Jeszcze nigdy po 1990 roku w wyborach samorządowych takie tłumy nie głosowały tak ochoczo na tak wielu – po to jedynie, by usatysfakcjonować tak nielicznych. Więc?
Więc my wygraliśmy? Czy oni? Nie, to my wygraliśmy. Nieprawda, bo my! Wy? Wy na pewno nie. Wy przegraliście. Ależ panie, panowie, nie kłóćmy się. Polska wygrała. Wszyscy jesteśmy zwycięzcami.
Prosimy o pomoc
Nie, nie wszyscy. Nie każdy. Nie wszędzie. Zaś 70 procent głosów oddanych na kandydatkę, a jednocześnie urzędującą prezydent Łodzi, skazaną prawomocnie za przestępstwo opisane w Kodeksie Karnym (tzw. “poświadczenie nieprawdy”), więcej mówi o naszej kondycji moralnej (naszej w znaczeniu narodu) niż cokolwiek innego. Mówiłem: jeśli złu nie wyznaczamy granic, zło wyznacza granice nam. A komu Zdanowskiej Hanny mało, niech spojrzy na Warszawę i następcę innej Hanny, Gronkiewicz-Waltz, czyli na Trzaskowskiego Rafała. Czy tam na Monikę Jaruzelską (mandat radnej m.st. Warszawy z ramienia SLD). I to przy 60. procentowej, to jest rekordowej, frekwencji.
116 tysięcy komisji wyborczych w bez mała dwóch i pół tysiącu gmin, w trzystu osiemdziesięciu powiatach, w szesnastu sejmikach wojewódzkich. Jak słyszałem: “Było o co się bić, to się bilim”. O co mianowicie? Formalnie o mandaty w radach gmin, radach powiatów, sejmikach wojewódzkich oraz o stolce wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. De facto – o apanaże. Kto “się bilim”? Ponad 190 tys. chętnych. Ciżba. Ho-ho. Przykładowo: w powiecie ostrowskim do obsadzenia było 171 mandatów w radach miast i gmin, a za bary w celu zdobycia tychże mandatów wzięło się 570 osób, zatroskanych o przyszłość swojej małej ojczyzny. I tak dalej, i tak dalej – jak piękna nasza Polska cała, jak cała Polska nasza długa, szeroka i okrągła.
I jeszcze jeden zasłyszany dialog, kropka w kropkę:
– Na kogo głosowałeś?
– Na PiS.
– Przecież to oszuści.
– Wszyscy tamci też. Ale tylko ci są nasi.
Między innymi dlatego nic więcej o wyborach samorządowych do powiedzenia nie mam, zresztą i mówić publicznie tego, co powiedzieć należałoby ponad to, co już z siebie wyrzuciłem, nie zamierzam – albowiem nie wszędzie i wszystko nadaje się zaraz do powiedzenia. Ewentualnie Kisielewskiego mógłbym zacytować, boć to standard: “To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Uogólniając: człowiek nieustannie karmiony łgarstwem przestaje w końcu dostrzegać, co tak naprawdę czynią z nim treserzy i kto treserom bicze rozdaje. Czy tam to inne coś, ale z zadziorami na końcówkach. Po co zresztą obarczać sumienie bagażem zbędnych wartości, dajmy na to czymś tak niedzisiejszym, jak wierność zasadom i przyzwoitość? Kiedyś w obronie wartości ludzie gotowi byli poświęcić życie i wiedzieli, życie w obronie wartości oddając, że giną w imię czegoś większego od nich samych. Dziś w imię pseudo-wartości człowiekowate oddają dusze diabłu, na dodatek bez świadomości tego, co tak naprawdę oddają i komu, więc bez cienia wstydu.
Dusza? Sumienie? A jak się to pisze, do czego komu to potrzebne, ewentualnie gdzie oba walory można odsprzedać i czemu za jedno i drugie tak mało płacą? Dziś ludziom wpaja się przekonania, podpowiada refleksje i zamiary, a następnie starannie nadzoruje emocje, subtelnie kierując w stronę oczekiwanych efektów. Chodzi bowiem o to, by wywrzeć i utrzymać wpływ, nie wyjawiając intencji. To właśnie, razem wzięte, nazywam “tresurą do poziomu trzody u wrót masarni”.
I na koniec z odrobinę innej beczki, też z dziegciem: w 1875 roku, w Holandii, niejaki Arnold Janssen, ogłoszony później świętym, założył zgromadzenie zakonne, realizujące nakaz misyjny Chrystusa: “Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Werbista chowu rodzimego, nadwiślańskiego, XXI-wiecznego można rzec, ojciec Jacek Gniadek, głoszenia Ewangelii upatruje między innymi w zdaniu własnego autorstwa: “Człowiek działa z rożnych motywów. Egoizm, chciwość, dążenie jednostki do osiągnięcia własnych celów nie są czymś złym”.
Ktoś, kto nie wie, czego spodziewać się po Newsweeku, czy tam po TOK FM (jedno i drugie symbolicznie), taki ktoś, powiadam, w towarzystwie ludzi przyzwoitych może być tolerowany podobnie jak baran na pasach startowych Okęcia. To znaczy równie krótko. Niemniej po osobie duchownej należałoby spodziewać się więcej niż publicznego zaprzeczenia podstawowym prawdom wiary. I tu pytanie wyjaśniające: w którym punkcie listy siedmiu grzechów głównych widnieje chciwość? Odpowiedź: w punkcie drugim.
Konkluzja: wrogowie naszej wiary do niczego nam niepotrzebni, skoro wiodą nas tak postępowo nowocześni pasterze. Na manowce oszukańczych reinterpretacji znaczeń nas wiodą, ale kto dziś rozumie termin “reinterpretacja”? Czy tam “oszustwo”? Że nie wspomnę już o znaczeniach obu tych pojęć w kontekście kulturowego marksizmu. Brzydko się człowiek bawi, co rusz zmienia bawidko, a na koniec sam brzydzieje. Sam siebie, można powiedzieć.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!