„Kiedy słyszę słowo kultura, chwytam za rewolwer!” – marszałek III Rzeszy H. Goering
Może nie powinienem cytować tego przegranego bufona, zbrodniarza wojennego, który tylko dlatego nie zawisnął na szubienicy w Norymberdze, że wcześniej zażył cyjanek. Cóż, kiedy chwytliwe powiedzonka, niekoniecznie rozsądne, zdobywają sobie nieoczekiwaną popularność. To o kulturze przecież jest często cytowane. Słysząc słowo „kultura” z oPOzycyjnego, antypolskiego bagienka zwącego się górnolotnie salonem (raczej saloonem z południa USA, np. kowbojskiego Teksasu, Dzikiego Zachodu rewolwerowców), ja chwytam – z braku lepszej broni – za pióro gęsie.
Nasze autorytety moralne to głównie tzw. warszawka, na którą składają się m.in. publicyści mediów totalnej opozycji. Nigdy nie opuszczają okazji, by podkreślać swoją intelektualną i właśnie kulturalną, niepodważalną wyższość nad zacofanym kato-prawicowym ludem pracującym miast i wsi. Czy ta intelektualna wyższość nie powinna mieć odbicia w prezentacji politycznych argumentów? Niestety, tak nie jest. Koń, jaki jest – każdy widzi. Chamstwo pojawia się paradoksalnie tylko po jednej, tej właśnie rzekomo kulturalnej stronie. Gadające głowy w mediach, którym nie po drodze jest z dobrą zmianą, używają języka dość obrazowego – „z uwagi na uczącą się młodzież” wymagającego wykropkowania wielu wyrazów. Wśród zaperzonych krytyków strasznej faszystowsko-dyktatorskiej, gorszej od stanu wojennego (Frasyniuk, jak dziecko, co nie dostało loda, leży na asfalcie i kopie barierki!) dyktatury, przodują jakoś tak przedstawiciele show-biznesu, aktorzy i ci frustraci, którzy chcą, aby ich często, już prawie zapomnianych – cytowano. Są to jednostki, którym się wydaje, że np. grając historyczne postacie lub takie ze świata polityki, stali się w tej dziedzinie ekspertami. Podam kilka pierwszych z brzegu przykładów.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!