Ale był Pan również asystentem egzorcysty...
– Rzeczywiście tak było i raz w tygodniu przez godzinę mieliśmy takie spotkanie z egzorcystą, warszawskim egzorcystą księdzem Janem Szymborskim. Już świętej pamięci, w sędziwym wieku, prawie 100 lat, odszedł do Pana. To rzeczywiście było bardzo mocne doświadczenie dla mnie, i to było też jednym z tych elementów, które wywróciły mi wszystko do góry nogami.
Byłem świadkiem rzeczy, które są niewytłumaczalne przez naukę. Modliliśmy się, pamiętam pierwszą dziewczynę, za którą się modliliśmy, miała 19 lat i była taka sytuacja – ja nie wiedziałem, że ona ma problemy ze złym duchem, i w trakcie modlitwy myślałem, że na kogoś czekamy, było nas tam około siedmiu osób. Jak się modlitwa zaczęła, nagle ona zaczęła się dziwnie zachowywać, odwracać do tyłu. I ja tak sobie myślę, kurczę, gdzie nas ksiądz zaprosił, zaraz przyjdzie osoba opętana, pewnie w jakimś kaftanie bezpieczeństwa ją przyprowadzą. Okazało się, że to właśnie ta dziewczyna dziewiętnastoletnia. I kiedy kapłan pokropił wodą święconą nas wszystkich, pokropił każdego z nas i te krople padły również na tę dziewczynę. Ona była wtedy już odwrócona tyłem, bo nie chciała słyszeć tych słów i zatkała sobie uszy, żeby nie słyszeć. To była zima, miała na sobie gruby wełniany sweter. Kapłan miał kropidło, z którego wylatywało po jednej kropli. Więc jak w jej kierunku poleciała ta kropla, to ona nawet tego nie mogła odczuć, bo miała gruby sweter, miała zatkane uszy, ale ja widziałem, że w ułamku sekundy, jak ta kropla ją dotknęła, to ona zemdlała i upadła na ziemię. Ja byłem w szoku, co to się dzieje, ale kapłan powiedział z takim spokojem – kochani, weźcie ją połóżcie, podłóżcie jej jakieś poduszki, żeby ona się nie poobijała.
Zastanawiałem się, jak ona ma się poobijać, kiedy jest całkowicie nieprzytomna. Wykonaliśmy to posłusznie, a ksiądz kontynuował te egzorcyzmy i w trakcie tego nagle otworzyły się jej oczy. Jej twarz miała już zupełnie inny wyraz; wszyscy widzieliśmy, że to już nie jest ona, że zły duch całkowicie zawładnął jej ciałem, dostała nadludzkiej siły, w pięciu nie mogliśmy jej utrzymać. Odezwała się takim grubym męskim głosem, spojrzała na księdza, brzydkimi słowami, „ty klecho...”, demon zaczął przez nią mówić. To było bardzo mocne doświadczenie, będę je pamiętał z najdrobniejszymi szczegółami do końca życia.
To jest jeden z tych elementów, który sprawił, że robi Pan teraz to, co robi, że Pana życie się odmieniło, pogłębiła się wiara?
– Na pewno uczestnictwo w czymś takim pobudza wiarę. Potem jeszcze się działy inne rzeczy, dziesięć razy zmieniała głosy z wysokiego do bardzo niskiego... Z tym że to nie ma żadnego znaczenia; ksiądz Jan potem wytłumaczył mi, nie zwracaj na to uwagi. Mówię, proszę księdza, jak to, nie można na to nie zwracać uwagi, to nie jest normalne, że się dzieją takie rzeczy, ale on mówi, demon, który z zasady się nie ujawnia, bo on nie chce, żebyśmy w niego wierzyli, chce żebyśmy go włożyli między bajki, on robi takie rzeczy wtedy, kiedy już jest przyciśnięty do muru. Egzorcyzm to jest modlitwa zatwierdzona przez papieża sprawowana w autorytecie całego Kościoła, oczywiście może być też bardzo skuteczna modlitwa osoby, która nie jest egzorcystą, nawet skuteczniejsza, ale wtedy odbywa się to inaczej, na mocy charyzmatu wiary, musi być potężna wiara, natomiast tutaj mamy do czynienia z charyzmatem urzędowym. Dlatego demon poddaje się temu i dlatego dzieją się właśnie takie rzeczy i on mówi, że on w zasadzie się nie ujawnia, tutaj musi się ujawnić, dlatego ksiądz mówi nie zwracaj na to uwagi, bo on to robi po to, żeby rozproszyć ciebie, mnie.
To jest też ważne, że ta modlitwa jest w Kościele zarezerwowana tylko dla kapłana egzorcysty; ci wszyscy świeccy egzorcyści, do nich nie powinno się chodzić; czym innym jest sprawowanie modlitwy o uwolnienie przez grupę charyzmatyczną, nad którą ma kapłan opiekę, i to się wszystko dzieje w jakimś porządku.
Musimy pamiętać, że Duch Święty jest duchem ładu i porządku. Przez 5 lat uczestniczyłem w ponad 200 egzorcyzmach do czasu emerytury księdza Jana.
Na pewno to wpływa na życie człowieka i zmienia je.
A ojciec Maksymilian Kolbe, kiedy go Pan odkrył dla siebie, kiedy stał się tematem, którym Pan chciał się zająć?
– To było kilka lat temu, zrobiłem dwa filmy o egzorcyzmach, oba we Włoszech, jeden z nich został nagrodzony Grand Prix na największym festiwalu filmów katolickich w Europie, drugi, o ojcu Matteo, spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem publiczności, jest wyświetlany w trzech językach w różnych krajach.
Ten pierwszy to jest o ojcu Gabrielu Amorcie i innych największych ekspertach walki ze złym duchem. Oni udzielają bardzo cennych porad. Pierwszy rozdział, taki bardzo istotny, bo poświęcony małżeństwom. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że wiele małżeństw rozbija się ze względu na kwestie duchowe, dlatego że złego ducha poznaje się po tym, że on ma awersję do sacrum, do rzeczy poświęconych, do Kościoła, do księdza, do przedmiotów kultu religijnego. Ale jeżeli ktoś się otworzy na złego ducha, wejdzie w grzechy, to on działa w ten sposób, że zaczyna mieć dostęp do naszych emocji i wpływa na sposób odbierania rzeczywistości, na nasze pragnienia. Jeżeli mamy małżonków, to oni są połączeni sakramentem małżeństwa, czyli mamy do czynienia z sacrum. Jeżeli jedno z małżonków wchodzi w grzechy, to może się zdarzyć od razu albo po jakimś czasie, że nabierze awersji do współmałżonka, powie, że „coś się wypaliło między nami, odkochałam się czy odkochałem”. A powód jest taki, że wszedł wcześniej w grzechy. To jest bardzo ważna rzecz, siostra Angela, tercjanka Zakonu Świętego Franciszka, asystentka ojca Gabriela Amortha, mówi właśnie w tym filmie, że recepta tych modlitw sprawowanych przez sakrament małżeństwa to nie jest skuteczność na poziomie 30 czy 70 procent, to jest 100 procent skuteczności, tylko pod warunkiem, że są one odmawiane z wiarą i z cierpliwością, bo serce człowieka wymaga tego, żeby zostało skruszone.
To jest ten pierwszy film, tam jest więcej takich rzeczy naprawdę bardzo ciekawych, które warto byłoby sobie wdrożyć w życiu. Drugi film, „Matteo”, jest o zakonniku włoskim, który zmarł 400 lat temu w opinii świętości, natomiast teraz przy jego grobie dochodzi do licznych uzdrowień, uwolnień, ale dopiero od momentu, gdy Kościół wszczął proces beatyfikacyjny; czyli tak jakby Pan Bóg potwierdza znakami świętość tego zakonnika. I to jest niesamowite, bo to się dzieje codziennie, to nie jest tak, że to raz na jakiś czas się wydarza. Teraz tam jeżdżą pielgrzymki z Polski raz – dwa razy w tygodniu. Dwa razy pojechałem z taką grupą autokarową i w obu autokarach były przypadki manifestacji złego ducha.
Przy tym grobie dzieją się różne takie rzeczy, przyklejają się zdjęcia osób dręczonych czy chorych, są różne świadectwa o uzdrowieniu. My to nagraliśmy, Michał Lorenc napisał przepiękną muzykę do tego i ten film cieszy się dużą popularnością, dużo jest tam nabożeństwa i też egzorcyści dają świadectwa niesamowitych rzeczy, które dzieją się za sprawą ojca Matteo.
A dlaczego o tym mówię? Bo tam był taki wątek w tym filmie, że podczas jednego z egzorcyzmów, za dopustem Bożym, jakby ojciec Maksymilian Kolbe przemówił przez tę osobę, za którą była sprawowana modlitwa. Pan Bóg czasem dopuszcza różne dziwne rzeczy. Tutaj właśnie była taka sytuacja, to mnie bardzo poruszyło, że polski święty pojawia się tutaj, na południu Włoch. Wiele rzeczy wskazywało, że to na pewno był on. Być może państwo zobaczycie to jeszcze w tym filmie „Matteo”, nie chcę całego filmu opowiedzieć, ale to dało mi do myślenia i zaraz jak zakończyliśmy zdjęcia do „Matteo”, pojechałem do Medjugorie podziękować Matce Bożej za tę pracę, którą udało się wykonać. Prosiłem też o rozeznanie, ponieważ miałem taką myśl podjąć się filmu o ojcu Maksymilianie Kolbem. Poprosiłem o znak, żebym wiedział, że rzeczywiście powinienem się tym zająć, ale ponieważ ja mógłbym mieć problem z rozpoznawaniem tych znaków, poprosiłem Pana Boga, żeby to był bardzo wyraźny znak. Wydarzyło się coś takiego, że po powrocie z Medjugorie, dwa tygodnie później otrzymałem telefon z Niepokalanowa od rzecznika, który zaprosił mnie na herbatę. Pojechałem, okazało się, że przygotowali kolację i był, oprócz rzecznika, także gwardian Niepokalanowa, czyli następca ojca Maksymiliana Kolbego. I ten oto następca ojca Maksymiliana Kolbego mówi do mnie, wiesz Michał, zbliża się 75. rocznica śmierci, a rok później stulecie założenia Rycerstwa Niepokalanej, przydałby się film o ojcu Maksymilianie, nie zrobiłbyś? No, to dla mnie większego znaku już nie mogło być, jeżeli pyta mnie o to następca ojca Maksymiliana Kolbego... Byłem tym bardzo poruszony i od razu odpowiedziałem tak, podejmę się tego, będę też potrzebował waszej pomocy, dostępu do archiwów, bo chcę zrobić to w sposób rzetelny.
No właśnie, jak ten scenariusz powstawał?
– Scenariusz pisała moja koleżanka Joanna Ficińska, która przeczytała 30 książek o ojcu Maksymilianie Kolbem i razem ze mną jeździła na dokumentację. Ja tylko pomagałem w tych scenach, które zostały wybrane, przeprowadzałem też rozmowy z tymi wszystkimi osobami, które tam widzimy na ekranie, ale to, co było dla mnie istotne, to żeby zrobić to w taki sposób, żeby przekazać jak najwięcej informacji o ojcu Maksymilianie Kolbe, a jednocześnie żeby znaleźć jakąś formę, która będzie ciekawa. W samej fabule nie jesteśmy w stanie przekazać całego życia, poza tym jeżeli chcemy pokazać Japonię, to trzeba scenografię budować w Polsce nie mając dużego budżetu, bo dysponowaliśmy niedużym budżetem, to by wyglądało kiczowato. Znowuż kręcenie zdjęć fabularnych w Japonii byłoby niezwykle kosztowne.
Uznałem, że zrobimy tak, że po prostu pojedziemy w te miejsca i może to będzie lepsze, jak zobaczyć tę spuściznę i co Maksymilian Kolbe robił, a oprócz tego sfabularyzować trochę scen, po to żeby jakby zobaczyć jego postać, jakim był, jaki miał charakter, że też zdarzały się śmieszne rzeczy w jego życiu i są to rzeczy prawdziwe, to nie są rzeczy wymyślone. Ta scena, na przykład, z Czarkiem Pazurą z tym ryżem to rzeczywiście miało miejsce, to jest opisane w listach o. Maksymiliana Kolbego. Te wszystkie rzeczy w filmie są prawdziwe. Tak powstał ten film, muzykę napisał Robert Janson, to grała ta orkiestra na żywo, dwa kwartety smyczkowe, mnóstwo instrumentów. Robert włożył w to bardzo dużo serca, żeby skomponować tę muzykę, byliśmy w najlepszych studiach Polskiego Radia i tak powstała ta muzyka. Ona jest zrobiona szerzej; w filmie są fragmenty, ale wydaliśmy z tego CD, który już ma status płyty platynowej. Bardzo dużo płyt się sprzedało w związku z akcją charytatywną – udzieliłem praw do tej muzyki, żeby pomagać chrześcijanom w Syrii i Iraku, więc była to jakby taka dodatkowa dobra rzecz. Bardzo jestem wdzięczny Robertowi Jansonowi, chcę podziękować za to, że dużo pracy w to włożył, żeby oprawić to właśnie w taki sposób delikatny, nienarzucający się, ale z dużą wrażliwością.
W odpowiedzi na pytania z sali:
– Chciałem moje filmy robić rzetelnie, dlatego poszedłem na dwuletnie studia podyplomowe, żeby zgłębić też tę wiedzę z zakresu kierownictwa duchowego, to też bardzo wpłynęło na moją świadomość. Ale to, co jest istotne – ja jeszcze na chwilę wrócę tutaj do tego złego ducha, którego zadaniem jest też między innymi to, żebyśmy nie wypełnili Bożego Planu; on chce, żebyśmy szli za jego podszeptami i kiedy wchodzimy w grzechy, on ma dostęp do naszego systemu emocjonalnego, to często nie słyszymy tego, co Pan Bóg od nas chce. Bo Pan Bóg jest bardzo delikatny. I my wtedy nie wypełniamy Jego planu; czyli wchodzimy w relacje, które nie są dla nas, idziemy do pracy, która nie jest dla nas, w której nie będziemy realizować swoich talentów, mieszkamy w miejscu, które nie jest dla nas, bo Pan Bóg chciał, żebyśmy byli gdzieś indziej, ale my tego nie wiemy.
Jesteśmy nieszczęśliwi, bo tam nie mamy tego spełnienia, i wtedy mówimy, no tak, Pan Bóg mi nie błogosławi... Temu błogosławi, tamtemu błogosławi, ale o mnie nie pomyślał. A to jest nieprawda, bo to jest wszystko na własne życzenie.
Jeżeli odrzucę to wszystko, przyjdę do Boga, skorzystam z sakramentów, pójdę do spowiedzi, będę adorował Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, będę odmawiał Różaniec, będę wchodził w życie duchowe, odrzucę grzech, to w tym momencie mój system emocjonalny zacznie się oczyszczać, zamiast działać pod wpływem złego ducha, zacznę działać pod wpływem Ducha Świętego. Wtedy właśnie zaczynają się te cuda.
To się wydarzyło u mnie, mówię, to nie było tak od razu, ten system emocjonalny musiał się oczyścić, ale ja już czułem, że to jest to, że ten Pan Bóg, ta modlitwa, że to nie jest akt łaski dla Pana Boga, że pójdę do kościoła czy pójdę do spowiedzi, bo jestem wspaniałym katolikiem, nie, to mi jest potrzebne; jeżeli ja z tego korzystam, to moje życie zaczyna się zmieniać i jakość tego życia zaczyna się zmieniać, wydobywają się moje talenty. Nigdy w życiu nie podejmowałbym się robienia filmu, gdyby nie sytuacja, że nastąpiło to nawrócenie czy zbliżenie do Pana Boga. Ja myślę, że ta przygoda dopiero się zaczyna, bo widzę, co się dzieje, widzę to przy filmie o Miłosierdziu, rzeczy, które odkrywamy, jak my to opublikujemy, to będzie naprawdę wielkie poruszenie na całym świecie.
Rozmowa z „Gońcem”:
Andrzej Kumor: Panie Michale, jak Pan ocenia to, co się dzieje w Europie, w świecie, jak Pan ocenia polską młodzież, sytuację obyczajową, która ma miejsce w dzisiejszych czasach?
– Na pewno to jest trudny czas, tym co dominuje w Europie, myślę, że jest przede wszystkim konsumpcjonizm, od którego odchodzą kolejne odnogi, który bierze się tak naprawdę z jakiegoś takiego trendu, gdzie człowiek traktowany jest już nie jako jednostka, osoba, tylko bardziej jako konsument, gdzie w firmie nie liczy się człowiek, lecz liczy się zadanie, liczy się jakiś projekt, a zapomina się o człowieku. To są jakieś groźne zjawiska i one doprowadziły też, wydaje mi się, Europę do takiego momentu, w którym rządzący, zwłaszcza tymi największymi krajami, stracili kontrolę nad tym, co się dzieje, przestali też być gospodarzami we własnych krajach, i to jest sytuacja dosyć niebezpieczna. Na szczęście Polska nie ulega tym trendom i zmiany, które zachodzą w Polsce, sprawiają, że zmienia też się świadomość ludzi wierzących.
Nie sądzi Pan, że jest jednak wielki podział, że liberalizm przenika nawet do Kościoła, a ta walka między modernizmem a tradycyjnymi wartościami jest również widoczna w społeczeństwie?
– Na pewno tak, z tym że postrzegam Kościół szerzej, ja się czuję częścią Kościoła, natomiast jeśli chodzi o hierarchię kościelną i podział terytorialny tej hierarchii, weźmy pod uwagę zakony i kościół diecezjalny na pewno tam są różne zdania, ale ja nie chcę się w to zagłębiać. To, co mnie cieszy, że ludzie przestają się wstydzić przyznawać do tego, że są ludźmi wierzącymi, że widzą w tym jakąś wartość. Mówił Pan o mnie jako osobie głęboko wierzącej, pewnie tak, ale ja też mam świadomość, że wiara jest Łaską, jestem bardzo wdzięczny Panu Bogu za to, że gdzieś tam pozwolił mi tę Łaskę dostrzec, współpracować z tą Łaską i pracować dalej. Bo to jest też coś, co można łatwo utracić. Znam tego wartość i widzę, że coraz więcej osób dostrzega wiarę jako wielką wartość dla samych siebie.
Świat coraz bardziej ogłupia, a człowiek wierzący otwiera się na działanie Boga, a też jego myślenie często jest inspirowane natchnieniami Ducha Świętego. Właśnie dzięki temu, że prowadzi życie duchowe i się otworzył na Łaskę. Dlatego to jest coś niezwykle cennego, coś niematerialnego, ale o wiele cenniejszego niż wszystko materialne.
Zwiastun filmu o ojcu Kolbem „Dwie korony” zaczyna się od rozmowy o masonerii, o tym że Watykan będzie pod rządami masonów. Czy Pan dostrzega działanie masonerii w dzisiejszym świecie? Czy to jest aktualne? Czy ta masoneria, o której mówił ojciec Kolbe i tak dużo pisał, nadal jest zagrożeniem dla Kościoła?
– Na pewno, wtedy, w tamtych czasach, masoneria bardziej się manifestowała i określała wprost. Określała wprost, że Kościół jest jej wrogiem i chce go zniszczyć, chce zniszczyć papieża. Maksymilian Kolbe był wstrząśnięty tymi manifestacjami, które widział, i chciał chronić Kościół, który kochał.
Dzisiaj jest to trudniejsze, ponieważ masoneria działa w sposób ukryty i podobnie jak zły duch członkowie tej organizacji zdają sobie sprawę z tego, że jeśli nie będą na siebie zwracać uwagi, więcej będą mogli złych rzeczy przeciwko Kościołowi uczynić. Jeden z bohaterów mojego pierwszego filmu zatytułowanego „Jak pokonać szatana?”, ojciec Gabriel Amorth, mówił otwarcie o działaniu masonerii wewnątrz Watykanu.
On, jako egzorcysta wyznaczony przez Watykan, nie bał się o tym mówić. Uważał to za poważne zagrożenie.
Jak możemy rozpoznać tego rodzaju działania? Czym, według Pana, tego rodzaju działanie manifestuje się?
– Mogę mówić na swoim przykładzie i dostrzegam to w ten sposób, że spotykam się z różnego rodzaju działaniami, które mają na celu ograniczenie działań ewangelizacyjnych. Założeniem masonerii jest niszczyć Kościół katolicki i wszelkie formy wiary, nawet w kulturze, bo dzisiaj poprzez kulturę, przez film właśnie możemy docierać do wielu osób i działać w sposób niezwykle skuteczny, poruszać serca ludzi, działać na ich świadomość. Te działania są bardzo często ograniczane przez osoby, które mają pewien monopol w tej branży, można tego doświadczyć w Hollywood, gdzie też byłem, rozmawiałem z wieloma osobami i one też dzieliły się swoimi przeżyciami, swoimi doświadczeniami. Myślę, że dobrym przykładem jest postać Mela Gibsona, który zrobił „Pasję” i który został całkowicie wykluczony z tego środowiska. Przestał bywać na tak zwanych salonach. Jednym filmem poruszył setki milionów ludzkich serc na całym świecie. Tak że myślę, że to trzeba kontynuować, myślę, że nie tyle trzeba się skupiać na samej masonerii, bo wolę się skupiać na Panu Bogu i na podejmowaniu dzieł ewangelizacyjnych, natomiast dobrze jest mieć świadomość tego, że oni są. Żeby zachować pewną czujność w działaniach, bo może się zdarzyć tak, że już na ostatniej prostej ktoś tam podstawi nogę i cała praca się rozjedzie.
Jacy byli najciekawsi ludzie, których Pan spotkał na swej drodze, kto na Panu zrobił niesamowite wrażenie, bo w końcu był Pan wśród ludzi, którzy mieli olbrzymią pasję, którzy byli blisko Boga, którzy naprawdę rwali krwiste trzewia życia, wiedzieli, o co chodzi w tej egzystencji, tutaj na ziemi?
– Jedną z takich osób, która wywarła na mnie największe wrażenie, jest o. Cipriano de Meo, prezes międzynarodowego stowarzyszenia egzorcystów, kapucyn, 97-letni w tej chwili, który przyjaźnił się niegdyś z ojcem Pio i ojciec Pio go szkolił, on był jego kierownikiem duchowym, i kiedy ojciec Cipriano, który jest najstarszym i najdłużej posługującym egzorcystą na świecie, kiedy zaczynał pierwsze egzorcyzmy, rad udzielał mu sam ojciec Pio. Myślę, że ta świętość ojca Pio też w jakiś sposób dotknęła tego ucznia, dzisiaj sędziwego zakonnika, ponieważ w kontakcie z każdym człowiekiem z niego emanuje dobroć, ale też stanowczość; dużo miłości, ale też jednocześnie dużo takiej mądrości.
To są takie rzeczy, które są zauważalne nie tylko przeze mnie, ale praktycznie przez każdą osobę, która ma z nim kontakt. Słyszałem to zarówno od ludzi z Polski, jak i Włochów, którzy go znają na co dzień. Dużo mądrych porad udzielił w dwóch moich filmach, „Jak pokonać szatana” i w filmie „Matteo”. Ten pierwszy jest bardziej poświęcony temu, żeby przekazać wiedzę dotyczącą życia duchowego, która może pomóc człowiekowi w codziennym życiu, a ten drugi mówi o wielkim włoskim zakonniku egzorcyście, który umarł w opinii świętości, a teraz, po 400 latach od jego śmierci, kiedy Kościół wszczął proces beatyfikacyjny, Pan Bóg znakami potwierdza tę świętość w taki sposób, że osoby przychodzące to jego grobu, modlące się przy jego grobie, który znajduje się wewnątrz małego kościółka na południu Włoch w miejscowości Serracapriola, doznają licznych uzdrowień i uwolnień; są już segregatory dokumentów potwierdzających te rzeczy, które tam dzieją się codziennie.
Kręci Pan teraz film o siostrze Faustynie, o Bożym Miłosierdziu, które wyszło z Polski, a jest obecnie najszerzej rozwijającym się kultem katolickim na całym świecie, najwięcej ludzi widzi w tym nadzieję dla samego siebie. Jak by Pan skomentował, co mówiła siostra Faustyna, że ta iskra wyjdzie z Polski, co to oznacza? I co my mamy robić, żeby ta iskra wyszły z Polski?
– Trzeba zacząć od tego, że Pan Jezus siostrze Faustynie mówił wiele rzeczy i większość z nich już się wypełniła, stąd trzeba przypuszczać, że wszystkie inne też się wypełnią. Więc jeżeli Pan Jezus coś mówi, to znaczy, że to nie „być może będzie”, ale że to na pewno się stanie. Jedna z tych rzeczy, która pozostała, to jest właśnie to, o czym pan mówi, to znaczy, że od Polaków wyjdzie iskra Bożego Miłosierdzia, która dotknie serca osób na całym świecie. Myślę, że byłoby to zbyt zuchwałe, gdybym starał się tutaj powiedzieć jakąś receptę czy próbował udzielić odpowiedzi na to, bo to sam Bóg wie lepiej, jak to się wydarzy. Ja to mówię jako osoba wierząca, staram się modlić i rozeznawać. I takim moim rozeznaniem było to, żeby zrobić film poświęcony tej tematyce, aczkolwiek już po rozeznaniu, kiedy zaczęliśmy realizować zdjęcia dokumentalne, które miały posłużyć początkowo amerykańskim scenarzystom – ponieważ chcemy zrobić dużą fabułę poświęconą tej tematyce – zaczęliśmy robić zdjęcia dokumentalne, które miały posłużyć amerykańskim scenarzystom, by rozbudować charakterystykę postaci, literatura polska, amerykańska nie wyczerpywała tego. Były to głównie rzeczy związane z „Dziennikiem” siostry Faustyny i tymi przekazami dotyczącymi obrazu, generalnie Miłosierdzia Bożego. Natomiast my postanowiliśmy ten temat mocno prześwietlić, zaczęliśmy szukać różnych rzeczy, między innymi w archiwach białostockich, gdzie przez jakiś czas mieszkał ksiądz Michał Sopoćko, który niewątpliwie ma kluczową rolę w tym, że możemy dzisiaj w ogóle o tym dziele miłosierdzia mówić, jak również Eugeniusz Kaźmierowski, który malował obraz „Jezu ufam Tobie” zatwierdzony przez Pana Jezusa. Również przeszukiwaliśmy różne materiały i archiwa w Wilnie, ku naszemu zdziwieniu dotarliśmy do różnych dokumentów, które nie tyle rzucają nowe światło, co ukazują w jeszcze większy sposób znaczenie tego przesłania, rzeczy, których jeszcze dzisiaj nie mogę oficjalnie powiedzieć, ale czego nie będziemy długo trzymać w tajemnicy, ponieważ już 5 października, w 80. rocznicę śmierci siostry Faustyny, chcemy rozprowadzić ten film do wielu krajów i poprzedzić to dużym, nagłośnionym przez wszystkie media pokazem w Watykanie, gdzie mam nadzieję, że po zderzeniu się z tymi informacjami, które nie wierzę, żeby nie poruszyły kogoś, kto się z nimi zapozna, myślę, że sam film, dokument fabularyzowany, który wypuścimy, ma duże szanse na to, żeby kult Miłosierdzia Bożego rozprzestrzenił się znacznie mocniej niż w tej chwili.
Zresztą w „Dzienniczku” siostry Faustyny Pan Jezus o tym mówi, że ten kult się rozrośnie, a później za jakiś czas wydarzą się pewne rzeczy, które spowodują, że on jeszcze bardziej się rozrośnie. W tej chwili przy produkcji tego filmu, przy tych dokumentach, przy przeszukiwaniu archiwów dotarliśmy między innymi do nieznanych do tej pory listów księdza Michała Sopoćki i innych kluczowych dokumentów, które jakby potwierdzają to wszystko, o czym mówię. Jedną z takich rzeczy, której nie mogę zdradzić, aczkolwiek już w filmie to udowodnimy, w jaki sposób do tego doszło, ale nie byłoby pontyfikatu Jana Pawła II, gdyby nie spotkanie niegdyś kardynała Wojtyły z księdzem Michałem Sopoćką, wtedy otrzymał dokumenty, do których po wielu latach dopiero powrócił. Ksiądz Michał Sopoćko, umierając, nie zdawał sobie sprawy, że to dzieło zostanie kiedykolwiek podjęte przez jakiegokolwiek kapłana. Rozmawiam z jednym księdzem, który mu odmówił, a po latach żałował, i ksiądz Michał Sopoćko, umierając, miał świadomość, że nikt nie przejął dzieła Bożego Miłosierdzia. Na tym skończę...
Panie Michale, na koniec zapytam, jak Pan radzi sobie z pychą? Gdy człowiek staje się popularny, gdy ludzie mówią mu, że dobrze robi, to łatwo jest o ten grzech?
– Nie ukrywam, że na pewno jest to pokusa, która atakuje, zwłaszcza kiedy przebywa się w świecie celebryckim, kiedy tego wszystkiego, tych błyskotek jest wiele. Ja jestem absolwentem kierownictwa duchowego i staram się czerpać inspiracje z ojców pustyni, którzy mówią, że nie ma lepszej walki z pychą niż umartwienie, asceza, wyrzeczenie, jakiekolwiek. Może nie będę się tutaj tak wywnętrzał, ale jednym z moich umartwień, które stosuję, jest to, że nie oglądam telewizji, i wiele takich drobnych rzeczy, które może nie manifestują się na zewnątrz. Wyrzucam sobie takie rzeczy, o których nikt nie wie, ale one są dla mnie jakimś takim ościeniem, jakąś taką trudnością, wyrzeczeniem, które mnie sprowadzają na ziemię. Mam kierownika duchowego, z którym się spotykam regularnie, dużo z nim rozmawiam, wyjawiam mu nie tylko grzechy, ale i myśli, bo taka jest rola kierownictwa duchowego, więc tutaj też myślę, że jego rola jest bardzo duża w takim pilnowaniu mnie przed tym, żeby gdzieś tam nie odlecieć. A jest to bardzo proste, wystarczy spojrzeć na Mela Gibsona – ponownie wracam do tej postaci – który po osiągnięciu, po dokonaniu wielkiego dzieła ewangelizacyjnego został zaatakowany i uległ. Został zaatakowany przez złego ducha i uległ tym atakom; on, który był wzorem, jego małżeństwo, przecież tyle lat przetrwało, a później, gdy go widywałem, jak się obściskiwał na czerwonym dywanie w Cannes z jakąś dwudziestoparoletnią Azjatką. Trzeba na pewno dużej czujności.
Panie Michale, siły Ducha, opieki Bożej i takiego samozaparcia w tym, do czego Pan Bóg Pana powołał, aby te naboje ewangelizacyjne strzelały w sumienia ludzkie; żeby niosły chwałę Kościołowi, Panu Bogu, ale też naszemu krajowi. Szczerze Panu tego życzę.
– Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie czytelników.
Ze względu na bardzo wielkie zainteresowanie filmem „Dwie korony”,
zorganizowany został trzeci pokaz filmu.
Odbędzie się on 25 lutego, w niedzielę, o godz. 20:00
w sali parafialnej parafii św. Maksymiliana Kolbego.
Po pokazie filmu odbędzie się spotkanie z reżyserem filmu Michałem Kondratem.
Zapraszamy!
Przekaż wiadomość i powiedz innym.