farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 02 luty 2018 07:23

Ukraina „zaniepokojona” polską ustawą

Napisane przez

mariapyz 01        „Ukraińskie MSZ jest bardzo zaniepokojone uchwaleniem projektu zmian do ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, które przegłosowano 26 stycznia 2017 r. w Sejmie RP.

        Przykro, że ukraińska tematyka już po raz kolejny wykorzystuje się w wewnętrznej polityce polski, a tragiczne strony naszej wspólnej przeszłości wciąż są upolityczniane. Kategorycznie odrzucamy kolejną próbę nawiązania jedno-bocznego traktowania historycznych wydarzeń, w tym niestosownego wykorzystania w oficjalnym dokumencie RP nazwy części terytorium współczesnej Ukrainy.

michalkiewicz        Nie bez kozery mówi się, że nieszczęścia chodzą parami, a, jak dostana rozkaz: w czwórki w prawo zwrot – to niekiedy nawet czwórkami. Jeszcze nie ucichły echa klangoru, jaki rozległ się po opublikowaniu w telewizji TVN, którą  od początku podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkuty relacji z obchodów urodzin wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera w jakichś krzakach w okolicach Wodzisławia Śląskiego, a już wybuchła następna bomba, kilkaset razy silniejsza od bomby zrzuconej w obronie demokracji na Hiroszimę. Mówiąc nawiasem, relacja z obchodów urodzin Hitlera nakręcona została prawie rok wcześniej przez pana red. Bertolda Kitela, podejrzewanego o niebezpieczne związki z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, a puszczona w eter przez funkcjonariuszy TVN akurat w momencie, gdy w USA Polonia Amerykańska desperacko próbuje zablokować w Kongresie ustawę 1226, która dawałaby amerykańskiej administracji możliwość wywierania na Polskę nacisków by zadośćuczyniła żydowskim roszczeniom majątkowym. 

Umiłowani Przywódcy z rządu, podobnie jak i pan prezydent Duda, z entuzjazmem pozwolili wkręcić się w tę aferę, odgrażając się złym „nazistom” i w ten sposób, oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, potwierdzając przed światem, że Polska ma z „nazistami” jakieś poważne problemy. Jeśli chodzi o TVN, to podejrzenia, iż obchody urodzin Hitlera mogły zostać przez funkcjonariuszy tej stacji zainscenizowane są oparte nie tylko na podejrzeniach pana Kittela o niebezpieczne związki z WSI, ale i stosunki własnościowe tej stacji.

        Otóż, po Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most”, jaka 18 czerwca 2015 roku odbyła się w Warszawie z udziałem przedstawicieli najważniejszych ubeckich dynastii z Polski oraz ważnych ubeków z Izraela, którzy żyrowali Amerykanom ofertę wciągnięcia tubylczych ubeków na listę „naszych sukinsynów”, stacja TVN została sprzedana amerykańskiej firmie Scripps Network Interactive z siedzibą w stanie Tennessee. Rzecz jednak w tym, że właścicielem tej firmy jest firma Discovery Communications, której prezesem jest pan Dawid Zaslaw, z pierwszorzędnymi „warszawskimi” korzeniami. Gdyby tedy pan prezes Zaslaw polecił starym kiejkutom z TVN: wiecie, rozumiecie, kiejkuty, puśćcie w porze największej oglądalności ten materiał z puszki, z tym Hitlerem, to jestem pewien, że taki rozkaz zostałby wykonany w podskokach.

         Ta sytuacja pokazuje, że te wszystkie „tajne służby”, te wszystkie  Abewiaki, to kupa darmozjadów, którzy powinni zostać jak najszybciej rozpędzeni na cztery wiatry, bo państwo polskie żadnej szkody by z tego tytułu nie poniosło. I tak nie ma z nich żadnego pożytku, tylko złudzenia, że ktoś tu czegoś pilnuje, podczas gdy każda z tych watah patrzy tylko jakby tu coś urwać, ukręcić, najlepiej w taki sposób, by w razie czego podejrzenie padło na kogoś innego, kogo się wtedy, w asyście telewizyjnych kamer z przytupem wsadzi do „aresztu wydobywczego”. 

   Ale mniejsza z tym, bo jeszcze nie ucichły echa tamtego klangoru, pogróżek pana ministra Brudzińskiego, że tych „nazistów” będzie dusił gołymi rękami, i głosów, by w ogóle zdelegalizować wszystkie grupy narodowców, oczyszczając w ten sposób szlachcie jerozolimskiej teren dla budowy nad Wisłą wymarzonej Judeopolonii – a już wybuchła kolejna bomba. Sejm uchwalił nowelizację ustawy z 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej, dodając do istniejącego tam od początku przepisu o karalności „kłamstwa oświęcimskiego”, a więc wszelkich prób podważania zatwierdzonej do wierzenia wersji historii oświęcimskiego obozu, dodatkowy przepis, przewidujący kary za publiczne użycie sformułowania „polskie obozy śmierci”, „zagłady” itp. 

        Jak wyjaśnił minister Jaki, nowelizacja ta była konsultowana z izraelską ambasadą, która nie wysuwała żadnych zastrzeżeń i dopiero po jej uchwaleniu izraelska ambasadoressa podniosła klangor przeciwko tej nowelizacji, że niby blokuje ona swobodę badań naukowych, zmierzających do zdemaskowania polskiego udziału w holokaustowaniu holokaustników, a wkrótce do klangoru przyłączył się również premier Beniamin Netanjahu dodając postulat, by Polska w ogóle konsultowała projekty swoich ustaw z Izraelem. 

        Umiłowani Przywódcy po ochłonięciu z nieprzyjemnego zaskoczenia – bo rzeczywiście dali się ograć, jak dzieci – podnieśli klangor w przeciwną stronę, jednym susem wskakując do pierwszego szeregu nieustraszonych obrońców godności narodowej i państwowej suwerenności. Trzeba przyznać, że afera wybuchła w samą porę, zarówno z żydowskiego, jak i rządowego punktu widzenia. 

        Z żydowskiego – bo wszczęty przez stronę żydowską klangor wywołał żywy rezonans polskiej opinii publicznej, który żydowscy fachowcy zaprezentowali światu jako gwałtowny wybuch „polskiego antysemityzmu”, co oczywiście znacznie może zniwelować wysiłki Polonii Amerykańskiej w sprawie wspomnianej ustawy nr 1226. 

        Ale i dla strony rządowej nadeszła w sama porę, bo zagadkowe i tchórzliwe milczenie prezydenta i rządu w sprawie amerykańskiej ustawy zaczęło budzić najgorsze podejrzenia w coraz szerszych kręgach opinii publicznej. Zatem prezydent Duda i rząd, prezentując się w charakterze nieustraszonych obrońców godności narodowej, poprawiają sobie nadwerężoną reputację. 

        Ale największymi jej beneficjentami są Niemcy, którzy muszą zacierać ręce z uciechy na widok Żydów okładających pięściami „polskich nazistów”, którzy przed całym światem muszą teraz tłumaczyć się z niemieckich zbrodni. Widok tak znakomitych efektów koordynacji żydowskiej polityki historycznej z historyczną polityką niemiecką aż zapiera dech z wrażenia tym bardziej, że karne szeregi tubylczych folksdojczów i filutów, którzy w nadziei zasłużenia się szlachcie jerozolimskiej, wytykają nieubłaganymi palcami i pryncypialnie chłoszczą polską dzicz za wojenne zbrodnie. 

        Dzięki temu osłabła nieco i na dalszy plan zeszła walka o demokrację i praworządność, bo – po pierwsze – po co łapać dziesięć srok za ogon, kiedy do tamtych spraw będzie można wrócić później, a po drugie – że w Niemczech Nasza Złota Pani nie może dogadać się z kolejnym wybitnym przywódcą socjalistycznym Martinem Schulzem w sprawie koalicji, co trochę odwleka ofensywę  w obronie demokracji i praworządności w Polsce. Wśród wytykających nieubłaganym palcem i chłoszczących znalazł się też JE biskup Tadeusz Pieronek, którego pamiętam jeszcze z pierwszej polowy lat 90-tych, jako beneficjenta jurgieltu z Fundacji Batorego, chociaż niestety nie pamiętam już, za co konkretnie ten jurgielt dostawał. Ale co by to nie było, to teraz trzeba to odrobić. Co tu ukrywać; katolicy w Polsce muszą być bardzo przywiązani do religii i odporni na próby niszczące, jakim poddawani są również ze strony swoich pasterzy, którzy niedawno nie widzieli niczego niestosownego w obecności w swoim gronie konfidentów SB, a teraz małodusznie milczą w momencie, gdy Żydzi do spółki z Niemcami i folksdojczami przyprawiają Polakom odrażający wizerunek narodu morderców.

        W tej sytuacji nikogo nie zaskoczyła decyzja wojewody mazowieckiego, który do dnia 5 lutego wyłączył z wszelkiego ruchu kilka ulic w pobliżu Ambasady Izraela w Warszawie, surowo zabraniając demonstracji, na którą wcześniej poseł Robert Winnicki i inni działacze ruchu narodowego uzyskali pozwolenie od władz miasta. 

        Tak bywało i wcześniej na przykład, gdy do Warszawy z gospodarską wizytą przybywał Leonid Breżniew, a nawet jeszcze wcześniej, to znaczy – 5 października 1939 roku, gdy do Warszawy przybył Adolf Hitler, by w Alejach Ujazdowskich odebrać defiladę zwycięskiego Wehrmachtu. Wtedy też znaczna część śródmieścia została wyłączona z ruchu, chociaż mieszkańcom pozwolono stać na chodniku i przyglądać się defiladzie, ale bez żadnych okrzyków. Na wszelki też wypadek w Ratuszu uwięziono 12 zakładników, m.in. księcia Zdzisława Lubomirskiego i Szmula Zygielbojma, ale kiedy Hitler po defiladzie i krótkim pobycie w Belwederze pojechał na lotnisko Okęcie i odleciał do Berlina, to wszystkich wypuszczono. Teraz o żadnych zakładnikach w Ratuszu nie było słychać, ale bo też przy wszystkich podobieństwach, między tymi sytuacjami zachodzą przecież różnice. Adolf Hitler napadł na Polskę już 1 września 1939 roku, podczas gdy Izrael póki co uchodzi za największego przyjaciela Polski i nie słychać, by zamierzał najeżdżać nasz nieszczęśliwy kraj zbrojnie. 

Stanisław Michalkiewicz

poniedziałek, 29 styczeń 2018 22:56

Na szybko: No to mamy jasność...

Napisał

Mówią, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Obecny atak izraelskiego rządu, a raczej izraelskich polityków na Polskę, atak który bardzo dokładnie przedstawia żydowskie stanowisko w sprawie naszej wspólnej historii, pozwala również nam skrystalizować polskie stanowisko i dodaje ważności polskiej polityce historycznej.

Fala oburzenia, jaka przeszła przez Polskę bardzo dokładnie rozdziela nasze dwie narracje, a przede wszystkim pokazuje stosunek Żydów do własnej historii; stosunek, który nie liczy się z faktami. I nie musi się liczyć ponieważ dla nich ważna jest "wspólna pamięć"; ważna jest opowieść; ważna jest Hagada. Mówił o tym wielokrotnie ksiądz Chrostowski przypominając swoje doświadczenia z Rady Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego. Tak więc być może dzięki nagłośnieniu tej skandalicznej ingerencji Izraela, jaka miała miejsce w związku z ustawą zakazującą szkalowania Polski więcej naszych rodaków zorientuje się, jak rzeczywiście wygląda sytuacja i z czym mamy do czynienia.

ignac banner

Podejmowane przez nas próby walki z polonofobią prostowanie przekłamań w środkach masowego przekazu tak powszechnych na całym świecie, to nie jest walka z ignorancją, lecz ze złą wolą; to walka z cudzą zafałszowaną polityką historyczną.

Co ciekawe, Żydzi przy pomocy takiej właśnie identycznej ustawy jaką uchwalił Polski sejm chcieli kiedyś pozwać świętej pamięci Prymasa Glempa, któremu podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych usiłowano doręczyć pozew za rzekome obrażanie narodu żydowskiego.

Jednym słowem nie należy oczekiwać że ktoś za nas będzie walczył o to, co nam się należy. A należy się prawda o naszej historii.


Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany poniedziałek, 29 styczeń 2018 22:59
piątek, 26 styczeń 2018 13:54

O pasterzach nie z ducha Chrystusowego

Napisane przez

33904        Jan Paweł Lenga MIC (ur. 28 marca 1950 w Gródku Podolskim) – polski arcybiskup, duchowny katolicki, ze Zgromadzenia Księży Marianów, emerytowany biskup Karagandy w Kazachstanie. Urodził się w polskiej rodzinie, w Gródku Podolskim. Wyjechał na Łotwę, gdzie pracował jako robotnik na kolei, a raz w tygodniu jeździł do zakonnika ze Zgromadzenia Księży Marianów, odbywając w ten sposób roczny nowicjat. Z Łotwy przeniósł się do Kowna na Litwie, gdzie istniało jedno z dwóch w całym Związku Sowieckim seminariów duchownych. Ukończył je potajemnie i w konspiracji także przyjął święcenia kapłańskie 28 maja 1980 z rąk bp Vincentasa Sladkeviciusa. W 1981 przybył do Tajynszy w Kazachstanie, gdzie posługę duszpasterską pełnił przez 10 lat. W dniu 13 kwietnia 1991 Jan Paweł II mianował ks. Lengę Administratorem Apostolskim dla Kazachstanu i Środkowej Azji, a także biskupem tytularnym Arbi. Sakrę biskupią otrzymał 28 maja 1991.

        Chcę kontynuować sprawy, które się tyczą naszej wiary katolickiej i apostolskiej, i chcę poprowadzić tę myśl do Pisma Świętego, które jest  źródłem wszelkiej prawdy, natchnionym i pisanym przez ludzi, których Pan Bóg wybrał do takiego celu, ażeby rozjaśnili nam po ludzku te wielkie sprawy Boga, które on ma do każdego z nas. 

        Stworzywszy piękny świat, Bóg dał jemu prawo, prawo niezmienne, i cały świat, przyroda i wszystko co istnieje na świecie, jest podporządkowane Bogu. I nigdy mu się nie sprzeciwi. Pamiętamy, kiedy Chrystus wchodził do Jerozolimy, wjeżdżał na osiołku, i ludzie spontanicznie zrywali gałązki oliwne, rzucali płaszcze pod jego nogi, wychwalali Go jak swego króla, zazdrośni Żydzi mówili, powiedz im, żeby tak nie krzyczeli, a Chrystus mówi, że jeżeli oni nie będą tak krzyczeć, to przyroda będzie to robić. Przyroda zawsze chwali swego Stwórcę.

 Wiemy, że jest świat aniołów, archaniołów, mocy niebieskich, ale wiemy, że byli poddani próbie, i ten, który niósł światło, zgasił go i stworzył piekło. Wiemy, że Bóg stworzył każdego z nas. Najpierw pierwszego człowieka jako obraz i podobieństwo swoje. Nie stworzył go ani Polakiem, ani Żydem, ani kimkolwiek innym, ale człowiekiem jako obraz i podobieństwo swoje. Nie stworzył go gojem, gorszym albo lepszym, ale każdego ważnym i jedynym, bo Bóg ukochał każde swoje stworzenie, aby nikt się nie szczycił i nie chwalił i nie chlubił się swoim pochodzeniem, wykształceniem albo czymkolwiek jeszcze innym.

        Wiemy, że nie wytrzymał próby nosiciel światła i chcąc być podobnym Bogu, równym Bogu, zgrzeszył pychą. Nie może stworzenie być na równo z Bogiem, chociaż Bóg nawołuje nas: Bądźcie święci, jak ja jestem święty. Ale nie może być na równi Bogu, nie może być tym bardziej wyżej Boga. Bóg stwarza człowieka i daje mu wszystko w swoim ogrodzie w raju, ażeby korzystał ze wszystkiego, ale daje mu jedno ograniczenie, nie ze względu na to, że żałuje dla człowieka jakiegoś jeszcze większego dobra, a wie, że w tym kryje się pułapka dla człowieka, żeby człowiek nie sięgnął, żeby tę wolność wykorzystał, podporządkowując się Bogu, a nie jakiemuś innemu, swoim zachciankom, swoim pragnieniom niewłaściwym. Ale diabeł przebiegły już w sprawach pychy, wąż starodawny i kłamca kusi człowieka. I wiemy, że człowiek poddaje się tej pokusie. Wiemy, że Bóg karze człowieka. Najpierw karze tego, który skusił, i karze człowieka za to, że zgrzeszył, że nadużył tej wolnej woli, której Bóg mu nie zabrał, ale dał mu wszystkie łaski dlatego, żeby szukając Boga, a nie uciekając od niego do krzaków, kiedy zgrzeszył, mógł wrócić na drogę zbawienia.

        W Piśmie Świętym czytamy, jak w swoim czasie Bóg wybiera Abrahama, który jest sprawiedliwy i prawdziwy w oczach Boga, który jest wierny. I wybiera ten naród, który z tego starego, niemającego potomka człowieka zjawił się jak gwiazdy na niebie, tak liczny będzie. Wiemy, że ten naród był żydowski, wiemy że Bóg sobie wybiera Żydów i zawiera z nimi przymierze. Nie dlatego, że Żydzi byli lepsi od innych narodów, po prostu tak Bóg zechciał, takie było jego pragnienie. Przez Mojżesza Bóg daje narodowi izraelskiemu, wyprowadzając go z niewoli egipskiej, Dziesięć Przykazań Bożych. Bóg jest wymagający dla tego narodu, który wybiera, On nie daje mu folgować i odpoczywać w radości Pana. A dając Przykazania Boże, wymaga od narodu, żeby on te prawa wykonywał. I wiemy, kiedy naród był niewierny, nie słuchał proroków, których Pan Bóg posyłał mu, nie słuchał Mojżesza, to Pan Bóg karał ten naród.

        Jeszcze w raju Bóg obiecuje upadłemu człowiekowi, że przyjdzie Zbawiciel, że przyjdzie nasienie kobiety, którym – jak wiemy – jest Jezus Chrystus, które zetrze głowę nasieniu diabła. I Chrystus to zrobił. Ale diabeł nie jest spokojny do końca świata, nie śpi dniem i nocą i kusi każdego człowieka przychodzącego na świat, bo ma wobec niego swoje zamiary, ma na niego swoje wpływy i wie, nad czym pracować nad nami. Natomiast łaską Bożą każdy z nas może zwyciężyć dzieła diabła i spokojnie przejść przez wszystkie trudności i dolegliwości tego świata i Bóg nas obroni przed wszystkim. Musimy temu zaufać, każdy ma swoje miejsce, bo każdy jest powołany do zbawienia, do najwyższego daru, który Bóg nam daje, i całego naszego życia. Wiemy, że Mojżesz nawet, wierny sługa Pana, nie zobaczył Ziemi Obiecanej. Patrzcie, na ile jest Bóg sprawiedliwy, bo nie zobaczył Ziemi Obiecanej. A dlatego, że w pośpiechu zapomniał oddać chwałę Bogu. Kłócili się Żydzi w Merybie, że brakuje wody, ja wam wodę, ale nie oddał czci wody. I za to był ukarany. Potem Bóg się spotka, Jezus Chrystus z Mojżeszem i Eliaszem na Górze Oliwnej, oni są w chwale niebieskiej, ale jednak w tym czasie, kiedy okazał niewierność, kiedy zapomniał wskazać na priorytety, na prawdziwe wartości, które pochodzą od Boga, i nie oddał chwały Bogu, to był ukarany. To jest sprawiedliwość Boga, to jest prawda o Bogu. Bóg karze występki, a wynagradza cnoty. I Bóg jest zawsze po naszej stronie, abyśmy szli drogą cnoty, a nie drogą występku. 

        Prorocy głosili narodowi izraelskiemu o tym, że przyjedzie Mesjasz, że przyjedzie ten obiecany Zbawiciel, i naród żydowski czekał na Niego. Ale kiedy Chrystus przyszedł, to naród żydowski się rozluźnił, szczególnie przedstawiciele władz, arcykapłani, uczeni w Piśmie Faryzeusze, wykroczyli, nawet zmieniali przykazania Boże, traktowali Go po swojemu. I Chrystus im potem o tym wspomina. Jednak kiedy nie byli przygotowani do tego, żeby spotkać swego Mesjasza, a Mesjasz ma prawo przyjść w taki sposób, jak On sam chce, jak Bóg to wyznaczył swoimi odwiecznymi wyrokami, a nie według widzimisię Żydów, jak sobie wymyślili, że przyjdzie taki Chrystus, taki Mesjasz, który będzie ich politycznym wodzem i da im wszystko, żeby żyli według swoich zachcianek, ten najlepszy Żyd, którego nazwiecie „nigdy nie był i nigdy nie będzie”, który przyszedł do swoich, jak obiecał, jak obiecali prorocy, a swojego nie przyjęli. 

        Już Herod niszczy wielką liczbę dzieci, ażeby zniszczyć konkurenta. On się myli, Chrystus nie przyszedł na jego miejsce, a Chrystus chce królować w jego sercu, ażeby jego królestwo było udane, żeby było prawdziwe, było z Boga, nie tylko z ludzkiego wymysłu. I Żydzi, szczególnie uczeni w Piśmie i Faryzeusze, arcykapłani, nie przyjmują Chrystusa. Niech lepiej jeden umrze za naród, czy naród ma zginąć – pomylili pojęcia. Chrystus umiera, poddaje się egzekucji, poddaje się woli ludu, nie protestuje. Ale Chrystus zmartwychwstaje i Żydzi mają kłopoty, co z tym robić? Ukrzyżowali, a on – okazuje się – żyje. I zaczynają – jak pamiętamy z Pisma Świętego – dają pieniądze żołnierzom, którzy przegapili zmartwychwstanie Chrystusa – mówcie całemu światu, że kiedy spaliśmy, przyszli uczniowie Chrystusa i ukradli Go. I taka bajka idzie po dzisiejszy dzień i rozpowszechnia się nie tylko tam, w państwie izraelskim, a po całym świecie. I wielu ludzi w tę bajkę wierzy. Ale są tacy, którzy są wierni nauczaniu Chrystusa, którzy wiarę przyjęli od apostołów i którzy są wierni ich nauczaniu i po dzisiejszy dzień idą tą drogą zbawienia i starają się innym głosić czynem i słowem prawdę.

        Natomiast jest wielu innych, którzy próbują tę prawdę tuszować, nie dawać jej być taką, jaka ona jest, ażeby zniszczyć dzieło Chrystusa, które jest drogą prawdy i życiem, ażeby to wszystko zmienić. A zmienia to nie człowiek, a diabeł, którym człowiek jest kuszony, któremu człowiek jest na usługach za soczewicę, za to, że zdradza swoje powołania do zbawienia i idzie drogą mamony, drogą na manowce. Chrystus ustanawia swój Kościół na apostołach. Wiemy, że i Piotr był za słaby, i Józef zdradza Chrystusa, i Chrystus, chociaż widzi zdradę Piotra, niemniej jednak mówi mu: Nawracaj się Piotrze, jesteś Piotr opoka, na tej opoce zbuduję Kościół mój i tobie dam klucze królestwa niebieskiego. Co zwiążesz na ziemi, będzie związane na niebie, co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. 

        Na tym kruchym fundamencie ludzkim buduje Chrystus swój Kościół, bo on jest tym fundamentem, prawdziwym, a gmachem tej budowy jest każdy z nas. Ta cegła, może niedopalona dobrze, a to zależy od nas, na ile oddamy się Chrystusowi, na ile będziemy Chrystusowi, na ile będziemy Mu wierni, na ile będziemy Go naśladować, na ile będziemy żyć Nim, tak jak mówi apostoł Paweł, żyję już nie ja, a żyje we mnie Chrystus. 

        Ciągłość Kościoła to prawie dwa tysiące lat. Wiemy, że było wiele różnych złych rzeczy, kto te rzeczy robił? Kto robił herezje, schizmy, mniejsze albo większe? Nie robili tego prości ludzie, robili ludzie Kościoła, hierarchowie, którzy nie głosili Chrystusa takiego, jakim on głosił sam o sobie, a głosili innego, tak jak im się wydawało, pod wpływem swoich emocji, pod pokuszeniami diabła, wypaczonymi swoimi fantazjami – głosili innego Chrystusa. I ile wysiłków trzeba było przyłożyć tym świętym, wiernym sługom Chrystusa, ażeby zmieniać te odstępstwa od nauki Chrystusowej, ażeby zmieniać na sprawiedliwych tych męczenników, wyznawców, tych dziewic, tych wiernych, którzy w klasztorach zamkniętych i różnych innych oddawali cześć Bogu w duchu i prawdzie. Pamiętamy, kiedy przychodziła kobieta do Jezusa siedzącego przy studni i mówiła Mu: Wiem Panie, że nasi przodkowie mówili, że na tej górze trzeba oddawać cześć Bogu albo na tamtej, a Ty co powiesz? A Chrystus mówi, że tak, ale idzie czas, kiedy nie na tej górze czy na tamtej będą oddawać cześć Bogu, ale w duchu i prawdzie. 

        Wydaje mi się, że dzisiaj jest najwyższy czas, kiedy nie na tej górze, nie na tamtej, a ci, którzy w duchu i prawdzie są wyznawcami Chrystusa, oni są tą górą, oni są tym widocznym miastem, którego się nie da ukryć. I oni tym światłem, które wszystkie siły zła będą próbować zniszczyć, będą prześladować, będą przeszkadzać mówić tak, zabraniać występować w kościołach, na zebraniach, tylko dlatego, że nie poznali Chrystusa. I będą to ludzie Kościoła, którzy nie poznali Chrystusa, a nawet będą prześladować swoich. Od nich wyszli, a z nimi nigdy nie byli. Tak jak mówi Pismo Święte: od nas wyszli, a z nami nigdy nic wspólnego nie mieli. 

        Największe herezje wychodziły od ludzi Kościoła, od hierarchów i najwięcej świętych cierpiało od tych hierarchów, którzy prześladowali tych prawdziwych hierarchów, którzy naprawdę żyli z Chrystusem. Jedna z największych herezji była w IV wieku, za Ariusza, kiedy mówiono, że Chrystus nie jest Bogiem. Nawet prości ludzie krzyczeli do Ariusza – jesteś kłamcą, Chrystus jest Bogiem! Tak powiedział apostoł Jan, że jak ktoś mówi albo nie wyznaje Chrystusa, który przyszedł w ciele, jako Bóg i człowiek, ten jest antychrystem. Tak uznaje apostoł Jan, który odpoczywał na piersi Jezusa; który mówi i nie kłamie, bo jego oczy oglądały Chrystusa, jego ręce dotykały Chrystusa, jego uszy słyszały, to co Chrystus mówił, i całe jego życie było podporządkowane temu Chrystusowi, którego przyjął całym sercem. A prześladować będą i głosić herezje właśnie ci, którzy Chrystusa nie poznali, ci którzy poszli za podszeptem diabła i ci którzy nieszczą dzieło Boże. 

        Tak jak to od początku było, tak i po dzień dzisiejszy jest walka między dobrem i złem, między dziełem Bożym i dziełem szatana, i to wszystko dzieje się na tle naszych ludzkich dusz. Każdy z nas jest między młotem a kowadłem. U góry jest Bóg, który do naszego sumienia mówi, do duszy, co mam  robić, i jest diabeł, który ma wpływy na nasze ciało i mówi nam, tak jak kiedyś kusił i Ewę, i Adama, że to nic strasznego, trzeba żyć wolno, trzeba rozróżniać, dyskutować, dialogować, trzeba jakoś poprawiać tego Boga, który jest tak niewygodny. A poprawianie Boga prowadzi do herezji. Trzeba powiedzieć, w dzisiejszym świecie my, żyjący w XXI wieku, widzimy to naocznie, chociaż nie dowierzamy, trudno w to uwierzyć, ale naocznie to widzimy.         

        Jeszcze 200 lat temu, w 1820 roku – trzy lata temu już pisałem o tym w swoim artykule o stanie Kościoła i mówiłem o tym, że właśnie masońska loża Wenta mówiła, że nasze sprawy na sto lat. Porzućmy starych ludzi, wejdźmy do seminariów z naszymi liberalnymi ideami, po tym oni zostaną księżmi z naszymi liberalnymi ideami, potem biskupami. I będą przy papieżu odgrywać ważną rolę i wpływać na papieża. Nie łudźmy się, my papieża masonem nie zrobimy, ale nasi liberałowie, którzy będą w jego otoczeniu, zrobią wszystko, żeby on podpisywał te rzeczy, które dla nas są wygodne. Tak mówili masoni 200 lat temu, i mając na uwadze, że ich sprawy na sto lat, a już przeszło 200 lat, możemy dzisiaj widzieć sprawy bardzo ciężkie. Przecież przez te 200 lat ile weszło do Kościoła katolickiego infiltrowanych, niemających żadnego powołania do stanu kapłańskiego, do apostołów Chrystusa, nic wspólnego z wiarą i moralnością ludzi, którzy potem stali się księżmi, biskupami i wpływają w różny sposób, żeby zniszczyć dzieło Boże. Poszli za diabłem. Nigdy nic nie mieli wspólnego z Chrystusem. Nawet sam znam i seminaria, i biskupów, byłem w Związku Radzieckim, kiedy on chciał przyjąć do seminarium kilku kleryków i mu mówili, kogo bierze. No pozwolimy przyjąć twoich, ale weź i naszych, bo inaczej nie będziesz miał swoich. W jaki sposób zrobił złe rzeczy? Może miał jakieś inne rozmyślania, może myślał, że jakoś to będzie. On przecież powiadomił wychowawców seminarium, że tacy intruzi, takie krety wejdą do seminarium. Oni byli homoseksualistami, po dwóch latach odeszli, bo tak jawnie pokazywali zgorszenie, że podpadali pod dyscyplinę kościelną i musieli ich wywalić. Ale skutki ich działania w tym seminarium potem odezwały się wielkim echem. O tym wiedzą ci, którzy się uczyli w tych seminariach, i ci, którzy będą słuchać tego, co mówię, na pewno zrozumieją rzeczy, o których mówię. A inni sobie mogą powiedzieć o tych innych rzeczach, o których wiedzą nie ze słyszenia, a z życia. I ci intruzi, te krety, którzy – wydaje się sobór watykański II, takie wielkie przedsięwzięcie w Kościele, a mówiono o tym, że papieże działają pod wpływem szatana, nie wprost, ale pod wpływem szatana – robią sobór, chcą coś zmienić. 

        Może naprawdę za ileś lat przychodzi jakaś potrzeba oglądnąć się, co było i do czego dążymy, ale nie można zmieniać tego, co Chrystus postanowił swoją władzą raz i na zawsze. Nie można zmieniać prawd podstawowych. A było zmienione wszystko. Masoni świeccy i w Kościele zmienili do niepoznania, do nierozpoznania tego wszystkiego, co było przed soborem. Zmieniali modlitwy, skrócili Mszę Świętą, z protestantami umawiali się, jak lepiej tę Mszę Świętą lepiej zrobić, ażeby ona była dla nich. I papieże biedni byli zaskoczeni, jak Jan XXIII, jak Paweł VI. Nie potrafili tego wstrzymać. Na pewno mieli dobre chęci, ale nie mieli dobrego zespołu, bo ten zespół był nie od Boga. I wiemy to po czasie i po owocach poznajemy to, co się wydarzyło. 

        Paweł VI w końcu swego pontyfikatu mówił, że dym diabła wszedł do Kościoła. A ten dym diabła, mi się wydaje, już dobrze się pali, mocno się pali. Był rozczarowany tym, co się wydarzyło. Masoni kościelni i świeccy wyczuli, że na dobrej fali to idzie, ale im przeszkodził Jan Paweł II, im przeszkodził Benedykt XVI. Jan Paweł II nie dlatego, że wstępując na tron Piotrowy nie wiedział, jakie zniszczenia przyniósł sobót watykański II, przecież papież Jan Paweł II przepraszał biskupów na świecie, za to co wydarzyło się w praktyce Kościoła. Przecież to, czego papież nie zdążył jeszcze zrozumieć, o co chodzi, to już biskupi, ci intruzi, te krety w Kościele katolickim na całym świecie, którzy z nauką katolicką nic wspólnego nie mieli, robili wszystko na odwrót. Widzimy, jakie spustoszenie jest w Kościele, sprawa Boża jednak zwycięży; ale ci, którzy prowadzą Kościół na takie manowce i prowadzą dusze na zatracenie, będą bardzo mocno odpowiadać za te swoje zgorszenia i za wszystkie rzeczy, które popełnili i popełniają.

        Jan Paweł II próbował coś zrobić, ale biedny uciekał z Watykanu do całego świata, żeby przybliżyć światu Chrystusa, nie mógł się znaleźć w tej wspólnocie, nie mógł nam szczerze i otwarcie powiedzieć. Natomiast nam powiedział Benedykt XVI. Na początku swego pontyfikatu, kiedy mówił, aby modlili się za niego, żeby Bóg dał mu siły wytrzymać między tymi wilkami. Na pewno, siedząc w cieniu Jana Pawła II, dobrze wiedział, o czym mówi. Masoni zmuszali Jana Pawła II do podjęcia różnych decyzji i niektóre pomyłki Jan Paweł II nawet też uczynił, ale nie abdykował, chociaż oni by się bardzo cieszyli, gdyby to się stało. Na pewno bardziej delikatny Benedykt XVI nie wytrzymał tej presji i abdykował. Ale pozostaje papieżem, choć w bieli. 

        Moderniści, liberałowie, kościelni masoni i inni wybrali dzisiaj Bergoglio. W Argentynie funkcjonuje takie pojęcie, bergolizm, które oznacza, że to co Bergoglio mówił w Argentynie, to trzeba było jeszcze bardzo rozważać, rozmyślać, co on chciał powiedzieć. Nikt nie wiedział, jak to trzeba przyjąć, takim termin bergolizm. I ten bergolizm, niestety, rozpowszechniał się na cały Kościół powszechny. Jeżeli Bergoglio jest papieżem, to powinien głosić nauki Tego, który jego do tego powołał. Jeżeli jest wikariuszem, to musi głosić nauki w porę i nie w porę, nastawać, prosić, karcić i głosić nauki swego Mistrza, we wszystkich kierunkach, nauki Chrystusa. Ani na jedną jotę, ani jedna kropka się nie zmienia, wszystko się wypełnia, co Bóg powiedział, a w Chrystusie to potwierdził. Nawet jeżeli cały świat chciałby czegoś innego, to się nie zmieni, tylko na swoją szkodę i zgubę.

        Dzisiejszy papież, widzimy, że niestety, ale oczywiście przoduje w herezji, i to na różne sposoby. Najpierw herezja, kiedy odpowiada swoim biskupom, którzy się znajdują w Argentynie, w Buenos Aires, na ich neoliberalny list. Daje odpowiedź, że dobrze rozumiecie „Amoris laetitia”, że trzeba w niektórych wypadkach dawać Komunię rozwiedzionym. Czy to jest nauka Chrystusa? Absolutnie nie. Czy to jest nauka Mistrza, którego ci się przedstawia, Bergoglio? Absolutnie nie. To jest myśl tych intruzów i wrogów Kościoła, którzy w taki sposób chcą uderzyć w rodzinę, zniszczyć komórki społeczeństwa i zniszczyć dzieło Boże. I Bergoglio temu się poddaje. Jeszcze w pierwszym roku pontyfikatu wydawało się, że wszystko jest dobrze – uśmiechnięty, wesoły, ale coraz częściej widzimy, że wszystkie podwaliny Kościoła są rozwalane. Cały ten dorobek Kościoła, który dwa tysiące lat ma z górą, jest niszczony. Bóg ma imiona różnych bożków. Już nikogo nie trzeba nawracać. Nie trzeba nawracać żydów, nie trzeba nawracać muzułmanów, nie trzeba nawracać innych ludzi, wszyscy braćmi jesteśmy. Tak właśnie mówi Bergoglio, a wtórują mu biskupi na świecie, nawet w Polsce.

        Oczywiście, Bóg nikogo nie zmusza, żeby nawracać kogoś, każdy ma dobrą wolę i od tego zależy, na jaką stronę ją pośle, albo na Bożą, albo przeciwko Bogu, w jaką stronę tego użyje. Ale Chrystus mówi apostołom: idźcie i nauczajcie wszystkie narody, nauczajcie tego wszystkiego, co ja wam powiedziałem. Chrzcząc cię w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Zaczynajcie głosić Ewangelię od Jerozolimy, od Żydów. I wiemy, jak w połowie Żydzi sprzeciwiali się apostołom, namawiali przeciwko nim, przeciwko apostołowi Pawłowi, który właśnie Żyd i mu się wydawało, że dobrze wierzy, że jest dobrym Faryzeuszem, wykonuje wszystko i sam o tym mówi. 

        My, jako ludzie Kościoła, wierni Chrystusowi, powinniśmy wiedzieć o tym, że oczywiście, powinniśmy szanować błędy tych, którzy są przekonani, że dobrze robią, ale przekonani, w dobrej wierze, ale nie możemy im nie głosić tej prawdy, której oni nie znają. I dlatego Chrystus powiedział tę prawdę Szawłowi, i Szaweł od razu został Pawłem. Szaweł był największym Żydem, który się nawrócił, i mogliby Żydzi pójść za nim, a nie poszli i byli rozproszeni po całym świecie. I niosą złą naukę na cały świat. Że ukrzyżowali Chrystusa, nie skorzystali z tej łaski, żeby nieść raczej zbawienie, które pierwsi sami powinni byli przyjąć i głosić je światu. Na pewno świat byłby inny. Może nie byłby rajem, ale byłby przedsionkiem nieba, byłby czymś innym. Żydzi poszli za mamonę, którą Chrystus odrzucił stanowczo, kiedy diabeł Go kusił. Bogu będziesz służył i Jemu jednemu będziesz podporządkowany, mówił Chrystus stanowczo do diabła. Oni poszli za inną rzeczą. Mają wpływy na całym świecie, mają wielkie pieniądze, ale te wpływy prowadzą do tego, że niszczy się sprawa Boża. I dlatego Kościół powinien głosić Ewangelię wszystkim; nie tylko całować się z Żydami, nie tylko przyjmować muzułmanów, ale głosić im Ewangelię. Zawsze i wszędzie. To jest zadanie papieży, to jest zadanie biskupów. Nie mówić w czasie Bożego Narodzenia, jak nam szkoda uchodźców – tak mówi papież, tak mówią biskupi w Polsce, nawet rząd polski przeciwny przyjmowaniu uchodźców, na pewno już dużo ich przyjął. Na pewno jest jeszcze dużo Polaków w Kazachstanie, na Ukrainie, w Rosji, o których jakoś w Polsce biskupi nie mówią nic, żeby tych Polaków może brać do Polski. Ale troszczą się o tych uchodźców, wobec których jest polityczny projekt. To nie jest sprawa Boża, to jest sprawa diabła. Tylko diabeł może tak wymieszać multikulti. Chrystus nie posyłał swoich apostołów, żeby głosili takie rzeczy. A dzisiaj największym uchodźcą na świecie, zapomnianym, zaniedbanym, jest Jezus Chrystus, który nie zważając na nasze bzdury i nasze złe czyny, przychodzi do nas, daje nam jednak nadzieję, chce jeszcze raz do nas przemówić, chce jeszcze to drzewo nieurodzajne okopać, podlać je, dać mu nawozu, ażeby ono ożyło, koniec końców dało jakieś owoce. Ale kiedy tych owoców się nie doczeka, będzie wycięte, jako jałowe i nieprzynoszące nikomu korzyści.

Za: Kanał YouTube Dobry Pasterz

piątek, 26 styczeń 2018 13:34

Miłość, przyjaźń, starość i sztuka życia

Napisane przez

Linkier        Profesor Bogdan Dziemidok pracował na Uniwersytecie Gdańskim, prowadząc zajęcia nie tyle z filozofii, co przede wszystkim z etyki, bo w tej dziedzinie dał się poznać nie tylko u nas, ale także w Europie i na świecie. Zresztą prowadził wykłady z filozofii na Uniwersytecie Berkeley w Kalifornii, i to w tym samym czasie, co przebywający tam akurat prof. prof. Władysław Tatarkiewicz i Czesław Miłosz. Kiedy profesor Bogdan Dziemidok ukończył siedemdziesiąt lat i nie zaproponowano Mu dalszej pracy w Gdańsku, wyjechał do Warszawy, gdzie natychmiast przyjęła go jedna z najlepszych uczelni. Natomiast gdy niemiłosierny Czas zechciał dla Profesora odpoczynku, zamieszkał w Lublinie, gdzie przed laty rozpoczął swą naukową karierę, zarządzając nawet przez kilka lat tamtejszym  UMCS-em. Oczywiście, jak to często naukowcom się zdarza, pisać książek nie przestał.

        I w tym miejscu należałoby się zapytać, dlaczego akurat mówię o profesorze Bogdanie Dziemidoku. Na Profesora zwracam uwagę dlatego, że przez ponad pięć lat mieszkał w moim mieście, w Kościerzynie na ul. Jeziornej. Wybrał zaś sobie to miejsce dlatego, bo mógł tutaj najlepiej odpocząć. A ponieważ zdarzyło nam się przyjaźnić, więc miałem  okazję widywać się i spotykać z Profesorem nie tylko na gdańskiej uczelni, ale także w Kościerzynie. Potem, jak zwykle to bywa, krąg kościerskich znajomości się powiększał i profesorstwu Dziemidokom, wszak mieszkał w Kościerzynie z Żoną, było tu dobrze. Kiedy nieubłagany Czas zabrał naszych przyjaciół, a potem gdy o Profesora upomniała się Warszawa, kościerskie mieszkanie okazało się niepotrzebne. Wobec tego przyszło nam się kontaktować przede wszystkim listownie, telefonicznie i poprzez książki, z których pisania Profesor oczywiście nie zrezygnował!

 W roku 2013 trafiła na moje biurko książka Profesora „Teoretyczne i praktyczne kłopoty z wartościami i wartościowaniem”, a po czterech latach, czyli w roku 2017, „Filozofia i sztuka życia”. Pierwszej nie omówiłem, chociaż takie było oczekiwanie Profesora, bo po prostu nie pozwolił na to czas. W latach 2013–2015 pracowałem akurat nad publikacją czterech książek własnych i redagowanych dziewięciu, więc było to absolutnie niemożliwe. Ale gdybym się książką profesora Dziemidoka wtenczas zajął, na pewno nie ominąłbym jej trzech rozdziałów, na które wskazywał w dedykacji, czyli na „Teoretyczne i praktyczne kłopoty ze szczęściem”, „Teoretyczne i praktyczne kłopoty z tożsamością narodową” i „Aksjologiczne aspekty starości”, co miało znaczyć zastanowienie nad tym, „Czy starość może być piękna, dobra, mądra i  szczęśliwa?”... 

        Chociaż na tę książkę nie przeznaczyłem tu wcale miejsca, ale jak to podczas pisania się zdarza, nigdy nie wiadomo, jakie pojawi się skojarzenie i co akurat w głowie zakołacze, więc cokolwiek o niej powiem. Tak więc, zmuszony po tylu latach do wejrzenia we wskazane rozdziały, nie mogłem być tym razem obojętny wobec poczynionych niegdyś na marginesach tej książki notatek i zakreśleń, oczywiście nie wszystkich, bo nie starczyłoby tu czasu. Wiadomo, że „pisanie o szczęściu nie jest sprawą prostą” (s. 48), i zastanawia też definicja szczęścia, ale nie powinno być obojętne chociażby takie przekonanie Profesora, że „pogoń za przyjemnościami na dłuższą metę nie uszczęśliwia, może nawet unieszczęśliwić, rodząc uzależnienie od różnych form przyjemności” (s. 54). Że tak rzeczywiście jest, wystarczy wskazać te nasze polskie szalone zagraniczne wojaże, od kiedy tylko zaistniała ich możliwość. Czyż nie są niczym narkotyk, zmuszając tylu do wręcz regularnego z nich korzystania. A te komórki, w które każdy w każdej wolnej chwili klika, zapominając o świecie i nie mając ani chwili na zastanowienie się nad sobą. I tak można by tych przykładów naszych cywilizacyjnych uzależnień dawać wiele. Ale to oczywiście nie wszystko, bo mamy tu jeszcze receptę na szczęście. Tej jednak już nie podam, niechaj każdy sam ją pozna. Mogę tylko powiedzieć, że lektura tego rozdziału nakazuje jak najbardziej nad sobą i własnym szczęściem się zastanowić.                 

        Ponieważ o tożsamości narodowej nie uda się tu powiedzieć kilkoma słowami, więc ją pomińmy, natomiast starości nie można przemilczeć, bo jest każdemu sądzona i niemal każdego czeka. Że obecnie tak wiele sprzyja „dyskryminująco-lekceważącemu nastawieniu do ludzi starych” (s. 156), co nieraz można zaobserwować, więc na tę kwestię warto zwrócić uwagę. Że jest to temat na czasie, starałem się ostatnio przypomnieć, pisząc o starości u Żeromskiego i mówiąc o jego trzech bohaterach: Dominiku Cedzynie z „Doktora Piotra”, Szczepanie z „Wiernej rzeki” i Wyszce Zamk Trzebiatowskim z „Wiatru od morza”. Pisałem tam, podobnie  jak profesor Dziemidok, pamiętając oczywiście o własnym doświadczaniu starości. Niemniej trzeba się zgodzić z Władysławem Tatarkiewiczem, że przeżywanie starości przez naukowca jest inne, ponieważ ze swej pracy nie musi nigdy rezygnować. Zresztą na emeryturze ma tym większy komfort, bo w karierze nikomu już nie zagraża i nikt mu już niczego nie zazdrości. Trzeba jednak pamiętać, że tak dobrze mają tylko ci, którzy mogą pracować przy swoim biurku i nie potrzebują  laboratoriów. Niemniej „okrucieństwo starości” pozostaje, polegając na tym, „że nic już nie możemy zmienić w naszej przeszłości” (s. 174). Cokolwiek by jednak o starości powiedzieć, chwaląc ją lub ganiąc, to w ostatnim o niej słowie Bogdan Dziemidok słusznie powie, że „chyba największym jej urokiem jest to, że na szczęście nie trwa ona wiecznie” (s. 183).   

        I to byłoby tyle o poprzedniej książce. Natomiast w tej, która ukazała się w 2017 roku jako „Filozofia i sztuka życia”, warto zwrócić uwagę na ostatnią sekwencję jej tytułu, czyli co mówi autor o miłości, przyjaźni i starości, w „sztuce życia”. Kiedy więc nad „urokami i kłopotami miłości małżeńskiej” przyjdzie się tu zastanowić, Profesor zda najpierw sprawę z własnych przeżyć:        

        „Może się Państwo zdziwią, że mam mówić o miłości małżeńskiej. Co o miłości może powiedzieć zgrzybiały staruszek, który jest przecież mężczyzną w stanie spoczynku, czy jeszcze coś pamięta na ten temat?

        Po pierwsze, zapoznałem się z literaturą przedmiotu (…). Przecież czytać jeszcze umiem, a impotencja nie musi iść w parze z demencją. Po drugie, nie będę mówił o miłości w ogóle, lecz o miłości małżeńskiej, którą poznawałem w ciągu 56 lat moich dwóch małżeństw z tą samą osobą, śp. Hanną Dziemidok. Przeżyłem z nią 2 małżeństwa, rozwód (z jej inicjatywy), a teraz Jej zgon (24 maja 2016 roku). Jej nie ma, a moja miłość małżeńska do niej wciąż trwa (przywiązanie, tęsknota i czułe wspomnienia), miłość smutna, połączona z cierpieniem, to w dalszym ciągu miłość małżeńska” (s. 61). 

        To oczywista prawda, że kiedy w małżeńskim związku przetrwa się do końca, dopiero wtedy można powiedzieć, że tę próbę się zdało. W małżeństwie przeżywa się różne sytuacje i zdrad też nie braknie, ale wedle Profesora, „małżonek jest ostatnią osobą, której powinieneś opowiadać tę historię” (s. 70). Zresztą, jak zaraz potem powie, małżeństwa oparte na przyjaźni są trwalsze od tych zawieranych z miłości. To jednak już osobiste zdanie autora, budzące jednak zastanowienie, które zresztą jak wiele innych, ma tutaj swoją wagę i znaczenie.   

        Pomińmy jednak przytaczane tu co raz wypowiedzi „ekspertów od miłości i małżeństwa”, a zatrzymajmy się znowuż nad własnym zdaniem Profesora, które okazuje się o wiele bardziej wymowne, niż suche naukowe treści. Zdając sprawę z własnego wejrzenia w kwestię miłości, poda jej trzy etapy: „1) zauroczenie, 2) zakochanie, 3) miłość dojrzała, występująca najczęściej jako miłość małżeńska” (s. 65). Tylko że zauroczenie to jeszcze nie zakochanie, o czym tak powie: „Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem miłość swego życia w warszawskim autobusie linii 116, to nie odczuwałem pożądania seksualnego, tylko właśnie zauroczenie i chęć następnego spotkania. Namiętność, od której ma się zawsze zaczynać miłość, pojawiła się później, po kilku randkach, na które musiałem przyjechać do Warszawy z Lublina. Tradycyjnie właśnie ta druga faza związku zmierza do dalszego trwałego spełnienia w miłości” (s. 66).              

        Ale to tylko wprowadzenie w temat miłości, przez każdą ze stron inaczej odczuwanej. Wszak trzeba pamiętać o psychicznej inności dwojga i obustronnej wzajemnej akceptacji. Bo chociaż każdy ma swoje własne ideały, to mimo wszystko nie powinno się zbyt wiele od partnera wymagać:

        „Mężczyzna zdaniem wielu kobiet powinien być silny, jak Pudzianowski, by mógł nosić swoją ukochaną jedną ręką, ale nie tylko silny fizycznie, także silny psychicznie, powinien dawać poczucie bezpieczeństwa, równocześnie powinien być słaby, bezradny życiowo, by partnerka miała świadomość, że bez niej zginie. Powinien być dobry i bezinteresowny, jak święty Franciszek, ale równocześnie bogaty, jak Rockefeller, ale oczywiście nie tyle natrętnie bogaty, ile dyskretnie, tak od niechcenia. Powinien być elegancki, zadbany i pachnący, a jako kochanek delikatny i czuły, ale od czasu do czasu powinien być brutalny, jak kierowca tira w przepoconym podkoszulku, żeby nie było wątpliwości, że to kawał chłopa, a nie jakieś »ramiączko«. 

        Podobnie zróżnicowane wymagania mają mężczyźni wobec kobiet. Powinna być piękna i seksowna, jak Sophia Loren lub Marylin Monroe, ale też dobra, jak Matka Teresa z Kalkuty. Powinna być oczywiście inteligentna i mądra, ale bez przesady, nie powinna partnera wpędzać w kompleksy pod tym względem, udając Marię Skłodowską (Curie). Powinna być władcza, jak Kleopatra lub, co najmniej, królowa angielska, ale równocześnie uległa i domyślna, czego się od niej oczekuje. Powinna być oczywiście prawdziwą damą, która nie przynosi wstydu w wytwornym towarzystwie, czasami jednak powinna być jak dziwka, bezwstydna i wyuzdana, i żeby jej się nie pomyliło, kiedy być damą, kiedy dziwką” (s. 21).

        Aby tak sugestywnie i zrazem trafnie zdawać sprawę z męsko-żeńskich relacji, trzeba naprawdę życia doświadczyć i wiedzieć o życiu wiele. Ale do tego trzeba dojrzeć, i to zarówno myślą jak wiekiem, czyli mając podobnie jak autor tej książki ponad osiemdziesiąt lat. Dlatego w takim wieku, po doznanej miłości, czas na rozejrzenie się za szczęściem w starości. Lecz najpierw trzeba jej doświadczyć. Szkoda tylko, że nie każdy ma to szczęście, czy też może nieszczęście do niej dotrwać. Jakakolwiek jednak starość jest, to musi się kiedyś skończyć, wszak „nikt nie repetuje starości” (s. 125), jako tej „maturalnej klasy szkoły życia” (s. 125), w której zyskuje się co najmniej jedną przyjaciółkę – sklerozę. A jeżeli jej zabraknie, to czy rzeczywiście „wesołe jest życie staruszka”? O tym jednak trzeba już dowiedzieć się samemu, oddając się podobnie jak w poprzednim przypadku lekturze tej książki, której tytuł „Filozofia i sztuka życia” (2017).     

Tadeusz Linkner

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.