Lektura Gońca (591)
ŚWIĘTA LIPKA
Gdy znalazłem się w Krakowie, postanowiłem odwiedzić księdza biskupa Karola Wojtyłę. Tu muszę opowiedzieć o czymś, co wydarzyło się wcześniej, ale poprzednio nie łączyło się z głównym, teatralnym, szlakiem mojej wędrówki po przeszłości, a co akurat wtedy, w czasie prób sztuki Kruczkowskiego, niespodziewanie znalazło się na pierwszym planie.
Otóż w czasie pierwszego roku moich studiów reżyserii, na jesieni 1958 r. znalazłem się w młodzieżowej grupie zwanej „Święta Lipka”. Była to jedna z grup, które założył i którym patronował ks. profesor KUL-u, Karol Wojtyła, od 1958 r. biskup pomocniczy w Krakowie. To był jego sposób duszpasterzowania: tworzenie grup młodych, którzy garnęli się do niego, w Krakowie, w Lublinie. Były to wspólnoty wiary, modlitwy, zainteresowań, przyjaźni. „Święta Lipka” powstała w 1958 r. w czasie wakacji i rekolekcji w klasztorze pod tąż nazwą na Mazurach. Dowiedziałem się o jej utworzeniu od mojej siostry Isi i warszawskich przyjaciół ze środowisk katolickich, gdy rozpocząłem studia reżyserskie. Wciągnęli mnie do swego grona. Właśnie z nimi ks. Wojtyła spędzał te wakacje w Świętej Lipce i właśnie w czasie tych wakacji został wyniesiony do godności biskupiej.
Z Polski rodem: Polegać jak na Zawiszy – Jan Zawisza Czarny
Napisane przez Kazimierz KozubSkąpy raczej w zachwytach dziejopis, kanonik krakowski – Jan Długosz, tak prezentuje w swoich „Rocznikach” Jana Zawiszę z Garbowa herbu Sulima (czarny orzeł w żółtym polu, a pod nim trzy kamienie w czerwonym polu), z powodu jego karnacji skóry i koloru włosów zwanego Zawiszą Czarnym:
„Uchodził za najsławniejszego i najdzielniejszego rycerza, podejmującego wszelkie czyny bohaterskie, w czym nikt mu nie dorównał. Była w nim słodycz języka, gładkość i wdzięk – tak że swoją uprzejmością przyciągał do siebie nie tylko ludzi odważnych i dobrze urodzonych, ale także barbarzyńców. Wyróżniał się najtrudniejszym rodzajem męstwa, tym przede wszystkim, że był wytrwały w walce, a poza tym – dzięki rozwadze i umiarkowaniu – był najlepszym rycerzem”.
Długoszowi zawdzięczamy właściwie wiedzę o rycerzu, którego podziwiali jego współcześni, a który przez wieki jest symbolem najtrwalszej przyjaźni („Polegać jak na Zawiszy”). I rycerza, który od stuleci pasjonuje poetów oraz pisarzy – że wspomnieć choćby tylko Juliusza Słowackiego, Stanisława Wyspiańskiego, Henryka Sienkiewicza, Kazimierza Przerwę-Tetmajera, Karola Bunscha.
Za moich czasów wielkie były cnoty, a jeżeli winy naddziadów trzeba było odpłacić, dawno bylibyśmy się oczyścili i wrócili do nieodżałowanej szkody, gdyby teraźniejsze pokolenie nowymi zdrożnościami nie przedłużyło gniew boski. Tać to historia świadczy, że wielkie występki poprzedzają zawsze upadek narodów. Nie chcieli Grecy uznawać zwierzchności duchownej chrześcijańskich papieżów i woleli jedność kościelną rozerwać niż ofiarę z dumy uczynić, za to wpadli nie w zwierzchność, ale w kajdany bisurmańskiego papieża.
A Rzym, pokąd był cnotliwy, jak jemu los dopisywał, że aż jeden wielki i uczony święty napisał, że Pan Bóg nie mógł tak wielkich cnót nie nadgrodzić zwierzchnością nad światem. Największe, najpotężniejsze narody oddały się w poddaństwo rzymskie. Horacy zachowując wiarę, iż świat jest Rzymu udziałem, pisał:
Horrenda late nomen in ultimas,
Extendat oras.
A trochę niżej:
Quicumque mundo terminus obstitit,
Hunc tangat armis, visere gestiens
Qua parte debacchentur ignes,
Qua nebulae, pluviique rores.
Następna asystentura u Axera
W studia reżyserii wpisane były asystentury u kolejnych reżyserów w kolejnych warszawskich teatrach. Studenci przechodzili z teatru do teatru i uczyli się od różnych mistrzów. W moim wypadku stało się inaczej. Asystowałem cały czas jednemu reżyserowi, Axerowi. Mój udział w próbach Biedermanna jakoś zwrócił na mnie jego uwagę. Ku mojemu zdziwieniu i otoczony narastającą zazdrością reszty kolegów z wydziału, byłem przez Axera brany potem na asystenta do każdej kolejnej reżyserowanej przez niego sztuki: Pierwszy dzień wolności Kruczkowskiego, Knock czyli triumf medycyny Romainsa, Ifigenia w Taurydzie Goethego.
Zaraz po Biedermanie przyszła więc druga asystentura u Axera: Pierwszy dzień wolności Leona Kruczkowskiego, pisarza, który w przypadkowy i paskudny sposób wpisany jest w moje życie. Zetknąłem się z nim po raz pierwszy na jesieni 1953 r. Zaraz bowiem po zwolnieniu z więzienia „na urlop”, ojciec, ze swoją otwartą gruźlicą, pojechał do Warszawy upominać się o zwolnienie stryja Jerzego, swego brata przecież. Solidarność rodzinna była w tamtych pokoleniach bardzo silna. Ojciec, swoim zwyczajem, zabrał mnie ze sobą. Był u ministra kultury Sokorskiego, któremu powiedział: „Niech pan się zastanowi. Czy historia ma zapamiętać, że podczas gdy jeden pisarz był ministrem kultury, drugi pisarz zgnił w więzieniu?”. Historia zapamiętała. Jeden pisarz był nadal ministrem, a drugi nadal siedział. Dogorywał. Sokorski nie dał ojcu nawet nadziei, że się sprawą stryja zajmie.
Z Polski rodem: Na wygnaniu w Krainie Białej Gęsi – Aleksander Zatajewicz
Napisane przez Kazimierz KozubPrawie w samym centrum Moskwy, dosłownie kilkaset metrów od Kremla, znajduje się cmentarz Nowodziewiczy, nazwany tak od leżącego tuż obok prawosławnego klasztoru poświęconego Matce Boskiej Smoleńskiej, który wzniesiono na początku XVI stulecia dla upamiętnienia zdobycia przez Rosję Smoleńska w wojnie z Litwą i Polską.
Centralnym elementem architektonicznym klasztoru jest pięciokopułowy sobór (świątynia), w pobliżu którego wznosi się refektarz. W nim to właśnie spędziła 15 lat swego życia Zofia Aleksiejewna – regentka państwa moskiewskiego (po śmierci jej ojca, cara Aleksego), a zarazem siostra późniejszego cara Piotra I Wielkiego, który w 1689 roku pozbawił ją władzy i wtrącił do klasztoru. Właśnie regentkę Zofię i jej dworki, którym nie było wolno opuścić klasztoru także po śmierci, pogrzebano na miejscu, dając w ten sposób początek nowemu moskiewskiemu cmentarzowi.
Wieś nad dopływem Horynia w powiecie ostrogskim. Miejscowość górzysta, poprzecinana jarami, w których wytryskują źródła łączące się w rzeczkę. Gleba tutaj zupełnie inna – urodzajny czarnoziem pomieszany z gliną. Gospodarstwo na względnie wysokim poziomie kultury rolnej, jak na warunki poleskie. Dworek w dobrze utrzymanym stanie, wyposażony we wszystkie urządzenia sanitarne: wodociąg, kanalizacja (ułatwia to jego położenie na wzgórzu), gustownie umeblowane wnętrze domu. Robi wrażenie zamożnych właścicieli. Państwo Tuszowscy przemili, kulturalni, wykształceni gospodarze. Pan Tuszowski kończył rolnictwo w Wilnie, pani Tuszowska pensję w Warszawie (z domu Moszczankowska, primo voto Machońko). Tuszowski wżenił się w to gospodarstwo, pojmując piękną wdówkę z ładną córką, która i jego obdarzyła ładną córką. Przypomnę, że obie są moimi uczennicami.
Tu rzeczywiście w Załużu i Kotkach (folwark) są nieprzebrane przestrzenie moczarów, niedostępne uroczyska, mateczniki dla cietrzewi. Gajowy zaprowadził mnie na tokowisko. Siedzę w przygotowanej wcześniej budce i napawam się przyrodą, wiosennym porankiem, malowniczo zmieniającym się widokiem. W miarę przybywania światła i głosów budzącego się ptactwa obserwuję przebieg toków. Zachwycam się graniem i przesiadaniem z miejsca na miejsce oraz toczonymi walkami. Ze wszystkich stron powoli dochodzi bulgotanie zlewające się w jeden głos.
PALESTRA STAROPOLSKA
Zdaje mi się, że odkąd świat światem, nigdy nie było takich przemian we wszystkim jak przez przeciąg życia mojego. Wszystko się bowiem odmieniło: stan, obyczaje, religia, ludzie, tak że gdyby człowiek nie sięgający pamięcią naszych dawnych czasów mógł mieć przed oczyma, co było dawniej, nie poznałby swojej ojczyzny, a jeszcze mniej by ją poznał wskrzeszony starzec, co przeżywszy panowanie dwóch Sasów, w początkach Stanisława Augusta rozstał się z tym światem.
Czy więcej było rozumu dawniej, czy teraz? I to jest wielka zagadka. A ja bym ją tak rozwiązał: więcej teraz rozumnych ludzi niż dawniej, i nierównie więcej; ale dawniej, kto był rozumnym, rozumniejszym był od takiego, co mu dziś największy rozum przyznają. Jakoś to dawniej nie było tych rozumnych ludzi ogólnie. Ten był teolog, ten prawnik, ten wierszopis, ten mówca. I swego pilnował, i w nim się kształcił. A większa część nie przywłaszczała sobie prawa do rozumu.
ASYSTENTURY W TEATRZE WSPÓŁCZESNYM W WARSZAWIE
Zaraz na początku studiów reżyserii dostaliśmy przydziały asystenckie do warszawskich teatrów. Studenci aktorzy zostali w nich zatrudnieni na etatach aktorskich, a nieaktorzy jako asystenci reżysera. Mnie dziekan skierował do Teatru Współczesnego. Dowiedziałem się od starszych kolegów, że była to nagroda za dobry egzamin wstępny. Dokonało się to zresztą pod nieobecność dyrektora Współczesnego i profesora wydziału, Erwina Axera, który zawsze wybierał sam sobie asystentów. Tym razem, będąc w szpitalu, zdał się na Korzeniewskiego.
Teatr Współczesny był kiedyś salą parafialną kościoła Zbawiciela, któremu została ona zabrana po wojnie. Mieścił się na parterze dużej kamienicy przy ul. Mokotowskiej 13, obok kościoła. Sala była długa i wąska, z jednym małym balkonem z tyłu. Scena była niewielka, bez sznurowni, za to z wygospodarowanym, też zresztą niewielkim, proscenium, na który prowadziły drzwi po dwóch stronach ramy scenicznej.
Z Polski rodem: Bratanek Węgrów – Józef Wysocki
Napisane przez Kazimierz KozubBurzliwe wydarzenia 1848 roku, które przeszły do historii jako Wiosna Ludów – zaczęły się już właściwie w środku zimy. Na przykład, w końcu stycznia wrzenie rewolucyjne ogarnęło Włochy. W lutym rewolucyjne nastroje wstrząsnęły Paryżem, a potem całą Francją. świadomy doniosłości chwili był Adam Mickiewicz, który miał nadzieję, że nastroje rewolucyjne w Europie osłabią Rosję, Prusy i Austrię, a więc dadzą szansę odzyskania przez Polskę niepodległości, toteż wystąpił z ideą powołania polskiego legionu przy ówczesnym Państwie Kościelnym. Nic z tego nie wyszło, bo rewolucjoniści ustanowili w Rzymie republikę i znieśli (na rok) świecką władzę papieża Piusa IX.
Idea tworzenia polskich legionów pozostała jednak nadal aktualna, tym bardziej że Wiosna Ludów odnosiła sukcesy: w marcu 1848 roku przed ludem berlińskim skapitulował cesarz Fryderyk Wilhelm IV, w Wiedniu nieco później upadł rząd „woźnicy Europy”, twórcy europejskich porządków po rozgromieniu w 1815 roku Napoleona – księcia Klemensa Lothara Wenzla von Metternich-Winneburg, zwanego potocznie Metternichem...
Smutne i nudne byłyby wieczory późnej jesieni i zimy w cichym miasteczku poleskim, gdyby nie te miłe dziewczyny, które niczego w zamian od nas nie żądają, ani się nie spodziewają poza spędzaniem miłych chwil z nami. Tu dziewczyna do chwili zaręczyn czuje się wolną, korzysta bez ograniczeń ze swobody, niczym się nie krępuje. Nawet chłopak „tutejszy” śpiewa „Nechaj moja diewczynońka szcze roczok hulaje. Hulaj, hulaj, diewczynońka pokuł moja budesz”.
Polowanie na dziki z psami gończymi
Pewnego styczniowego dnia przy bezchmurnym niebie i niewielkim mrozie brałem udział w polowaniu na dziki w wielkim kompleksie lasów hr. Jarosława Potockiego w Chotyniczach, zaproszony przez znanego nam Henryka Przyborowskiego, inspektora tych lasów. Oprócz mnie do grona myśliwych należał szwagier Przyborowskiego, pan Freitag, oraz komendant powiatowy policji Leon Strusiński. Miało to być moje pierwsze polowanie z poleskimi psami gończymi, o których tyle słyszałem i czytałem w „Łowcu Polskim” – zawsze z niedowierzaniem. Bo czy to możliwe, by ogary mogły same pędzić dzika w gęstym lesie, naprowadzając go pod broń myśliwemu, który gdzieś tam daleko stoi na dukcie, albo żywego przyprowadzić na podwórze leśniczemu. Dziś miałem się naocznie przekonać. Byłem bardzo ciekawy.