Teksty
Publicystyka. Felietony i artykuły.
List od Kancelarii Prezydenta Dudy:
Pan Aleksander Graf Pruszyński
Szanowny Panie,
potwierdzamy wpływ Pana listu z 3 lutego 2017 roku nadesłanego do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, a przekazanego do Biura Dialogu i Inicjatyw Obywatelskich Kancelarii Prezydenta RP w celu udzielenia odpowiedzi. Przepraszamy za długi okres oczekiwania na odpowiedź spowodowany licznym wpływem korespondencji kierowanej do Prezydenta RP i Kancelarii.
Prezydent Duda z „radością i satysfakcją” przywitał w Polsce lewacką organizację amerykańskich Żydów, niegdyś finansującą działalność szkoły frankfurckiej.
American Jewish Committee ma fiksację na punkcie chrześcijańskiego antysemityzmu. Spodziewałbym się raczej, że polski rząd zignoruje tych klaunów. W żaden sposób Polacy nie zyskają na akomodowaniu AJC. AJC działa podobnie jak inne lewicowe organizacje wiktymologiczne. Niezależnie od tego, co się zrobi, aby je zadowolić, będą nadal narzekać – mówi Kresom.pl profesr Paul Gottfried.
Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, a już zwłaszcza w takim, jak Polska – a szczególnie nie jest nim Donald Tusk. Jako premier owszem, próbował trochę poluzować sobie gorset, jakim skrępowały go stare kiejkuty, wystrugując z banana na stanowisko premiera rządu. Kiedy dowiedział się, że w Polsce przebywa niejaki Peter Vogel, zarządził jego aresztowanie, co niezawisły sąd skwapliwie wykonał.
Ten Peter Vogel tak naprawdę nazywał się Filipczyński, pochodził z porządnej, ubeckiej familii, a w latach 70. za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem został skazany na 25 lat. Jednak w 1983 roku na przepustkę z więzienia wyjechał do Szwajcarii, gdzie zmienił nazwisko na Peter Vogel i został finansistą. Na jakich finansach? Tego nie wiem, ale możliwe, że został zatrudniony w charakterze strażnika Labiryntu, w którym stare kiejkuty zdeponowały skarby Sezamu, pracowicie kradzione z różnych miejsc, m.in. z PEWEX-u. Ujawnione to zostało na marginesie „afery Oleksego”; na początku 1996 roku w tygodniku „Wprost” ukazał się artykuł opowiadający, jak to PZPR kradzione z PEWEX-u walory lokowała w szwajcarskich bankach. Np. w latach 1988–1989 wykorzystała 800 zezwoleń dewizowych NBP, a więc musiała wykonywać więcej niż jeden transfer dziennie. Przykładowo jednego dnia przekazała 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów – i tak dzień w dzień przez 18 lat!
O ile wiem, nikt nigdy nie zainteresował się, nie mówiąc już o wyjaśnieniu, kto tym Sezamem zawiaduje, jaki z tej forsy robi użytek, a z faktu, że prezydent Kwaśniewski w ostatnim dniu swego urzędowania Petera Vogla ułaskawił, wysuwam podejrzenie, że właśnie ktoś taki jak Peter Vogel, odcięty czasowo od stryczka, w sam raz się na strażnika Labiryntu nadawał. I kiedy premier Tusk kazał go aresztować, minister sprawiedliwości Ćwiąkalski obiecywał sobie, że w „areszcie wydobywczym” Vogel zacznie śpiewać, a minister spraw wewnętrznych Schetyna spodziewał się nawet wyjaśnienia zagadkowych okoliczności jego wyjazdu do Szwajcarii i jego ułaskawienia.
Stare kiejkuty zbagatelizowały aresztowanie Vogla i tylko w niezależnych mediach głównego nurtu ukazała się seria publikacji, jak to niebezpiecznie jest w polskich więzieniach, jak to więźniowie, sami nie wiedząc kiedy, wieszają się na własnych skarpetkach w celach monitorowanych 24 godziny na dobę – więc jak tylko Vogel obejrzał sobie przynajmniej jeden taki program, to już wiedział, czego się trzymać. Ale mijały miesiące, a nikt go z aresztu wydobywczego nie wydobywał, więc chyba zaczął chlapać – bo w dzienniku „Dziennik” ukazały się rewelacje z tajnych zeznań Vogla, do których „dotarł” dziennikarz śledczy, jak to generałowi Czempińskiemu ze szwajcarskiego konta jakiś Turek ukradł milion dolarów, a generał nawet tego nie zauważył. Tego dla starych kiejkutów było już za wiele i postanowili przytrzeć premieru Tusku rogi. W rezultacie dziennik „Rzeczpospolita” „dotarł” do tajnych stenogramów z podsłuchów rozmów pana Chlebowskiego, Drzewieckiego i innych, którzy na cmentarzu namawiali się, jak by tu korzystnie ukształtować branżę hazardową w naszym nieszczęśliwym kraju. Premier Tusk dopiero zobaczywszy, jak pan Chlebowski wytapia z siebie tłuszcz na oczach całej Polski, zrozumiał z przerażeniem, że parasol ochronny nad nim został zwinięty i nie tylko powyrzucał wszystkich zamieszanych w „aferę hazardową”, której – jak się potem okazało – wcale „nie było”, ale również pana Schetynę za to, że – jak powiedział – „ma do niego zaufanie”. Ale starym kiejkutom było to za mało i rząd musiał w dwa tygodnie przeforsować ustawę hazardową z regulacjami korzystnymi dla „służb”, ustawę o IPN, a ponadto premieru Tusku zakazano kandydować w wyborach prezydenckich, czego, jak się wydaje, bardzo pragnął. Tu jednak włączyła się Nasza Złota Pani, obdarzając premiera Tuska Orderem Karola Wielkiego, co dla wszystkich było widomym znakiem, że kto odtąd podniesie na niego rękę, będzie miał do czynienia z samą Naszą Złotą Panią. Ale potem wybuchła afera Amber Gold i Nasza Złota Pani w ostatniej chwili podała premieru Tusku pomocną dłoń, wyciągając go z „polskiego piekła” na brukselskie pastwiska, gdzie pozwala mu leżeć i tłuszczem obrastać, żeby w roku 2020, kiedy przyjdzie pora, został prezydentem polskiego tubylczego bantustanu.
Wspominam o tym nie tylko dlatego, by rozmaitym „obrońcom demokracji” odświeżyć pamięć, ale przede wszystkim dlatego, że właśnie dowiedzieliśmy się, kim tak naprawdę jest Donald Tusk. A spenetrował tę zbawienną prawdę nie byle kto, tylko sam „legendarny” Władysław Frasyniuk, oznajmiając, że „Donald Tusk jest bezpiecznikiem, łącznikiem i gwarancją, że Polska zostanie w UE. On będzie musiał dźwignąć ten ciężar przewidywalności, odpowiedzialności i reprezentować Polskę na arenie europejskiej”. Z obfitości serca usta mówią, toteż dzięki temu lepiej rozumiemy, jaką misję Nasza Złota Pani powierzyła Donaldu Tusku i dokąd zamierza go Mocną Ręką doprowadzić. Myślę, że i Władysław Frasyniuk został o tym, może niekoniecznie w szczegółach, ale w ogólnych zarysach poinformowany, jako wypróbowana, użyteczna transmisja zbawiennych prawd do szerokich mas ludowych.
Wszystko to oczywiście być może, ale – jak mówi poeta – „tymczasem na mieście inne były już treście” i oto niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że złowrogi minister Macierewicz nie tylko – jak zauważył były minister obrony Bogdan Klich – „obciął armii głowę”, przeprowadzając w naszej niezwyciężonej kurację przeczyszczającą, ale w dodatku rozpoczął „redukowanie” polskiej obecności w Eurokorpusie, który jest zalążkiem przyszłych „niezależnych od NATO, europejskich sił zbrojnych”. Nie każdy to pamięta, więc wypada przypomnieć, że kiedy w roku 1954 USA zgodziły się na remilitaryzację Niemiec, to znaczy – pozwoliły Niemcom na posiadanie armii, to nie miały pewności, czy Hitler przypadkiem nie zmartwychwstanie. Toteż kiedy w roku 1955 utworzona została Bundeswehra, Amerykanie wmontowali ją w całości w struktury NATO, przez które mają nad nią surveillance. Po 1990 roku Niemcy wielokrotnie puszczali próbne balony o potrzebie utworzenia europejskich sił zbrojnych poza NATO, ale zawsze spotykało się to ze stanowczym amerykańskim „niet”, bo dla nikogo nie było tajemnicą, że ten pomysł to tylko pseudonim wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli. I dopiero administracja prezydenta Obamy w lipcu ub. roku na kolejny balon próbny nie zareagowała stanowczym „niet”. Teraz jednak u steru Ameryki jest prezydent Donald Trump, który niechętnie patrzy na niemiecką hegemonię w Europie i – również ustami Teodora Mallocha, kandydata na ambasadora USA przy UE – opowiadał się za powrotem Europy do formuły konfederacji, czyli związku państw, od której odciągnął Europę traktat z Maastricht, narzucając formułę federacji, czyli państwa związkowego. Nie trzeba chyba dodawać, że przy takim podejściu „niezależne od NATO europejskie siły zbrojne” są Ameryce potrzebne jak psu piąta noga. Nie jest zatem wykluczone, że złowrogi minister Macierewicz, pozostający w kręgu Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, nie bez powodu rozpoczął „redukowanie” polskiego zaangażowania w Eurokorpusie, a ta redukcja zbiegła się w czasie nie tylko z otwarciem w Warszawie biura Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, przywitanego przez prezydenta Dudę czołobitnym listem radosnym, ale również z przybyciem do Polski kolejnych formacji amerykańskich i brytyjskich. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji Donald Tusk w oczach osobistości pozostających w orbicie Stronnictwa Pruskiego urasta do rangi olbrzyma, Wielkiej Nadziei Białych, chociaż – disons franchement entre nous – jest on tylko paziem Naszej Złotej Pani, której słucha na podobieństwo bohatera jednej z piosenek Dody Elektrody.
Stanisław Michalkiewicz
Podobno wszyscy rasiści deklarują, że nie są rasistami, więc nie będę składał takiej deklaracji na początek, skoro i tak nie ma ona znaczenia. W związku z przypadającym bodajże w miniony wtorek międzynarodowym dniem zapobiegania dyskryminacji rasowej, nasz premier Trudeau, jak na dobrze wychowanego Kanadyjczyka przystało, w ostrych słowach potępił rasizm, bigoterię i ksenofobię i co tam jeszcze znalazł w słowniku synonimów.
Problem z tymi pojęciami jest właśnie taki – słownikowy – tak na dobrą sprawę, nie mają one ostrych granic i raczej należą do sfery publicystyki niż prawa. Tymczasem coraz częściej prawo ich dotyczy i muszą te rzeczy rozstrzygać sądy.
A zatem jak to prosto wyłożyć takiemu prostemu ziutkowi jak ja, który co prawda ma wielokolorowych znajomych i posyła dziecko do szkoły, w którym stanowi ono widoczną mniejszość rasową, co to jest bigoteria? Posługując się popularną dziś britannicą, czyli Wikipedią, przeczytamy, że bigoteria to uprzedzenie: affective feeling toward a person or group member based solely on their group membership. The word is often used to refer to preconceived, usually unfavorable, feelings toward people or a person because of their gender, beliefs, values, social class, age, disability, religion, sexuality, race/ethnicity, language, nationality, beauty, occupation, education, criminality, sport team affiliation or other personal characteristics. In this case, it refers to a positive or negative evaluation of another person based on their perceived group membership.
Kurcze blade, „criminality”??? To znaczy, jeśli jestem uprzedzony do naszych fajnych chłopaków z Hells Angels i uważam, że mają za duże motocykle, to już jestem bigotem???
Hm, trudna sprawa.
Jeszcze trudniejsza, kiedy w imię „inkluzywności” nasz piękny premier każe mi szanować każdą odmienność – potępiając jakąkolwiek formę dyskryminacji innych. Według dotychczasowej logiki, jeśli wyznajemy jakiekolwiek zasady, musimy jedne przedkładać nad inne, zatem jeśli mi się nie podoba terroryzm państwa islamskiego, to excusez moi, ale nie mogę nie „dyskryminować” poglądów jego terrorystów.
Mimo tego, że czytania nauczyłem się na wierszyku o Bambo, jestem przekonany co do konieczności równego traktowania wszystkich ludzi przez państwo, prawo, administrację, policję etc. Wszyscy powinniśmy być wobec prawa i instytucji państwowych równi. Niestety, wielu uważa, że to za mało i powinni być jeszcze równiejsi. W kanadyjskim społeczeństwie, które szczyci się „równością”, co chwila natrafiamy na publiczne posługiwanie się kategoriami rasowymi. Czasem nawet jest to wprost sformułowane: white males not need apply. Ostatnio szkoły w regionie Peel postanowiły zbierać informacje na temat rasy uczniów. Po co? Czy czarny uczeń jest lepszy albo gorszy niż biały albo żółty? Przecież to paranoja!
Nasi inżynierowie społeczni uznali najwyraźniej, że z bardziej czy mniej wyimaginowanym rasizmem walczyć trzeba przy pomocy... rasizmu i odwróconej dyskryminacji. No tak się walczy na przykład z pożarami lasów, podpalając z drugiej strony, ale zdaje się, że tak w jednym, jak i drugim przypadku jest to taktyka spalonej ziemi. W naszych kanadyjskich miastach, gdzie coraz częściej ludzie biali należą do „widocznych mniejszości”, mamy problem z rasizmem a rebours, cenzurowanym przez media, ale bardzo dobrze wyczuwalnym. Większość naszych politpoprawnych niedokształconych elit politycznych wydaje się uważać, że rasizm dotyczy jedynie ludzi białych, a cała kolorowa reszta świata jest pokój miłująca.
Tymczasem kiedy torontońska alt-muzyk Sima Xyn usiłowała kupić sobie koszulkę organizacji torontońskich Murzynów Black Lives Matters, to okazało się, że nie może, bo nie jest Murzynką! Inna wojująca torontońska Murzynka z frontu ludowego Black Lives Matters, Yusra Khogali, prosiła w tweecie Allaha, aby dał jej siłę powstrzymać się od pozabijania tych wszystkich białych ludzi: Plz Allah give me strength to not cuss/kill these white men and white folks out here today. Plz plz plz. Inna pani z tej grupy stwierdziła zaś z rozbrajającą szczerością, że biali są pomyłką natury i wkrótce zostaną wyeliminowani. I co? i nic! Gdyby takie same oświadczenia padły z ust ludzi białych – interweniowałaby policja, a sprawcy trafili do kryminału. No ale czy są organizacje zrzeszające jedynie ludzi białych?
Nasi piękni łowcy rasizmu nie widzą słonia w składzie. Dlaczego? Bo nie są żadnymi antyrasistami, tylko inżynierami społecznymi – funkami aparatu nowej rewolucji, która „nigdy się nie kończy”. Jak głosi kanadyjski premier w oświadczeniu na dzień walki z rasizmem: musimy zachować rewolucyjną czujność, ponieważ postęp nigdy nie jest dany raz na zawsze: Silence is not an option because progress is never permanent.
No super. Tylko jeśli w imię walki z rasizmem futrujemy rasistów, to chyba nie oczekujemy spokoju społecznego, wolności, równości i demokracji, jakie mamy wciąż wypisane na sztandarach? Jeśli instytucje państwa będą ścigać biedne niedobitki białych rasistów, a czasem samemu je tworzyć w policyjnych prowokacjach (jak w latach 90.), a jednocześnie całkowicie zamykać oczy na rasistowskiego słonia w naszym składzie, to niedługo będziemy mieli prawdziwy problem. Bo jeśli jednak Allah nie ma konta na Twitterze i nie wysłucha wspomnianej rasistowskiej dziewczynki z naszego czarnego Ku-Klux-Klanu, jeśli puszczą jej hamulce i zacznie jednak tych białych wyrzynać?! To co wtedy?
Ograniczenie walki z rasizmem do białej populacji jest po prostu komiczne. Dlatego na koniec anegdota z Rafała Ziemkiewicza, który twittował, jak to do zaprzyjaźnionej szkoły zaproszono na zajęcia z tolerancji i inkluzywności mieszkającego w Polsce Hindusa. Wszystko było bardzo pięknie do momentu, aż zapytano go, czy Polska powinna przyjmować tzw. syryjskich uchodźców. Tu Hindus się zapalił i stwierdził gromko, że broń Boże, bo to są muzułmanie, a muzułmanie to straszni ludzie i on to wie z Indii, gdzie musiał z nimi walczyć...
Zapanowała konsternacja. Pani nauczycielce zrobiło się głupio w trąbie.
Andrzej Kumor
Resisting “soft-totalitarianism” in Canada? (1,2,3)
Napisane przez Mark WegierskiThe author will be looking at the ethical challenges for sincerely-believing Christians of living in accord with their faith in current-day Canada.
The idea of so-called “soft totalitarianism” has emerged from various dystopian novels and political writings of the Twentieth Century. In his dystopian novel Brave New World (1932), and a preface to it, Brave New World Re-visited (written after World War II), Aldous Huxley suggested a possible future society that would be mostly non-coercive, but at the same time embrace a thoroughgoing, totalitarian exclusion of traditional notions of religion, history, and family. While George Orwell’s Nineteen-Eighty Four (1949), portrayed a highly coercive society, in his “Appendix” Orwell pointed out that semantic control (the control of vocabulary and language) was the key to the maintenance of the system – “Newspeak is Ingsoc, and Ingsoc is Newspeak”.
This may suggest that if semantic control could somehow be maintained through non-coercive means, an apparatus of coercion might become secondary for controlling people. In 1941, James Burham’s The Managerial Revolution raised the notion that a new caste of managers would control society regardless of whether a given society was ostensibly democratic or not. Philip Rieff, in his seminal work, The Triumph of the Therapeutic (1966), pointed out how a regime characterized by the so-called therapeutic mode could work to exclude traditional understandings of the world. Jacques Ellul, in his critiques of the technological society, pointed to the technological system as an inhuman framework from which all more traditional notions were increasingly excluded.
Canadian traditionalist philosopher George Parkin Grant enunciated a similar critique of technology. Roland Huntford, in his classic work, The New Totalitarians, drew attention to contemporary Sweden as a society that, while ostensibly a democracy, could be characterized as socially totalitarian. Christopher Lasch, in a series of books including The Culture of Narcissism; The True and Only Heaven: Progress and Its Critics; and The Revolt of the Elites: and the Betrayal of Democracy pointed to an all pervasive current-day system that undermined traditional verities and meaningful democracy. Paul Edward Gottfried, in a series of books including After Liberalism: Mass Democracy in the Managerial State, and Multiculturalism and the Politics of Guilt: Toward a Secular Theocracy, has amplified and updated the insights of Burnham into our contemporary times. On the other hand, some on the Left have tried to characterize current-day society as “totalitarian” because of its all-pervasive, brand- and advertising-driven consumerism. Pope John Paul II had himself referred to a “thinly disguised totalitarianism” in the current-day West.
It has become almost universally accepted that so-called “hard totalitarianism” – typified by regimes such as those of Hitler and Stalin – is something very bad. At the same time, however, the notion of a “soft totalitarianism” – that may in fact arise in the most ostensibly free and democratic systems – has been given far less attention.
The ideas presented here may perhaps be surprising to a Polish audience. The author will attempt to delineate how current-day Canada – often considered a paragon of freedom and democracy – may be moving in directions that could be termed “soft totalitarian.” The author was born in Toronto, Ontario, Canada, and has lived there for over fifty years. He has seen monumental, massive change rolling over the Canadian social and cultural landscape, much of which he has perceived with increasing ambiguity. He will attempt to sketch out how, in current-day Canada, it is increasingly difficult for sincerely-believing Christians to live in accord with their faith.
Indeed, some analogies may be seen between the dilemmas faced by Thomas More in his refusal to submit to the dictates of a powerful State, and the problems faced by all sincerely-believing Christians in current-day Canada. Interestingly enough, it may be recalled that the eminent historian Norman Davies has pointed out that Henry VIII may have had more in common with his contemporary Ivan the Terrible of Muscovy, than most English historians have usually realized.
It may be recalled that Protestant England, although typically considered as the bastion of freedom and rights among the European countries, actually extended a harsh and punitive regime towards its Roman Catholics over many centuries – and especially in Scotland and Ireland which England had conquered. Despite England’s traditions of “the rights of Englishmen” -- legal and social instruments were put into place to harry Roman Catholics, such as the Test Acts. Perhaps one could draw a certain analogy to current-day Canada which – although it prides itself on being the “most free” and “most democratic” society on the planet – has put into place a variety of legal and social instruments that – it could be argued – create difficulties for the real flourishing of those of its citizens who are sincerely-believing Christians.
By the term “sincerely-believing Christians” the author would like to mean those members of the various Christian churches who try to take their faith seriously, and try to look to it as a source for day-to-day living. If they are Roman Catholics, for example, they would be those persons paying at least some attention to the various official teachings of the Roman Catholic Church. These are also persons who would wish for a considerable level of respect for their respective denominations across the society at large.
The first aspect of Canadian society to be considered is the all-pervasive media environment. One aspect of media is the North American (U.S. and Canada) pop-culture. This pop-culture, focussed on such subgenres as rock and rap music, sports, fashion, and “porn” tends to encourage very antinomian attitudes, especially among young people. Various media critics such as Neil Postman (Amusing Ourselves to Death; The Disappearance of Childhood) have drawn attention to the media’s sexualization of the lifeworld, and the promotion of what in the old days were called loose lifestyles. This heavily pervasive sexualization comes into immediate conflict with the moral teachings of the Christian churches – and the latter become perceived as increasingly tedious and irrelevant to young people. Such notions as sexual abstinence and chastity are seen with ever increasing derision.
Furthermore, there is in most current-day popular comedy and satire in Canada today, a focus on the Christian churches as the typical target of frequently derisive humour. The author himself remembers a rather nasty sketch on one of Canada’s premiere comedy shows (Royal Canadian Air Farce) deriding Pope John Paul II. Appreciation of such often unfunny humour is frequently seen as a mark of sophistication among the so-called “cool” people. Thus, attitudes of derision against Christianity become popularly ever more ingrained.
Another aspect of media is the function of news and information. Here one notices an unusual degree of media scrutiny of the various Christian churches, and especially the Roman Catholic Church. The figure of the “pedophile priest” has become a fixture of North American pop-culture today. Other professional groups in society where sexual abuse may occur in ratios comparable to those among the Roman Catholic priesthood (this ratio is certainly not as high as the impression one might get from media reports) are very rarely brought to as much public attention.
The media also dwell heavily on various past iniquities of the Christian churches, especially of the Roman Catholic Church. The media tend to enthusiastically take up such stories as the Catholic Church’s purported complicity in the Holocaust, the idiocy of fundamentalist Protestants, and so forth. In 2000, when Stockwell Day became leader of the center-right Canadian Alliance, he was sandbagged in the November federal election by being derided as a “fundamentalist Christian extremist”.
One might indeed perceive a generalized anti-Christian bias in the Canadian media as a whole. In March 2005, a Conservative member of the federal Parliament (Cheryl Gallant) circulated at the Conservative convention, a leaflet entitled, “Is Christianity under attack?” The reaction of the media was savage, and the M.P. was almost universally denounced as an “extremist”. By this act alone, the M.P. was considered to have negated her chances at ever being named to the Cabinet, should the Conservatives have won an upcoming election.
Nevertheless, the media’s attitude to Christianity can sometimes admittedly be seen as somewhat bivalent. When Christians happen to embrace so-called “progressive” causes such as helping the poor and disadvantaged, especially in the Third World, they are usually praised. However, when they step outside the parametres of what current-day society – or more precisely, today’s opinion-forming elites -- consider “permissible” – even when these are some of the core teachings of the Christian churches – they are severely censured.
The second pillar of the system is the juridical environment. Laws against libel and slander may be one of the few legal instruments left to Christians. However, the Canadian Supreme Court has weakened the definitions of libel and slander. There was the case of a woman who had objected to what she considered as the teaching of pro-homosexual attitudes in the public schools of Surrey, British Columbia. Rafe Mair, a talk-show host in British Columbia, called her a “Nazi” and a “Klansman” on the airwaves. She sued for libel, but, after a lengthy process, the Supreme Court of Canada found that Mair’s statements had constituted “fair comment”.
At the same time, however, there are in place at the federal and provincial levels, so-called human rights tribunals and commissions, among whose tasks have latterly become the regulation of speech that is considered hateful or discriminatory.
A Protestant minister had a rather pointed letter about homosexuality published in the Red Deer Advocate (a major local newspaper) in Alberta. A homosexual activist complained to the Alberta Human Rights Commision, with the result that the minister was required to pay a hefty fine, write a letter of apology, and was ordered to never again publicly write his opinions about homosexuality.
A homosexual activist launched a complaint with the Canadian Human Rights Commission that claimed that Catholic Insight (a magazine of tradition-minded Catholics), willfully promoted hatred against gays and lesbians. Although the publication was completely exonerated after fairly onerous legal proceedings, the legal costs the magazine had to bear amounted to upwards of $20,000 – money which a small magazine could ill afford. This pointed to a situation where the very process of defending against a human rights complaint constituted a significant burden on the accused.
In Ontario, there was the case of Christian Horizons. An employee of the organization “came out” as a lesbian (having earlier signed an agreement to remain in conformity with the organization’s code of conduct, which prohibited homosexual activity among employees). She was fired by the organization, and went to the Ontario Human Rights Commission. The Commission ruled that the firing was illegal, and that religious organizations were not allowed to set such criteria for their employees.
It may be fairly clear that in Canada’s juridical system today, the chances of sincerely-believing Christians being appointed to more senior judgeships are rather curtailed. In appointments to the Supreme Court of Canada, for example, the media would pay enormous attention to whether an appointee might threaten the regime of unrestricted abortion in Canada. It may be surmised that an appointee opposed to unrestricted abortion would face a firestorm of criticism. Yet, opposition to abortion is often considered as one of the most important tenets of belief in, for example, the Roman Catholic Church.
The regime of unrestricted abortion also imposes ethical dilemmas for healthcare professionals who are trying to avoid participating in the culture of abortion and contraception. For example, there have been some attempts to make the study of abortion procedures mandatory in medical school. Thus a conscientious Christian would find it difficult to finish his or her medical studies in such a situation. At the same time, nurses may be required to participate in abortion procedures in public hospitals regardless of their personal beliefs. Hospitals once associated with the Catholic Church might be forced to offer abortion services. Pharmacists may be required to prescribe so-called “morning-after pills” regardless of their personal beliefs.
There have also been laws made to prevent peaceful protest in the vicinity of abortion clinics. Some anti-abortion protestors have defiantly carried out such peaceful protests, for which they were subsequently arrested by the police, tried in court, and have actually served months or even years of jail time.
Another method of pressure by the State against the churches is the possibility of revocation of tax-exempt and charitable status. By longstanding tradition, churches are exempt from most taxes in Canada. Charitable status means that donations to a given charity can be claimed on one’s income tax form, which can in some cases significantly reduce one’s taxes. There is thus an incentive to give charitable donations. During the acrimonious debate over “same-sex marriage” in 2003-2005, there were threats made by Revenue Canada that the charitable status of Catholic charities could be revoked, if the Catholic Church continued its vocal opposition to “same-sex marriage”. Recently, the charitable status of a small, evangelical Protestant church in Alberta has been revoked. Although the main reason claimed for this by Revenue Canada is “financial irregularities” there were also added statements by the government agency that vocal opposition to same-sex marriage and abortion may constitute “political activity” – which is in Canadian law prohibited to charitable organizations. Also, Catholic adoption agencies that refuse to place children into gay or lesbian households, can be threatened with the revocation of their charitable status.
This essay is based on the draft of a presentation read at the First Sir Thomas More Colloquium: Diplomacy, Literature, Politics, at the Akademia Polonijna (Polonia University) in Czestochowa, Poland, held on March 11-12, 2010.
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…