farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...

Numer 22/2017, 2-8 czerwca 2017

Po zmianie zasad dotyczących dokumentów uprawniających do przekraczania granicy kanadyjskie konsulaty w kilku państwach przeżywają szturm na biura paszportowe. Na wydanie paszportu czeka się tygodniami.

Nathan Schwarz, urodzony w Kitchener, ma również obywatelstwo australijskie. Tak samo jego najstarsza córka. Chciał zabrać całą swoją rodzinę na jakiś czas do Kanady, kupił bilety lotnicze na pięciotygodniowy pobyt. Potem zaczął wypełniać wnioski o elektroniczną autoryzację podróży (eTA) i okazało się, że starsza córka nie dostanie dokumentu, jeśli nie będzie miała kanadyjskiego paszportu. Jest Kanadyjką, więc na australijski paszport nie wjedzie. Schwarz sprawdził na stronie konsulatu, ile będzie musiał czekać na paszport – okazało się, że około 45 dni. Czyli nie ma szans, żeby zdążył.

Podobnie długo czeka się w Wielkiej Brytanii i Francji – nawet do 8 tygodni, dwa razy dłużej niż zwykle. W Niemczech czas oczekiwania to 4-6 tygodni.

Citizenship and Immigration Canada informuje, ze podróżni mogą starać się o specjalną autoryzację na wlot. To opcja tymczasowa, którą wprowadzono w tym samym czasie co wymaganie posiadania kanadyjskiego paszportu przez podwójnych obywateli. O specjalną autoryzację można wystąpić nie później niż 10 dni przed wylotem, nie ma gwarancji, że dana osoba ją dostanie, a jeśli już dostanie, to specjalna eTA jest ważna tylko przez cztery dni od wskazanej daty wylotu.

Na wydanie specjalnej autoryzacji mogą liczyć tylko osoby, których kanadyjskie obywatelstwo można potwierdzić elektronicznie, tzn. istnieją dokumenty w formie elektronicznej potwierdzające, że osobie tej już kiedyś wydano certyfikat poświadczający obywatelstwo, kanadyjski paszport lub zanim dostała obywatelstwo miała status stałego rezydenta.

Jeśli sprawa jest pilna, konsulat może wydać paszport tymczasowy – ale i tak czeka się na niego do 20 dni – lub dokument uprawniający do odbycia podróży w nagłych wypadkach, ważny tylko na jedną podróż do Kanady.

Citizenship and Immigration Canada podaje, że od 2 listopada 2016 roku departament wystawił ponad 7600 specjalnych eTA. Od listopada do końca marca bieżącego roku konsulaty kanadyjskie wydały ponad 279 000 paszportów.

środa, 31 maj 2017 16:17

W trosce o pracowników....

Napisane przez

Premier Wynne ogłosiła we wtorek plan podniesienia płacy minimalnej do 15 dol. za godzinę. Podwyżka będzie stopniowa, rozłożona na najbliższych 18 miesięcy. Od 1 października bieżącego roku minimalna płaca będzie wynosić 11,60 dol. za godzinę (obecnie jest 11,40), od 1 stycznia 2018 – 14 dol., od 1 stycznia 2019 – 15 dol. Następnie będzie podnoszona o wysokość inflacji.

Osoby serwujące alkohol, które obecnie obowiązuje stawka 9,90 dol., do 2019 roku będą dostawać 13,05; przewodnicy myśliwscy i wędkarscy – 75 dol. (obecnie 56,95) za przepracowanie mniej niż 5 godzin dziennie lub 150 (obecnie 113,95) za dłuższą pracę.

Wynne przedstawiła jeszcze kilka innych propozycji zmian w prawie pracy. Są to:

1. zrównanie stawek wypłacanych pracownikom zatrudnianym na część etatu i na pełny etat;

2. podniesienie wymiaru płatnego urlopu wypoczynkowego do 3 tygodni – po przepracowaniu 5 lat u jednego pracodawcy;

3. wprowadzenie obowiązkowej rekompensaty w kwocie równej trzykrotnej stawce godzinowej w przypadku odwołania zmiany, na którą pracownik miał przyjść, w czasie krótszym niż 48 godzin przed rozpoczęciem pracy; pracownik będzie mógł odmówić zmiany godzin pracy, jeśli pracodawca poprosi go o to cztery dni wcześniej lub później, a po przepracowaniu 3 miesięcy będzie mógł wnioskować o zmianę grafiku lub miejsca pracy (to wszystko od początku 2019 roku).

4. wprowadzenie 10 dni urlopu na żądanie (z nagłych przyczyn losowych) dla wszystkich pracowników, przy czym co najmniej dwa dni będą musiały być płatne. W 2018 roku zwiększy się wymiar urlopu rodzinnego na czas leczenia kogoś z członków rodziny z 8 tygodni w okresie 26 tygodni do 27 tygodni w ciągu 52 tygodni. Pracodawcy nie będą mogli żądać zwolnienia lekarskiego.

5. wprowadzenie kar dla pracodawców, którzy będą próbowali z normalnych pracowników zrobić kontraktorów po to, by zaoszczędzić na świadczeniach pracowniczych.

Pani premier powiedziała, że zależy jej również na zmianie zasad tworzenia związków zawodowych, tak by związki mogli tworzyć np. pracownicy świadczący opiekę domową, zajmujący się zarządzaniem budynkami oraz świadczący usługi socjalne. Zaproponowane zmiany są ujęte w Fair Workplaces, Better Jobs Act. Dokument zawiera zestaw poprawek do obecnie funkcjonującego prawa pracy.

Propozycje premier Wynne są odpowiedzią na opublikowany w zeszłym tygodniu raport o stanie rynku pracy Changing Workplaces zawierający 173 rekomendacje. Autorzy raportu stwierdzili, że ze względu na rozwój technologii, osłabienie sektora produkcyjnego oraz zmniejszenie się liczby miejsc pracy zabezpieczanych przez związki zawodowe mniej więcej jedna trzecia z 6,6 milionów ontaryjskich pracowników nie jest pewna swojego zatrudnienia. Wynne potwierdziła, że w obecnych czasach coraz więcej osób pracuje na krótkie kontrakty, na część etatu i nie ma określonych godzin pracy.

Obecnie minimalna płaca w Ontario to 11,40 dol. za godzinę. W Kanadzie najniższa stawka obowiązuje w Saskatchewan – 10,72 dol., a najwyższa – w Nunavucie – 13 dol. W pozostałym prowincjach i terytoriach rzecz się ma następująco: Alberta – 12,20 dol., w tym roku ma wzrosnąć do 13,60; Kolumbia Brytyjska – 10,85 dol., pod koniec roku będzie 11,25; Manitoba i Nowy Brunszwik – 11 dol.; Nowa Fundlandia i Labrador – 10,75 dol., od października będzie 11; NWT – 12,50; Nowa Szkocja – 10,85; P.E.I. i Quebec – 11,25; Jukon – 11,32. We wrześniu zeszłego roku Alberta jako pierwsza przyjęła podwyżkę do 15 dol. za godzinę, ale wejdzie ona w życie dopiero w październiku 2018 roku.

Ontaryjska Izba Handlowa uważa, że podniesienie stawki minimalnej będzie prowadzić do zwolnień i zahamuje tworzenie nowych miejsc pracy. Apelowała do rządu o przeprowadzenie dokładnej analizy wpływu potencjalnych zmian na gospodarkę. Wynne ogólnikowo zapewniła, że rząd będzie współpracował z małymi przedsiębiorcami i wspierał ich podczas wprowadzania zmian. Stwierdziła, że gospodarka prowincji jest na tyle silna, że może sobie pozwolić na podwyżkę płac.

Około 1,5 miliona pracowników w Ontario zarabia mniej niż 15 dol. za godzinę.

Ostatni weekend upłynął w Mississaudze pod znakiem festiwalu kultur Carassauga. To największa tego typu impreza w Ontario. Rozpoczęła się jak co roku paradą narodów oraz występami muzycznymi i tanecznymi. Przez trzy dni można było zwiedzać 31 pawilonów w 9 lokalizacjach i poznawać kulturę Afryki, Brazylii, Bułgarii, Kanady, Karaibów, Chin, Chorwacji, Cypru, Egiptu, Grecji, Hawajów, Indii, Indonezji, Iraku, Irlandii, Korei, Ameryki Łacińskiej, Libanu, Macedonii, Nepalu, Pakistanu, Filipin, Polski, Portugalii, Rumunii, Serbii, Hiszpanii, Sri Lanki, Turcji, Ukrainy i Wietnamu. Tegoroczną nowością była wystawa Nepalu, który zaprezentował się jako atrakcja turystyczna dla podróżnych z całego świata. Twórcy pawilonu starali się, by każdy odwiedzająct go zapamiętał, że Nepal to kraj narodzin Buddy oraz państwo, na terenie którego znajduje się najwyższa góra świata – Mount Everest. Można było zobaczyć, jak wyglądają namioty bazowe, a także spróbować wspinaczki.

Mimo deszczowego piątku organizatorzy festiwalu na brak gości nie mogli narzekać.

To nie kaczka dziennikarska. Ta kaczka kosztuje 200 000 dol. i w większości płacimy za nią my wszyscy, ontaryjscy podatnicy. Podarek w postaci wielkiej gumowej kaczki na 150-lecie Kanady zafundowała mieszkańcom Ontario premier Wynne. Na pewno niejeden się zastanowi, co ma wspólnego żółta kaczka o rekordowej wysokości sześciu pięter i masie 13 600 kg z okrągłą rocznica Konfederacji…

Kaczka będzie sprowadzona do Toronto na Redpath Waterfront Festival. Kosztuje 200 000 dol., z czego większość pokrywa rząd Ontario. Resztę dokładają sponsorzy. Objedzie kilka miast. Rzecznik ministerstwa turystyki Jeff Costen przekazał, że grant na „trasę” (nie powiedział, że na kaczkę) wyniósł 121 325 dol. Obejmuje wypożyczenie kaczki z USA, transport, pompowanie, wynajęcie dźwigu, który postawi ją na barce, holowanie barki, marketing oraz obsługę w miejscach wystaw. Zaraz dodał, że to poważna inwestycja, bo każdy wydany dolar zwróci się 20-krotnie. Kaczkę będzie można oglądać w Toronto, Midland, Brockville, Amherstburgu i Sault Ste. Marie.

Pomysłodawcą wyprodukowania wielkiej gumowej kaczki jest duński artysta Florentijn Hofman.

poniedziałek, 29 maj 2017 22:06

Losowanie merecdesa...

Napisał

W minioną sobotę kilkuset klientów firmy pośrednictwa w handlu nieruchomościami Domator - Maćka, Agnieszki i Kasi Czaplińskich wzięło udział w losowaniu samochodu mercedes. Wkrótce pełna relacja oraz wywiad z Maćkiem Czaplińskim.

poniedziałek, 29 maj 2017 16:25

Konserwatyści wybrali nowego lidera

Napisane przez

Andrew Scheer (38 l.), poseł z Saskatchewan, były marszałek Izby Gmin, został nowym liderem partii konserwatywnej. Ostatecznie pokonał pewnego zwycięstwa Maxime’a Berniera. Jeszcze nigdy różnica liczby głosów między ubiegającymi się o przywództwo w partii nie była tak mała. Scheer w ostatniej rundzie dostał 50,95 proc. głosów. Bernier prowadził we wszystkich wcześniejszych rundach.

Na początku, po ogłoszeniu wyników wcześniejszego głosowania, odpadli Deepak Obhrai, Andrew Saxton, Rick Peterson, Kevin O’Leary (który wycofał się w zeszłym miesiącu, gdy karty do głosowania były już wydrukowane), Chris Alexander, Steven Blaney i Lisa Raitt. Potem w 8. rundzie odpadł Pierre Lemieux, w 9. – Kellie Leitch, w 10. – Michael Chong. Brad Trost utrzymał się dłużej niż wielu się spodziewało, bo aż do 11. rundy.

Do piątku – czyli do terminu nadsyłania wypełnionych kart do głosowania (w systemie preferencyjnym) – wpłynęły 132 000 kart. Głosować mogło 259 000 osób. Kandydaci byli wybierani nie w oparciu o liczbę głosów, ale o punkty. Każdy okręg wyborczy w kraju miał 100 punktów rozdzielanych w zależności od tego, jak się rozłożyły głosy w danym okręgu.

Scheer stwierdził, że kampania była trudna i podziękował wszystkim swoim rywalom. Podkreślił, że każdy z nich przedstawiał to, na czym mu najbardziej zależy, i zapewnił, że postara się utrzymać najlepsze pomysły, by poprowadzić partię do zwycięstwa w 2019 roku. Głośny aplauz nastąpił po tym, jak powiedział, że zależy mu na możliwości prowadzenia debaty na każdy temat i obiecał wstrzymanie finansowania uniwersytetów, które będą próbowały zamykać usta osobom o innych poglądach.

Bernier pochodzi z Quebeku, ale nie do końca mógł liczyć na poparcie swojej prowincji. Sprzeciwia się systemowi zarządzania dostawami regulującemu funkcjonowanie prowincyjnego sektora rolniczego. W efekcie w pierwszej rundzie poparło go 48 proc. osób uprawnionych do głosowania w jego okręgu. Na Scheera zagłosowało 47 proc. Na koniec Bernier, wyraźnie rozczarowany, powiedział, że będzie wierny swoim przekonaniom i partii konserwatywnej. W partii pod przywództwem Andrew Scheera też widzi dla siebie miejsce. Przyznał, że lubi konkurencję, a podczas głosowania emocji nie brakowało. W końcu mamy demokrację, stwierdził.

Mała różnica głosów między dwoma kandydatami może sugerować, że partia konserwatywna będzie narażona na rozłamy. Scheer podkreślił jednak, że konserwatyści wszelkiego rodzaju są w niej mile widziani. Dzisiaj pojawia się nowa szansa dla Kanady. Zapewnił, że trudności powodowane przez Justina Trudeau są tylko przejściowe.

Wśród osób, które zabrały głos po ogłoszeniu wyników, była Rona Ambrose. Stwierdziła, że podstawowe wartości konserwatywne okazały się ważniejsze od jakichkolwiek propozycji programowych. Jeśli partia będzie budować na wartościach i w kluczowych momentach mówić jednym głosem, osiągnie wszystko, co będzie chciała. Kandydat na lidera Brad Trost z dumą dodał, że w tych wyborach społeczni konserwatyści mieli wiele do powiedzenia.

Andrew Scheer mimo młodego wieku w polityce nie jest nowicjuszem. Wszedł do Izby Gmin w 2004 roku, mając 32 lata. W swoim okręgu pokonał kandydata NDP, który w tamtym czasie był posłem z najdłuższym stażem. Był najmłodszym w historii marszałkiem Izby. Po przegranej konserwatystów w 2015 roku poważnie zastanawiał się nad objęciem stanowiska tymczasowego lidera partii, ale poseł Chris Warkentin odradził mu to mówiąc, że wtedy nie mógłby ubiegać się o stałe przywództwo. Wśród osób, które wyraziły poparcie dla niego, był premier Saskatchewan Brad Wall.

Scheer urodził się w Ottawie, ale w czasie studiów przeniósł się do Reginy. Ma żonę Jill i pięcioro dzieci. Mówi płynnie zarówno po angielsku, jak i po francusku.

poniedziałek, 29 maj 2017 16:23

Mary Wagner znów przed sądem

Napisane przez

25 maja rozpoczął się kolejny proces Mary Wagner. Rozprawę prowadził sędzia R. Libman, który najpierw poinformował Mary o procedurach i odczytał stawiane jej zarzuty: w sumie osiem związanych z zakłócaniem działalności biznesowej kliniki aborcyjnej 2425 Bloor West Village Women’s Clinic, naprzykrzaniem się i czynieniem niedogodności oraz ze złamaniem wcześniejszych zakazów zbliżania się do klinik aborcyjnych w Ontario.

Mary nie przyznaje się do winy.

Kilka dni przed rozprawą pojawił się wniosek, by proces nie był publiczny. Złożyła go klinika aborcyjna lub jedna z jej klientek. Wśród mediów, którym należy uniemożliwić relacjonowanie sprawy został wymieniony portal pro-life LifeSitNews.com. Portal wynajął prawnika, który będzie się starał o uchylenie wniosku. Podczas rozprawy zwrócił uwagę, że kanadyjski sąd najwyższy podjął inicjatywę „otwartych procesów” i jest przeciwny zatajaniu procedur. Stwierdził, że dzisiaj zakaz jest wymierzony przeciwko LifeSiteNews, ale może dojść do tego, że o procesie nie będą mogły pisać inne portale, magazyny czy media społecznościowe.

Sędzia wysłuchał opinii wszystkich stron, również Mary, i będzie musiał podjąć decyzję. Może znieść zakaz albo utrzymać go całkowicie lub czasowo. Proces może się przeciągnąć nawet do stycznia przyszłego roku, ale sędzia Libman zaznaczył, że wolałby rozwiązać sprawę wcześniej. Przypomniał Mary, ze może skorzystać z możliwości wyjścia za kaucją.

Potem nastąpiła godzinna przerwa na lunch. Po niej Mary nie zgodziła się na warunki kaucji. Powiedziała, ze przyjęcie ich mogłoby sugerować, że działacze pro-life są niebezpieczni i mogą dopuszczać się aktów przemocy. Przypomniała, że jest w więzieniu, ponieważ chce chronić dzieci nienarodzone przed niesprawiedliwością aborcji. Prawdziwa sprawiedliwość ma na względzie życie każdego człowieka, na każdym etapie. Poprosiła sędziego, by obejrzał zdjęcia dzieci zabijanych w łonach matek i podkreśliła, że to właśnie dzieje się w Bloor Village West Village Women’s Clinic i innych klinikach. Na koniec stwierdziła, że nie chce przedłużać sprawy i poprosiła o skupienie się na tym, co naprawdę istotne.

Potem sędzia przesłuchał oficera odpowiedzialnego za Mary podczas jej okresu próbnego i funkcjonariusza, który dokonał aresztowania.

Nastepna rozprawa ma się odbyć w piątek 9 czerwca o 10 rano. Wtedy też będzie podjęta decyzja, czy proces będzie publiczny, czy nie.

Ostatnio zmieniany poniedziałek, 29 maj 2017 21:17

        Zawsze z wielką radością chodzę na akademie i rocznice do szkoły polskiej im. Mikołaja Kopernika przy szkole katolickiej św. ojca Pio of Petrelcina. W minioną sobotę 27 maja odbył się tam w sali gimnastycznej przedwakacyjny koncert „międzynarodowy”. 

        Jak zwykle, wszystkich gorąco przywitał dyrektor szkoły pan Tamer Botros - podziękował przede wszystkim rodzicom, za to że dbają o kulturę i język swoich dzieci

        Następnie przyszedł czas na program artystyczny, który przygotowały panie Wachułka i Zapalska. W rolach prowadzących wystąpili „Dyzio” - Patryk Sikora oraz „Wróżka przygoda” Paulina Pacheco. 

        Występy dzieci można obejrzeć na kanale GoniecTV Toronto w YouTube 

        Klasa I B pani Wachułka przedstawiła piosenkę „Pojedziemy na wycieczkę”, następnie klasa pani Gadomskiej zaprezentowała „Poleczkę”, klasa V A pani Nowak przedstawiła program „Lato, lato”, klasa pani Rachwał - „Słoneczko”;  klasa pani Czarnomorskiej - „Niech żyją wakacje”, a następnie wystąpiła klasa pani Maciejewskiej  z programem „Stokrotka”. Siódma A pani Steckiej porwała wszystkich programem pt. „Historia jednej znajomości”, a dzieci z klasy I A pani Tobian brawurowo wykonały przebój „Parostatek”, po nich dzieci z klasy VII B pani Zapalskiej przedstawiły swoją aranżację piosenki „Autostop” popularnej w latach sześćdziesiątych, a całość zakończyła klasa V B pani Kapela piosenką „Wakacje”. 

        W najbliższą sobotę w szkole odbędzie się zakończenie roku szkolnego. 

        „Goniec” dziękuje za zaproszenie. 

piątek, 26 maj 2017 15:17

SPALENI SKRZYDŁEM ANTYCHRYSTA (14)

Napisane przez

        - No, z tym to nie powinno być problemu, panie poruczniku. Ale widzi pan, tutaj u nas na Ochocie sytuacja zmienia się co chwila, więc musicie panowie liczyć bardziej na siebie. Osobiście radziłbym panu nie pchać się w stronę Towarowej i Alej Jerozolimskich, bo tam są Niemcy w znacznej sile. Na razie jest w miarę spokojnie, ale lada chwila może się zacząć na dobre... A jak u was z bronią?

        - Melduję, panie pułkowniku, że nie najgorzej. Każdy z nas ma peem i amunicję, a ponadto dwa zdobyczne „schmeissery” i dwa , także zdobyte na Niemcach „walthery” oraz trochę amunicji.

        - Nieźle, całkiem nieźle sobie radzicie, panowie... U nas, jeśli chodzi o stan posiadania, mówiąc oględnie, jest gorzej niż źle, a w niektórych oddziałach wręcz tragicznie.

        - Wobec tego, panie pułkowniku, proszę przyjąć „schmeissery” i amunicję do nich, a co do broni krótkiej, to chciałbym ją zatrzymać dla swoich podwładnych.

        - Oczywiście, oczywiście... Dziękuję panu, panie poruczniku. Zastanawiam się, kogo by tu panu przydzielić do pomocy... – powiedział przerywając nagle. – Najlepiej jak się pan zamelduje u kapitana „Jura”, tego, który pana porucznika przyprowadził tu, do mnie. On już coś wymyśli. 

        A tymczasem żegnam pana życząc panu i pańskim chłopcom powodzenia.

        Zbiegł na dół do czekających na niego ze zniecierpliwieniem „swoich chłopców”. - Dostaniemy przewodnika, przeprowadzi nas bezpiecznie za tory w stronę Woli, a dalej zobaczymy. Acha, jeszcze jedno, te dwie niemieckie „peemki” i amunicję do nich zostawiamy tutaj. Zatrzymamy sobie pistolety.

        - Jak to zostawiamy?! – wyskoczył nagle „Waligóra”. – Przecież to nasze, zdobyczne! - Tak się umówiłem z dowódcą Obwodu, a poza tym, jak sobie wyobrażasz strzelanie z dwóch peemów na raz, co?

        - Panie poruczniku, nikt tu nie mówi o żadnym strzelaniu, ale o wymianie na coś bardziej wartościowego, jak choćby... nic mi akuratnie nie przychodzi do głowy, ale to grzech pozbywać się zdobycznej broni, jak pragnę fiknąć, panie poruczniku! Toż to jest największe frajerstwo z naszej strony, jak pragnę...

        - To jest rozkaz, „Waligóra”! – upomniał go „Szymon”. – Zrozumiałeś? Rozkaz! Przydzielono im chłopaka o pucołowatej twarzy, piegowatego rudzielca o pseudonimie „Pantera”.

        - Pan tera, a pan potem – zażartował sobie z niego „Waligóra” dodając. – Jak żyję nie widziałem rudej pantery!

        Odpowiedział mu głośny śmiech jego własnych kumpli. Twarz chłopca poczerwieniała, a piegi stały się jeszcze bardziej wyraziste. Gniewnym spojrzeniem zmierzył dowcipasa „Waligórę”.

        - Idziemy! – Stanisław wydał rozkaz. – A ty, nie obrażaj Bogu ducha winnych ludzi. Nieładnie – zwrócił się półgłosem do olbrzyma.

        Kierowali się w stronę ulicy Spiskiej odchodzącej od głównej arterii Ochoty, ulicy Grójeckiej. Z ostatniego domu przy Spiskiej planował przeprowadzić ich przez kartoflisko prosto do torów kolejowych pomiędzy Dworcem Zachodnim a ulicą Towarową. Chłopak znał, jak sądził, najbezpieczniejsze „w życiu” przejście pod torami, gdzie żaden szkop nie myśli nawet zajrzeć. Stamtąd już „letko” przejdą dalej na Wolę, a on wróci do swoich. „Proste jak włos Mongoła” – chwalił się ten piegowaty wyrostek.

        Kiedy tylko weszli do budynku, drogę zagrodził im wściekły, rozdygotany starzec. - Panowie, wynocha stąd! Ale już, bo psa na was spuszczę! Panowie! Mówie po dobroci! – krzyczał skrzekliwie robiąc przy tym bardzo groźne miny.

        - Spokojnie, wujku! Coś się tak wpienił? Ty nas, obrońców Ojczyzny psem będziesz szczuł?! Człowieku, chiba masz cóś nie w porządku z głowom! Na nas z psem?! Możemy ci go nieżle uszkodzić, dożywotnio, a i tobie na poczekaniu może sie stać jakaś drobna krzywda! Rozumisz, ty wuju, w torbe...

        - „Waligóra”! – włączył się sierżant Szymon przyhamowując jego krasomówcze zapędy.

        - Panie oficerze, na litość Boską, błagam! Idźcie panowie stąd, bo sprowadzacie na nas tylko nieszczęście przez tą swoją ruchawkę. Nie dalej jak w nocy esmani zabili przez was kupę ludzi, tu z tego domu i z sąsiedniego, przez was...

        - Niemożliwe, nie przez nas. - Ale ja proszę, po dobroci, panie oficerze! – wołał teraz już płaczliwym głosem ten stary człowiek, chwytając „Virtusa” za mundur ale zaraz został odciągnięty przez „Szymona”.

        - Spokojnie, niech się pan nie denerwuje, my idziemy dalej – mówił do niego jak najłagodniej Stanisław.

        Przeszli na drugą stronę budynku odprowadzani nienawistnymi spojrzeniami lokatorów.

        - Wojaki, od jasnej cholery! Poszli won! – wrzasnęła jeszcze jakaś rozhisteryzowana baba z umorusanym dzieciakiem na ręku.

        Ruszyli za swoim przewodnikiem wprost w kartoflisko, w otwarty teren, bez wyobraźni, jakby to były tylko jakieś takie tam sobie ćwiczenia, nie osłonięci z trzech stron, a jedynie z tyłu domem, którego mieszkańcy gotowi byli poświęcić bez namysłu całą piątkę wskazując ich Niemcom, gdyby ci się tu nagle zjawili, by za wszelką cenę uniknąć kolejnej masakry, podobnej do tej, jaką zgotowało im SS ubiegej nocy, tylko za to, że w ich domu natknęli się na Powstańców.

        I stało się! Najgorsze czego spodziewał się „Virtus”, a „Szymon” tylko podejrzewał, wierząc, mimo wszystko, temu ryżemu młokosowi „Panterze”. Kiedy znaleźli się na środku pola, usłyszeli wściekłe dudnienie ciężkiego karabinu maszynowego gdzieś od strony zbożowego elewatora. I jakby tego było mało, od Woli, zza torów, z Domu Kolejowego Niemcy tłukli z pistoletów maszynowych, na szczęście dość chaotycznie i niecelnie. Przywarli do ziemi. Po chwili ciszy znowu zadudnił cekaem krótką serią gdzieś po obrzeżach kartofliska. Nagle, gdy znowu nastała cisza, zerwał się na równe nogi ten ich przewodnik od siedmiu boleści, rudzielec „Pantera” i sadził wielkimi susami jak wystraszony koń. Biegł jeszcze chwilę i kiedy wydawało się, że lada moment przeskoczy odległość między polem a tylnym wejściem kamienicy... wtedy usłyszeli pojedynczy strzał od strony Domu Kolejowego. Bardzo celny strzał. Dostał w głowę...

W panice pełzali przywierając do ziemi niczym płazy, nie ważąc się wychylić ani odrobinę ponad krzaki kartofli. Znowu przestano strzelać, a oni jeszcze szybciej czołgali się w stronę domu. Niemcy najwidoczniej zorientowali się, że niewiele zdziałają strzelając z tak dużej odległości, siekli tylko od czasu do czasu w tę dość wąską przestrzeń pomiędzy kartofliskiem a budynkiem, chcąc odciąć im drogę powrotu. Wtedy „Virtus” po upewnieniu się, że nikt poza jednym „Panterą” nie jest ranny, rozkazał im czołgać się w stronę wychodka i komórek usytuowanych najbliżej pola, tuż przy rogu budynku, a sam zaryzykował i pobiegł w stronę elewatora. W tym czasie Niemcy zajęci byli zakładaniem taśmy z nabojami i tylko dlatego udało mu się przebiec tak bezpiecznie. Będąc tuż przy nich, atakujących zza prowizorycznej osłony z desek, został zauważony, na szczęście jeden z żołnierzy krzyknął ostrzegając swoich kompanów, a Stanisławowi wskazał niechcący dokładnie ich stanowisko. Nim skierowali na niego swoją broń, rzucił w nich z całym spokojem tym jedynym granatem, który miał przy sobie tylko „na wszelki wypadek”.

        Szczęśliwie oni wszyscy trzej dopadli tej szczeliny między komórkami a budynkiem. I wtedy, już po raz ostatni, z Domu Kolejowego huknęła krótka seria, jakby na wiwat albo jak ostatni grzmot kończącej się burzy.

        - Panie sierżancie, melduję, że ten szczeniak jest chyba żywy, bo żem widział jak się coś tam ruszało... – powiedział „Waligóra”.

        - No, więc... - Melduję więc, że już idę po niego – powiedział i z ociąganiem się wrócił w kartoflisko.

        O dziwo, przestali strzelać i od strony Woli i od strony elewatora. „Waligóra” biegł z jakąś przedziwną lekkością i kiedy dotarł na miejsce, gdzie spodziewał się znaleźć chłopca, przykucnął i zawołał żałośnie:

        - Ty! „Pantera”, nie wygłupiaj się! Nie wiedział, że chłopiec, mimo postrzału w głowę, zdążył przeczołgać się kilkanaście metrów od tego miejsca, gdzie został trafiony i na domiar złego stracił orientację i zamiast w stronę domu wlókł się w przeciwnym kierunku, znacząc krwią tor swojej coraz powolniejszej wędrówki.

        Chwycił go jak kociaka przygarniając do swej masywnej piersi i ruszył z powrotem ku komórkom. Będąc już na skraju kartofliska usłyszał strzały. Seria przeszła obok, bo w ostatniej chwili, jakby instynktownie zdołał odskoczyć z linii rażenia, ale poczuł nagły i silny ból lewej łydki. Osiągnąwszy wreszcie ubity grunt, tę przestrzeń między polem a budynkiem, skacząc na jednej nodze, już bezpieczny skrył się w szczelinie między murem a komórkami.

        - Chyba dostałem w nogę – powiedział, kładąc rannego na wcześniej przygotowanej kołdrze pokrytej prześcieradłem.

        - Gdzie dostałeś? – zapytał „Szymon”. - W nogę, z tyłu. - Ściągaj portki!

        Na szczęście, to co miało być postrzałem, okazało się być zwykłym naderwaniem ścięgna lub tylko sforsowaniem mięśnia łydki, niegroźnym... na szczęście.

        - A już żem myślał, że mnie jaki „gołębiarz” trafił! Ale skąd tu „gołębiarz”?... A jak on?

        - Przeżyje. Musi czekać na sanitariuszki. - A co z panem porucznikiem? – zapytał „Szymon”.                 - Widziałem go biegnącego w stronę elewatora, tam gdzie walili z tego... – powiedział „Orkan”nie kończąc.

        - O, jasna cholera! – zaklął „Waligóra” i w tym momencie zjawił się „Virtus”.

        Zamiast podążać w kierunku Woli, zmuszeni byli dołączyć do małego oddziału dowodzonego przez porucznika „Gonta”, w którym Stanisław rozpoznał swojego kolegę z okupacyjnego kursu podchorążówki, Maćka Gontarewicza.

        - Góra z górą! Co za spotkanie, panie poruczniku! – powiedział „Virtus” witając go serdecznie.

        - Staszek! A skąd ty, tutaj? Myślałem, że twoje miejsce jest tam, na swoich śmieciach, na Górnym Mokotowie.

        - Owszem, ale mam rozkaz dotarcia na Wolę, do Komendy Głównej... - Zapomnij o tym. Czy ty nie widzisz, co się tu dzieje?! Jeszcze dzień, dwa i po nas! – powiedział z goryczą. - Chyba będziemy musieli się ewakuować, nawet jeszcze tej nocy. Pójdziemy w stronę Lasu Sękocińskiego.

        - Jest aż tak źle? – wtrącił się „Szymon”. „Virtus” przedstawił go i dwóch swoich podwładnych porucznikowi „Gontowi”, a ten spojrzał na nich jak na zdesperowanych straceńców.

        - Co, tak bez żadnej większej obstawy chcesz się przedrzeć na Wolę? - Oni są moją obstawą!

        - A skąd masz pewność, że Komenda Główna jest wciąż tam, na Woli? Zupełnie nie rozumiem z jakiego powodu została przeniesiona tak nagle z Mokotowa... – powiedział wykrzywiając twarz w ironicznym grymasie. – Słuchaj, Staszek, czy ty nie sądzisz – mówił ściszając głos – że ten cały nasz zryw to... to, jakby powiedzieć, na marne... Wszystko ma iść na marne? Jeszcze kilka godzin temu mieliśmy nadzieję przebić się do Śródmieścia, ale teraz, kiedy tylu moich chłopców... To wszystko nie ma najmniejszego sensu!

        - Nie! Maciek, nie wolno ci nawet tak pomyśleć, a co dopiero głośno o tym mówić, przy nich, którzy tak bardzo wierzą, że po tylu latach, nareszcie...

        - A ty, czy ty wierzysz, że się uda?! Wiesz, że wczoraj, tylko wczoraj, w pierwszym dniu straciłem szesnastu ludzi... Dzieciaków! To była masakra, a tylko dlatego, że oni wierzyli, mimo braku broni, amunicji, wierzyli, bo... zaufali nam, swoim dowódcom, tak jak i my swoim, jasna cholera! To się, po prostu, w głowie nie mieści, że ktoś mógł wydać taki rozkaz, w tak nieodpowiednim momencie! Cholera!

        - Uspokój się! I tak już nic na to nie poradzimy. Nie mamy na to większego wpływu, a defetyzm, jak wiesz, tym bardziej nie rozwiąże problemu.

        - Ty Staszek, jesteś, zdaje mi się, historykiem, więc powiedz mi, dlaczego wszystkie nasze narodowe zrywy, te powstania, muszą być zawsze jedną wielką przegraną... Taką straszną gówiennością? Dlaczego?!

        - No, nie wszystkie... Powstania Wielkopolskie, Śląskie, a i wcześniej szło nam niezgorzej, nie zapominaj o tym – odpowiedział Bohuszewicz. – Raz na wozie...

        - Raz w nawozie – dokończył porucznik „Gont”. W jednym domu przy Słupeckiej „towarzystwo” hucznie obchodziło imieniny Gustawa, zwłaszcza, że tej pierwszej powstańczej nocy udało się im zdobyć aż sześć niemieckich ciężarówek wyładowanych alkoholem i paczkami przeznaczonymi dla rekonwalescentów z Wehrmachtu umieszczonych w sierocińcu „Antonim” przy ulicy Barskiej, niedaleko stąd.

        Prawie cały łup trafił od razu do fabryki Nasierowskiego, z małymi wyjątkami, dzięki „zaradności” kilku cwaniaków, sporo paczek „sie wzieło i dzieś zawieruszyło”, czyli trafiło tutaj, na Słupecką, jako „zagrycha” suto zakrapiana „mucha nie siada, prima sort, okowitą”.

        Solenizant, Gruby Gutek – furman, do niedawna jeszcze, właściciel wielkiego, niczym wagon-lora, wozu zaprzęganego w dwa perszerony, wozu zarekwirowanego najpierw przez Niemców, ale dzięki odpowiedniej łapówce danej odpowiedniemu człowiekowi z dobrymi kontaktami wśród Niemców, udało się mu po kilku zaledwie dniach odzyskać „rekwirunek”. Teraz, jak na ironię, z takim trudem odzyskany wóz, stał się właśnie w dniu imienin (jak na jeszcze większą ironię) wraz z końmi, przedmiotem zajęcia dokonanym przez władze powstańcze, których główna kwatera dzielnicy Ochota, mieściła się, jeszcze kilka godzin temu, przy Grójeckiej 42. A gdzie mogła się znajdować teraz? Nikt z Szanownych Powstańców nie chciał mu powiedzieć, tłumacząc się tajemnicą wojskową. I dlatego Gruby Gutek nie wiedząc do kogo „zapukać” w celu odzyskania swojej własności, stracił – mówiąc z grubsza, zaufanie do powstańczej władzy, która to władza, najwyraźniej „zrobiła go w balona”. I to był najważniejszy powód, żeby „sie normalnie wziońć i urżnońć”, nie wspominając już o jego własnych imieninach obchodzonych zawsze bardzo hucznie, czyli z fasonem.

        Wierzył, że „wcześni czy późni” stanie na własne nogi, „żeby nie wiem co”, bo „oba jego szwagroszczaki, co to robiom przy Zieleniaku”, nie dadzą mu tak łatwo zginąć, więc, mimo całej tej zawieruchy wojennej, tego zrywu, co i tak musiał nastąpić, on, „ten rzeczony” zryw, w sumie, ma sie rozumieć, popierał i nie tylko jak „każden” przyzwoity warszawiak, ale przede wszystkim jako Polak!

        Siedząc, a właściwie już pół leżąc na kanapie, bezwzględnie „ruszonej zembem czasu”, bo pamiętającej jeszcze ruski zabór, drogi solenizant ubrany w biały niegdyś podkoszulek i w wyświechtane portki z szerokimi szelkami, z których lewa zwisała bezwładnie na ramieniu, bo guzik „sie normalnie wzioł i urwał”, więc tak pół siedząc, a pół leżąc Gruby Gutek, całkiem był już zdegustowany i spod przymkniętych powiek patrzył na tych wszystkich młodzieńców z bardzo groźnymi minami, na ten „sam kwiat powstańczy” pchający się teraz do jego własnej „chawiry”.

        „Towarzycho” przy stole nagle ucichło i z uniesionymi dłońmi trzymającymi kieliszki gotowe do wychylenia, jak na zatrzymanym niespodziewanie filmie, też patrzyło z wielkim zdumieniem na nieproszonych gości.

        - Co tu się dzieje?! – wykrzyknął nagle porucznik „Gont”. Odpowiedziała mu cisza, a zaraz potem brzęk tłuczonego talerza spadającego na podłogę z winy jednego z imieninowych biesiadników, który nie mogąc już dłużej wytrzymać tego bezruchu, rąbnął buzią w blat stołu, a później powoli, niemal z gracją zsunął się na podłogę tuż obok rozbitego fajansu.

XV

        „Wyzwanie przyszle mu szpieg nieznajomy, Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny, A placem boju będzie dół kryjomy, A wyrok o nim wyda wróg potężny”(...) Adam Mickiewicz – „Do Matki Polki”

        Kapitan „Żar” stracił już rachubę czasu. Straszliwie osłabiony, słaniając się na nogach, resztkami sił utrzymywał równowagę i tylko uparta myśl, że powinien przetrzymać jeszcze i ten karcer, mimo fizycznego wycieńczenia i psychicznych tortur, jakich doświadczał jak każdy, kto przechodził tę karę, tak i on, mimo omamów spowodowanych głównie brakiem snu, istnej męki zarówno we śnie jak i na jawie, nie poddawł się rezygnacji. Ma przecież jeszcze swoich najbliższych, kochanych i kochających go, więc chociażby ze względu na nich... Najbardziej martwił się o Leszka, starszego syna, którego też zamknęli, nie miał o nim żadnej wiadomości, poza tą jedną, że siedzi w Jaworznie. Czyżby w tym samym obozie, który w czasie wojny był filią tego strasznego obozu niemieckiego Auschwitz-Birkenau? Zachodził w głowę w krótkich chwilach przytomności. Jedynym jego pragnieniem było zobaczenie się jeszcze z najbliższymi, żoną Maryleńką – jak zwykł ją pieszczotliwie nazywać oraz synami, Leszkiem i młodszym, Pawłem, a także i ich ukochaną, na razie tylko jedyną wnusią Elżunią...

        Nawet, gdyby jakimś cudem, nadzwyczajnym zrządzeniem losu, udało mu się opuścić to więzienie, to i tak czeka go inne więzienie, tam, za murami, co prawda większe, ale jednak zawsze więzienie. Ciągle jeszcze wierzył, że ci, ocaleli z wojennej hekatomby, i ci, którzy przeżyją więzienia, karcery i zsyłki – owoce komunistycznego tu panowania, oni zahartowani w tym wszystkim, z pewnością nie ulegną tak łatwo! Chociaż... - myślał targany wątpliwościami - po tym wszystkim co przeszedł choćby dotąd, już tu, w tym mokotowskim więzieniu i ci wszyscy, których spotykał, doprowadzeni do obłędu, w żywej jeszcze powłoce cielesnej, psychicznie wypaleni... Czy tacy ludzie będą kiedykolwiek jeszcze zdolni do jakiejkolwiek walki? Nie, nie wolno tak myśleć! Przecież istnieje jeszcze cała masa tych, z wciąż jeszcze silnym pragnieniem wolności... Są jeszcze ludzie dobrej woli, młodsi od niego... I to oni...

        Nagle otworzyły się drzwi. Odruchowo zamknął oczy rażone silnym światłem latarki.

AntczakWojciech        - Wychodźcie – powiedział nad wyraz spokojnie strażnik uzbrojony w karabin. Po chwili, kiedy wyszedł z trudem na korytarz, lecz o własnych siłach, zauważył dwóch innych strażników także z karabinami, w czapkach z paskami pod brodą, jak i ten pierwszy, służbiście wyprostowanych i niezwyczajnych, jakby mieli jeszcze jakiś inny rozkaz poza tylko odprowadzeniem go z powrotem do celi. Która to może być godzina? Z pewnością jest noc, bo zazwyczaj w nocy wzywają na przesłuchania – pomyślał. - Ale, dlaczego przyszli po mnie aż we trzech? Może jeden z nich to ront? [„RONT” to był strażnik w mokotowskim więzieniu prowadzący skazańca na śmierć] Nie, mimo wszystko, nie można tak myśleć... - otrząsnął się z najgorszych przeczuć.

        Tym razem obchodzili się z nim, jak nigdy przedtem, łagodnie. Nie krzyczeli, a co najważniejsze nie popędzali go i nie bili, tylko czekali aż się zbierze w sobie i szli wraz z nim powoli, niezwyczajnie, jakoś tak uroczyście. Ten najstarszy rangą prowadził, co chwila oglądając się za siebie, dla sprawdzenia w jakim tempie porusza się więzień wraz z eskortującymi go po jego bokach dwoma strażnikami. Nigdy ich przedtem tu nie spotkał. Może nowi, może przenieśli ich z innego więzienia - zastanawiał się, jakby to miało teraz jakiekolwiek dla niego znaczenie.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.