W połowie ub. wieku... to już tak dawno – kontestujący PRL dziennikarz, pisarz, jazzman niepokorny, "bikiniarz", Leopold Tyrmand (jego "Dziennik 1954" publikował GONIEC), wydał najbardziej znaną w jego twórczości powieść "Zły". Wydał też ciekawy zbiór opowiadań pod zbiorowym tytułem "Gorzki smak czekolady Lukullus".
Pomyślałem o tym, czytając dwie najlepsze i najpopularniejsze gazety polonijne (wiadomo które), bo dość mocno między nimi zaiskrzyło na stylu felietonów wydawcy jednego i wydawczyni drugiego tygodnika. Aż prosi się, żeby sparafrazować tytuł L. Tyrmanda o gorzkim smaku czekolady.
Jako stali, wierni (mierni, bierni, ale wierni) czytelnicy GOŃCA, wiemy, że p. redaktor Kumor ostro jeździ swoim piórem, często nie zwalniając na zakrętach (i pozwalając na to samo niektórym piszącym felietony i listy). No i wpadł w poślizg. Zabić prezydenta? To znaczy – nie wskazując palcem tego zdrajcy, który sprofanował dla żartu (!) nasze godło? Sprać takiego, bo na to zasługuje, po mordzie! O przepraszam, chyba było – po pysku. Bo jeśli chodzi o pierwsze określenie, to pamiętam z historii (a może z humoru z zeszytów szkolnych), że Władysław Herman wszedł na tron po mordzie św. Stanisława i banicji swego brata Bolesława, jak się okazało zbyt śmiałego.
Czyżby pan redaktor począł sobie też nazbyt śmiało w tym wstępie o patriotyzmie? Podejrzewam, że tak. Bo większość obywateli (jakakolwiek by była) wybrała demokratycznie – vox populi vox Dei – prezydenta (jakikolwiek by był, a jaki jest, każdy widzi) naszego "nieszczęśliwego kraju", jako rzecze p. Michalkiewicz.
W zapale oratorskim (?) szanowny pan A.K. poślizgnął się i nieco wypadł z trasy. Prawdę powiedziawszy, ta trasa nie jest ani dokładnie wytyczona, ani wyraźnie oznakowana. Ale dobry kierowca musi umieć radzić sobie w niełatwych nieraz warunkach. No bo tak po prawdzie, nasz (like it or not) prezydent, skądinąd hrabia Komorowski z korzeniami drzewa genealogicznego na Litwie, chciał tylko "przysolić" temu okropnemu PiS-owi, narodowcom, afirmującym się patriotom, tj. połowie (teraz już nawet "większej połowie") zdrowo myślącego społeczeństwa.
Wystąpił w happeningu z orłem, wprawdzie czekoladowym, ale białym! "Hej strzelcy wraz, nad nami orzeł biały...".
Nie ulega wątpliwości, że była to aluzyjna alegoria w stosunku do polskiego godła. Ale aluzja dość nieprecyzyjna, na pewno celowo. Na ten przykład orzeł nie miał korony. Może więc był to orzeł kościuszkowców spod Lenino? Nie był też przedstawiony w pozycji z szeroko rozłożonymi skrzydłami – dziób w lewo! W tej sytuacji ciężko byłoby nawet dobremu prokuratorowi udowodnić obrazę majestatu. Mają wszak Amerykańscy swego osła i słonia jako maskotki swoich partii i groźnego "wuja Sama" w cylindrze, a te symbole przedstawiane są często w złośliwych satyrycznych rysunkach. Tego naszego czekoladowego symbolu nikt nie spostponował. Chyba że spostponowaniem było samo jego zaistnienie. Był biały. Mógł być więc też zrobiony z lukru jak baranek wielkanocny (uwaga – symbol Chrystusa!), a takowe po święceniu jako dzieci z apetytem chrupaliśmy.
Ponieważ dwa najpopularniejsze tu nasze periodyki odchylone jeden w lewo, drugi w prawo – [insynuację pominięto – red.], pani wydawczyni skądinąd zawsze nawołująca skłóconą Polonię do zgody – nie mogła przepuścić okazji, ażeby nie dołożyć nielubianemu GOŃCOWI. Bezczelny atak na głowę państwa! Co za beznadziejny poziom polonijnej prasy! Włos się jeży na całym ciele! A jednak go czyta!
Osobiście uważam, że nasz "litewski" prezydent próbuje pognębić PiS, nie zwracając uwagi, że przy okazji depcze polski patriotyzm. Nie przynosi mu to chluby, ale żeby zaraz go po mordzie? Wg Macierewicza, pan Komorowski wskoczył na stanowisko prezydenta – po mordzie swego poprzednika. Ach ta spolszczona rusko-litewska arystokracja! Takie piękne nazwiska, a ciągle od czasów Unii wychodzą na trouble makers. Mieliśmy i w centralnej Polsce ziemiaństwo, arystokrację. Ale gdzie im tam szaraczkom na 500 ha do liczących tysiące hektarów latyfundiów na Podolu czy Wołyniu. Na ten aspekt polskiej historii mało zwracają uwagę współcześni historycy. A przecież tym wschodnim możnowładcom mogło być bliżej do carskiej Moskwy niż do Warszawy, o ile tylko gwarantowano im zachowanie przywilejów. A cóż jest pewniejszego od rosyjskich gwarancji?
Pan redaktor AK (jak to ładnie brzmi) ciężką i owocną pracą zbudował znaczący polonijny periodyk, w stosunkowo krótkim czasie zostawiając za sobą wiele dużo starszych, tradycyjnych periodyków. Chwała mu za to. Ale będąc na szczycie, trzeba być wyważonym. Bo tam czasem ślisko. Szlachectwo zobowiązuje!
Ostojan
Toronto, 13 maja 2013