Kazik pochodził z tzw. Polski B, i to nie z miasta czy miasteczka z tej uboższej, wschodniej części Polski, ale z zabitej wsi. Małe gospodarstwo rodziców dawało możliwość przeżycia, ale niewiele więcej. Ojciec dorywczo pracował wszędzie, gdzie się w okolicy dało. Matka zatrudniała się u okolicznych rolników. Sami, na ubogiej ziemi uprawiali tytoń, co stanowiło realny dochód. Reszta to uprawy na własny użytek.
Wykształcenie Kazik zakończył na podstawówce. Później, oprócz pracy w gospodarstwie rodziców, której za dużo nie było, wyrywał się czasem z ojcem, a później już sam do prac sezonowych. Kiedy ukończył dwadzieścia lat, to życie jego przeplatało się między tymi pracami, które czasami trwały i okrągły rok, a powrotami do rodzinnej chałupy, gdzie zawsze znajdował łóżko i coś ciepłego do zjedzenia. Był najmłodszy z czworga rodzeństwa, które wyfrunęło z domu "na swoje" do okolicznych miast i miasteczek.
Jednego Kazikowi nie można było odmówić – był przystojny i zabawny. Lubił się zabawić i wodził rej wśród swoich rówieśników. Miał powodzenie u dziewcząt, ale na żeniaczkę nigdy się nie zdecydował. W takim stanie ciała i ducha przeżył dalsze dwadzieścia lat. Zmiany ustrojowe w Polsce nie za wiele zmieniły w jego trybie życia. Był daleki od polityki, nie pełnił ani wcześniej, ani później jakichkolwiek funkcji społecznych, tak więc nic nie stracił ani nic nie zyskał.
I oto coś się zaczęło zmieniać w jego życiu. Stało się to za sprawą pewnej pani. Była córką najbogatszego gospodarza we wsi. Była miejscową pięknością. Ukończyła szkołę średnią w pobliskim miasteczku, a następnie wyszła za mąż i zamieszkała z mężem, który był z wykształcenia technikiem i pracował w mieście wojewódzkim. Nie mieli dzieci. Po kilku latach dostała zaproszenie do wyjazdu do Kanady od swojej koleżanki. Skorzystała z tego i nie wróciła do Polski. Małżeństwo jej się rozsypywało. Stwierdziła, że nie ma co tego ciągnąć dłużej. Uzyskała rozwód i szybko wyszła za mąż za dużo starszego od siebie emerytowanego, dobrze urządzonego polonusa. Mąż ją sponsorował i nawet bez konieczności wyjazdu z Kanady, w celu uzyskania statusu landed immigrant, uzyskała go dość szybko. Męża szanowała, choć go nie kochała. Było to z jej strony małżeństwo z rozsądku. Po dwóch latach mąż nagle zmarł. Pozostawił jej dom, samochód, wysoką polisę ubezpieczeniową na życie i sporo gotówki w banku. Katarzyna, prawdę mówiąc, nie zetknęła się z realiami życia w Kanadzie, bo wszystko za nią załatwiał mąż. Nawet nie potrafiła się, choćby w prostych sprawach, porozumieć po angielsku.
Tuż po pogrzebie Katarzyna postanowiła, po raz pierwszy od wyjazdu z Polski, odwiedzić rodzinne strony. Zrobiła solidne zakupy prezentów dla całej rodziny i obładowana zawitała w rodzinnym, dużym, solidnym domu swoich rodziców. Rodzina była uprzedzona o jej przyjeździe, a więc stawiła się prawie w komplecie w ciągu pierwszego tygodnia jej pobytu w rodzinnej wsi. Już po tygodniu kuzynki wyciągnęły Kasię na zabawę wiejską, która odbywała się w remizie ochotniczej straży pożarnej. Pamiętała te zabawy z młodości i pragnęła odświeżyć te dobre wspomnienia pierwszych tańców, randek, pocałunków.
Wszyscy we wsi wiedzieli, że Kaśka, która za oceanem zrobiła karierę, będzie na zabawie. Przybyło więc na nią więcej niż zwykle gości. Wśród nich nasz przystojny Kazik. Po kilku piwach podszedł do Kasi i zaprosił ją do tańca. Pamiętała go jako wiejskiego Don Juana, a nawet raz, po którejś z zabaw, całowali się. Teraz w trzydziestopięcioletniej kobiecie obudziła się tęsknota do bycia kobietą w pełni tego słowa znaczeniu. Poddała się czarowi miejsca, czasu, trochę dodał odwagi wypity wspólnie z Kazikiem alkohol. Przetańczyli prawie do północy. Kiedy Kazik zaproponował jej, że ją odprowadzi, nie odmówiła. W drodze, w ciepłą letnią noc zostali kochankami. Ich wzajemne uczucia pogłębiali przez cały miesiąc pobytu Kasi w Polsce.
Wyjeżdżali czasami na kilka dni, aby w wynajętym przez nią hotelu ukrywać ich szczęście przed wścibskimi.
Nikt się więc nie dziwił, że Kazik już w miesiąc po wyjeździe Kasi dostał zaproszenie do odwiedzenia Kanady. Do zaproszenia dołączony był bilet lotniczy. Kazik uzyskał wizę kanadyjską i po dalszych dwóch miesiącach był już witany w Toronto przez stęsknioną Kasię. Zamieszkał oczywiście u niej.
Sielanka trwała pierwsze dwa miesiące. A po tym zaczęły wychodzić na jaw prawdziwe cechy charakteru Kazika.
Zaczął coraz natarczywiej domagać się od Kasi pieniędzy. Ta nie szczęściła na dom, jego ubrania, a nawet na alkohol, który pił w różnych postaciach w zasadzie codziennie. Dawała mu pewne sumy pieniędzy, ale też wiedziała, że zainwestowane przez nią pieniądze, pochodzące z kwoty ubezpieczenia na życie byłego męża, muszą jej wystarczać, być może na całe życie. Z ostrożnością też starała się wydawać oszczędności leżące na koncie bankowym.
Kazik stawał się coraz bardziej natarczywy. Sponsorowała go i podjęła kroki zmierzające do zawarcia z nim związku małżeńskiego.
Kontaktowali się ze znajomymi Kasi, z których jeden załatwił Kazikowi pracę na budowie. Kazik zaczął więc mieć swoje pieniądze. To dodawało mu odwagi. Zaczął być coraz bardziej arogancki i agresywny w stosunku do Kasi. Po pijanemu zaczął ją bić. Wprawdzie jak wytrzeźwiał, to ją gorąco przepraszał, ale jego degradacja alkoholowa posuwała się.
Któregoś dnia Kasia została powiadomiona, że Kazik został aresztowany pod zarzutem pobicia kogoś. Jak się okazało, po pracy wpadł na drinka do zaprzyjaźnionego baru i tam w pijackim widzie pobił kogoś z nie bardzo wiadomej przyczyny. Kazik znalazł się w areszcie. Cóż robi Kasia? Spędza wieczór u swojej, młodszej wiekiem, ale o dłuższym stażu pobytu w Kanadzie, przyjaciółki. Ta filigranowa kobieta bierze sprawę w swoje ręce.
Jak później powiedziała, wszystko to zrobiła dla tej biednej, głupiej, otumanionej miłością do aroganta i alkoholika, kobiety. Najpierw trzeba było załatwić sprawę aresztu za pobicie. Obie stają przed sędzią pokoju i oferują kaucję pieniężną. Sędzia się zgadza i wydaje się, że Kazik z nimi wróci do domu. Ale areszt wstrzymuje wypuszczenie go, bo nad nimi wisi jeszcze decyzja o aresztowaniu przez władze imigracyjne. Kazik bowiem nie stawiał się na wyznaczone spotkania z urzędnikiem imigracyjnym i wydano właśnie przed kilkoma dniami nakaz jego aresztowania.
Cóż robią dwie kobiety? Spędzają kilka dni w urzędzie imigracyjnym, aby w końcu trafić na rozprawę przed sędzią, który godzi się wypuścić Kazika za kaucją trzech tysięcy dolarów. Przychodzą więc następnego dnia z gotówką. Okazuje się, że wpłata musi być dokonana w postaci przelewu bankowego.
Pędzą więc do banku. Wracają z przekazem, wypełniają formularze. Ale jest piątek.
Decyzja o wypuszczeniu Kazika z aresztu zapada, ale wykonana może być dopiero w poniedziałek, kiedy będzie funkcjonował transport do odległego o kilkadziesiąt kilometrów od Toronto więzienia.
W poniedziałek panie stawiają się punktualnie w areszcie imigracyjnym, z którego przetransportowany z więzienia Kazik ma być wypuszczony.
Transport się opóźnia. Panie są zdenerwowane. Aż wreszcie Kazik wychodzi. Staje przed dwoma paniami, jakby nie wiedząc, co zrobić. Dopiero po chwili całuje swoją wybawicielkę i przytula się do niej. Ona poddaje się jego formie przeprosin.
Wraca jeszcze na chwilę do aresztu druga kobieta. Pokazuje nakaz zwolnienia z aresztu, pytając, co to znaczy? Okazuje się, że sędzia imigracyjny, oprócz innych warunków wypuszczenia Kazika z aresztu, wyraźnie zaznaczył, że nie może on pić alkoholu.
Pani ta zastanowiła się przez chwilę i powiedziała, że jej przyjaciółka wyciągnęła Kazika z więzienia, ale kaucję za wypuszczenie go z aresztu imigracyjnego to ona zapłaciła i dopilnuje, aby warunki wypuszczenia były przez niego dotrzymane.
Bo jeśli nie, to "wróci skąd wyszedł", powiedziała na odchodnym. I można jej było wierzyć, że dotrzyma danego sobie słowa.
Mimo filigranowej postury miała twardy charakter, w odróżnieniu od postawnej, ale naiwnej koleżanki.
Aleksander Łoś