Czy nowoczesność stanie się bardziej postępowa, czy tam postępowość bardziej nowoczesna, kiedy odpowiednio przyrządzone zwłoki ludzkie nauczymy pana ludożercę konsumować za pomocą noża i widelca?
Dajmy na to: przy stole nakrytym śnieżnobiałym obrusem? Dajmy na to: na wykwintnej zastawie z miśnieńskiej porcelany? Dajmy na to: pod czerwone papryczki i kieliszek Sauvingnon Blanc? Czy tam pod butelkę musującego Prosecco?
Pytam o powyższe retorycznie i sarkastycznie zarazem, wskazując, że gdy kiedy przestajemy wyprzedzać myślą wydarzeń, które dopiero nastąpią, zaczynamy wiele mieć do stracenia, a sporo do nadrobienia. I że znowu ciężka przed nami rysuje się wspinaczka ku szczytom rozumności – a tylko stamtąd w sposób należyty daje się ogarnąć panoramę świata utopionego w anomii niczym stado karpi w stawie.
Jak to, ktoś zaprotestuje, przecież staw to naturalne środowisko karpia? Temu odpowiem krótko: nieprawda, nawet jeśli ten czy ów, czy tam nawet jeśli wszystkie stawowe karpie pyski nad wodę wystawią, by wrzasnąć unisono, że: “A właśnie że bo tak! Nam tu dobrze!”. Nie, proszę szanownych pań i panów karpi, staw to nie jest środowisko naturalne dla żadnego gatunku ryby. Staw to naturalne środowisko wyłącznie dla gatunków hodowlanych, podobnie jak nie dla ludzi myślących naturalnym środowiskiem jest rzeczywistość wykreowana przez telewizory, a tylko dla człowiekowatych z telewizorów zbudowanych.
Ciężka przed nami wspinaczka, napisałem parę zdań wyżej? To prawda. Do tego my wspinamy się, dysząc, tymczasem ludożerka marksistowska, kulturowo marksistowska do ostatniego zawijasa bolszewickiej onucy można powiedzieć, rośnie w siłę z dnia na dzień. By ludzie żyli dostatniej, rzecz jasna. To znaczy by żyli tak, jak ludożerka powie im, via telewizor, że żyć trzeba. Więc.
Prosimy Państwa o wsparcie!
Więc mówi do nas ludożerka, i mówi, i mówi ustawicznie – a słowa ludzi złej woli po niebie włóczą się i łajdaczą, i udają, że znaczą coś więcej, niż znaczą. Zaś zainteresowana życiem publicznym część tak zwanego elektoratu nie przestaje ekscytować się wyborami. Druga tura tuż, tuż. Nie dociera doń, że w tych czy w innych – w każdych – wyborach, chodzi wyłącznie o to, by zamieść pod dywan, co tam pod dywan zamieść należy, udeptać co tam pod dywanem udeptać trzeba, a następnie zaproponować przyszłym ofiarom, nieświadomym zagrożeń, taneczne party. Czy tam inne show. A choćby i dyskotekę. Na tym dywanie, a jakże. Wszak podział łupów odbywa się kiedy indziej i gdzie indziej, gdy ofiary zmęczone imprezą (za którą notabene sami płacą) usną na kolejne cztery lata. Czy tam na ile trzeba, by doprowadzić do następnego rozdania kart. To samo inaczej: wybory to współczesna metoda, za pomocą której wolne, nowoczesne oraz postępowe “społeczeństwa demokratyczne”, wytresowane medialnie, wybierają swoich treserów na kolejną kadencję tresury podtrzymującej.
Warto to wiedzieć, by móc właściwie ocenić inne terminy funkcjonujące dookoła nas. Czy tam dookoła mas. Dla przykładu, funkcjonuje dookoła mas termin “wolny rynek”. No to proszę posłuchać tego: Jan Krzysztof Ardanowski, w “Dobrej zamianie” minister od rolnictwa i rozwoju wsi, w programie pierwszym Polskiego Radia rzecze: wolny rynek, rynek wolny, wolny rynek. I rynek wolny. Ponieważ wolny rynek dla wolnego rynku wolnym rynkiem. I tak dalej, i tym podobne. Czyli: limitacja, certyfikacja, koncesje, ingerencja państwa, wpływ na najważniejsze segmenty..., bo nie może być tak, żeby... – i jeszcze więcej, i jeszcze prędzej, i jeszcze bardziej i tak dalej. Oto prawdziwe oblicze wolności rynku wolnego. Czy raczej owego rynku wonności. Czyli mózgotrzepania dalszy ciąg i co ponad to? Niewiele, a najczęściej nic.
A propos mózgoroztrzepywania w nieco innym wymiarze. “Handelsblatt” to nie tylko niemiecki tygodnik gospodarczy. To tygodnik prestiżowy – i nie tylko w tym znaczeniu, że na jego łamach zabierają głos tytułowani ekonomiści. Niekiedy tytuł przemawia głosem osobistości niemieckiego rządu. Wieszczy. Przepowiada i ocenia. Oznajmia oraz ogłasza. Niedawno tygodnik przemówił głosem federalnego ministra spraw zagranicznych, Heiko Maasa.
I cóż interesującego powiedział Niemcom Mass? Czy tam co obwieścił? Mass przedstawił rodakom manifest, opisując w nim przyszłość europejskiego ładu ekonomicznego opartego o nową formułę bezpieczeństwa. Generalnie rzecz ujmując, powiedział Niemcom pan Mass – ale uwaga, to nie jest dosłowny cytat – powiedział Niemcom Mass: cierpliwości. Zachowajcie spokój. Scentralizujemy Unię pod sztandarem IV Rzeszy, a państwa narodowe przestaną Niemcom bruździć. USA odeślemy za ocean, tworząc miejsce dla wewnętrznego, europejskiego funduszu walutowego oraz wewnętrznego, europejskiego systemu rozliczeń wzajemnych. Doprowadzimy do strategicznego partnerstwa z Rosją, nad wszystkim zaś zapanuje niezwyciężona europejska armia.
Podsumowując: Niemcy grają odkrytymi kartami. Że są to przy okazji dobrze znaczone karty, wie każdy z zasiadających przy stoliku, tym samym godząc się na przekręt tysiąclecia, już dawno, dawno temu zatytułowany “Projekt Mitteleuropa”. Reszta o przekręcie wiedzieć nie musi, a jeszcze lepiej, gdyby zaczęła z niego kpić. W tym celu roztrzepane mózgi należy skłonić do wzięcia projektu za “spiskową teorię dziejów”. W to im graj, ludziom zepsutym, w Mitteleuropę zapatrzonym. Czy tam w IV Rzeszę. Boć to przecież jedno i to samo, choć nazwane inaczej.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!