Nie dajmy się sterroryzować politycznej poprawności i nie bójmy się myśleć ze względu na politycznie poprawne klisze, które nam podsuwają aparatczycy Nowego Jeruzalem. Bądźmy sobą! Zniewolenie zawsze zaczyna się w głowie. Owszem, wolność czasem ma swoją cenę. Ale warto ją płacić.
Mówię o tym dlatego, że coraz częściej i szerzej rozpościerają się przed nami pomyje obłudy i hipokryzji, jakimi dzisiaj rzygają na nas różne cioty kolejnej rewolucji. Różni tacy posługują się straszakiem politycznej poprawności, z której uczyniono pałkę do bicia po głowie. Wielu z nas, obitych w ten sposób, milczy w strachu.
Tymczasem żeni się nam kit. Premier federalny Trudeau po spotkaniu z premierem Ontario Dougiem Fordem zasugerował, że ten ostatni nie zna przepisów międzynarodowych dotyczących praw uchodźców. Jak wiadomo, Trudeau otworzył na nasz koszt kanadyjską granicę do napływu nielegalnych migrantów ze Stanów Zjednoczonych, korzystających dzisiaj z różnego rodzaju zorganizowanych kanałów przerzutowych.
Trudeau oraz jego minister imigracji urodzony w Somalii Ahmed Hussen próbują nas moralnie zaszantażować, powołując się na konwencje o uchodźcach, tymczasem międzynarodowe przepisy o uchodźcach stanowią jasno, że o azyl należy wystąpić w pierwszym kraju uznanym za bezpieczny i tylko ten kraj zobowiązany jest go udzielić. Takim krajem na mocy kanadyjskiego prawa są Stany Zjednoczone; odpowiednie przepisy zostały wprowadzone w życie za kadencji poprzedniego rządu, po to aby osoba, która pojawi się na granicy kanadyjsko-amerykańskiej, po tym jak odmówiono jej azylu w USA, nie mogła od nowa rozpoczynać całego żmudnego, kosztownego i długotrwałego procesu. Jest to proste uznanie, że łączą nas – Kanadę i USA – podobne wartości i troska o prawa ludzi. Niestety, przepis ten został tak niedoformułowany, że mowa jest w nim o „przejściach granicznych”, co (ci sami co zawsze) adwokaci imigracyjni zinterpretowali tak, że tzw. zielona granica nie jest nim objęta.
Skutkuje to masowym napływem różnego rodzaju ludzi, którzy chcą wejść tu poza kolejką imigracyjną, na krzywy ryj, i korzystać z kanadyjskiego systemu socjalnego, opieki medycznej i innych udogodnień. No bo czemu nie?
Na dodatek, na złość strasznemu Trumpowi, takie miasto, jak Toronto, ogłosiło się jakiś czas temu miastem-schronieniem, co oznacza, że usługi miejskie, finansowane z naszych podatków, są świadczone każdemu, kto po nie wyciągnie rękę, niezależnie od tego co tu robi i jak. Wszelkie miejskie dofinansowania, dodatki, ulgi, szczepienia, pomoc medyczną czy dofinansowanie przedszkola dla dzieci uzyskuje się bez względu na to, czy się jest stałym mieszkańcem Kanady, czy jej obywatelem i czy w ogóle płaci się tutaj podatki. Skutek jest taki, że liczbę nielegalnych imigrantów w Toronto szacuje się na 200 tys. No bo skoro jest okazja...
Dlaczego się tak dzieje? Skąd ta nasza głupota? Proszę pytać wszystkich ober-globalistów, którzy uważają, że ludzi należy mieszać, bo wtedy stare padnie i powstanie nowe. Słowem, są to pomysły ludzi, którym agitatorzy zrobili kupę do głowy.
Jeśli na czas nie podłożymy im nogi, wkrótce zagipsują nam usta.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!