Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Informuję wszem wobec, że pierwsza część blogów zebranych śp. kapitana żeglugi wielkiej Tomasza Mierzwińskiego pt. "SEAWOLF O POLITYCE" jest już w sprzedaży.
Zamysłem wydawnictwa "Słowa i Myśli" jest wydanie w najbliższym czasie kapitalnych blogów podróżniczych Tomka, a następnie całej reszty Jego przebogatej, blogerskiej spuścizny. Tym samym udało się ocalić od zapomnienia bezcenne, ulotne zapisy chwili...
KIM BYŁ DLA NAS I DLA POLSKI TOMASZ "SEAWOLF" MIERZWIŃSKI – (słowo wstępne do książki "Seawolf o polityce")
Kim był tak naprawdę kapitan żeglugi wielkiej Tomasz "Seawolf" Mierzwiński, człowiek, który zrewolucjonizował i wytyczył standardy polskiego bloga? On sam określał się mianem "jaskiniowego antykomucha". Jego światopogląd raz na zawsze ukształtował widok z okna gdyńskiego mieszkania przy ulicy Świętojańskiej, gdy jako 6-letni chłopiec ujrzał za szybą tłum rozgniewanych ludzi i niesionego na drzwiach zakrwawionego mężczyznę. Ten widok prześladował go do końca życia...
Gdy go zafrapował jakiś piękny fragment nieba i kniei, robił w ciągu paru minut bardzo schematyczny szkic ołówkowy, na którym barwy były – niczym w szekspirowskim teatrze – wyrażone przez napisy "seledyn", "purpura", "stare złoto", "morelowy" itp.
Robił nieraz dziesiątki takich szkiców i tylko niewielki ich odsetek stawał się potem obrazami. Samo dobieranie barw i malowanie obrazu odbywało się, nieraz w wiele tygodni później, w ciszy pracowni.
Szkic był więc tylko notatką pro memoria, a sam obraz kolorowy tkwił
wyłącznie we wzrokowej pamięci artysty. Dużo takich szkiców poszło na marne i nigdy nie stało się obrazami, Henryk Weyssenhoff był bowiem strasznym leniem: malował pięknie, lecz mało.
Spotykał się też Tadeusz z Julianem Ejsmondem, choć nigdy z nim nie polował, mimo że nieraz bywali gośćmi u tych samych myśliwych. Wybitnego poetę i satyryka, słynnego zarówno ze swych "Bajek", jak z prześlicznych przekładów wierszy łacińskich Kochanowskiego, nie można zaliczyć do "wielkich" myśliwych o ile – rzecz jasna – za wzór wielkości będziemy stawiali tradycję wielkich łowów litewskich. Był on natomiast wielkim, może największym w okresie Polski niepodległej, działaczem łowieckim.
Po wstrząsie pierwszej wojny i rewolucji, zwierzyny było zastraszająco mało, zaś kłusownictwo – nielegalne i legalne – szalało. Myśliwi, którzy by chcieli zatroszczyć się o rozwój łowiectwa, byli rozproszeni i zahukani. Szła na nich nagonka sfer i prasy lewicowo-ludowych. Wymyślano im od "żubrów". Ejsmond był nie tylko poetą, ale i myśliwym.
Opłakany stan kultury łowieckiej bolał go bardzo. Nic więc dziwnego, że gdy w pierwszych latach po tamtej wojnie zaczęła się tworzyć z inicjatywy pana Bolesława Świętorzeckiego wszechpolska organizacja "Polski Związek Łowiecki" (pierwotna nazwa była bardziej skomplikowana), stanął pierwszy w jej szeregach, a równocześnie wespół z panem Walentym Garczyńskim objął po śmierci pana Sztolcmana redaktorstwo tygodnika "Łowiec Polski".
Odtąd oddał łowiectwu cały swój talent niepospolity wraz z żądłem satyry i całą swą niewyczerpaną energią. Chodziło przede wszystkim o to, by dać Polsce porządną ustawę łowiecką. Ejsmond zakasał rękawy i po upływie paru lat dał Polsce ustawę, która miała się stać później wzorem dla wielu ustaw zachodnioeuropejskich, np. szwedzkiej. Oczywiście nie pisał sam tej ustawy. Nie był (na szczęście!) prawnikiem. Ale jako redaktor "Łowca Polskiego", a jednocześnie referent łowiectwa w ministerium rolnictwa potrafił tak deptać po piętach różnym dygnitarzom i generałom, tak czarować ich prośbą, no i straszyć groźbą (satyry), że po paru latach ustawa w formie dekretu prezydenta stała się ciałem. Dygnitarze bali się jak ognia satyry ejsmondowskiej, zarówno zjadliwego pióra jak języka, podpisywali więc dekret niejako na odczepnego.
Żądło ejsmondowskie było nieubłagane. Raz pewien starszy myśliwy
pan Hermann Knothe zanudzał opowiadaniami, które okraszał tzw. łaciną myśliwską, czyli pospolitym łgarstwem. W pewnej chwili, opowiadając
o polowaniu na kozła "na wychodnego" pan ten powiedział:
– A więc zdrzemnąłem się pod dębem i – wyobraźcie sobie panowie – kozioł przesadził przez mnie.
W tym miejscu Ejsmond odezwał się:
– Słyszałem, że myśliwi przesadzają, ale żeby i kozły... No-no...
Ten żarcik był raczej niewinny. Jak niewinny był tytuł fikcyjnego zbiorku: "Kilka dób na świeżym powietrzu – wrażenia z polowań zbiorowych".
Bywało jednak gorzej. Pewien krytyk z Małopolski rodem skrytykował dość ostro język łowiecki pewnego ejsmondowskiego wydawnictwa.
A trzeba wiedzieć, że Ejsmond nagrodzony pierwszą nagrodą za przekład wierszy łacińskich Kochanowskiego był szczególnie drażliwy na punkcie
zarzutów językowych. Wpadł w pasję i wydrukował w "Łowcu Polskim" wiersz satyryczny, w którym uczepił się a la Nowaczyński nazwiska swego krytyka. Krytyk zwał się Przedżymirski, a wiersz zaczynał się słowami:
Staruszek, co przedrzymał w bezczynności ruję,
Teraz wszystko, co młode, ostro krytykuje...
W wierszu było więcej inwektyw, np.:
Stworzenie mało polskie, ale bardzo ce ka.
Taki pan się nie kocha, taki pan się cieka...
W światku warszawskiej centrali łowieckiej, w której zasiadali przeważ- nie starsi wiekiem i wzajemnie się adorujący mastodonci i generałowie "weselni" (tj. tacy, których zaprasza się na wesele dla uświetnienia tej uroczystości), zawrzało. W światku tym, jak i w innych dziedzinach życia stołecznego Małopolanie mieli wpływy niemałe. Okazało się przy tym, że biedny pan Przedżymirski był osobą grata w Małopolsce. Ejsmonda zmuszono do publicznego i dość skruszonego ekskuzowania się. Wypadek został pozornie zatuszowany, lecz w duszach mastodontów trutych nieustannie mniejszymi, niż powyższa, dozami docinków, pozostał osad niechęci, może nawet nienawiści do Ejsmonda. Był tolerowany, ale czekano okazji, aby mu podstawić nogę.
Okazja przyszła wkrótce. Jak wspomniałem, Ejsmond był nie tylko redaktorem "Łowca Polskiego", ale i "kontraktowym" referentem w ministerium rolnictwa. Zdarzyło się, że minister Karol Niezabytowski, człowiek wielkiej zacności i wielkiego rozumu, lecz z którym Ejsmond miał dlaczegoś na pieńku, został odznaczony jakimś wysokim orderem. Co robi Ejsmond?
Pisze do jednego z pism warszawskich felieton pt. "Udekorowane bydlę",
w którym w sposób bardzo przejrzysty nawiązuje do historii, która się zdarzyła na froncie zachodnim w czasie 1. wojny, gdy krowa będąca maskotą oddziału wojskowego została z jakiejś okazji i dla facecji udekorowana przez żołnierzy Legią Honorową i sfotografowana z orderem zwisającym u podgardla. Tym razem burza zwaliła się na Ejsmonda. Zostaje z punktu wylany ze stolca redaktorskiego przez braci myśliwych. Równocześnie zausznicy ministra wylewają go z posady referenta łowieckiego. Burza wywołuje kontr-burzę. Ejsmond miał wrogów, ale miał też wpływowych przyjaciół, np. pana Bolesława Świętorzeckiego. Przyjaciele również podnieśli gwałt, powołując się na wolność prasy i satyry. (Były to jeszcze dobre czasy, gdy tego rodzaju argumenty "grały"). Ponadto spostponowany minister okazał się nie tylko człowiekiem porządnym, lecz również – co się znacznie rzadziej zdarza wśród dygnitarzy – niepozbawionym poczucia humoru.
W rezultacie Ejsmond powrócił na posadę referenta łowieckiego. Z posadą redaktora było gorzej. Towarzystwo wzajemnej adoracji łowieckiej miało stanowczo dość Ejsmonda. Mastodonci zbyt długo czekali na okazję wy- gryzienia Ejsmonda, by ją teraz przegapić: Ejsmond nie wrócił już nigdy na stanowisko redaktora.
Ukochani przez bogów umierają młodo. Julian Ejsmond zmarł młodo i tragicznie. Zginął w roku 1930 w wypadku samochodowym pod Zakopanem. W ciągu krótkiego, lecz bujnego życia los na ogół uśmiechał się do niego. Nieraz jednak płatał mu figle. Spłatał mu tragicznego figla w chwili śmierci: samochodem kierował w stanie nietrzeźwym profesor Janusz Domaniewski, skądinąd myśliwy i pijak wielkiej zacności, lecz któremu Ejsmond dużo jadu satyry i przycinków zalał za skórę. Należał też do grupy mastodontów, którzy wygryźli Ejsmonda z redaktorstwa.
Otóż pan Domaniewski wyszedł z wypadku bez szwanku, a Ejsmond – wyrzucony jak z procy z otwartej maszyny na szosę – zmarł w ciągu kilku minut. "Łowiec Polski" umieścił sążniste nekrologi i rozpoczął wielką zbiórkę na fundusz pomocy dla wdowy i dzieci po zmarłym.
Wspomniałem o generałach "weselnych". Zaproszono ich do władz Związku zarówno dla "prestiżu", jak i dla celów praktycznych: mieli być promotorami różnych ustaw i rozporządzeń łowieckich.
Były i cele praktyczne bardziej przyziemne: cywile zasiadający we władzach Związku mieli nadzieję dostawać przez wysoką protekcję generałów dzierżawy polowania w lasach państwowych, odstrzał zwierzyny w tych lasach, zaproszenia na polowania reprezentacyjne itp. Tadeusz, który jako przedstawiciel Towarzystwa Łowieckiego Ziem Wschodnich zjeżdżał do Warszawy prawie co miesiąc na posiedzenia centralnego wydziału wykonawczego, dobrze się przyjrzał działalności łowców warszawskich. Nieraz też staczał z nimi ostre utarczki, walcząc z centralistycznymi zakusami Warszawy i żądając większej samodzielności dla prowincjonalnych oddziałów Związku. Generałów "weselnych" było dwóch: generał Kazimierz Sosnkowski i generał Fabrycy. Sosnkowskiego obrano na prezesa Związku. Słynął z krasomówstwa.
W przemówieniach jego mało było treści, ale wyrażał się gładko i ozdobnie
z nadużywaniem przysłówka "niechybnie". Z innych członków wydziału wykonawczego Tadeuszowi utkwił w pamięci hr. Maurycy Potocki z Jabłonny, który przychodził na ranne posiedzenia już dokładnie pijany. Nieraz zasypiał, a potem budził się nagle i zabierał – jak gdyby nigdy nic – głos w dyskusji.
W okresie przyjaźni z Niemcami po roku 1934 zaczęło się w Polsce małpowanie urządzeń niemieckich, tak np. za wzorem Niemców wprowadzono "pomoc zimową dla bezrobotnych". W owym czasie w Niemczech zrobiono Göringa wielkim łowczym. Wprowadzono też specjalne mundury łowieckie zielonego koloru. Polska naturalnie pośpieszyła naśladować Niemców. Wprowadzono mundury Związku Łowieckiego – zielone – które Tadeuszowi przypominały lata dzieciństwa: liberię lokajów w domu Irteńskich. Tadeusz munduru sobie rzecz jasna nie sprawił.
Raz jeden widział przybranego w taki mundur pana Bohdana Gędziorowskiego, który przybył jako delegat centrali do Malinowszczyzny na pogrzeb Bolesława Świętorzeckiego w roku 1938. Terenia Zanowa, która lubiła dosadne wyrażenia, nazwała delegata "zielonym pajacem".
Tadeusz bywał kilka razy do roku na polowaniach w Annowilu pod Wilnem u państwa Karolostwa Erdmanów. Latem polowano na kaczki na pięknym jeziorze Ołka; zimą odbywały się znakomite polowania zbiorowe, na których padała niesłychana, jak na biedne "kresy", ilość zajęcy – 100 i więcej – kilkanaście lisów, a czasem i wilk. Były to więc polowania wielce urozmaicone i świetnie zorganizowane. Pan Karol Erdman, smoleńczuk z urodzenia, odznaczał się gościnnością, energią i donośnym głosem. Tępił niemiłosiernie kłusowników oraz włóczące się psy i koty.
Na granicy lasów annowilskich porozwieszał obwieszczenia: "Osobom obcym wstęp wzbroniony – psy włóczące się i koty będą tępione".
Baba z pobliskiego miasteczka Podbrzezie przesylabilizowała to obwieszczenie i powiedziała:
– Ot i człowiek ten Erdman! Nie tylko człowieku, ale i psu nie pozwala chodzić. Nie ma na jego bolszewizmy! (Baba wymówiła te słowa w złą godzinę. Po kilkunastu latach znalazła się "bolszewizma" na pana Karola i to, niestety, z rąk swojskiej rodzimej Bezpieki).
Karol Erdman posiadał furmana staruszka. Ile razy jechali bryczką z Tadeuszem, tyle razy pan Karol pytał furmana:
– Gdzie służyłeś w wojsku?
– W Kijowie.
– A kto był komandujuszczim wojskami kijewskogo wojennogo okruga?
Furman prostował się na koźle, jak na baczność, i odpowiadał:
– Jego prewoschoditielstwo gienierał-adjutant Michaił Iwanowicz Dragomirow.
– A często widziałeś generała Dragomirowa?
– Tylko jeden raz. Była parada i przechodziliśmy przed nim simularnym marszem.
Miasteczko Podbrzezie warte jest wspomnienia z innego jeszcze powodu. Po powstaniu 1863 roku dzięki perfidnej robocie księdza-renegata cała ludność miasteczka dowiedziała się pewnego pięknego dnia, że z katolickiej stała się prawosławną. Kościół został zamknięty. Stanęła cerkiew.
Tak trwało do roku 1906. Tylko że ludność przekradała się na tajemne śluby i chrzciny do Wilna do księży katolickich. Po ukazie tolerancyjnym 1906 roku znowuż pewnego poranka – tym razem pop prawosławny dowiedział się ze zgrozą, że nie ma już on parafian, bo cała ludność jest katolicka.
Po kilku miesiącach, nie mogąc wyżyć bez pomocy materialnej parafian, zamknął cerkiew na kłódkę i opuścił miasteczko.
Ta cerkiew zamknięta na kłódkę, powoli murszejąca pod wpływem lat, pozostała w tym stanie do roku 1939, jako ciekawy pomnik zwycięstwa ducha nad przemocą. (Akcja Sławoja Składkowskiego niszczenia świątyń prawosławnych jakoś ominęła Podbrzezie).
Gdybym chciał opisać wszystkie dwory, dworki, leśniczówki i gajówki, gdzie polował Tadeusz Irteński, zajęłoby to całą księgę. Toteż na zakończenie tego rozdziału – dwie anegdoty, za których autentyczność ręczę.
Karol Wagner z Wielkich Solecznik, wielki myśliwy i wielki rolnik, miał brata Witolda, zwanego Witulkiem.
ciąg dalszy za tydzień
Chciałbym, byś mi wyjaśnił, co oznacza termin "beacon score". Wiem, że dotyczy to pożyczek, ale powiedz mi więcej na ten temat.
"Beacon score" (punktacja kredytowa) jest to numer na który patrzą pożyczkodawcy, kiedy ubiegamy się o pożyczkę. Każdy z nas ma taki numer przypisany do naszego nazwiska, SIN number oraz daty urodzenia. Najniższa możliwa punktacja to 300 punktów; najwyższa to 900 punktów (praktycznie nieosiągalna). Przeciętny dobry rekord to 700 punktów.
Wielu z nas wierzy, że powinniśmy mieć 800 punktów, by uzyskać najlepsze oprocentowanie. W rzeczywistości tylko 11 proc. Kanadyjczyków ma tak wysoką punktację.
By dostać dobre oprocentowanie, wystarczy mieć punktację na poziomie 680-700. Ale mając dobrego brokera od pożyczek, ciągle można dostać przyzwoite oprocentowanie nawet przy 600 punktach.
Według przepisów z 2008 roku – 600 punktów – to jest minimum, które musimy mieć, by ubiegać się o pożyczkę, jeśli mamy mniej niż 20 proc. "downpayment" (ubezpieczaną przez CMHC). Jeśli nasza punktacja jest niższa niż 600 punktów, to wówczas będziemy traktowani przez pożyczkodawców jako klienci "drugiej kategorii". Zwykle ma to odzwierciedlenie w wyższym oferowanym oprocentowaniu. Czasami nawet przekłada się to na dodatkowe 3,5 proc. oprocentowania w przypadku punktacji na poziomie 500.
Warto wiedzieć, jakie elementy mają wpływ na tę punktację:
* Historia płatności – zwykłe opóźnienie w regularnych płatnościach, które robimy co 30 dni ("mortgage", karty kredytowe) może obniżyć naszą punktację o 15-20 punktów w każdym przypadku. Historia płatności – zwykle jest odpowiedzialna za 35 proc. punktacji.
* Istniejące zadłużenie – jest odpowiedzialne za około 30 proc. punktacji. Banki patrzą, jakie jest nasze obecne zadłużenie i ile maksymalnie możemy obsłużyć w długach. Jeśli jesteśmy na maksimum zadłużenia, to wówczas mamy problem. Jeśli mamy zapas na poszczególnych "długach", to wówczas mamy szanse na więcej kredytu.
* "Wiek zadłużenia" – jest zwykle odpowiedzialny za 15 proc. punktacji. Zwykle tak zwany ustabilizowany kredyt powinien zawierać minimum trzy "formy" zadłużenia, każda przynajmniej z roczną historią. Jeśli mamy bardzo krótki czas naszej pożyczki (kilka miesięcy), to nie jest to często uważane jako ustabilizowany kredyt.
* Rodzaj kredytu – karty kredytowe, pożyczki hipoteczne oraz pożyczki z regularnych banków są traktowane jako bardzo pożądane i zwykle pozytywnie wpływają na naszą punktację; zwykle rodzaj kredytu odpowiedzialny jest za 10 proc. punktacji.
* "Zapytania o pożyczki" – za każdym razem, kiedy składamy podanie o pożyczkę, jest to odnotowane na naszym rekordzie. Każde "zapytanie" powoduje obniżenie punktacji o około 5 punktów. Czasami biegając między bankami i próbując znaleźć niższy procent na "mortgage", możemy zrobić sobie krzywdę. Im więcej banków odwiedzimy, "próbując" znaleźć lepszy "deal" – tym niższy będzie nasz kredyt. Zdecydowanie należy rozmawiać z "mortgage brokers", bo oni sprawdzają kredyt raz i wysyłają ten sam wyciąg z Credit Bureau do różnych banków, szukając najlepszej oferty dla nas.
Innym tematem, o którym warto wspomnieć, są bankructwa lub "consumer proposals". Kiedy pojawi się ich rekord w Credit Bureau, ma to poważny i negatywny wpływ na naszą możliwość uzyskania pożyczek, bez względu jak dawno miało to miejsce. Ale są sposoby, by pomimo rejestrowanego bankructwa w miarę szybko ubiegać się o kredyt. Kluczem jest umiejętność zbudowania nowego kredytu nawet w postaci tak zwanych "secured credit card", czyli kiedy wpłacamy na kartę na przykład 500 dol. jako zabezpieczenie i jest to nasz limit. Inną formą odbudowywania kredytu są pożyczki samochodowe czy meblowe, które dość łatwo uzyskać.
Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest utrzymanie istniejącego kredytu przynajmniej w części. Zwykle, kiedy mamy kłopoty, przestajemy spłacać wszystkie długi. Jest to błąd. Należy wybrać i zatrzymać jedną – dwie lub więcej kart, które są najmniej zadłużone, i starać się je spłacać. Jak długo je płacimy na czas, nikt nam ich nie zabierze – i w ten sposób nasz kredyt może być odbudowywany od razu.
To nie są łatwe tematy i jak mają Państwo problemy, proszę radzić się specjalistów. Natomiast dbanie o kredyt jest bardzo istotne i często zły kredyt nawet przy dobrych dochodach, może uniemożliwić nam zakup wymarzonego domu.
Jeśli ktoś ma zły "beacon score" – jak może go poprawić? Czy są jakieś sposoby?
1. Sprawdzanie akuratności informacji w raporcie Credit Bureau. Tak się składa, że "nobody is perfect" – agencja zbierająca informacje o naszym kredycie też popełnia błędy. Dlatego w sytuacjach "krytycznych" powinniśmy bardzo dokładnie przeanalizować zawarte w raporcie informacje i jeśli odkryjemy błędy – natychmiast poprosić o ich sprostowanie. Błędy mogą dotyczyć nawet naszego SIN number lub daty urodzenia.
2. Zgłaszać błędy. Tak jak wspomniałem, Credit Bureau ma obowiązek sprawdzić potencjalne błędy, które są do niego zgłaszane. Takie jest prawo. Normalnie, jeśli zgłosimy błąd, kredytor musi udowodnić, że jego raport opóźnionej płatności jest prawdziwy. Jeśli tego nie zrobi, to wówczas możemy domagać się usunięcia niekorzystnej dla nas informacji.
3. Płacić długi na czas. Płacenie swoich zobowiązań finansowych na czas jest jednym z najważniejszych elementów, które wpływają na naszą dobrą historię kredytową. "Regularność" jest odpowiedzialna za prawie 1/3 dobrej punktacji. W naszym zajętym życiu czasami warto pewne płatności załatwić jako "automatyczne prepaiments", by uniknąć konieczności pamiętania.
4. Nadpłacanie długów. Nie zawsze jesteśmy w stanie nadpłacać wiele, ale jeśli pożyczkodawca widzi, że jesteśmy zadłużeni do maksimum na wszystkich naszych liniach i kartach kredytowych, to wówczas szansa na następny kredyt jest prawie żadna. Natomiast jeśli pożyczkodawca widzi, że spłacamy długi na czas nawet z pewną nadwyżką, to wówczas jesteśmy zwykle mile widzianymi klientami.
5. Nie likwidować istniejących kart kredytowych i linii kredytowych. Często wydaje nam się, jak wychodzimy z długów, że należy pozamykać i zlikwidować wszystkie nasze karty, których nie używamy. Jest to oczywista reakcja, ale w praktyce jest lepiej pospłacać karty i po prostu je zostawić nieużywane. Bankierzy, widząc, że mamy dostępny kredyt, chętniej z nami rozmawiają. Pozbycie się kart wpływa zwykle na obniżenie "beacon score".
Warto wiedzieć, że istnieje możliwość łatwego sprawdzenia własnego kredytu oraz punktacji na stronie equifax.ca. Strona ta pozwala nie tylko sprawdzić nasz obecny kredyt, ale również ustawić sobie pewnego rodzaju system ostrzegawczy, gdyby ktoś chciał nam zarejestrować pożyczkę, używając bez naszej zgody naszych danych osobistych. Zdarza się to coraz częściej. Niestety – jest to wszystko za pewną drobną opłatą.
Maciek Czapliński
Mississauga
905-278-0007
Listy z nr. 38/2013
Forum z nr. 38/2013: Posłowie na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej do premiera Harpera
Samotny ojciec - opowieści z aresztu deportacyjnego
Napisane przez Aleksander ŁośKolumbia cieszy się złą sławą. Głównie z powodu gangów narkotykowych. Na ukrytych poletkach uprawia się rośliny, później przerabia się je na półsurowiec, aż w końcu na produkt nadający się do sprzedaży. Akcje rządu, wspierane przez rząd amerykański, dają tylko częściowo efekt, ograniczają cały proceder, ale go nie eliminują, bo bieda pcha miejscowych chłopów do upraw zakazanych krzewów. Amerykanie angażują się w tę walkę, bo głównie na rynek amerykański trafiają kolumbijskie narkotyki.
Jednocześnie Kolumbia staje się coraz atrakcyjniejsza dla amerykańskich i kanadyjskich inwestorów i rentierów, bo jeszcze jest nie w pełni odkryta przez przemysł turystyczny i za relatywnie mniejsze kwoty, niż gdzie indziej w północnej części Ameryki Południowej, można kupić tam albo kilka akrów nad oceanem pod budowę domku letniskowego, albo kupić już gotowy dom od tych, którzy zorientowali w możliwości zainwestowania w tym kraju kilka lat wcześniej.
Korea w Warszawie - korespondencja z Warszawy
Napisane przez Paula Agata TrelińskaW Warszawie na lotnisku urzędnik sprawdza paszporty unijne w mniej więcej trzy sekundy, jeśli zdjęcie się zgadza, to puszcza osobę dalej. Podchodzę i podaję swój paszport: "A gdzie jest Kitchener?" – pyta się. "W Kanadzie" – odpowiadam. "Aha, a paszport wydany w Seulu?" "Tak" – odpowiadam, już myśląc o tym, co mam odpowiedzieć, jeśli mnie zapyta, jak długo nie było mnie w Polsce. Sześć miesięcy? Tyle minęło od mojej ostatniej wizyty. Całe życie? Urodziłam się w Kanadzie, nigdy z Polski nie wyjechałam. Na szczęście do tego nie doszło, bez słowa oddał mi paszport i poszłam sobie dalej, już teraz oficjalnie w Polsce.
Nie znajdzie ludzkość ukojenia... (1)
Napisane przez Ks. Grzegorz Bliźniak
Rozmowa "Gońca" z księdzem Grzegorzem Bliźniakiem, przełożonym Stowarzyszenia Misjonarzy Jezusa Miłosiernego, mającego za cel głoszenie orędzia Bożego Miłosierdzia, przekazanego przez św. siostrę Faustynę.
Goniec: Jakie są zadania Stowarzyszenia Misjonarzy Jezusa Miłosiernego, dlaczego Stowarzyszenie, jaka była droga do niego?
Ks. Grzegorz Bliźniak: Może wyjdę od orędzia Bożego Miłosierdzia, bo Stowarzyszenie to jest tylko taki punkt, to jest tylko jakieś takie wydarzenie na tej drodze rozszerzania orędzia Bożego Miłosierdzia przez samego Pana Jezusa.
Do tego wszystkiego najpierw użył siostry Faustyny, potem wpisuje się w to przepięknie błogosławiony ksiądz Michał Sopoćko, kierownik duchowy św. siostry Faustyny, i gdzieś tam na tej drodze ja się znalazłem, nie planując ani nie pragnąc tego, ale ciesząc się z tego ogromnie i mając świadomość doniosłości, wielkości tej drogi, drogi Bożego Miłosierdzia.
Na tej drodze znalazł się i wpisuje się jako wielki, wielki apostoł Bożego Miłosierdzia błogosławiony Papież Jan Paweł II. To orędzie jest tutaj słowem kluczowym.
Dziś coś z własnego podwórka. Mój mąż Alberto kończy powoli proces nostryfikacji dyplomu lekarza i pomyślałam sobie, że napiszę coś niecoś na ten temat, ponieważ wiele jest zbieżnych informacji w Internecie, a na pewno niektórzy polscy lekarze, chcący wyemigrować do Kanady lub USA, zainteresują się tym tematem. My go znamy z doświadczenia.
Lekarze zagraniczni muszą zdobyć licencję kanadyjską lub amerykańską. Nawet jeśli ktoś już nostryfikował dyplom na przykład w Anglii, nie ma wyjątku. No chyba że ktoś na przykład studiował po angielsku w uczelni, która jest uczelnią amerykańską, istnieje już taka akademia medyczna na przykład w Krakowie. Oczywiście łatwiej jest osobom znającym język angielski, i to na takim poziomie, by zdać specjalistyczny egzamin. A zatem niektórzy zaczynają od intensywnej nauki angielskiego.
Nie trzeba także wracać na uczelnię i znów studiować. Jednak uczelnia medyczna jest weryfikowana, większość polskich akademii medycznych jest na liście uznawanych uczelni.
Wiele osób, pomimo że zamieszkuje w Kanadzie i posiada kanadyjską rezydencję lub obywatelstwo, decyduje się, by zdać egzaminy w USA, podobnie jak mój mąż. Dlaczego tak się dzieje, że wielu lekarzy "ucieka" do USA? Dlatego że w Kanadzie wiele osób czeka latami po zdaniu egzaminów na staż. Traci następne lata. Rząd kanadyjski tłumaczy się tym, że nie ma funduszy, by finansować stażystów, i miejsc jest mało. Niestety, Kanada traci licznie lekarzy – zdolnych i dobrze wykształconych fachowców. Medycyna w Polsce jest na dość wysokim poziomie i nasi lekarze mogą spokojnie konkurować z lekarzami na tym kontynencie. Ponadto medycyna jest dziedziną uniwersalną.
W USA jest inaczej, lekarze stażyści brani są do dużych miast, nie muszą wyjeżdżać w dalekie zakamarki kraju, tak jak stażyści w Kanadzie, którzy godzą się na wszystko... nawet życie w odległym rezerwacie, gdzie się można dostać tylko samolotem. Ameryka najczęściej bierze stażystów, analizując ich przydatność, na przykład znajomość języków.
Ameryka docenia wytrwałych i zdolnych medyków, choć egzaminy nie są łatwe i wiele trzeba wysiłku, by dostać licencję. Zarobki także są wyższe w USA, dlatego niewielu lekarzy z Kanady wraca tutaj. W Kanadzie ludzie umierają z braku dostępu do służby zdrowia. A rząd utrudnia proces wdrażania zagranicznych lekarzy, często już OBYWATELI KANADYJSKICH, pomimo że prawo nakazuje, by każdy miał te same możliwości i nie był dyskryminowany. Dość ciekawy temat do przemyślenia.
Egzaminy nostryfikacyjne USA odbywają się w różnych krajach i niekoniecznie trzeba podróżować do USA czy Kanady. Co ciekawsze, NIE TRZEBA POSIADAĆ ZIELONEJ KARTY W USA, BY NOSTRYFIKOWAĆ DYPLOM I PRACOWAĆ JAKO LEKARZ. Ponownie, wiele osób traci szanse na przylot i pracę w Ameryce, nie wiedząc o istniejącej możliwości zatrudnienia, posiadając jedynie wizę pracy, załatwianą przez sponsorującą placówkę medyczną po zdaniu egzaminów.
Jeśli ktoś myśli o nostryfikacji dyplomu lekarza i pracy w tym zawodzie w Ameryce, zalecane są kursy przygotowawcze, organizowane przez Uniwersytet Kaplan. W Toronto można zapisać się na taki kurs, przygotowanie do jednego egzaminu kosztuje ok. 3000 dolarów. Najtrudniejszy, jak mówią lekarze zagraniczni, jest pierwszy 8-godzinny egzamin, obejmuje on całą medycynę w teorii. Ważne też jest, by mieć dobry wynik z pierwszego egzaminu, zapewnia to otrzymanie miejsca na staż. Do Toronto przylatują na wykłady profesorowie i wykładowcy z różnych uczelni amerykańskich, jest także możliwość nawiązania ciekawych kontaktów.
Proces nostryfikacyjny w USA nie wymaga zdawania TOEFL-a (egzaminu językowego). Pomagałam klientom – polskim lekarzom, którzy musieli zdawać wielokrotnie TOEFL w czasie procedury nostryfikacyjnej. Nie był to łatwy egzamin i mało związany z językiem medycznym, ale Kanada wymaga, by kandydat oprócz egzaminów zdał TOEFL na odpowiednim poziomie. Amerykanie podchodzą bardziej praktycznie – jak można zdać tak trudny egzamin, nie rozumiejąc i nie znając angielskiego?
Po dwóch egzaminach każdy zagraniczny lekarz, bez względu na to, czy jest wysokiej rangi specjalistą czy nie, musi odbyć staż. W Kanadzie jest to główny problem zagranicznych lekarzy. Znalezienie miejsca dla stażysty lekarza zagranicznego graniczy prawie z cudem. Stażystom udaje się znaleźć miejsce w odległych prowincjach, generalnie tam, gdzie nikt nie chce pojechać, łącznie z rezerwatami. Atrakcyjne miejsca są raczej rezerwowane dla kanadyjskich absolwentów.
Czy warto poddawać się długiej, ciężkiej procedurze nostryfikacyjnej? Myślę, że tak, ponieważ w USA stażysta otrzymuje na początek około 250 000 do 340 000 dolarów (w zależności od specjalizacji), no może nie na rękę, bo należy od tej kwoty zapłacić duży podatek, ale zostaje dość atrakcyjna pensja. Najwięcej zarabiają obecnie, między innymi, stażyści radiologii, ta dziedzina obecnie przoduje, nie jak kiedyś chirurgia. Ameryka, w przeciwieństwie do Kanady, stawia na zdolnych i wytrwałych z całego świata. Może dlatego przodują oni w różnych dziedzinach. W Kanadzie – Ontario, moi klienci nie chcieli zostać dopuszczeni do egzaminów, tylko dlatego, że nie posiadali jeszcze pobytu. Musiałam pisać specjalne pisma, zapewniające, że sprawa jest złożona i niebawem pobyt zostanie przyznany – co bardzo pomogło. W USA można egzaminy zdawać, nawet będąc jedynie turystą. Jak odmienne podejście do tematu. Życzyłabym sobie, by komisje egzaminacyjne brały przykład z sąsiadów, medycyna i opieka medyczna, pomimo że płatna, jest w USA na wyższym poziomie.
Mogłabym też zrozumieć, jeśli w Kanadzie byłoby zbyt wielu lekarzy. No dobrze, kraj o małej populacji, po co ściągać zagranicznych lekarzy, zabierających pracę Kanadyjczykom. Jednak tak nie jest. W Kanadzie brakuje lekarzy, ludzie w niektórych częściach kraju cierpią, nie mając dostępu do opieki medycznej... a kanadyjski rząd nic nie robi w tym kierunku, by wykorzystać chętnych i zdolnych lekarzy –imigrantów. Widziałam ostatnio reportaż na temat kanadyjskiej służby zdrowia, kobieta straciła matkę w kolejce na pogotowiu, bo czas oczekiwania na lekarza wynosił 17 godzin! Warto by się zastanowić, dlaczego tak się dzieje i dlaczego nic się nie zmienia w Kanadzie w tej kwestii. Dlaczego Kanada nie wykorzystuje potencjału imigracji? Przecież chodzi o życie ludzkie kanadyjskich rezydentów i obywateli.
IZABELA EMBALO
licencjonowany doradca imigracyjny
tel. 461 515 2022 Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.emigracjakanada.net
Żeby każdy Polak miał kawałek Polski
Napisane przez Andrzej Kumor/Marian Kowalski
Rozmowa z Marianem Kowalskim z Ruchu Narodowego
– Wizyta dobiega końca, pierwszy raz byłeś na tym kontynencie, miałeś jakieś wyobrażenia o tym, jak tu jest, gdzie jedziesz itd. Co Cię najbardziej uderzyło, co musiałeś zweryfikować?
– Widać gołym okiem, że jest duża przychylność dla przedsiębiorczości zwykłych obywateli. Na każdym kroku widać firmy, widzę, że to nie są duże firmy, takie raczej pewnie rodzinne czy jednoosobowe, mnóstwo pawilonów, w których te firmy się mieszczą. W zasadzie całe przedmieścia to są miejsca, gdzie te firmy się zainstalowały. Przed każdą firmą solidne parkingi, żeby był łatwy dostęp.
Tego w Polsce nie ma. Jak jest firma, to nie ma przed nią parkingu, jak jest parking, to płatny, czyli widać, że tutaj ta infrastruktura istnieje. Są szerokie, porządne drogi, widać, że są korki, ale to jest incydent, a u nas korki to jest zasada. No i przede wszystkim duma z flagi państwowej, tutaj są wszędzie flagi, często dwie, flaga kanadyjska i flaga kraju, z którego obywatel pochodzi, czyli ludzie się afiszują ze swoim patriotyzmem, są dumni ze swojego pochodzenia. Tego w Polsce nie ma. Już nie muszę mówić, że tutaj jest straszna mozaika etniczna, a jednocześnie widać na pierwszy rzut oka, że jest porządnie, czysto, ludzie są uprzejmi, i nawet w tym ścisłym centrum Toronto, gdzie budynki stoją prawie jeden na drugim, mnóstwo ludzi, to jednak widać coś pozytywnego, ludzie pracują, są w ciągłym ruchu, i nie widać czegoś takiego jak w Polsce – przygnębienia na twarzach ludzi. To takie pierwsze refleksje.
Więcej...
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…