A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
sobota, 25 maj 2013 11:28

Nakaz opuszczenia Kanady

Napisane przez

Izabela EmbaloNakaz opuszczenia Kanady nie zawsze jest równoznaczny z egzekucją deportacji, zakuciem kogoś w kajdanki i wywozem imigranta do kraju pochodzenia.

Nakazy deportacyjne, potocznie mówiąc, są różnego rodzaju i prawnie w różny sposób egzekwowane.

Za co można otrzymać nakaz opuszczenia Kanady-deportacyjny?

Możliwości jest wiele, między innymi: wykroczenie karne, zatrzymanie imigranta podczas nielegalnej pracy lub w sytuacji nieposiadania legalnego statusu.

Wielu imigrantów nie zdaje sobie także sprawy z tego, że decyzja deportacyjna może zostać wydana bez poinformowania osoby otrzymującej nakaz. Zazwyczaj tak się dzieje w przypadku osób, które zgłosiły status azylanta w Kanadzie. Imigranci decyzjami deportacyjnymi są zaskoczeni. Niekiedy dowiadują się o nich po powrocie do kraju rodzimego, w ich kartotece pojawił się nie tylko nakaz deportacyjny DEPORTATION ORDER (mimo że dobrowolnie opuścili Kanadę), posiadają także dożywotni zakaz powrotu do Kanady.

Dlatego w każdym przypadku otrzymania nakazu opuszczenia warto skonsultować się ze specjalistą prawa imigracyjnego. Nakazy opuszczenia Kanady można niekiedy anulować procedurą imigracyjną, procedurą prośby odroczenia nakazu lub apelacją sądową. Jednak zależy to od rodzaju nakazu oraz sytuacji indywidualnej, oczywiście muszą być powody anulowania, odroczenia lub odwrócenia nakazu opuszczenia.

A zatem zalecam, by wystrzegać się podania azylanckiego, ponieważ obecnie procedury zostały przyspieszone dla obywateli krajów, gdzie właściwie nie ma sytuacji zagrożenia życia, tortur itp....

Adwokat, konsultant czy organizacja zachęcająca imigrantów do złożenia podania o azyl powinna dokładnie opisać konsekwencje prawne. I nie należy mylić podań o azyl z podaniami humanitarnymi, które nadal stwarzają - niekiedy - jedyną możliwość uzyskania pobytu, zwłaszcza jeśli sprawa jest oparta na kwestii dobra dziecka wychowywanego lub urodzonego w Kanadzie, ale to temat na osobny artykuł.

W przypadku przegranej sprawy azylu (refugee claim), a zazwyczaj takiego wyniku może się spodziewać osoba z polskim paszportem Unii Europejskiej, należy opuścić Kanadę w czasie 30 dni. Przedłużanie spraw, odraczanie deportacji, składanie następnych podań w rezultacie może być przyczyną wydania zaocznego nakazu deportacyjnego i dożywotniego zakazu powrotu do Kanady bez poinformowania imigranta. Dopiero po powrocie, składając podanie na przykład o wizę pracowniczą czy pobyt stały, nawet posiadając małżonka-sponsora w Kanadzie, osoba dowiaduje się o tym.

Na szczęście, prawo pozwala osobie z dożywotnim zakazem powrotu ubiegać się o specjalne zezwolenie na ponowny wjazd, należy jednak odpowiednio uargumentować wniosek, na przykład łączeniem rodzin. Zwykła wizyta turystyczna najczęściej kończy się zawróceniem byłego wnioskodawcy o azyl zawróceniem z granicy.

Izabela Embalo

OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJA DO KANADY, PROSIMY O KONTAKT Z NASZĄ KANCELARIĄ:

416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Posiadamy uprawnienia notarialne - Commissioner of Oath
Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony: www.emigracjakanada.net
Możliwość konsultacji z pomocą Skype'a
Konkurencyjne ceny - SPRAWY SPONSOROWANIA RODZINNEGO, możliwość obsługi klientów także z innych prowincji
Zapewniamy pełną dyskrecję, możliwość umówienia się wieczorem lub w weekend.
Nowa - druga lokalizacja blisko Mississaugi i Brampton.
The Immigration Network Canada
specjaliści prawa imigracyjnego Kanady
Canadian immigration law practitioners
1801-1 Yonge Street
M5E 1W7 Toronto On
www.emigracjakanada.net
tel. 416-5152022
Skype: imigra.canada

piątek, 24 maj 2013 23:06

Aresztowanie

Napisane przez

goreckiDnia 9.05.1982 r. kilka minut po godz. 12 w południe zostałem zatrzymany w miejscu pracy w restauracji "Orbis-Continental" w Szczecinie przez sześciu funkcjonariuszy SB w cywilnych ubraniach i przewieziony na ulicę Małopolską 47.

Zaprowadzono mnie na drugie piętro i na dłuższą chwilę pozostawiono samego na korytarzu pod jakimiś drzwiami. Chyba po to, bym miał czas na zastanowienie się, gdyż po chwili z któregoś pokoju przesłuchań wyszli dwaj mężczyźni wyglądający na robotników. Jeden z nich miał nawet taki chlebaczek na ramieniu, zapewne z drugim śniadaniem. Pozornie nie zwracali na mnie uwagi, szepcząc coś nerwowo między sobą. Może nie zostaną zatrzymani jak ja i za chwilę znajdą się na ulicy za bramą, mam więc wyjątkową okazję przekazania przez nich ostatniej wiadomości, zawiadomienia o tym, co się stało, kogoś, kto teraz będzie musiał radzić sobie sam.

wperu

Kierunek - południe!

Lima

Podczas swojej podróży do Ameryki Południowej premier Stephen Harper spotkał się z prezydentem Peru Ollanta Humala Tasso w stolicy kraju – Limie. Jest to pierwsza wizyta urzędującego premiera Kanady w Peru. Sam Harper był już w tym kraju na spotkaniu dotyczącym współpracy między państwami Azji i Pacyfiku w 2008 roku.

Harperowi towarzyszy minister spraw zagranicznych (ds. Ameryki i spraw konsularnych) Diane Ablonczy. Delegacja spotkała się z peruwiańskimi ministrami i przedsiębiorcami z Kanady, którzy inwestują w Peru. Harper w pisemnym oświadczeniu stwierdził, że zależy mu na ożywieniu handlu z krajami Ameryki Południowej. Pragnie umacniać współpracę z Peru, zawierać nowe umowy dotyczące edukacji, obronności i przede wszystkim przemysłu wydobywczego.

Konferencja prasowa odbyła się w środę przed południem. Harper skupił się na przemyśle wydobywczym i kanadyjskiej pomocy dla Peru. Zeszłej jesieni wypracowano nowe podejście do tej kwestii, tak aby wydatkowanie funduszy pomocowych było spójne z interesami handlowymi Kanady. Chodzi też o utrzymanie wysokich standardów w zakresie przepisów pracy i ochrony środowiska w krajach rozwijających się.

Peru jest jednym z krajów, którym Kanada przekazuje najwięcej funduszy. W zeszłym roku zainwestowano 6,9 miliarda dolarów, przede wszystkim w przemysł wydobywczy.

Ważnym punktem wizyty była podróż do Cali w Kolumbii, gdzie premier weźmie udział w szczycie przywódców krajów zrzeszonych w Pacific Alliance (Chile, Kolumbii, Meksyku i Peru). Będzie to pierwszy raz od czasu, gdy Kanada otrzymała status obserwatora. Innymi państwami-obserwatorami są Australia, Kostaryka, Gwatemala, Japonia, Nowa Zelandia, Panama, Hiszpania i Urugwaj. Sojusz ma ułatwić wymianę handlową między zrzeszonymi państwami, przepływ osób i kapitału, a także zacieśniać kontakty handlowe z Azją. Kanada dąży do uzyskania pełnego członkostwa.

W tym roku mija 60. rocznica zawarcia obustronnych stosunków dyplomatycznych między Kanadą i Kolumbią. Wartość handlu między krajami w 2012 roku wyniosła prawie 1,5 miliarda dolarów. Ponad 70 kanadyjskich przedsiębiorstw inwestuje w Kolumbii – przede wszystkim w przemyśle wydobywczym, wydobyciu ropy naftowej i gazu ziemnego, finansach i przemyśle spożywczym. Kolumbia boryka się jednak z problemami przemytu narkotyków i przestępczości międzynarodowej.

 

 

Cudzoziemcy zabierają nam pracę

Mississauga

Glen Hamel z Mississaugi jest specjalistą z dziedziny IT, pobiera wypłaty z ubezpieczenia pracy i bezskutecznie próbuje znaleźć zatrudnienie. Mówi, że wysłał swoje dokumenty do około 50 firm, ale odpowiedziały tylko dwie. Ma ponad 20 lat doświadczenia i spełnia wszystkie lub prawie wszystkie wymogi wymieniane w ogłoszeniach, na które odpowiada. W 2005 roku został zwolniony przez Sears, a następnie przez innego pracodawcę. Zawsze powodem było ograniczanie liczby etatów i outsourcing (wyłączanie ze struktury organizacyjnej poszczególnych typów działalności i zlecanie ich wyspecjalizowanym firmom).

Tymczasem ostatnie statystyki pokazują, że na rynku pracy popyt na osoby z jego kwalifikacjami powinien być duży.

Hamel m.in. trzykrotnie składał podania do TCS, która to w ostatnich latach kilkakrotnie sprowadzała pracowników z zagranicy w ramach programu imigracyjnego pracy czasowej. TCS jest firmą indyjską o międzynarodowym zasięgu. W międzyczasie były menedżer z TCS stwierdził w wypowiedzi dla Go Public, że firma rzadko zatrudnia wysoko wykwalifikowanych, doświadczonych specjalistów z Kanady.

Menedżer, który chce pozostać anonimowy, mówi, że chciał zatrudniać swoich rodaków, ale spotykało się to ze sprzeciwem. Musiał zatrudniać tańszych pracowników z Indii, mimo iż nie mieli oni odpowiednich kwalifikacji.

Na potwierdzenie swoich słów ma dokumenty, które TCS składała, wnioskując o skorzystanie z programu dla zagranicznych pracowników czasowych. Widać w nich nacisk na znajomość obsługi odpowiednich narzędzi. Okazuje się jednak, że były to standardowe sformułowania i w rzeczywistości nie było istotne, czy osoba sprowadzana do Kanady w ramach programu rzeczywiście była specjalistą. Były menedżer dodaje, że często potem okazywało się, że specjalistyczne umiejętności w ogóle potrzebne nie są. W kopii listu do rządu TCS stwierdza, że potrzebuje pracowników o ściśle określonych umiejętnościach, których bardzo trudno znaleźć w Kanadzie. Prawda była taka, że specjalistom kanadyjskim trzeba by więcej płacić. Więc TCS zatrudniała Kanadyjczyków tylko na stanowiska niewymagające zbyt dużego doświadczenia.

TCS utrzymuje, że obywateli Kanady zatrudnia. Ogłoszenia o pracy publikowane są na różnych portalach internetowych i firma zachęca do przesyłania dokumentów. Chwali się, że w tym roku przyjęto 125 Kanadyjczyków, w tym osoby zaraz po studiach.

Doświadczenie, jak to wygląda z drugiej strony, ma Gordon Teti z Toronto, który zajmował się wydawaniem opinii o rynku pracy – dokumentów uprawniających do skorzystania z programu imigracyjnego dla pracowników czasowych. Został zwolniony po skargach ze strony Searsa. Biuro, w którym pracował, nazywa fabryką do wydawania opinii.

Zakłada się, że urzędnik rozpatrzy tygodniowo 15 – 20 wniosków, więc dochodzi presja czasu. Tak szybko po prostu nie da się zweryfikować, czy firma zrobiła wszystko, by zatrudnić Kanadyjczyków. A pozytywną opinię teoretycznie można wydać tylko wtedy, gdy rzeczywiście nie można znaleźć odpowiednich osób w kraju.

 

 

Aresztowano mężczyznę polskiego pochodzenia

W związku ze sprawą Bosmy...

Ancaster/Toronto

Adwokat reprezentujący Marka Smicha (na rys.) – drugą osobę aresztowaną w związku z morderstwem Tima Bosmy, poinformował, że jego klient nie przyznaje się do winy. Smich jest synem Andrzeja Smicha z Hamilton. W czwartek Marek Smich stanął przed sądem w Hamilton, gdzie usłyszał zarzuty. 25-letniego mężczyznę aresztowano w środę rano w Oakville, gdzie mieszka, kilka dni po aresztowaniu Dellena Millarda z Toronto.

Policja wciąż nie zna motywu zbrodni, dziennikarze spekulowali, że mogło to być morderstwo dla zabawy – sprawa wzbudza wielkie zainteresowanie społeczne. Wkrótce po aresztowaniu Marka policja przeszukała dom należący do Marii Smich-Grigorcewicz na Montrose Abbey Drive w Oakville (patrz zdjęcie).

Sąsiadka Stefania Capelo mówiła, że fakt przeszukania zaszokował wszystkich w sąsiedztwie.

Policja przeszukuje tymczasem farmę 27-letniego Dellena Millarda oskarżonego o morderstwo pierwszego stopnia. W pobliżu jego posesji znaleziono szczątki Tima Bosmy, mieszkańca Ancaster w Ontario, i jeszcze jednej niezidentyfikowanej dotąd osoby lub zwierzęcia.

Śledczy natrafili na farmie spalarnię, którą Millard kupił w lipcu zeszłego roku. Maszyna, zwana "Eliminator", używana jest do przeprowadzania kremacji zwierząt rzeźnych – takich jednak oskarżony nie posiada. Ostatnie odkrycie niezidentyfikowanych szczątków miało miejsce po odnalezieniu spalonych szczątków Bosmy. Policja nie ujawnia jednak, gdzie dokładnie zostały one znalezione.

Millard wywodzi się z rodziny lotników. Postawiono mu zarzut uprowadzenia i zabójstwa Bosmy. Policja w szczególny sposób analizuje pod kątem powiązań z Millardem przypadki osób zaginionych. Wśród nich jest 23-letnia Laura Babcock. Dziewczyna zaginęła latem 2012 roku. Jej znajomi twierdzą, że była w związku z oskarżonym.

Wiadomo, że zanim zniknęła, dzwoniła do Millarda osiem razy. Jej ostatni chłopak zamówił wykazy rozmów wychodzących z jej telefonu i wypytywał oskarżonego o te rozmowy. Ten najpierw zaprzeczał, potem jednak przyznał, że rzeczywiście odbyły się.

Tim Bosma zaginął na początku tego miesiąca. Umówił się na jazdę testową półciężarówką z dwoma mężczyznami. Ogłoszenie znalazł w Internecie. Jego szczątki znaleziono przed tygodniem.

Badane jest także samobójstwo ojca oskarżonego, które miało miejsce w grudniu 2012 roku.

W poniedziałek z drogi przebiegającej przy farmie Dellena Millarda w Waterloo widać było rozstawiony zielony namiot śledczych medycyny sądowej.
Po akcji poszukiwawczej Tima Bosmy podjętej przez jego rodzinę w mediach społecznościowych, dziesiątki osób składają kwiaty lub po prostu zatrzymują się na chwilę przy farmie, na terenie której odnaleziono szczątki mężczyzny. Jego rodzina założyła teraz stronę internetową inmemoryoftimbosma.ca, poprzez którą można także przekazać pieniądze żonie Tima, Sharlene, i ich dwuletniej córce.

Matt Goss, który jest członkiem rodziny Bosmy, złożył podziękowania wszystkim, którzy zdecydowali się na darowizny. Powiedział, że żona i córka zmarłego przeżywają teraz szczególnie trudny okres.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w środę o godzinie 11 w Banquet and Convention Hall przy 1520 Stone Church Rd. E. w Hamilton i były otwarte dla wszystkich.

 

 

Toronto

Liderka NDP Andrea Horwath powiedziała, że jej partia poprze budżet przygotowany przez liberałów. Tym samym rząd uzyska większość i groźba przyspieszonych wyborów zostanie oddalona. Horwath powiedziała, że premier Kathleen Wynne pozytywnie odniosła się do dwóch propozycji budżetowych NDP. Nie jest to wszystko, czego partia oczekiwała, ale na razie wystarczy. Premier Wynne też przyznała, że osiągnięto kompromis zadowalający obie strony. W budżecie już wcześniej zawarto niektóre postulaty NDP. Są to m.in. obniżenie o 15 proc. ubezpieczeń samochodowych, tworzenie nowych miejsc pracy dla młodych i gwarantowane 5 dni na opiekę zdrowotną w domu. Horwath przeforsowała pomysły niezależnego biura rozliczeń finansowych i rzecznika praw obywatelskich z zakresu opieki medycznej. Rzecznik nie będzie jednak sprawował nadzoru nad szpitalami. Chciała ponadto, aby pasami dla pojazdów przewożących większą liczbę pasażerów mogli jeździć też inni kierowcy po uiszczeniu wyznaczonej opłaty. Pomysł ten jest popierany przez rząd. Konserwatyści już wcześniej zapowiadali, że będą głosować przeciwko budżetowi i liczą na przyspieszenie wyborów. Tim Hudak, lider PC, twierdzi, że należy dać mieszkańcom Ontario możliwość wypowiedzenia się w wyborach.

 

 

Ottawa

Kanadyjscy aktorzy, pisarze i politycy nawołują premiera Harpera do zmiany nazwy święta Victoria Day. Inicjatywę popierają m. in. pisarka Margaret Atwood, liderka Partii Zielonych Elizabeth May i aktor Gordon Pinsent. Nazwa proponowana przez autorów internetowej petycji to Victoria and First Peoples Day. Wniosek można znaleźć na stronie victoriaandfirstpeoplesday.ca. Rzecznik prasowy projektu, aktor Peter Keleghan mówi, że w ten sposób będzie można uhonorować zarówno królową, jak i ludność rdzenną Kanady. Jego zdaniem, pozwoli to zwrócić uwagę na problemy First Nations. Dzień ludności rdzennej jest już obchodzony w Kanadzie 21 czerwca, jednak nie ma on charakteru święta narodowego. Nowa nazwa święta ma wskazywać na powiązania First Nations, Inuitów i Metysów z monarchią brytyjską. Ma odwoływać się do historii kraju i jego niezwykłego dziedzictwa kulturowego. Victoria Day upamiętnia urodziny królowej Wiktorii i jest obchodzony co roku w poniedziałek przed 25 maja. W Quebecu tego dnia świętuje się Dzień Patriotów, aby oddać cześć walczącym w powstaniu przeciwko Brytyjczykom w 1837 roku.

 

 

Toronto

Członkowie ligi monarchistów sprzeciwiają się zmianie nazwy Victoria Day. Grupa aktorów, polityków i pisarzy zaapelowała do premiera Harpera o zmianę nazwy święta na Victoria and First People's Day. Rzecznik prasowy monarchistów, Robert Finch, przypomina jednak, że święto poświęcone rdzennym mieszkańcom Kanady już istnieje – jest obchodzone 21 maja. Sugeruje, że poprzedzający je poniedziałek też można ustanowić dniem wolnym od pracy. Dodaje, że na pewno wielu Kanadyjczyków ucieszyłoby się z jeszcze jednego święta.

 

 

Toronto

Dwóch radnych Toronto uważa, że burmistrz Rob Ford powinien podać się do dymisji, jeśli taśmy zawierające nagranie pokazujące Forda z fajką do palenia kokainy okażą się prawdziwe. O istnieniu takich nagrań donoszą "Toronto Star" i portal Gawker. Burmistrz powiedział tylko, że te insynuacje są nieprawdziwe i absurdalne. Niektórzy radni oczekują jednak bardziej przekonujących dowodów niewinności burmistrza. Wśród nich jest radny Josh Matlow, który twierdzi, że lojalność wobec wyborców tego wymaga. Komentowanie sprawy jednym słowem jest absolutnie niewystarczające. Z kolei radna Kristyn Wong-Tam uważa, że jeśli wszystko okaże się prawdą, Ford powinien zrezygnować i jak najszybciej poszukać pomocy. Co więcej, zarzuty te są nie tylko poważne, lecz także kwalifikują się jako przestępstwo. Ford, pytany przez reporterów w zeszły piątek nie komentował sprawy, oświadczył tylko, że jest to kolejna odsłona nagonki prowadzonej na niego przez "Toronto Star". Radny Doug Ford powiedział, że nigdy nie widział kokainy u swojego brata. Przed długim weekendem "Toronto Star" i Gawker ujawniły rewelację o istnieniu nagrania. Gawker zaznaczył, że go nie posiada, ale rozpoczął akcję zbierania darowizn, aby je nabyć od niezidentyfikowanych sprzedawców. Potrzeba na ten cel 200 000 dolarów.

 

 

Owen Sound

Cztery jednostki policji będą pilnowały porządku na 170-kilometrowym odcinku autostrady nr 10 między Mississaugą a Owen Sound. Akcja nosi nazwę Project 10-4 i zaplanowana jest od 10 do 14 czerwca. Patrole wystawią OPP, Peel Regional Police, Owen Sound Police Service i Shelburne Police Service. Policjanci szczególną uwagę zwrócą na przekraczanie prędkości, nieostrożną jazdę, nieużywanie pasów bezpieczeństwa i utrzymywanie odpowiedniej odległości od radiowozu stojącego na poboczu. Wg raportów OPP, na Hwy 10 w ciągu ostatnich dwóch lat wydarzyło się 560 wypadków.

 

 

Toronto

Prawie 13 000 osób w różnych częściach Ontario było bez prądu, gdy we wtorek przez prowincję przeszła fala burz. Wiele drzew przewróciło się, zrywając kable i łamiąc słupy. Zniszczenia rozciągają się na terenie od północnego Toronto na wschód do Bobcaygeon. Padał ulewny deszcz, miejscami grad. Meteorolodzy utrzymali ostrzeżenia o burzach także na środę.

 

 

Zaciskanie pasa spowalnia obroty handlu nieruchomościami

Ottawa

Kanadyjski rynek nieruchomości drastycznie zwalnia zarówno jeśli chodzi o sprzedaż, jak i budownictwo. Ma to wpływ na wzrost gospodarczy i zmniejszenie liczby miejsc pracy. Nowy raport Canadian Association of Accredited Mortgage Professionals (CAAMP) prognozuje spadek liczby budowanych domów o 30 proc. do 2015 roku. Analitycy nawołują do złagodzenia polityki pożyczkowej i wprowadzenia zachęt dla kupujących po raz pierwszy. Rząd rzeczywiście dążył do ostudzenia sytuacji na rynku nieruchomości, pytanie tylko, czy nie posunął się za daleko. Niektórzy sądzili, że rynek zacznie zwyżkować na wiosnę, tak się jednak nie stało. Analitycy są zdania, że w chwili obecnej jest to nieodwracalny trend.

Latem 2012 minister finansów Jim Flaherty zdecydował o wprowadzeniu nowych zasad udzielania kredytów na zakup nieruchomości. Od tego czasu sprzedaż domów, które już są na rynku, spadła o 8,3 proc., a nowych domów o 15 proc. Ma być gorzej. Analitycy z CAAMP przewidują, że rocznie tylko 150 000 mieszkań będzie oddawanych do użytku do połowy 2015 roku. Będzie to około 25-30-procentowy spadek w stosunku do lat 2011–2012, kiedy to na rynek trafiało średnio 205 000 mieszkań rocznie. Oznacza to także mniej etatów w sektorze budownictwa i handlu nieruchomościami.

W rejonie Toronto tąpnięcie ma być jeszcze bardziej dramatyczne. Szacuje się spadek o 50 proc. (do 22 000 mieszkań), co jest równoznaczne ze stratą 35 000 miejsc pracy. W Vancouverze, znanym z dobrze prosperującego rynku nieruchomości, liczba nowych mieszkań ma spaść o jedną trzecią do 13 000, co przekłada się na 7500 miejsc pracy mniej. Na terenach miejskich w Quebecu oddanych będzie 15 000 mniej mieszkań, redukcja etatów sięgnie 20 000.

Ogólnemu trendowi oprą się tylko Calgary i Edmonton. Tam będzie się budować więcej, przybędzie też miejsc pracy – utworzone zostanie 2500 etatów.

Główny ekonomista CAAMP zwraca uwagę, że do tej pory rynek nieruchomości odgrywał główną rolę w przywracaniu dobrej kondycji gospodarki po kryzysie w 2008/2009 roku. Teraz może być trudno utrzymać tę pozycję.

W zeszłym tygodniu biuro nadzoru instytucji finansowych przekazało, że rozważa skrócenie czasu amortyzacji do 25 lat dla właścicieli domów z 20 proc. wkładem własnym, czyli pożyczek hipotecznych nieubezpieczanych przez państwo. Analitycy CAAMP zastanawiają się, dlaczego rząd chce podejmować takie kroki w obecnej sytuacji. Jednocześnie wnioskują do Ottawy o złagodzenie zasad udzielania pożyczek kupującym po raz pierwszy, tak by dać im więcej swobody w ustalaniu okresów amortyzacji i wysokości miesięcznych rat.

W raporcie są też dobre wiadomości. Kanadyjczycy spłacają swoje pożyczki szybciej. Prawie siedmiu na dziesięciu respondentów (w ankiecie internetowej przeprowadzonej wśród 2000 właścicieli domów) przyznało, że zmieniło swoje kredyty na stałe i w tym roku płacą mniej odsetek – 3,52 proc. zamiast 3,64 proc. 18 proc. stwierdziło, że zdecydowało się na zwiększenie wysokości raty, 16 proc. zapłaciło ryczałt. Również pożyczkodawcy mówią, że kredyty udzielane na 25 lat będą spłacane średnio o 3,4 roku szybciej.

 

 

Szef gabinetu Forda wyrzucony

Toronto

Szef gabinetu burmistrza Toronto Roba Forda został nieoczekiwanie zwolniony z zajmowanego stanowiska – poinformowano w czwartek w ratuszu. W czwartek po południu ochroniarze odprowadzili Marka Towheya do drzwi. – Nie jestem już szefem gabinetu, nie złożyłem rezygnacji – powiedział Towhey dziennikarzom. Piastował swe stanowisko od sierpnia 2012 roku Jego obowiązki przejął obecnie zastępca Earl Provost.

Towhey powiedział, że decyzja nie była dla niego zaskoczeniem, jednocześnie odmówił skomentowania rad, jakich udzielał burmistrzowi w sprawie ostatniego skandalu, rozpętanego przez prasę, stwierdziwszy, że mają one charakter poufny.

 

 

Jeśli nie w Toronto, to może obok

Mississauga

Burmistrz Mississaugi Hazel McCallion nie wyklucza, że kwestia ewentualnego wybudowania w jej mieście megakasyna może zostać poddana pod głosowanie wyborców. Nad tym samym zastanawiają się radni w innych miejscowościach strefy 905 – Ajax, Pickering i Whitby.

Niektórzy radni obawiają się jednak społecznych kosztów takiej inwestycji.

 

 

Causa finita - nici z kasyna

Toronto

Rada miejska w Toronto ostatecznie zagłosowała przeciwko budowie kasyna. Tym samym zakończyła się roczna debata, w której nie zabrakło propozycji firm zajmujących się hazardem w USA i kampanii społecznej przeciwników kasyna. Rada odrzuciła też projekt rozszerzenia działalności istniejącego kasyna w Woodbine Racetrack.

Głosowanie, które odbyło się na specjalnym posiedzeniu rady, przebiegało w cieniu oskarżeń burmistrza Forda o palenie kokainy. Ford nie komentował tych sensacji, mimo iż z pewnością oczekiwali tego dziennikarze, którzy zebrali się przed jego biurem tuż przed rozpoczęciem spotkania dotyczącego kasyna. Wsiadł do windy osłaniany przed kamerami przez swoich pracowników.

Sekretariat prasowy burmistrza we wtorek rano przekazał, że sprawa kokainy nie będzie komentowana. Po ostatnim głosowaniu następnym obowiązkiem Forda będzie zwołanie w ciągu tygodnia posiedzenia komitetu wykonawczego i przewodniczenie mu.

Podczas debaty w sprawie kasyna Ford, który zawsze twierdził, że przysłuży się ono miastu nowymi miejscami pracy i dochodami, za klęskę planu obwiniał premier Kathleen Wynne. Stwierdził, że jej żaden pomysł nie wydaje się dobry.

Do kasy miasta z tytułu działalności kasyna miało wpływać 100 milionów dolarów rocznie – taka kwota padała podczas rozmów z Ontario Lottery and Gaming Corp. Po zastrzeżeniach do oferty zgłoszonych przez premier Wynne skorygowano tę kwotę na 61 milionów.

 

 

"Kosmiczny" park w sercu miasta

Mississauga

W centrum miasta otwarto nietypowy park. Nazywa się Scholars' Green Park i próżno w nim szukać placu zabaw czy hektarów zielonej trawy.

W otwarciu uczestniczyło około 50 osób. Park położony jest w północno-wschodniej części Square One, przy Living Arts Dr. i kampusie Sheridan College. Łączy naturę i inżynierię gospodarowania przestrzenią. Znajdują się w nim starannie posadzone drzewa, kawiarnia, oświetlenie LED, chodniki z surowców wtórnych i pawilon, który ma stać się galerią sztuki na wolnym powietrzu, w której będą wystawiane prace studentów Sheridan College.

Informatycy z Sheridan College wykorzystali uroczystość, by poinformować o uruchomieniu ulepszonej sieci bezprzewodowego Internetu. Szkoła dołożyła starań, by zintegrować swoje sieci z siecią miejską i rozszerzyć ich zasięg. W ten sposób dostęp do serwerów szkolnych został zapewniony z 17 bibliotek publicznych, Celebration Square, Living Arts Centre i miejsc publicznych, takich jak właśnie nowo otwarty park Scholars' Green. Dzięki temu nauka nie będzie ograniczona czasem przebywania w szkole.

 

 

Nauczyciel wyłączył mu głos

Halifax

Chros Procunier, ojciec 7-letniego chłopca, którego usta prawdopodobnie zostały zaklejone taśmą podczas zajęć pozalekcyjnych w Bedford South School, mówi, że władze szkoły działają opieszale i nie starają się wyjaśnić zdarzenia. Ślady po taśmie na twarzy dziecka zauważyła w domu jego matka. Chłopiec był jednym z 11 uczestników zajęć.

Jego ojciec uważa, że on i inni rodzice powinni być natychmiast poinformowani o zdarzeniu. Gdyby dzieci o tym nie powiedziały, nikt by się nie dowiedział. Rodzina Procunierów słyszała jeszcze od trójki innych rodziców, że wspomniane działania dyscyplinujące zostały zastosowane w stosunku do dziewięciorga dzieci. Zdarzenie miało miejsce w czwartek, a szkoła dopiero we wtorek zorganizowała spotkanie rodziców z instruktorem zajęć i dyrekcją.

To jednak nie satysfakcjonuje Procuniera, który uważa, ze szkoła dysponuje wystarczającymi narzędziami, by zapobiegać tego rodzaju wydarzeniom.

 

 

Zmarło mu się młodo

Mississauga

W środę odbył się pogrzeb policjanta Peel Regional Police Hardeepa Kanga.

Kang zmarł na raka w wieku zaledwie 25 lat. Ludzie, którzy się z nim zetknęli, określają go jako prawdziwego wojownika i wielką osobowość.
Wstąpił do policji w 2010 roku i pracował w 12. oddziale. Teraz dziesiątki funkcjonariuszy utworzyło kondukt, który przeszedł Derry Rd. E.

 

 

Badamy niebezpiecznego koronawirusa

Winnipeg

Krajowe laboratorium mikrobiologii w Winnipegu (The National Microbiology Laboratory) rozpoczęło badania nad koronawirusem, którego próbkę otrzymało niedawno od laboratorium z Danii. Jak dotąd zdiagnozowano 41 przypadków infekcji, 20 osób zmarło.

Frank Plummer, dyrektor naukowy laboratorium w Winnipegu, mówi, że próbka nie może być przekazywana dalej. Takie są warunki przekazania materiału biologicznego. Dodaje, że negocjacje umowy trwały dość długo. Umowy takie są podpisywane z różnych powodów. Czasem w przypadku niebezpiecznych leków chodzi o względy bezpieczeństwa. Niekiedy też laboratoria nie chcą udostępniać dalej wyników prac, które są w toku.

Zawieranie umów w pewnych przypadkach spowalnia proces badawczy. Plummer twierdzi, że gdyby więcej jednostek naukowych pracowało nad danym problemem, szybciej można by dojść do rozwiązania go. Jako przykład podaje Chiny, które szeroko rozpowszechniały próbki ptasiej grypy H7N9, i Meksyk z wirusem świńskiej grypy H1N1 w 2009 roku.

Tymczasem naukowiec, który rozpoczął badania nad koronawirusem w Arabii Saudyjskiej, stracił pracę. Ali Mohamed Zaki odkrył wirusa w czerwcu 2012 roku. Był pracownikiem szpitala im. dr. Solimana Fakeeha w Jeddah. Dyrektor szpitala, zwalniając go, przyznał, że rząd wywiera na niego naciski.

Zaki badał przypadek 60-letniego mężczyzny z infekcją płuc, który zmarł 18 dni od pokazania się pierwszych oznak choroby. Gdy nie mógł zidentyfikować wirusa, przesłał próbkę do Rona Fouchiera, do Holandii, który wykonał sekwencjonowanie materiału genetycznego. Okazało się wtedy, że jest to koronawirus – mikroorganizm, który nigdy wcześniej nie przenosił się na ludzi.

Naukowiec mówi, że przesłał też próbkę do Ministerstwa Zdrowia w Arabii Saudyjskiej, stamtąd jednak nie było żadnego odzewu. Zamieścił też ostrzeżenie na stronie internetowej ProMED, dzięki czemu w Wielkiej Brytanii odkryto drugi przypadek zarażenia.

Zaid Memish, minister zdrowia Arabii Saudyjskiej, powiedział, że Zaki w sposób zamierzony lub nieumyślny złamał międzynarodowe procedury. Jego wypowiedź została opublikowana w czasopiśmie "Nature". Sam Zaki twierdzi jednak, że wyświadczył przysługę ludziom i nie żałuje tego, co zrobił. Wyniki badań nad pierwszym przypadkiem choroby zostały opublikowane w "England Journal of Medicine" w listopadzie ubiegłego roku.

Od tego czasu przypadki zachorowań stwierdzono w sześciu krajach: Wlk. Brytanii, Jordanie, Katarze, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Francji.

 

 

Przeciwko dobijaniu ludzi

Quebec City

Prawie 2000 osób zebrało się w stolicy Quebecu w sobotnie popołudnie, by zaprotestować przeciwko planom legalizacji eutanazji. Rząd Parti Québécois złożył propozycję dopuszczenia tzw. medycznej pomocy w umieraniu. Czyli pod pewnymi warunkami możliwe by było pozbawienie pacjenta życia.

Minister Veronique Hivon na początku tego roku zapowiadała, że będzie dążyć do złożenia ustawy legalizującej tego rodzaju praktyki jeszcze przed wyborami do parlamentu prowincyjnego, które mają odbyć się latem.

Grupa, która przeszła w "Springtime March", została zwołana przez Quebec Rally Against Euthanasia i jej lidera dr. Claude'a Morina. Inicjatywa spotkała się z poparciem ze strony biskupów katolickich, m.in. bpa Noela Simarda, członka Pontifical Academy for Life. Bp Simard jako przewodniczący komisji bioetycznej zgromadzenia biskupów na początku tego roku wydał oświadczenie, w którym zawarł swoje obawy co do kierunku, w jakim zmierza polityka rządu. Obecni byli też abp Gérald Cyprien Lacroix z Quebec City, abp Christian Lépine z Montrealu i Paul-André Fournier z Rimouski, przewodniczący zgromadzenia biskupów.

Uczestnicy marszu zebrali się na Plains of Abraham, gdzie wysłuchali przemówień m.in. Amy Hasbrook z Not Dead Yet – organizacji walczącej o prawa osób niepełnosprawnych, i dr. Patricka Vinaya, byłego dziekana University of Montreal i eksperta w dziedzinie opieki paliatywnej. Reprezentowane były też Physicians Alliance for Total Refusal of Euthanasia i Living with Dignity Network.

Marsz przeszedł Grande Allée pod siedzibę Zgromadzenia Narodowego. Tłum wznosił okrzyki, że zabijanie nie jest formą opieki. Ze szczególnym przyjęciem spotkały się słowa Hugh Schera, który przywołał przykład Holandii i Belgii – krajów, które wprowadziły już podobne prawo i gdzie tak naprawdę każdy jest teraz w grupie ryzyka, bo już nie ceni się życia. Na końcu jeszcze dr Claude Morin zaapelował do zebranych o przybycie na drugi protest, gdy ustawa zostanie już złożona w parlamencie.

 

 

Aż się chce wierzyć w taką prognozę...

Ottawa

Meteorolodzy z AccuWeather.com prognozują, że nadchodzące lato będzie bardziej typowe. Należy spodziewać się ciepłych okresów przeplatanych chłodniejszymi, pogoda ma być bardziej zmienna. Najważniejsze, że nie powtórzy się sytuacja z zeszłego roku, kiedy to lato było rekordowo upalne. Tegoroczne lato może jednak uplasować się wśród 10 najbardziej gorących w historii prowadzenia pomiarów, będziemy to jednak zawdzięczać stosunkowo wysokim temperaturom na północy.

Zdaniem ekspertów, jedną z niespodzianek będą wyższe niż zwykle temperatury w prowincjach atlantyckich. Prognozuje się, że wody Oceanu Atlantyckiego będą cieplejsze niż w poprzednich latach, co wpłynie na temperaturę powietrza, która nie tylko będzie wyższa, lecz także dłużej utrzyma się na takim poziomie.

Cieplej będzie też w Quebec City i Montrealu. Ciepłe lato będzie kontynuacją pogodnej wiosny. Przez to, że wiosną sumy opadów w Quebecu były niskie, jest dość sucho i mało wody wyparowuje z ziemi, co dawałoby efekt ochłodzenia.

Lato w południowym Ontario upłynie pod znakiem ciepłych dni i chłodniejszych okresów. Na początku lata można się spodziewać burz. Ogólnie jednak ma być ciepło i przyjemnie.

Dalej na zachód, w Saskatchewan i południowej Albercie, ma być cieplej. Najwyższych temperatur należy spodziewać się w lipcu. Na południe od Calgary mogą padać rekordy ciepła.

Mieszkańcy obszaru położonego między Edmonton, Winnipeg i granicą amerykańską powinni przygotować się na więcej burz niż zwykle. Będzie też wiele ciepłych okresów. Bardziej sucho ma być w południowo-wschodnich częściach Kolumbii Brytyjskiej. Mieszkańców Vancouveru i południowo-zachodnich regionów prowincji ucieszą bardziej wyrównane temperatury. Mokro ma być na północnych Preriach, północy Ontario, szczególnie w rejonie Jeziora Górnego. Podobnie deszcze nawiedzać będą północną część wybrzeża w Kolumbii Brytyjskiej.

Meteorolodzy zauważają, że lata w Kanadzie robią się z roku na rok cieplejsze. Od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1948 roku zaobserwowano średni wzrost temperatury powietrza o 1,4 stopnia Celsjusza. Jest też więcej opadów, czego przyczyny należy szukać w ociepleniu na północy kraju.

 

 

Ottawa

Nigel Wright, szef kancelarii premiera Stephena Harpera, złożył rezygnację po sprawie z czekiem na 90 000 dolarów wystawionym na pokrycie wydatków mieszkaniowych senatora Mike'a Duffy'ego, które nie kwalifikowały się do refundacji. Harper przyjął rezygnację. Wright stwierdził, że uważał, iż działa w interesie publicznym i teraz jest gotowy ponieść konsekwencje. Stanowisko szefa sztabu premiera zajmował od stycznia 2011 roku. Żałuje, że jego decyzja miała taki wpływ na rząd i partię torysów. Obowiązki Wrighta przejmie teraz Ray Novak, który od 2008 roku był sekretarzem Harpera. Wright, zanim zaczął pracować w kancelarii premiera, był dyrektorem zarządzającym Onexu i zasiadał w zarządzie takich firm, jak Indigo, Cineplex, Allison Transmission, Hawker Beechcraft czy ResCare. Premier Harper przyznał, że rezygnację Nigela Wrighta przyjął z żalem. Rozumie jednak jego motywację. Podziękował Wrightowi za jego olbrzymi wkład pracy w funkcjonowanie rządu.

 

 

Ottawa

Premier Harper odpowiadał na pytania opozycji, po tym jak szef jego kancelarii Nigel Wright złożył rezygnację, a senatorowie Mike Duffy i Pamela Wallin odeszli z Partii Konserwatywnej. Po spotkaniu w Izbie Gmin we wtorek rano Harper wyruszył na tydzień do Ameryki Południowej na spotkania handlowe. Odwiedził Limę w Peru i Cali w Kolumbii. Wright złożył rezygnację w niedzielę w związku z przekazaniem czeku na 90 000 dolarów senatorowi Duffy'emu, któremu niesłusznie przez cztery lata wypłacane były zwroty kosztów mieszkania i delegacji. Duffy opuścił szeregi Partii Konserwatywnej w ostatni czwartek, tłumacząc, że sprawa wprowadziła duży zamęt wśród jego kolegów partyjnych i w rządzie. Mary Dawson z komisji etyki bada sprawę pod kątem zgodności z przepisami Senatu.

 

 

Ottawa

Senat zdecydował o przekazania raportu dotyczącego wydatków senatora Mike'a Duffy'ego do komisji wewnętrznej ds. gospodarki w celu powtórnej rewizji. Przeciwny temu posunięciu był lider liberałów zasiadających w Senacie James Cowan, który utrzymywał, że jest to zadanie RCMP. Cowan dodał, że nie do końca wierzy w bezstronność komisji, dlatego lepiej, by zajęła się tym policja. Debata w tej sprawie odbyła się we wtorek i była pierwszą od czasu otrzymania raportów z audytu w sprawie wydatków senatorów Duffy'ego, Marca Harba i Patricka Brazeau i pierwszą od czasu przekazania przez szefa kancelarii premiera temu pierwszemu czeku na pokrycie wydatków. Senatorowie zastanawiali się, kiedy raport powinien trafić do RCMP.

 

 

St. John's

Podczas gdy mieszkańcy Ontario odpoczywali w długi weekend, mieszkańcy Nowej Fundlandii odśnieżali po przejściu burzy śnieżnej, która przykryła część prowincji prawie półmetrową warstwą śniegu. Accuweather.com podaje, że między sobotnim rankiem a nocą w niedzielę spadło 69 centymetrów mokrego śniegu. Z tego aż 46 cm napadało w ciągu tylko 12 godzin. W poniedziałek rano ciągle utrzymywała się warstwa grubości 51 cm. Jak podaje Environment Canada, średni opad śniegu w maju wynosi w prowincji 13 cm. Wcześniejszy rekord padł w 1972 roku, kiedy to spadło 49 cm białego puchu. Obecny opad zawdzięczamy masom powietrza, które nadciągnęły znad Morza Labradorskiego.

 

 

Winnipeg

Setki osób oddały hołd Elijahowi Harperowi. Trumna z ciałem była wystawiona w Manitoba Legislative Building. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w poniedziałek. Poseł federalny z Manitoby i lider Indian będzie zapamiętany jako ten, który umiał powiedzieć "nie". To przez niego upadło porozumienie z Meech Lake nadające Quebecowi status wyjątkowej społeczności. Zmarł w zeszły piątek na atak serca. Chorował na cukrzycę, która ostatnio nasiliła się. Miał 64 lata. Dla wielu działaczy Idle No More był inspiracją i powodem zaangażowania się w politykę.

 

 

Montreal

Policja aresztowała kobietę, która stanęła w obronie swojego nastoletniego syna. Dźgnęła nożem jednego z napastników. Na razie tylko ona usłyszała zarzuty. Policja ustala bowiem, czy przypadek należy zakwalifikować jako napaść z bronią czy obronę własną. Zdarzenie miało miejsce o 3 rano w poniedziałek, kiedy młody mężczyzna natknął się na grupę wychodzącą z baru. Poprosił ich, żeby się uciszyli i odeszli. Gdy oddalił się, został zaatakowany. Jego matka, będąc w domu, zauważyła bójkę i złapała za nóż. Dźgnęła w klatkę piersiową21-latka, który bił jej syna. Ranny został przewieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. 40-letnia waleczna matka została aresztowana. Jej syn trafił do szpitala. Policja ponawia ostrzeżenia, by raczej nie brać spraw w swoje ręce.

 

 

Vancouver

Siła eksplozji w czwartek o 7 rano w bloku przy Nicola Street (niedaleko Robson Street) powybijała dziesiątki okien w okolicznych budynkach oraz spowodowała pożar toyoty matrix. Samochód był zaparkowany, nikogo nie było w środku. Policja podaje, że w budynkach ani na ulicy nikt nie został poważnie ranny. Samochód należał do hydraulika, który trzymał w środku cieknący zbiornik z acetylenem. Okoliczne ulice zostały czasowo wyłączone z ruchu.

 

 

Na razie nie chcą drażnić

Montreal

Rząd Parti Quebecois dokładający wszelkich starań o należyte miejsce języka francuskiego, na razie odkłada na później wprowadzenie innego kontrowersyjnego prawa.

Chodzi o ustawę obiecaną w zeszłym roku i zwaną Kartą Sekularyzmu, która m.in. regulowałaby zasady noszenia nakryć głowy przez muzułmanki. Ustawa ma stanowić o wartościach, jakie są szczególnie istotne w Quebecu. Minister Bernard Drainville tłumaczy, że chodzi o równość kobiet i mężczyzn, która niewątpliwie będzie jedną z takich wartości. Rząd zajmie się tymi przepisami najwcześniej jesienią. Zyskany w ten sposób czas będzie przeznaczony na dodatkowe konsultacje.

Przepisy dotyczące sekularyzacji były wraz ze sprawami języka najgorętszymi tematami kampanii wyborczej PQ. Zapisy w przygotowanej ustawie językowej są mniej radykalne niż wydawałoby się to po wyborach i pewnie będą jeszcze bardziej złagodzone, by mniejszościowy rząd mógł ją przeforsować w parlamencie. Na poparcie opozycji w tej kwestii nie ma co liczyć.

 

 

Niechże się to dziecko przejdzie

Ottawa

Najnowszy roczny raport Active Healthy Kids Canada zawiera alarmujące informacje o tym, że coraz mniej dzieci i młodzieży w Kanadzie przemieszcza się pieszo lub na rowerze. Opublikowany we wtorek Report Card on Physical Activity for Children and Youth przyznał młodym Kanadyjczykom ocenę "D" w kategorii aktywnego przemieszczania się. Ogólny poziom aktywności fizycznej został oceniony na "D" minus.

Chodzenie pieszo do szkoły albo dojeżdżanie rowerem to dodatkowe 45 minut sportu dla dzieci dziennie. Pozbawione tego ruchu są dzieci dowożone samochodem, pociągiem czy autobusem. Tymczasem odległość kilometra, dwóch, a nawet trzech są w zakresie możliwości dziecka i taki spacer może dostarczyć dużo radości. Wiadomo, że czasem dystans jest zbyt długi do przejścia, niekiedy dzieci mieszkają 25 kilometrów od szkoły. Wtedy jednak trzeba szukać innych możliwości, zachęcać dzieci do jeżdżenia rowerem do kolegów czy na boisko.

Statystyki pokazują, że 58 proc. rodziców w przeszłości chodziło do szkoły pieszo. Tylko 28 proc. wyrabia podobny nawyk u swoich dzieci. To spadek o połowę w ciągu zaledwie jednego pokolenia.

Od 2000 do 2010 roku procent dzieci w wieku 5-17 lat, które są dowożone do szkół, wzrósł z 51 do 62 proc. W różnych grupach wiekowych liczba dzieci chodzących pieszo lub jeżdżących do szkoły na rowerze wahała się od 25 do 35 proc. Młodzież między 15 a 17 rokiem życia na spacer poświęca tylko 11 minut dziennie (w 1992 – 17 minut).

 

 

Co oczy zobaczą, tego sercu żal

Calgary

Grupa pro-life Canadian Centre for Bio-Ethical Reform rozprowadzająca kontrowersyjne ulotki ze zdjęciami polityków i abortowanych płodów w ramach akcji "Face the Children" rozpoczęła dystrybucję w okręgu posłanki Michelle Rempel. Twarz Rempel jest pokazana obok 6-miesięcznego martwego płodu. Wybór padł na posłankę, ponieważ znalazła się ona na liście 100 najbardziej wpływowych kobiet. Listę tworzy Women's Executive Network. Poza tym Rempel opowiada się za aborcją, wspiera ją Abortion Rights Coalition of Canada, jedna z najbardziej radykalnych grup pro-choice. Jesienią 2012 roku głosowała przeciwko ustawie 312, w której MP Stephen Woodworth wnioskował o zmiany w kodeksie karnym i wprowadzenie nowego określenia początku życia.

 

 

Chińczycy zatrudnieni legalnie

Vancouver

Sąd federalny oddalił pozew dwóch związków zawodowych – International Union of Operating Engineers, Local 115 i Construction and Specialized Workers Union – przeciwko firmie HD Mining, która najęła 201 pracowników czasowych z Chin do pracy w kopalni w północno-wschodniej Kolumbii Brytyjskiej. Firma zdecydowała się skorzystać z programu imigracyjnego po wcześniejszym odrzuceniu wielu podań Kanadyjczyków o równoważnych kwalifikacjach.

Sąd jednak utrzymał w mocy decyzję urzędnika, który wydał ocenę rynku pracy zezwalającą na sprowadzenie pracowników z Chin. Sędzia Russel Zinn zauważył, że urzędnik nie miał powodów, by sądzić, że wnioskodawca nie starał się zatrudnić Kanadyjczyków. Wskazał na przypadek sprzed roku, kiedy to ze względu na niedobór pracowników w przemyśle wydobywczym pomyślnie rozpatrzono wniosek CDI dotyczący tego samego projektu. Zdaniem związków, czujność urzędnika powinien wzbudzić fakt wezwania na rozmowy kwalifikacyjne tylko niewielkiej części osób spośród tych, które złożyły podania. Na potwierdzenie tego punktu widzenia sąd nie znalazł jednak przekonujących dowodów.

HD Mining otrzymało 300 odpowiedzi na ogłoszenie o naborze pracowników. Problem jednak polegał na tym, że, zdaniem firmy, nikt inny w Kanadzie nie używa metody, która miała być zastosowana do eksploatacji złóż w Tumbler Ridge.

Po wyroku HD Mining wydała oświadczenie, w którym wyraziła zadowolenie z decyzji sądu. Stwierdziła, że podczas wielu miesięcy sporu ze strony związków padło wiele oskarżeń. Firma zdaje sobie sprawę, że sprawa miała podłoże polityczne.

Biuro minister zasobów ludzkich Diane Finley także sformułowało krótkie oświadczenie, w którym czytamy, że ministerstwo respektuje decyzję sądu. Jednocześnie podjęto kroki mające na celu reformę programu imigracyjnego, aby krajowi pracownicy byli zawsze na pierwszym miejscu.

 

 

Pobiera haracz od rodaków

Ottawa

Istnieją dowody, że konsul Erytrei (państwa w Afryce nad Morzem Czerwonym, graniczącego z Etiopią, Dżibuti i Sudanem) Semere Ghebremariam O. Micael ponownie wymusza płacenie podatków, mimo gróźb cofnięcia akredytacji, które Kanada wystosowała do niego osiem miesięcy temu.

Mieszkający w Toronto imigrant z Erytrei, który chce pozostać anonimowy, mówi, że niedługo po tym otrzymał wezwanie do zapłacenia podatków. Tłumaczy, że był wezwany do konsulatu, gdzie poinformowano go o sposobie zapłaty. Wysokość podatku to dwa procent. Nie został poinformowany, dlaczego ma płacić, po prostu zażądano pieniędzy. Pytany, co się stanie, jeśli nie zapłaci, mówi, że jego rodzina w Erytrei będzie miała kłopoty.

Zeszłoroczny raport ONZ zawiera doniesienia o groźbach i zastraszaniu stosowanych wobec mieszkańców Erytrei, co ma motywować ich krewnych mieszkających za granicą do płacenia nieuzasadnionych podatków. Dyktator Erytrei nakłada tzw. podatek na rzecz diaspory, którego wysokość wynosi 2 proc. Do tego dochodzi często druga opłata w wysokości 500 dolarów, która w dokumentach rządowych opisywana jest jako darowizna na rzecz sił zbrojnych na wypadek agresji ze strony Etiopii.

20 września 2012 roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych Kanady wystosowało pismo do konsula Erytrei w Toronto, w którym zawarto stwierdzenie, że pobieranie podatków nie należy do obowiązków personelu dyplomatycznego. Jeśli te praktyki nie zostaną wstrzymane, rząd nie przedłuży akredytacji dla konsulatu. W odpowiedzi konsul zobowiązał się do wprowadzenia oczekiwanych zmian.

 

 

Paliły się windsorskie plastyki

Windsor

45 strażaków gasiło we wtorek pożar 125 000 funtów tworzyw sztucznych w zakładzie zajmującym się recyklingiem przy Sprucewood Avenue w Windsor. Dym unoszący się nad miejscem zdarzenia było widać z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Ściągnięto ciężki sprzęt do podnoszenia budynków i usuwania gruzu. Gdy załogi strażackie dotarły na miejsce, ogień już się rozprzestrzeniał. Biorąc pod uwagę ilość plastiku zgromadzonego na terenie zakładu, strażacy byli niemal bezradni. Podjęli przede wszystkim działania defensywne, mające na celu zabezpieczenie miejsc, do których ogień jeszcze nie dotarł. Cały plastik musiał się po prostu wypalić.

Stan zagrożenia utrzymano do późnych godzin wieczornych. Wykonano badania powietrza, które potwierdziły, że nie ma w nim już toksycznych oparów. Policja otworzyła drogi w pobliżu miejsca pożaru. Akcja strażaków trwała siedem godzin.

Śledztwo z udziałem straży rozpoczęło się we wtorek w nocy. Wiadomo, że płomień zauważono o 3:12 po południu 21 maja. Pożar wybuchł na tyłach Sprucewood Industries przy 730 Sprucewood Ave., na zachód od Ojibway Parkway. We wtorek nie podawano jeszcze żadnych szacunków odnośnie do poniesionych strat. Do pożaru wysłano sześć z ośmiu wozów strażackich w Windsor.

Ostatnio zmieniany piątek, 24 maj 2013 22:34

Spis treści numeru 21 (24 - 30 maja 2013)

Maj jest miesiącem radosnym. Co roku witamy majową jutrzenkę "piosenką, która w calej Polsce słynie". W maju pamiętamy też, że "wolność krzyżami się mierzy". Co roku śpiewamy: "ta ziemia do Polski należy". To ziemia włoska, na której z polskiej krwi wzrosły czerwone maki. Co roku w maju czcimy wielkie zwycięstwo polskiego oręża w Bitwie o Monte Cassino.

18 maja 1944 roku polscy żołnierze II Korpusu pod dowództwem gen. Władysława Andersa, podporządkowani 8. Armii Brytyjskiej, zatknęli polską flagę na ruinach klasztoru benedyktyńskiego na wzgórzu Monte Cassino, uznawanego przez ówczesnych strategów wojskowych za obiekt nie do zdobycia. Po trzech bitwach, trwających od stycznia do marca, Polacy zostali wezwani do czwartej, ostatniej. Zwycięska bitwa trwała od 11 do 18 maja 1944. Brało w niej udział 46 tys. polskich żołnierzy. Poniesione straty: 924 poległych, 2931 rannych, 345 zaginionych.

Uroczystości upamiętniające 69. rocznicę bitwy o Monte Cassino zorganizowane zostały w tym roku przez Placówkę 114 Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce i Organizację Weteranów II Korpusu 8. Armii. Już po raz drugi uroczystości odbyły się w parku im. Ignacego Paderewskiego. 
Park był, jak co roku, niezmiennie piękny i zielony. Wszystko inne zmienia się w parku co roku. Modernizują się obiekty. Rosną nowe dęby pamięci dla ofiar mordu katyńskiego. Przybywają nowe eksponaty muzealne.

Placówka 114 SWAP dba o swój park zabezpieczony umową korporacyjną o niesprzedaży. Żadne zmiany nie zaskoczą już przybysza, tak zdawać by się mogło.

W ten pierwszy dzień nowego sezonu, w parku czekała szokująca niespodzianka dla każdego. Nad miejscem dawnej sceny i placu przed sceną, na wysokich smukłych słupach, rozpostarł się imponujący dach, białe słupy, biały sufit, czerwony dach. Biało-czerwony wystrój nowej rozległej sceny doskonale harmonizował z kolorytem zadaszenia.

Rozpoczęcie uroczystości obwieścił dźwięk orkiestry "Orzeł Biały". Wzdłuż słonecznej alei dębów pamięci szedł pochód prowadzony przez komendanta Pl. 114 SWAP Krzysztofa Tomczaka i prezesa Organizacji II Korpusu 8. Armii Stefana Podsiadłę. Za orkiestrą w pochodzie szli ze sztandarami weterani, harcerze, Korpus Pomocniczy Pań przy Pl. 114 SWAP i organizacje.

Po ustawieniu się sztandarów wydany został rozkaz "Baczność!" i orkiestra odegrała hymny narodowe Kanady i Polski. Minutą ciszy uczczono żołnierzy poległych na wszystkich frontach świata. Bohater II wojny światowej, Mieczysław Lutczyk, w asyście harcerzy, wygłosił apel poległych, wzywając kolejno jednostki bojowe, których żołnierze złożyli najświętszą ofiarę życia w powietrzu, na morzach i lądzie. Następnie odegrany został na trąbce "Last Post".

Prowadzący uroczystość komendant Krzysztof Tomczak wygłosił znakomite przemówienie inauguracyjne. Dziękując, wymienił nazwiska uczestników bitwy o Monte Cassino: Stefan Podsiadło, Ludomir Blicharski, Bolesław Chamot, Tadeusz Gosiński i Zbigniew Gondek. Wymienieni powstali i zostali uhonorowani serdecznymi oklaskami.

Nastąpiło oficjalne powitanie i przedstawienie honorowych gości: prezes Stefan Podsiadło, konsul RP Ilona Kałdońska, poseł federalny Ted Opitz, poseł federalny Władysław Lizoń, wiceprezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej Jan Cytowski, prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Toronto Juliusz Kirejczyk, Instytut Pamięci Narodowej Andrzej Zawistowski, Stowarzyszenie Lotników Polskich Skrzydło "Warszawa" Eugeniusz Kuś, prezes Royal Canadian Legion Pl. 621 Ryszard Tatarek, komendantka Korpusu Pomocniczego Pań przy Pl. 114 SWAP Agnieszka Chmielewska, prezes Stowarzyszenia Weteranów im. gen. Sikorskiego Oshawa Bolesław Drański, prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Niagara Jacek Kamiński, przewodniczący Rady Dyrektorów Credit Union Robert Jagielski, prezes Gminy 1 Związku Narodowego Polskiego Józef Aleksandrowicz, przewodnicząca Stowarzyszenia Inżynierów Polskich Oddziału Toronto Krystyna Sroczyńska, prezes Funduszu Dziedzictwa Polek Jadwiga Sztrumf, Koło Pań "Nadzieja" Elizabeth Dragunowski, przewodnicząca Rady Naczelnej Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej Zofia Biesok, Społeczna Rada Sadzenia Dębów Pamięci druh Andrzej Kawka, Orkiestra "Orzeł Biały" Leszek Marczewski.

Wystąpił teraz prezes Stefan Podsiadło. W swoim doskonale przygotowanym przemówieniu przedstawił rys historyczny bitwy o Monte Cassino, jednej z najbardziej zażartych bitew II wojny światowej. Podkreślił, jak ważne jest, aby pielęgnowany był najwyższy patriotyzm pokolenia z okresu międzywojennego. Obejmował pamięcią żołnierzy, którzy wcześniej niż on walczyli o wolność naszą i waszą, w tym poległych żołnierzy innych narodowości. Przypomniał radosne i smutne majowe wydarzenia w naszej historii. Radosny był 3 Maj. Smutna była śmierć wielkiego Marszałka Józefa Piłsudskiego. Jakże smutne było odejście jego syna rok temu, kiedy obchodzona była rocznica bitwy o Monte Cassino. Przerywając przemówienie, zainicjował pieśń "Czerwone maki", ułożoną przez poetę Feliksa Konarskiego, sławnego Ref-Rena. Wszyscy z nim śpiewali. Kontynuując, mówił, że zwycięstwo Polaków było wysoko ocenione przez aliantów. Oficerowie i żołnierze II Korpusu noszą odtąd na ramieniu odznakę 8. Brytyjskiej Armii, Tarczę Krzyżowców.

Wystąpili też goście honorowi. Podziękowaniom nie było końca. Dziękowano za Polskę tym, którzy za nią zginęli, i tym, którzy tu są. Za pamięć o poległych. Za przekazywanie historii, aby świat jej nie zapomniał i nie zmienił. Za obecność młodego pokolenia. Za trud przygotowania tej uroczystości. Za dach nad sceną, gdzie już deszcz nie zakłóci żadnej uroczystości.

Komendant Krzysztof Tomczak dziękował II Korpusowi za dużą pomoc dla parku, a prezes Stefan Podsiadło dziękował Placówce 114 za udostępnienie parku na postawienie pomnika dla bohaterów bitwy o Monte Cassino.

Mszę św. z homilią odprawił o. Jan Szkodziński OMI. Długoletni oddany kapelan Placówki 114 SWAP poświęcił homilię głównie żołnierzom spod Monte Cassino. Przypomniał wypowiedziane już wcześniej przez siebie słowa. Gdyby był kapłanem wyższej, najwyższej rangi, ogłosiłby poległych żołnierzy świętymi, bo "nie ma większej miłości, niż gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich". Ze swoistą radością ucieszył zgromadzonych oznajmieniem, że więcej dłuższego kazania nie będzie dziś głosił. Ma wiele rzeczy do powiedzenia, ale w tej chwili nikt nie jest w stanie ich wysłuchać i zapamiętać. Dodał tylko kilka myśli o Duchu Świętym, którego zesłanie Kościół w tę niedzielę celebrował.

Po Mszy Świętej zostały złożone wieńce i kwiaty pod pomnikiem Bohaterów spod Monte Cassino. Po serii pamiątkowych zdjęć, zaproszeni goście udali się na obiad do sali hetmańskiej, gdzie oprócz portretów wielkich polskich królów i wodzów zgromadzone zostały cenne pamiątki wojskowe.

W parku, który staje się coraz większym symbolem polskości, rozpoczął się piknik i zabawa z zespołem "C'est la vie".

W małym domku na wzgórzu obejrzeć można było przygotowaną z tej okazji wystawę historyczną, poświęconą II Korpusowi 8. Armii.

Kolejne wspaniałe historyczno-patriotyczne wydarzenie miało miejsce w parku im. I. Paderewskiego, dzięki wysiłkowi i staraniom Placówki 114 SWAP z komendantem Krzysztofem Tomczakiem. Jak co roku żołnierze spod Monte Cassino z prezesem Stefanem Podsiadłą z honorem uczcili swoje zwycięstwo.

Krystyna Sroczyńska
Toronto

niedziela, 19 maj 2013 17:11

"On the road again..."

Napisał

Dzisiaj mniej o samochodach, a więcej o jeżdżeniu, tak się składa, że właśnie w miniony weekend bujałem się długodystansowo po amerykańskich hajwejach – i tych płatnych i międzystanowych, i tych mniejszych i tych większych.

Droga Toronto – Filadelfia jest nawet do wytrzymania. Od amerykańskich lotnych patroli drogowych stronię jak od ognia, więc zazwyczaj nastawiam sobie cruise control (po naszemu autotakt) circa 9 mil powyżej ograniczenia, żeby za bardzo nie tamować ruchu, i spokojnie łykam kilometry.

moto20

Kilka obserwacji ogólnych:

1. Wszyscy dzisiaj jeździmy (ja też, niestety) na GPS-y. Jest to bardzo pomocne urządzenie, ale na razie jeszcze nie zastępuje rozumu. Dlatego radzę – zanim przejdziemy do najbardziej popularnego sposobu gepeesowania w 3D, kiedy to maszynka traktuje nas jak półdebila i pilnuje, by za 300 m skręcić w prawo – popatrzyli na mapę w trybie 2D i mniej więcej sprawdzili, czy satelity będą nas prowadziły tam, gdzie chcemy dojechać. O pomyłkę, czasem głupią, nietrudno, nie tylko przy wpisywaniu adresu albo wywoływaniu zapisanych już wcześniejszych celów podróży. Może się więc okazać np., że zamiast na Nowy Jork, jedziemy na Waszyngton, bo dwa lata temu byliśmy tam u cioci i mamy to wpisane w pamięć jako jeden z "ulubionych". Warto jest też mieć przy sobie zwykłą mapę i nie rezygnować z czytania znaków drogowych.

Odradzałbym również korzystanie z licznika prędkości i podawanego przez GPS obowiązującego w danym miejscu ograniczenia prędkości. Nawet jeśli aktualizujemy regularnie mapy, to jednak zdarza się często, że na autostradzie akurat kopią czy betonują i jest nowe ograniczenie z powodu robót drogowych. GPS nie rozgrzesza z odpowiedzialności za kierowanie.

Kolejna rzecz z GPS-em jest taka, że jest to obecnie urządzenie powszechne. Większość map dostarcza Garmin lub Tom Tom (z przewagą tego pierwszego). Większość tych urządzeń pracuje też w oparciu o jednakowe algorytmy oprogramowań zamówionych przez te firmy. Co to oznacza?
No na przykład to, że wszystkie osoby jadące z kierunku Nowego Jorku i Rochester do Kanady GPS kieruje na jeden i ten sam most graniczny – owszem, najbliższy i najwygodniejszy – Lewistona. W moim przypadku było jednak tak – najprawdopodobniej – właśnie z tego powodu, że czas oczekiwania na odprawę na tym moście wynosił 30 minut, a na dwóch pozostałych zero.

Czas oczekiwania na przejściach jest podawany na tablicach świetlnych – więc ponownie uczulam – warto zwracać uwagę na znaki. Polecam ściągnięcie sobie appsa na iPhone czy Android, gdzie można w rzeczywistym czasie uzyskać tę informację – przy nadrobieniu kilkunastu kilometrów możemy się uchronić od granicznego korka. To samo zresztą dotyczy wszystkich innych rozwiązań komunikacyjnych. – GPS-y pchają miliony ludzi po tych samych drogach, warto więc czasem zamiast bez mrugnięcia szeptać jawohl na polecenia z małego puzderka przy szybie, wziąć do ręki staroświecką mapę i popatrzeć, jak wygodnie, a może i romantycznie ominąć korki.

Tym bardziej że na amerykańskich drogach wyraźnie dzisiaj widać działanie waszyngtońskiego "stimulusa". Na mojej prostej trasie chyba ze trzy razy przeciskałem się między poważnymi przebudowami, remontami i modernizacjami. Oczywiście za każdym razem był korek. Dlatego wcale nie jest głupio poszukać sobie może nieco dłuższej trasy alternatywnej. Być może pojedziemy nieco dalej, ale za to bezboleśnie po pustej szosie. W moim przypadku zamiast jechać z Binghampton 81. międzystanową do New York Thruway w Syracuse, skręciłem na puściuteńką I390 na Rochester. Trochę więcej kilometrów, za to piękne okoliczności przyrody, no i nie zapłaciłem tyle za Thruway co z Syracuse. Warto poszukać sobie jakiejś wygodnej zwykłej drogi, nie autostrady – ograniczenia prędkości są na nich zwykle zbliżone do autostradowych – 55 mil/h. Mniej się człowiek zmęczy psychicznie i wewnętrznie odpocznie.

2. Kolejna obserwacja dotyczy wyprzedzania. Niestety wiele osób jeździ lewym pasem, zamiast zostawić wolną drogę dla wyprzedzających i przekraczających dopuszczalną prędkość. Denerwujące też jest to, że ludzie wyprzedzają tak, jakby mieli coś w gaciach, czyli zamiast przyspieszyć zdecydowanie i zjechać na prawy pas, wyprzedzają przy różnicy prędości 3 km/h, tamując ruch lewego pasa na kilka ładnych minut. No a przecież gdyby tylko depnęli...

3. Coraz więcej odcinków drogowych patrolowanych jest z powietrza. To będzie się nasilało z oczywistych powodów. Skąd to wiem? Proszę sobie popatrzeć na ebay, ile firm sprzedaje drony.Drony już dzisiaj patrolują drogi w Kanadzie w ramach pilotażowych programów OPP.

Przy okazji, coraz bardziej rozwija się ruch cywilnych pilotów dronów, którzy latają w trybie fpv (fly per video lub First Person View) Już za 1000 dol. możemy sobie kupić chiński zestaw np. oparty na platformie styropianowego samolotu elektrycznego skywalker, który pozwala na zainstalowanie kamery wideo w kokpicie modelu i latanie w rzeczywistym czasie – obraz z kamery przekazywany jest bezpośrednio albo na ekran naszego komputera, albo też wprost do specjalnych gogli pozwalających widzieć krajobraz okiem kamery. W ten sposób możemy sobie latać tuż nad progiem wodospadu Niagara, czy też między kominami elektrowni. Niektórzy wyczynowcy – mimo zakazów: latają na tak wielkie odległości i wysokości rzędu 4 kilometry w promieniu 30 kilometrów od nadajnika.

Policja ma do dyspozycji nie tylko modele samolotów co quadkoptery – najpopularniejszy dzisiaj rodzaj elektrycznych dronów, dzięki którym można zawiesić się z oczami w powietrzu i czatować – m.in na kierowców, którym wydaje się, że nikogo nie ma na drodze.

Przed czym przestrzega
Wasz Sobiesław

niedziela, 19 maj 2013 16:57

Udane zawody w Binbrook

crappie 1

Udane zawody w Binbrook

Waldemar Weselak z Toronto został zwycięzcą brzegowych zawodów Polsko-Kanadyjskiego Związku Wędkarskiego w łowieniu crappie. Zawody odbyły się w sobotę, 11 maja 2013 r., na jeziorze Niapenco, na terenie Binbrook Conservation Area. Waldemar Weselak złowił także największą rybę zawodów, crappie – 0,47 kg.

W zawodach brało udział 17 wędkarzy i 16 złowiło crappie, w tym cztery limity – 30 sztuk crappie, złowiło czterech wędkarzy.

trojkawaldekpuchary

 

Amury w Grand River!

Biolodzy z rybołówstwa i oceanów Kanady oraz Ministerstwa Zasobów Naturalnych Ontario potwierdzili, że ryba złowiona na początku maja w Grand River, w Dunnville, to amur biały, angielska nazwa – grass carp, łac. Ctenopharyngodon idella. Ryba należąca do rodziny karpiowatych. Amur złowiony w Dunnvile mierzył 110 cm i ważył 18,5 kg.

amur

Obok tołpygi pstrej (bighead carp, łac. Hypophthalmichthys nobilis), która może osiągać ponad 55 kg, tołpygi białej (silver carp, łac. Hypophthalmichthys molitrix) dorastającej do prawie 30 kg i amura czarnego (black carp) , amur biały – grass carp, uważany jest za gatunek inwazyjny i niepożądany. Gatunki te spędzają sen z oczu biologom Basenu Wielkich Jezior.

Posiadanie żywych ryb wyżej wymienionych gatunków jest zabronione w Michigan i Ontario. Jak do tej pory w Ontario zanotowano 10 przypadków złowienia amura białego. Jeśli ktoś złowi amura lub tołpygę w wodach Ontario, powinien zadzwonić pod nr tel. 1-800-563-7711 na Ontario's Invading Species Hotline i zgłosić.

 

Tołpyga

Osiągają wagę 20-55 kilogramów, skaczą jak tarpony i rozmnażają się tak, że Australijczycy nazwali je "rzecznymi królikami". W ciągu dnia pochłaniają one dwa do trzech razy tyle planktonu, ile ważą.

Na rzekach Missisipi i Missouri fruwających nad głowami ludzi ryb nie traktuje się już jako coś nienormalnego. Zdarza się, że 5-10-kilogramowe ryby wskakują do łodzi. Te egzotyczne ryby zagrażają Wielkim Jeziorom. Niektórzy biolodzy przewidują, że zmiany, do jakich mogą doprowadzić te ryby w środowisku wodnym, będą groźniejsze od tych, które spowodowała racicznica (zebra mussel). Tymczasem buduje się bariery elektryczne, które mają powstrzymać inwazję tołpyg i innych inwazyjnych gatunków ryb do Wielkich Jezior.

W 1990 r. podczas badań w rzekach Missisipi i Illinois naukowcy nie natrafiali na tołpygi, nazywane w Ameryce asian carp (nazwa ta odnosi się również do amura i karpia). Jednak dziesięć lat później tołpyga stanowiła 97 proc. łowionych w tych rzekach ryb. Tołpygi, które są szeroko rozprzestrzenione w systemach Missisipi i Illinois, pojawiły się wkrótce w Chicago Sanitary i Ship Canal, zaledwie 17 km od jeziora Michigan.

W 2000 r. na uniwersytecie w Guelph (Ontario) przeprowadzono badania nad dziwną rybą, złowioną w rybackie sieci w jeziorze Erie. Naukowcy zgodnie stwierdzili, że była to tołpyga.

Był to pierwszy udokumentowany przypadek występowania tołpygi w Wielkich Jeziorach.

 

 

Komunikat PKZW

Zarząd PKZW zaprasza wszystkich chętnych na zawody wędkarskie w łowieniu sandaczy z łodzi, które odbędą się w sobotę, 25 maja, na Rice Lake.

Zbiórka przed zawodami w BJ Marina, 5103 Rice Lake Rd. w Bewdley, o godz. 5.30. Rozpoczęcie zawodów po odprawie o godz. 6.00. Prosimy o wcześniejszą rezerwację łódek w BJ Marina, tel. 1-905-797-2632, a także o punktualne przybycie.

Po więcej informacji można dzwonić do Wojtka, tel. 416-529-2413.

niedziela, 19 maj 2013 16:52

Wojna i sezon [26]

Napisane przez

Że Poleszuk nie jest ani Białorusinem, ani Ukraińcem, ale czymś pośrednim, co wprawdzie nie hoduje węży, jak to czynił Litwin starożytny, ale
za to rad słucha kazań sekciarskich i trawi sporo czasu na "poszukiwanie Boga". Że jedynym bogactwem Polesia są niezliczone setki tysięcy stogów kwaśnego siana. Że komary mogą tam obrzydzić życie najbardziej twardoskóremu przybyszowi, że żółwie spacerują swobodnie po drogach błotnistych, a w trawach i łozach czyhają jadowite żmije. Słowem – kraj biedny i smutny. O nędzy tego kraju świadczyć zdaje się przypowiastka o szlachcicu Hołocie, który dał córce w posagu "grzybów wianuszek i wjunów garnuszek".

Po przeczytaniu sentymentalno-bałamutnej "Puszczy" Weyssenhoffa, Polesie zaczęło wabić Tadeusza jako myśliwego. A zupełnie "pogodził się" z Polesiem, gdy w słoneczny dzień latem 1921 znalazł się w sercu Polesia – w Pińsku. Gdy rzucił zachwyconym okiem na piękną fasadę kolegiaty jezuickiej bielejącej na szafirze nieba, gdy zmieszał się z gwarnym tłumem na rynku, gdy z "bulwarów" nad Piną przyjrzał się rojnemu życiu na rzece i przystani – wtedy wstrząsnęło nim wrażenie bogactwa i ruchu zadające kłam legendzie o nędzy poleskiej. Zapatrzony w bezkresną dal zielonej przestrzeni za rzeką nie odczuwał już smutku, choć mu oko istotnie "ginęło w oczeretach". Wiedział, że za tymi oczeretami są puszcze bogate, że w tych puszczach przebywają łosie, rysie, dziki, a nawet niedźwiedzie.

Że rzeki, jeziora i strumienie poleskie obfitują w ryby wszelkiego gatunku. Że tak niemile zwane "błota pińskie" roją się od ptactwa wodnego:
wyniki polowań na kaczki na jesiennych "sadach" lub na wiosennych łowach z krykuchą dochodzą cyfr "astronomicznych".

Gdy Tadeusz zaczynał emocjonalnie "godzić się" z Polesiem, komunikacja łodziami na sposób wenecki nabrała w oczach jego osobliwego uroku.
Przypomniał sobie z uśmiechem legendę, że podobno w okresie wojny światowej istniała na Polesiu wieś zapomniana nie tyle przez Boga, ile przez ludzi, zapomniana do tego stopnia, że w ciągu długiego szeregu lat nie płaciła podatków i nie posyłała rekrutów do wojska. Według legendy mieszkańcy tej wsi dowiedzieli się o wojnie już po jej ukończeniu, chociaż w ciągu 3 lat front niemiecko-rosyjski biegł przez sam środek Polesia.

 

Szczęśliwa wieś!

Tadeusz miał bliżej poznać Polesie, gdy w rok później, latem 1922, Władek Czechowicz zaprosił go na kaczki do Porochońska.

Z Władkiem Tadeusz nie widział się od roku 1916, gdy razem polowali na pardwy w Sokorowie i na łosie na Wołowej Górze. Teraz Władek był żonaty z księżniczką Zofią Drucką-Lubecką, właścicielką dóbr Porochońsk, Chmielnik i Bohdanówka w powiecie pińskim. Jakie było pochodzenie nazwy Porochońsk? Zdaniem geografów nazwa pochodziła od "porochu", tj. prochu; pani Zofia, żona Władka, twierdziła jednak, że pochodzi od "parocha", tj. proboszcza. Zdanie geografów przeważyło i na mapach i na szyldzie stacji kolejowej widniał do końca napis "Porochońsk".

Tadeusz wybrał się do Porochońska w połowie lipca, czyli w sam czas otwarcia sezonu letniego na kaczki. Miał ruszyć rzeką Bobrykiem z "przystani" porochońskiej na Holczę w towarzystwie słynnego wabiarza i przewoźnika Wożuja – wielokrotnie portretowanego przez Kamila Mackiewicza, opisanego przez Stefana Krzywoszewskiego i Juliana Ejsmonda.

Lato jest suche i upalne. Wylew wiosenny dawno cofnął się do nurtu Bobryka. Olszyna w parku jest sucha. Idą więc piechotą ścieżyną wzdłuż płytkiego rowu aż do brzegów rzeki. Za olszyną jest łąka – też prawie sucha. Co kilka kroków wyrywa się spod nóg i znika w trawie spłoszony wąż. Węże są równie pospolite na łąkach poleskich, jak gdzie indziej żaby.

Są to zresztą niewinne węże błotne, zaskrońce. Podobno zdarzają się żmije, ale Tadeusz ani jednej nie spotkał na Polesiu. Spotkał się natomiast na Polesiu z przygodą, którą legenda poleska łączy ze żmiją. Pokąsany okrutnie przez komary spuchł w tak straszliwy sposób, że czoło zmieniło się w wałek spadający na oczy, a oczy stały się dwiema wąziutkimi szparkami między poduszkami nabrzmiałych powiek. Otóż Wożuj twierdził, że nie był to skutek zwykłego pokąsania przez komary: zdaniem jego Tadeusza ukąsił komar, który przedtem napił się krwi jadowitej żmii. Czy było tak, czy inaczej, dość że to dotkliwe pokąsanie było czymś w rodzaju szczepienia ochronnego. Tadeusz bywał później często na Polesiu i nieraz bywał niemiłosiernie gryziony przez komary, ale już bez złych skutków, jeśli nie liczyć dotkliwego i długo trwającego swędzenia. A jeżeli o żmije chodzi, to w czasie długich lat wędrówek myśliwskich po ziemiach litewskich Tadeusz spotkał się trzy razy ze żmiją, lecz nie na Polesiu, ale na suchych pagórkach w pobliżu Dukszt i Święcian.

Ale wracam do opowiadania. Płyną więc Bobrykiem. Rzeka wije się zygzakiem wśród żywopłotu nadbrzeżnych łóz. Łozy to piętrzą się stromo i bujnie, to za każdym zakrętem Bobryka cofają się w głąb łąk podmokłych tworząc zaciszne zatoki gęsto zarosłe grążelami, nenufarami, sitowiem i miętą. Zatoki te są ulubionymi siedliskami lęgowych kaczek. Toteż od czasu do czasu Wożuj wpływa łodzią do jednej z takich zatok, aby spróbować szczęścia łowieckiego do porywających się z szuwarów podlotów kaczych. Szczęście nie zawsze dopisuje, bo kaczki przebywają w zatokach tylko w pewnych porach dnia, a poza tym rozmokłych nawet w bardzo suche lata.

Płynąc latem po Bobryku, Tadeusz uświadamia sobie, czym jest dla ludności poleskiej komunikacja wodna. Na rzece panuje ruch. Co parę minut mijają łódź pędzoną niestrudzoną ręką Poleszuka. Najczęściej bywa to łódź naładowana "z czubem" sianem i ozdobiona wysychającym na słońcu więcierzem. Nieraz łódź przewozi drwa, budulec, lub nawet konie i krowy. Bywają łodzie wyłącznie "pasażerskie" przewożące ludzi z wioski: do kościoła, na jarmark, wesele lub chrzciny. Taka łódź jaskrawi się barwami strojów kobiecych i buchają z niej śpiewy i śmiechy. Czasem spotykają widok smutniejszy: zza łozowego klombu płynie kondukt pogrzebowy.

Na pierwszej łodzi pop z asystą i krzyżem, na drugiej trumna, na następnych rodzina i goście żałobni.

Po krótkim popasie w kureniu nad jeziorem Holcza, o którym będzie później mowa, ruszają Bobrykiem dalej na południe, ku Prypeci. Za Holczą krajobraz się zmienia. Przesuwające się z daleka na horyzoncie bukiety wysokich drzew rosnących na suchych wysepkach, zwanych grzędami, zdarzają się coraz częściej i coraz bardziej zbliżają się do brzegów rzeki.

Wszystko dokoła świadczy, że Bobryk minął już bezkresy łąk bagnistych i przecina teraz krainę bardziej żyzną. Bukiety wysokich drzew stają się tak rozrosłe, bogate i bujne, że chwilami zapomina się, że się płynie przez jeden z najbezludniejszych zakątków Polesia, że od najbliższego osiedla ludzkiego dzielą myśliwych dziesiątki kilometrów.

Ulega się złudzeniu, że te klomby starodrzewia to jakieś sztucznie zasadzone i kunsztownie pielęgnowane parki i że w gęstej ich zieleni pochowane są dwory, wille, pałace...

Zmieniają się też brzegi Bobryka. Zamiast podtopionych łóz – "prawdziwe" twarde krawędzie prawdziwego suchego lądu. Korytarz Bobryka staje
się wąski i ciemny, bo stare olchy rosną już na samej krawędzi, rozpinając nad rzeką sklepienie ciemnej zieleni. Po skwarze otwartej przestrzeni w tunelu wodnoolchowym jest niemal chłodno. Prąd Bobryka staje się szybszy. Posuwają się prędzej, choć bez szelestu.

 

Cisza letniego popołudnia

Czasem z nadbrzeżnej pieczary mulistej wejdzie do wody żółw i zniknie z cichym pluskiem w czarnej toni. Przed kilkudziesięciu jeszcze laty w takich zatokach olchowych gnieździły się bobry. Tu budowały misterne domki z trzciny i mułu. Tu tworzyły przemyślne groble z podpiłowanych kloców olchowych. Dziś nie ma już bobrów ani na Bobryku, ani w ogóle na Polesiu. Dziś po bobrach pozostała tylko nazwa rzeki.

Płyną w milczeniu. Tadeusz siedzi w łodzi tak wygodnie, a półmrok zielony tej rzeki "podziemnej" jest tak tajemniczy i tak... rusałczany, że oddaje się bez reszty kontemplacjom romantycznym. Po głowie przesuwają się leniwie oderwane fragmenty jakichś oglądanych kiedyś obrazów. Ni to Böcklin, ni to Kotarbiński, ni to Grottger, ni to wprost Andriolli. Wrażenie osobliwości romantycznej dochodzi do zenitu, gdy w pewnej chwili oko jego pada na podmyty wodą potężny pień olchy. Na pniu tym kładzie się plama słońca. I oto z mimowolnym wstrząsem spostrzega, że pień ten jest jednym wielkim kłębowiskiem wężów. Spełzły się widać na słońce i grzeją się powikłane w fantastyczne supły i skręty. Tadeusz każe Wożujowi zatrzymać się i przygląda się wężom z zapartym oddechem, zdając sobie sprawę, że oto po raz pierwszy, a może i po raz ostatni w życiu ogląda takie kłębowisko wężów. Ogląda nie w zoologu lub na obrazku wyobrażającym średniowieczną "pieczarę wężów", lecz w stanie naturalnym, na tle przyrody Polesia!

Wożuj nie rozumie nastroju Tadeusza – nastroju tak romantycznego, że niemal graniczącego z lękiem mistycznym. Ze śmiechem zgarnia łopatą wiosła dużą porcję drzemiących "gadzin", po czym wstrząsa wiosłem. Syk i zamieszanie. Część wężów zmyka na brzeg i kryje się w trawie i zaroślach. Reszta wpada do wody i uchodzi wpław.

Tadeusz śledzi ich ruchy z wielką przyjemnością. Bo nawet ludzie mający wstręt do wszelkich płazów muszą przyznać, że wąż pływa ślicznie i że wygląda uroczo, gdy ze sterczącą z wody czarną główką mknie w rytmicznych pod wodą spiralach. Wreszcie ostatni wąż znika i oto olcha, która była przed chwilą wizją romantyczności poleskiej, jest teraz tylko szarą i bezduszną bryłą.

Jadą dalej. W pewnym miejscu las olch rzednie, a potem kończy się, jak nożem uciął. Oczy, nawykłe w ciągu kilku godzin do łagodnego półmroku, są nagle oślepione przepychem otwartej przestrzeni. Ostrym klinem biegnie mierzeja piaszczysta. W nozdrza uderza świeży powiew. Nurtem szerokim i majestatycznym, pieszcząc łagodną falą ławice żółtego piasku, płynie siwa Prypeć.

Wiosną 1923 roku Tadeusz znów zjechał do Porochońska na kaczory, słonki i głuszce. Trzech było znakomitych wabiarzy w Porochońsku: Iwan, Mikołaj i wspomniany Wożuj. Wśród tej trójcy Wożuj był uważany za najlepszego. Żaden nie dorównał mu ani wytrwałością w pędzeniu łodzi przez nieskończone przestrzenie wodne, ani szybkością orientowania się w labiryncie łozowisk, ani umiejętnością wyboru właściwego miejsca na zasadzkę, ani -– co najważniejsze – sztuką imitowania głosu kaczek wszelkich możliwych gatunków. W okresie, gdy był u szczytu sławy, jako wabiarz niezrównany, i gdy dzięki dużym dochodom stał się, jak na stosunki poleskie, człowiekiem zamożnym, spotkało go wielkie nieszczęście. Którejś wiosny w czasie przeprawy przez niepewny lód rzeczki czy jeziora utonął mu syn jedynak. Cios ten podziałał na Wożuja w sposób osobliwy. Pasję łowiecką i żądzę łatwego zarobku zastąpiła mania religijna. Stał się gorliwym wyznawcą jednej z niezliczonych na Polesiu sekt. Sekta, do której przystąpił Wożuj, zabraniała wszelkiego udziału w zabijaniu stworzeń żywych. Na przeciąg kilku lat Wożuj znikł z życia łowieckiego. Lecz później, gdy przyszedł kryzys gospodarczy i gdy nędza zajrzała do ubogiej chaty Poleszuka, Wożuj złamał śluby sekciarskie i znów zabłysnął na firmamencie poleskim jako gwiazda wabiarska pierwszej wielkości i mocy.

Ale wiosną 1923 roku daleko jeszcze do nieszczęścia, które spotkało Wożuja. Tadeusz z Wożujem wypływają z labiryntu olch na otwartą przestrzeń wodną. Noc ustępuje powoli. Gwiazdy wciąż jeszcze błyszczą. Jednak niebo na wschodzie zaczyna przeświecać smugą różowiejącej jutrzenki. Zimno-
stalowa powierzchnia wody nabiera tonów cieplejszych. Świta. Posuwają się bez plusku i szelestu. Jak czarne widma wynurzają się z półmroku i mijają ich na pół zatopione krzaki łozowe. Porzucają nurt Bobryka i skręcają na wody nieruchome. Wożuj rozgląda się. Wybiera odpowiedni krzak łozy. Wbija do dna rozlewiska palik. Od palika biegnie parometrowej długości linka z misternie zrobioną pętelką rzemienną. Do pętelki tej Wożuj uwiązuje za łapkę wydobytą z kosza krykuchę. Krykucha pada na wodę z radosnym kwakaniem i zaraz zaczyna nurkować i pluskać się.

Po umieszczeniu krykuchy myśliwi wjeżdżają z łodzią w potężny krzak łozy. Wożuj wybrał krzak umiejętnie. Jest dość gęsty, by zamaskować łódź wraz z myśliwymi, a równocześnie pozostawia wystarczający wylot u tyłu łodzi dla strzałów na wodzie i równie wystarczającą przestrzeń nad głową dla strzałów w lot.

Świta. Gwiazdy z wolna topnieją w ametyście nieba. Niebo na wschodzie i tafla wodna pod nim lśnią jak pozłacane srebro. Krykucha "pracuje" dobrze. Krąży po wodzie tak szeroko, na ile jej pozwala długość linki, nurkuje i trzepie skrzydłami i – co najważniejsza – odzywa się prawie bez przerwy.

Jednostajne, trochę jakby poirytowane "kwa-kwa-kwa" przerywa od czasu do czasu namiętna zwrotka legato, rozdzierająca uśpioną ciszę pustyni wodnej. Wożuj uśmiecha się z zadowoleniem: takiemu spazmatycznemu głosowi nie oprze się żaden kaczor!

niedziela, 19 maj 2013 16:47

Mój dom: Koszty przy sprzedaży

Napisane przez

maciekczaplinskiChciałbym zapytać, jakie koszty wiążą się ze sprzedażą nieruchomości?

Pierwszy i zwykle największy koszt dotyczący sprzedaży nieruchomości to koszt za usługi agentów real estate.

Potocznie nazywane jest to jako "commission" i jego wysokość zwykle wywołuje najwięcej kontrowersji! Wysokość wynagrodzenia płaconego firmom brokerskim jest ustalana w czasie podpisywania kontraktu na sprzedaż. "Commission" jest sprawą umowną, ale obowiązują pewne typowe zasady. Typowe całkowite wynagrodzenie wynosi zwykle pomiędzy 4,5 a 6 proc., z tym że wiele firm promuje specjalne niższe "commission".

Firma brokerska, która dostaje listing, z pieniędzy przeznaczonych na całkowite wynagrodzenie opłaca firmę (agenta), który przynosi ofertę (reprezentuje kupujących). Proszę pamiętać, że ponad 80 proc. wszystkich kupujących współpracuje z agentami przy zakupie, gdyż dla kupujących usługi ich agentów są zwykle bezpłatne.

Wysokość proponowanego wynagrodzenia dla agentów reprezentujących kupujących musi być zaznaczona w systemie MLS – by agenci wiedzieli z góry, ile dostaną zapłaty. Typowym obecnie wynagrodzeniem dla agentów – przyprowadzających kupców (buyers brokers) jest 2,5 proc. + HST od ceny sprzedaży! Niektórzy sprzedający próbują oferować mniejsze wynagrodzenie dla agentów pracujących z kupującymi – widziałem nawet takie sumy jak 1 dolar! Jaki jest tego efekt – łatwo przewidzieć. Taki dom jest omijany przez wszystkich agentów, którzy mają kontrakt z kupującymi, i się on zwykle nie sprzedaje!

Ogłaszany często przez agentów "1 proc. commission" zwykle dotyczy tylko tak zwanego "Listing Fee" – czyli wynagrodzenia dla firmy brokerskiej, która wprowadza dom na rynek! Oprócz tego nadal należy liczyć się z wynagrodzeniem dla agenta przynoszącego ofertę i jest to, jak wspomniałem wcześniej, typowo 2,5 proc. Tak więc totalne i całkowite wynagrodzenie w tym przypadku wynosi 3,5 proc. + HST – i to pokrywa wynagrodzenie dla obu kompanii zaangażowanych w transakcję.

Jak wspomniałem, wynagrodzenie dla agentów jest jednym z większych wydatków, ale tak naprawdę dobrze poprowadzona sprzedaż i fachowość agenta często powodują, że dom jest sprzedawany za znacznie większe pieniądze niż w przypadku prywatnej sprzedaży i często ten zysk pokrywa "commission". Ponadto, współpracując z agentem, unikamy kosztownych pomyłek prawnych, potrzeby inwestowania własnych środków w marketing, organizowania pokazów itd.

Innym ważnym wydatkiem, o którym należy pamiętać, jest koszt usług prawnika. Zwykle – podobnie jak przy zakupie nieruchomości – koszt w typowym przypadku kształtuje się na poziomie 1000 -1200 dol. za samo honorarium. Plus poniesione koszty, które zwykle mogą mieścić się pomiędzy 100 a 500 dol. Od całości naliczany jest podatek HST.

Należy pamiętać, że wszystkie zadłużenia czyli podatki miejskie, wyroki sądowe, "leans" czy "special assesments", które są zarejestrowane na danej nieruchomości, muszą być zapłacone, zanim nowy właściciel dokona przejęcia nieruchomości.

To są typowe wydatki, natomiast czasami zdarza się, że jesteśmy zaskakiwani karą za zerwanie umowy z bankiem. Zdarza się to, gdy sprzedajemy dom przed upływem terminu pożyczki hipotecznej.


Wspomniałeś o karze za zerwanie umowy z bankiem jako jednym z często "niespodziewanych" wydatków przy sprzedaży domów. Jakiego rodzaju są to kary?

Zacznijmy od przypomnienia, co to jest mortgage. Jest to pożyczka na kupno nieruchomości, zabezpieczona poprzez właśnie zakupioną nieruchomość. Oznacza to w praktyce, że jeśli sprzedamy nieruchomość, to bank traci zabezpieczenie pożyczki, i dlatego żąda jej spłacenia. Likwidując umowę z pożyczkobiorcą, bank może ponieść straty inwestycyjne. Dlaczego? 

Dlatego, że pieniądze na mortgage długoterminowy (closed) są brane od inwestorów, którzy mają obiecane i gwarantowane dywidendy. Na przykład większość pieniędzy, które bank inwestuje w pożyczki hipoteczne, są z tak zwanego "Bond Market". Różnica pomiędzy tym, za ile bank udziela pieniędzy na mortgage, a ile musi zapłacić inwestującym – jest profitem banku. Zrozumiałe jest, że jeśli bank zagwarantował trzy lata temu osobie inwestującej w "Bonds" profit w wysokości 5 proc. i zmuszony jest dziś zerwać umowę z pożyczkobiorcą na mortgage – to utraci swój zysk oraz nadal bank jest zobowiązany do płacenia dywidend inwestorom.

Bankom nie zależy na tym, czy ktoś zmieni formę zabezpieczenia. Oznacza to w praktyce, że jeśli ktoś sprzeda dom przed upływem 5-letniego terminu i kupi w tym samym czasie inny dom, to po prostu można przenieść mortgage, czyli zabezpieczenie, z domu na dom bez większych problemów. Jeśli ktoś kupuje większy dom, to wówczas banki chętnie podwyższą pożyczkę. Jeśli obecnie są niższe procenty niż kilka lat temu, to nowa część podwyżki będzie na obecnie panujący procent – co ogólnie wpłynie na niższy ogólny procent.

Inaczej sytuacja wygląda, gdy sprzedajemy dom i nie kupujemy innego. Zwyczajowo karą jest tak zwany "interest differential" lub trzymiesięczne oprocentowanie – to co jest większą sumą. Interest differential zwykle ma miejsce w sytuacjach, gdy zawieraliśmy umowę w okresach, kiedy procenty były wyższe niż panujące obecnie. Trzy miesięczne oprocentowanie ma zwykle miejsce w sytuacjach kiedy obecnie panujące procenty są wyższe niż obowiązujące w chwili zawarcia umowy.

Przykłady.

"Interest Differential" – załóżmy, że pożyczyliśmy 100.000 dol. na 5,5 proc. trzy lata temu i do końca kontraktu pozostały następne dwa lata. Bank policzy różnicę pomiędzy obecnym oprocentowaniem na dwa lata 3,75 proc. (posted rate) a tym, na jaki mamy umowę. Jest to w tym przypadku 1,75 proc., co w ciągu dwóch lat pozostających do końca kontraktu daje 3500 dol. różnicy w opłatach.

Trzymiesięczny "interest" jako kara – przy tym samym założeniu 5,5 proc. od stu tysięcy daje w skali roku 5500 dol. w procentach; podzielone przez 12 miesięcy i pomnożona razy trzy – daje w sumie 1375 dol. kary.

Czy ktoś ma wątpliwość, który wariant zostanie wybrany przez bank?

Wszystkim, którzy myślą o sprzedaży domu bez zakupu następnego albo planują przefinansować dom, radziłbym, zanim zaczniemy ten proces, udać się do banku, w którym mamy mortgage, i poprosić o dokument nazywany "mortgage verification".

Jest to ważne, gdyż tak naprawdę dopiero ten dokument pozwoli nam podjąć decyzję bazującą na potwierdzonych wartościach.

Maciek Czapliński

Jest takie miejsce niedaleko Toronto, które koniecznie trzeba zobaczyć, bo nie dość, że jest wyjątkową rzadkością w Ontario, to niedługo być może oglądać go nie będzie można. 

IMG 7601

Mowa o Cheltenham Badlands, czyli tłumacząc dosłownie z angielskiego Złych Ziemiach Cheltenham. "Złe ziemie" to zwykle obszary wyżynne, głównie w strefie klimatu suchego i półsuchego, o ubogiej roślinności. Charakteryzuje je silne rozczłonkowanie przez sieć głębokich wąwozów, powstających w wyniku procesu wypłukiwania w czasie okresowych ulewnych deszczów słabo scementowanego podłoża. Niegościnność tych ziem, niekorzystne ukształtowanie powierzchni, niedostępność komunikacyjna decydują o ograniczonych możliwościach ich zagospodarowania. Tyle o tym tworze geologicznym mówi Wikipedia.

Nasze ontaryjskie "złe ziemie", o niewielkim obszarze, nie powstały w klimacie suchym i ubogim w roślinność – wręcz przeciwnie, nie mają głębokich wąwozów, są łatwo dostępne. Setki milionów lat temu rejon Cheltenham pokrywało płytkie morze otoczone rosnącymi górami, które podnosiły poziom wody, a muł pod wpływem jej ciśnienia przekształcił się w ilaste łupki, bogate w tlenek żelaza, stąd niesamowity ciemnoczerwony kolor.

Pofałdowany grunt poprzecinany jest popielatymi smugami, utworzonymi przez przesączające się wody gruntowe, które spowodowały zmianę koloru. W latach 30. XX w. rozpoczęto tu uprawy, które zniszczyły trawy utrzymujące cienką warstwę gleby, odsłaniając to, co się pod nią znajdowało, właśnie ilaste łupki, a deszcze i erozja dopełniły dzieła i powstał ten marsjański krajobraz.

Cheltenham Badlands znajdują się przy trasie Bruce Trail na Wyniesieniu Niagarskim. Mimo płatającej figle aury, uważając dzień bez wycieczki za stracony, wybraliśmy się tam na rekonesans. Nie tylko nas nie odstraszyła pogoda, czerwone zjawisko uwieczniały aparatami i kamerami tłumy turystów włącznie ze zbiorowymi wycieczkami, które przyjechały tu autokarami. Widać sława marsjańskiego krajobrazu rozeszła się szeroko.

Minęliśmy "złe ziemie" i ścieżką z parkingu poszliśmy kilkanaście metrów do białego szlaku Bruce Trail i skręciliśmy w prawo, z zamiarem przejścia pięciokilometrowej pętli. Trasa świeżo odnowiona, porobione schodki na stromych zejściach, bo szlak prowadzi do wąwozu z płynącym w dole potokiem, widać, że Bruce Trail Association jest tu bardzo aktywne. Trasa prowadzi wśród krzewów i młodych drzew, dużo tu zdziczałych właśnie kwitnących jabłoni – po drodze siekł nas na przemian wicher, śnieg i grad, śnieżynki mieszały się z płatkami drzew owocowych porwanymi przez wiatr, chwilami nie wiadomo było, czy to jeszcze śnieg, czy już tylko deszcz z płatków kwiatów, a rzadkimi momentami przezierało słońce. Z trasy widać wysoki brzeg klifu po drugiej stronie szosy i niewielkie fragmenty "badlands". Przy strumieniu pięknie kwitnące swojskie kaczeńce, nieodmiennie wywołujące wspomnienia Polski. Szlak przechodzi mostkami strumień, wspina się na zbocze, rosną tu bardzo stare klony, trzeba sforsować drabiną płot i... przykra niespodzianka. Trasę zaplanowaliśmy na pięć kilometrów. W poprzednich latach przekraczała szosę, wspinała się na klif, dochodziła do punktu widokowego na nieczynne już kamieniołomy. A tu nici. Szlak po jednym kilometrze kończy się na szosie, którą jak niepyszni musieliśmy wrócić do parkingu przy "złych ziemiach".

Prawdopodobnie zamknięto go z powodu ochrony tego terenu, żeby tą trasą nie chodziło za wielu ludzi – to jedno z wytłumaczeń. Pisaliśmy na początku o tym, że istnieją słuszne plany ograniczenia lub idiotyczne pomysły zamknięcia tego terenu do zwiedzania całkowicie, teraz niestety ludzie nie stosują się do tablic z prośbą o obchodzenie "badlands" dookoła, spacerują po całym terenie, robiąc zdjęcia, naruszając tym samym delikatną strukturę ziemi. Od 2000 roku terenem zarządza Ontario Heritage Foundation wspólnie z Bruce Trail Association, ale żeby zdecydować, jak go zabezpieczyć, oprócz dwóch wymienionych organizacji decyzję musi podjąć wspólnie jeszcze parę jednostek administracyjnych, więc debata trwa już pięć lat.

Drugie wytłumaczenie zamknięcia szlaku to być może decyzja właścicieli terenu, przez który przechodzi. Bruce Trail bardzo często zmienia bieg, jedni dają zezwolenie na wytyczenie szlaku przez swój prywatny teren, inni właściciele je cofają; żeby być na bieżąco, trzeba kupować co roku nową książkę z mapami tras, niestety drogą – ok. 50 dol., dlatego jeśli opisujemy kolejne fragmenty Bruce Trail, najpierw sprawdzamy osobiście, jak to wygląda na miejscu. Tym razem okazało się to potrzebne. Zmiana nie została uwzględniona nawet w internetowych opisach.

Wracaliśmy dla odmiany nie Mississauga Rd., ale Creditview Rd., która nam trochę wynagrodziła niepowodzenie. Minęliśmy nietypowy znak "Uwaga gęsi" – tylko w Kanadzie są takie znaki i tylko tu dzikie gęsi tak przełażą drogę, bo przecież doskonale latają, w Europie dzika gęś to ptak bardzo płochliwy, trudno go podejść. Kilkanaście metrów za znakiem dwa stawy porośnięte w tej chwili wyschniętą trzciną, a wkoło zielone olbrzymie połacie trawy. Idealne miejsce na lęgowisko. Gęsi też tak uważały, bo gniazd zrobionych z wyschniętej trzciny było dużo, chociaż wyglądało na to, że dopiero szykowały się do złożenia jaj. Nowa zielona trzcina dopiero zaczęła rosnąć, więc wszystko było świetnie widać. Nie zabawiliśmy tu długo, do mknących samochodów gęsi są przyzwyczajone, ale nasza obecność per pedes wzbudziła wyraźny niepokój i głośne gęganie.

Dojazd do "złych ziem" z Toronto: Hwy 401, zjazd w Mississauga Rd., jedziemy Mississauga Rd. na północ około 24 km do skrzyżowania z Old Base Line Rd., skręcamy w nią w prawo, po 2 km będzie parking przy szosie, "złe ziemie" widoczne po prawej stronie (GPS parking: N43 46.447 W79 56.640).

Tekst i zdjęcia
Joanna Wasilewska
Andrzej Jasiński
Mississauga

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.