Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Wszystko to być może, ale jak w takim razie chodzą szczęścia? One też mogą chodzić parami, albo nawet trójkami, a jak się uprą, to i poszóstnie. I wygląda na to, że taka przygoda przytrafiła się naszemu do niedawna jeszcze nieszczęśliwemu krajowi. Kiedy Polska odniosła niebywały sukces, na polecenie Izraela, diaspory żydowskiej i Departamentu Stanu USA nowelizując znowelizowaną ustawę o IPN, to otworzyło się przed nami istne pasmo sukcesów, od którego wszyscy, a zwłaszcza koła rządowe i okoliczne, dostają zawrotu głowy. Przestrzegał przed tym wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, pisząc o zawrocie głowy od sukcesów, bo niekiedy powoduje on niezamierzone efekty komiczne. Na przykład w sprawie nowelizacji wspomnianej ustawy, Polska na oczach całego świata została wytarzana w smole i pierzu, a w dodatku – przeczołgana, ale skoro jest rozkaz, by wszystko przekuwać w sukces, to przekuwamy. W rezultacie tej pieriekowki Polska przypomina kobietę, która wprawdzie właśnie doznała gwałtu zbiorowego, ale nie traci animuszu, przeciwnie – wybiega na ulicę i woła do przechodniów: patrzcie, jakie mam powodzenie u mężczyzn! Prawdopodobnie z tej właśnie przyczyny również pan red. Tomasz Sakiewicz rzucił pomysł, by prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i izraelskiemu premierowi Beniaminowi Netanjahu przyznać Pokojową Nagrodę Nobla. Ponieważ każda słuszna myśl rzucona w przestrzeń prędzej czy później znajdzie swego amatora, będziemy musieli stawić czoła jeszcze jednemu sukcesowi. Złośliwcy i zawistnicy, których nigdzie nie brakuje, powiadają wprawdzie, że ta pomysłowość pana red. Sakiewicza jest następstwem ponad 7 milionów złotych, jakie ma dostać na portal o Puszczy Białowieskiej, ale kto by tam słuchał takich bzdur, a poza tym, od kiedy to uczucie wdzięczności nie zasługuje na pochwałę? Zasługuje tym bardziej, że właśnie prezes Kaczyński wprawił swoich wyznawców w konsternację oświadczeniem, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Zaskoczeni spoglądają po sobie ze zdumieniem i pytają jeden drugiego – to w takim razie – po co? Przecież polityka jest realizacją dobra wspólnego, a ponieważ wiadomo, że „słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak”, to w tej sytuacji niechże przynajmniej posmakują ich Umiłowani Przywódcy, co to pragną nam wszystkim jak najszybciej przychylić nieba! Czasy, chociaż oczywiście pomyślne, bo jakżeby inaczej, niemniej jednak wciąż ciężkie, więc kogóż wynagradzać w takich ciężkich czasach, cóż premiować, jeśli nie gotowość do służenia obywatelom? Ale zbliżają się wybory, toteż nic dziwnego, że coraz częściej pojawiają się wzniosłe maksymy. Wszyscy się nimi zachwycają, no bo jakże inaczej – ale każdy wie, że to nie naprawdę, tylko tak sobie, żeby było ładniej. Podobnie zachowywał się za pierwszej komuny generał Bagno, apelując do swoich pretorian: „dzieci moje, wstrzymajcie wy się z tym rozbojem, nim ostateczne rozwiązanie nie da nam Polski we władanie! Od dzisiaj żądam cnoty od was i daję generalskie słowo, że ten, kto zlekceważy rozkaz, zapłaci jak Wawrzecki, głową!”.
Oczywiście dzisiaj czasy są inne i chociaż Kukuniek się odgraża, że będzie wszystkich dusił gołymi rękami, to każdy wie, że chodzi mu tylko o wsadzenie syna Jarosława na fotel prezydenta Gdańska, a w ostateczności – o wytargowanie od prezydenta Pawła Adamowicza stosownego odstępnego. I tak gdańszczanie mają szczęście, bo ten Jarosław, spośród Kukuńkowej progenitury i tak jest najbardziej udany, a przecież mogło być gorzej. Więc chociaż nie każdy kraj, ani nie każdy naród może pochwalić się takim prezydentem, jak Kukuniek, to przecież pasmo sukcesów na tym się nie kończy.
Oto cała Europa wsłuchuje się w słowa premiera Mateusza Morawieckiego i jeśli wierzyć temu, co w telewizji podaje do wierzenia pani red. Danuta Holecka – w dodatku swoimi słowami powtarza jego złote myśli i argumenty, to jednak potem robi coś innego. Komisja Europejska wszczęła bowiem wobec Polski procedurę sprawdzającą, czy celem zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym nie było usunięcie stamtąd agentów Stasi, albo nawet nie Stasi, tylko zwyczajnie – SB, albo Wojskowych Służb Informacyjnych, które przecież tyle się napracowały, żeby nasze państwo było bardziej przewidywalne – również dla naszych sojuszników. Oczywiście ta procedura też zakończy się sukcesem Polski, bo inaczej nie może, zwłaszcza w sytuacji, gdy prezydent USA Donald Trump, jeszcze przed rozpoczęciem brukselskiego szczytu NATO 12 lipca, nie tylko pryncypialnie skrytykował Niemcy, że za mało płacą Ameryce za ochronę, ale w dodatku – że są zakładnikiem Rosji, bo wydają miliardy na zakup gazu ruskiego, a nie amerykańskiego. Tymczasem Polska, która zgodnie z podpisaną niedawno przez prezydenta Trumpa ustawą, będzie musiała zrealizować żydowskie roszczenia szacowane na ponad 300 mld dolarów, niczyim zakładnikiem nie jest – na dowód czego prezydent Trump nie tylko porozmawiał z prezydentem Dudą w swoim gabinecie, ale podobno rozważa, czy nie wpuścić go do Białego Domu, do którego przed nowelizacją znowelizowanej ustawy o IPN, miał szlaban.
Nawiasem mówiąc, jednym z tematów obrad szczytu NATO ma być: „kobiety i bezpieczeństwo”. Czyżby za tymi zagadkowymi sformułowaniami kryła się informacja, że całe NATO stanie murem w obronie prezydenta Stanów Zjednoczonych przed kobietami, które, jedna przez drugą, przypominają sobie, jak to Donald Trump je „molestował”? To już się robi prawdziwa epidemia i jeśli przynajmniej połowa tych oskarżeń była prawdziwa, to Donald Trump nic, tylko musiał molestować od oceanu do oceanu niczym tornado. Taki wigor nie może nie wzbudzać respektu, ale też i pytania – kiedy w takim razie zdążył zrobić taki majątek?
Bardzo możliwe, że w przerwach między molestowaniami, a to by oznaczało, że te oskarżenia mogą być inspirowane przez złego ruskiego czekistę Putina, z którym prezydent Trump 16 lipca w Helsinkach ma się namawiać, jak by tu urządzić świat, żeby było dobrze. Czego w tej sytuacji może prezydent Trump chcieć od ruskiego czekisty, który z Niemiec zrobił swojego zakładnika? Po pierwsze – żeby kobiety przestały sobie już przypominać, bo od tego zależą kolejne sprawy. Więc – żeby Rosja nie urządzała już wspólnych manewrów z Kitajcami i razem z USA nacisnęła koreańskiego Umiłowanego Przywódcę Kim Dzong Una, aż zacznie wytapiać z siebie tłuszcz. Po trzecie – żeby Rosja nie przeszkadzała w utworzeniu niepodległego Kurdystanu i zgodziła się na zrobienie mokrej plamy z syryjskiego tyrana. Wreszcie – po czwarte – żeby machnęła ręką na strategiczne partnerstwo z Niemcami. No dobrze – ale co w takim razie chciałby zimny ruski czekista od prezydenta Trumpa? Ano – jeśli ma nie kombinować z Kitajcami i przycisnąć złowrogiego Kim Dzong Una, to za cenę jakichś dobrze ubezpieczonych gwarancji, że Rosja będzie współdecydować o wszystkich sprawach Dalekiego Wschodu. Co do Kurdystanu i Syrii, to owszem – Rosja może zgodzić się na rozbiór tego kraju pod warunkiem utrzymania morskiej bazy w Tartus, a w dodatku – syryjskiego wybrzeża Morza Śródziemnego, dzięki czemu mogłaby wziąć w podwójne kleszcze Turcję, która w tej sytuacji może łatwiej zgodzi się na własny rozbiór – bo to właśnie oznacza dla niej Kurdystan. Ale Rosja będzie chciała amerykańskiej zgody na rozbiór Ukrainy, to znaczy – na uznanie niepodległości Noworosji, dzięki czemu uzyskałaby lądowe połączenie z Krymem. No dobrze – a w takim razie co z Zachodnią Ukrainą? Ano, może by ją połączyć ze Wschodnią Polską i utworzyć tu Judeopolonię. To by była ta „strefa buforowa”, o której w 1989 roku mówił na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych OBWE w Wiedniu sowiecki jeszcze minister spraw zagranicznych Edward Szewardnadze, pytany o stosunek ZSRR do zjednoczenia Niemiec. Niemcom na otarcie łez i skłonienie ich do zwiększenia opłat za amerykańską ochronę, można by przekazać „Ziemie utracone”, z których Żydzi nie mogliby już zaspokajać swoich „roszczeń” – oczywiście po uroczystym zagwarantowaniu, że Berlin nie będzie deportował mieszkających tam Polaków, tylko ich oczynszuje, podobnie jak Żydzi w Judeopolonii. W Judeopolonii za to zatriumfuje „judeochrześcijaństwo” – o czym może świadczyć zdjęcie suspensy z przewielebnego księdza Wojciecha Lemańskiego już następnego dnia po tym, jak w jarmułce na głowie przewodził on modłom przy pomniku w Jedwabnem. Przewielebny odtąd będzie mógł pilotażowo stręczyć judeochrześcijaństwo w diecezji łódzkiej, a potem się zobaczy. Przy takim ułożeniu stosunków wszyscy powinni być zadowoleni, więc jakże tu nie przebierać nogami z niecierpliwości?
Stanisław Michalkiewicz
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!