farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Anielica

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

        Tak można by ją nazywać z dwóch powodów. Po pierwsze, miała na imię Angela. Po drugie, mogłaby pozować do obrazu anioła (anielicy?): jasna cera, blond włosy, niebieskie oczy, wzrost około 170 cm., szczupła, piękna owalna twarz, lat około 23.  Maniery też niezłe, uprzejmy uśmiech, podziękowania za wszystko co dla niej ktokolwiek zrobił. Co było pewne, to to, że pochodziła z Ufy, miasta na Uralu. 

        Kiedy stawiła się w torontońskim porcie lotniczym z izraelskim paszportem, od razu została skierowana na pogłębione przesłuchanie do oficera imigracyjnego. Odbyło się ono za pośrednictwem tłumacza (telefonicznie), bo Angela po angielsku nie mówiła. Jak sama przyznała, znała trochę hebrajski, ale jej językiem ojczystym był rosyjski. Podała, że przebywała miesiąc w Izraelu, dokąd przybyła z Ukrainy. Zapisano więc, że jest z pochodzenia Ukrainką. Oficer imigracyjny mógł nie wiedzieć, że Ufa leży w Rosji, a nie na Ukrainie. Podała, że przybyła do Izraela posługując się fałszywym izraelskim paszportem, tzn. paszport był autentyczny, tylko należał wcześniej do kogoś innego. Po krótkim pobycie w Izraelu przyleciała do Kanady, do którego to kraju chciała przylecieć od razu, aby tu prosić o prawo stałego pobytu, ale nie mogła, więc przyleciała tu z miesięcznym opóźnieniem.

        Wobec braku autentycznych dokumentów Angela skierowana została do aresztu imigracyjnego. Tutaj odbyła się kolejna jej rozmowa z innym oficerem imigracyjnym. Znając jej wcześniejsze zeznanie chciał on pewne sprawy uściślić. Zapytał więc ją,  którego kraju jest ona obywatelką? Oświadczyła, że Rosji. Z kolei zapytał on ją, jaką trasą leciała z jej rodzinnej Ufy do Izraela. Tu zaczęło się pierwsze wyraźne plątanie. Najpierw oświadczyła, że poleciała samolotem do Kijowa. Ale zaraz sprostowała, że faktycznie, to pojechała tam pociągiem. Następnie zapytana została, czy przyleciała z Kijowa do Izraela. Zawahała się. Zaprzeczyła. Powiedziała, że z Kijowa pojechała pociągiem do innego miasta i stamtąd do Tel Avivu. Oficer imigracyjny wyraził zdziwienie, że samoloty do Izraela mogą latać z tak nieznanego, małego miasta. Pozostawiła to bez komentarza. Później przyznała się komuś, że jeszcze przed przylotem do Izraela była we Frankfurcie. Kręcenia w jej zeznaniach było sporo.  

        Oficer imigracyjny zapytał ją, czy miała jakiś problemy z policją lub służbami imigracyjnymi Izraela. Zaprzeczyła. Powiedział więc jej, że wyśle jej zdjęcie i odciski palców do Izraela dla sprawdzenia, czy nie było zastrzeżeń, co do niej ze strony władz izraelskich.  Przemilczała to. Z kolei drążył on temat jej pobytu w Izraelu. Podejrzanym dla niego było to, że jak przyznała, mówi po hebrajsku, a jednocześnie nie była Żydówką. Nieprawdopodobnym było więc, że przebywała w Izraelu tylko jeden miesiąc. Zapytał też, czy ma swój rosyjski paszport. Oświadczyła, że jest  w jej domu rodzinnym w Ufie i że zadzwoni, aby przysłano jej ten paszport expresem wraz z dowodem osobistym i innymi dokumentami. Zapewniała, że dokumenty te dotrą do Toronto za tydzień.  Powiedziała też, że jej adwokat będzie miał kopię jej paszportu tego samego dnia. Dziwnym wydawało się, że osoba, która zapewniała wcześniej, że nie zna w Kanadzie nikogo, nie mówiąca po angielsku, na drugi dzień po przybyciu tutaj już ma wynajętego adwokata. Oficer imigracyjny oświadczył jej, że bez oryginalnego paszportu nie będzie z nią rozmawiał o możliwości wyjścia z aresztu. Przyjęła to ze zrozumieniem.

        Po jakimś czasie historia tej pięknej Rosjanki zaczęła się rozjaśniać. Faktycznie pochodziła z Ufy, największego miasta na Uralu. Ukończyła tam studia (jakiś instytut) ale z pracą było krucho, a faktycznie w ogóle nie mogła znaleźć żadnej pracy, nie mówiąc o pracy w wyuczonym zawodzie. Pochodziła ze średnio zamożnej rodziny, której pozycja się zdegradowała po zmianach ustrojowych w Rosji. Za mąż nie było wyjść za kogo. Jej koledzy ze studiów, czy inni rówieśnicy też byli bezrobotni, albo stali się gangsterami, a większość topiła smutki w alkoholu. Docierały jednak do Ufy wiadomości, że ładne Rosjanki robią kariery za granicą. Niektóre nawet przyjeżdżały na urlopy z przejawami zrobionych karier. Znaczna ich część raczej nie konkretyzowała odpowiedzi na pytanie, czym się zajmują za granicą. 

        Angela postanowiła pójść ich śladami. Wprawdzie matka jej to odradzała, ale i ją zdołała w końcu przekonać. Wysupłano ostatnie oszczędności na podróż, w tym na zakup fałszywego paszportu rosyjskiego, z którego wynikało, że jego posiadaczka ma pochodzenie żydowskie. Angela pojechała więc pociągiem do Kijowa, a stamtąd poleciała samolotem do Niemiec. Miała kontakt z pewną znajomą, która odebrała ją we Frankfurcie. Była ona bardzo miła, usłużna, obiecała załatwić Angeli pracę. Ale kiedy po kilku dniach doszło do konkretnej rozmowy to okazało się, że dawna koleżanka z Ufy pracuje w miejscowym domu publicznym. Namawiała Angelę, aby zatrudniła się tam również, zapewniając o możliwości dobrego urządzenia się. 

        Angela wprawdzie już dawno straciła dziewictwo, ale była dla niej szokiem propozycja koleżanki. Odmówiła. Koleżanka tylko wzruszyła ramionami i niedwuznacznie nadmieniła, że nie może dalej służyć Angeli za niańkę. Angela poprosiła więc koleżankę, aby ta pomogła jej kupić, za resztę posiadanych pieniędzy, bilet lotniczy do Izraela. Po kilku dniach już lądowała w Tel Avivie. 

        W tym mieście też miała kontakt z dawnych lat. Tym razem był to kolega ze studiów. Został  przez nią uprzedzony o przylocie, odebrał ją z lotniska i zawiózł do  małego pokoiku, w którym mieszkał. Już tego samego wieczoru, po spożyciu sporej ilości alkoholu, zostali kochankami. Na drugi dzień poprosiła go o pomoc w urządzeniu się w Izraelu. Przyleciała tutaj posługując się fałszywym paszportem. Nie miała problemu z wjazdem do tego kraju. Już na lotnisku wypełniła wniosek o umożliwienie jej pozostania w Izraelu, wobec pochodzenia żydowskiego. Tę sprawę miała więc jakby z głowy. Pozostawał problem utrzymania się. 

        Jej nowy kochanek od razu przeszedł do rzeczy. Oświadczył jej, że przez rok może korzystać z pomocy rządowej, ale później czeka ją raczej nędzna wegetacja, jeśli nie pomyśli dobrze co robić. Zapytała go o radę. Najpierw trochę owijał sprawę w bawełnę, ale na konkretne pytania wyraźnie skonkretyzował swoją propozycję. Miał kontakty z właścicielem klubu striptizowego. Zaproponował Angeli, że ją poleci i że najprawdopodobniej, ze swoją urodą, znajdzie tam pracę. Angela najpierw odmówiła, ale po trzech nocach spędzonych z Alexem pozbyła się skrupułów. 

        Kolejnego wieczoru pojechali do wspomnianego klubu. Właścicielem okazał się Żyd rosyjski, który zatrudniał w swojej „stajni” głównie Rosjanki i Ukrainki. Po wstępnym oszacowaniu zaakceptował ją stawiając warunki: będzie oddawała mu 50% zarobionych od klientów pieniędzy, zakupi sobie odpowiednie stroje i sama nauczy się zawodu, w czym miał jej pomóc Alex. Z rozmowy zrozumiała też, że Alex był już wcześniej dostarczycielem „świeżego towaru” dla  właściciela lokalu. 

        Już tego samego wieczoru pozostali przez kilka godzin i Angela obserwowała jak pracują jej przyszłe koleżanki. Nie było to zachęcające, ale klamka zapadła. Na drugi dzień jeździła z Alexem po sklepach specjalistycznych zaopatrując się w niezbędne  stroje. Tego samego wieczoru stawiła się do pracy. Właściciel chyba uprzedził niektórych stałych klientów, że ma nową, bo miała spore powodzenie. Rozbieranie się nie stanowiło najgorszego. Podpici klienci obmacywali ją dokładnie w ciemniejszych kątach lokalu. Sypali groszem, ale też wymagali. Jeszcze tego wieczoru i przez kilka następnych Angela broniła się przed dalszymi żądaniami klientów, ale zachęcona wyraźnie przez właściciel i przez Aleksa, poszła w końcu na całość. Stała się po prostu prostytutką. Trwało to przez dwa lata. 

        Po roku Angela otrzymała paszportu izraelski, z danymi takimi samymi jak to widniało w jej fałszywym paszporcie rosyjskim. Pieniądze jakie zarabiała musiała dzielić nie tylko z właścicielem lokalu, ale również z Alexem, który w zasadzie nie pracował a koncentrował się na jej ochronie. Dla niej pozostawało niewiele. Któregoś dnia zrozumiała, że tak dalej nie może żyć. Ukradkiem spakowała najniezbędniejsze rzeczy i pojechała taksówką na lotnisko. Tam kupiła bilet na samolot do Toronto. Słyszała z opowieści w swoim kręgu w Izraelu, że Kanada jest najbardziej tolerancyjna w przyjmowaniu nowych imigrantów. 

        Kiedy stawiła się w torontońskim porcie lotniczym podała tylko część prawdy o swojej przeszłości. Wstydziła się życiowego epizodu z Izraela. Chciała to wymazać, o tym zapomnieć, zacząć tu w Kanadzie nowe życie. Już wcześniej w Izraelu uzyskała telefon do adwokata żydowskiego pochodzenia mieszkającego w Toronto, który według tego co mówiła jej osoba polecająca go, miał jej załatwić stały pobyt w Kanadzie. Faktycznie, obiecał udzielić pomocy, ale na wstępie pobrał tysiącdolarową gażę. 

        Kiedy nadszedł na jego adres paszport Angeli z Rosji, dostarczył go do aresztu imigracyjnego. Skontaktował się też z osobą, której dane Angela mu podała. Była to znajoma jej rodziców z dawnych lat, która posługując się pieniędzmi przekazanymi jej przez Angelę, zapłaciła kaucję za  wypuszczenie z aresztu. Jaki był dalszy los Angeli w Kanadzie, trudno powiedzieć. Jedno było pewne. Miała w ręku zawód wyuczony w Izraelu, a bardzo atrakcyjny również i tutaj. 

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.