycił się za prawe ramię, i padł, nie drgnąwszy nawet, a jeden z koni ciężarowych dostał kulą za uchem.

Natychmiast zeskoczywszy z siodeł, schowaliśmy się za kamieniami i zaczęliśmy uważnie badać położenie. Od sąsiedniego szczytu oddzielał nas bardzo głęboki wąwóz, mający około 1200 kroków szerokości. Na przeciwległym skraju wąwozu spostrzegliśmy ze trzydziestu jeźdźców, którzy zeskoczyli z siodeł i rozpoczynali żywe ostrzeliwanie nas w tej niedogodnej pozycji.

Ukrywając się za skałami i w dołach, poczęliśmy odpowiadać.

– Celujcie do koni! – zakomenderował jeden ze starszych oficerów, pułkownik Ostrowski.

Rozkazałem przewodnikowi i Tatarowi położyć nasze konie na śniegu za skałami, aby nie służyły za cel przeciwnikom. Wykonali rozkaz bardzo umiejętnie i szybko.

Od naszych strzałów padło po przeciwnej stronie sześć koni, a kilka zostało poważnie ranionych, gdyż rwały się, skakały i padały, wnosząc duże zamieszanie. Kałmuk celnym strzałem wpakował kulę w łeb jakiegoś śmiałka, który, wystawiwszy głowę nad kamień, coś krzyczał i wygrażał pięściami.

Zabity padł twarzą naprzód i szybko stoczył się do wąwozu. Czerwoni żołnierze ze wściekłością klęli nas i zasypywali coraz gęstszemi salwami.

Nagle zauważyłem, że nasz przewodnik wyprowadza trzy konie, wskakuje na siodło, a za nim, jak cienie, mkną Tatarzyn i Kałmuk. Już zmierzyłem się do uciekającego Sojota, lecz uspokoiłem się, spostrzegłszy pościg naszych wschodnich przyjaciół.

– Ci nas nie opuszczą! – pomyślałem sobie.

Bolszewicy zaczęli wściekle ostrzeliwać jeźdźców, lecz ci, przypadłszy do karków końskich, pomknęli i wkrótce znikli za zakrętem grzbietu.

Długo trwała strzelanina, i nie wiedziałem, co mam czynić dalej. Strzelaliśmy rzadko, oszczędzając nabojów, lecz bądź co bądź traciliśmy nasze zapasy.

Nagle spostrzegłem na śniegu, wyżej od pozycji bolszewików, dwa punkty czarne. Bardzo wolno posuwały się one w stronę naszych wrogów i wkrótce znikły za ostremi skałami, wiszącemi tuż nad strzelającymi do nas sowieckimi bandytami. Niebawem z poza tych skał wyłoniły się tajemnicze punkty, i wtedy nie miałem już wątpliwości, że były to głowy ludzi. Za głowami zjawiły się i całe postacie, i wnet poznaliśmy Tatarzyna i Kałmuka. Podnieśli oni z rozmachem ręce do góry i cisnęli coś na dół. Z hukiem i łoskotem, setki razy powtórzonym przez echo w górach, wybuchnęły granaty. Po chwili
nastąpił trzeci wybuch, a po nim przeraźliwe krzyki bolszewickich żołnierzy i bezładna strzelanina.

Kilka koni oszalałych z przerażenia rzuciło się w wąwóz. Po kilku minutach czerwoni, ostrzeliwani przez nas, zaczęli zmykać w nieładzie i panice, starając spuścić się do wąwozu.

piątek, 07 luty 2014 22:55

Jak przygotować dom do sprzedaży

Napisane przez

maciekczaplinskiCiągle mamy kalendarzową zimę, ale niektórzy już czują przedsmak wiosny. W tym okresie często planujemy zmianę domu. Co zrobić, by uzyskać maksymalną cenę? Rynek jest "gorący", co powoduje, że nawet domy nieprzygotowane do sprzedaży znajdują swoich nabywców. Natomiast "przygotowany" dom ma zdecydowanie większą szansę na szybką sprzedaż za lepsze pieniądze. Czasami nawet za więcej niż cena wywoławcza.

Znane jest powiedzenie "pierwsze wrażenie jest najważniejsze!". Większość kupujących podejmuje decyzję, czy lubi oglądany dom, czy nie, w ciągu pierwszych 5-10 minut po wejściu do niego. Jeśli od początku dom nie robi dobrego wrażenia, to natychmiast jest on wymazywany z pamięci i przestaje być obiektem zainteresowania. Jeśli na odwrót – dom wywoła dobre wrażenie – to zostaje długo na liście potencjalnych domów do kupna i wszystkie następne domy są z nim porównywane. Najczęściej poza takimi ważnymi elementami oferowanego do sprzedaży domu, jak cena, układ funkcjonalny czy lokalizacja – stan estetyczny oraz wygląd domu ma największe znaczenie w decyzji o zakupie. Polub "Gońca"  na fejsbuku

W dniach od 13 do 23 września odbyło się 13. z kolei tournee koncertowe Chóru Dziecięcego "Stokrotki" z Hamilton. Organizatorem i kierownikiem wyjazdu był założyciel i dyrygent chóru pan Kazimierz Chrapka. Po licznych wyjazdach do Europy przyszedł czas, aby członkowie chóru zaczęli poznawać swój ogromny kraj, Kanadę.

Plan wycieczki przewidywał poznanie zachodniej Kanady, od Calgary przez Edmonton aż do Vancouver Island, a także koncerty chóru w ośrodkach polonijnych. W skład uczestników wycieczki wchodziło 13 dzieci i 11 osób dorosłych: rodziców i opiekunów.

piątek, 07 luty 2014 22:38

Listy z nr. 6/2014

Hi Mr. Kumor, It was a great pleasure to meet with you on Saturday Jan 25. I apologize but it was not possible to provide new exclusive imagery of the Syrena for Goniec as all computer imaging power has been going towards the development of new concept ideas and also, as you can imagine, I am personally preoccupied with legal matters at this time. I have seen your article on-line and I wanted to make a comment as there is a small misunderstanding arising from mishearing. I attended the Ontario College of Art & Design, not Interior College... I will…

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.