farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

No to będziemy się bić handlowo ze Stanami Zjednoczonymi; od pierwszego lipca mają wejść w życie cła odwetowe, jakie Kanada nałoży na import niektórych towarów z USA. Jest to "odwzajemnienie" amerykańskich ceł nałożonych na kanadyjską stal i aluminium. Nałożymy więc cła na papier toaletowy, sok pomarańczowy, truskawki i inne amerykańskie towary.
Będzie to po prostu oznaczało tyle, że towary te odpowiednio zdrożeją w sklepach, a taksę od tego zgarnie Ottawa. W sumie całkiem zmyślne pociągnięcie! No możemy handlowo wojować ze Stanami Zjednoczonymi, podobnie, jak zając z niedźwiedziem.
Przypomina mi to parodiowane często przemówienia Gomułki, w których były gensek zachwalał, że mimo wzrostu cen mięsa właśnie spadły ceny parowozów i snopowiązałek więc naród powinien być zadowolny....

Tymczasem zżymam się bo przeczytałem w Mississauga News że tegoroczny Dzień Polski w Mississaudze, będzie w tym roku wyjątkowo uroczyście obchodzony ponieważ Polska obchodzi, tu cytuję "stulecie niepodległości".
No niestety, przy powszechnej ignorancji historycznej, z jaką mamy tutaj do czynienia, z okazji naszego jubileuszu odzyskania niepodległości wdrukowuje się wszystkim dookoła, że Polska to państwo o stuletniej historii. No niestety tak sobie oto strzelamy do własnej bramki...

piątek, 01 czerwiec 2018 08:13

Wolny świat? Wolne żarty!

Napisał

W czasach stalinowskich ludzie siedzieli za opowiadanie dowcipów. Tak było. Przez jakiś czas wydawało się, że takie absurdy to odległa przeszłość. Tymczasem właśnie w Stanach Zjednoczonych pewna pani aktorka popularna palnęła sobie na Twiterze w stopę nazywając pewną prominentną panią Murzynkę (byłą doradczynię prezydenta Obamy) skrzyżowaniem Planety Małp z Bractwem muzułmańskim. No i natychmiast otworzyła się pod nią czeluść politycznie poprawnego potępienia, zaczęły dąć trąby medialnego oburzenia i pani aktorka popularna straciła angaż.

Oczywiście za rasizm. Pokrzywdzona pani Murzynka wskazała, że jest to dobra okazja by się dowiedzieć, jak strasznie cierpią ludzie jej koloru skóry. W naszej coraz bardziej orwellowskiej rzeczywistości od dawna już wiemy, że dzielimy się na równych i równiejszych. Gdyby podobny „rasistowski dowcip” dotyczył osoby białej czy choćby żółtej, no to rozszedłby się jako „dość zabawny”. Do tego gdyby jeszcze przez podobne konotacje obśmiewał katolików czy był (pardon za wyrażenie) robieniem sobie jaj z obrońców tradycyjnych wartości czy innych „troglodytów pchających patyki w szprychy kół nieubłaganego postępu ludzkości”, no to wtedy obleciałby kilka razy programy dużych stacji telewizyjnych.

Jeszcze śmieszniejsze jest w tym to, że owa pani aktorka popularna przygnieciona łajnem powszechnej krytyki jęła się tłumaczyć, że swoją myślo-zbrodnię popełniła w stanie pomroczności jasnej będąc pod wpływem prochów nasennych. I tu znów odwołam się do naszych zbiorowych doświadczeń, napominając, że „wódka nikogo z antysocjalistycznej agitacji nie tłumaczy”. Zresztą na słowa winowajczyni natychmiast zareagował producent owych tabletek nasennych zarzekając się, że żadne testy nie wykazały by rasizm był efektem ubocznym zażywania.

Wolny świat? Wolne żarty...

piątek, 01 czerwiec 2018 08:00

Byłem w Polsce (8)

Napisane przez

Nasze pobyty w Polsce wcale nie ograniczały się do Warszawy. Jasne, że z oczywistych względów spędzaliśmy tu większość czasu, ale robiliśmy też różne wypady, bo przecież to nie są kanadyjskie odległości i jakby się uprzeć, to wyjeżdżając z Warszawy nie ma takiego w Polsce punktu, z którego nie dałoby się wrócić następnego, a nawet tego samego dnia. Nawet ze Szczecina!

Wyjeżdżaliśmy do różnych miast i trzeba przyznać, że wszędzie było ładnie. Droga do Trójmiasta, A-2 do Poznania, Kraków, Wrocław, Karpacz, Zakopane, Rzeszów... To były wycieczki w różnych porach tego samego 2017-go roku.

I jakkolwiek w lecie zawsze jest najprzyjemniej to inne pory też mają swój urok.

Ale do tych dalekich-bliskich stron wrócę jeszcze a tymczasem powiem dlaczego spacer Saską Osią wzbudził moje mieszane odczucia.

Hotel Bristol jest z tej trasy wykluczony na samiuteńkim początku, bo leży trochę “off”- a szkoda, bo stanowiłby dobry początek. Tak więc zaczęliśmy od pomnika Prusa i zaraz po drugiej stronie Krakowskiego “wcisnęliśmy się” pomiędzy dwa słynne gmachy - Komendę Miasta i Hotel Europejski.

Tę nazwę zawsze będę pisał dużą literą. Hotel Europejski. Dziś w generalnym remoncie. Budowniczowie zostawili tylko zewnętrzną skorupę a całe wnętrze wydłubali do ostatniej marmurowej płyty, którymi wyłożono kiedyś wejściowy hall i prowadzące na piętra schody. Jego nowe otwarcie przewidziano na maj 2018!

Całe szczęście, że to będzie hotel, a nie jakiś biurowiec, bo przeszło sto pięćdziesiąt lat temu zbudowano go jako hotel i jako taki służył przez wiele lat.
Z wielu względów jest mi niesłychanie bliski.

Wspaniały hall, a z niego wejście do pięknej, eleganckiej restauracji. Tuż obok recepcji, która była na prawo od głównego wejścia był fryzjer, w którym golono-strzyżono na amerykańskich, rozkładanych fotelach, na których klient mógł się wygodnie wyciągnąć aż do pozycji leżącej. To było coś jak z filmów. Urzędujący tam pan Wacław mówił mi kiedyś, że golił Chruszczowa i wyglądało na to, że to był kulminacyjny punkt jego kariery.

Po drugiej stronie wspaniałych, marmurowych schodów, które prowadziły na piętra, idąc w kierunku kawiarni był barek, w którym można się było napić. “Harcerzyk”, czyli dżin z sokiem grejpfrutowym kosztował trzydzieści pięć złotych co biorąc pod uwagę ówczesną, przeciętną pensję nie było tak mało. Dla niektórych środowisk zawodowych bywanie w tym barku było pewnym rytuałem, ale nie będę tego teraz rozwijał... Dalej była kawiarnia, a tuż po jej lewej stronie od ulicy Tokarzewskiego-Karaszewicza malutki barek z paroma stolikami. To była mała “dziurka”, zaciszna i dość przytulna. Dalej, po drugiej stronie budynku, od ulicy Ossolińskich była restauracja dzienna, oraz osławione Kamieniołomy - nocny lokal, do którego obowiązywał tak zwany wieczorowy strój, co w praktyce sprowadzało się do marynarki z krawatem. Przestrzegano tego bez litości i podobno nie wpuszczono tam nawet Micka Jaggera z Rolling Stones, bo ten zamiast krawata miał apaszkę.

Wszystko to wiem z wielu wizyt, głównie z racji mojej ówczesnej pracy, a także różnych spotkań z zagranicznymi gośćmi, którzy przyjeżdżając do Polski zatrzymywali się właśnie w Europejskim. Zresztą nie tylko. Z Europejskim wiąże mnie wiele innych - bardziej osobistych - wspomnień.

Przed wybudowaniem Victorii, Europejski i Bristol miały bez żadnych wątpliwości reputację najlepszych hoteli w Warszawie. Potem ich sława trochę przybladła, bo oprócz Victorii powstał także hotel Forum, ale te nowe hotele nijak się miały do “starszych braci”. Były nowe, bez patyny i tradycji.

W Europejskim czuło się atmosferę, która wykraczała poza szarość codzienności tamtych lat. Ci, którzy tam pracowali mieli tego świadomość.

Podobnie było z Bristolem i z całą pewnością napiszę o nim osobno, ale teraz wracam do Osi! Saskiej Osi!

A zatem wychodząc na obecny plac Piłsudskiego, a kiedyś Zwycięstwa zostawiliśmy po prawej stronie Europejski, po lewej Komendę Garnizonu Miasta i stanęliśmy w miejscu, na którym przed wielu laty Jan Paweł II wzywał Ducha świętego aby odmienił oblicze TEJ ziemi.

Atmosfery tamtych dni nie można już dziś powtórzyć!

Tak jak nie można powtórzyć zatykającej dech w piersiach radości gdy dowiedzieliśmy się, że Karol Wojtyła został papieżem. To były dni, które wspomina się do końca życia.

Gdzie wtedy byłeś? Gdzie wtedy byłem? Jak ta wiadomość dotarła do ciebie, do mnie?

Do takich chwil wraca się i wraca i przypomina fragmenty rozmów, reakcji, zdarzeń, które im towarzyszyły...

To trochę tak jak z wiadomością o zamachu w Dallas.

Co wtedy robiłem?

Pamiętam gdy byłem małym chłopcem i przy okazji śmierci Piusa XII mój ojciec mówił o papiestwie. Zapytałem go wtedy czy kiedykolwiek Polak był papieżem.

-Nie, nigdy.

-A czy będzie? - dopytywałem się z ciekawością.

-O, nie, nie - odpowiedział - trudno to sobie nawet wyobrazić!

A jednak! Równo dwadzieścia lat później zobaczyliśmy na ekranie naszego czarno- białego telewizora uśmiechniętą twarz polskiego papieża!

To były niezapomniane dni tym bardziej, że tamta rzeczywistość nie dawała nam zbyt wielkich nadziei. Po prostu trwało się. I to było duszące trwanie.

Szliśmy przez ogromny plac myśląc o tych wiekopomnych wydarzeniach i jak się nasze życie od tego czasu zmieniło. Jeszcze raz uświadomiłem sobie jak bardzo jesteśmy inni i w rzeczy samej - żyjemy innym życiem.

Po prawej stronie w oddali błyszczał szklany gmach. Od pierwszego rzutu oka nie miałem dla niego żadnej sympatii! O ile ładniej wyglądał ten plac bez niego! Zasłaniał piękną sylwetę Teatru Wielkiego i kłócił się z otoczeniem! No cóż - pomyślałem - jeśli nie można tego zmienić to trzeba przywyknąć - ale mimo to jakoś mnie to bolało.

Akurat odbywała się zmiana warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza! Przepadam za zmianami wart! Wszędzie. Widziałem ich kilka tu i tam i zawsze, niezależnie od tego gdzie, podziwiam ich dostojeństwo i dumę.

A za Grobem wspaniały Ogród Saski i ta fontanna ze szkicu mojej mamy.

Matki przechadzały się z wózkami, małe dzieci biegały w alejkach, starsi ludzie siedzieli na ławkach...

Czas był cichy, spokojny i ciepły więc usiedliśmy także i my.

Teraz, gdy wspominam moje wizyty w Starym Kraju cały czas odnoszę wrażenie, że o niektórych sprawach opowiadam zbyt powierzchownie. W gruncie rzeczy to nie jest tylko wrażenie. Wiem, że tak jest i nie umiem się z tego wytłumaczyć. Może tylko tym, że pewne rzeczy zapominam, a inne wbijają mi się w głowę tak wyraźnie i silnie, że przysłaniają obiektywne spojrzenie. Jasną więc rzeczą jest, że nie jestem obiektywny!

Wszystko co piszę o Warszawie, ludziach i ich sprawach jest zabarwione moimi osobistymi przeżyciami. Ale czy może być inaczej?

Nasze “polskie przygody” nie są inne od tych, które doświadczają inni.

Ilu z nas ma koło siebie kogoś chorego, starego i cierpiącego?

Ilu z nas podejmuje związane z tym trudne decyzje?

Ilu z nas miota się pomiędzy swoim własnym życiem, swoimi kłopotami, chorobami i starzeniem się, a koniecznością pomocy tym, którym jest jeszcze ciężej, są sami, bezradni i słabi?

Wszystko to, a także upływ czasu i - jak powiedziałem - nasze własne słabości mają wpływ na ocenę tego co przeżywamy.

Odnoszę to głównie do siebie, ale rozmawiam też z innymi i wiem, że koleje naszych losów są i bliskie i dalekie, bo przecież każdy z nas jest inny.

Inne jest też widzenie rzeczywistości. Tak więc niektóre nowe elementy Osi Saskiej drażniły mnie i w duszy protestowałem przeciwko “zniszczeniu” jej obrazu. Oczywiście na pierwszym miejscu był ten nieszczęsny szklany gmach, który zasłaniał Teatr Wielki i burzył estetykę Placu Piłsudskiego. Także sama zmiana nazwy Placu nie była po mojej myśli. Dla mnie to był ciągle Plac Zwycięstwa! Siedzieliśmy na ławce niedaleko cicho szumiącej fontanny i jak wspomniałem czas był miły i łagodny. Wspaniała polska jesień! W pewnej chwili przysiadł się do nas starszy człowiek, który na początku zaczął czytać gazetę, ale po jakimś czasie przerwał i zaczęliśmy rozmawiać.

Najpierw o czymś neutralnym, ale po paru minutach on sam zaczął mówić o Placu. Był podobnego zdania jak ja, ale dodawał wiele szczegółów, których nie znałem. Mówił o planach odbudowy Pałacu Saskiego, Pałacu Bruhla, znalezieniu w obrębie Placu starych, pałacowych piwnic, planach budowy pomników upamiętniających katastrofę smoleńską itd.

Słuchałem z ciekawością. Okazało się, że był emerytowanym architektem, chyba uznanym i nagradzanym, bo od czasu do czasu wtrącał informacje o swoich projektach. O Placu i w ogóle o Warszawie mówił z pasją i miłością i chociaż podobnie jak ja nie był warszawiakiem z urodzenia to widać było, że także podobnie jak ja kocha to Miasto.

To on opowiedział mi o ogromnej operacji przesunięcia na rolkach Pałacu Lubomirskich na końcu Osi Saskiej. To było w 1970 roku i w głowę zachodziłem, że tego nie pamiętam. Przecież nie mogłem tego wtedy nie wiedzieć! Po prostu dziura w pamięci! A operacja - według jego relacji - była na miarę budowy piramid i trwała prawie dwa miesiące. Dzięki niej obrócono cały gmach o siedemdziesiąt stopni tak, że stanął dokładnie w poprzek Osi i zasłonił Halę Gwardii i Halę Mirowską.

Przed majestatyczną kolumnadą pałacu postawiono konny pomnik Tadeusza Kościuszki! Pałac. Związany z nim Plac Żelaznej Bramy jest moim zdaniem jednym z piękniejszych miejsc w Warszawie.

Po raz niewiadomo który uświadomiłem sobie, że bardzo często nie doceniamy tego co mamy na wyciągnięcie ręki i potrzeba dystansu - także i czasowego - żeby umieć zauważyć jego piękno.

Trudno by mi było znaleźć w Warszawie dzielnicę czy osiedle, na którym nie byłem. Najeździłem się po tym mieście od Falenicy po Bielany, od Bemowa po Wesołą, od Wilanowa po Targówek. Miałem wrażenie, że znam to miasto, ale jak się coraz wyraźniej okazywało niewiele znałem, bo po prostu wtedy gdy byłem młody interesowało mnie tyle innych rzeczy... W każdym razie na pewno nie architektura.

Teraz po latach widziałem to Miasto inaczej.

W przedostatni weekend października wybraliśmy się na małą wycieczkę do Kutna.

Jechaliśmy drogą przez Wolę na Ożarów i Sochaczew. To były świetnie zagospodarowane strony z wielkimi magazynami, zagranicznymi firmami i hotelami.
Najpierw “czerwona” Wola - prawie nie do poznania, potem Jelonki, na których kiedyś w barakach pozostawionych przez budowniczych Pałacu Kultury urządzono dość prymitywne akademiki, dalej Ożarów, Błonie i trochę więcej gospodarstw głównie sadowniczych. Tuż przy drodze stanowisko sprzedaży jabłek. Zatrzymaliśmy się, żeby kupić wymarzone przeze mnie koksy pomarańczowe, które uważam za absolutnie najlepszy owoc na całym świecie!

Przy stoisku nie było nikogo, ale na platformie ułożone w skrzynkach, leżały różne odmiany. Było ich przeszło dwadzieścia.

Czekaliśmy małą chwilkę. Z drugiej strony szosy pędził do nas na rowerze chłopak. Okazało się, że obsługiwał dwa stanowiska. Jedno po jednej stronie szosy a drugie po drugiej. Stanowiska nie wiedzieć dlaczego nie stały naprzeciw siebie, ale były od siebie oddalone o jakieś sto metrów. Coś musiało być na rzeczy. Gdy chłopak widział, że ktoś się zatrzymuje przy akurat pustym stoisku wskakiwał na rower i przyjeżdżał obsłużyć. Przyjechał.

-Czy ma pan może koksę pomarańczową?

-Koksę? A kto by tam panie utrzymał koksę do tej pory? - zdziwił się jakbym go zapytał czy nie ma na sprzedaż brylantów.

-Koksa to delikatne jabłko i nie takie popularne. Weź pan czempiona - on teraz robi za koksę!

- Czempion? No, nie wiem... A to to jakie jabłko? - pokazałem trochę na chybił trafił.

-Gruszkówka!

W życiu nie słyszałem o takich odmianach!

-Ale co się stało z koksą? Przecież kiedyś to było...

-Kiedyś, kiedyś - co tam kiedyś - zapomnij pan! Teraz to panie w Unii jesteśmy, w Nato jesteśmy! To jak - ile mam dać tego czempiona? I tak z mojej “bucket list” wykreśliłem kolejny punkt, z tym tylko, że w miejsce koksy napisałem “czempion”, bo jak się potem dowiedziałem czempion to dziecko koksy i golden delicious. Dowiedziałem się też, że koksa to rzeczywiście delikatne, wymagające jabłko i sadownicy rzadko je teraz trzymają. A przecież kiedyś... Ale nie dokończyłem swojej myśli, bo przypomniało mi się, że przecież “co tam kiedyś!!!”.

Mnie wtedy zafascynowała Kanada, ale nie tak, żeby tam jechać. I raptem, ja tu pracuję jako powołaniowiec i zgłasza się nam nowy superior generalny, że na Kanadę potrzeba misjonarzy. Bo tam potężne przestrzenie, misjonarzy nie ma, nie ma powołań i szukają chętnych. I cyk, cyk, cyk, zapikało mnie. O kurczę, a ja tu jestem powołaniowcem. A, to myślę sobie, że trzeba znowu zapytać Pana Boga. To jest takie dziwne. Nie wiem, jak to jest być zakochanym w dziewczynie, ale mówią, że ma się takie motylki, że nie można spać, myśli się, żeby ją zobaczyć, napisać...

To ja dostałem takich motylków całe stadko, że jak myślałem o Kanadzie, to mi się tu coś takiego dziwnego działo. Autentycznie, takie poruszenie.

Napisałem do przełożonego, a on mówi, że wyrzucili mnie, powiedzieli, że w ogóle nie biorą mnie pod uwagę, są inni, co pojadą. Jeszcze próbowałem, odrzucali mnie. O. Kuc, który był prowincjałem, powiedział, że dopóki ja jestem prowincjałem, to ty z Polski nie wyjedziesz, jesteś nam tu potrzebny, robisz, to co robisz, nie zwolnimy cię. Ja mówię, jak Pan Bóg będzie chciał, to pojadę i tak. – Ty mi się Bogiem nie zastawiaj! – Jak Bogiem się nie zastawiać, no to kim?! I walnąłem tak w niego. No i jak mi przełożony nie pozwala, to znalazłem sposób. Buch. Napisałem list do przełożonego w Kanadzie. Ktoś mi pomógł po francusku uporządkować to, co ja sam byle jak napisałem. I on mi odpisał: Bardzo cieszę się, że jesteś chętny. Właśnie jadę do Rzymu, będzie kapituła, ja się spotkam z generałem, spotkam się z waszym prowincjałem – bo ja napisałem, że oni nie chcą mnie puścić. No i oni się w Rzymie spotkali, dogadali się i prowincjał pozwolił mi tam jechać. I tak się zaczęła moja epopeja.

Nie wiedziałem, dlaczego Pan Bóg chce mnie tam, dlaczego Kanady. I takie były przeciwności, i przełożony mówi nie, i potem był stan wojenny, różne historie. Ambasada kanadyjska mi nic nie odpisuje, nie żadnych odpowiedzi. Zdenerwowałem się, jak tyle przeciwności, to chyba Pan Bóg mówi, że to jest nie moja droga. To dobrze, mówię, Panie Jezu, robimy tak – zresztą nie pierwszy raz tak robiłem z Panem Bogiem – jeżeli to jest Twój pomysł, to rób z tym, co chcesz. A jak to jest mój wymysł, że ja jadę zwiedzić świat, Góry Skaliste, bizony, białe niedźwiedzie, Indianie, różne historie, to jeżeli to jest mój pomysł, to ja rezygnuję, i postaw mi takie przeciwności, żeby to nie wyszło. Ale jak to Ty, to ja chcę od 16 grudnia mieć dowód, że to jest Twój pomysł.

Dlaczego 16 grudnia? Bo tego dnia, kiedy poszedłem w zawody z Panem Jezusem, kiedy miałem takie układy, to już była rozpoczęta Nowenna do Niepokalanego Poczęcia, a ja jej nie rozpocząłem, już byłem spóźniony. Przyszło mi na myśl zrobić Nowennę w intencji poznania woli Bożej. Mówię, Panie Boże, 16 grudnia kończę Nowennę, słyszysz? Do Twojej Matki Niepokalanej. Miało być 9, ale ja 16 skończę. I proszę, 16 grudnia proszę mi dać odpowiedź! I proszę o konkretną odpowiedź! 16 grudnia chcę mieć na moim biurku dokumenty z ambasady kanadyjskiej, a nie, to nie zawracajmy sobie głowy. Koniec! 16 grudnia kończy się moja Nowenna, ja do torebki czekoladę i kawę – wtedy kawa i czekolada były bardzo trudne do zdobycia jeszcze – na pocztę, mnie tam znali. Dzień wcześniej powiedziałem, jutro przychodzę z kawą i czekoladą, takiej wielkości koperta dla mnie będzie żółta, albo jej nie będzie. Jeżeli będzie, będziemy pić kawę, jeżeli nie będzie, to też wypijemy sobie kawę, bo będę miał odpowiedź. Wchodzę z torebką, a pani zza okienka pyta: Ta koperta? Tak. 16 grudnia Pan Bóg dał odpowiedź na moje pytanie. Zawsze działa, 100 procent. Jak pytasz się Boga, co masz zrobić, zawsze będzie odpowiedź i się nie pomylisz. Tego uczę dzieci, ludzi.

Ja trochę tak może barwnie, niebarwnie – nie wiem, jak to wychodzi do tej pory – ale taki mam związek z Panem Jezusem między innymi w rozmowach. I daje zawsze odpowiedź. I to, co mówiłem do tej pory, to nie po to, żeby opowiedzieć jakieś barwne historie mojego życia, tylko w tym celu, jak Bóg kogoś takiego jak ja prowadzi, uczy.

Jak już wróciłem z Kanady po moich wojażach, po różnych historiach, kilka lat tu już byłem, to dałem pytanie Panu Jezusowi. Po coś Ty mnie tam posłał? Jak miałem tam być i resztę życia spędzić i po 13 latach wracam, z różnymi przejściami, nadzwyczajnymi oczywiście, to po co ja tam byłem? Tu mogłem być. Dostałem odpowiedź, przez inną osobę. Są osoby, które dostają przekazy od Ducha Świętego, od Pana Jezusa. Są wśród nas w Polsce mistycy, którzy mają przekazy, gdzie Pan Jezus mówi wprost, czego oczekuje. To są prywatne objawienia. Opiekuję się dwoma takimi duszami mistycznymi w Polsce, takim opiekunem duchowym jestem. I te osoby zapytałem, zapytajcie, dla mnie niepotrzebne, ale z ciekawości, ale jak możecie, zapytajcie, po co ja tam byłem, bo wiedziałem, że Pan Jezus chciał, żebym tam był. Przyszła odpowiedź. Wysłałem cię na naukę – między innymi te słowa usłyszałem. – Co byś wiedział, gdybyś nie przeżył tego, co przeżyłeś, i nie widział tego, co ci pokazałem? Jak inne jest twoje świadectwo do moich ludzi, kiedy mówisz o tym, co pozwoliłem ci przeżyć i zobaczyć. Między innymi jesteś żywym świadkiem życia po śmierci, mojej prawdziwej obecności, jesteś świadkiem piekła, czyśćca i nieba, i szatana, i Mnie, bo byłeś i widziałeś. Chciałem, żebyś to przeżył, abyś był świadkiem żywym i by przez twoje świadectwo otwierały się serca na moje działanie, bo masz jeszcze wiele dusz do mnie przyprowadzić. Byłeś tam na naukę i na ukształtowanie twojego serca, aby w pełni służyło Mi i duszom, do których posyłam. Między innymi takie słowa.

Więc cóż mam dyskutować. Więc może w tym momencie przerwę opowiadanie, bo tylko dojechałem do Kanady.

Byłem przekonany, że Pan Bóg tak chce. No dobrze, niech tak będzie. Byłem przekonany, że to już będzie na całe życie i tam umrę, gdzieś w lodach polarnych mnie niedźwiedzie zjedzą albo w utopię się. Czytałem te wszystkie historie, choćby przepiękna książka „Inuk. Misje na krańce świata”, którą przewertowałem trzy razy i zachwycałem się, nie myśląc, że tam pojadę i będę chodził śladami tych wielkich misjonarzy bohaterów, którzy życie oddali, pomordowani, niepomordowani itd. I jak tutaj opowiadam historię mojego życia w skrawkach, poszarpaną, nieuczesane myśli, to nie chodzi tutaj o to, żeby przez to wygrać, jak czasami mówię, jakiś konkurs na popularnego księdza czy zachwycić się sobą jak narcyz, tylko właśnie kojarzy mi się taka historia...

Już byłem wtedy z Siuksami nad Jeziorem Świętej Anny, gdzie ci Siuksowie przychodzili do mnie z różnymi pomysłami na to, żeby było więcej ludzi, jak to zaangażować i jak to porwać wszystko. Czasami w kazaniach mówiłem rzeczy, które im się nie podobały, bo był rachunek sumienia. Niektórzy przychodzili i mówili, ojcze, uważaj, bo jak tak będziesz mówić mocno, to dużo poodchodzi z Kościoła, bo to nie wszystko jest przyjemne. A ja mówię, nie przyjechałem tu do was, żeby wygrać konkurs na najpopularniejszego księdza w Kanadzie, bo na wygranie konkursu na najpopularniejszego księdza w Kanadzie mam pomysł w tej chwili. Przychodzi mi taki pomysł, wiesz jaki? – Jaki? – Słuchaj, to jest bardzo proste. Wielu Indian ma problem z alkoholem, nie że dużo piją, tylko nie mogą pić w ogóle, bo ich organizm alkoholu nie toleruje, nawet mała ilość powoduje, że wpadają w alkoholizm i to jest wielki problem. Mówię, to jest proste, będzie mnie to kosztowało 16 dolarów na tydzień. Dwie niedziele i cała Kanada będzie mnie znała, wszyscy. – Jak? 16 dolarów?! Mówię, to proste. 16 dolarów kosztuje paczka 20 butelek piwa. To ja kupię skrzynkę piwa i powiem tak: ta skrzynka piwa będzie rozlosowana po Mszy św. w niedzielę. Kto wygra, ten będzie miał skrzynkę piwa. Kochany, toż z kilku rezerwatów będą do mnie przyjeżdżać, kościół będzie pełny. Za 16 dolarów, a co zbiorę, to dużo więcej, zwrócą mi się. W jedną niedzielę będzie cała wioska z tego rezerwatu, za tydzień będą z kilku rezerwatów, za dwa tygodnie to tu będą wszystkie stacje telewizyjne i dziennikarze z całej Kanady i Stanów Zjednoczonych. Losowanie tej skrzynki będzie puszczane w całym świecie. Wygram na popularność? Wygram, wszyscy będą mnie znali, ale czy to o to chodzi w ewangelizowaniu? No nie. No to będziemy tak szli, jak idziemy.

Ale do nich też przemawiają obrazy, obrazy niesamowite. Zgłosiłem się do Kanady i tam był problem braku misjonarzy.

Kanada jest pierwszą placówką misyjną oblatów, 25 stycznia 1816 roku zaczęło się nasze zgromadzenie, Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, oblat znaczy ofiarowany Maryi Niepokalanej, Bogu przez Niepokalaną, jeszcze nie było dogmatu o Niepokalanej. To byli misjonarze, którzy mieli odbudowywać Kościół po rewolucji francuskiej, była ich mała grupa, mieli pomysły.

To byli księża diecezjalni, ale ojciec założyciel de Mazenod w karmelitańskim zniszczonym kościele w Aix-en-Provence ich zebrał. Oni byli misjonarzami rekolekcjonistami. Niesamowite metody stosowali. Był taki moment, że mieli różne pomysły, jak ewangelizować i jak ludzi zebrać do kościoła, jak ten mój Indianin. A ja miałem pomysł z piwem, i zadziałałoby, i popularność by była dobra. Nasz założyciel z piwem nie wyskoczył, tylko z rekolekcjami i z noszeniem krzyża. Kiedyś były jakieś problemy, była mała ich grupa, ze 20, i on ich zabrał do domu z powrotem, rekolekcje, msze. Stanął przy ołtarzu, ołtarz, świecie, i powiedział m.in. takie słowa: Tu trzeba świecić, grzać i płonąć albo odejść. Bo zaczęły być kryzysowe sytuacje, różni ludzie mieli różne pomysły na ewangelizowanie. Tu trzeba świecić, grzać i płonąć albo odejść. Ja w klasztorze nie potrzebuję kopcących knotów. Użył słowa śmierdzących knotów, bo jak zgaśnie, to dymek idzie, albo duży płomień, to też kopciuch się robi i też niedobrze. Jak jest to na chwałę Bożą, to dobrze będzie dawało. Ja nie potrzebuję kopcących knotów, Chrystus w Kościele nie potrzebuje kopcących knotów. Albo pracujesz całym sercem, albo odejdź. To są słowa, jakie do mnie powiedział mój ojciec, kiedy ja się wybierałem, na inny sposób – nie zawracaj sobie głowy, co ty wiesz o życiu, tamten też wiedział, myślał i co? Dzieci bawi!

piątek, 01 czerwiec 2018 07:44

Konieczne jest kształcenie narodu

Napisane przez

pruszynskiWarszawa

Pogoda piękna, moc ludzi spaceruje lub zasiadło na licznych ogródkach od Rynku Starego Miasta Szlakiem Królewskim aż do Plac Trzech Krzyży. Na na przeciw kościoła seminaryjnego są wielkie tablice pokazujące nasze mniej znane miasta.

 

Rocznica

W 26 minęły 3 lata od momentu, w którym Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim II turę wyborów prezydenckich. SW Research, na zlecenie portalu rp.pl, zrobiło sondaż. Pytano Polaków, czy urzędujący prezydent powinien w 2020 roku ubiegać się o reelekcję.

Niespełna 41% ankietowanych jest za a 37% przeciw by prezydent ubiegał się o drugą kadencję. Pozostali 22% nie było zdecydowanych w tej kwestii.
Częściej przeciwnikami są kobiety (43%), osoby w wieku powyżej 50 lat (52%) oraz ludzie o wykształceniu wyższym (46%). Tego zdania są też częściej osoby o dochodzie od 2001 do 3000 zł (48%) oraz ankietowani z miast od 200 do 499 tys. mieszkańców (50%).

Badanie prowadzono 22-23 maja 2018 roku na próbie 800 osób reprezentatywnej dla populacji Polski pod względem płci, wieku i miejsca zamieszkania.


Z Chicago

Jak pisałem przed cmentarzem w Chicago gdzie prezydent składał wieniec grupa Polaków trzymała transparenty z napisami „Nie przepraszam za Jedwabne i Marzec ’68”, „Prezydencie już czas powstać z kolan” oraz „Żądamy wznowienia ekshumacji w Jedwabnem…”

Ci sami ludzie próbowali rozwinąć te transparenty podczas spotkania Polaków z prezydentem Andrzejem Dudą w Millenium Park w Chicago. Naszła ich policja i zostali „wyproszeni” ze spotkania, niektórzy ukarani mandatami, a jeden Polak nawet został aresztowany.

Demoliberalny i prawicowe media próbowały zakłamać to jak zostali potraktowani Polacy, którzy jeszcze w 2015 roku świętowali zwycięstwo Andrzeja Dudy.
Właśnie tych Polaków ambasador RP określił mianem „hołota” a przecież były to najdelikatniejsze jakie mogły być hasła.
Dobrze, że mi się udało tam zebrać trochę podpisów pod apel o wznowienie ekshumacji i nie trafiłem do kicia.


Pieniądz elektroniczny

Rodacy nie zdają sobie sprawy, bądź nie chcą tego wiedzieć, że tylko gotówka gwarantuje swobodę i anonimowość. Każda elektroniczna transakcja zostawia ślad w archiwach bankowych, pozwala ustalić, gdzie kto się znajduje, co robi, kim jest, czym się interesuje, jakie są jego słaby punkty, ewentualne nałogi itd. Czyli całkowita kontrola. W razie czego wystarczy spojrzeć na wyciąg z konta, żeby dowiedzieć się wszystkiego o danej osobie. Informacje te są nie tylko w posiadaniu banków, ale także urzędów skarbowych, a przez to państwa, które może mieć pełną kontrolę nad obywatelami.

Przy okazji afery Amber Gold okazało się, że upadek tej firmy był szybszy bo wszystkie banki, z którymi współpracował Marcin Plichta, zamknęły mu konta, a inne odmówiły jego otwarcia. Okazało się, że mają do tego pełne prawo.

Wyobraźmy sobie, że nagle nie ma w Polsce lub w Kanadzie gotówki. Wówczas, żeby w ogóle móc funkcjonować: mieć pracę, dostawać pensje, płacić za mieszkanie, jedzenie, ubranie trzeba mieć konto w banku. Inaczej nie da się żyć.

W tej sytuacji jesteśmy całkowicie na łasce i niełasce banków. W każdej chwili odpowiednie instytucje za dotknięciem jednego guzika mogą pozbawić nas wszystkich środków do życia. Dostęp do konta staje się jedynym sposobem przetrwania. Żeby kogoś zniszczyć wystarczy zablokować mu konto.


Jak Pan Bóg dopełni historii Zbawienia?

Wykład ks. prof. Tadeusza Guza: połączony z promocją arcyciekawej książki nawróconego na katolicyzm Żyda, prof. Harvardu, Roya Schoemanna pt. „Zbawienie bierze początek od Żydów” wydanej przez siostry loretanki.

Autor książki należy do coraz liczniejszego grona Żydów z USA, którzy nawrócili się na wiarę katolicką. Odsłania, historię własnego nawrócenia, związki polityki ze zwyrodniałą seksualnością, eugeniką, rasizmem.

Zasadniczo nic nowego bo istnieją liczne grupy nawróconych dawno Żydów i organizacja „Jews for Jezus”.

Najciekawsza była dyskusja gdzie zadawano profesorowi pytania i tam powiedział, że najważniejsze by rodziny odkładały pewną ilość czasu na rozmowy i nie był to czas przypadkowy, jak np przy wspólnym posiłku. Dalej twierdził, że konieczne jest kształcenie narodu, by był on świadomy swych celów, by wiedział co oznacza Bóg i jest to znaczenie ważniejsze niż dążenie do dobrobytu.


Odwalcie się

Żydzi przypuścili nowy atak na Polaków. 19 maja 2018 papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót kardynała. To nie spodobało się Komitetowi Żydów Amerykańskich (AJC), który wystosował list do kardynała Kurta Kocha, przewodniczącego Papieskiej Komisji ds. Stosunków Religijnych z Żydami.

Kontynuowanie procesu beatyfikacyjnego kardynała Hlonda „będzie postrzegane w społeczności żydowskiej i poza nią jako wyraz aprobaty dla niezwykle negatywnego podejścia kard. Hlonda do społeczności żydowskiej” – napisał rabbi David Rosen, dyrektor ds. Międzynarodowych Związków Międzyreligijnych AJC.

Wydaje się Żydom, że mają monopol na ocenianie co i kto jest OK, a kto nie. Tym samym kreują nowych antysemitów, bo każda akcje automatycznie tworzy reakcje. Chciałbym powiedzieć więcej, ale „nie wypada”.


Pewna droga do sławy i…

Kopanie Polaków. Burmistrz miasta w New Jersey nie tylko dostał sporo pochlebstw od mediów, ale prezydent Duda temu bucowi dał prezent.
Nie do wiary.

Dr hab. Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami, ostatnio obwieścił, że Polacy powinni przeprosić Żydów za Bermana i Różańskiego, ponieważ „obaj zdecydowanie identyfikowali się jako Polacy, a wprowadzali z gruntu antysemicki system władzy”. Ciekawe jacy to byli „Polacy”, jeśli Berman nawet prosił członków BP PPR by mógł wziąć ślub w bożnicy.

 

„Demokraci”

Celem przeciwników demokracji, nazistów czy komunistów, było wykluczenie z dyskursu politycznego swoich przeciwników. Naziści czy komuniści odbierali swoim przeciwnikom politycznym prawa polityczne i wolności obywatelskie, prawo do działalności politycznej, prawo do głoszenia swoich poglądów, prawo do publicznego manifestowania swoich przekonań.

Dziś lewica choć werbalnie potępia nazizm, tak jak naziści czy naziści, dąży do odebrania praw politycznych i wolności obywatelskich, swoim przeciwnikom z środowisk patriotycznych.


Najstarszy dziennikarz

W Chicago mieszka nadal były redaktor naczelny Dziennika Związkowego pan Jan Krawiec (na zdj.), który w lipcu kończy 99 lat i jest najstarszym żyjącym dziennikarzem polonijnym.

Aleksander Pruszyński

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.