Jak mówią doniesienia prasowe, Polska gotowa jest wyłożyć 2 mld dol. na to, by Amerykanie realizując swoje interesy geostrategiczne stacjonowali w Polsce dywizję swego wojska.
Jest to pewna nowość w stosunkach między wolnymi narodami. Oczywiście jeśli się jakiś kraj okupuje to wymusza się utrzymywanie własnych wojsk na miejscowej ludności...
W Warszawie pomysł sprzedawany jest jako bardzo tanie zapewnienie sobie bezpieczeństwa - jak wyjaśnił poseł Jakubiak - utrzymywanie własnej armii byłoby droższe. Rzeczywiście, po co w ogóle się zbroić, skoro nasz sojusznik ma takie silne wojsko?
Problem tylko w tym, że wojska amerykańskie nie są dowodzone przez Polaków i to Waszyngton będzie decydował o tym, kiedy będą wchodzić do konfliktu i kiedy na jakich warunkach z niego wychodzić; słowem, jak to się ładnie nazywa, to Waszyngton będzie decydował o eskalacji i deeskalacji ewentualnego konfliktu, a nadwiślański rząd będzie mógł tylko wymyślać do tego ładne uzasadnienia w języku polskim.
Warszawa pozbywa się suwerennego narzędzia, rzekomo ze względu na ochronę wolności Polaków i niepodległości Polski.
Mieliśmy już takie przykłady w historii; przecież to wojska carycy Katarzyny gwarantowały szlachcie wolności w przedrozbiorowej Polsce. Tylko że wtedy caryca nie miała aż takiego tupetu i te wojska były na utrzymaniu Petersburga.
Wypowiedzi posła Jakubiaka, że 2 mld dol. za stałą obecność wojsk USA w Polsce to "dużo taniej za nasze bezpieczeństwo niż gdybyśmy sami mieli budować własną armię" i że "idziemy w dobrym kierunku, a bezpieczeństwo mamy już zapewnione", nie warto komentować, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie przemożny wpływ lobby żydowskiego na amerykańską politykę zagraniczną...
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!